GS/0000 MOUNT McKINLEY 07/1997
W czerwcu tego roku uczestniczylem w ekspresowej wyprawie na Mount McKinley, najwyzszy szczyt Ameryki Polnocnej (6194 m czyli 20.320 stop). Nasza grupa liczyla 13 osob – jak sie okazalo, byla to szczesliwa trzynastka. W jej sklad wchodzilo 4 lodzian – Marek Grochowski, Marek Jozefiak, Piotr Pietrzak i Marek Rozniecki (kierownik) oraz 9 alpinistow ze Slaska i Warszawy: Basia Batko, Alina Markiewicz, Slawek Molendowicz (sekcja nowojorska), Jurek Natkanski, Kazio Rosiak, Jarek Wocko, Darek Zaluski, Rysiek Pawlowski i Krzys Wielicki. Ta ostatnia dwojka stanowila Alaska Extreme, ktorej celem bylo przejscie drogi Cassina. Niekorzystne warunki sprawily jednak, ze wszyscy skierowali sie na West Buttress – droge Jima Gale i Billa Hacketa z lipca 1951 roku.
W czerwcu spotykamy sie z grupa slaska w Anchorage, gdzie my dotarlismy dzien wczesniej. Uzupelniamy tu braki w sprzecie i zywnosci, by nastepnego dnia wynajetym mikrobusem dotrzec do Talkeetny. Po odprawie w Denali National Park przepakowujemy sie i i firma Air Taxi przerzuca nas na ladowisko na lodowcu Kalhitna. Tutaj czesc bagazu ladujemy na sanki i ruszamy w droge do bazy na wysokosci 2400 m. Oczywiscie jest to mozliwe dzieki temu, ze latem noce sa jasne. Aby przyspieszyc transport, kazdy z nas ciagnie po 2 pary sanek, zwiazanych systemem katamaranu. Pewnych klopotow przysparzaja strome trawersy, na ktorych katamaran porusza sie jak wahadlo. Nazajutrz wyruszamy do obozu I (3150 m). Na tym odcinku konieczne sa duralowe rakiety sniezne, ktore wypozyczylismy w Talkeetnie. Mozemy teraz ciagnac tylko po 1 parze sanek, w zwiazku z czym trase miedzy obozami I i II pokonujemy dwukrotnie. Za pierwszym razem cala droge trzeba bylo torowac, albowiem swiezy opad calkowicie przykryl wczesniejsze slady. Drugie przejscie bylo przyjemniejsze: piekna, sloneczna noc i kapitalne widoki. Ok. 6 rano docieramy powtornie do "dwojki", gdzie czeka juz wczesniej rozbity namiot. Aby uzyskac oslone przed wiatrem, na Mount McKinley wszystkie namioty ustawiane sa w jamach snieznych.
Oboz II – to prawie miasteczko: ok. 30 namiotow rozbitych przez alpinistow z calego swiata. W tym roku Polacy byli w masywie Denali reprezentowani wcale licznie. Spotkalismy grupe harcerzy ze Slaska oraz Krzysztofa Liszewskiego z Lodzi i Jerzego Zondka z Bielska-Bialej. Ta dwojka miala ambitne plany, ale choroba Jurka uniemozliwila ich realizacje. Krzys Liszewski na kilka dni przed nami osiagnal wierzcholek. W obozie tym dyzuruja rangersi z Denali National Park, mozna tam uzyskac pomoc medyczna, informacje o pogodzie, a takze korzystac z dwoch slawojek. Sa to urzadzenia nietypowe: o scianach bocznych czy drzwiach z serduszkiem nie ma mowy, za to panorama gorska pelne 360 stopni. Dalsza droga prowadzi na przelaczke w grani wyprowadzajacej na plateau 5300 m (17 000 stop), gdzie tradycyjnie staje oboz III (ostatni). Od szczeliny brzeznej na przelecz prowadzi ciag lin poreczowch. Sa dwie liny – jedna dla schodzacych, druga dla wchodzacych (ruchem, jak na razie, jeszcze nikt nie kieruje). Wspinamy sie w nocy – jest wtedy twardo i mozna uniknac tloku. 14 czerwca 1997 wyruszamy po poludniu z obozu III. Na przeleczy Denali (5550 m) spotykamy Krzysia Wielickiego. Tego dnia wyszedl on z "dwojki" i po niecalych 11 godzinach wrocil przez wierzcholek do obozu. Idac dalej spotykamy schodzacych z gory kolegow i Basie Batko, dla ktorej Mount McKinley jest trzecia piekna gora w tym roku (po Aconcagua i Ama Dablam). Pogoda sprzyja, brak wiatru, temperatura ok. -30 stopni. Na szczycie stajemy obaj z Markiem Jozefiakiem o 23:55 – jako ostatni zespol tego dnia – zaraz po trojce Anglikow. Szczytowe zdjecia (oczywiscie bez lampy), w drodze powrotnej krotkie odpoczynki (posypiamy w obozach III i I) i 16 czerwca male Cesny firmy Air Taxi zabieraja nas z ladowiska na lodowcu Kahiltna do Talkeetny. Swietujemy tu imieniny Aliny, humory swietne. Rzeczywiscie poszlo nam nadspodziewanie dobrze, 10 osob na szczycie, wszyscy zdrowi a w dodatku to tempo! Duza satysfakcja, koszt ok. 2500 dolarow od osoby, z czego prawie polowa to przelot Warszawa – Anchorage – Warszawa. Srednia wieku grupy lodzkiej to bez mala 49 lat! Wyprawa ta uswietnilem moj maly jubileusz 40-lecia uprawiania taternictwa (od grudnia 1957). Teraz wypada pomyslec, co dalej...
Marek Grochowski
GS/0000 MARIUSZ ZARUSKI 07/1997
Z koncem zimy i wiosna 1997 r. w Zakopanem i w Tatrach trwaly prace nad filmem o Mariuszu Zaruskim, ktory ma zainaugurowac duzy serial TVP, zatytulowany "Zdobywcy Karpat". W postac Zaruskiego wcielil sie przewodnik i ratownik, Jan Gasienica-Roj, rezyserem i operatorem jest Jacek Zygadlo. Nakrecono m.in. sceny zjazdu na nartach z Koziego Wierchu, akcje szukania zwlok Karlowicza (zainscenizowana nie pod Koscielcem, lecz w Glebokim Zlebie), obrazki z kursow narciarskich w Zakopanem. W scenariuszu wykorzystane zostaly materialy z przesluchan Zaruskiego przez NKWD i jego pobytu w wiezieniu. Premiera filmu przewidziana jest na miesiace jesienne.
Nakladem wydawnictwa GREG s.c. w Warszawie ukazala sie wazna ksiazka o generale Zaruskim, zatytulowana "Mariusz Zaruski – Opowiesc biograficzna". Jej autorka, Henryka Stepien, oparla swa prace na solidnej lekturze i wnikliwych badaniach archiwalnych, dzieki czemu przynosi ona szereg nieznanych faktow z bogatego zycia Generala, a takze kilkanascie dotad nie reprodukowanych zdjec, w tym paru tatrzanskich. Interesujace sa wypowiedzi osob, ktore mialy szczescie znac Zaruskiego osobiscie, wsrod nich Witolda H. Paryskiego. Poszczegolne etapy zycia bohatera rzutowane sa na szeroko nakreslone tlo epoki – w tym historie taternictwa i turystyki tatrzanskiej. Gorskim konsultantem ksiazki byl Witold H. Paryski, autor pierwszego studium biograficznego o Zaruskim ("Taternik" 1/1948 ss. 16–22), a podczas jej publicznej prezentacji w Warszawie role promotora pelnil prof. Andrzej Paczkowski. Ksiazke, ktora w naszych biblioteczkach zastapi popularna gawede Nadziei Druckiej "Kurs na slonce", mozna nabyc w ksiegarniach gorskich lub wprost u wydawcy – tel./fax (0-22) 10 30 52.
GS/0000 NA KOLANACH DO KORYTA 07/1997
Na notatke pod tym tytulem natknal sie w "Dzienniku Zachodnim" 124/1997 nasz beskidzki korespondent, Zbigniew Kubien z Andrychowa. Oto w skrocie jej tresc:
Radnych i czlonkow wladz Czestochowy idacych na posiedzenie Rady Miasta czekala niespodzianka. Przed drzwiami stal brodaty mezczyzna z plecakiem i wszystkim wreczal prezent w postaci ksiazki. Dopiero spojrzenie na strone tytulowa sprawialo, ze usmiech zadowolenia zastygal na twarzach. Na twardej obwolucie widnial bowiem napis: "Na kolanach do koryta". Rozdajacym prezenty okazal sie znany czestochowski ksiegarz i antykwariusz, Zbigniew Biernacki, ktory w ten sposob chcial zaprotestowac przeciwko postepowaniu urzednikow, od 5 lat nie potrafiacych czy nie chcacych zalatwic sprawy sprzedania mu 20 m2 podworka na rozbudowe antykwariatu. Do ksiazki dolaczony byl list, wyjasniajacy intencje ofiarodawcy. Warto dodac, ze chociaz tytul jest znamienny (zwlaszcza dla notabli z Czestochowy – Red. GS), to sama ksiazka mowi o czyms calkiem innym, mianowicie o gorskich wspinaczkach.
GS/0000 WALDEMAR MICHALSKI 1929–1997 07/1997
O jego ciezkiej chorobie dowiedzialem sie kilka miesiecy temu, w czerwcu zas przyszla wiadomosc, ze zmarl w Jeleniej Gorze po operacji glowy. Mial przezwisko "Szwagier", byl zapalonym wspinaczem, a pogodne i wesole usposobienie zjednywalo mu licznych przyjaciol. Na liscie czlonkow Sudeckiej Sekcji Alpinizmu PTTK figurowal juz w latach 1955–56, do Kola Sudeckiego KW nalezal od samych jego poczatkow. Wspinal sie w Sokolikach i Snieznych Kotlach, oczywiscie takze w Tatrach. W sierpniu 1958 "zabralem" go z soba w Kaukaz – w ramach tzw. III Polskiej Wyprawy. Budzilo to wtedy pewne watpliwosci, szczegolnie wsrod tych, ktorzy musieli zostac w domu. Waldek sprawdzil sie jednak nadspodziewanie: byl dobry zarowno w skale, jak i w lodzie, mimo iz lodowiec i seraki zobaczyl po raz pierwszy. Zaliczylismy wspolnie "nie tkniete polska stopa" szczyty Sulachat Golowa (3439 m), Sofrudzu (3785 m), Maly Dombaj Ulgen (3800 m – 14 VIII 1958) i Belala Kaje (3852 m) – dwa ostatnie tzw. sportowymi drogami, z wariantami IV–V. W r. 1965 Waldek zostal prezesem Kola Sudeckiego KW – po juz zbyt dlugiej mojej kadencji. Na "tronie" klubowym zapisal sie bardzo dobrze: byl aktywny, jak nigdy dotad.
Zegnamy go z prawdziwym zalem. Dolacza do Jurka Stankowskiego z Walbrzycha, Gienka Ruffa, Waldka Siemaszki, slawnego gospodarza "Samotni", Staszka Kiezunia, naczelnika Sudeckiej Grupy GOPR, Koli Golubkowa, Leszka Rozanskiego. Z Zygmuntem Piotrowskim, sasiadem przez tory kolejowe, wspina sie z cala pewnoscia tam wysoko, na snieznobiale, rozblyskujace sloncem szczyty.
Jerzy Kolankowski
GS/0000 Z NASZEJ POCZTY 07/1997
Piotr Lutynski, Vancouver.
W ramach moich podrozy sluzbowych znowu mialem okazje znalezc sie wysoko w Andach. Niestety, pomylily mi sie gory i pierwsza wspinaczke zrobilem na Tres Cruces, sadzac, ze jest to Ojos del Salado. Za drugim razem odnalazlem wlasciwa gore, do wierzcholka zabraklo nam jednak ok. 400 m. Natomiast jedna z ladniejszych eskapad, jakie udalo nam sie zrealizowac, bylo trawersowanie calego pasma Cerro Bravo, posiadajacego 6 szczytow wyzszych niz 5000 m. Pasmo to ma ok. 7 km dlugosci i od 100 do 250 m roznicy wzniesien pomiedzy wierzcholkami. Tego lata jade w obszar kregu polarnego w polnocnej Szwecji – z przerwa w sierpniu na wizyte w Polsce. Potem znow powroce do Ameryki Poludniowej, do Chile lub Boliwii. Reprodukowane zdjecie pokazuje widok z jednego ze szczytow Cerro Bravo – w glebi po lewej sniezny Ojos del Salado, na prawo od niego troiste Tres Cruces. Przy okazji podaje swoj zmieniony adres: Piotr Lutynski, 5285 Sherbrooke Street; Vancouver, B.C. V5W 3143; tel. (604) 322 9786.
GS/0000 A, TO CIEKAWE! 07/1997
GS/0000 W PARU SLOWACH 07/1997