27.02.2002 |
ZIMA W HIMALAJACH |
02/2002 (15) |
W
GS 12/01 zapowiadaliśmy zimowe wyprawy w Himalaje. Z tego, co nam wiadomo, nie przyniosły one żadnego prawdziwie zimowego sukcesu. Powiodły się urządzane rok w rok komercyjne wyprawy na Ama Dablam, wykorzystujące dobre warunki panujące na początku grudnia. Z wyprawy brytyjskiej weszły na szczyt 2 osoby. Hucznie zapowiadana japońska wyprawa na południową ścianę
Lhotse załamała się -- jak było do przewidzenia -- przed właściwymi trudnościami. 7-osobowym zespołem kierował
Osamu Tanabe (6 ośmiotysięczników, w tym K2). W grudniu 1999 r. przeprowadzono rekonesans, który upewnił Japończyków, że jest to okres wyjątkowo dobry do zaatakowania ściany. W drodze powrotnej wyprawa nie złożyła w Katmandu wymaganego sprawozdania i nie jest jasne, z jakiego punktu zawróciła (7700 m?). Jako powód podawane są huraganowe wiatry. Mała słowacka wyprawa na nie zdobytą dotąd w zimie
Shishapangmę też wróciła bez sukcesu, zimowe trudności południowej ściany (planowano drogę Kurtyki) przerosły bowiem oczekiwania wspinaczy. Sprawozdanie z wyprawy dał na swojej stronie internetowej Alek Lwow (
www.gia.alpinizm.pl z 11.02.2002). Interesującym sportowo przejściem popisała się mała wyprawa francuska, w składzie
Christophe Profit (41, kierownik), Oliver Besson (40) i Andre-Pierre Rhem (32). Jej celem była północna ściana
Kangtegi (6779 m), wejścia dokonano jednak znacznie łatwiejszym filarem wschodnim (przeplatanka lodu i skały). Wyprawa działała z zezwoleniem zimowym, ale wykorzystała piękny początek grudnia i po 3 biwakach w dniu 5 grudnia była już na szczycie. Dość nietypowy jest brak obszerniejszych relacji prasowych i internetowych z wejścia. O dużej 10-osobowej japońskiej wyprawie na Himlung Himal (7162 m) i 7-osobowej koreańskiej na Gurkoo Ri (6891 m) nie doszukaliśmy się dotąd żadnych wiadomości.
27.02.2002 |
TORUŃSKA "KORONA" TORRES DEL PAINE |
02/2002 (15) |
Trójka torunian (por.
GG 2/02 z 12.02.2002 i
GG 2/02 z 20.02.2002) podjęła kolejną wspinaczkę i około 10 lutego pokonała drogę włoską (normalną) na
północną Turnię Paine. Droga ta wiedzie granią południową na wyższą, południową kulminację dwuwierzchołkowej Torre Norte, od tej samej przełęczy, z której wchodzono na Torre Central. Dzisiejsze trudności to VI przy wysokości drogi ponad 500 m. Wejście Polaków zajęło 4 godziny i odbyło się przy pogarszającej się pogodzie. Trzej torunianie osiągnęli wierzchołek w "mleku", przedłużające się zjazdy na wietrze i w deszczu trwały do godziny 15. Tym samym dwójka
Kowalski i
Wiwatowski jako pierwsi Polacy skompletowała trzy główne turnie Paine, wszystkie drogami pierwszych zdobywców. Ekipa planuje powrót do kraju na początku marca, ale nosi się z zamiarem zrobienia "czegoś jeszcze".
Pokonaną drogę, jako pierwszą wiodącą na jedną z trzech "tytułowych" turni masywu, wytyczyli w styczniu 1958 Jean Bich, Leonardo Carrel, Camillo Pellissier i Pierino Pession, przy wsparciu dwójki Toni Gobbi i Gino Barmasse. Byli oni członkami 17-osobowej włoskiej wyprawy, kierowanej przez Guido Monzino, i choć sam leader w wejściu nie uczestniczył, trasa ta weszła do literatury jako Via Monzino. Dla pełności dodajmy, że droga ta miała wiele przejść, w tym kilka samotnych, pierwsze w roku 1986, zaś najszybsze w półtorej godziny w grudniu 1996 za sprawą Hansa Florine.
Grzegorz Głazek
27.02.2002 |
DWA RAZY LAFAILLE |
02/2002 (15) |
Jean-Christophe Lafaille zrobił samotnie pierwsze zimowe przejście drogi "Pelerinage" na północnej ścianie Peigne, zaliczanej do trudniejszych dróg mikstowych w rejonie Mont Blanc (VI, 6). Alpinista podaje, że przeszedł tę drogę 18 lutego w 5 godzin, wiadomo jednak, że 13 i 16 lutego przeprowadził próby, zapewne pozostawiając poręczówki. Przyznał, że 50-metrowy wyciąg w trakcie pierwszej próby zajął mu 3 godziny. Warunki meteorologiczne były przez cały czas mało sprzyjające. Tymczasem w 3-tygodniowej akrobatycznej wspinaczce dwaj znani z wielkich dróg Brytyjczycy, Andy Kirkpatrick i Ian Parnell, zrealizowali drugie w ogóle przejście dotąd nie powtórzonej zeszłorocznej (12--21 II 2001) drogi Lafaille'a na zachodniej ścianie Petit Dru (3733 m), wiodącej lewą stroną (w górze wręcz lewym skrajem) urwisk i uważanej za aktualnie najtrudniejszą na ścianie. Niemal ustawiczne opady śniegu i braki w specjalnym sprzęcie zmusiły ich do ominięcia wariantami paru najkłopotliwszych odcinków, m.in. słynnego wyciągu A5. Noclegi uprzykrzała załamana platforma. Do połączenia z drogą wychodzącą z północnej ściany trzeba było pokonać 27 wyciągów, w tym "pół tuzina A4" i jeden w szkockiej skali VII/VIII. Całe przejście -- szczęśliwie zakończone 20 lutego -- było filmowane przez znanego filmowca z Sheffield, Karena Barbera, który, wisząc na linach, też dokonywał cyrkowych sztuczek. Zanosi się podobno na prawdziwy wspinaczkowy dreszczowiec.
27.02.2002 |
MINUS 1500 METRÓW W SŁOWENII |
02/2002 (15) |
Duża radość w kręgach grotołazów słoweńskich: jak się w tych dniach okazało, najgłębsza jaskinia ich kraju, Čehi 2 na Kaninsko-Rombonskih Podih w Alpach Julijskich, schodzi poniżej magicznej granicy półtora tysiąca metrów. Dotąd znano ją do głębokości 1384 m. W piątek 22 lutego Tomaž Cestnik, Marko Gombac, Janko Marinšek i Matjaž Milharčič rozpoczęli zjazdy w głąb niekończących się studni. Kiedy skończyły im się liny, stali nad 15-metrowym wodospadem, gdzie podsumowali osiągniętą głębokość: 1485 m. Doliczając próg wodospadu, łatwo ustalić, że jaskinia ma 1500 m, a tymczasem poniżej wodospadu widać jej ciąg dalszy, w postaci wielkich korytarzy. Kierunek, w jakim zmierza, jest zgodny z przewidywaniami speleologów i hydrogeologów. Jaskinię eksplorowali głównie obcokrajowcy, jako pierwsi Słoweńcy stanęli na dnie 30 listopada 2001 członkowie silnej wyprawy Jamarskej zvezy Slovenije, która szukała też możliwości dalszego pogłębienia jaskini. Čehi 2 awansują więc do elity najgłębszych jaskiń świata -- rekord należy do Jaskini Wroniej w Kaukazie Zachodnim (minus 1710 m). Może jeszcze tej zimy czekają nas dalsze podziemne rewelacje?
27.02.2002 |
TROLLVEGGEN I CERRO TORRE |
02/2002 (15) |
Po dwóch tygodniach ciężkiej wspinaczki (
GG 2/02 z 12.02.2002 i
GG 2/02 z 20.02.2002),
22 lutego 6-osobowy zespół z Krasnojarska dotarł do głównej kulminacji muru Trollveggen, kończąc w większości nową drogę, stanowiącą superdirettissimę najwyższego spiętrzenia ściany. Dzień wcześniej na czubek wszedł w pojedynkę Jewgienij Dmitrenko, który rozpiął ostatnie poręczówki i wrócił na noc na platformy, wiszące 250 m poniżej szczytu. Zespół spędził na nich trzynastą noc w ścianie. "Udało nam się!" -- wołał ze szczytu przez telefon Oleg Chwostienko. Bardzo trudne technicznie wejście (5.11) komplikowała zła pogoda -- z opadami deszczu i śniegu w dole ściany i śniegu w górnej części. Rozpogodzenie w ostatnią środę trwało tylko kilkanaście godzin. Kierownikiem rosyjskiego zespołu był
Nikołaj Zacharow, trenerem Walerij Balezin, zespół wspinaczkowy tworzyli: Władimir Archipow, Oleg Chwostienko (kapitan), Siergiej Czieriedow, Jewgienij Dmitrenko, Anton Pugowkin i Paweł Zacharow. Dwa mniejsze zespoły rosyjskie -- dwójka z Petersburga i trójka z klubu Demczenki wycofały się ze swoich dróg. Ostatnio do Norwegii udały się dwa polskie zespoły, które też mają poważne zamiary wobec muru Trollveggen.
Tymczasem w dalekiej Patagonii Timur Achmiedhanow, Aleksandr Lastoczkin i Wiaczesław Skripko 31 stycznia weszli na Cerro Torre -- jako pierwsi Rosjanie. Z powodu bardzo złej pogody śpieszyli się, ale mimo to wejście "od bergszrunda w bergszrund" zajęło im w sumie (wliczając poręczowanie 30 stycznia) 40 godzin. Szczyt osiągnęli o godzinie 22.15, zeszli 1 lutego najpierw w śnieżycy, potem w ulewnym deszczu. Planowane wejście na Fitz Roy uniemożliwiła niepogoda.
21.02.2002 |
TAK SIĘ CHŁOPCY BAWILI |
02/2002 (15) |
Lipiec 1962 roku. Na placyku przed schroniskiem stoją, ustawione w rzędzie, wyprężone postaci taterników. Z zaimprowizowanego podium (chyba odwrócone taczki), okrytego czerwoną kurtką puchową, przemawia Dziunia Łapińska. Życzy sukcesu uczestnikom wielkiej wyprawy. Potem okolicznościowe zdjęcia taterników siedzących na sławnej taternickiej grzędzie, robione m.in. przez obwieszonego aparatami fotograficznymi Momę czyli Czesia Momatiuka (
zdjęcie). Turyści licznie przybyli nad Morskie Oko są zdezorientowani -- nie wiedzą czy to prawdziwe przygotowania, czy tylko farsa.
Pomysł
"himalajady" powstał chyba z nudów. Ktoś zaproponował żeby zrobić "prawdziwą" himalajską wyprawę. Jako cel wybrano Mnicha drogą Robakiewicza i Ziemilskiego. Liderem został senior -- Jerzy Zakrzewski (Radca). Długa karawana powoli wędrowała w kierunku wybranego celu. Na każdym postoju -- press officer (Maciek Kozłowski) odczytywał komunikat, a proviant officer ( Krzysztof Zdzitowiecki) wmuszał w uczestników herbatniki. Była nawet gitara (
zdjęcie). Po założeniu bazy (jeden namiot) nastąpiło żmudne zakładanie obozów pośrednich. Odnotowano dwa niebezpieczne zdarzenia. Pierwsze, kiedy Czesiek Momatiuk (Momo) po założeniu pierwszego obozu schodził do bazy zacięciem na drodze Robakiewicza... głową w dół. Drugie, kiedy Krzysztof Zdzitowiecki (Pomurnik) nierozważnie (choć rozmyślnie) zrzucił kamień, który o mało nie zniszczył namiotu bazowego i zmusił do salwowania się ucieczką zespół brydżystów (wśród nich Adama Wojnarowicza), którzy porzucili karty na kamiennym stole.
Zespół szturmowy (m.in. Maciek Włodek -- Colorado) wniósł na szczyt rolkę papieru toaletowego, bryłę węgla i butelkę po wódce. Potem nastąpiło wprowadzenie na wierzchołek Szerpów (studenci obozu turystycznego) i przypięcie ich karabinkami do olbrzymiej pętli, założonej na blok szczytowy. Sirdarem był Jacek Karwowski, a przezwisko to przylgnęło do niego już na stałe.
Na szczęście nikomu nic się nie stało.
Andrzej Piekarczyk
20.02.2002 |
Z OSTATNICH DNI |
02/2002 (15) |
Niusy z USA
Ukazał się pierwszy w tym roku
"Climbing", szczuplejszy o ok. 30 stron, ale trudno powiedzieć, czy jest to jednorazowa redukcja, czy zapowiedź głębszego kryzysu. Pismo od paru lat jest w rękach dużego koncernu, a molochy bywają niestety niegospodarne. Przed nami dwie ważne rocznice. Pierwsza z nich przypada na 20 lutego -- dzień setnej rocznicy urodzin
Ansela Adamsa, którego piękne fotografie z Yosemite zna chyba każdy. Okolicznościowe artykuły zamieściły wszystkie czasopisma fotograficzne, przypominając przy okazji niezrównane portrety El Capitana czy Half Dome. Druga okrągła rocznica, to stulecie
American Alpine Club. W ostatnim "AAC News" ukazał się jubileuszowy tekst Jima Frusha, aktualnego prezesa AAC, z pewnością wart publikacji w polskim języku. Podoba mi się pamiątkowe zdjęcie z r. 1962 zamieszczone na waszej stronie w
GG 2/02 z 7.02.2002. Jakoś w moich morskoocznych latach nikt takiej zbiorowej fotki nie zrobił, przynajmniej ja nie trafiłem na taki moment.
Władysław Janowski, Filadelfia
MRG w klaserach
5 lutego w
RFN ukazał się w urzędach pocztowych ładny znaczek wydany z okazji
Międzynarodowego Roku Gór (por. nasza zapowiedź w
GG 2/02 z 6.02.2002). W pierwszym dniu obiegu był w użyciu specjalny ozdobny datownik "Internationales Jahr der Berge -- Berlin Zentrum". Znaczek utrzymany jest w zielono-błękitnej tonacji, a koronka igieł skalnych na tle dalszych masywów symbolizuje "góry w ogóle". Dochód z dopłaty w kwocie 26 ct do nominału 56 ct powiększy fundusz ochrony gór 2002. Przy okazji prezentacji znaczka, dokonanej przez sekretarza stanu Bundesumweltministerium, panią Gile Altmann, odznaczono 10 osób, które w ostatnich latach dobrze przysłużyły się sprawie ochrony przyrody i krajobrazu gór.
Jaskinia w Bielsku-Białej
W uzupełnieniu (poprawionej) notatki w
GS 01/02 chciałbym dodać, że informacje o odkryciu
Jaskini w Straconce przynosi "Zacisk" nr 17 z czerwca 2000 r. s. 10, zaś pełny opis z planem "Zacisk" nr 18 z grudnia 2000 (s.12--13). Podano tam m.in., że jaskinia była znana bielskim grotołazom już w latach osiemdziesiątych. 13 kwietnia 2000 r. Cz. Szura powiększył ją do długości 20 m i głębokości 8 m. W dniu 18 kwietnia 2000 r. Jerzy Ganszer, Cz. Szura i D. Rybarski powiększyli jej długość do 80 m, a głębokość do 13 m. 27 kwietnia tegoż roku Szura i Rybarski uzyskali obecny rezultat. Prasa -- nie tylko śląska -- jest w takich sprawach powierzchowna i mało rzetelna.
Wojciech W. Wiśniewski, Kraków
Trollveggen
Zespół z Krasnojarska (
GG 2/02 z 12.02.2002) jest już w górnych partiach ściany. 14 lutego pokonany został najtrudniejszy fragment drogi -- pionowy i pozbawiony rzeźby. Platformy przesunięto na półkę o 5 wyciągów w górę. Idąc w linii głównego (lewego) spiętrzenia Trollveggen (1100 m), ekipa stara się robić nową 25-wyciągową drogę w czym przeszkadzają jej już istniejące tam drogi: Franskeruta (1967), "Russkij Marszrut" (1997) i Arch Wall (1972). W górnej części czas jakiś szli tą trzecią, która skręciła w lewo. Krasnojarczanie poszli wprost dziewiczym bastionem szczytowym 150--200 m wysokości (80--85°) i w tych dniach powinni osiągnąć szczyt. Warunki, które w dolnej i środkowej części ściany były mało zimowe, w górze są bardzo ciężkie. Tymczasem trójka z klubu S.M. Dienczenki (Klionow i jego towarzysze) wycofała się z połowy ściany z powodu wygaśnięcia zaledwie 2-tygodniowych wiz; wskutek lawin kamiennych poddali się też Walerij Szamalo i Gleb Prigorowski z Petersburga. Pierwsi szli w linii Rimmon Route, drudzy -- 1000-metrową partią ze zniszczonymi 3 lata temu przez obryw drogami hiszpańską, szwedzką i Trolldom. Ściana jest już mocno wyeksplorowana, trochę więcej "wolnego miejsca" pozostało jeszcze w jej niższej prawej połaci.
Jak podaje Grzegorz Głazek, w tych dniach na Trollveggen wybierają się dwa zespoły polskie (m.in. wydobrzały już po niedawnym wypadku na Kazalnicy Tomaszewski).
Torres del Paine
W nawiązaniu do artykuliku zamieszczonego w
GG 2/02 z 12.02.2002 chciałbym przekazać uzupełniającą wiadomość:
31 stycznia 2002 ekipa toruńska w pełnym trzyosobowym składzie powtórzyła drogę klasyczną (Boningtona i Whillansa) na Torre Central w czasie 13 godzin i stanęła na szczycie około godz. 18. Zejście zjazdami trwało do 3 nad ranem. Zespół toruński tworzą:
Bogusław Kowalski,
Wojciech Wiwatowski i
Michał Wiśniewski. Ze względu na wieloletnie zamieszanie z wysokościami Turni Paine (a także innych szczytów w tej grupie), warto podać dokładniejsze dane, wprowadzone w renomowanym dziale "Mountain Info" miesięcznika "High" (nr 192 z listopada 1998): Torre Norte ok. 2260 m, Torre Central 2454 m, Torre Sur ok. 2500 m. Sprawę powinna ostatecznie rozstrzygnąć zapowiadana mapa 1:25.000 rejonu Paine.
15 lutego 2002, Grzegorz Głazek, CDW
Eh, ta służba zdrowia!
Na marginesie notatek medycznych warto dodać, że szpital w Chamonix zamknął ostatnio u siebie oddział chirurgii i intensywnej terapii. Teraz poszkodowani w wypadkach muszą być odwożeni do szpitala w Sallanches. Decyzję, niewątpliwie złą z uwagi na odległość od Chamonix, miały podjąć władze w Lyonie. Już pierwszego dnia po jej wprowadzeniu dało się odczuć fatalne skutki: ktoś złamał nogę na Rekinie, po czym spędził szereg godzin w oczekiwaniu na transport do Sallanches. Zachodzi obawa, że w sezonie, kiedy wypadków będzie więcej, problemy jeszcze sie nasilą.
Władysław Janowski
Pod wrażeniem niedawnej pisaniny u nas w kraju można by pomyśleć, że transportujący zyskują na czasie by móc korzystniej sprzedać "skórę"... (red.)
Ambitne plany Słoweńców
Słoweńcy należą do paru ostatnich nacji zachowujących do himalaizmu podejście sportowe. Mają liczną i świetną kadrę, choć i u nich nie przelewa się z denarami. Jak nas ostatnio poinformował nasz lublański przyjaciel, Franci Savenc, Planinska Zveza Slovenije mimo to myśli w tym roku o paru centralnych wyprawach. Andrej Štremfelj, który rok temu odwołał wyjazd na piękną północną ścianę Chmolönzo (7790 m), wraca do tego projektu, zwłaszcza że w masywie są jeszcze dwa wybitne dziewicze wierzchołki: 7540 i 7150 m. Czteroosobowy zespół (plus lekarz) zostanie, podobnie jak i inne składy, wyłoniony w drodze konkursu. Również na jesień planowana jest 10-osobowa wyprawa w Himalaje Sikkimu. Przewidywane są sportowe wejścia w masywach Ramtangchuli (Wedge Peak, 6780 m), Kratchuli (Tent Peak, 7365 m), Pathibhara (Pyramid Peak, 7123 m) i Nepal Peak (6910 m, dawniej 7180 m). Bardzo atrakcyjne jest uzyskane przez PZS pozwolenie na zdobytą tylko raz (1986) Kunla Kangri (Küla Kangri, Gula Kangri, 7538 m) na granicy Bhutanu i Tybetu. W pobliżu znajduje się wspaniały masyw Kangkarpunzum (7570 m), uważany za najwyższy z dotąd nie zdobytych szczytów świata (w maju 1999 r. niedalecy szczytu byli Japończycy, którzy weszli na również dziewiczy Liangkang Kangri, 7535 m).
Józef Nyka
17.02.2002 |
KRYSZTAŁOWI ZWYCIĘZCY |
02/2002 (15) |
Organizowany przez GHM i "Montagnes Magazine" "Złoty Czekan" (
GG 1/02 z 14.01.2002) nabrał już cech światowego alpinistycznego "Oscara", we Francji w dużym poważaniu jest jednak również krajowa nagroda, mianowicie
"Kryształy FFME" ("Cristal FFME"), przyznawane każdej zimy przez le Comité de l'Himalaya et des Expeditions Lointaines. Tegoroczna ceremonia wręczenia odbyła się
9 lutego w Chamonix i była połączona z kolejną fetą. Z listy 12(13) nominacji, Jury wybrało trzech superasów. Zostali nimi
Jean-Christophe Lafaille za wejście na K2 oraz dwójka
Thierry Renault i "niezdarty"
François Marsigny za wspinaczkę "A Step Beyond" na Pointe Migot w masywie Mont Blanc -- drogą, która "otwiera nowy etap w trudnym wspinaniu mikstowym". W swoim laudatio Jean-Claude Marmier wyróżnił też jako prawie-laureata
Marca Siffrediego, który 23 maja 2001 -- po gruntownych przygotowaniach treningowych -- zjechał na desce północną flanką Everestu (Kuluarem Nortona). Wręczono również Nagrodę Młodej Nadziei, a otrzymał ją chamoniard (podobnie jak Siffredi)
Julien Herry, który ma już w dorobku najtrudniejsze drogi na Drus i Mont Blanc, m.in. Directe Américaine, Divine Providence, Grand Pillier d'Angle, a nie ukończył jeszcze 17 lat. Godne szacunku grono jurorów "Kryształów FFME" tworzą -- w większości starsi panowie -- Robert Paragot, Lucien Bérardini, Jean-Claude Marmier, René Desmaison, Piere Mazeaud, Maurice Gicquel i Georges Payot.
Teddy Wowkonowicz, Chamonix
17.02.2002 |
ROK 2001 W GÓRACH PAKISTANU |
02/2002 (15) |
Departament Turystyki w Islamabadzie z pewnym opóźnieniem ogłosił wykazy wypraw, które w ciągu roku 2001 działały w górskich prowincjach Pakistanu. Pod względem ich liczby był to rok dla kraju całkiem dobry, a zainteresowanie trekkingami wykazało nawet dalszy wzrost, i to znaczny. Zezwolenia wyprawowe wykupiło 76 wypraw, z czego 38 (dokładnie połowa) wybrało szczyty 8-tysięczne, 25 -- siedmiotysięczniki, zaś 13 -- szczyty wyższe niż 6000 m. Z tej liczby 5 wypraw odwołano lub wycofano.
Ekipy przybyły z aż 28 krajów, w tym tak egzotycznych, jak Chile, Estonia, Kazachstan czy Finlandia. Pod względem liczby wypraw przodowały Japonia (9), Niemcy (8), Włochy (8) i Francja (7). Z Anglii i USA permity wykupiło po 6 ekip. Słabo tym razem były reprezentowane m.in. Korea i Polska (po 1 wyprawie) -- zdziwienie budzi zwłaszcza absencja w ostatnich latach tak aktywnej Korei. Grupy organizowane przez agencje były liczebniejsze -- do 15 osób, zespoły sportowe liczyły najczęściej od 3 do 5 uczestników. Największym zainteresowaniem cieszyły się, jak co roku, Gasherbrum II (17 zezwoleń) i Broad Peak (11), wyjątkowo popularny był piękny Spantik (8 wypraw). K2 i Nanga Parbat miały po 4 na ogół pomyślne wyprawy. Alpiniści pamiętali o trudnych skalnych masywach Karakorum -- np. na Baintha Brakk i Trango Tower wspinały się po 4 zespoły. W Hindukuszu czynne były 3 wyprawy, wszystkie z Francji i wszystkie udane. Dwie z nich weszły na Tirich Mir. Kilku wypraw nie można się jednak w wykazach doszukać, jak np. wartościowej wyprawy francuskiej w Hinduraj, która eksplorowała dziewicze pasmo i zrobiła tam kilka dużej klasy wejść sportowych (np. 1000-metrowym centralnym kuluarem Kamaro, 6327 m).
Pogoda podczas sezonu płatała figle, a mimo to tzw. współczynnik sukcesu był dość wysoki: zaplanowane cele zrealizowały 34 wyprawy (48%). Szczególnie skuteczne były one na 8-tysięcznikach, głównie dzięki profesjonalnie działającym wyprawom komercyjnym. Na Gasherbrum I weszło 5 z ogółem 6 wypraw, na K2 trzy z czterech. W porównaniu z poprzednimi latami raczej niska była liczba nieszczęśliwych wypadków: śmierć ponieśli 4 alpiniści -- trzej na 8-tysięcznikach (Belg i Chilijczyk na Gasherbrumach, Koreańczyk na K2) i Rosjanin na ścianie Latoka III. Sukcesów sportowych było sporo, w większości jednak na skalnych szczytach niższych od 6000 m, ku utrapieniu kronikarzy nie objętych sprawozdaniami Tourism Division.
17.02.2002 |
PRAGA: KOMISJA WYPRAW UIAA |
02/2002 (15) |
Wspaniale zorganizowane przez
ČHS, w dniach
31 stycznia -- 4 lutego 2002 odbyło się w Pradze zebranie Komisji Wypraw UIAA. Obradom przewodniczył prezes,
Joss Lynam, uczestniczyło w nich 15 członków i delegatów zagranicznych i 3 krajowych. Wśród uczestników byli tak znani działacze, jak Renato Moro, Bernard Domenech, Carlo A. Pinelli, Petyr Atanasow, Arkadij W. Kliepinin. Wagi sesji dodawał jednak udział przedstawicieli władz Chin (sekretarz generalny CMA, Ying Dao Shui) i Nepalu (4 osoby -- w tym sekretarz ministerstwa, Ganesh Ray Karki). Program zebrania objął szereg punktów. m.in. takie sprawy, jak przegląd akcji związanych z Międzynarodowym Rokiem Gór (zob.
GS 01/02), dokonania i plany
Mountain Wilderness, informacja o sytuacji i warunkach działania w górach byłego ZSRR. Przedstawiono daleko idące ustępstwa na rzecz alpinizmu wyprawowego w Nepalu i Pakistanie, przy jednoczesnym sztywnym stanowisku Indii i Chin, które utrzymują w mocy reguły stosowane w r. 2001. Carlo Pinelli zreferował przebieg zorganizowanego przez MW kursu ekologicznego dla oficerów łącznikowych w Pakistanie. Postanowiono, że jego absolwenci będą teraz rekomendowani dla szczególnie ważnych wypraw i misji. Dłuższą dyskusję wywołała też sprawa świętej góry Kailash i wejścia hiszpańskiego -- Renato Moro oświadczył, że szczyt ten jest na chińskiej liście udostępnianych obiektów, tyle że ukryty za inną nazwą. Debatowano również nad ożywieniem strony www UIAA, która daje wiadomości z dużymi opóźnieniami (nb. informacji o omawianym tu zebraniu nie ma tam do dzisiaj). Delegaci zagraniczni odbyli też wycieczkę do Czeskiego Raju, gdzie Holender Roland Bekendam popisywał się drogami do VIIIb a nawet IXa. Nepalczyków szczególnie interesowało centrum wspinaczki panelowej w Pradze, gdyż myślą oni o organizowaniu zawodów w swoim kraju. Po 12 latach przewodzenia Komisji Wypraw w tym roku zakończy tę funkcję Irlandczyk Joss Lynam (80+). Na jego następcę świetnego kandydata zaproponowała BMC, jego nazwisko ma być jednak ogłoszone dopiero po dalszych uzgodnieniach. Z uznaniem odnotować trzeba sprawność organizacyjną i finansową ČHS -- naszego PZA nie byłoby stać na urządzenie takiego, w części tylko odpłatnego spotkania. Prezes czeskiego związku, Jiři Novák, jest długoletnim działaczem Komisji Wypraw.
17.02.2002 |
NEPAL 2002 |
02/2002 (15) |
Jak już informowaliśmy, władze Nepalu czynią wysiłki, by zatrzymać spadek przyjazdów w ich góry, spowodowany wydarzeniami politycznymi tak u nich, jak i na zdestabilizowanym świecie. Pod hasłami Międzynarodowego Roku Gór z dniem 1 marca otwarto 103 nowe szczyty, w większości dotąd dziewicze. Z długiej listy wypiszmy przynajmniej nowoudostępnione 7-tysięczniki (nazwy i wysokości częściowo odbiegają od utrwalonych w literaturze):
Himjung | 7140 m |
Gyajikang | 7036 m |
Ratna Chuli | 7128 m |
Nagpai Gosum I-III | 7312-7110 m |
Palung Ri | 7012 m |
Talung | 7349 m |
Domekhan | 7264 m |
Janak | 7090 m |
Sharphu | 7070 m |
Dla organizatorów wypraw istotną zachętą są obniżki opłat za szczyty. Dla 20 rzadziej odwiedzanych masywów opłaty mają być w tym roku zniesione całkowicie, dotyczy to m.in. gór w zachodnim Nepalu, takich jak Api, Saipal, Bobaye, Nampa. Dla 40 szczytów ulga ma wynieść 75%. Są w tej grupie m.in. Dhaulagiri II-VI oraz szczyty w rejonie Himalchuli. Rozważana jest znaczna redukcja opłat dla małych zespołów (2-3 osoby), wybierających się na ciągle oblegany Everest. Znacznemu poszerzeniu ulegnie lista tzw. szczytów trekkingowych. Dla propagandy własnych walorów Nepal chce też wykorzystać "złote gody" Everestu (
zdjęcie). Okolicznościowe imprezy zaczynają się już tej wiosny. W kalendarzu znajdują się m.in. maraton Solokhumbu (start z Everest BC 5450 m, meta w Namche Bazar 3440 m), zbiorowe spływy dzikimi rzekami, a także różne spotkania sportowe. Większość imprez zaplanowano na r. 2003. Mają je zapoczątkować zawody spadolotowe w Kaski oraz festiwal balonów (z panoramą Himalajów) w Katmandu. Skałołazi będą współzawodniczyć na pięknych ściankach w Langtangu, gdzie do trudności technicznych dojdzie problem wysokości. Dla stolicy kraju przewidziano wydarzenia kulturalne: m.in. latem tego roku festiwal filmów górskich i wspinaczkowych zaś wiosną 2003 wystawę fotografii wyprawowej i znaczków pocztowych. Cykl imprez zakończy w
maju 2003 spotkanie zdobywców Everestu, niestety już bez Tenzinga, Lorda Hunta i gromady innych, którzy w ciągu 50-lecia zmarli lub poginęli w górach. Miejmy nadzieję, że miejscowe złe duchy -- np. maoiści -- nie pokrzyżują Nepalowi tych zamierzeń.
(J. Nyka)
12.02.2002 |
REJON KHUMBU - PAŹDZIERNIK 2001 |
02/2002 (15) |
Pamiętamy wydarzenia zeszłorocznej jesieni. My wyjazdu nie odłożyliśmy i pod koniec września polecieliśmy z Negrem (Andrzejem Sławińskim) do Nepalu. Nie daliśmy się zwariować ani terrorystom, ani maoistom! Był to nasz trzeci wspólny trek, tym razem w rejon Khumbu. Poprzednie dwa, to Langtang i okrążenie Dhaulagiri. Ostatni był bardzo udany a pogoda dopisałam nam zupełnie niesłychanie. Wreszcie zobaczyliśmy jak wygląda himalajska "pomonsunowa blacha". Widzieliśmy Mount Everest, Lhotse, Nuptse, Ama Dablam, Cho Oyu, Makalu, Pumori i wielkie mnóstwo innych gór, jezior, nepalskich wiosek, jaków, klasztorów itp. itd. Trekking jest wysoki i bardzo piękny widokowo. W Nepalu nie było żadnych kłopotów ani z maoistami, ani z podejmowaniem nas "Amerykanów". Przyjechali ludzie z całego świata, choć spadek liczby turystów sięgnął ok. 30%. Wszyscy trekowcy mieli
fun i nikt nie rozmawiał o terrorystach, tylko o tym, gdzie się wybiera następnego dnia albo skąd wraca. Było to niesłychanie odświeżające po tym, co działo się w Ameryce po 11 września. W Nepalu było milej i bezpieczniej niż w USA! Przynajmniej w październiku 2001. A oto szczegółowe
kalendarium naszej wędrówki i dwa, spośród zrobionych zdjęć
W tym roku na kolejny trekking się nie wybieram, planuję natomiast dłuższy pobyt w Polsce (od końca maja do początku lipca), oczywiście z udziałem w spotkaniu seniorów nad Morskim Okiem.
Krystyna Konopka
12.02.2002 |
TORUNIANIE NA TORRE SUR DEL PAINE |
02/2002 (15) |
Wyprawa toruńska w składzie Bogusław Kowalski (32), Wojciech Wiwatowski (31, drugi raz w rejonie) i Michał Wiśniewski (30) odleciała do Patagonii 10 stycznia 2002, redukując pierwotne plany półrocznego pobytu do dwóch miesięcy i do obszaru parku narodowego Torres del Paine. Głównym zgłoszonym celem było przejście trudnej i być może dotąd nie powtórzonej drogi włoskiej środkiem wschodniej ściany Torre Central del Paine ("Magico est", M. Giarolli, E. Orlandi, E. Salva, październik 1986). Dopiero potem planowano "może coś więcej" (nową drogę), bo w Patagonii wiadomo, wiatr może zastopować wspinaczy na miesiące.
Granicę parku przekroczono 14 stycznia. W jednym z niewielu pogodnych dni, 22 stycznia drogę włoską, ale na Torre Sur, pokonała dwójka Kowalski i Wiwatowski. Chodzi o drogę pierwszych zdobywców szczytu, wiodącą północną granią (J. Aiazzi, A. Aste, C. Casati, F. Nusdeo i V. Taldo, 1963, wys. 800 m, VI-, A1, średnie nachylenie 60 stopni). Było to pierwsze polskie wejście na tę turnię (przynajmniej jeśli idzie o oficjalne wyprawy krajowe). Po kilkudniowym odpoczynku, 29 stycznia ekipa ponownie wyruszyła w góry. Na razie brak nowszych komunikatów. Bezpośrednie relacje i kontakt z wyprawą KW Toruń można uzyskać na stronie
www.patagonia.basnet.pl.
Dodajmy, że z Polaków na dwóch pozostałych "tytułowych" turniach masywu, pierwszy był zespół z Januszem Gołębiem i Janem Muskatem oraz Adamem Potoczkiem i Ryszardem Pawłowskim w marcu 1997 roku. W ciągu dwóch tygodni dokonano wejścia najpierw na Torre Central drogą zdobywców (Ch. Bonington i D. Whillans 1963), filarem od przełęczy północnej (wciąż aktualne VII, A2), nb. w tym samym sezonie 1996-97 pokonaną w bardzo suchych warunkach w rekordowym do dziś czasie 6 godzin i 15 minut przez dwójkę Amerykanów ze słynnym sprinterem z El Capitana, Hansem Florine. Wymieniony wyżej zespół polski wszedł następnie na Torre Norte, liczącą ponad 500 m wysokości ścianą zachodnią, drogą Pioli i Sprungliego "La Ultima Esperanza" z 1992 roku (pozbawioną stałych przelotów, VII, A1-A2). Było to piąte przejście tej drogi i zajęło ono nieco ponad jeden dzień. W marcu 2000 także na Torre Norte wszedł młody zespół śląski złożony ze znanych zawodników panelowych: Rafał Porębski, Marek Kazior i Łukasz Muller. Przeszli oni drogę włoską "Giorgio Giannaccini" ze stycznia 1995 roku -- na zachodniej ścianie, tuż na lewo od wspomnianej drogi Pioli (G. Polacci, S. Borghesi i A. Angellini, 21 godzin, VII A2, schemat zob. "Góry" 7-8/2000). Odhaczyli przy tym 4 z 6 wyciągów hakowych i zmienili ich wyceny na VIII-. Warto też wspomnieć, iż zespół ten próbował wytyczenia pierwszej w tym masywie nowej polskiej drogi. W międzyczasie Ryszard Pawłowski i Wojciech Wiwatowski z tej samej wyprawy próbowali zdobyć Torre Sur droga włoską, ale natrafili na zalodzone płyty.
Dodać można, iż droga włoska na Torre Sur do r. 1986 nie była powtarzana. Dziś liczbę jej przejść szacuje się na kilkanaście, są wśród nich wejścia: zimowe (1987, zob. T. 1/1988 s.9), samotne (1992) oraz z udziałem kobiety (1996, 28 godzin z zejściem). Zdobywcy wycenili drogę na VI A1, obecnie odcinki hakowe maja ocenę wyższą (A2), lecz zwyczajowo ogranicza się je do wyciągów nr 3 i 4 o złej skale. W ubiegłym roku droga uzyskała najszybsze przejście w 4.45 godziny od szczeliny brzeżnej do szczytu (21 godzin "z bazy do bazy") -- przez dwuosobowy zespół francuski, który chwytał się haków tylko na jednym wyciągu.
W grupie Paine, powierzchniowo porównywalnej z Tatrami Wysokimi, znajdują się jeszcze inne wielkie i trudne szczyty, jak przysadziste ale równie potężne Fortalezza (Forteca) i Escudo (Shield, Tarcza), obie z charakterystycznymi dla panoram rejonu pasami czarnych skał na szczytach, oraz liczne śmiałe wieże, z których ostatnio najmodniejsza jest Máscara (Maska).
Grzegorz Głazek, CDW
13.02.2002 |
KOCHANE ZDROWIE |
02/2002 (15) |
Ogólnie wiadomo, że wiedza medyczna czyni szybkie postępy, a dotyczy to też medycyny górskiej. Specjaliści z tej dziedziny odbywają coroczne sympozja i spotkania, w wielu krajach mają też własne zrzeszenia, na szczeblu międzynarodowym reprezentowane przez International Society of Mountain Medicine, któremu prezesuje dr Peter Hackett, autor wielu opracowań i lekarz pamiętnych wypraw, a także szef doniosłych badań prowadzonych w latach 80. w Denali Medical Research Camp.
WYSOKIE WITAMINY. Niedawno pisaliśmy o szansie włączenia viagry do arsenału środków do zwalczania choroby wysokościowej, tymczasem mamy już następne interesujące doniesienie.
"The Natural Pharmacist" informuje o eksperymentalnym trekkingu do bazy pod Everestem, którego 18-osobowy skład podzielono na dwie części. Połowa uczestników zażywała obojętny środek, tzw. placebo, druga -- znaczne dawki witamin. Samopoczucie, kondycja i apetyt tej drugiej grupy były zdecydowanie lepsze, wyższa też była zawartość tlenu w krwi i zdecydowanie słabsze symptomy szoku wysokościowego. Lekarze są przekonani, że jest to zapowiedź nowego narzędzia pomocniczego w profilaktyce AMS (z angielskiego Acute Mountain Sickness), choć oczywiście konieczne będą jeszcze badania na większych wysokościach. Uczestnikom testu podawano przez miesiąc (3 tygodnie przed wyjazdem i w ciągu 10 dni trekkingu) witaminę C 1000 mg, witaminę E 400 IU oraz 600 mg kwasu liponowego. Jak nam wyjaśnił Andrzej Piekarczyk, kwas liponowy jest to kwas 6.8-dwutiooktanowy, z którym czyniono próby przy martwiczej encefalopatii, tu może więc chodzić o ochronę komórek mózgowych. W artykule "The Natural Pharmacist" jest też wzmianka o obiecujących doświadczeniach z preparatami z ginkgo (miłorzębu japońskiego), ogólnie zaś autorzy zalecają pożywienie bogate w węglowodany, no i oczywiście przestrzeganie zasad rzetelnej aklimatyzacji.
DIABETYCY W GÓRACH. Chorzy na cukrzycę -- także ci
z cukrzycą insulinozależną typu I -- nie muszą rezygnować z uprawiania taternictwa, a nawet wspinaczki sportowej. Warunkiem jest konsultacja lekarska, pełna wiedza o własnej chorobie i stała -- także w trakcie wspinaczki -- kontrola poziomu cukru w krwi, ew. acetonu w moczu, co obecnie ułatwiają lekkie i proste w obsłudze urządzenia. Ważny jest przygotowawczy trening ogólny, o chorobie i groźbie ew. komplikacji winien też wiedzieć partner górski. Przy wyjeździe grupowym chory musi zadbać o zapas jemu tylko niezbędnej żywności. Pewne problemy techniczne powstają w zimie, kiedy insulinę i przybory należy nosić "blisko ciała", a pomiary wykonywać błyskawicznie, aby niska temperatura nie zmieniła wyniku. Praktyczne porady dla wspinających się cukrzyków typu I (ok. 10% ogólnej liczby chorych na tę chorobę, w Polsce 0,3% populacji) przynoszą "Mitteilungen des DAV" 2/2002, diabetycy z częstszą u osób starszych cukrzycą typu II (w Polsce ok. pół miliona osób) otrzymają instruktaż w jednym z dalszych numerów tego pisma. W razie indywidualnego zapotrzebowania służymy kopią kserograficzną artykułu (tekst w języku niemieckim).
HAPE MOŻE DOTKNĄĆ KAŻDEGO. Latem 1998 w masywie
Monte Rosa (ze znanym laboratorium badawczym na grani) pracował zespół 18 naukowców z USA i Włoch, pod kierownictwem dra
Petera Wagnera z uniwersytetu San Diego (Kalifornia). Prowadzili oni badania nad chorobą wysokościową, a szczególnie jej groźnym powikłaniem w postaci
wysokościowego obrzęku płuc (High Altitude Pulmonary Edema -- HAPE). Wyniki badań ukazały się ostatnio w piśmie "Lancet" ze stycznia 2002. Z przebadania 262 alpinistów w punkcie wypadowym (1200 m) i po godzinnym pobycie na szczycie Monte Rosa (4560 m) wynikło, że 15% osób wykazuje zewnętrzne objawy choroby (clinical HAPE), zaś 60% objawy utajone, wykrywalne tylko z pomocą specjalnych testów. Wielkości te zaskoczyły lekarzy, dotąd przyjmowano bowiem, że choroba wysokościowa dotyka 2--4% osób przekraczających wysokość 2500 m (a więc naszych Rysów...). Potwierdziła się natomiast znana już badaczom teza, że u owych 25% wolnych od symptomów choroby alpinistów występuje wspólna cecha anatomiczna: mają oni płuca większe od normalnych. Dodać trzeba, że
"subkliniczna" (małoobjawowa) forma HAPE przy dalszym podchodzeniu i wysiłku może ulec zaostrzeniu, aż do śmiertelnego zagrożenia włącznie. Słynny ekspert w dziedzinie choroby wysokościowej, dr Peter Hackett, stwierdza: "To umacnia tezę, że w odpowiednich warunkach niemal każdy może zapaść na wysokościowy obrzęk płuc, a nie tylko -- jak dotąd sądziliśmy -- mała garstka ludzi o określonych predyspozycjach genetycznych."
12.02.2002 |
A, TO CIEKAWE! |
02/2002 (15) |
Rosjanie kontra Trolle. Aż trzy zespoły rosyjskie atakują różnymi drogami norweski mur
Trollveggen. Sześcioosobowa ekipa z Krasnojarska pod wodzą
Nikołaja Zacharowa (kapitan: Oleg Chwostienko) realizuje wejście w ramach zimowej edycji Mistrzostw Rosji w Alpinizmie. 8 lutego zameldowała ona o rozwieszeniu platform po przejściu 7 wyciągów. Zespół z Petersburga składa się z dwóch osób: Walerija Szamały i Gleba Prigorowskiego. Jest wreszcie trójka ogólnorosyjska: Aleksandr Klionow, Anatolij Mosznikow i Wiktor Wołodin. Roboty na ścianie utrudnia zmienna pogoda, z opadami śniegu. Pierwsze spotkanie Rosjan z murem Trollveggen nastąpiło latem 1997 r., kiedy to powstały dwie nowe wielkie drogi: "Baltika" i "Russkij Marszrut". Od r. 1998 nie było ani jednego przejścia ściany -- ciągle dają się odczuć skutki pamiętnego obrywu skał, powodujące groźne lawiny kamienne. Aktualnych zamierzeń trzech wspinających się zespołów dotąd nie wyjawiono, podano natomiast, że Klionow 10 lutego powrócił do kraju.
-
-
Pustelnik w internecie. W dniu 9 lutego 2002 na stronie www.everestnews.com ukazał się życiorys Piotra Pustelnika, żywo napisany przez Waldka Brygiera. Urodzony w r. 1951, pracownik naukowy Politechniki Łódzkiej, Piotr należy do światowej czołówki kolekcjonerów 8-tysięczników, których ma już za sobą 11, w tym wszystkie cztery najwyższe i najpoważniejsze: Mount Everest 1995, K2 1996, Lhotse 2000 i Kangchendzöngę 2001. Wiosną tego roku (24 III -- 30 V) zamierza poprowadzić międzynarodową wyprawę na brakujący mu jeszcze Makalu (jak się dowiadujemy z Bratysławy, weźmie w niej udział m.in. trójka Słowaków: Peter Frankovič, Martin Gáblik i Vladimír Štrba). Piotr Pustelnik ma też własną stronę www. Z tą samą datą (9 lutego 2002) w everestnews.com pisze prezes Belgijskiego Klubu Himalajskiego, Herman Detienne, nota bene dawny przyjaciel Andrzeja Zawady. Prezentuje on swą rodaczkę
Ingrid Baeyens (45), która weszła na 4 ośmiotysięczniki, w tym 12 maja 1992 roku na Everest. Dalej wspina się i podróżuje po górach, nie zamierza już jednak uczestniczyć w niebezpiecznej wysokościowej zabawie. O jej związkach z polskimi wyprawami w tekście Hermana nie ma wzmianki.
-
-
-
12.02.2002 |
KOMUNIKAT KWiU PZA |
02/2002 (15) |
Komisja Wypraw i Unifikacji PZA zaprasza wszystkich wspinaczy do składania wykazów przejść z bieżącego sezonu zimowego w Tatrach. Dla autorów najlepszych przejść przewidziane są w budżecie KWiU środki finansowe. Szczególnie preferowane będą dokonania wspinaczkowe zrealizowane w Tatrach Słowackich. Rozpatrywane będą wykazy przesłane do dnia 30 marca 2002.
Wszystkie osoby zainteresowane przesłaniem swoich wykazów przejść wspinaczkowych do bazy danych Komisji Wypraw i Unifikacji PZA proszone są o skorzystanie z gotowego formularza, zamieszczonego na stronie
www.kw.katowice.pl/unifikacja. Koleżanki i Koledzy składający wykazy otrzymają kod PIN, który pozwoli im na uzupełnianie wykazów w przyszłości. Wszystkie dane będą przechowywane na serwerze PZA. Osoby, które złożą wykazy przejść, będą w przyszłości otrzymywały komunikaty naszej Komisji drogą elektroniczną. Zapraszamy do współpracy.
Nowy serwis internetowy PZA jest w ostatniej fazie przebudowy. W imieniu webmastera Horneta proszę wszystkich zainteresowanych o wykazanie jeszcze odrobiny cierpliwości.
Piotr Xsięski
07.02.2002 |
SKARBY ZE STARYCH ALBUMÓW |
02/2002 (15) |
W latach 1975--81 "Taternik" poświęcał wewnętrzne strony tylnych okładek na prezentację starych fotografii. Ceniona i do dziś wspominana przez czytelników seria "Skarby ze starych albumów" ostatecznie dożyła swoich dni, kiedy objętość pisma uległa zmniejszeniu o połowę i na nic już nie starczało miejsca, tym bardziej, że w górach działo się nieporównanie więcej, niż obecnie. Szkoda, gdyż można było niejedną jeszcze fotograficzną pamiątkę "ocalić od zapomnienia" lub za świeższej pamięci opatrzyć pełniejszym podpisem, żyło przecież jeszcze wielu świadków, których dziś już nie ma. Tymczasem przeleciało ćwierć wieku i nagle to, co wówczas było dniem bieżącym, stało się historią.
Chcielibyśmy wrócić do tamtego pomysłu i korzystając z dobrodziejstwa skaningu przypomnieć trochę fotografii z dawnych lat, także z myślą o tym, że może uda się ustalić tożsamość osób przez nas już nie rozpoznawanych a może i poruszyć Kolegów, by wydobyli z szuflad pokryte kurzem fotograficzne dokumenty minionego czasu. Na początek
20 lipca 1962 roku, imieniny Czesławów --
Łapińskiego i Momatiuka. Powstało wówczas kilka zdjęć większej grupy taterników, odświętnie ubranych i skupionych wokół solenizantów. Andrzej Piekarczyk przekazał nam jedno z nich -- w pionowym kadrze z Mnichem w tle. Tu reprodukujemy wersję z naszego archiwum: poziomą i bez Mnicha, ale za to z bliższymi i lepiej widocznymi osobami (
zdjęcie). Nie wszystkich udało się zidentyfikować, choć twarze wydają się znajome. I tak plan pierwszy tworzą bracia Wojnarowiczowie -- Adam (z lewej) i Rudek czyli Rudolf z prawej. W drugim szeregu klęczą lub kucają: Małgosia Surdel-Nykowa, Andrzej Piekarczyk, Franciszek Spytek, Jola Wojnarowiczowa (żona Adama), Marek Staręga, Dagobert Drost i partner Daga, W. Złotoś. Rząd górny zaczynają dwaj taternicy NN, trzeci jest Krzysztof Zdzitowiecki, dalej siedzą Marek Brodzki, Janusz Kurczab, Czesław Łapiński, Ewa Pietschanka (z tortem w rękach), Czesław Momatiuk z kuflem i konwią imieninowego piwa, ponad nim dyżurny ratownik GOPR Krzysztof Berbeka, Andrzej Skwirczyński, Tadeusz Branicki i osoba nierozpoznana. Autorem zdjęcia jest według naszej pamięci późniejszy operator filmowy (m.in. "Dwóch", "Odwrót"), Zbigniew Kaliniewicz, który przez kilka sezonów zarobkował nad Morskim Okiem jako agent zakopiańskiej firmy fotograficznej, on też jak się zdaje rozprowadził stosunkowo liczne odbitki zdjęć. W. Złotosia rozpoznał Janusz Kurczab, który powiedział nam, że nie był to w zasadzie taternik, ale gimnastyk czy zapaśnik i zdolny wspinacz skałkowy. Dago przywiózł go w Tatry i zrobił z nim drogę na Niżniej Wysokiej Gierlachowskiej ("Taternik" 1--2/1963 s.25) -- Janusz mieszkał z nimi w kolebie w Kaczej.
Z grupy 21 osób na zdjęciu kilku już nie ma. Zmarł Łaptaś, przy pracy w Ameryce zginął tragicznie Momo, wskutek powikłań po wypadku na Dent d'Hérens stracił życie Krzysztof Berbeka. Wierzyć się nie chce, że najmłodsi z pozujących do zdjęcia dzisiaj dobijają już do sześćdziesiątki i powoli myślą o emeryturze... Szanujmy i ceńmy utrwalone na obrazkach wspomnienia -- dla wielu z nas są one jedyną już nicią łączącą nas ze szczęśliwymi latami tatrzańskiej młodości. (J. Nyka)
06.02.2002 |
DAUDET - PIERWSZY ETAP |
02/2002 (15) |
W mojej korespondencji w
GS 01/02 zapowiedziałem realizację "trylogii alpejskiej" w wykonaniu
Lionela Daudeta z L'Argentiere-le-Bessée (Hautes-Alpes). Tymczasem bohater tego zamierzenia już uporał się z pierwszym zadaniem, i to tym technicznie najpoważniejszym: w 12-dniowej wspinaczce (
12--23 stycznia) przeszedł drogę Babanowa
"Eldorado" na
Grandes Jorasses, dokonując jej pierwszego powtórzenia i zarazem pierwszego przejścia zimą. "Droga jest nabita trudnościami -- mówi -- i ma bardzo piękne odcinki, a ekspozycja jest porażająca. Niestety, ma też duży mankament: nie chce się skończyć." Komplet ekwipunku Lionela na początku ważył 50 kg, a przeciąganie worków wymagało morderczej pracy. Pogoda była zmienna, przeważnie bardzo mroźna. Wspinał się głównie klasycznie, w partiach przewieszonych konieczna jednak była delikatna hakówka. Grań szczytową osiągnął w szalejącej burzy śnieżnej, która spowodowała, że zejście zajęło mu dalsze 3 dni. W sobotę 26 stycznia był z powrotem w schronisku Leschaux, witany przez przyjaciół. Przemoczenie sprzętu i konieczność wspinania się bez rękawic sprawiły, że nabawił się odmrożeń, na szczęście niegroźnych, tak że po 3 dniach odpoczynku mógł przypiąć narty i ruszyć w tygodniowy marsz pod północno-zachodnią ścianę
Matterhornu (Cervin). "Jego wejście budzi respekt pod względem długości, trudności technicznych, warunków meteorologicznych ale także l'engagement total wspinacza, który programowo rezygnuje nawet ze środków łączności" -- napisała "Libération".
Tymczasem w Chamonix pogoda złagodniała i są już tylko resztki zlodowaciałego śniegu, co jakoś nie peszy tłumów narciarzy. Szczególnie liczni są w tym sezonie Rosjanie, języka polskiego nie słyszy się prawie w ogóle.
Teddy Wowkonowicz, Chamonix
06.02.2002 |
MRG 2002 |
02/2002 (15) |
Nawiązując do artykuliku o Międzynarodowym Roku Gór, zamieszczonym w
GS 01/02, nasz poznański współpracownik,
Mieczysław Rożek, przysłał nam oryginalną ciekawostkę filatelistyczną, mianowicie okolicznościowy blok wydany pod koniec zeszłego roku przez pocztę Kirgistanu (
zdjęcie). Składa on się z trzech znaczków o jednakowym nominale, pokazujących krajobrazy górskie kraju. Zdjęcia dobrano w taki sposób, by -- zgodnie z myślą przewodnią MRG -- łączyły one widoki wielkich gór ze scenami z życia mieszkańców ich podnóży. Widać wyniszczenie lasów na zboczach i postępy erozji, a także prymitywizm form gospodarki pasterskiej -- malowniczej dla turysty, ale mało wydajnej i uciążliwej dla tutejszych górali. Zarówno na znaczkach, jak i na obramieniu bloku powtarza się barwny motyw znaku graficznego (loga) MRG. Napisy w językach kirgiskim, rosyjskim i angielskim informują -- o czym wspomniano w GS -- że inicjatorką ogłoszenia przez ONZ Międzynarodowego Roku Gór była Republika Kirgiska w osobie prezydenta A. Akajewa. W najbliższych miesiącach również inne kraje planują wydanie walorów pocztowych tematycznie związanych z MRG.
06.02.2002 |
ODNAJDZIESZ GDZIEŚ SWÓJ EVEREST |
02/2002 (15) |
W ostatnich numerach "Głosu Seniora" pojawiały się informacje o szkołach chlubiących się patronatem Mariusza Zaruskiego i Wandy Rutkiewicz. Warto pamiętać, że kilka szkół -- m.in. gimnazjum w Bielsku-Białej -- ma też pod opieką Jurek Kukuczka, a kolejna przybyła mu trzy tygodnie temu. Jest nią Gimnazjum Nr 22 przy ul. Kusocińskiego w Łodzi, które w dniu 11 stycznia urządziło wspaniałą uroczystość przyjęcia imienia naszego Kolegi i Przyjaciela. Zaczęła się ona od Mszy św. i poświęcenia sztandaru. Oprawa imprezy była imponująca. Sala gimnastyczna, którą wypełniał tłum zaproszonych gości, przeistoczona została w obóz w górach wysokich. Dekoracje przedstawiały krajobraz himalajski, namiot i inne rekwizyty wypożyczył Piotr Pustelnik. W części artystycznej były występy chóru, orkiestry i teatru szkolnego, ściany zdobiły rysunki związane tematycznie z patronem i jego pasją. Po raz pierwszy zabrzmiał nowy górski hymn szkoły. Nasze środowisko było reprezentowane licznie, głównie przez weteranów klubowych. Z Katowic przyjechała Celinka Kukuczkowa. Znakomite, jak zawsze, przemówienie inauguracyjne wygłosił Andrzej Wilczkowski (którego prasa nazwała "nestorem łódzkich wspinaczy"). "Jesteście mądrzy -- powiedział m.in. -- że postawiliście na chłopaka tak wspaniałego, jak Jurek. Ale przy okazji zastawiliście na siebie pułapkę: teraz nie wolno wam już mówić, że czasy są trudne albo że czegoś nie potraficie zrobić. On potrafił!" Sprawozdania z uroczystości ukazały się w prasie, w radiu i w telewizji, goście otrzymali wydanie specjalne pięknej gazetki szkolnej, w nim zaś m.in. przeprowadzony przez Agnieszkę Mikołajczyk wywiad z Reinholdem Messnerem. W końcu stycznia ogłoszono ranking łódzkich gimnazjów -- Szkoła Nr 22 im. Jurka Kukuczki zajęła w nim pierwsze miejsce!
Marek Grochowski