FELICJA PANAK
Irena Pawlewska-Szydlowska
1892–1982
 
[Irena Pawlewska, Ferdynand Goetel, Helena Dluska, Roman Kordys, Jasiek Obrochta Bartusiow]
Na Kepie w sierpniu 1908 roku.
Z prawej Irena Pawlewska (-Szydlowska), ponad nia siedza Ferdynand Goetel i Helena Dluska,
stoi Roman Kordys. Z basetla Jasiek Obrochta Bartusiow. Fot. Mieczyslaw Karlowicz (fragment)
  

Copyright (c) 2008 by Jozef Nyka

100 LAT TEMU NA SZCZYRBSKIM SZCZYCIE
W lutym 1982 r., krotko po swoich 90. urodzinach, zmarla w Poznaniu jedna z pionierek samodzielnego taternictwa kobiecego, Irena z Pawlewskich Szydlowska. Jej ojciec, prof. Bronislaw Pawlewski, okreslany jest jako „najwszechstronniejszy technolog chemii”. Jego kolega byl pozniejszy prezydent RP, prof. Ignacy Moscicki, a jednym z uczniow slynny ekonomista Eugeniusz Kwiatkowski. Urodzona w r. 1892 i niezle wyksztalcona (m.in. 2 lata Sorbony), chodzila po Tatrach z bratem Tadeuszem, bracmi Swierzami i Goetlami, Aleksandrem Kowalskim, Wladyslawem Boldireffem, Jaskiem Peksa, Jakubem Wawrytka starszym, najczesciej jednak z kuzynka, Helena Dluska. Duzy rozglos zyskaly obie, wchodzac w r. 1908 nowa droga na Szczyrbski Szczyt (2389 m) od polnocy, z Doliny Hlinskiej – bez jakiegokolwiek meskiego wsparcia („Taternik” 6/1908 s. 123). „Byl to pierwszy i przez wiele lat jedyny problem taternicki, rozwiazany samodzielnie przez kobiety” – pisal w MES Witold H. Paryski. Nie mozna nie dodac, ze obie „kobiety” mialy wtedy po zaledwie 16 lat! W nagrode zaproponowano im – a uczynil to Aleksander Znamiecki – wstapienie do juz wowczas elitarnej Sekcji Turystycznej TT („Taternik” 6/1908 s. 122). Wzmianki o Irenie pojawialy sie w prasie: „Zakopane” 1909 nr 16 – „Dn. 8/VII pp. H. Dluska, I. Pawlewska i M. Swierz byli na Dzikiej Turni.” W r.1911 Irena wraz z Hela Dluska towarzyszyla w wycieczkach w Tatry Marii Sklodowskiej-Curie i jej corkom, wchodzac z nimi na Swinice i wedrujac do Ciemnych Smreczyn i Niewcyrki.
Druga wojna swiatowa zabrala jej syna (polegl we wrzesniu 1939 w walce z wkraczajacym oddzialem sowieckim) i meza (zginal z rak rosyjskich w Katyniu). Ona sama podjela prace konspiracyjna, zogniskowana w jej pralni w Warszawie. Wiosna 1941 zostala aresztowana przez gestapo i osadzona w obozie koncentracyjnym w Ravensbruck a pozniej Neubrandenburg, gdzie kontynuowala dzialalnosc konspiracyjna i spoleczna. Sama wiazala tez swoje aresztowanie z kwietniem 1942 roku. Pozniej mowila czesto, ze to zdobyta w Tatrach odpornosc fizyczna i psychiczna pozwolila jej wyjsc z zyciem z piekla lochow gestapo i obozow. W latach miedzywojennych i po wojnie (do r.1966) prowadzila w Tatry grupy mlodziezy, od r. 1949 dzialala w PTT a pozniej w PTTK i KW w Szczecinie. Nalezala do najlepszych znawcow okolic Szczecina – miala uprawnienia przewodnickie I stopnia. Pozostawila kilka wspomnien – m.in. o Marii Sklodowskiej-Curie w Tatrach, o Helenie Dluskiej, o Stanislawie Gronskim „Mojzeszu”. Byla odznaczona Krzyzem Kawalerskim OOP, w r. 1969 Walny Zjazd Klubu Wysokogorskiego nadal jej czlonkostwo honorowe naszej organizacji. W 1980 Bozena Walter nakrecila film dokumentalny o Irenie Szydlowskiej, m.in. w oparciu o materialy tekstowe i ilustracyjne zgromadzone przez nizej podpisanego.
Zachowany w maszynopisie artykul Felicji Panak powstal pod koniec zycia Ireny Szydlowskiej (w korespondencji uzywala tylko tego nazwiska), ktora zdazyla go jeszcze uzupelnic i poprawic. Autorka niewiele mowi o gorach, natomiast skupia sie na bogatym zyciu Ireny, ktore jako dlugoletnia przyjaciolka i wspolwiezniarka, znala bardzo dobrze. Do ostatnich lat Irena przyjezdzala do Warszawy i zamieszkiwala w jej domu przy ul. Marymonckiej. Ingerencje redakcyjne w artykul ograniczaja sie do poprawienia oczywistych pomylek i niewielu przecinkow. Jako aneks dolaczamy notatki do biografii Ireny Szydlowskiej, spisane na nasza prosbe przez nia sama w r. 1976. Drobne rozbieznosci faktograficzne miedzy tekstami wynikaja z zawodnosci pamieci, choc obie panie zachowaly dobra forme intelektualna do ostatnich dni zycia. Tak w jednym jak i drugim tekscie zostaja utrzymane stare brzmienia nazw miejscowych. Przedrukowujemy tez z „Turysty” 1954 zapomniany juz artykul Ireny Szydlowskiej o wycieczce z Maria Curie w Tatry. Rewolucyjne piesni w Niewcyrce i sztandary na szczytach Tatr – to nie tyle wyraz owczesnej mody na socjalizm (Helena Dluska byla dzialaczka PPS), co charakterystyczny dla lat 50. haracz polityczno-publicystyczny, byc moze nawet dorzucony przez redakcje miesiecznika. Zeszyt niniejszy, gotowy od szeregu lat, publikujemy w 100-lecie waznego w historii taternictwa kobiecego wyczynu obu dziewczat na Szczyrbskim Szczycie (o ktorym wiecej szczegolow znajdzie Czytelnik w „Taterniku” 3 z 1969 roku).
Jozef Nyka
 

GBH0000    25 (2008)
Felicja Panak
IRENA Z PAWLEWSKICH SZYDLOWSKA
I voto Fabrycowa
Urodzila sie 7 lutego 1892 r. we Lwowie. Jej ojciec, Bronislaw Pawlewski, byl profesorem Politechniki Lwowskiej i przez jakis czas rektorem. Jego portret wraz z portretami innych rektorow lwowskich znajduje sie obecnie w uczelni wroclawskiej. Prof. B. Pawlewski byl rowniez organizatorem i b. czynnym dzialaczem Polskiego Stronnictwa Postepowego. We wczesnej mlodosci z matka a pozniej sama wyjezdzala czesto do Zakopanego do wujostwa Dluskich. Dr. Kazimierz Dluski mial tam sanatorium, a jego zona Bronislawa byla rodzona siostra Marii Sklodowskiej Curie. Ireny babka i matka siostr Sklodowskich byly siostrami (w ksiazce Ewy Curie poswieconej matce znajduje sie fotografia matki Ireny – Henryki Pawlewskiej).
[Helena Dluska i Irena Pawlewska]
Helena Dluska i Irena Pawlewska (-Szydlowska) w r. 1909. Fot. J. Jaworski (fragment)
W Zakopanem Irena zaprzyjaznila sie ze swa kuzynka Helena Dluska, corka doktorostwa. Razem chodzily po gorach, uprawialy wspinaczke. Od tej pory datuje sie jej wielkie ukochanie gor. Poznala je dobrze, znala tez wszystkich przewodnikow i slawnych taternikow. Lubila opowiadac o gorach. Kiedy pokazywala mi rozne szczyty i mowila o nich, zatrzymywali sie przechodnie i sluchali z wielkim zainteresowaniem. Czesto zdarzalo sie, ze otaczala nas znaczna grupa, a Irena chetnie opowiadala i widac bylo, ze cieszy ja to zainteresowanie. Umiala zywo i ciekawie mowic. Po wojnie stala sie zywa encyklopedia tatrzanska, z ktorej informacji korzystal redaktor kwartalnika „Taternik”. W drugi dzien swiat Bozego Narodzenia 1981 r. mial byc wyswietlony w telewizji film o Tatrach i Irenie. Niestety, stan wojenny przeszkodzil, a projekcja telewizyjna odbyla sie rok czy dwa pozniej.
Druga jej pasja byla praca spoleczna. Zaprowadzila ona ja do Strzelca, organizacji paramilitarnej, zorganizowanej w 1910 r. na terenie Galicji.
Po ukonczeniu szkoly sredniej we Lwowie, studiowala przyrode w Sorbonie, ale studiow nie skonczyla. Wyszla za maz za Mariana Fabrycego, brata generala Kazimierza, ktory poslubil jej siostre. Drugi jej maz, Jerzy Szydlowski, syn rektora Akademii Sztuk Pieknych w Odessie, byl rowniez wojskowym. Z M. Fabrycym laczyl ich syn Jerzy. W czasie okupacji, gdy maz i syn byli na wojnie, Marian odwiedzal ja czesto, przejmowal sie jej klopotami, sluzyl jej rada i pomoca, a ona zaopiekowala sie nim troskliwie w czasie jego ostatniej choroby, gdyz zona i corka byly zajete poza domem. Po osiedleniu sie w Warszawie, przez czas jakis pracowala zawodowo w szkole sredniej, a spolecznie w Rodzinie Wojskowej i w Zwiazku Pracy Obywatelskiej Kobiet. Zdaje sie, ze w 1936 r., a moze w 1937, zaczela pracowac w Junackich Hufcach Pracy.
W latach kryzysu i bezrobocia chcac uchronic mlodziez przed demoralizacja, stworzono ochotnicze Druzyny Robocze, przeksztalcone pozniej w Junackie Hufce Pracy. Byla to dwuletnia dobrowolna sluzba. Junacy byli skoszarowani, dostawali calkowite umundurowanie i wyzywienie w normach wojskowych. Moge mowic o Junackich Hufcach Kobiet. Przez pierwsze polrocze obowiazywal w nich 3-godzinny dzien pracy, pozniej 5-godzinny. Reszta czasu przeznaczona byla na nauke. Ci, ktorzy nie ukonczyli szkoly powszechnej, mogli ja ukonczyc i zdawac w najblizszej szkole. Wszyscy uczyli sie zawodu. Dziewczeta – szycia i gospodarstwa domowego, introligatorstwa. W osiedlach rolnych – rolnictwa i ogrodnictwa, jesli w poblizu byl szpital – pielegniarstwa. Za prace otrzymywaly zold wyplacany co 10 dni, przy czym czesc pieniedzy dostawaly do rak na tzw. drobne wydatki, wieksza czesc wkladano im na ksiazeczki oszczednosciowe. Chodzilo o to, by po ukonczeniu sluzby junaczka miala troche pieniedzy i zawod, co jej ulatwialo start w zyciu.
Irena Szydlowska byla inspektorka w kompaniach zenskich. Odwiedzala osiedla dosc czesto, byla bardzo wymagajaca, ale tez wymagala od siebie. W przededniu wojny, gdy rozeslano rozkazy ewakuacyjne, jezdzila od osiedla do osiedla i sprawdzala, jak przebiega ewakuacja. Pozniej juz, gdy dowiedziala sie, ze maz zginal w Katyniu, a syn w bitwie pod Lwowem, poskarzyla sie, ze gdy maz i syn odjezdzali do swoich pulkow, nie poswiecila im wiecej czasu, zajeta sprawami junackimi.
[Warszawa, lata trzydzieste]
Warszawa, lata trzydzieste. Zofia Krzeptowska „Kapucha”, siostra Jozka i Jedrka, przyjaciolka wielu taternikow i artystow, m.in. Witkacego i Malczewskiego, obok niej Irena Szydlowska, dalej zona Kowalskiego i dawny partner wspinaczkowy Ireny, Aleksander Kowalski. Z lewej pies Holm.
Wojna zastala ja bez pieniedzy, bez domu i wszystkiego, co zwiazane jest z normalnym zyciem. Ale nie zalamala rak. Zamieszkala u swej ciotki, wdowy po dr Jozefie Sklodowskim, i przystapila do pracy. Uruchomila pralnie Czerwonego Krzyza przy ul. Pulawskiej 132, zatrudnila w niej zony oficerow. Przyjmowala tez bielizne do naprawy, sama ja reperowala, a pieniadze zarobione w ten sposob oddawala zonom oficerow majacych dzieci. W kierowaniu pralnia pomagala jej byla junaczka, Jadwiga Krzeminska, ktora pozniej zginela w Oswiecimiu.
Nie byla to jednak zwykla pralnia. Miescil sie w niej punkt rozdzielczy konspiracyjnej prasy, ukrywaly sie w niej osoby spalone i uciekinierzy z obozow – wprawdzie na krotko, ale dopoki nie znaleziono im bezpieczniejszego schronienia. Pamietam dzialacza ludowego, Piotra Swietlika. Miala klopot z Francuzem, uciekinierem z obozu. Byl bardzo zywego usposobienia i lekcewazyl wszelkie zalecenia, choc nie znal jezyka polskiego. Zabrala go jedna z instruktorek junackich, Marylka Gorowna, do swej rodziny pod Zamosc, ale narzekala, ze i tam mieli z nim wiele klopotow.
Z malym zespolem zaprzyjaznionych ludzi przystapila do pisania po niemiecku i w imieniu Niemcow odezw do kobiet niemieckich, duchowienstwa, mlodziezy, zolnierzy o koniecznosci zakonczenia samobojczej wojny i o bestialstwie w krajach okupowanych. Te maszynopisy, a pozniej nawet ulotki odbijane na powielaczu, zostawiano w miejscach, gdzie mogli przebywac Niemcy. Jako agentka pralni, przenosilam te ulotki pod bielizna, a moi bracia kolportowali je dalej. Najstarszy, kolejarz, zostawial je w pociagach – sam i przez zaufanych pracownikow kolejowych. Dzialalnosc te przejela pozniej Komenda Glowna AK i rozwinela ja w wielka Akcje N. Na czele tej akcji stal Tadeusz Zenczykowski.
Irene aresztowano latem 1941 r. Wlasciwie wezwano ja do Gestapo w Alei Szucha. Odprowadzila ja na Pl. Trzech Krzyzy post. Zofia Praussowa i czekala na nia w cukierni Galinskiego na tymze placu. Nie doczekala sie. Irena poszla, poniewaz nie byla w stanie zlikwidowac calej konspiracyjnej roboty w szybkim tempie, a ponadto bala sie, ze gdy zniknie, aresztuja kobiety pracujace w pralni.
Po ciezkich przesluchaniach przewieziono ja na Pawiak, a stamtad 22 wrzesnia 1941 r. transportem zlozonym z przeszlo 500 kobiet do Ravensbruck.
W Ravensbruck kazdy barak dzielil sie na 2 czesci: A-Seite i B-Seite. Kazda z tych czesci skladala sie z izby jadalnej i sypialni, w ktorej staly najpierw dwupietrowe, a wkrotce trzypietrowe prycze, ustawione w 7 rzedach. Lazienka i ubikacja ta sama dla obu stron. W jadalni naokolo stolow byly ustawione ciasno stolki, na ktorych trzeba bylo caly dzien siedziec w milczeniu, z krotka przerwa na tzw. obiad. Przechodzenie z jednej strony na druga bylo surowo zabronione. Ale nawet gdy blokowa i sztubowymi byly wiezniarki polityczne i Polki – przechodzenie bylo utrudnione, bo kazda wiezniarka miala wydzielone tyle miejsca, ile zajmowala jej osoba. Nawet wychodzenie do ubikacji bylo polaczone z wielkimi trudnosciami. Trzeba bylo przeciskac sie wsrod ciasno siedzacych kobiet, pograzonych w myslach o tym, co sie stalo, co sie dzieje w domu, co z bliskimi, ktorzy rowniez zostali aresztowani. Kobiety staly sie bardzo nerwowe. Reagowaly zywo i gniewnie na kazde zaklocenie ich rozmyslan. Ten stan, ta beznadziejnosc grozila utrata zmyslow.
Irena zainicjowala pogadanki. Po drugiej stronie baraku taka sama akcje zapoczatkowala Halina Chorazyna, inzynier-chemik. Na szczescie blokowa byla Polka, Eliza Cetkowska, sztubowymi rowniez Polki – Marta Baranowska i Maria Chelmicka, wnuczka gen. Wybickiego. Posypaly sie pogadanki. Opowiadano tresc ksiazek, filmow, przedstawien teatralnych, wrazenia z podrozy po kraju i z wycieczek zagranicznych. Helena Tyrankiewiczowa, siostra prof. Wl. Szafera i zona zasluzonego dyrektora slawnego seminarium nauczycielskiego w Ursynowie, wyglaszala interesujace pogadanki z literatury. Zachwycala swymi opowiadaniami o Krakowie i Wyspianskim, bo i w miescie, i w poecie-malarzu byla rozkochana. Dr Janina Wegrzynowska-Kuhmajer mowila o higienie osobistej i spolecznej.
Harcerki organizowaly niedzielne poranki. Recytowano wiersze, spiewano piesni patriotyczne i piosenki ludowe. Barak zamienil sie nieomal w uniwersytet powszechny. Naturalnie przy rozstawionych czujkach. A pozniej, gdy skonczyla sie kwarantanna i wypedzono nas do pracy, mozna bylo ukradkiem dostac sie nawet na inny blok. Irenie udawalo sie sprowadzac interesujace kobiety – Polki i przedstawicielki innych narodowosci. To ona sprowadzila swietna narratorke z Torunia, Kazimiere Glebocka, ktora opowiadala „Ogniem i mieczem” tak dokladnie, jakby czytala rozdzial po rozdziale. Irena sprowadzila Julie Szartowska, polonistke ongis z Krzemienca, a tuz przed wojna z Jedrzejowa, ktora swe pogadanki o literaturze ilustrowala utworami, ktorych znala bardzo duzo. Dzieki Irenie sluchalysmy w pieknej gwarze goralskiej gadek i przypowiesci opowiadanych przez Marysie Kurucowa, goralke spod Zakopanego.
Irena sprowadzila tez do naszego bloku Serbke Luzycka, Marie Grolmus, dr filozofii, historyczke i dziennikarke – wspanialego czlowieka. Chociaz zostala aresztowana zaraz po dojsciu Hitlera do wladzy, byla nasza informatorka o zyciu politycznym i spolecznym w Niemczech. Byla tez nasza laczniczka z ciekawymi kobietami innych narodowosci. Dzieki niej poznalysmy Anie de Monfort, Francuzke, ktora ponad 10 lat spedzila w Polsce, znala ja i mowila o niej z szacunkiem. Jej syn konczyl szkole w Rydzynie i – jak twierdzi M. Kuncewiczowa w „Fantomach” – mowi po polsku lepiej, niz niejeden Polak. Dzieki Marii Grolmus poznalysmy tez bratanice gen. De Gaulle'a – Genevieve i Grete Neuman-Buber, zone slawnego komunisty niemieckiego. Irena zainicjowala spotkania Polek z innych blokow, spotkania te odbywaly sie czasem miedzy blokami, czasem w bloku, a czasem nawet w pokoju sluzbowym, jezeli polska obsluga wiedziala, ze strazniczka niemiecka nie nadejdzie. Zawsze czujki strzegly bezpieczenstwa i ostrzegaly w pore.
Z inicjatywy Ireny wydalysmy, naturalnie recznie napisana, gazetke w 3 egzemplarzach na Swieto Niepodleglosci. Po wojnie, z papierow odkopanych dowiedzialam sie, ze jeden z tych egzemplarzy Wladka Poniecka, obecnie Wojciechowska, mieszkajaca w Stanach Zjednoczonych, przewiozla do Stalagu, w ktorego poblizu jej kolumna pracowala.
W 1943 r. Irene wywieziono do Neubrandenburga, do fabryki samolotow. I tam byla bardzo czynna. Jadwiga Szyba-Markiewicz, funkcyjna, cieszaca sie szacunkiem i sympatia tych wszystkich, ktore ja znaly, w swym przemowieniu wygloszonym na Miedzynarodowym Spotkaniu Ravensbruczanek w Jaszowcu powiedziala, ze zawsze w sprawach waznych i trudnych korzystala z rad Ireny Szydlowskiej.
[Tadeusz Pawlewski (1890-1970)]
Brat Ireny, Tadeusz Pawlewski (1890–1970), taternik, oficer AK, wiezien obozow
Po powrocie z obozu Irena ciezko zachorowala na tyfus. Przyjechala do Warszawy, w ktorej chciala zyc i pracowac. Ale nie miala gdzie mieszkac. Byla slaba, schorowana, bez odziezy i pieniedzy. Wyjechala do Szczecina. Dostala prace w wojewodztwie i mieszkanie. Calym sercem oddala sie zagospodarowaniu Pomorza Szczecinskiego. W ktoryms roku do Szczecina zwieziono Zydow. Nie wiem skad. Odezwal sie antysemityzm. Wojewoda Borkowicz, czlowiek uczciwy i ideowy, ale pochodzenia zydowskiego, znalazl sie w trudnej sytuacji. Wtedy Irena wyszla do podnieconego tlumu, przemowila i rozladowala napiecie. Zainicjowala organizowanie zydowskich spoldzielczych gospodarstw rolnych. Przydzielono im mienie poniemieckie, od Miedzynarodowego Zydostwa otrzymali konie, bydlo, maszyny rolnicze. Ziemia przestala lezec odlogiem. Irena cieszyla sie. Wojewoda, jak najbardziej zaangazowany w zagospodarowanie podleglych mu terenow, cenil bardzo Irene. Dostala wtedy odznaczenie z Gryfem, ktore nie zostalo uznane przez Wladze.
Brat Ireny, Tadeusz Pawlewski, b. legionista i zolnierz wojny 1939 r., wrocil z Syberii zniszczony trudnymi warunkami i choroba. Pod opieka Ireny wrocil do zdrowia, zaczal pracowac w stoczni. Ktoregos roku rzekomo wykryto sabotaz. Nastapily aresztowania. Pawlewski rzucil prace w stoczni, wyjechal do Gliwic. Irena pojechala za nim. Ale rece Urzedu Bezpieczenstwa i tam go dosiegly. Zostal aresztowany i odwieziony do Szczecina. Irena wrocila, ale juz nie miala wlasnego mieszkania. Zamieszkala w pokoju lokalu wieloizbowego, w ktorym obrzydzaly jej zycie ustawiczne klotnie wspollokatorow. Walczyla o brata, wiedzac ze jest niewinny. Chodzila do prokuratora, do Urzedu Bezpieczenstwa. Straszono ja aresztowaniem, zgnojeniem brata, bo „juz mu sie niewiele nalezy”. Prosila nawet swa kuzynke, Irene Joliot, laureatke Nagrody Nobla, kiedy ta przyjechala do Warszawy na Kongres Obroncow Pokoju. Ale i ona nie pomogla – nie mogla, czy nie chciala. Pwlewskiego zwolniono dopiero w czasie odwilzy w 1956 roku. Siedzial bez sprawy i bez wyroku, wrocil znow chory, Irena znowu opiekowala sie nim z macierzynska troskliwoscia. Mieszkala wtedy przy ul. Wyspianskiego, w dzielnicy willowej. Odnajela jej dwa pokoje – jeden malenki, drugi troche wiekszy, Helena Kurcjuszowa, naczelny architekt wojewodzki, corka b. prezydenta Warszawy, Zygmunta Slominskiego, ktora po wojnie stala sie wlascicielka poniemieckiej willi. Irena wiekszy pokoj oddala bratu. Po jakims czasie Tadeusz Pawlewski podjal prace, ale czesto chorowal. Zmarl 5 marca 1970 roku.
Dopoki byl wojewoda Borkowicz, Irena cieszyla sie jego szacunkiem i sympatia. Ale pozniej zaczely sie dla niej bardzo trudne czasy. Odwaznie krytykowala nierobow i karierowiczow, przede wszystkim wysoko postawionych. Kiedys skierowano przeciwko niej sprawe do sadu. Sedzia widocznie stal po jej stronie, a jednoczesnie bal sie narazic dygnitarzom partyjnym, wiec naklanial Irene do zgody. Powiedziala mu, ze woli siedziec w wiezieniu, niz podac reke czlowiekowi, dla ktorego zywi tylko pogarde. Sprawe odlozono, a potem zatuszowano. Rozprawy nie bylo.
Przez caly czas swego pobytu na Pomorzu organizowala wycieczki po wojewodztwie, a po egzaminie z jezykow angielskiego, francuskiego i niemieckiego (znala je od czasow mlodosci) obwozila i wycieczki zagraniczne.
Ogromnie przejeta byla ochrona przyrody. Zakladala po szkolach kola, organizowala wycieczki mlodziezy po wojewodztwie i kraju, uczyla poznawac piekno ziemi ojczystej, potrzebe chronienia jej piekna, zawsze tez prowadzila mlodziez na miejsca walk i miejsca stracen. Ale najgorecej kochala Tatry. Cieszyla sie, gdy mogla byc w gorach, ciagnela do nich swoich przyjaciol. Namowila do przyjazdu swoich znajomych Wegrow, dzieki temu stali sie przyjaciolmi naszego kraju. Jeden z nich mowi zupelnie niezle po polsku.
Gdy juz byla slaba, meczylo ja coraz trudniejsze robienie zakupow, prowadzenie chociaz bardzo skromnego wlasnego gospodarstwa, postanowila zamieszkac w Domu Rencistow. Marzyla znow o Warszawie, z ktora byla zrosnieta licznymi wiezami. Miala tu jeszcze troche znajomych z lat przedwojennych i wiele ravensbruczanek, z ktorymi byla zaprzyjazniona. Nie dano jej tego prawa, choc przyjaciele bardzo zabiegali. Dostala przydzial do Domu Rencistow w Poznaniu. Mieszkala najpierw w pokoju z trzema kobietami. Irena byla wsrod nich najsprawniejsza. Dwie byly to proste kobiety, moze nawet analfabetki, trzecia ledwo ledwo cos niecos widziala. Irena szybko je sobie pozyskala. Ciagnela je na dziennik, na ciekawe filmy, wozila do miasta do muzeow, na wystawy, opowiadala, gdy cos interesujacego przeczytala. Dzieki niej mialy o wiele ciekawsze zycie. Chwalily ja bardzo, mialy jej tylko za zle, ze za dlugo siedzi w lazience. Po jakims czasie przeniesiono ja do „Domu Weterana”. Z poczatku byla z tego bardzo niezadowolona, bo ze swoimi wspollokatorkami dobrze sie czula, a w nowym domu dostala za wspoltowarzyszke osobe nie calkiem normalna i bardzo niekulturalna. Wreszcie dano jej pokoj jednoosobowy, w ktorym mieszkala do smierci, ktora nastapila 12 lutego 1982 roku.
Jaka byla Irena? Byla bardzo uczynna i opiekuncza w stosunku do slabych i prostych ludzi, gotowa zawsze do walki z niesprawiedliwoscia i krzywda. Gdy w obozie dostala paczke, a dostawala bardzo rzadko, od razu rozdzielala zawartosc miedzy te, ktore znikad zadnej pomocy nie mialy. Podczas kwarantanny w Ravensbruck siadala przy stole wsrod prostych kobiet, pisala im listy, odczytywala przyslane z kraju. Wiedziala wiele o nich od nich samych. Kiedys, gdy szlysmy zwartymi kolumnami, jedna z naszych wspoltowarzyszek, starsza wiekiem, Maria Kociubska, upadla. Irena, idaca obok, pochylila sie, zeby ja podniesc. Posypaly sie razy na jej glowe i plecy. Ausjerka bila ja z wsciekloscia. Mimo to Irena podniosla Marie, ktora wystraszone wiezniarki moglyby zadeptac.
Troskliwie opiekowala sie Janina Dluska, bratanica swego wuja, dra Kazimierza Dluskiego. Znala ja jeszcze z lat mlodzienczych, z czasow zakopianskich, bo Janka pomagala swemu stryjowi w prowadzeniu sanatorium. Irena na kazda wiadomosc o chorobie Janki przyjezdzala do Warszawy. Po wypisaniu jej ze szpitala zabrala ja z soba do Szczecina. Dzieki Steni Elblownie-Komorowskiej – ravensbruczance, ktora miala niewielkie gospodarstwo w Smierdnicy, Janka wrocila do zdrowia jeszcze na kilka lat. Gdy znow zachorowala i juz beznadziejnie, Irena znowu zamieszkala u niej i pielegnowala ja do smierci.
I taka byla Irena przez cale zycie. Jesli dowiedziala sie o czyjejs krzywdzie, zaraz reagowala, zmuszala inne do przeciwstawiania sie zlu. W Domu Rencistow rowniez zyla ludzkimi klopotami. Gdy dostala cos od znajomych, dzielila sie natychmiast z tymi, ktorzy byli w gorszej sytuacji. Przyjaciolka jej z czasow przedwojennych i wdowa po majorze W.P., Lili Kowalska, a takze zaprzyjaznieni z nia jeszcze z czasow szczecinskich, pp. Mila i Henryk Trusiewiczowie, mieszkajacy obecnie w Londynie, przysylali jej paczki z odzieza i zywnoscia. Rozdzielala je zaraz po otrzymaniu. Zostawiala sobie tylko kawe, ktora czestowala odwiedzajacych ja gosci.
Nie ma ludzi idealnych, nie ma ludzi bez wad. Irena byla apodyktyczna i bardzo niecierpliwa. Gdy zobaczyla dzieci biegajace po trawnikach lub lamiace galezie wpadala w zlosc. Krzyczala na dzieci, wymyslala rodzicom. I wtedy bywala niesprawiedliwa. Niektorzy probowali sie tlumaczyc, przepraszali ja, nic to nie pomagalo. Inni nie szczedzili jej przykrych slow i epitetow. Jej niecierpliwosc i apodyktycznosc sprawialy, ze wiele osob jej nie lubilo. Jej przyjaciolka, Lili Kowalska, mowila o niej: trzeba patrzec na piekny obraz, a nie na dziury w tym obrazie.
[Lata szczecinskie]
Lata szczecinskie. Fot. Tadeusz Rewaj
Zaraz po powrocie i po przystapieniu do pracy zapisala sie do PPR. Urzekly ja hasla. Pracujac z zapalem, byla zgodna z tymi haslami i wedlug nich oceniala partie. I choc pozniej widziala niesprawiedliwosci i krzywdy – to wciaz wierzyla, ze winni sa ludzie. W 1970 r. byla po stronie robotnikow, ale owacyjnie, jak zreszta wielu, witala Gierka jako sekretarza. Jako prawie 80-letnia kobieta wziela udzial w pochodzie 1-majowym i chwalila sie w listach do przyjaciol, ze robi to na czesc prawdziwego przywodcy robotnikow. W r. 1980 jeszcze raz uwierzyla, tym razem w gen. Jaruzelskiego. Szybko jednak przyszlo rozczarowanie. Nie chciala juz zyc. Nic nie robila, zeby sie bronic przed smiercia, ktora uwazala za swa wybawicielke. Cialo swe zapisala Akademii Medycznej w Gdansku.
Chciala jeszcze w ten sposob sluzyc krajowi – nauce polskiej.
O IRENIE SZYDLOWSKIEJ
  1. W. Kiedrzynski: Ravensbruck kobiecy oboz koncentracyjny. KiW Warszawa 1965.
  2. Ruch oporu w Ravensbruck. Katowice 1972.
  3. Maria Kubasec: Hvezdy nad bjezdnom (gwiazdy nad przepascia). Domovino, Budysin 1960. Serbo-luzycka pisarka – autorka biografii swej rodaczki Marii Grolmusec, przytoczyla fragment listu Ireny Szydlowskiej i zalaczyla jej fotografie.
  4. Jan Rzepecki: Wspomnienia i przyczynki historyczne. Akcja N.
GBH0000    25 (2008)
Irena z Pawlewskich Szydlowska
SZKIC DO AUTOBIOGRAFII
Data i miejsce urodzenia: 7 II 1892 Lwow. Rodzice: Bronislaw i Henryka z Michalowskich Pawlewscy. Ojciec dlugoletni rektor Politechniki Lwowskiej, Matka wybitna dzialaczka spoleczna. Wyksztalcenie: Gimnazjum klasyczne im. J. Slowackiego. 2 lata Sorbona wydzial matem.-przyrodniczy. 2 lata Uniwersytet Lwowski.
Po wyjsciu pierwszy raz za maz mieszkalam na Podolu Rosyjskim, zajmujac sie gospodarstwem (ogrod, hodowla). Po wybuchu rewolucji Kierenskiego, wrocilam z mezem i synem do Polski, w 1920 roku bralam udzial w obronie Warszawy jako podchorazy Ochotniczej Legii Kobiet w Liniowym Batalionie Piechoty. (Jako studentka przeszlam przeszkolenie wojskowe w 1-szym Zenskim Oddziale Zwiazku Strzeleckiego we Lwowie). Po zakonczeniu wojny pracowalam jako instruktorka Kol Gospodyn Wiejskich, potem nauczycielka w.f., a po przewrocie majowym w Komendzie Glownej Zwiazku Strzeleckiego jako komendantka Oddzialow Kobiecych. W tym czasie zorganizowalam Klub Sportowy Rodziny Wojskowej, ktorego przewodniczaca bylam przez kilka lat. Kiedy po objeciu wladzy przez grupe pulkownikow wszystkie wladze Zwiazku zwolniono, pracowalam dorywczo w paru miejscach, nastepnie od 1931 roku do wybuchu wojny w Komendzie Glownej Junackich Hufcow Pracy, jako instruktorka osrodkow kobiecych w randze hufcowej.
Podczas wojny pracowalam jako siostra w szpitalu polowym w Tarnopolu, po zdobyciu Tarnopola wrocilam do Warszawy, wstapilam do Z.W.Z. Od IV.42 r. Pawiak, Ravensbruck i Neubrandenburg. W poczatku 1946 r. zaczelam pracowac w Szczecinie w Urzedzie Wojewodzkim. (Akcja osiedlencza i wysiedlanie Niemcow).
Pierwszy raz bylam w Zakopanem majac 12 lat. Spacery po dolinkach, regle itp. Od 1908 roku mieszkalam w lecie z Hela D., chodzilysmy same, czasem ze starszymi na Swinice, Orla Perc, po dolinach, grotach, na Giewont, Czerwone Wierchy itp. Pierwsza kilkudniowa wieksza wycieczke zrobilysmy wraz z moim bratem, Kowalskim i Goetlami z przewodnikiem Jaskiem Peksa przez Liliowe i Zawory do Niewcyrki, stamtad na Krywan szlakiem mysliwskim, przez Osterwe do Doliny Batyzowieckiej. Nieudane wejscie na Gierlach (wielkie sniegi), przez Polski Grzebien, Morskie Oko, 1-szy Mnich. Po raz pierwszy z linowa asekuracja. Spiglasowa, Zawrat... Niedlugo potem bylysmy z Hela na Furkocie, czesci grani Hrubego i zrobilysmy 1-sze wejscie od polnocy na Szczyrbski, powrot przez Ciemnosmereczyny i Wrota Chalubinskiego do Morskiego Oka. Gran Mieguszowieckich i Cubryny z Wawrytka, Dol. Zlomisk, Ganek. – Dzika Turnia, Barania Przelecz, Kolowy, Lodowy, zachodnia sciana Lomnica z Hela i Mietkiem Swierzem; Fajki (gran) z S. Dluskim i A. Kowalskim. Gruby Wierch, Gladki Wierch. – Gran Swinica – Niebieska Turnia z Hela, moj wypadek. Gran Walentkowej z Hela; gran Koscielca z W. Goetlem; Tylkowe Kominy same, Rohacze z bratem, Hela, Kowalskim i Bujwidownymi.
[Helena Dluska i Irena Pawlewska w drodze na Mieguszowiecka Gran]
Placyk przed starym schroniskiem. Helena Dluska i Irena Pawlewska w drodze (z Jakubem Wawrytka) na Mieguszowiecka Gran.
Po tragicznym wypadku Heli na Kominach Strazyskich usilowalysmy troche chodzic. Wrota Chalubinskiego, Ciemnosmereczyny, Roztoka z Borysem Wigilewem. – Po wojnie i smierci Heli w USA zaczelam chodzic z malym jeszcze synem Jerzym Fabrycym na wszystkie typowe wycieczki w okolicy Zakopanego. Byl ze mna na jakims spotkaniu STTT przy Morskim Oku, bylismy wtedy na Niznich Rysach, Zabim Szczycie Niznim, na Apostolach a potem przez Przelecz Gladka na Krzyznem Liptowskim z Komornickim. W nastepnych latach bylismy na Gierlachu przez Wielicka Probe, na Rysach, Giewoncie przez Bacug, Czerwonych Wierchach itp.; chodzilismy troche z Zofia Roszkowna i Krystynem Zaremba, z A. Kowalskim (Lodowa Przelecz, Tery, Jastrzebia Turnia).
Po drugiej wojnie chodzilam zawsze sama, powtarzalam znane mi drogi, a raz mieszkajac w Dolinie Makowej chodzilam w Tatry Bielskie. Zwiedzilam rezerwaty na Woloszynie i w Niewcyrce; pracowalam w LOP i dostalam pozwolenie. Prowadzilam czesto obozy letnie i wycieczki szkolne w Tatry.
Na nartach jezdzilam we Lwowie (jako jedna z trzech pierwszych kobiet) po jego okolicach i troche w Karpaty, potem na Podolu. Chodzilam troche po Beskidzie Slaskim, w Sudetach i Gorcach, po Alpach tylko jezdzilam samochodem.
Nalezalam do STTT chyba od 1908 r. Mieszkajac po drugiej wojnie w Szczecinie, wstapilam do Klubu Wysokogorskiego jako czlonek zwyczajny. Spotkalam sie tam z ogromnym kolezenstwem i zyczliwa opieka ze strony trojga kolejnych przewodniczacych: Gronskiego, Mielczarka i Rewajowej. Jezdzilam z nimi „na przyczepke” na pare obozow, w tym zimowy, gdzie sama przetrawersowalam zbocze Zoltej Turni, by dostac sie do Panszczycy w warunkach lodowo-sniegowych b. uciazliwych i nie majac nawet czekana.
W ostatnich latach zycia Roguskiej-Cybulskiej chodzilam z nia sporo, po dolinach glownie, gdyz chciala ona wyszukac odpowiednie miejsce na cmentarzyk gorski dla naszych taternikow; bo robilo jej wielka przykrosc, ze tablice pamiatkowe Klimka Bachledy i Stasia Szulakiewicza, a potem Gronskiego, sa na Cintorinie Slowackim. Bywalam tez zwykle na odbywajacych sie u niej w lecie zebraniach niedobitkow STTT. Od niej dostalam bezcenny dla mnie dar, odznake STTT, bo ona miala dwie. Mam ja stale przy sobie.
Irena Szydlowska-Pawlewska
GBH0000    25 (2008)
Irena Szydlowska-Pawlewska
Z MARIA SKLODOWSKA-CURIE W TATRACH
Pierwsze wspomnienia moje z Tatr sa nierozerwalnie zwiazane z domem moich wujostwa dr Kazimierza i dr Bronislawy Dluskich, tworcow pierwszego w Polsce na skale europejska urzadzonego sanatorium chorob plucnych, ktore pobudowali na Gubalowce, w Koscielisku (dzis sanatorium wojskowe). U nich spedzalam zwykle wakacje szkolne i swieta, towarzyszac w wyprawach tatrzanskich corce ich, a mojej przyjaciolce Helenie Dluskiej, znanej pozniej dzialaczce PPS. Bylysmy wraz z Wanda Jerominowna pierwszymi dziewczetami – czlonkami Sekcji Turystycznej T.T.
Wokol Heli Dluskiej skupialo sie liczne grono mlodych taternikow i taterniczek z Krakowa i Lwowa. W niepewna pogode trenowalismy wspinaczki po najblizszych skalkach, a w ladny czas znikalysmy na dlugie dni przewaznie w Wysokie Tatry.
Uwazajac sie prawie za „gospodynie Tatr”, czulysmy sie w obowiazku oprowadzac po „naszych” gorach i „ceprow”, do ktorych zaliczalysmy naszych licznych krewnych, kolezanki i gosci wujostwa.
W lecie 1911 roku przyjechala do Polski, a scislej do Koscieliska, ukochana siostra dr Dluskiej – Maria Sklodowska-Curie, tym razem po raz pierwszy z obiema corkami – Irena (dzisiejsza Joliot-Curie) i siedmioletnia wowczas Ewa. Dluscy, znajac glebokie przywiazanie naszej slawnej ciotki do rodziny, zaprosili rowniez rodzenstwo i kuzynki Marii, w ich rzedzie matke moja Henryke Pawlewska, przyjaciolke Marii z lat mlodzienczych.
W tym to rodzinnym gronie odbywalismy liczne spacery po dolinkach, jezdzilismy konmi do Morskiego Oka i po okolicznych wioskach goralskich. Przede wszystkim jednak, w mniejszych juz grupach, chodzilo sie na wycieczki w Tatry.
[Maria Sklodowska-Curie z coreczka w Dolinie Pieciu Stawow Polskich]
Maria Sklodowska-Curie z coreczka w Dolinie Pieciu Stawow Polskich.
Jedna z takich dluzszych wycieczek, ktorasmy z Hela Dluska zorganizowaly specjalnie dla ciotki Curie i jej corek, byla kilkudniowa wyprawa do Niewcyrki. Tych ulubionych przez nas stron ciotka nasza nie znala, a dziewczynkom chcialysmy dac przed tym troche wspinaczki. Wybralysmy wiec droge przez Zawrat na Swinice, z powrotem na nocleg w Hali, a na drugi dzien tradycyjna droga przez Liliowe, zbocza Walentkowej i Zawory mielismy isc „na mieszkanie” do Niewcyrki.
Maria Curie bywala juz poprzednio w Tatrach, jeszcze w 1899 r. odbyla w gronie rodziny wraz z mezem swym Piotrem wycieczke na Rysy. Wycieczka ta podbila serce uczonego dla Tatr, a przez nie i dla Polski. Poniewaz uczyl sie on naszego jezyka, wrociwszy z Rysow powiedzial celowo po polsku, tak by go otoczenie cale moglo zrozumiec: „Ten kraj jest bardzo piekny, rozumiem jak mozna go kochac”. – Slowa te czesto powtarzano w naszym otoczeniu.
Urwiska Zawratu, jego klamry i lancuchy budzily zachwyt Ireny i Ewy, ktore po raz pierwszy byly w gorach. Malutka Ewe podawalysmy sobie miejscami z rak do rak, bo nie mogla dosiegnac poszczegolnych klamer.
Maria Curie ubrana na wycieczke w ciezkie buty turystyczne i „jupe-culotte”, w ktorej stale jezdzila na rowerze, mimo swego zlego stanu zdrowia i naszych najgoretszych protestow, sama dzwigala swoj plecak i koc, tak jak i Irena.
— Trudno, kto chce chodzic w gory, musi byc odporny i samodzielny – przeciela stanowczo dyskusje.
Gdy juz roztoczyl sie przed nami zawsze piekny i wspanialy widok z Zawratu, z widoczna przyjemnoscia rozpoznawala poszczegolne szczyty, przypominala sobie nawet czesto ich wysokosc i nazwy otaczajacych dolin; upewniala sie u Heli Dluskiej i u mnie, czy jej pamiec nie zawodzi.
Na Swinice wchodzilismy juz we mgle, jednak „zdobycie” tego ich pierwszego tatrzanskiego szczytu przez nasze male kuzynki i one, i ich matka przyjely z zywym zadowoleniem.
— Ten „cime” (szczyt) bardzo mi sie podoba, tylko dlaczego ma w swojej nazwie cos od „cochon” (swinia)? – z wlasciwa sobie scisloscia i spokojem zapytala Irena.
Droga przez Koprowa do Niewcyrki wiodla po lawinie ogromnej, ktora na wiosne tamtedy przeszla i zawalona byla w wielu miejscach calymi smrekami i glazami, pelna wykrotow i strumieni. Liczne jeszcze wtedy oklepce (czyli pascie) na niedzwiedzie, pozakrywane galeziami i liscmi, ktore trzeba bylo starannie omijac, dopelnialy obrazu niedostepnej dzikosci doliny. Potezne sylwety Hrubego i Krywania stwarzaly przepiekny, niezapomniany w swym uroku i grozie tatrzanski krajobraz.
— Teraz wiem, dlaczego wolicie siedziec w gorach, niz promenowac sie po dolinach – stwierdzila powaznie Irena.
Szary szalas w Niewcyrce, tonal jak zawsze w zaroslach i masie liliowo-rozowych i zoltych kwiatow, ktore siegaly nam az do ramion. Maria Curie, ktora zawsze lubila rosliny i dobrze je znala, zatrzymywala sie przy kazdym nowo spotkanym okazie, uczyla corki rozpoznawac drzewa i krzewy, pokazywala im tojady, gozdziki gorskie i gencjany, szukala i znajdowala rzadko spotykane zlotoglowy, ogladala mchy i porosty, calymi garsciami zbieralysmy ogromne czarne jagody.
Gdy wieczorem rozkladalysmy w szalasie ognisko i przygotowywalysmy poslanie z kosowki, ona zajela sie przygotowaniem posilku dla calej naszej gromadki.
Po ciemnym granacie nieba przewalaly sie kleby szarych chmur, ksiezyc wylanial sie gdzies zza gor, rwacy opodal potok szumial swa tajemnicza gorska mowa, a my siedzac na progu szalasu opowiadalysmy wielkiej uczonej o naszych wycieczkach, ona zas – o swoich wedrowkach rowerowych po Francji i o morzu.
Potem dlugo w noc rozlegaly sie jeszcze z naszego szalasu piesni, raz goralskie i na zmiany rewolucyjne. „Gory nasze gory, wy nase komory” i „Na barykady ludu roboczy”, „Czerwony Sztandar” i „Krywaniu, Krywaniu, cozes tak osowial”, wreszcie „Miedzynarodowka” z francuskim – na czesc naszych drogich gosci refrenem:
C'est la lutte finale
Groupons nous la demain
Internationale sera
Le genre humain!
Ani my w naszych mlodzienczych marzeniach, ani nawet nasza wielka ciotka, nie przeczuwalysmy wtedy, ze ta piesn rozlegajaca sie w tym dzikim i uroczym zakatku Tatr, stanie sie jeszcze za zycia jej corek, zwycieska piesnia setek milionow ludzi wszelkich ras i narodow na calym globie ziemskim, i ze na szczytach tatrzanskich zakwitna czerwone sztandary!
„Turysta” nr 11 1954 s. 5
GBH0000  BIBLIOGRAFIA 25 (2008)
  1. Antoni Adamczak: Irena Pawlewska-Szydlowska (1892–1982). Wedrowiec Zachodniopomorski 1(5) 2002 s. 29–32
  2. Walery Goetel: Pod znakiem optymizmu. Krakow 1976.
  3. (Jozef Nyka): W dniu 7 lutego... „Taternik” 1/1977 s. 38.
  4. Jozef Nyka: Tadeusz Pawlewski. „Taternik” 1/1977 s. 42.
  5. (Jozef Nyka): In memoriam. Biuletyn Informacyjny PZA 1/1982 (marzec), s. 4.
  6. Zofia i Witold Paryscy: Wielka encyklopedia tatrzanska. Poronin 1995, s. 890 (tez hasla Pawlewski Bronislaw, Pawlewski Tadeusz, Dluska Helena).
  7. Irena Pawlewska-Szydlowska: Z Maria Curie-Sklodowska w Tatrach. „Turysta” 1954 nr 11.
  8. Halina Ptakowska-Wyzanowicz: Od krynoliny do liny. Warszawa 1960.
  9. Maria Rewaj: Z wizyta u Ireny Pawlewskiej-Szydlowskiej. „Taternik” 3/1969 s. 113–115.
  10. Irena Szydlowska: Lu, Helcia, Gluskula. Biografia Heleny Dluskiej. Rekopis, s. 26.
  11. Bozena Walter: Kto to jest? To ja jestem. Film biograficzny emitowany w TVP 25 grudnia 1983 roku.
  12. Stanislaw Zielinski: W strone Pysznej. 1973, s. 250.
[nekrolog]
GBH0000  RESUMEE 25 (2008)
Irena Pawlewska-Szydlowska starb im Jahre 1982 als eine der Seniorinnen des polnischen Bergsteigens. Geboren am 7. Februar 1892, studierte sie in Paris (Sorbonne) und in Lemberg (Lwow, heute Lwiw). Sie besuchte die Tatra seit Kinderjahren, oft wandernd mit ihrer Cousine Helena Dluska. Zu den spannendsten Berggeschichten zahlt ihre im August 1908 zu zweit ausgefuhrte Erstbegehung der machtigen Nordwand des Strbsky stit (Csorbaer Spitze, Szczyrbski Szczyt, 2389 m) vom Hlinskatal aus – eine fur damalige Zeit ungewohnliche Leistung. Damit wurde das selbstandige Frauenbergsteigen in der Tatra eingeleitet. Irena kletterte auch viel mit ihrem Bruder Tadeusz und anderen jungen schon aber namhaften „Taterniks“, vor allem aus Krakau. Sie unternahm schone Klettertouren und erforschte manch neue Route auf die hohen Zinnen. Im Jahre 1911 begleitete sie in der Tatra die spatere Nobelpreistragerin, Maria Sklodowska-Curie. Gemeinsam wurde u.a. die damals anspruchvolle Swinica (2300 m) erstiegen und das wilde Neftzertal (Nefcerka) besucht. Ihr Sohn wurde im September 1939 durch sowjetische Soldaten getotet, ihr Mann starb von derselben Hand in Katyn. Wahrend des Zweiten Weltkrieges war Irena Szydlowska fur die Untergrundbewegung tatig. Im April 1941 von den Nazis verhaftet, verbrachte sie 4 Jahre in den Konzentrationslagern Ravensbruck und Neubrandenburg. Sie fuhrte dort weiterhin die illegale Aktivitat und betreute mit Intensitat schwache und kranke Ungluckskameradinnen. Sie betonte immer, die aus den Bergen herausgebrachte Harte habe ihr verholfen, die Holle der Gestapo-Kerker und der Konzentrationslagern durchzuhalten. Nach dem Kriege war sie in dem Hochgebirgsklub (Klub Wysokogorski, KW) in Stettin (Szczecin) tatig. Als rustige Siebzigerin war sie noch oft in der Tatra unterwegs. Uberblickt man die Facetten des erlebnisreichen Lebens, erscheint Irena Szydlowska nicht nur als eine der tuchtigsten Bergsteigerinnen ihrer Zeit, sondern mehr noch als eine aussergewohnlich grossherzige Person. Im Jahre 1969 hat ihr die Hauptversammlung des Klub Wysokogorski die Ehrenmitgliedschaft verliehen. Mit dieser hohen Anerkennung wurde ihr mittlerweile uber 50 Jahre anhaltender ehrenamtlicher Einsatz fur die Belange des Bergsports gewurdigt. Sie starb in einem Veteranenheim in Posen am 7. Februar 1982, paar Tage nach Beendigung ihres 90. Lebensjahres.
(Jozef Nyka)