21.12.2002 |
SPRZET Z CZASOW NASZEJ MLODOSCI |
12/2002 (25) |
Kiedys w gronie kolegow wspominalismy tatrzanskie wspinaczki we wczesnych latach piecdziesiatych. Jakos zaczelismy rozwazac dokonywane wowczas przejscia w aspekcie stosowanego sprzetu i zastanawiac sie nad tym, jak duzy wplyw na technike wspinania mial postep w tej dziedzinie naszego wyposazenia. W pierwszej polowie lat piecdziesiatych nie dosc, ze wyczynem bylo otrzymanie pozwolenia na wspinanie sie na graniczne szczyty, to jeszcze bylismy pozbawieni mozliwosci zakupu jakiegokolwiek sprzetu. Wobec zamkniecia doplywu zagranicznych czasopism i ksiazek, bylismy nawet odcieci od informacji o nowosciach z tej dziedziny, ktore rozpowszechnily sie juz w tym czasie w Alpach.
Wiekszosc tak zwanego zelaza byla wyrabiana domowymi sposobami z ksztaltownikow, lub odkuwana w warsztatach kowalskich, jakie jeszcze wtedy mozna bylo spotkac po wsiach i na obrzezach miast. Kuznie te trudnily sie glownie podkuwaniem koni, ale majstrowie dawali sie czasami namowic na wyrob hakow, byli to zreszta na ogol bardzo dobrzy starzy fachowcy. Wykonywane przez nich haki wygladaly jak z obrazkow w starych przewodnikach i podrecznikach wspinaczki. Ich ciezar byl przerazajacy i zabranie z soba na wspinaczke kilkunastu sztuk samo w sobie bylo wyczynem. Kiedys na wschodniej scianie Mnicha w dolnej partii znalazlem "lyzke", ktora wazyla przeszlo kilogram. Widocznie komus spadla z drogi Lapinskiego i Paszuchy, w tych czasach drogi przechodzonej technika hakowa. W lecie stosowano najczesciej tak zwane "wyciory" lub "lyzki", zas jako haki typowo zimowe w uzyciu byly igly lodowe. Byl to dlugi hak o przekroju prostokatnym, z kolkiem do wpiecia karabinka, a na krawedziach jego brzeszczotu odkute byly zadziory, ktore mialy podobno lepiej go utrzymywac po wbiciu w zmarzniete trawki lub lod.
Ambicje przechodzenia coraz to trudniejszych drog w lecie i rozwoj taternictwa zimowego powodowaly, ze do tej pory powszechnie stosowne haki malo sie nadawaly do asekuracji na drogach klasycznych, a zwlaszcza do coraz popularniejszej techniki hakowej.
W Warszawie w pomyslach na nowe elementy i modele sprzetu wspinaczkowego przodowal Marek Karpinski, wzorem swojego ojca Adama, ktory przed druga wojna swiatowa byl prekursorem wielu nowoczesnych rozwiazan w zakresie ekwipunku wyprawowego. Marek wymyslal nowe typy i wzory hakow, Jurek Mierzejewski, w tym czasie zatrudniony juz jako inzynier mechanik, dobieral odpowiednie gatunki stali dla poszczegolnych rozwiazan oraz okreslal sposoby obrobki termicznej. Ja zaprzyjaznilem sie z kowalem, ktory mial kuznie przy ulicy Marymonckiej, mniej wiecej w tym miejscu, gdzie obecnie jest srodek trasy Armii Krajowej i staralem sie tam wcielac te pomysly w zycie. Tak powstaly igly lodowe bez zadziorow i bez kolka, za to lekko skrecone, znacznie ciensze i lzejsze od stosowanych do tej pory (
zdjecie). Powstala tez pierwsza "jedynka" (
zdjecie) z mysla o przejsciu wariantu "R" na Mnichu, wowczas jeszcze drogi dziewiczej. Kowal ten wykuwal nie tylko haki, wykonal tez wieksza liczbe mlotkow zimowych i letnich, przez szereg lat bardzo popularnych w kole KW w Warszawie.
Leszek Lacki
14.12.2002 |
DZIEWICZE SZCZYTY I NOWE DROGI |
12/2002 (25) |
Slowency w Janak Himal
Slowenska wyprawa kadrowa, zlozona z 7 mlodych wspinaczy, kierowal Gregor Kresal. Baza stanela u polnocnych podnozy Kangchendzongi, w Pengpema (5050 m). W fazie aklimatyzacji dokonano wejsc na Pangpema Peak (6100 m) i Dzarkin Peak (6020 m). Pierwsza proba wyczynowa przyniosla polowiczny sukces: przebyto poludniowa sciane Drohmo East (6750 m), jednak tylko do siodla 6400 m w grani (Ales Kozelj i Matija Klaniscek). Ambitny plan wejscia dwiema wielkimi drogami 1800-metrowa polnocna sciana
Ramthang Chang (Wedge Peak, 6812 m) z powodu ciezkich warunkow snieznych (
zdjecie) trzeba bylo odlozyc na inna okazje. Zamiast tego cala siodemka zwrocila sie ku scianom dziewiczej
Phathibara South (6702 m -- pomiar GPS). Z obozu na plateau poprowadzono dwie ladne drogi. Sebastjan Domenih i Ales Kozelj wybrali poludniowy filar w linii spadku wierzcholka, zas Blaz Stres, Matija Klaninscek, Tomaz Tisler, Vasja Kosuta i Miha Valic droge dalej na prawo. Tego samego dnia oba zespoly osiagnely dotad nie zdobyty szczyt. Droge poludniowym filarem oceniono na VI, 4+, 1200 m (skala 4+, lod 65--50*), droge piatki, nazwana Empty Thermos -- na VI, A4, 1200 m. Kierownik wyprawy, Grega Kresal, przeszedl solo na scianie nad lodowcem Kangchendzonga droge typu skalkowego M8+/M9, W17 (na wysokosci 5300 m!). Dwoje uczestnikow z Anglii i Francji wyeliminowaly choroby. Wyprawa slowenska, pomyslana jako szkola wysokosciowa dla mlodych alpinistow, spelnila oczekiwania organizatorow, a na dodatek wniosla sukces eksploracyjny. Niestety, publicystyke "wokolwyprawowa" zdominowaly sensacje -- pozniej czesciowo dementowane -- zwiazane z maoistami i lekarka, ktora opuscila wyprawe juz na poczatku dzialalnosci.
Tengi Ragi Tau
Czteroosobowa czesko-slowacka wyprawa dzialala jesienia w Rolwaling Himal. Celem byl otwarty ostatnio przez Nepal szczyt Ten Kang Poche (6605 m), zdobyty wiosna przez wyprawe francuska. Nasi sasiedzi zamierzali wejsc dwiema drogami pieknym filarem polnocno-wschodnim, niestety plany pokrzyzowaly im ciezkie warunki sniezne. Jaromir Dutka i Martin Heuger spedzili w filarze 10 dni, jednak dlugotrwala lodowata wichura zmusila ich do odwrotu. Mniej determinacji wykazali Radek Lienert i Sasa Toloch, ktorzy probowali pojsc w linii proby francuskiej: zawrocili po 500 m z beznadziejnie zasniezonych plyt. Tymczasem po drugiej stronie doliny wabil trzema dziewiczymi wierzcholkami Tengi (Tenga) Ragi Tau. Lienert i Toloch dobrali sie do 1700-metrowego poludniowego filara poludniowego wierzcholka (6180 m). Po 3 dniach wspinaczki w litym granicie i dobrym lodzie (21--23 pazdziernika) dwojka stanela na szczycie. "Fantastycznych przezyc z wspinaczki w perfektni zule z Everestem i Makalu w tle nie da sie opisac slowami." Droga w 2/3 skalna, w gornej czesci lodowo-sniezna, miejscami do 75*. Trudnosci ocenili na francuskie ED (miejscami 6 i 7-). Wejscie zajelo im 20 godzin, zejscie grania poludniowo-wschodnia 6 godzin. Po odpoczynku w bazie uczestnicy weszli na widokowy Parchamo.
Jak nas ostatnio powiadomil Eberhard Jurgalski, w dniu 4 grudnia na glowny szczyt Tengi Ragi Tau (6943 m) weszli Japonczycy Koichi Ezaki (50) i pani Ruchia Takahashi (37).
Num Ri zdobyty
W
GS 11/02 podalismy krotka wiadomosc o wejsciu wyprawy saskiej na dziewiczy Num Ri (6641 m, dawniej 6677 m) w grani miedzy Baruntse a Shartse, 7 km na poludniowy wschod od Everestu. Alpinisci z Lipska i okolic interesowali sie tym szczytem od r. 1994, a w 1998 jego nazwe znalezli w "ksiazce Polaka Jana Kielkowskiego". Poniewaz nie bylo go w spisie szczytow udostepnionych wyprawom, w r. 1999 dokonali I wejscia na sasiedni Cho Polu (6695 m, dawniej 6735 m). Kiedy tylko rzad Nepalu otworzyl Num Ri, z miejsca przystapili do organizacji wyprawy. Trwala ona od 9 pazdziernika do 28 listopada, przy czym team liczyl 7 osob (2 panie). 21 pazdziernika stanela baza (5140 m). Piec dni pozniej rozbito oboz I (5640 m), z ktorego Carsten Schmidt i Olaf Rieck (kierownik wyprawy) w 4 wypadach zaporeczowali 450 m i zlozyli depozyt na drugim wiszacym lodowcu (
mapa). 5 listopada baze opuscil zespol szczytowy i nastepnego dnia rozbudowal depozyt w oboz II. 7 listopada wyruszono do koncowego szturmu, poreczujac po drodze stromsze odcinki. Po poludniu na szczycie
Num Ri staneli Lydia Schubert (31), Carsten Schmidt (23) i dr Olaf Rieck (38). Schodzac zdejmowali poreczowki, a po noclegu w "dwojce" zwineli ja i oczyscili teren. W dalszej drodze w dol likwidowali liny poreczowe, a pare dni pozniej takze oboz I i wreszcie baze, ktora opuscili 16 listopada, po gruntownym uporzadkowaniu otoczenia. Uczestnicy mieli znaczne doswiadczenie, wspinali sie w Himalajach, Andach, Pamiro Alaju i gorach Europy, Rieck byl m.in. na Cho Oyu i na Gasherbrumie II. W sprawozdaniach podkreslaja, ze nie pozostawili po sobie sladu. Zdjecie Num Ri zawiera
GS 11/02.
Sepu Kangri
Niewatpliwym gwozdziem eksploracyjnym sezonu jesiennego, a zapewne i calego roku 2002 w Himalajach, jest pierwsze wejscie na Sepu Kangri (6956 m), ktorego piekny masyw widzielismy w Lodzi na jednym ze zdjec lotniczych Chrisa Boningtona. Wznoszacy sie w dlugim pasmie gorskim Nyaingen Tanglha Shan, 250 mil na polnocny wschod od Lhassy, dwuwierzcholkowy szczyt wyrasta wysoko ponad morze okolicznych gor. Chris Bonington -- po rekonesansie 1996 -- probowal zdobyc wierzcholek dwukrotnie w latach 1997 i 1998, za drugim razem zawracajac z wysokosci 6800 m. Rejon ma kaprysna pogode, mrozne zamieci sniezne, a stoki gory groza lawinami. Minionej jesieni zaatakowala go 7-osobowa (dwie panie) wyprawa amerykanska, ktora z bazy na wysokosci 4750 m zalozyla 3 obozy: 5415, 5860 i 6370 m. Kierowal nia znany skialpinista, Mark Newcomb (35), a w zespole byl jeden z najslynniejszych alpinistow amerykanskich, uczestnik 25 wypraw himalajskich, Carlos Buhler (48). Przy zakladaniu i wyposazaniu obozow cala ekipa poslugiwala sie nartami, szczegolnie w niebezpiecznym lodowcowym terenie miedzy obozami I i III. 2 pazdziernika wejscia dokonali Buhler i Newcomb. Wyruszyli z "trojki" przy pieknej pogodzie, jednak juz o 8 rano ogarnela ich sniezna zawierucha, w ktorej o godz. 10 z trudem odszukali wierzcholek. Na szczytowym plateau i podczas powrotu do obozu III mieli duzo szczescia, ze nie pobladzili w mgle i zamieci. "Pogoda w tym rejonie przez caly czas naszego pobytu byla zmienna i nieprzewidywalna" -- mowi Newcomb. Narty pozwalaly pracujacym alpinistom szybko uciekac do obozow, kiedy przychodzily raptowne zalamania. Buhler i Newcomb tej zimy wybieraja sie ponownie w ten masyw -- na narty i na wspinaczki. Bonington opisal swe przygody z Sepu Kangri w opracowanej wspolnie z Charlesem Clarke ksiazce "Tibet's Secret Mountain". Mowi on o tym szczycie jako o jednym z ostatnich wielkich wyzwan eksploracyjnych Ziemi.
J. Nyka
10.12.2002 |
PRZED ODLOTEM NA K2 |
12/2002 (25) |
W poniedzialek 9 grudnia 2002 odbyla sie w Domu Dziennikarza w Warszawie konferencja prasowa zimowej wyprawy na K2, polaczona z pozegnaniem ekipy. Oprocz uczestnikow, odzianych w kolorowe, obszyte reklamowymi emblematami kurtki, w tlumie chyba 200 gosci znalezli sie liczni dziennikarze prasowi, radiowi i telewizyjni, dzialacze KW i PZA, przedstawiciele sponsorow i sympatycy alpinizmu. Obecni byli weterani dawniejszych wypraw na K2, m.in. Anna Czerwinska, Janusz Kurczab, Janusz Onyszkiewicz, Jan Holnicki, Ryszard Dmoch, Maciej Pawlikowski, Jacques Olek, Krzysztof Wielicki (trzej ostatni wchodza w sklad obecnego zespolu), a takze wspolorganizatorka wszystkich wypraw KW i PZA, Hanna Wiktorowska. Spotkanie otworzyl prezes KWW i rzecznik prasowy wyprawy, Artur Paszczak, kolejno glos zabierali m.in. Krzysztof Wielicki, prezes PZA Janusz Onyszkiewicz, Anna Milewska, korespondentka "Rzeczpospolitej" Monika Rogozinska, szef 6-osobowej ekipy TVP1 Robert Wichrowski, przedstawicielka "Netii" p. Jolanta Czyzewska, zastepca kierownika wyprawy Jacques Olek. Gosciem honorowym byl przybyly specjalnie z Ameryki Henryk Franczak (84), bohater bitwy o Anglie, a ok. 1950 r. jeden z pierwszych pilotow pasazerskich, latajacych Dakota do stop Karakorum. Wiele cieplych slow powiedziano o Andrzeju Zawadzie, inicjatorze wyprawy, ktorej realizacji nie udalo mu sie dozyc. Anna Milewska przypomniala krotko droge Andrzeja w zimowe Himalaje, a nawiazujac do gwiazdkowego okresu, wspomniala dwie wspolne wigilie -- jedna w Katmandu i druga w Lukli. Reprezentantka "Netii" interesujaco przedstawila motywy, jakie sklonily jej firme do wdania sie w kosztowna lecz reklamowo intratna wysokogorska przygode. Po raz pierwszy w historii polskiego himalaizmu, wyprawa ma zewnetrznego "producenta", ktorym jest wyspecjalizowana firma Cosmos Entertainment.
Szkoda, ze nie uslyszelismy nic na temat samego K2 -- warunkow, jakie moga napotkac alpinisci, szczegolow planowanej drogi, pasjonujacej historii polnocnej sciany. Nadrobimy ten brak w grudniowym numerze "Glosu Seniora", w ktorym czytelnicy znajda aktualna "karte personalna" drugiego szczytu Ziemi. Ekipa odlatuje 16 grudnia do Biszkeku, gdzie dolacza do niej uczestnicy z Azji. Widoki na powodzenie wyprawy Krzysztof Wielicki ocenia na 50%, wiekszym optymista jest prezes PZA, Janusz Onyszkiewicz, sam uczestnik bojow na polnocno-wschodniej grani K2 w r. 1976, ktory szanse na sukces widzi w granicach 80%. Oby to on okazal sie wlasciwym prorokiem!
09.12.2002 |
ROK TURYSTYCZNEJ KLESKI |
12/2002 (25) |
Mimo wysilkow wladz (obnizki oplat) i hasel Miedzynarodowego Roku Gor, konczacy sie rok byl w gospodarce turystycznej Pakistanu rokiem prawdziwej katastrofy. Jak podalo Ministerstwo Turystyki Pakistanu, w stosunku do b. dobrego (rekordowego nawet) roku 2001, liczba turystow, trekkerow i alpinistow spadla o przeszlo 90%. Do Pakistanu zjechalo tym razem zaledwie 45 000 zagranicznych turystow i tylko 29 wypraw z ok. 200 uczestnikami. Trekkingow bylo 24, a ich uczestnikow zaledwie 97. Dla porownania: w r. 2001 kraj goscil ok. 500 000 turystow, wypraw bylo 70 a trekkingow 245, z udzialem 1300 trekkerow. To zalamanie, szczegolnie trekkingow, ma bolesne skutki gospodarcze: z tytulu royalties do kasy panstwa wplynelo tylko 141 000$, podczas gdy w roku zeszlym byla to suma 617 000$ (spadek o 77%). Tysiace ludzi stracily prace w komunikacji, hotelach, restauracjach, nie mowiac o gorskich wioskach polozonych na szlakach wypraw. Wladze stwierdzaja, ze obawy przed zagrozeniami politycznymi czy militarnymi w Pakistanie sa calkowicie pozbawione podstaw. W ciagu r. 2002 nie zgloszono ani jednego takiego incydentu. W ciagu minionych 40 lat w wypadkach gorskich zginelo w Pakistanie 250 alpinistow i trekkerow, podczas gdy w tym samym czasie tylko 3 cudzoziemcow (i to wedrujacych samopas) stracilo zycie z reki bandytow czy zolnierzy. Wynika z tego, ze Pakistan jest krajem bezpieczniejszym od innych -- szczegolnie dzisiaj, po pokojowych wyborach i pelnym powrocie do demokracji.
Aby sytuacji dodatkowo nie pogarszac, Ministerstwo Turystyki postanowilo w latach 2003 i 2004 utrzymac cennik oplat za pozwolenia w wysokosci wprowadzonej jednorazowo dla Miedzynarodowego Roku Gor, czyli na poziomie 2/3 stawki normalnej. Urzedowa motywacja tej redukcji sa rocznice pierwszych wejsc na Nanga Parbat i K2. Decyzja zapadla po naradzie ministra sportu z glownymi operatorami turystycznymi. Skomentowal ja Nazir Sabir: "Milo nam powiadomic zbiorowosc alpnistyczna o utrzymaniu zmniejszonych oplat. Mamy nadzieje, ze alpinisci skorzystaja z tej wyjatkowej okazji i przylacza sie do nas w latach 2003 i 2004, by wspolnie swietowac zloty jubileusz dwu z najwyzszych gor Ziemi -- Nanga Parbat i K2."
03.12.2002 |
DEMAWEND I ALAM KUH 2002 |
12/2002 (25) |
W dniach od 15 do 28 wrzesnia 2002 r. uczestniczylem wraz z synem Tomkiem w wyjezdzie do Iranu. Naszym celem bylo wejscie na dwa najwyzsze szczyty tego kraju: Demawend (Damavand, 5671 m) i Alam Kuh (4850 m). Wyjazd zorganizowalo Stowarzyszenie "Annapurna Klub" -- agencja trekkingowa z Tychow, ktorej wlascicielem jest Robert Rozmus.
Po przybyciu do Teheranu i zwiedzeniu tej kilkunastomilionowej metropolii, pojechalismy wynajetym autobusem do wsi Rudbarak (ok.200 km od Teheranu, ok. 1500 m npm.). Na jej skraju istnieje mozliwosc noclegu w osrodku Iranskiej Federacji Gorskiej. Nazajutrz terenowymi Toyotami pojechalismy w gore doliny Khoramdasht, osiagajac wysokosc ok. 3000 m. W tym miejscu szutrowa droga konczy sie pod progiem gornego pietra doliny. Podazajac dalej pieszo dolina Hesarchal, dotarlismy do kotlinki na wysokosci ok. 3700 m (woda), gdzie rozbilismy namioty. Nastepnego dnia (19 wrzesnia) weszlismy na Alam Kuh (4850 m). Droga, pozbawiona trudnosci technicznych, wiodla zboczem poludniowo-zachodnim, w gornej partii stromym i piarzystym (kijki!). Rozlegla panorama w pelni wynagrodzila poniesione trudy a rzut oka na polnocne zerwy przypomnial dawne przewagi polskiej czolowki alpinistycznej na tej pieknej 600-metrowej scianie (3 nowe drogi polskie z lat 1969--1973).
Po powrocie do Teheranu i uzupelnieniu zapasow, pojechalismy do miejscowosci Reyneh (ok. 70 km), polozonej u stop Demawendu (
zdjecie). Szczyt postanowilismy zdobyc od poludnia. Na tej najpopularniejszej drodze sa 2 niezagospodarowane schroniska, ktore moga pomiescic 25--30 osob. Szosa a pozniej droga szutrowa dotarlismy do dolnego schroniska, polozonego na wysokosci ok. 3000 m (woda, oplata 20$ za wejscie na szczyt, mozliwosc wynajecia mulow). Nazajutrz osiagnelismy gorne schronisko (Third Shelter, ok. 4100 m), z ktorego mial nastapic atak szczytowy. Po dniu aklimatyzacyjnym, 25 wrzesnia weszlismy na szczyt (5671 m). Pamietalismy przy tym, ze akurat w tym roku mija 150 lat od zdobycia Demawendu przez inz. Jozefa Czarnote (II czy III wejscie na szczyt).
Nasza wyprawa dobiegala konca, choc starczylo jeszcze czasu, by zwiedzic przepiekny Isfahan. Na wszystkich uczestnikach wyjazdu Iran zrobil duze i przede wszystkim bardzo dobre wrazenie. Wbrew panujacym opiniom, jest krajem bezpiecznym, goscinnym i stosunkowo tanim.Koszty wyprawy zamknely sie w kwocie ok. 4000 zl na osobe. Ok. 450$ kosztuje bilet lotniczy do Teheranu (via Mediolan), wiza iranska 100$, pozwolenia na oba szczyty 40$. Noclegi, wyzywienie, komunikacja sa na niezlym poziomie i w miare tanie. Mapy interesujacych nas szczytow mozna kupic w Teheranie (Naghdi Alley, Shariati, Teheran 15737; e-mail: kasa@intelirnet.net; www.searchiran.com/kassa/).
Marek Maluda
Wskazowki bibliograficzne
Stanislaw Biel: Krakowska wyprawa w gory Iranu. "Taternik" 2/1970 s.65--71.
Jan Reychman: Polskie wejscie na Demawend w polowie XIX wieku. "Taternik" 3--4/1948 s. 96--99.
Lucjan Sadus: Demawend. "Wierchy" 36:1967, s.60-66.
Antoni K. Tokarski: Jeszcze o Tacht-i Sulejman. "Taternik" 2/1970 s.71--73.
Tokarski Antoni K.: Tron Salomona. "Wierchy" 39:1970, s.139--157.
Kazimierz Saysse-Tobiczyk: "W gorach wysokich" 1985, artykul Macieja Popki "Gory Azji Zachodniej" s.176--181.
Jakub Sliwa: Gory Iranu Alborz. "Gory" 7--8/2000, s. 28--32.
02.12.2002 |
ANDRE ROCH 1906-2002 |
12/2002 (25) |
Bylo to zycie dlugie, obejmujace bez mala caly wiek XX, wypelnione gorami i praca -- z godna pozazdroszczenia staroscia. Prezesure Genewskiej Sekcji CAS zlozyl w wieku 80 lat "zeby ustapic miejsca mlodszym", kiedy mial 84 lata wspinal sie jeszcze w Himalajach. Urodzil sie 21 sierpnia 1906. Byl alpinista, pisarzem gorskim, dzialaczem Club Alpin Suisse (czlonek od 1928), a takze swiatowym ekspertem w sprawach narciarstwa sportowego, sniegu i lawin. W Alpach pamietany jest z serii wielkich nowych drog, takich jak 1931 N sciana Triolet; 1935 Les Courtes filarem pd.; 1936 Filarem Mummery'ego na flance Brenva Mont Blanc; 1944 W sciana Dent Blanche; 1945 E sciana Zinalrothorn (T.1947 s.24); 1946 W sciana Mont Blanc wprost -- i wielu innych.
W latach 30. wspoltworzyl szwajcarski alpinizm wyprawowy. W r. 1934 wyjechal z wyprawa Guntera O. Dyhrenfurtha w Karakorum (3 VIII pierwsze wejscie na Baltoro Kangri V 7260 m; 10 VIII srodkowy wierzcholek Sia Kangri I 7150 m). Wraz z Dyhrenfurthem spenetrowal wowczas rejon Gasherbrumow, wskazujac drogi przyszlych wejsc. W r.1938 poprowadzil wyprawe Sekcji Zurych na Grenlandie (14 szczytow, w tym Mount Forel, 3360 m -- "La Montagne" s.129). W r. 1939 kierowal wyprawa w Garhwal (T. 1947 s.163): 5 VII uczestniczyl (po kilku probach) w I wejsciu na Dunagiri 7066 m, co bylo jedna z najtrudniejszych wspinaczek himalajskich do lat powojennych. W r. 1947 byla jego rownie owocna wyprawa w Gangotri, omowiona w "Taterniku" 1947 s.119--120 (Roch wszedl jako pierwszy m.in. 11 VII na Kedarnath 6940 m i 1 VIII na Satopanth 7075 m). W r.1950 dokonal II w ogole wejscia na alaskanski Mount Logan 6050 m, zas w 1952 nalezal do najbardziej bojowych czlonkow wyprawy na Everest, ktora o malo nie uprzedzila Hillary'ego i Tenzinga, otwierajac droge od poludnia na najwyzsza gore Ziemi (Lambert i Tenzing zawrocili z wysokosci 8600 m, Roch osiagnal Przelecz Poludniowa). W r.1953 kierowal wyprawa szwajcarska na Dhaulagiri, ktora grania NW dotarla do wysokosci 7700 m.
Jednoczesnie pracowal naukowo, przez 30 lat zajmujac sie niwologia jako badacz i dyrektor Federalnego Instytutu Badan Sniegu w Davos, z ktorym -- juz na emeryturze -- zwiazany byl dlugie lata jako ekspert. Instytut ten wspoltworzyl teoretyczne (i praktyczne) postawy ochrony przeciwlawinowej dla calego swiata. W r. 1936 Highland-Bavarian Corp. (Billy Fiske i Ted Ryan) zaproponowala mu przeobrazenie Aspen w USA w wielkie centrum narciarskie. Roboty przerwala II wojna swiatowa, wznowiono je po wojnie. Roch zaprojektowal osrodek z prawdziwym wizjonerstwem, stworzyl tam rowniez zreby zycia organizacyjnego i szkoleniowego, zwiazanego ze sportami zimowymi. W r. 1946 Winter Sports Club Aspen uhonorowal go inicjujac doroczne zawody o Puchar Rocha. Andre Roch napisal wiele znakomitych ksiazek, ktore -- tlumaczone na inne jezyki -- weszly do klasyki alpinizmu i narciarstwa swiatowego. Sa to m.in.: "Schweizer im Himalaya" 1934, "Karakorum-Himalaya" 1934, "Garhwal Himalaya" 1939, "Le conqu tes de ma jeunesse" (1943, ang. 1949), "In Fels und Eis -- ein Photo-Tourenbuch" (1946, ang. 1947), "La haute route" (1947, niem. 1956), "Everest 1952" (1953), "Die klassischen Gipfelbesteigungen der Alpen" 1961. Wspolpracowal autorsko z Gunterem O. Dyhrenfurthem, byl tez wspoltworca i pierwszym redaktorem slynnej serii "Berge der Welt". Interesowal sie nawet filmem -- jego film "Mount Everest 1952" (wespol z Normanem Dyhrenfurthem) otrzymal Grand Prix w Trento w r. 1953. Byl czlonkiem GHM. Jak podala "Tribune de Geneve", zmarl 19 listopada 2002, pochowany zostal w Genewie. Nalezal do ostatnich bohaterow i swiadkow wielkich lat alpinizmu dwudziestolecia miedzywojennego.
Jozef Nyka
01.12.2002 |
NOWE WLADZE TOPR |
12/2002 (25) |
16 listopada w Zakopanem odbylo sie walne zebranie ratownikow tatrzanskich, podczas ktorego podsumowano trzyletni okres dzialalnosci i wybrano wladze na nowa kadencje. Sposrod 261 czlonkow stowarzyszenia (4 czlonkow honorowych, 109 czynnych ratownikow, 119 dozywotnich i 28 kandydatow) w obradach uczestniczylo okolo 100 osob. Zebranie poprowadzil Andrzej Sklodowski. Ustepujacy prezes, Jan Janczy zlozyl obszerne sprawozdanie. Omowil dzialalnosc stowarzyszenia i jego komisji. Powolano m.in. specjalna komisje, ktora ocenila przebieg akcji ratunkowej pod Szpiglasowa Przelecza 30 grudnia 2001, nie dopatrujac sie bledow w postepowaniu kierujacego akcja Naczelnika. Prezes przedstawil tez stan finansow stowarzyszenia. Od kwietnia 2002 r. pieniadze dla TOPR plyna z budzetu centralnego poprzez Ministerstwo Spraw Wewnetrznych i Administracji, ale kwota jest nizsza niz w latach poprzednich, co zmusza Pogotowie do poszukiwania sponsorow. Swoja kadencje omowil tez naczelnik Strazy Ratunkowej TOPR, Jan Krzysztof. Przedstawil przebieg szkolenia ratownikow oraz dane statystyczne dotyczace wypadkow. Ratownicy w okresie 3-letniej kadencji udzielili pomocy 2052 powazniej poszkodowanym osobom. 40 osob stracilo zycie, a szczegolnie tragiczny byl ostatni rok -- od 1 pazdziernika 2001 do 30 wrzesnia 2002 w Tatrach Polskich zginelo az 19 osob. Jan Krzysztof w swoim wystapieniu wrocil rowniez do sprawy tragicznej akcji ratunkowej pod Szpiglasowa Przelecza. Po dyskusji nad sprawozdaniami wybrano nowe wladze TOPR, przy czym wiekszosc czlonkow zarzadu pozostala na druga kadencje, lacznie z prezesem, Janem Janczym. Walne zebranie jednoglosnie przyznalo tez czlonkostwo honorowe TOPR Kazimierzowi Gasienicy Byrcynowi. Wieczorem tego samego dnia w Schronisku nad Morskim Okiem hucznie swietowano "Dzien Ratownika". Trzej nowo przyjeci ratownicy zlozyli tam przysiege ratownicza.
Monika Nyczanka
(w oparciu o relacje zamieszczona w "Tygodniku Podhalanskim" z 21 listopada 2002)