JÓZEF NYKA
BATALION LAMPARTA
Trzy przyczynki
[Walenty Nyka]
14-letni Walek Nyka pozuje do zdjęcia w rynsztunku braci
– w zrzutowym płaszczu angielskim i z niemiecką empi.
Rok 1945. Fot. Józef Nyka

  
Redakcja: MONIKA NYCZANKA

Copyright © 2017 by JÓZEF NYKA

GBH0000    49 (2017)
WYGRZEBAĆ Z PIASKU NIEPAMIĘCI
Upłynęło od tego czasu już przeszło 70 lat, a mnie niektóre wydarzenia jawią się jakby to było wczoraj. Wierzyć mi się nie chce, że pośród żyjących przypuszczalnie już tylko ja jeden – ostatni – oglądałem to Wielkie Gorczańskie Półrocze na własne oczy, to i owo przeżyłem i – co może najdziwniejsze – jeszcze niejedno niezgorzej pamiętam. Moi druhowie leśni wymarli wszyscy – przeszło dwie setki chłopa – wielu bardzo wcześnie, choć wtedy w górach nie mogły to być ułomki. Już w r.1992 – 25 lat temu! – po 4 operacjach pisał do mnie „Bohun”, że przecież „żyjemy wszyscy z darowanymi latami”. Mnie w dekadach powojennych pochłonęły inne sprawy, co pozwoliło mi zachować dystans do konspiracyjnych i leśnych kart i uniknąć ich wewnętrznej gloryfikacji i mitologizacji. Nie wstąpiłem do ZBoWiD, do Ogólnopolskiego Zw. Żołnierzy Armii Krajowej zapisał mnie działacz Oddziału Warszawskiego, Andrzej Niesiołowski, dopiero w r. 1993. Było to duże zaniedbanie, choćby tylko ze względu na nie korzystanie z lecznicy AK i z kombatanckich świadczeń. Związek, nawiasem mówiąc, wykreślił mnie po paru latach za niepłacenie składek. Ale, jak wspomniałem, w moim życiu był to tylko jeden z ważnych epizodów.
Mimo to jakimś cudem ocalała moja pamięć wojennych dni. Jest ona żywa i plastyczna, na ile jednak pozostaje w zgodzie z faktami – to inne pytanie. O dziwnych harcach pamięci wspomniałem w zeszycie o niemieckich obozach dla Żydów pod Tatrami, kiedy miałem okazję do konfrontacji swoich nie oglądanych od pół wieku zapisków z odpowiadającymi im obrazami tkwiącymi w mojej głowie. Okazało się, że są to często prawdy mocno rozbieżne. Na szczęście (i nieszczęście zarazem) mimo licznych zagrożeń ocalały też z tych czasów moje obszerne dzienniki – po młodzieńczemu naiwne, ale w swej naiwności szczere. Mówię „na nieszczęście” bo ich zawartość twardo wzięła w ryzy mój wojenny życiorys – bez tej osobistej buchalterii mógłbym dziś chwalić się np. rozbiciem w Ochotnicy niemieckiego czołgu czy brawurową ucieczką z rąk obławy – oczywiście, całej zbrojnej w panzerfausty kompanii SS. Moja rodzina musi pogodzić się z tym, że nie ma przodka opromienionego bohaterskimi czynami i awanturniczymi przygodami na wojennych szlakach.
Na tych kartach wracam do swojej pamięci i swych pożółkłych notatek nie po to, aby raz jeszcze przypomnieć krwawe zmagania I PSP, lecz po to, by nie zabrać do grobu garści słabiej znanych spraw wojennych, których oprócz mnie dzisiaj – lato 2017 – nie może pamiętać już nikt, a które jako prozaiczne i marginalne raczej umykały uwadze autorów relacji i wspomnień. A przecież i one należą do obrazu naszego wojennego czasu i zasługują na odnotowanie i utrwalenie. Dzisiaj mogę powiedzieć, że w tej kronikarskiej posłudze nikt mnie już nie wyręczy.
GBH0000    49 (2017)
[brak_tresci]

***
Przekazuję PT Czytenikom te trzy luźno z sobą powiązane tekściki – klamrą spinającą je jest jedność objętego nimi gorczańskiego zgrupowania AK oraz to, że należą do obrazu jednego kończącego wojnę półrocza. Ich tematyka pozostaje na uboczu sławionego w publikacjach nurtu zbrojnych działań jednostki, dlatego mam nadzieję, że większość tu odnotowanych wspomnień nie miała dotąd odbicia w literaturze i dziś poza moją skromną osobą nie byłoby już nikogo, kto mógłby je przypomnieć i odtworzyć. Cieszę się, że – chociaż późno – zdążyłem jeszcze przenieść je na papier.