GS/0000 WIERCHU, TY WIERCHU LODOWY 03/2014
[xxx]
Göran Wahlenberg (1780–1851). Mija 200 lat od jego badań w Tatrach (1813) i publikacji "Flora Carpatorum Principalium" (Göttingen 1814), najwybitniejszego dzieła w tatrzańskiej literaturze naukowej całego XIX wieku – do dziś cenionego i cytowanego.
W pierwszych dekadach XIX stulecia spośród wszystkich tatrzańskich szczytów szerzej znane były tylko Łomnica i Krywań. O równie często odwiedzanym Sławkowskim mówiło się mało, popularne później Rysy dopiero czekały na odkrycie. Od r. 1838 było wiadomo, że Tatry kulminują w Gierlachu – wcześniej (choć w druku też dużo później) prymat należał na ogół do Łomnicy. "Na ogół", gdyż jedności co do tego nie było. Göran Wahlenberg w r. 1813 podważył jej pierwszeństwo, wskazał jednak nie na Gierlach, lecz na pobliski Lodowy. Eisthalerspitze, Szczyt Lodowej Doliny – mało kto o nim wtedy słyszał. Potężny masyw tej góry był "twarzą" zwrócony ku Polsce, natomiast od węgierskiej strony tkwił w głębszym szeregu i nie rzucał się w oczy. Na Spiszu tylko koziarze, zbieracze ziół i tropiciele skarbów wiedzieli, że zbiega się w nim tajemnicze "7 Rygli", a u podnóży skrzą się Doliny Lodowe, pod bielą śniegów kryjące ezoteryczne bogactwa.
Gęsi, Lodowy, Czarny, Kolbak. Mimo alpejskiej prezencji, szczyt długo czekał na stałe imię. Na panoramie Georga Buchholtza mł. (1717–19) pojawia się jako "Mons anserinus der Gänserich vel die Gäns". Panorama Hacqueta (1793) ukazuje "Szedem Regli" i "Wielki Kolba" jako dwa osobne szczyty. Podobnie widzi Lodowy na swej rycinie Staszic (1804): "8. Kolibaho wielki. 9. Rygle Kolibaha." W dziele Genersicha (1807) mamy na s. 187 "Eisthal-Thurm czyli ten szczyt, który zbiera w sobie 7 Rygli", zaś na s. 194 "schwarze See-Thurm" (Turnię Czarnego Stawu). Patrząc ze szczytu (spod szczytu?) Łomnicy, Genersich pisze (s. 149): "Grań (Grod) zmierza do Schwarz-See-Spitze, podobnej do grubej wieży, do której przypiera 7 Rygli, a mianowicie rygle czyli góry: Kahlbächer, Gründner, Schwarz-See, Eisthal-See, Pflock-See, Roth-See und Weiß-See. Zbiegają one ku swoim stawom." Gustav Hartlaub dociera w r. 1835 "do stóp Eisthaler Spitze czyli, jak się też słyszy, schwarzen Seethurms" ("Bremer Sonntagsblatt" 27 IX 1857 s. 305). Obecną nazwę Lodowego ostatecznie utrwalił Wahlenberg, który usłyszał ją w r. 1813 od spiskich przewodników: "Ab Eisthalerspitze versus Fünfsee descendunt verae glacies (Gletscher)" – pisze na s. 53. Węgrzy zmadziaryzowali nazwę w Jég-völgyi-csúcs, Polacy oderwali ją od Dolin Lodowych, czyniąc "lodowym" sam szczyt. Ludwik Pietrusiński (1845) używa nazwy niemieckiej, ale wnosi też jej spolszczenie: "Lodowata Eisthaler-Spitze" (s. 478). Jak wynika z różnych zapisów, Eisthaler Spitze i Schwarz-See-Spitze miały rodowód spiski, polscy górale znali szczyt pod mianem Kolbacha, Kolbaka lub Kolby. Hacquet i Staszic rysowali swe panoramy znad Nowego Targu, zapisali więc nazwy usłyszane po naszej stronie. Hacquet w tekście części IV (1796 s. 158) mówi o "górach Wilki Kolba und Szedum-regli". Zatrudniony w Jaworzynie Wilhelm Richter, zżyty z polskimi góralami, w r. 1844 używa nazwy podwójnej "der Gipfel der Kolba oder des Eisthaler-Thurms" (s. 420). Podobnie czyni Franz Dénes, urodzony w r. 1845 w Trybszu, opisując "prącą ku niebu Eisthaler Spitze (...), którą kiedyś jurgowscy kłusownicy nazwali Velki Kolba (Großer Kohlbachberg)" (Jahrbuch des UKV 1880 s. 273). Jedni górale mówili Wielki Kolba (od postury), inni Mały (od Doliny Małego Kolbachu u jego stóp). O tym, jak mgliste były to pojęcia, wspominał ks. Wojciech Grzegorzek, który w sierpniu 1852 r. dociekał nazw w Jaworzynie. Zdziwił się, że nikt tam nie słyszał o Szczycie Łomnickim – Lomnitzer Spitze. "Później dowiedzieliśmy się, że szczyty Lomnitzer i Eisthaler nazywane są przez koziarzy wielkim i małym Kahlbachem, ale ich gadki są tak mętne, że dopiero z opisu można wywnioskować, które szczyty należy rozumieć pod nazwami wielki i mały Kahlbach" (OeBW 1853, s. 269).
[Wycinek mapy Węgier]
Wycinek mapy Węgier 1 : 144 000 z lat 1869–1870. Nazwy według zdjęcia z r. 1822. Lodowy = "Gr. Kolbach B." (Großer Kolbach-Berg), "Genserich" przy Pośredniej Grani.
Problem wysokości. W literaturze Lodowy zaistniał szerzej od drugiej dekady XIX wieku, kiedy padło podejrzenie, że jest wyższy od Łomnicy, czyli według ówczesnej wiedzy najwyższy w Tatrach. Jak już wiemy, wystąpił z tym w r. 1813 Wahlenberg. Gergely (Gregor) Berzeviczy podaje w swych zapiskach, że korzystający z jego gościny Szwed po zejściu z Łomnicy zapewnił go, "iż na północnym zachodzie dostrzegł z góry szczyt wyższy, który miejscowi przewodnicy nazywają Eisthaler-Spitze". Nie miał przyrządu do mierzenia kątów, więc namierzył się poziomo trzymanym liniałem. Aby potwierdzić swoje spostrzeżenie, postanowił wejść na Lodowy z barometrem, ciekawił go też "lodowiec" Zadniej Dolinki Lodowej. Znalazł się przewodnik, gotów go poprowadzić, niestety, brak pogody uniemożliwił wycieczki. Zaintrygowany uwagą Wahlenberga, również sam Berzeviczy myślał o wejściu na Lodowy, ale od lata 1814 aż do r. 1817 nie było po temu warunków. Koziarzy wypytywał o "lodowce Lodowego", im jednak lód kojarzył się tylko ze stawkiem po północnej stronie, stale zamarzniętym i dlatego nazywanym Zmarzłym (byłby to dzisiejszy Żabi Staw Jaworowy, choć raczej mogło chodzić o Stawek Lodowy). Kiedy ok. 1820 r. Berzeviczy pisał swe mało znane wspomnienia, zdrowie nie pozwalało mu już na wysokie wędrówki, do problemu lodowców w Tatrach odniósł się więc teoretycznie, stanowczo negując ich istnienie (prawdziwe lodowce znał z Alp). Ale sprawa wysokości nie dawała mu spokoju. Znalazł punkt na gościńcu z Nowej Wsi Spiskiej (Igló), skąd widział Lodowy razem z Łomnicą. Długo badał je wzrokiem. Wydawały mu się jednakowo wysokie, ponieważ jednak Lodowy był względem Łomnicy cofnięty o pół mili (faktycznie 2 km), zgodnie z prawami perspektywy powinien być od niej wyższy. Rozstrzygnięcie przyniósł rok 1838, kiedy Ludwig Greiner zmierzył "geometrycznie" konkurujące szczyty. Jego wyniki brzmiały: Gierlach 8,285 stóp wied., Łomnica 8,235, wyniosłość sąsiednia (dziś Durny) 8,205, Lodowy 8,140. Ale wiadomość o zmianie prymatu rozchodziła się latami, pojawiła się nawet błędna informacja, że według pomiarów Greinera to nie Gierlach lecz Lodowy jest królem Tatr, co – jak rozpowiadał przewodnik Jakob Lux – miał rzekomo przyznać sam Greiner.
[Krywań, Lodowy, Łomnica]
Krywań, Lodowy i Łomnica – schematyczny szkic Görana Wahlenberga z r. 1813 (fragment rysunku).
Pierwsi na szczycie. Pierwszym znanym z nazwiska zdobywcą Lodowego był 170 lat temu irlandzki alpinista i uczony, John Ball, ok. 30 sierpnia 1843 r. Towarzyszyli mu Wilhelm Richter, jakiś węgierski malarz i góral jako tragarz. Do zespołu należał też głośny geograf niemiecki, prof. Carl Ritter, wycofał się jednak i 2 września informował z Kieżmarku brata o swoich wrażeniach z Tatr, m.in. "z Eisthaler Thurm, który dotąd pozostawał niezdobyty (również ja go nie zdobyłem)". Po szczegóły wejścia Balla kierujemy Czytelników do "Głosu Seniora" 2/1993, 11/1996 i 7/1998, gdzie prostowaliśmy rozpowszechnione w naszych publikacjach fałsze związane z tym historycznym wyczynem. W "Wierchach" 75 (2009) ukazał się obszerny artykuł na ten temat pióra Andrzeja Górskiego. W połowie XIX w. krążyły wieści o wcześniejszych wejściach góralskich strzelców na Lodowy. "Wierchy" na s. 163 z niewiarą wzmiankują te pogłoski. Tymczasem mamy na ten temat przekaz Zejsznera od raczej wiarygodnego Jonka Budza z Jurgowa, zwanego Kasinym lub Łysym. W artykule "Spiż" z r. 1854 ("Bibl. Warszawska" s. 8) Zejszner pisze: "Wielki szwedzki botanik Wahlenberg, który tę część gór najdokładniéj rozpoznawał, uważa, że Lodowata (Eistaler Spitze) wyższą jest od szczytu Łomnickiego, a tém samém najwyższą w Tatrach. Przewodnicy opowiadali mu, że nie jest dostępną; tymczasem tak nie jest w istocie. Odważny strzelec na dzikie kozy Kasin Jonek z Jaworyny opowiadał mi, że nieraz był na szczycie Lodowatéj, a nawet, że wstęp od strony północnej nie jest tak trudnym." Na s. 11 dodaje on: "Od Czarnego stawu wznosi się stromo Lodowata i tędy wstępuje się na jej szczyt." To, że Jonek znał północne flanki Lodowego potwierdza w r. 1863 Friedrich Fuchs (s. 307). Andrzej Górski jest też sceptyczny co do polskości "mitycznych myśliwych z Jurgowa". Niesłusznie. Z wcale nie mitycznym Jonkiem Budzem stykało się wielu Polaków i nikt nie miał zastrzeżeń co do jego narodowości. Zejsznerowi podyktował on kilka piosenek w czystej, wolnej od slowakizmów polskiej gwarze góralskiej. Jako drugi na Lodowym pojawił się w r. 1845 zespół Eduarda Blasyego, potem zaczęto notować dalsze.
[Lodowy Szczyt]
Lodowy Szczyt z jego "ryglami" – widok od strony Szerokiej Jaworzyńskiej. Po lewej Kołowy Szczyt. Fot. Alfred Grósz
Listę pierwszych 15 wejść na Lodowy – od Balla poczynając – zestawił Franz Dénes w Jahrbuch des UKV 1880 (s. 297–298). U Witolda H. Paryskiego w t. 18 "Tatr Wysokich" wykaz obejmuje 20 wejść, ma też jednak istotne braki, jak zresztą wszystkie w Tatrach próby rejestracji wczesnych wejść na szczyty, których iluzoryczną wartość sygnalizowaliśmy nie jeden raz. Podobnie było przecież z Łomnicą, z Krywaniem, z Gierlachem, z Kieżmarskim, nawet z naszą Świnicą. Ale to już temat na inną okazję i może na łamy poważniejsze od "Głosu Seniora".
Józef Nyka
GS/0000 NANGA PARBAT 03/2014
Żaden 8-tysięcznik nie opierał się przed utratą zimowej dziewiczości tak skutecznie, jak ona. W ciągu 26 lat atakowało ją w zimie bez powodzenia 21 wypraw. Bronią szczytu są jego trudności ale także – może przede wszystkim – jego położenie geograficzne i niestabilne warunki pogodowe. W tym sezonie w lutym na placu boju zostały 3 małe zespoły. W dniach 6–9 lutego na drodze Schella dwie dwójki ruszyły do natarcia, nie zdołały jednak wyjść ponad obóz II (6200 m). Zachęceni prognozą, 12 lutego drugi atak przypuścili Tomek Mackiewicz i Paweł Dunaj, a wkrótce po nich także Włoch Simone Moro i Niemiec David Göttler. I tym razem nie doszli wysoko: 15 lutego jedni i drudzy byli już z powrotem w bazie. W tym czasie na flance Diamir czaił się solista z Włoch, Daniele Nardi, który aklimatyzował się na Genalo Peak – z zamiarem wejścia Żebrem Mummery'ego. 20 lutego nastąpiła poprawa pogody. Mackiewicz ruszył z bazy w piątek 21, we wtorek 25 poszli za nim Dunaj i Teler. Moro z Göttlerem wyszli następnego dnia. 1 marca Mackiewicz i Göttler dotarli do wysokości 7200 m, pogoda szybko położyła jednak kres i tej próbie. Moro z towarzyszami i Nardi spakowali manatki, zdeterminowani Polacy postanowili pozostać. Wykorzystując poprawę warunków, 8 marca Dunaj i Obrycki znów ruszyli w górę, by przetorować drogę dwójce szturmowej. Na wysokości 5000 m zgarnęła ich lawina. Spadli 400 m, szczęśliwie żywi, choć z obrażeniami, szczególnie Dunaj. Teler i Mackiewicz z 2 Pakistańczykami zorganizowali akcję ratunkową. Trwała ona 12 godzin, a uczestniczyli w niej także wieśniacy z najbliższego osiedla. Chmury uniemożliwiły przylot helikoptera, rannych zniesiono więc do Tarashing i jeepami przewieziono pod opiekę lekarzy w szpitalu w Skardu. Wydarzenie to dowiodło raz jeszcze, że w zimowych Himalajach czwórka jest zespołem minimalnym.
GS/0000 ALASKA ZIMĄ 03/2014
W dniach 1 i 2 marca 2014 Brad Farra, John Frieh i Jason Stuckey dokonali pierwszego zimowego przejścia pn.-zach. grani (French Ridge) Mount Huntington (3731 m) na Alasce. Przejście tej liczącej 2100 m grani zajęło im 30 godzin. Większość terenu pokonali wspinając się jednocześnie, z sztywnej asekuracji skorzystali tylko na kilku stromszych wyciągach (80°). Było to dopiero trzecie wejście zimą na ten piękny piramidalny szczyt. Wszystkie trzy odbyły się w marcu: Jed Brown i Colin Haley w 2007 oraz Frieh i Stuckey w 2011, jedni i drudzy drogą West Face Couloir (1000 m, V, 85°). Jedyne polskie wejście na Mount Huntington, dokonane drogą harwardzką (Harvard Route, 1000 m, VI 5.9 A2, 70°), należy do Michała Kasprowicza, Dawida Sysaka i Rafała Zająca (18–20 IV 2013). Bardzo dobrą monografię ściany, napisaną przez Claya Wadmana, opublikował na stronach 30–47 "Alpinist" nr 20 (2007). Warto pamiętać, że większość szczytów na Alasce nie ma dotąd wejść zimowych.
Rudaw Janowic
GS/0000 PIERWSI PARTYZANCI POD TATRAMI 03/2014
Zbigniewa Sikory "Krwawy ślad. Nieznani bohaterowie Podhala" to nowy ważny tytuł w bibliotece historycznej Podtatrza. Treścią książki (Zakopane 2014, s. 455) jest półroczna działalność oddziału leśnego AK Wojciecha Bolesława Duszy "Szaroty". W odróżnieniu od późniejszych etnicznie "mieszanych" formacji, jak np. 1. PSP, pluton "Szaroty" był jednostką niemal czysto góralską. Niemcy zareagowali na wolnościowy zryw bestialskimi represjami, pamiętamy masakry Skalnego Podhala w październiku i grudniu 1943 roku. Autor książki oparł się m.in. na relacjach świadków, zebranych tuż po wojnie i w latach 1970–78 przez urzędy PRL (MO, prokuraturę). Jak ustala (s. 433), ofiarami tych zbrodni padło wtedy 96 górali, góralek i dzieci, 17 zesłano do obozów. Przerażające liczby, zupełnie niewspółmierne do skali działań "Szaroty", który Niemców ostrzej nie nękał, uwagę skupiając na likwidacji kolaborantów i działaczy "Góralenvolku". Na s. 125 czytamy (za Dawidem Golikiem), że oddział mógł wykonać "nawet 22 wyroki śmierci". Tu jednak dochodzimy do słabszej strony książki. O ile bowiem dokumentacja martyrologiczna – polski "krwawy ślad" – została po wojnie starannie zebrana, o tyle operacyjną stroną oddziału nikt się nie zajął i autor stanął wobec braku źródeł. Z osób uśmierconych wymienia tylko trzy (s. 134 Kania i Latocha, s. 206 Siuty) – bez szczegółów egzekucji, nawet bez dat, z których dwie możemy uzupełnić z własnego wojennego dziennika: Adolf Kania 11 sierpnia, Franciszek Latocha 14 sierpnia 1943. Długiej liście ofiar polskich nie towarzyszy rachunek strat wroga – szkoda, że tej luki autor nie spróbował wypełnić drogą własnych badań. Brak nam też wartościującej analizy działań "Szaroty" – oceny sukcesów wojskowych, których raczej nie było, i psychologicznych, które były bardzo poważne: strach padł na okupantów ale także na Podhalan, którzy do końca wojny zachowali lęk nie tylko przed Niemcami ale i – zwłaszcza na Skalnym Podhalu – przed... ludźmi z lasu. Z Tatr odnotowana jest tylko jedna akcja: 20 września nieudany atak na dom wczasowy policji w budynku schroniska na Polanie Chochołowskiej. W sumie wstrząsająca lektura, książki nie da się czytać bez emocji i uczucia grozy. A przecież z niemieckich zbrodniarzy tylko Mazurkiewicz został za te czyny skazany i stracony. Kary uniknął nawet – sądzony w r. 1965 za inne sprawki – główny ówczesny oprawca Podhala, od 1 lipca 1943 szef zakopiańskiego gestapo, Arnold Sehmisch.
Józef Nyka
[Schronisko WKN]
Schronisko Warszawskiego Klubu Narciarskiego na Polanie Chochołowskiej było w lata wojny szkołą narciarstwa policji niemieckiej, latem zaś punktem szkoleń i wczasowiskiem.
GS/0000 NIUSY OD RUDAWA 03/2014
Rudaw Janowic
GS/0000 W PARU SŁOWACH 03/2014