17.01.2001 NOWE WYCZYNY NA CZUBKU ZIEMI 01/2001 (2)
Wiosna 2000 była w masywie Everestu sezonem kolejnych rekordów. Bazy po obu stronach góry wypełniła maksymalna dotąd liczba wypraw (57, w tym 6 hiszpańskich), a na szczycie stanęła nienotowana rzesza alpinistów: 133, o 13 więcej niż w rekordowym sezonie wiosennym 1999. Darko Berljak pisze w piśmie "Hrvatski planinar", że na lodowcu Khumbu zastał ok. 400 namiotów i ok. 500 ludzi, nie licząc setek trekkerów. Zainteresowania alpinistów nie budziły przy tym ani trudne drogi, ani ściany, ważny był tylko szczyt: 55 wejść dokonano drogą normalną od Tybetu (zdjęcie), 73 granią południowo-wschodnią, 5 polską drogą czyli tzw. Filarem Południowym. Poprawiony został rekord szybkości wejścia: 33-letni Szerpa Babu Chhiri -- znany z niedawnego biwaku na szczycie -- wbiegł na Mount Everest w 16 godzin i 56 minut, korzystając z dobrze przedeptanej drogi. Z bazy wyruszył 20 maja o godz. 17, szedł całą noc, stając na czubku 21 maja o godz. 9.56. Było to jego 10 wejście na Everest, podczas gdy Appa Sherpa zaliczył już 11 wejść -- wszystkie bez tlenu. Mamy nowego rekordzistę wieku Everestu, którym od 19 maja jest Japończyk Toshio Yamamoto, liczący 63 lata -- poprzedni rekord od 7 października 1993 należał do Hiszpana Ramóna Blanco (60 lat i 160 dni), zaś od 12 maja 1999 do o dzień starszego Gruzina, Lwa Sarkisowa (60 lat i 161 dni). Również wiek everestowskich pań przesunął się w górę i przekroczył pięćdziesiątkę: rekord ustanowiła 22 maja Ania Czerwińska: 50 lat i 10 miesięcy (por. GS 12/2000), Jej poprzedniczki były o prawie 4 lata młodsze, a jedna z nich zmarła w trakcie zejścia. Nie powiodła się natomiast próba obniżenia wieku męskiego, podjęta przez 15-letniego Tembę Tseringa. Na uskoku Hillary'ego poodmrażał on sobie dłonie i stracił kilka palców. Najmłodszymi pozostają 17,5-letni Nepalczyk Taman i o miesiąc młodszy Francuz Zebulon. (jn)
16.01.2001 KORONA HIMALAJÓW - START XXI WIEKU 01/2001 (2)
W r. 1999 swoje wejście do klubu 14 x 8000 ogłosili Włosi Sergio Martini i Fausto De Stefani. Podczas dedykowanego 8-tysięcznikom Festiwalu Filmów Górskich w Trydencie na rynku stały ogromne podobizny zdobywców całej wielkiej czternastki (w tym Kukuczki i Wielickiego), a wśród nich Martiniego i De Stefaniego, Okazało się jednak, że ze swoim wejściem na Lhotse w dniu 15 października 1997 popełnili mały szwindel: idący po nich Koreańczyk oświadczył, że zawrócili nie -- jak utrzymywali -- kilka metrów od zdradliwego szczytowego nawisu, lecz około 150 m poniżej wierzchołka, co oczywiście nie tylko przekreśla wejście, ale także dyskwalifikuje ich jako sportowców, Fausto De Stefani upiera się przy swoim twierdzeniu, natomiast Sergio Martini położył uszy po sobie i wiosną 2000 dołączył do International Lhotse Expedition Piotra Pustelnika, by zaatakować ten szczyt jeszcze raz, tym razem do samego czubka (19 maja), czego świadkami byli Słoweńcy Franc Pepevnik i Milan Romih, W tej sytuacji można wątpić w uczciwość innych wejść włoskiej dwójki -- dowodów jednak nie ma i Sergio Martini powiększył skład elitarnego klubu 14 x 8000 do osób siedmiu. Przypomnijmy:
15.01.2001 ZOSTAŁ JUŻ TYLKO ALBERTO 01/2001 (2)
Z sympatią obserwowaliśmy bieg po Koronę Himalajów baskijskich bliźniaków, Felixa i Alberta Inurrategich (Mount Everest 1992). Ich jedenastym 8-tysięcznikiem był Manasiu, na którym los hermanos stanęli 25 kwietnia 2000. Śpieszyli się, gdyż w planie sezonu mieli jeszcze Annapurnę, z której ostatecznie zrezygnowali z powodu ciężkich warunków śnieżnych. Na lato 2000 przewidzieli Karakorum. W lipcu trzykrotnie atakowali Gasherbruma l, i tu jednak niepogoda pozbawiła ich sukcesu. Korzystając z rozpogodzenia w ostatnich dniach swego pobytu, zmienili cel na rezerwowy, czyli na Gasherbrum II. Dobrze zaaklimatyzowani, szybko zdobywali wysokość. 28 lipca wyruszyli z obozu II (6900 m) i o świcie stanęli na wierzchołku (8035 m) swojego dwunastego 8-tysięcznika. Szczęście, niestety, trwało krótko. Podczas schodzenia, między obozami II i I nastąpił wypadek: Felix (zdjęcie) poleciał w dół i po 400-metrowym upadku zginął na miejscu. Dla alpinizmu baskijskiego to niepowetowana strata. "Pyrenaica" 3/00. (jn)
12.01.2001 ZDRADLIWE LAWINY 01/2001 (2)
Zła pogoda w okresie sylwestrowym nie zachęcała do wyjść w wyższe partie Tatr. Mimo niewielkiej ilości śniegu doszło jednak do dwóch wypadków lawinowych. 28 grudnia podczas zejścia z Zawratu na stronę Hali Gąsienicowej czwórka młodych turystów została porwana przez lawinę. Troje odniosło obrażenia, czwarty uczestnik został całkowicie zasypany. Zawiadomiony telefonicznie TOPR podjął natychmiastową akcję. Dzięki chwilowemu przejaśnieniu udał się desant ludzi i psów w rejonie Zmarzłego Stawu. Po godzinie od zejścia lawiny ratownicy odkopali spod 60 cm warstwy śniegu 21- letniego turystę z Poznania. Mimo braku tętna i oddechu lekarz podjął akcję reanimacyjną. Po defibrylacji wróciła akcja serca, cały czas trzeba było jednak stosować sztuczne oddychanie. W tej sytuacji, mimo skrajnie trudnych warunków pilot przyziemnił maszynę przy poszkodowanym (ze względu na akcję reanimacyjną nie można było użyć windy). Dwie kolejne ofiary wypadku zostały wciągnięte na pokład śmigłowca, najlżej poszkodowanego ratownicy sprowadzili poniżej Zmarzłego Stawu. Choć brawurowa akcja ratunkowa zakończyła się powodzeniem, los młodego Poznaniaka nie jest do końca przesądzony, bo ciągle jeszcze nie odzyskał przytomności. 2 stycznia doszło do następnego, na szczęście mniej groźnego, wypadku lawinowego. Tym razem lawina zabrała i poturbowała dwóch wspinaczy schodzących z Mnichów Małołąckich. Nie zostali zasypani, ale jeden z nich złamał nogę. Dzięki łączności telefonicznej poszkodowany został w ciągu pół godziny przewieziony do zakopiańskiego szpitala. (mn)
10.01.2001 SZCZYTY SIEDMIU KONTYNENTÓW 01/2001 (2)
Jak pamiętamy (albo i nie pamiętamy...), rok przyszły został przez UNESCO proklamowany Rokiem Gór, w związku z czym poszczególne kraje podejmują różne inicjatywy gospodarcze, naukowe, kulturalne, licząc na to, że ich rządy sypną okolicznościowym groszem. Włosi -- wyspecjalizowani w pomiarach wysokich szczytów -- zaplanowali na r. 2002 weryfikację kot najwyższych szczytów siedmiu kontynentów. Poszczególnymi działami prac (topografia, geodezja naziemna, pomiary satelitarne) kierują wybitni profesorowie uniwersytetów włoskich, przewidziane są też studia geologiczne, glacjologiczne, medyczne. Głównym koordynatorem i szefem organizacyjnym jest doświadczony w takich misjach Agostino Da Polenza (m.in, rewizja pomiarów Everestu i K2 sprzed paru lat). Akcja TOWER (Top of the Worid Elevation Remeasurement) już się rozpoczęła. Po próbnych pracach przeprowadzonych jesienią na Matterhornie i Monte Rosa, do Ameryki Południowej wyjechała ekipa naukowców, która raz jeszcze przemierzy wiele już razy mierzoną Aconcaguę. Grupa medyczna przeprowadzi badania mózgu wspinaczy, w celu stwierdzenia ew. zmian encefalograficznych, powodowanych wysokością. W dalszej kolejności pójdą Kilimandżaro, Ruwenzori, Carstensz Pyramid, Vinson Massif, Mount McKintey, Mount Logan, Mount St. Elias, Elbrus, K2 i Mount Everest. O ile Mont Blanc, Aconcagua, McKinIey i Everest mają koty dość solidne (choć dwie ostatnie niedawno zmieniono o 2--4 m), o tyle pozostałe szczyty faktycznie mogą kryć niespodzianki. (jn)
05.01.2001 BIESZCZADY - NIEPEŁNA PRAWDA 01/2001 (2)
"Rzeczpospolita" z 2 stycznia na 2 stronie zamieściła materiał "Bieszczady -- nowa mapa i stara prawda". Autor, Andrzej Ziemilski, chwali w nim turystyczno-nazewniczą mapę Wojciecha Krukara "Ustrzyki Górne i okolice 1:40 000" (PTR Kartografia, Warszawa 2000). W recenzji podkreślony jest udział w wydaniu mapy Bieszczadzkiego Parku Narodowego (który sprowadził się do wykupienia części nakładu). Niewiele dowiadujemy się o samym Wojciechu Krukarze, nie pada też nazwisko wydawcy -- Piotra Kamińskiego. Tymczasem to im zawdzięczamy ów "powrót do tradycji tamtej Rzeczypospolitej", o którym pisze pan Ziemilski. Geograf Wojciech Krukar od kilkunastu lat realizuje według własnego projektu badania we wschodniej części naszych Karpat, w Bieszczadach i Beskidzie Niskim. Dociera do dawnych mieszkańców Łemkowszczyzny i Bojkowszczyzny, którzy od lat powojennych żyją w rozproszeniu na Ukrainie i tzw. ziemiach zachodnich. Skłania ich do powrotu pamięcią w czasy sprzed półwiecza, a plonem jego badań są tysiące precyzyjnie odtworzonych nazw terenowych. Przy okazji gromadzi też informacje dotyczące codziennego życia karpackich wsi, zwyczajów, stosunków sąsiedzkich, sposobów gospodarowania. Wyniki swoich prac publikuje w półroczniku Towarzystwa Karpackiego "Płaj". Od kilku lat we współpracy z Piotrem Kamińskim wydaje mapy nazewnicze. W 2000 roku oprócz "Ustrzyk Górnych" ukazała się "Dukla i okolice" (również w skali 1:40 000), wcześniej "Okolice Rymanowa" i "Okolice Komańczy i Woli Michowej". Kartograf Piotr Kamiński nie przypadkiem jest wydawcą map Krukara. Sam sprawami toponomastyki oraz historii Beskidu Niskiego i Bieszczadów zainteresował się dużo wcześniej. Zebrane podczas wyjazdów w teren nazwy i informacje nanosił na kserograficzne kopie przedwojennych map Wojskowego Instytutu Geograficznego, a ich odbitki w latach posuchy wydawniczej rozprowadzał wśród turystówzapaleńców. Od roku 1989 jego oficjalnie już działające małe wydawnictwo kartograficzne wprowadziło na rynek ponad 50 tytułów (14 z nich obejmuje obszar ukraińskiej i rumuńskiej części Karpat). Są to mapy rysowane w charakterystycznej manierze nawiązującej do estetyki przedwojennych map WIG-u, z poszanowaniem treści historycznych (dawne zasięgi osadnictwa). W końcu lat osiemdziesiątych Piotr Kamiński zainteresował sprawami nazewnictwa Wojciecha Krukara -- wówczas jeszcze ucznia maturalnej klasy liceum w Rymanowie, potem zaś służył Krukarowi swoją wiedzą i umiejętnościami kartograficznymi. Patrząc na ich pracę z dzisiejszej perspektywy -- czasu marnowania wielkich funduszy na pseudobadania naukowe -- trudno uwierzyć, że bez pieniędzy i biznesplanów można osiagnąć takie rezultaty...(mn)
 
Nasz tekst z niewielkimi skrótami opublikowała "Rzeczpospolita" w numerze z 9 stycznia 2001.
04.01.2001 "JAMESAK" 6/2000 01/2001 (2)
Otrzymaliśmy 6 zeszłoroczny numer organu SHZ JAMES, od wielu lat redagowanego przez Petera Hárgáša (zdjęcie). Gwoździem 48-stronicowego zeszytu jest duży artykuł o wyczynach sześciu słowackich wspinaczy na granitowych ścianach nad doliną Tsaranoro na Madagaskarze. Rysunki i opisy poprowadzonych tam dróg maja się ukazać w przyszłym numerze. Ludomir Hanuš pisze o wspinaczkach w górach Synaju, wysokością dorównujących Tatrom. Słoweniec Marko Prezelj relacjonuje wspaniały sukces w Karakorum -- powtórzenie przez słoweńsko-rosyjsko-węgierski zespół słynnego Złotego Filara Spantiku. Rosjanie Klenow i Diewy połowę drogi przeszli własnym 10-dniowym wariantem. Z wywiadu Petera Hargášá z Arnem Puškášem dowiadujemy się, że nasz smokowiecki przyjaciel w całej swej karierze nie zaliczył ani jednego odpadnięcia i że tylko kilka osób puszczał na prowadzenie. Gazdując w latach 1946-50 w chacie pod Rysami często robił ryzykowne wypady na polską stronę, uczył się też polskiego, którym biegle włada. "Do chaty -- mówi -- przychodzili polscy horolezcy, przynosili >>Taternika<<, prowadziliśmy dyskusje i tam właściwie wszystko się zaczęło." Oczywiście są też artykuły na inne ciekawe tematy, cały zaś numer obudowany jest bogatą kroniką wydarzeń i ciekawostek. Informacje o prenumeracie: fax 07/49 24 92 11 lub e-mail www.jamesak.sk. (jn)