GS/0000 |
WŁADYSŁAW MANDUK 100 |
07/2010 |
|
|
Władysław Manduk |
Był rówieśnikiem drogi klasycznej na Zamarłej Turni (23 lipca 1910). Kiedy sto lat temu, 30 lipca 1910, przyszedł na świat, Klimek Bachleda kiedyś m.in. przewodnik jego matki miał przed sobą już tylko tydzień życia. Zaliczył dwie wojny: pierwszą jako dziecko, drugą jako zaangażowany w otwartą walkę oficer. Jego wujami byli bracia Schiele. W r. 1929 ukończył liceum Batorego, z zawodu był inż. chemikiem, wyspecjalizowanym w technologii włókien sztucznych, absolwentem Wydziału Chemii Politechniki Warszawskiej (1937). W lata wojny pracował w garbarni i w aptece, po wojnie pięć lat na stanowiskach dyrektorskich w fabrykach włókienniczych najpierw na Śląsku Opolskim a następnie, od 1949 r., w Łodzi. W r. 1951 przeszedł do Centralnego Zarządu Włókien Sztucznych a w 1956 do Biura Projektów tego przemysłu, gdzie w 1976 dosłużył się emerytury.
Z domu wyniósł zamiłowanie do gór ale i gen patriotyzmu. Szkołę podchorążych ukończył we Włodzimierzu Wołyńskim. Zmobilizowany w sierpniu 1939 r., walczył w obronie Warszawy jako dowódca baterii dział mających rozbijać czołgi na północnych rubieżach miasta (Młociny, Żoliborz, Powązki). Już w październiku 1939 r. wszedł do konspiracji. Jako biegły chemik zajmował się tworzeniem fałszywych dokumentów, kopiowaniem map itp. W r. 1941 wstąpił do podziemnego bez armat i bez koni 1 Dywizjonu Artylerii Konnej. Jego bezpośrednim dowódcą był zdobywca Nanda Devi East, por. Janusz Klarner ps. Jar. Wspólnie prowadzili szkolenie kanonierskie a Władek (ps. Grzegorz) przygotowywał modele urządzeń celowniczych oraz skrypty wykładów. Tu awansował na porucznika. 1 sierpnia 1944 w "godzinie W" ich oddział atakował koszary 1 pułku szwoleżerów przy ul. Czerniakowskiej. "Co 45 człowiek był uzbrojony, przeważnie w pistolety z małym zasobem amunicji." Po załamaniu się szturmu i dużych stratach własnych oddziały wycofały się z miasta do Lasów Kabackich. W dniu 4 sierpnia w potyczce z Niemcami został ciężko ranny w głowę Klarner a Władek organizował jego ewakuację do Piaseczna. W okolicach Lasów Chojnowskich zgrupowania przetrwały do upadku powstania. Odbierano tu zrzuty z Włoch, których jednak nie można było przekazać walczącym. Po rozwiązaniu oddziałów Władek wrócił do rodziny i przeniósł się na Podhale do Nowego Targu.
W latach 192839 był zapalonym turystą górskim, dobrze jeździł na nartach od Czarnohory po Beskid Zachodni. Ciężko przeżył tragedię na Kościołku Witek Wojnar był jego kolegą i partnerem od tenisa. Sam smaku wspinaczki zakosztował w r.1947, w sierpniu 1948 złożył prośbę o przyjęcie go do Koła Krakowskiego KW, a jego podanie poparli Janusz Chmielowski i Marek Korowicz. Członkiem KW stał się z dniem 27 listopada 1948 roku. Chodził intensywnie, w r. 1958 podawał 400 godzin przewodnikowych latem i 70 zimą, w tym wyprostowanie drogi Makowskich na Mięguszowieckim oraz I zimowe przejście Żlebu Staniszewskiego na Granatach. Szybko zdobył tytuł instruktora a w 1953 starszego instruktora taternictwa.W pamięci powojennego pokolenia zapisał się jednak nie tyle jako wspinacz, co jako pełen talentu i charyzmy działacz i organizator. Włączał się do pracy w PTT a po zjeździe zjednoczeniowym w PTTK, m.in. jako członek zarządu i przewodniczący Komisji Górskiej Okręgu Łódzkiego a w latach 195662 prezes tego Okręgu. W r. 1951 wraz z Andrzejem Wilczkowskim założył Sekcję Łódzką Koła Krakowskiego KW, która przekształciła się w Koło Łódzkie KW i wreszcie KW w Łodzi. Do r. 1960 był w zarządzie Koła, m.in. prezesem. W ciągu dwóch kadencji 19631967 pełnił urząd wiceprezesa ZG KW, pracował też w komisjach roboczych. Jako instruktor prowadził szkolenie w skałkach i w Tatrach, uczestniczył w "odkrywaniu" Skałek Kroczyckich, dwukrotnie kierował grupami podczas wyjazdów KW w Kaukaz w rejon Dombaju (1958) i w Adył Su (1959). Latem 1970 r. prowadził wyprawę Koła Łódzkiego w nieznane dotąd Polakom góry Ala Daglari i Erciyes Dag w Turcji (relacja w "Taterniku" 2/1971). W Kaukazie w gronie pierwszych Polaków wszedł na szczyty Sułachat (3439 m), Sofrudżu (3785 m), Mały Dombaj Ulgen (3800 m) i Biełała Kaja (3861 m). Wejście na Elbrus Wschodni w 1959 dało mu życiowy rekord wysokości (5621 m), wspiął się też wtedy na Dżan Tugan (3991 m). Jako emeryt dużo podróżował, zgromadził ok. 20 000 przezroczy, którymi ilustrował prelekcje, wygłaszane m.in. w Klubie Seniora PTTK. Pisywał w "Taterniku", gdzie w numerze 2/1960 zamieścił refleksyjny artykuł historyczny "Z perspektywy półwiecza".
|
|
Walny Zjazd KW-PZA 1974. Władysław Manduk pośrodku, z lewej Jan Kowalczyk, z prawej Marek Grochowski. Fot. Wiktor Ostrowski |
W KW i PZA należał do najpopularniejszych postaci, dużo ciepłych słów poświęca mu w swoich książkach Andrzej Wilczkowski. W r. 1974 został członkiem honorowym KW-PZA, a w 1985 członkiem honorowym PTTK. Wśród odznaczeń miał Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski. Zmarł 18 czerwca 1989 r. podczas pobytu w Londynie, spoczął 29 czerwca w grobie rodzinnym na Powązkach w Warszawie. W naszej pamięci żyje jako serdeczny, otwarty na górskie sprawy kolega i przyjaciel, którego mądrych i wyważonych rad i opinii o problemach Klubu chętnie kiedyś słuchaliśmy. Nie ma go już od 20 lat.
Józef Nyka
GS/0000 |
HROMY DIVO BIJÚ |
07/2010 |
18 lipca radio i TV powtarzały wiadomość, że dzień wcześniej piorun uderzył w Zamarłą Turnię i poraził troje wspinaczy. Wypadek nastąpił, kiedy zespół ukończył drogę i szykował się do zejścia ze szczytu. Najciężej rannego TOPR przeprawił do szpitala, gdzie niestety zmarł. Był to zasłużony dla środowiska prezes KW Zielona Góra, Bartek Kuczewski (35). Impet wyładowania zrzucił go 20 m na północny taras, podczas gdy jego tydzień wcześniej poślubiona żona Magda spadła w przeciwną stronę na półkę w górnej części ściany południowej ("Tygodnik Podhalański" 22 VII s.16). Uderzenia piorunów stanowią w górach znaczne niebezpieczeństwo, choć w statystykach alpejskich występują incydentalnie. Tak np. ratownicy szwajcarscy podkreślają, że w dwóch ostatnich sezonach u nich nikt z tej przyczyny nie zginął. W ludnych latem Tatrach do wypadków burzowych dochodzi częściej. Piorun z jasnego nieba mamy już w legendzie o rubinie na Jastrzębiej Turni. Przy wspinaniu należą raczej do rzadkości. Pamiętamy wypadek słowacki na południowej ścianie Wołowej Turni, kiedy piorun poparzył i wyrzucił ludzi ze stanowiska uratowała ich autoasekuracja. Obecność grup na szczytach doprowadziła dwukrotnie do większych zbiorowych tragedii. Głośnym echem odbił się wypadek na Giewoncie w dniu 15 sierpnia 1937 r.: piorun zabił na miejscu 3 soby, czwarta zmarła w szpitalu. Zginęli dwaj bracia Schlönvogtowie, sprzedawca ciastek Kazimierz Bania i dudziarz Jan Mróz, syn znanego z pocztówek wielkonosego grajka z Poronina. Kilkunastu turystów doznało porażeń. Równo 2 lata później, 15 sierpnia 1939 r., równie tragiczny był piorun, który uderzył w szczyt Świnicy i spowodował śmierć 6 uczestników wycieczki żydowskiego obozu "Akiba". Na miejscu zginęli Henryk Jasse i Chutka Rotenberg, 2 osoby zmarły w szpitalu, zwłoki dwojga znaleziono w żlebach nad Walentkową. Nie były to dzieci, jak pisano, lecz młodzież w wieku 1820 lat, zginął też opiekun grupy, 23-letni Hersz Jaffe z Rzeszowa. W wyniku wyładowania i paniki kilka osób odniosło obrażenia 5 cięższe, 10 lżejsze. Trudną akcją TOPR kierował Oppenheim. Wydarzenie miało miejsce na 2 tygodnie przed wybuchem II wojny światowej i to sprawiło, że nie trafiło szerzej do mediów górskich. Obydwie tragedie Giewont 1937 i Świnicę 1939 szeroko omawia książka "W stronę Pysznej" (wyd. 1961 s.164168), pełna dramatycznych, niestety, głównie fabularnych szczegółów. Na obu szczytach wypadki wydarzały się częściej. Porażenia z Giewontu wylicza i komentuje Michał Jagiełło w "Gazecie Krakowskiej" z 8 sierpnia 1973 a później na kartach swego "Wołania w górach".
Z Tatr Słowackich ofiary wyładowań elektrycznych zestawił w "Krásach Slovenska" 7/1978 Ján Klinko, który artykuł zaczął od cytatu z hymnu słowackiego "Nad Tatrou sa blýska, hromy divo bijú..." Z lat 19471975 wymienia 8 ofiar, podkreślając ich kontakt z metalem łańcuchy, żelastwo w plecaku. Wypadek na Rysach wydarzył się przy metalowym trójnogu pomiarowym. Wszystkie przewodniki ostrzegają przed pozostawaniem w czasie burzy na grani lub w okolicach szczytu. W instrukcjach zaleca się odrzucanie przedmiotów metalowych, co jednak część specjalistów uważa za przesąd a nie realną potrzebę. Zdarzają się też gromy "z jasnego nieba". 60 lat temu w gazetowej notce opisałem własne przeżycie na grani Ornaku. Szedłem nią przy błękitnym niebie i słońcu, grzmiało i błyskało się na nad Przełęczą Tomanową, nad którą stała ciemna chmura. W pewnej chwili poczułem jakby gwałtowne uderzenie w plecy, nie dotarł do mnie ani huk, ani blask, ani impuls elektryczny, rzuciło mną jednak z siłą o ziemię, na szczęście pokrytą grubym trawnikiem. Przytomność odzyskałem po dłuższym czasie zmoczony deszczem i cucony przez przerażonego juhasa, ktory owce zostawił na zboczu i na dobiegnięcie potrzebował co najmniej kwadransa. "Bechło prościućko w wos!" wołał. Poza stłuczeniami i dłuższym oszołomieniem wyszedłem z tej przygody bez szwanku z nauczką, że w burzową pogodę nie można ufać nawet czystemu niebu.
Józef Nyka
GS/0000 |
SETNE JUBILEUSZE |
07/2010 |
|
|
"Taternik" 1910 odnotował sukces zakopian bardzo skromnie. Dodane do numeru 3. zdjęcie ściany na kredowej wklejce nie miało związku z przejściem. |
Rok 2010 jest znowu rokiem ważnych jubileuszy. Święcimy okrągłe "setki" nie tylko Władka Manduka (30 lipca) ale także Janusza Klarnera (14 kwietnia) i Tadeusza Pawłowskiego (22 listopada). 1 września 1910 przyszła na świat gaździna z Pięciu Stawów, Maria Krzeptowska. Od 28 lutego 100 lat miałby pamiętany mniej zaszczytnie reorganizator KW z lat 50., mgr Tadeusz K. Kerc. Po raz setny wraca rocznica zdarzenia wielkimi literami zapisanego w historii taternictwa: przejścia południowej ściany Zamarłej Turni. Był to jeden z najśmielszych w ogóle czynów taternictwa, szczególnie jeśli się zważy ekwipunek zakopiańskiej czwórki. Obszerny artykuł rocznicowy Apoloniusza Rajwy zamieścił "Tygodnik Podhalański". W dniach 68 sierpnia Stowarzyszenie Przewodników Tatrzańskich urządza uroczystości z okazji setnej rocznicy bohaterskiej śmierci swego patrona "króla przewodników" i niezwykłego człowieka Klemensa Bachledy "Klimka". Uroczystą Mszę Świętą odprawi w Kuźnicach ks. Szymon Gacek, przewidziane jest składanie wieńców na grobie Klimka na Nowym Cmentarzu, w Dolinie Jaworowej i przy tablicy na cmentarzu pod Osterwą. Cykl wycieczek szkoleniowych przypomni pierwsze wejścia Klimka na Staroleśną, Ganek, Kaczy, Zadniego Mnicha i inne szczyty. Apoloniusz Rajwa przygotował dwuodcinkowy artykuł dla "Tygodnika Podhalańskiego", po części z wykorzystaniem nieznanych dotąd materiałów. Do jubileuszy dodajmy jeszcze, że 11 kwietnia 80-latkiem zostałby Krzysztof Berbeka. Z alpinistów światowej sławy do 80. roku życia dobił Walter Bonatti.
GS/0000 |
KAUKAZ ANDRZEJA SOBOLEWSKIEGO |
07/2010 |
Powoli wypełniają się dokumentacyjne luki w kronikach naszego sportu. Ostatnio przybyła nam wydana przez KWW skromna rozmiarami ale niezwykle treściwa praca Andrzeja Sobolewskiego, która na 124 stronach zestawia całą polską działalność kaukaską od r. 1935 aż po ostatnie lata. Tytuł opracowania: "Kalendarium polskich wypraw i zgrupowań wysokogórskich w Kaukazie 19352007". Cenny wykaz uczestników wyjazdów obejmuje 474 nazwiska. Pożyteczne są schematy ścian, rozstrzygające część wątpliwości odnośnie polskich poczynań. Autor jest jednym z najlepszych znawców Kaukazu i polskiego w nich dorobku sam był jednym z głównych twórców naszych sukcesów. Wydawca zapowiada nowe wydanie publikacji. Z naszej strony prosilibyśmy o wprowadzenie przy wejściach szczególnie tych ważniejszych dat dziennych a nie tylko rocznych. Mapki i rysunki należałoby wydrukować w większej skali obecne są na granicy czytelności i to dla młodych oczu seniorzy muszą sięgać po lupy. Książeczkę można nabyć w KWW.
|
|
GS/0000 |
JESZCZE ROCZNICE |
07/2010 |
-
-
Paweł Kukurowski: Mile zaskoczyli mnie dziennikarze lokalnych "Faktów" TVP3 Wrocław. W wieczornym wydaniu nadali obszerny materiał o 35. rocznicy zdobycia przez wyprawę KW Wrocław pierwszego dla Polaków dziewiczego szczytu 8-tysięcznego, czyli Broad Peak Central (8013 m, 28 VII 1975). W relacji wystąpili Janusz Kuliś (jedyny żyjący z piątki uczestników wejścia szczytowego) oraz Janusz Fereński, kierownik wyprawy. Były wspominki, stare zdjęcia i komentarz dziennikarza. Nie wymieniono nazwisk ofiar szczytu, tj. Marka Kęsickiego, Bohdana Nowaczyka oraz Andrzeja Sikorskiego, nie pokazano też pamiątkowego kamienia koło bazy. Gdyby nie ten program, mało kto by o rocznicy pamiętał. Szkoda, że takie sukcesy popadają w coraz głębsze zapomnienie, pomimo tego, że dwa lata temu ukazała się seria filmów i ksiązek "Polskie Himalaje".
|
|
Sierpień 1960 r. razem w Dolinie Qazi Deh. Od lewej Hideho Sawata, Jan Mostowski, Krzysztof Berbeka, Jerzy Krajski, Stanisław Kuliński, Zbigniew Rubinowski, Yajiro Sakato, Jukiharu Hirose i Zbigniew Krysa. Fot. Toshiaki Sakai |
Władysław Janowski: Z uwagą przeczytałem w GS 06/10 biogram Jasia Stryczyńskiego. Osobiście widziałem go tylko raz, bodaj w r. 1977 zimą. Podchodziłem z Krzyśkiem Czarneckim w Kociołki i minęliśmy ich na szlaku obydwu, Stryka i Staszka Zierhoffera. Wówczas dla nas było to jak otrzeć się o bożków, taką cieszyli się sławą.
-
-
-
-
-
-
Zapowiedziane w GS 06/10 odsłonięcie rzeźby "Korona Himalajów" w Alei Gwiazd Sportu we Władysławowie-Cetniewie ze względów organizacyjnych ale i finasowych zmuszeni jesteśmy odłożyć do przyszłego roku. Ten dodatkowy czas posłuży z pewnością do lepszego przygotowania tak obiektu, jak i uroczystości. (
Michał Kochańczyk)
-
Wspomniani w GS 06/10 Włosi atakujący Gasherbrum I od strony Chin weszli w ramach aklimatyzacji na dziewiczy i niełatwy P. 6300 m, nazwany Venere Peak. Hervé Barmasse, Daniele Bernasconi i Mario Panzeri 2 dni, 2150 m deniwelacji. Nazwę nasunęła im planeta Wenus, która jaśniała prosto nad szczytem. Z przejścia ściany GI ostatecznie zrezygnowali, okazała się bowiem zbyt niebezpieczna.
-
-
-