JÓZEF NYKA
Wanda Rutkiewicz
TO JUŻ DZIESIĘĆ LAT
[Wanda Rutkiewicz]
Warszawa 1987 – po spotkaniu z delegacją Chińskiego Związku Alpinizmu
Fot. Józef Nyka
 

Copyright © 2002 by JÓZEF NYKA


Wszyscy są zgodni, co do tego, że była największą alpinistką swojej generacji, i nie tylko swojej. Jej działalność górska – przez cały czas bardzo intensywna – objęła okres przeszło 30 lat i drogę przebytą przez niewielu mężczyzn: od nauki wspinania w Sokolikach i Karkonoszach, przez wówczas rekordowe drogi w Tatrach, Alpach i górach Norwegii – aż po wejścia na najwyższe szczyty himalajskie bez tlenu (K2), stylem alpejskim, w zespołach kobiecych, samotnie. Należała do tych nielicznych Polek, których nazwiska pojawiały się na czołówkach światowych gazet, a jej głos liczył się nie tylko w sprawach alpinizmu, ale także takich, jak ochrona środowiska, emancypacja Azjatek czy pokój w Afganistanie. Przeszło dwie dekady w historii alpinizmu kobiecego zapisane zostaną jako jej ćwierćwiecze. „For generations to come Wanda’s exemplary mountaineering career will be an inspiring example” – powiedział na wieść o jej odejściu Xavier Eguskitza.
W 10-lecie śmierci Wandy na grani Kangchendzöngi przypominamy garść ważniejszych wydarzeń z jej bogatego życia – w oparciu o tekst, w dużym skrócie opublikowany w „Głosie Seniora” 5/92, a także powielony jako druk ulotny. Większość źródeł znajduje się w zbiorach autora w postaci listów, nagrań, dokumentów, wycinków prasowych – chronologicznie sięgających początków jej wysokogórskiej drogi. Reprodukowane zdjęcia (z wyjątkiem dwóch) nie były dotąd publikowane. Sądzimy, że zwięzły życiorys naszej Wielkiej Koleżanki będzie równie przydatny, jak obszerne książki, w których jej osiągnięcia giną nierzadko w masie mało ważnych szczegółów. Jej towarzyszy górskich zachęcamy do nadsyłania uzupełnień, które chętnie ogłosimy.
 

BHGS0000    9 (2002)
[faksimile]
Wanda Błaszkiewicz (-Rutkiewicz) urodziła się 4 lutego 1943 r. w Płungianach na Żmudzi (wówczas w Litewskiej SRR), skąd po wojnie, w r. 1946, przybyła wraz z rodziną do kraju. Jej dzieciństwo przypadło na wyjątkowo trudne lata. Wychowywała się we Wrocławiu, w domu, w którym panował kult odpowiedzialności i konieczności stawiania czoła twardym wówczas wymogom życia. We Wrocławiu wyrosła, ukończyła szkołę średnią a potem Wydział Elektroniki na politechnice (dyplom 1965). W latach 1964–73 pracowała w tutejszym Instytucie Automatyki Systemów Energetycznych, następnie zaś w Instytucie Maszyn Matematycznych w Warszawie (pod koniec na nieustannych urlopach sportowych). W szkole należała do najzdolniejszych uczniów, z powodzeniem uprawiała też sport. Była świetną lekkoatletką i siatkarką, występowała w I-ligowej Gwardii Wrocław, brała udział w Uniwersjadzie w Budapeszcie, uczestniczyła w przygotowaniach do Olimpiady w Tokio. W późniejszych latach z dobrymi wynikami startowała w rajdach samochodowych.
W r. 1961 zainteresowała się wspinaczką, która szybko pochłonęła ją bez reszty. W Sokolich Górach uczył ją tej sztuki m.in. Bogdan Jankowski, z zimą zawierała znajomość w Śnieżnych Kotłach. W r. 1962 ukończyła szkółkę na Hali Gąsienicowej. W Tatrach miała sporo ambitnych przejść, także w zespołach kobiecych. Już w r. 1964 zmierzyła się z Wariantem R na Mnichu, który był wówczas wyznacznikiem klasy wspinaczy. Drogę Fereńskiego na tej ścianie robiła zimą z Jasiem Franczukiem, którego parę lat później przyszło jej żegnać na łamach „Taternika”. Ma pierwsze przejścia zimowe a także udział w otwieraniu nowych dróg, np. w r. 1966 na Koprowym Wierchu. W l. 1964 i 1965 wspinała się w Zillertaler Alpen, przechodząc m.in. północno-zachodnią flankę Olperera (3476 m). Uczestniczyła tam w kursie kierowników grup młodzieżowych ÖAV a potem w kursie ratowniczym, którym współkierował dr Helmut Scharfetter. Niebawem poznała trudne ściany Dolomitów – podobnie jak w Austrii, i tam towarzyszył jej Zdzisław Dziędzielewicz. W rejonie Mont Blanc w r. 1967 jej partnerką była o parę lat starsza i bardziej doświadczona Halina Krüger-Syrokomska. Razem przeszły m.in. północno-zachodnią ścianę Aiguille du Grépon (3482 m, I przejście kobiece). Z tą samą towarzyszką w r. 1968 pokonała słynny wschodni filar Trollryggen w Norwegii (9–11 VIII, pierwsze przejście kobiece, ósme w ogóle), co było z uznaniem komentowane w fachowej prasie. W r.1969 obie uczestniczyły w Rendez-vous Hautes Montagnes w Zermatt, gdzie poznały m.in. Tenzinga, a także przyszłą partnerkę wyprawową, Christine de Colombel. W tym czasie Wanda na kilka miesięcy wyszła zamąż za J.W. Rutkiewicza, przyjmując na stałe jego nazwisko. W r. 1972 kierowała obozem sportowym w „Terince” w Dolinie Pięciu Stawów Spiskich, a jednym z jej podopiecznych był... Krzysztof Wielicki.
W GÓRY NAJWYŻSZE
Wanda wcześnie zaczęła myśleć o górach naprawdę wysokich. Pisała o tym (jeszcze jako Wanda Błaszkiewicz) w „Taterniku” 1970, w tym samym roku uczestniczyła w spotkaniu RHM w Jugosławii, gdzie wystąpiła z publicznym apelem o zorganizowanie międzynarodowej kobiecej wyprawy na 8000 metrów („sama Loulou Boulaz uścisnęła mi rękę...” – chwaliła się w liście). Przygotowania rozpoczęła w Pamirze. W r. 1970 stanęła na Piku Lenina (7134 m, 10 VIII), tym razem pod okiem Andrzeja Zawady. Nie obyło się bez problemów spowodowanych wysokością: „Sto metrów od szczytu niemal ustaję. Wlokę się ze zwieszoną głową. Na szczycie padam na kolana i wymiotuję.” W dniu 23 sierpnia 1972, już w ładniejszym stylu, weszła jako pierwsza Polka i jedna z pierwszych kobiet na najwyższy szczyt Afganistanu, Noshaq (7492 m). Tydzień wcześniej, w dniach 14 i 15 sierpnia uczestniczyła w tym rejonie w pierwszych w ogóle wejściach na bezimienne szczyty W.82 (ok. 5950 m) i W.81 (ok. 5980 m). Między obiema wyprawami zrobiła wypad w Alpy Julijskie i przeszła drogę bawarską na północnej ścianie Triglavu (1971).
W r. 1973 były znowu Alpy i szlagier całego sezonu w Szwajcarii: drugie w ogóle i pierwsze kobiece przejście drogi Messnerów i Hiebelera na północnym filarze Eigeru (3970 m, 19–22 VIII, partnerki Danuta Gellner i Stefania Egierszdorff). Hiebeler gratulował sukcesu nie bez cienia goryczy: pięć lat wcześniej głośno chełpił się trudnościami swej nowej drogi.
Dobry rok 1975 przyniósł jej jeden z sukcesów życia: wyprawę na Gasherbrumy (którą kierowała) i pierwsze wejście na dziewiczy Gasherbrum III (7952 m), szesnasty na liście najwyższych szczytów świata. Wejścia – do dziś, mimo kilku prób, nie powtórzonego – dokonano niełatwą mikstową drogą w dniu 11 sierpnia w składzie: Alison Chadwick-Onyszkiewicz, Wanda Rutkiewicz, Janusz Onyszkiewicz i Krzysztof Zdzitowiecki. W angielskim „Mountain” oceniał to wydarzenie sam Norman Dyhrenfurth: „Gasherbrum III – pisał – nie jest od tej pory najwyższym z nie zdobytych szczytów świata, zaś dwóm paniom w zespole, który go zdobył – Polce i Angielce – przypadł w udziale zaszczyt ustanowienia rekordu wysokości pierwszego wejścia z udziałem kobiet.” Na Evereście stanęło do tej pory około 70 pań, ale pierwszego wejścia na prawie-ośmiotysięcznik poza Wandą i Alison (obie niestety nie żyją) nie ma i nie będzie już miała żadna inna z kobiet. Pozostał też artystyczny dokument z tej wyprawy: film „Temperatura wrzenia” Andrzeja Zajączkowskiego.
POLKA NA DACHU ŚWIATA
W r. 1976 w zastępstwie dra Herrligkoffera kierowała nieudaną wyprawą międzynarodową na flankę Rupal Nanga Parbat. Rok 1978 zaczął się pod znakiem Alp: pierwsze zimowe przejście północnej ściany Matterhornu w żeńskim zespole zrealizowały wraz z Wandą Irena Kęsówna, Krystyna Palmowska i Anna Czerwińska w dniach 7–10 III. Wyjaśnić tu trzeba, że tylko Krystyna dotarła do szczytu, pozostałe czekały 70 m niżej z chorą Ireną na ratowniczy helikopter. Już wtedy rysowała się szansa dołączenia do francusko-niemieckiej wyprawy na Everest, obgadana z drem Herrligkofferem w Innsbrucku.
[Karl Herrligkoffer]
Czerwiec 1976 – z drem Karlem Herrligkofferem
Fot. Józef Nyka
25 lutego Wanda pisała w tej sprawie z Zermatt do Zarządu PZA, mądrze argumentując, że okazja może się nie powtórzyć, co będzie nie tylko jej stratą ale i całego polskiego alpinizmu. „Pierwsza Polka na dachu świata?” – z niedowierzaniem pytał w tytule kwietniowy „Express Wieczorny”. Wanda przekonała, kogo trzeba, z pomocą PZA kupiła 20 kurtek puchowych i pojechała do Nepalu. Los i tym razem uśmiechnął się do niej: 16 października 1978 r. stanęła jako pierwsza Polka i trzecia kobieta na szczycie Everestu (8848 m). Wierzchołek osiągnęła w tych samych godzinach, kiedy w Watykanie Karol Wojtyła był wybierany Papieżem. Miało to dla niej nieoczekiwany efekt propagandowy: krajowe gazety wysunęły jej sukces na czołówki, aby zniwelować kłopotliwy dla władz fakt pojawienia się Papieża-Polaka. O tym, jak zderzyły się w eterze informacje z Everestu i z Watykanu autor tych słów wspominał w „Taterniku” 1/1982 s.6.
[Junko Tabei, Phantog, Wanda Rutkiewicz]
Chamonix 1979. Trzy pierwsze damy Everestu:
Junko Tabei, Phantog i Wanda Rutkiewicz.
Fot. Maurice Herzog
Wanda wysoko ceniła sobie to, że udało jej się ustanowić absolutny rekord wysokości Polski (polskie wejścia męskie na Everest nastąpiły dopiero w r. 1980). Widywała się później z Papieżem, podczas spotkania w Krakowie wręczyła mu kamyk ze szczytu, co uwieczniono na wiele razy publikowanym zdjęciu. „Bóg pozwolił, że tego samego dnia oboje weszliśmy tak wysoko” – powiedział do niej Jan Paweł II.
[Wanda Rutkiewicz]
Kraków, 10 czerwca 1979.
Kamyk z Everestu dla Ojca Świętego.
Fot. Marian Żyła „Dziennik Polski”
LIST Z BASE CAMP
Tuż po zejściu ze szczytu, z datą 19 października 1978, Wanda pisała z Bazy Wyprawy Everest´78 do Polskiego Związku Alpinizmu, wtedy jeszcze ul. Sienkiewicza 12. Była to jej pierwsza – na szczęście zachowana – relacja z historycznego wyczynu:

16 października o godzinie 14.00 stanęłam na szczycie Mt. Everestu. Szczyt osiągnęłam po 6,5-godzinnej wspinaczce z obozu IV na Przełęczy Południowej (7985 m). Razem ze mną szczyt zdobyli dwaj Niemcy, Szwajcar i trzej Szerpowie. Było to trzecie wejście szczytowe niemiecko-francuskiej nominalnie, a w rzeczywistości międzynarodowej wyprawy. W pierwszym 14 października uczestniczyli trzej Niemcy, w drugim – 15 października – trzej Francuzi i Austriak. W czwartym – 17 października – dwaj Niemcy. Szczęście dopisało wyprawie, która odniosła niebywały sukces. Po tamujących działalność górską opadach śniegu i wichurach, nastąpił nieoczekiwanie kilkudniowy okres pięknej pogody, i to w momencie, gdy wyprawa zwątpiła w sukces i myślała o odwrocie. Umożliwił on aż cztery wejścia szczytowe. Łącznie na szczycie stanęło 16 osób. Trzej uczestnicy i dwaj Szerpowie osiągnęli szczyt bez użycia tlenu. No i ja – trzecia na tym szczycie, ustanowiłam kobiecy europejski rekord wysokości. Kierownikiem całości wyprawy był dr K.M. Herrligkoffer, kierownikiem wyprawy francuskiej – Pierre Mazeaud, który również zdobył szczyt. Baza wyprawy leżała w zakolu lodowca Khumbu na wysokości 5400 m, obóz I – 6000 m, obóz II – 6400 m, obóz III – 7200 m na zboczach Lhotse, obóz IV na Przełęczy Południowej 7985 m. Działalność górska trwała 8 tygodni.
Cieszę się, że udało mi się zanieść oprócz biało-czerwonego także proporczyk Związku na najwyższy szczyt Ziemi. Zostawiłam na szczycie mały kamyk ze Skałek Rzędkowickich, gdzie stawiają pierwsze kroki i trenują taternicy. Serdeczne pozdrowienia dla Związku, jak również tą drogą dla wszystkich, którzy pomogli przy organizacji mojego udziału w wyprawie. Pozdrowienia dla Ireny Kęsy, od której otrzymałam skałkowy kamyk. Do kraju wrócę 6 lub 13 listopada...

NIESZCZĘSNY ELBRUS
W r. 1979 przypomniała o sobie w Alpach, przechodząc w kobiecej dwójce drogę Bonattiego na wschodniej ścianie Grand Capucin (15–16 VII z Ireną Kęsówną). Na jej dalszej karierze ciężko zaważył wypadek na Elbrusie w dniu 17 marca 1981 roku. Upadek na stoku poniżej Skał Pastuchowa i otwarte złamanie lewej kości udowej, źle leczone w lokalnym radzieckim szpitalu. Noga się nie zrastała, nastąpiły kolejne zabiegi chirurgiczne, wzmagały się trudności w chodzeniu. Zawarła wówczas krótkotrwałe małżeństwo z wspomnianym wyżej austriackim chirurgiem, doc. drem Helmutem Scharfetterem, jej partnerem z wspinaczek w Zillertalu w latach 1964–65. Zamieszkała z nim pod Innsbruckiem i tam zastał ją stan wojenny. Pisała z Patsch nostalgiczne listy, a jej głowę zaprzątały plany kobiecej wyprawy na K2. Po kolejnej operacji w grudniu, w połowie stycznia pojechała do Włoch, gdzie w Turynie wraz z Reinholdem Messnerem wspinała się na otwarciu ściany wspinaczkowej i została przyjęta przez prezydenta Pertolliniego. Gdy wróciła do Austrii, 28 stycznia 1982 nastąpiło ponowne, tym razem samorzutne złamanie się nogi (refraktura), na szczęście na schodach kliniki. „Nigdy nie płaczę – napisała w liście – ale wtedy rozbeczałam się na cały głos.”
Inna kobieta dałaby za wygraną i postawiła krzyżyk na górach. Ale nie ona. Już latem tego roku była kobieca wyprawa na K2 (8611 m), którą zorganizowała i prowadziła. Zdjęcia kierowniczki kroczącej o kulach przez Baltoro, obiegły prasę światową. Wyprawa się nie powiodła, na domiar złego pod K2 pozostała na zawsze jej partnerka sprzed lat, Halina Krüger-Syrokomska. Bezowocny był też udział polskich alpinistek w komercyjnej wyprawie na K2 w r. 1984. Wanda, niepewna ruchów, straciła swój dynamizm i optymizm życiowy. Przełom przyniósł dopiero rok 1985, kiedy jako druga czy trzecia kobieta (pierwsza Europejka) pokonała wraz ze Szwajcarem Stéphane Schaffterem słynną południową ścianę Aconcagua (6960 m) – stylem alpejskim i z kamerą w ręce (16–19 stycznia). „Twardy andyjski lód. Efektowna robota dziabkami na przednich zębach raków – czysta radość wspinania.”
[Wanda Rutkiewicz]
Południowa ściana Aconcagua 1985. Drogę swego wejścia i biwaki wkreśliła własnoręcznie Wanda Rutkiewicz.
PIERWSZA NA K2
15 lipca 1985 stanęła na Nanga Parbat (8125 m) tworząc z Anną Czerwińską i Krystyną Palmowską pierwszy na tym szczycie zespół kobiecy (flanką Diamir – pierwszą kobietą była rok wcześniej Liliane Barrard). Na czubek weszła w godzinę po Krystynie, co tłumaczyła zmęczeniem spowodowanym wcześniejszym ewakuowaniem chorej Dobrosławy Wolfowej. Lato 1986 przyniosło kolejny wzlot jej górskiej kariery: 23 czerwca pierwsze wejście kobiece na wymarzony K2 (8611 m), drugą co do wysokości i najtrudniejszą górę świata. O godzinę wyprzedziła na czubku swą francuską partnerkę, Liliane Barrard, która opadła z sił i wraz z mężem i Michelem Parmentierem zatrzymała się pod szczytem na odpoczynek. Oboje Barrardowie zginęli schodząc ze szczytu, został też w górach Parmentier.
Wiosną 1987 r. została zaproszona przez Klinikę Uniwersytecką w Zurychu, gdzie – razem z Kukuczką i Wielickim – przeszła cykl drobiazgowych badań, w poszukiwaniu szczególnych predyspozycji fizycznych do działania w warunkach niedotlenienia. Pewnym zaskoczeniem dla naukowców było to, że funkcje jej organizmu nie odbiegały w zasadzie od sportowej średniej.
W jesieni tego samego roku, 18 września 1987, weszła – idąc drogą normalną od północy – na wierzchołki centralny i główny Shisha Pangmy (8027 m) w Tybecie, zimą zaś towarzyszyła Kukuczce w wyprawie na Annapurnę (do wysokości ok. 7000 m). Niepowodzeniem zakończyła się kolejna eskapada – tym razem do Patagonii, gdzie w zespole kobiecym próbowała wdrapać się na słynną Cerro Torre. Zimą 1988–89 uczestniczyła w nieudanej próbie wejścia na Yalu Kang (8505 m) w masywie Kangchendzöngi. Los odwrócił się latem: 12 lipca 1989 weszła na swój piąty ośmiotysięcznik, Gasherbrum II (8035 m) – w ramach bardzo miło wspominanej czysto kobiecej wyprawy brytyjskiej. „Na żadnej wyprawie nie było tak wesoło i bezstresowo, jak tej z Rhoną Lampard i jej koleżankami” – wspominała w rozmowach. Jedna z uczestniczek, Brede Arkless, była matką ośmiorga dzieci. Wiosną 1990 r. Wanda uczestniczyła w małej japońskiej wyprawie na Makalu (kierownik Makoto Hara) i 9 maja wraz z Ewą Pankiewicz osiągnęła pokaźną wysokość 7900 m, gdzie zawrócił je atak niepogody. Japończykom się spieszyło i nie dali Polkom szansy na ponowny atak. Niemal równo rok po G.II, „padł” Gasherbrum I (8068 m), na który weszła w ciężkich warunkach wraz z Ewą Pankiewicz w dniu 16 lipca 1990 r., jako pierwszy i całkowicie autonomiczny zespół kobiecy. Morderczy wysiłek i słowa uznania dla partnerki: „Z podziwem patrzę na Maleństwo, jak w głębokim śniegu toruje aż do szczytu.”
[Wanda Rutkiewicz, Liliane Barrard, Barbara Kozłowska]
Broad Peak 1985. Wanda Rutkiewicz, Liliane Barrard, Barbara Kozłowska (zginęła u stóp tego szczytu), za nią oficer łącznikowy.
Fot. Stéfane Schaffter
Z ośmiotysięczników pakistańskich pozostał jej już tylko Broad Peak, na którym załamywały się kolejne próby. W trakcie jednej z nich – latem 1990 roku – w jej obecności zginął bliski jej człowiek, Niemiec dr Kurt Lyncke-Krüger, co bardzo źle wpłynęło na psychikę skądinąd twardej Wandy.
KARAWANA DO MARZEŃ
Po wejściu na Gasherbrum I powstała idea rozprawienia się z pozostałymi 8 szczytami „Korony Himalajów” w ramach jednej 12- do 16-miesięcznej wyprawy, nazwanej „Caravan to Dreams”. Pomysł ogłosiła w październiku 1990 r. w Rzymie, początkowo z zapożyczoną od Włochów nazwą „Przygoda górska 2000”. Główną partnerką miała być Ewa Panejko-Pankiewiczowa, a ośrodek koordynacyjny miał powstać w Łodzi. Niebawem ukazały się prospekty, z datą 19 marca 1991 rozesłany został szczegółowy plan i kalendarz wyprawy. W Austrii miała oparcie w pani Marion Feik, która szukała jej sponsorów i z którą się zaprzyjaźniła. Wanda zakładała, że raz zdobytą aklimatyzację wykorzysta do serii wejść non-stop na wysokie szczyty. Opracowany harmonogram nie uwzględniał warunków pogodowych i czegoś takiego, jak wyczerpanie się sił organizmu, czego już wcześniej doświadczyło kilku realizujących podobne pomysły panów. Plan był od początku nierealny, toteż załamał się już na wstępie: nie powiodła się próba wejścia na Kangchendzöngę w składzie wyprawy jugosłowiańskiej. Tu znowu przyszło Wandzie otrzeć się o śmierć: to ona znalazła ciała dwójki Słoweńców, Mariji Frantar i Jožeta Rozmana, którzy 3 maja 1991 spadli z grani, wyczerpani wysokością. Kierownik wyprawy, Tone Škarja, nie chciał powiększać ryzyka i nie zgodził się na atak Wandy, o co miała do niego później gorzkie pretensje. Natomiast szczęśliwa okazała się jesień: w dniu 26 września Wanda dokonała wejścia na Cho Oyu (8201 m) zaś 22 października na Annapurnę (8091 m). To drugie nastąpiło historyczną drogą brytyjską na południowej ścianie, na której Wanda była pierwszą kobietą, a jej wejście drugim tej klasy żeńskim wyczynem na 8-tysięcznikach (po zachodnim filarze Makalu). Z wejściem tym wiązał się kolejny przykry incydent. Szła do góry sama, a obserwujący ją z bazy koledzy pomylili wspinające się sylwetki i stwierdzili, że nie zdołała dotrzeć do wierzchołka. Szczyt osiągnęła o zmierzchu i noc spędziła w zejściu tuż poniżej. Ze szczytu próbowała zrobić zdjęcia, ale w mroku czas ekspozycji był zbyt długi. Plotka o jej rzekomym kłamstwie dotarła do Warszawy wcześniej niż sama Wanda.
Piszący te słowa pojechał wraz z Hanną Wiktorowską na lotnisko, by jej pomóc i uprzedzić ją o niemiłej sytuacji. Uderzał brak dziennikarzy i witających wracającą znajomych. Była zaskoczona i załamana. Zaczęły się bezskuteczne wyjaśnienia, także w długim powielonym tekście – koledzy obstawali przy swoim. Zarząd PZA powołał specjalną komisję w składzie Maciej Berbeka, Bogdan Jankowski i Janusz Majer. Komisja przeprowadziła rozmowy i orzekła, że nie ma podstaw do ferowania tak ciężkiego dla sportowca oskarżenia. W przeddzień ogłoszenia decyzji komisji o umorzeniu postępowania, Wanda zatelefonowała. „Usiądź, bo się przewrócisz – powiedziała rozradowana. – Dzisiaj przyszły z Wiednia moje filmy z Annapurny, wyobraź sobie, jest wśród nich zdjęcie ze szczytu! Jakim cudem wyszło mimo zmroku – nie umiem powiedzieć.” Slajd, nie odcięty od paska zdjęć z podejścia, obejrzał i porównał z przywiezionymi przez inne wyprawy ekspert himalajski, Zbigniew Kowalewski: nie było żadnych wątpliwości, że zdjęcie pochodzi z czubka góry.
OSTATNIA ROZMOWA
Annapurna stała się ósmym ośmiotysięcznikiem Wandy Rutkiewicz i, niestety, ostatnim. Przy próbie wejścia na Kangchendzöngę zaginęła niedaleko szczytu w dniach 12 czy 13 maja 1992. Ostatni rozmawiał z nią schodzący z wierzchołka Meksykanin Carlos Carsolio na wysokości 8200–8300 m. Nie dała się nakłonić do powrotu do obozu, choć – to opinia Carlosa – odpowiadała rzeczowo i wydawała się być w niezłej formie. Było to jej trzecie spotkanie z Kangchendzöngą, wiedziała, że innej okazji już nie będzie. Być może powodowana euforią wysokościową, mimo braku sprzętu biwakowego, postanowiła zanocować i rano kontynuować atak. Niestety, następnego dnia nie wróciła do obozu IV ani później do bazy. Co działo się tam na górze, nie wiadomo. Nieszczęście wydarzyło się raczej 13 maja – może starczyło jej jeszcze oddechu, by dotrzeć do szczytu? Na akcję poszukiwawczą wyprawa nie miała już sił. Ciała nie odnaleziono do dzisiaj.
Wiosną 1995 r. wyprawa włoska (kierownik Simone Moro) natknęła się na wysokości 7600 m na zwłoki alpinistki ubranej w różowy kombinezon puchowy francuskiej firmy. Włosi zrobili szczegółowe fotografie i ciało złożyli „pietosamente” w szczelinie lodowej. We Włoszech ukazały się artykuły stwierdzające, że chodziło o Wandę Rutkiewicz (m.in. „Lo Scarpone” 6/95). Nie może to jednak być prawdą. Jeżeli nie nastąpił upadek, ciało Wandy winno leżeć powyżej 8000 m i to po stronie północnej a nie południowej. Obszerną relację nadesłał Fausto de Stefani, Andrzej Skłodowski otrzymał opis zwłok od Jozefa Rakoncaja i omówił go z uczestnikiem wyprawy, Arkiem Gąsienicą Józkowym. Zdaniem Arka, Wanda miała na sobie ubranie żółte i stalowego koloru spodnie. Znalezienie w kieszeni zmarłej tabletek bułgarskich świadczy o tym, że była to na pewno znana alpinistka z Bułgarii, Jordanka Dymitrowa („Głos Seniora” 11/94). (Kangchendzönga zabrała całą elitę wysokościowego alpinizmu kobiecego: oprócz Wandy Rutkiewicz, Mariji Frantar i Jordanki Dymirowej także Rosjankę Jekaterinę Iwanową).
Domysłów na temat tragedii było wiele. Ew. fizjologiczne przyczyny zgonu na grani Kangchendzöngi przekonująco wyjaśnił dr Zdzisław Ryn w ogłoszonym w Chile i nieznanym w kraju artykule. Wśród spekulacji nie brakło hipotez o swego rodzaju samobójstwie alpinistki, czującej rzekomo, że jej czas się kończy. Ale znający ją przyjaciele wiedzieli: wciąż parła do przodu, nie chciała umierać, nie miała takiej intencji ani takiej mentalności. Ale w pewnym sensie nie miała nic przeciwko śmierci w górach, czemu nieraz dawała wyraz w rozmowach. W bazie pod Kangchendzöngą mówiła podobno (relacja gazetowa za Carsoliem): „Dla mnie umrzeć tam na górze nie byłoby niczym niezwykłym. To byłoby całkiem proste. Ostatecznie większość moich przyjaciół czeka na mnie tam, wysoko.”
Śmierć Wandy była wstrząsem dla całej międzynarodowej społeczności wysokogórskiej. Do Matki i do PZA napływały kondolencje, a wspomnienia o naszej koleżance ukazały się we wszystkich liczących się periodykach, m.in. w szwajcarskiej „Neue Zürcher Zeitung” 1992 (Oswald Oelz), angielskim „The Financial Times” (Richard Cowper), chilijskim „El Mercurio” 1992 (ambasador Zdzisław Ryn), włoskim „Alp” 1992 (Józef Nyka), baskijskiej „Pyrenaica” 1992 (Antxon Iturriza i Xavier Eguskitza), amerykańskim „Rock and Ice” 1992 (Arlene Blum), angielskim „Mountain”, japońskim „Iwa to Yuki” 1992 (J. Nyka), londyńskim „Alpine Journal” 1993 (Ingeborga Doubrawa-Cochlin), „American Alpine Journal” 1993 (H. Adams Carter), „The Himalayan Club Newsletter” (J. Nyka) i wielu wielu innych. Wszystkie teksty podkreślały absolutnie czołową rolę zmarłej w alpinizmie światowym.
MIEJSCE W KULTURZE
Wanda miała wiele osobistego uroku i była utalentowaną narratorką, a jej ilustrowane przezroczami gawędy przyciągały publiczność w całej Europie i zaczynały przynosić pieniążki. Pamiętamy jej konfrontację z prelegentami zachodnimi (m.in. Loretanem, Profitem) na festiwalu filmowym 1992 w Katowicach, gdzie pokazała prawdziwą klasę i porwała widownię. Była bardzo aktywna na niwie międzynarodowej, uczestniczyła w konferencjach, należała do grupki założycieli „Mountain Wilderness”, powołanej do życia w r. 1987 na wielkim mitingu we Włoszech. W r. 1981 w Rawalpindi reprezentowała Polskę na światowej konferencji poświęconej rozwojowi turystyki i alpinizmu w górach Azji Centralnej. Poznała wówczas Fritza Luchsingera, a także sędziwego prof. Ardito Desio, który miał ją przeżyć o całe 10 lat. W r. 1983 na międzynarodowym sympozjum w Delhi (z udziałem wielu sław) wygłosiła żywo dyskutowany odczyt „Kobiety w alpinizmie światowym”, a po spotkaniu powędrowała – wciąż jeszcze mocno kulejąc – pod Shivling w Garhwalu, m.in. w towarzystwie Ada Cartera, Chrisa Boningtona i Jima Fortheringhama. W r. 1988 była gwiazdą – obok Messnera – mitingu BMC w Buxton.
[Norgay Tenzing, Naomi Uemura, Wanda Rutkiewicz]
Konferencja w Delhi 1983. Trzy sławy:
Norgay Tenzing, Naomi Uemura i Wanda Rutkiewicz.
Sama pisała niezbyt chętnie i bez werwy, choć wyprawę na Gasherbrumy podsumowała w zredagowanej przez siebie pracy zbiorowej „Zdobycie Gasherbrumów” (SiT 1979). W r. 1986 wydała w KAW w serii „Bohaterowie stadionów” napisaną z pomocą dziennikarki Ewy Matuszewskiej książkę „Na jednej linie”. W Patsch pisała artykuł do „polskiego” numeru „Bergsteigera”, dawała się namówić na pisanie rozdziałów do prac zbiorowych, np. tomu „W górach wysokich” (1985) czy reportażu Karla Herrligkoffera „Mount Everest ohne Sauerstoff” (1979). Ta druga wypowiedź jest wyjątkowo ciekawa: Wanda wyjawia w niej szczerze, jak wrogo odnosili się do niej męscy członkowie wyprawy, którym jako kobieta obniżała prestiż wejścia na Everest, w tamte lata jeszcze bardzo wysoki. Artykuły sprawozdawcze do „Taternika” pisała bez entuzjazmu i ufnie powierzała redakcji ich obróbkę, rezygnując z autoryzacji. Relację z wejścia na Everest złożyła dopiero w r. 1982 – „czasami jest łatwiej wejść na szczyt, niż opisać, jak się na niego wchodziło”, tłumaczyła się w zakończeniu. Chętnie natomiast udzielała wywiadów, których ukazały się dziesiątki w prasie całego świata. W części z nich widać intelektualny wsad dziennikarzy, a Wanda jawi się nierzadko jako pełna wahań i kompleksów introwertyczka, którą nie była w najmniejszym stopniu. Ostatni wywiad – książkowy – nagrała z nią Barbara Rusowicz z toruńskiego wydawnictwa „Comer” (umowa wydawnicza z aneksem z 20 I 1992) i uzgadniała w dni poprzedzające ostatni wyjazd w Himalaje. Tekst, nieuważnie przejrzany przez rozbieganą Wandę, wymagał licznych poważnych poprawek. Książka „Wszystko o Wandzie Rutkiewicz” ukazała się w parę miesięcy po jej śmierci. Z różnych publikacji o Wandzie ta jest najbardziej obiektywna, a prowadząca rozmowę nie czyni z siebie przyjaciółki bohaterki. W r. 1998 w Niemczech ukazała się tłumaczona na inne języki biografia Wandy pióra Austriaczki Gertrude Reinisch („Wanda Rutkiewicz. Karawane der Träume”). Autorka wiele miejsca poświęca sobie, przedstawiając się jako powierniczka i himalajska partnerka Wandy (była z nią m.in. pod Gasherbrumami w r. 1990). W latach 1994 i 1999 dwie ładnie napisane książki wydała Ewa Matuszewska („Karawana do marzeń” i „Uciec jak najwyżej”). Liczne wywiady radiowe i telewizyjne spoczywają w archiwach PR i TV, a prywatne nagrania rozmów – najbardziej autentyczne i szczere – w szufladach znajomych i przyjaciół.
Osobny rozdział stanowi praca filmowa Wandy, którą traktowała najpierw amatorsko (miała kamerę idąc na Everest) a potem profesjonalnie. W początku r. 1980 w Chamonix uczestniczyła w pracach nad serialem Daniela Costelle „Les grandes avventures de l’Himalaya”. Nakręciła później kilka filmów, które jako dokumenty pozostaną w naszej górskiej filmotece, są to m.in. „Gdybyś przyszedł pod tę ścianę” 1986 (Aconcagua), „Nanga Parbat 85” (1986), nagrodzone w Grazu „Requiem” (1987) oraz – wraz z Krzysztofem Langiem – „Tango” i tryptyk „Ludzie na Baltoro”. Z wyprawy na Gasherbrum II przywiozła zrobiony dla angielskiej TV film „Kobiety śniegu”, który w lutym 1990 zaprezentowała na pokazie w Berlinie. Były też interesujące wspomnienia filmowe z wypraw na Shisha Pangmę i Cerro Torre. W r. 1989 pracowała wspólnie z Lutzem Maurerem nad polskim odcinkiem programu ORF „Land der Berge”.
Do spraw dnia powszedniego nie przywiązywała większej wagi. Zrezygnowała z założenia rodziny, nie dążyła do spokojnej stabilizacji. Często jeździła wypożyczanymi samochodami, miała ciasne mieszkanko przy ul. Sobieskiego na Dolnym Mokotowie (to prawda, że wcześnie wyposażone w fax i inne nowoczesne środki łączności). Do siebie samej miała stosunek rzeczowy. „Jest wiele dziewczyn wspinających się lepiej ode mnie – mówiła w jednym z wywiadów – choć we mnie skupia się chyba więcej cech potrzebnych do realizacji poważnych zamierzeń górskich.” Do swej popularności podchodziła z dystansem. Do prelekcji chętnie wplatała anegdotkę, jak kiedyś zatrzymał ją milicjant za przekroczenie szybkości. „Czy ja pani już gdzieś nie widziałem? – zapytał. – Nie płaciła pani u mnie niedawno mandatu?”
[Andrzej Paczkowski, Bogusław Ryba, Maria Błaszkiewicz, Wanda Rutkiewicz, Bogdan Chruścicki, Adam Izydorczyk, Karol Bałan]
Powitanie w GKKFiS w dniu powrotu z Everestu. Od lewej: prezes PZA Andrzej Paczkowski, zastępca przewodniczącego GKKFiS, Bogusław Ryba, Maria Błaszkiewicz (matka Wandy), Wanda Rutkiewicz, red. Bogdan Chruścicki, zastępca przewodniczącego, Adam Izydorczyk, dyr. Karol Bałan.
Fot. Józef Nyka
ZŁOTA GWIAZDA ZASŁUGI
W l. 1962–73 należała do Koła Wrocławskiego KW, następnie do Koła Warszawskiego (i KWW). Kilka klubów nadało jej członkostwo honorowe. Były to m.in. Akademicki Klub Górski w Łodzi, Łódzki KW, KW w Kielcach, Wrocławski KW. Za swoje rekordowe wyczyny była wiele razy nagradzana i odznaczana. Medal Za Wybitne Osiągnięcia Sportowe otrzymała siedmiokrotnie, w tym trzy razy Złoty. W r. 1979 Rada Państwa odznaczyła ją Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, który odebrała w marcu w zakopiańskim COS – razem z Dziunią Łapińską. Dwukrotnie otrzymała Puchar Ministra Spraw Zagranicznych: w r. 1975 wraz z zespołem koleżanek z Gasherbrumów i w 1978 indywidualnie za Everest, z rąk min. Emila Wojtaszka. W r. 1982 odebrała Rolex Award Enterprise, w 1987 Reichle-Abenteuerpreis. W 1989 przypadł jej francuski (choć po angielsku nazwany) „Victor of Adventure”, w 1990 – prestiżowa Premio Minerva („aktywność, mądrość, jakość”) włoskiego Club Delle Donne. W dniu 23 marca 1991 Ambasador Pakistanu udekorował ją jednym z najwyższych odznaczeń swego kraju, nadawanym przez prezydenta Orderem Sitara-e Imtiaz, podkreślając w laudatio jej wkład w popularyzację gór Pakistanu oraz w rozwój sportu kobiecego w tym kraju – zarówno przez dawanie przykładu, jak i bezpośrednią pomoc młodym Pakistankom w angażowaniu się w alpinizm wyprawowy.
[Hanna Wiktorowska, Ewa Pankiewiczowa, Wanda Rutkiewicz, Andrzej Zawada]
W ambasadzie Pakistanu po dekoracji Gwiazdą Zasługi. Od lewej: Hanna Wiktorowska, córka Ambasadora, Ewa Pankiewiczowa, Wanda Rutkiewicz, Ambasador Pakistanu, Andrzej Zawada.
Fot. Józef Nyka
Walny Zjazd PZA w r. 1992 powołał ją pośmiertnie w poczet członków honorowych Związku, 3 września 1994 kapituła Fondation en Souvenir du Roi Albert 1er przyznała Wandzie Rutkiewicz jeden z trzech pierwszych Medali Zasługi Króla Alberta I (Médaille du mérite Roi Albert 1er). „Z nazwiskiem Wandy Rutkiewicz przez przeszło ćwierć wieku wiąże się rozwój światowego alpinizmu kobiecego – powiedział w laudatio w Brukseli Jürg Marmet. – Z jej zaginięciem światowy alpinizm kobiecy stracił jedną z największych i najznamienitszych przedstawicielek.” Po śmierci Wandy kilka szkół – m.in. we Wrocławiu, w Warszawie – przyjęło ją za patronkę, a Muzeum Sportu i Turystyki w Warszawie jej imieniem nazwało doroczny Przegląd Filmów Alpinistycznych, odbywający się od r. 1993. We wrocławskim ratuszu umieszczono jej popiersie wykute w marmurze.
„Polka o uderzającej urodzie i energii, największa alpinistka wysokościowa swej epoki” – napisał o niej znany angielski dziennikarz, Richard Cowper. Historyczne miejsce Wandy określą przyszłe lata, już dziś można jednak powiedzieć, że w żeńskim wydaniu himalaizmu zajmuje ona pozycję nr 1, której nigdy nie straci. Nie ma już do zdobycia szczytów rangi Gasherbruma III, na które mogłyby wejść rywalki, nie ma drugiej najtrudniejszej góry świata, K2, na której mogłyby stanąć jako pierwsze. W biegu po 8-tysięczniki dorobiła się ich ośmiu wtedy, kiedy pozostałe panie nie mogły przekroczyć liczby 3 (do roku 2002 do sześciu dobiły nieżyjąca już Francuzka Chantal Mauduit i Amerykanka Christine Boskoff, siedem pań ma – dane od Eberharda Jurgalskiego – po 4 szczyty tej klasy, wśród nich Polka Anna Czerwińska). Liczne działania i wypowiedzi Wandy wywarły duży wpływ na kształtowanie się ideologii samodzielnego kobiecego alpinizmu, szczególnie, choć nie tylko, wysokościowego. Żadnej z kobiet nie udało się uczynić tak dużo dla przełamania monopolu mężczyzn we wspinaniu się na najwyższe szczyty.
Tymczasem żyje ona w naszej pamięci jako prawdziwie niezwykła osobowość i jako najwybitniejsza alpinistka mijającego ćwierćwiecza, której osiągnięcia – górskie, a także te w sferze kultury – nie prędko doczekają się powtórzeń. Nie ma jej już 10 lat, a miejsce po niej ciągle pozostaje puste i nie widać indywidualności, która mogłaby je zająć. „What a huge loss to the climbing world!” – napisał w liście kondolencyjnym redaktor „Muntain”, Bernard Newman. Szczera prawda. Pociesza myśl – mówiąc patetycznie – że dobrze jej jest w białych śniegach Himalajów, które zawsze uważała za swój świat i swoje miejsce na Ziemi.
Józef Nyka
BHGS00  A BIOGRAPHICAL SKETCH 9 (2002)
Wanda Rutkiewicz was born on February 2, 1943 in Lithuania (Litauen) as Wanda Błaszkiewicz. Residing later in Wrocław (Breslau) she graduated with master’s degrees in science and in electronic engineering from the Politechnic Institute of Wrocław. With eighteen years she started climbing in the domestic Tatra mountains, mainly in winter. Three years later she began climbing in the Alps and the Norwegian mountains. Her climbs, in ladies-only-teams, included the East Pillar of Trollryggen in Norway (1968), the North Pillar of Eiger (Messner route, 1973) and the North Face of Matterhorn in winter (first women-only-ascent, 1978). In the early seventies she moved to Warsaw.
During the next two decades she became the unrivaled leader of feminine mountaineering contributing significantly to the development of women climbing tactics and philosophy. After climbing Pik Lenina (7'134 m) in the Pamirs and Noshaq (7,492 m) in the Hindu Kush, she organised and led the successful 1975 Polish Women’s Gasherbrum III expedition, by that time the highest still unclimbed mountain (7,952 m). In 1978 she became the third woman and the first Western woman to reach the top of Mount Everest (8'846 m). She broke her leg seriously on Elbrus in 1980. This hampered her and would have ended the career of a less determined person. She subsequently climbed the awesome South Face of Aconcagua (6'960 m), the Diamir Face of Nanga Parbat (8,125 m) in a women's team, K2 (8'611 m) in 1986 as the first woman on the top of the world's most serious 8'000 metres peak, Shisha Pangma (8'027 m), Gasherbrum II (8'035 m) and Gasherbrum I (8'068 m), both in female teams, Cho Oyu (8'201 m) and Annapurna (8'091 m) by the extremely difficult South Face. In 1992 she attempted Kangchenjunga as a member of a Mexican party, starting the summit push together with the expedition leader. At nightfall on the 12th May she was last seen some 300 m short of the top, preparing a bivouac. She probably died during the night or the next day climbing towards the summit or even descending from it.
She was preeminent not only for her own accomplishments but equally for her championing of women climbers in the high mountains of the world. In addition to her climbing passion she was a gifted mountain writer and photographer. She wrote 2 books, “Zdobycie Gasherbrumów” (1979) and “Na jednej linie” (1986, co-author Ewa Matuszewska), and dozens of articles and reports. During the last decade she devoted a large part of her time and energy to film making, e.g. on Aconcagua’s South Face, on K2 (“Requiem”), on Cerro Torre, on Nanga Parbat, on Gasherbrum II and on the people of Baltoro region. She was much in demand as a lecturer and speaker at international meetings and conferences. Always deeply interested in all matters of mountaineering and, in particular, in the ecology of high altitude wildland, she read in 1983 in Delhi a widely discussed paper on “Women Mountaineers in the Himalaya” (a subject for which she was an international ambassador) and served as founding troustee of the “Mountain Wilderness” organisation.
Wanda Rutkiewicz was a most forceful, determined person and lady-mountaineer. In recognition of her numerous contributions to feminine mountaineering she received many awards and distinctions, including the prestigious “Sitara-e Imtiaz” (Star of Distinction) award of Pakistan. Posthumously she now also receives the “King Albert Medal of Merit” in recognition of “her courageous and pioneering spirit in the development of feminine mountaineering and the exploration o the world’s highest peaks for more than a quarter of century.”
Józef Nyka (Poland), H. Adams Carter (USA), Jürg Marmet (Switzerland)
(Tekst napisany wspólnie dla kapituły Medalu Zasługi im. Króla Alberta I)