GS/0000 EVEREST WIOSNA 1997 06/1997
[xxx]
Fot. A. Zawada
W sezonie przedmonsunowym 1997 po tybetanskiej stronie Everestu bawilo czworo alpinistow polskich: Anna Czerwinska, Ryszard Pawlowski (zarazem instruktor wyprawy indonezyjskiej), Piotr Snopczynski ze Swidnicy i Czeslaw Jakubczyk z Gdanska. W sklad grupy – formalnie kierowanej przez Pawlowskiego – wchodzili nadto Niemiec Rudiger Schleypen (60), Amerykanin polskiego pochodzenia Kris Plywacz oraz Portugalczyk Joao Garcia. Wedlug relacji Ani Czerwinskiej przebieg wyprawy byl nastepujacy:
Wyjazd z Katmandu nastapil 8 kwietnia, 13 kwietnia dotarto jeepami do bazy w dolinie Rongbuk (5200 m). Po 2 dniach odpoczynku ruszyly w gore objuczone jaki. Korzystajac z noclegu w obozie posrednim (5800 m), 17 kwietnia osiagnieto ludna baze wysunieta (6400 m), od bazy glownej oddalona o ok. 25 km niemilego terenu, co stanowi jedno z wiekszych utrudnien po tej stronie Everestu. Przy drugim wyjsciu w gore dotarto na Przelecz Polnocna (Chang La, 7066 m), usiana grupkami namiotow. Po powrocie do bazy Ania musiala sie poddac ekstrakcji zeba, czego po mistrzowsku dokonal – odplatnie – chirurg amerykanski (przy zabiegu stosowal znieczulenie miejscowe, a nie narkoze, jak podawala nasza prasa). Niestety, pogoda przez caly czas byla kiepska, a zespolowosc dzialan w grupie pozostawiala wiele do zyczenia. Chris Plywacz zachorowal i musial wczesniej opuscic wyprawe. Niektorzy czlonkowie grupy, wlaczajac jej seniora Schleypena, dotarli w roznych dniach do obozu II (7800 m), skad Ania Czerwinska w dniu 8 maja probowala pojsc wyzej, jednak wobec oznak psucia sie pogody zawrocila z wysokosci ok. 8000 m. Bylo to owo feralne zalamanie, w ktorym smierc ponioslo kilka osob. Ryszard Pawlowski dotarl wowczas do obozu III (ok. 8300 m), gdzie spedzil 2 bardzo ciezkie noce, czekajac na Niemca Petra Kowaltzika, ktory zaginal w rejonie szczytu. Powrot wyprawy byl sztywno wyznaczony harmonogramem wyprawy: 21 maja o 4 rano pierwsza grupa opuscila baze, by o godz. 23 znalezc sie juz w Katmandu, co bylo jednym z rekordow czasu na tej dalekiej przeciez trasie. Reszta dotarli do Katmandu 25 maja.
Po wyjezdzie naszej grupy pogoda nad Everestem ulegla poprawie i wtedy udalo sie dokonac licznych wejsc od strony nepalskiej. Jesli chodzi o flanke polnocna, sukcesow szczytowych bylo w sumie zaledwie kilka, przy czym niektore zostaly okupione smiercia lub ciezkimi odmrozeniami (Kazachowie). Za najlepsze wejscie sezonu Ania uwaza atak dwoch Francuzow, przeprowadzony w bardzo ladnym stylu w dniu 8 maja. Teddy Wowkonowicz przekazal nam personalia tej dwojki: byli to Antoine de Choudens i Stephane Cagnin. Choudens (28), porucznik Groupe militaire de haute montagne (GMHM), jest piatym Francuzem, ktory zdobyl Mount Everest bez tlenu (Cagin nalozyl maske na wysokosci 7800 m). W swej jednostce byl przyjmowany jako bohater – na powitalny apel sproszono wszystkich notabli Chamonix. "Byl to moj pierwszy 8-tysiecznik – stwierdzil skromnie – i moje pierwsze spotkanie z duza wysokoscia."
GS/0000 ROK NASZYCH SASIADOW 06/1997
Po zmianie ustroju, alpinisci zza naszej poludniowej granicy na dluzszy czas stracili impet wyprawowy, ostatnio jednak znow usiluja wrocic na dawne pozycje. Rok 1996 przyniosl im kilka wejsc szczytowych. Jak informuje Milan Vranka w swoim "Horolezectvo '96", Czech Josef Nezerka wszedl na Everest (8848 m, jego trzeci 8-tysiecznik), zas jego rodacy Lubos Becak i Martin Otta zameldowali sie z wierzcholka Cho Oyu (8201 m), pierwszy z nich niestety zmarl podczas powrotu do bazy. Slowacy Stefan Sluka i Peter Sperka zrealizowali tzw. chinski trawers i 1 maja osiagneli glowny szczyt Shisha Pangmy (8027 m), czego jak sie zdaje od r. 1991 od strony polnocnej nie udalo sie dokonac zadnej innej wyprawie. Ale i tu zly los polozyl cien na sukcesie: w rejonie szczytu dwojke zaskoczyla mgla i noc, Sluka postanowil wiec zabiwakowac, podczas gdy jego partner zjechal na nartach w dol. Mrozny biwak na wysokosci ok. 8000 m pozbawil go sil a nastepny dzien takze zycia. Slowacy Michal Brunner, Vlado Zboja i Zdenek Gatek weszli droga normalna na Pumori. Dobrze sie wiodlo Czechom i Slowakom w nizszych gorach. Juraj Hreus i Jan Svrcek weszli z nowym wariantem na Mount McKinley (18–19 V), natomiast za "vystup roka" uznany zostal wyczyn mlodego Slowaka Miroslava Piali we wloskich Alpach, ktory dokonal I przejscia RP drogi "Moze tak, moze nie" na Qualido, ocenionej na 10/10+. W Tatrach do wyrozniajacych sie przejsc slowackich zaliczyc trzeba zimowe powtorzenie direttissimy Mlynarczyka, II przejscie (I zimowe) drogi Rybicki na Jarzabkowej Turni i pierwsze czyste przejscie drogi "Sunset Boulevard" na Jastrzebiej Turni.
Do usamodzielnienia sie Slowacji w r. 1993 alpinisci obu krajow ksiegowali sukcesy gorskie na wspolne konto, obecnie prowadza rachunki oddzielnie. Jesli idzie o zdobyte 8-tysieczniki, do konca r. 1996 Czesi mieli ich 9, brakowalo im jeszcze Kangchenjungi, Lhotse, obu Gasherbrumow i Shisha Pangmy. Stan konta Slowakow byl wyzszy: 11 osmiotysiecznikow (brak Manaslu, Annapurny i Broad Peaku). Jesli chodzi o dorobek indywidualny, prowadzi Josef Rakoncaj, ktory ma za soba 8 szczytow (proba wejscia wraz z synem na Dhaulagiri wiosna 1996 zalamala sie na wysokosci 7000 m). Separacja obu nacji sprawia spore klopoty: tak np. Dina Sterbova i L'udovit Zachoransky byli Slowakami mieszkajacymi w Czechach, ostatnio zas przyjeli obywatelstwo czeskie. Komu zapisac ich niemale sukcesy?
GS/0000 OJCIEC SWIETY W GORACH 06/1997
Podczas tegorocznej pielgrzymki do Polski Jan Pawel II zdolal przeznaczyc trzy dni na pobyt na Podhalu i w bliskich jego sercu Tatrach. Zamieszkal w "Ksiezowce" przy drodze do Kuznic, w dniu 6 czerwca odprawil Msze Sw. u stop Krokwi – z udzialem 350 000 wiernych, 7 czerwca konsekrowal nowy kosciol na Krzeptowkach, pod wieczor zas odmowil rozaniec w Ludzmierzu, historycznej stolicy Podhala. Pierwszego dnia pobytu pod Giewontem (5 czerwca) oblecial helikopterem polskie Podtatrze – byl nad Orawa, nad Gorcami, przelecial wzdluz Przelomu Pieninskiego, obejrzal z gory nowy akcent krajobrazowy – Jezioro Czorsztynskie. Po poludniu udal sie samochodem nad Morskie Oko, gdzie bawil ok. 45 minut. Rozmawial dluzej z Marysia Lapinska, wypytywal o prace schroniska, z zalem przyjal wiadomosc o smierci swoich dawnych znajomych, Dziuni i Czesia Lapinskich. Spotkal sie tu tez z dyrektorem TPN, drem Wojciechem Byrcynem i kilkoma pracownikami Parku. Prase obiegly zdjecia Papieza stojacego u bariery tarasu przed schroniskiem z wzrokiem utkwionym w jeziorze i otaczajacych je szczytach. Bylo w tej scenie cos z ostatecznego rozstawania sie z ukochanymi gorami. W ksiedze pamiatkowej schroniska pozostaly slowa: Szczesc Boze. Jan Pawel II. 5.VI.1997. Nastepnego dnia byla wycieczka kolejka na Kasprowy Wierch, tak serdecznie mu bliski z dawniejszych wypadow narciarskich, odwiedzil tez Papiez klasztor Albertynek na Kalatowkach. Z okien helikoptera ogladal cale Tatry Polskie, ktore oblecial od Doliny Rybiego Potoku az po Doline Chocholowska. Przed schroniskiem nad Morskim Okiem zwrocil sie do pracownikow TPN ze slowami: Pilnujcie tej ziemi, tej przyrody!
GS/0000 STANISLAW URBANSKI – "ARESZTANT" 06/1997
Po Zbyszku Rubinowskim i Jasku Sawickim przychodzi nam pozegnac kolejnego bliskiego przyjaciela: 20 czerwca 1997 zmarl w Krakowie Stanislaw Adam Urbanski, ogolnie znany jako "Aresztant". Urodzil sie 13 grudnia 1930 r. w Boleslawiu, studia odbyl na Wydziale Elektryczno-Mechanicznym AGH. Od wczesnej mlodosci byl zapalonym turysta gorskim i zarazem – mimo mlodego wieku – dzialaczem organizacyjnym. Od r. 1949 byl zastepca skarbnika Oddzialu Krakowskiego PTT, a od 1951 – skarbnikiem tegoz oddzialu PTTK. W tym czasie mial juz mala zlota odznake GOT i probowal wspinaczek w skalkach, gdzie Brandysowie witali go jak domownika, pomagal im bowiem w gospodarstwie. Wiosna 1951 ukonczyl kurs skalkowy KK KW PTTK, latem zas kurs dla poczatkujacych w Tatrach. Do KW PTTK zostal przyjety w pazdzierniku 1951 roku. Wspinal sie sporo, tak w skalkach, jak i w Tatrach, nie mial jednak aspiracji sportowych: na kartach "Tatr Wysokich" WHP nie jest odnotowany ani razu, nie wymianiaja go tez kroniki sezonow "Oscypka". Pracujac etatowo w PTTK, czesto goscil w Beskidach, gdzie nadzorowal remonty i budowe schronisk, m.in. tzw. bacowek. Juz na poczatku swej drogi taternickiej zetknal sie z brutalna strona naszego sportu: uczestniczyl w akcji ratunkowej po smierci Milowki i Westwalewicza na Posrednim Mieguszowieckim. Czesto wspominal, jak podczas transportu cial do kraju zostal wraz z cala ekipa zatrzymany na Lysej Polanie i poddany przesluchaniom przez UB.
W klubie duzo serca wkladal w prace szkoleniowa. W r. 1956 byl juz instruktorem, a od 1962 starszym instruktorem, pozniej uzyskal tez patent instruktora turystki narciarskiej. Czesto wspominal swoj udzial w szkoleniu komandosow: "W r. 1958 gen. Kuropieska zarzadzil, zeby dla 6 Dywizji Desantowej zorganizowac szkolenie taternickie. Co dnia zbieralismy sie rano w Rynku, skad wojskowe auta wiozly nas do koszar, a dalej z zolnierzami w Dolinke Bolechowicka, gdzie az do godzin popoludniowych uczylismy ich wspinania sie. Nie zdarzylo sie, aby jakis zolnierz ulegl wypadkowi." "Aresztant" uczestniczyl w walnych zjazdach KW, pracowal w zarzadach Kola Krakowskiego i we wladzach centralnych – w kadencji 1960–63 byl przewodniczacym Komisji Szkoleniowej ZG KW. Chlubil sie przynaleznoscia do GOPR, w ktorym przyrzeczenie zlozyl w r. 1958 jako "Stanislaw Urbanski II". Znany z blyskotliwej inteligencji i cietego, choc cieplego i wolnego od zlosliwosci dowcipu, stanowil wazny element folkloru taternickiego lat 50. i 60. Ukladal swietne wierszyki i ballady, w pismach gorskich zamieszczal dowcipne felietony i artykuly, a jego jedrne powiedzonka stawaly sie "skrzydlatymi zwrotami" calego srodowiska. W Tatry jezdzil do ok. 1990 r., jeszcze w r. 1988 byl na Lomnicy – jako zaprzysiegly "zielony", biadajac nad zniszczeniami w rejonie Lomnickiego Stawu. W r. 1990 przeszedl na rente. Dzis nie ma miedzy nami "Aresztanta", prawde mowiac nie bylo go juz od dwoch czy trzech lat, kiedy trawiony bezlitosna choroba nie poznawal nawet najblizszych kolegow. Ale pamiec o nim przezyje z pewnoscia jego pokolenie.
GS/0000 WARTO PRZECZYTAC 06/1997
"Pamietnik Towarzystwa Tatrzanskiego". Tom V. Krakow 1996. Stron 426. Redaktorzy: Adam Liberak, Barbara Morawska-Nowak, Michal Ronikier. Wydawcy: Polskie Tow. Tatrzanskie i Tatrzanski Park Narodowy.
Piaty z kolei tom otwiera niedlugi lecz tresciwy artykul przegladowy Haliny Piekos-Mirkowej "Rosliny Karpat Polskich" – cenny z uwagi na swoja kompleksowosc a takze popularny sposob prezentacji nielatwej przeciez problematyki. Temat przewodni tomu stanowia tym razem Karpaty Rumunskie, nie brak jednak takze ciekawych i cennych historycznie artykulow taternickich i alpinistycznych. Sa to m.in. wspomnienia Witolda Udzieli "Wyznia Basztowa lodowym urwiskiem", Stanislawa Worwy "Tragedia na Rumanowym", Jerzego Wali "Na szczytach gor Pamir-i Wakhan". Barbara Morawska-Nowakowa w zgrabnym montazu tekstow z "Taternika" przypomina 60-lecie powstania Klubu Wysokogorskiego. Sylwetki ludzi gor obejmuja m.in. Mariana Maurizio, Feliksa Rapfa i Wawrzynca Zulawskiego (o tym ostatnim pisze w cieplym wspomnieniu Jano Staszel). Tom liczy 426 stron i jest ze wszystkich pieciu nie tylko najgrubszy ale i chyba najciekawszy. W raczej skromnym ogolnym dorobku PTT wydawnictwo to stanowi bezsprzecznie pozycje numer jeden. Poszczegolne tomy mozna nabyc droga zaliczen pocztowych w redakcji czasopisma: Barbara Morawska-Nowak, ul. Konarskiego 21/5; 30-049 Krakow. Cena hurtowa 15 zl, detaliczna 18 zl. Tematem glownym nastepnego (VI) tomu maja byc Karpaty Slowackie (bez Tatr) – redakcja szuka kompetentnych autorow, ktorym bliska jest ta tematyka.
GS/0000 POZDROWIENIA SPOD SZCZYTOW 06/1997
GS/0000 Z NASZEJ POCZTY 06/1997
Jerzy Kolankowski, Cieplice.
I tak mineli nam sie Zbyszek Rubinowski, Jano Sawicki, Staszek Urbanski... Odejscia bliskich ludzi sa zawsze bolesne, lecz nieuniknione – chodzi tylko o to, by pamiec o nich pozostawala zywa. SKW i ja osobiscie tez ponieslismy strate: po ciezkiej chorobie zmarl Waldek Michalski, po r. 1965 prezes Kola Sudeckiego KW. Sprobuje napisac o nim cos wiecej. Szkoda, ze czesto tak malo dbalosci jest o pozostawiane przez odchodzacych ksiazki i inne zbiory. Ja ze swej strony przezornie upowaznilem Archiwum Miejskie w Jeleniej Gorze do zaopiekowania sie moimi papierzyskami. A skoro juz o mnie mowa, to moge sie pochwalic, ze znalezli sie wydawcy, dzieki ktorym do konca roku ma szanse ukazac sie moj produkt prozatorski "Outsider – gorski coctail ze 107 esencji" jak rowniez moj przeklad ksiazki Rebuffata "Z Mont Blanc w Himalaje". Ze zdrowiem raczej licho. Chcialoby sie przynajmniej popatrzec na Tatry, ale bardzo sie jakos oddalily, choc zawsze pozostaja sercu najblizsze.
GS/0000 W PARU SLOWACH 06/1997