GS/0000 JANUSZ SMIALEK 11/1997
Jak juz podawalismy, podczas samotnego patrolu toprowskiego w dniu 26 wrzesnia 1997 w rejonie Bialczanskiej Przeleczy Wyzniej spadl zlebem ku Zabim Stawom Janusz Smialek, dr nauk technicznych i wykladowca AGH. W kilka godzin pozniej ratownicy znalezli cialo i przerzucili je helikopterem do Zakopanego. Urodzony 11 wrzesnia 1940 r. w Warszawie, mieszkal i pracowal w Krakowie, byl tez dzialaczem tamtejszych klubow. W Tatrach wspinal sie wyczynowo (m.in. Wariant R), szereg wejsc zrobil poza Tatrami (np. na Demawand, 5670 m), jego droga zyciowa byla jednak glownie zwiazana z jaskiniami. Nalezy niewatpliwie do pierwszoplanowych tworcow swiatowej ekspansji polskiej speleologii w minionym 30-leciu, przyczynil sie tez walnie do modernizacji techniki eksplorowania jaskin o rozwinieciu pionowym. Z jego nazwiskiem badz kierownictwem wiaze sie wiele osiagniec eksploracyjnych w jaskiniach Tatr – m.in. takich, jak Sniezna, Nad Kotlinami, Ptasia, Litworowa, Zimna, Nad Dachem, Czarna, Mietusia. To on kierowal wyprawa, ktorej w maju 1968 r. udalo sie polaczyc jasknie Sniezna i Nad Kotlinami w jeden system o glebokosci (wowczas) 772 m. W r. 1966 uczestniczyl w wyprawie do Gouffre Berger, wieloma waznymi zagranicznymi wyprawami sprawnie kierowal. Oto kilka z nich:
Dodac trzeba koniecznie, ze Janusz nie nalezal do kierownikow "sztabowych", lecz wraz z uczestnikami dzialal pod ziemia na pierwszej linii i osobiscie uczestniczyl w sportowych sukcesach. Do KW zostal przyjety w r. 1960, czlonkostwo zwyczajne uzyskal w 1964. Byl przewodnikiem gorskim, od r. 1963 ratownikiem GOPR, a od 1974 starszym ratownikiem. Aktywnie dzialal w Akademickim Klubie Grotolazow i w TPNoZ, duzo pracy wkladal w sprawy Komisji Taternictwa Jaskiniowego ZG KW (pozniej PZA), w latach 1965–68 bedac jej przewodniczacym. Byl trenerem alpinizmu (temat pracy dyplomowej: Nowe metody pokonywania bardzo glebokich jaskin), konsultantem GOPR do spraw taternictwa jaskiniowego, na AWF w Krakowie prowadzil zajecia z alpinizmu jaskiniowego i ratownictwa. W r. 1973 zostal odznaczony Srebrnym Medalem za Wybitne Osiagniecia Sportowe a w 1977 – takze Srebrnym Krzyzem Zaslugi. Swoje wyprawy i przemyslenia relacjonowal w czasopismach speleologicznych (np. w "Gacku") ale takze w "Taterniku". W tym ostatnim zamiescil m.in. nastepujace artykuly:
W r. 1979 wyjechal zarobkowo do Afryki (najpierw do Rabatu), gdzie bawil kilkanascie lat, nie tracac jednak kontaktu z alpinizmem jaskiniowym. Po powrocie do kraju wlaczyl sie ponownie do czynnego zycia gorskiego i sportowego. Zginal w Tatrach pelniac sluzbe ratownicza, jak kiedys Klimek Bachleda, Genek Strzebonski czy ostatnio zaloga toprowskiego "Sokola". W pamieci kolegow pozostanie jako czlowiek o nieprzecietnej osobowosci i wielorakich talentach, w pelni kwalifikujacych go do dowodczych pozycji, jakie w sportach gorskich zajmowal. (J. Nyka – z wykorzystaniem notatek Krystyny Smialkowej r. 1979).
GS/0000 SERIAL "TATRZANSKIE PRZELECZE" 11/1997
Slowacki tatrolog, Ivan Bohus, niestrudzony w powielaniu wlasnych wiele juz razy publikowanych tekstow, na lamach organu TANAP "Tatry" przejal po Andrasim przerwany cykl poswiecony tatrzanskim szczytom i przeleczom. Mamy przed soba trzy pierwsze odcinki jego piora, zamieszczone w numerach 3–5/1997. Piszac o Bystrym Przechodzie (nr 5/1997) Ivan Bohus przypomina jego tzw. pierwsze przejscie, ktorego 5 sierpnia 1879 r., w dzien po otwarciu nowego schroniska nad Popradzkim Stawem, dokonali Imrich Kovi i Marton Roth. Ivan Bohus twierdzi, ze w pionierskiej wyprawie uczestniczyl tez – w roli znawcy okolicy – miejscowy lesnik Peter, nie jest to jednak zgodne z prawda: odszukanie i przejscie przeleczy odbylo sie bez przewodnika, bowiem z powodu obowiazkow sluzbowych Peter rano odwolal swoj udzial w wycieczce. Wynajety w Dolinie Furkotnej liptowski juhasik doprowadzil obu turystow do Wyzniego Stawu Furkotnego, gdzie zawrocil, gdyz jego znajomosc doliny tam sie skonczyla. Szczesliwie doniosl jednak 2 flaszki wina – po jednej w kazdej rece – skaczac z nimi jak koza po blokach i wspinajac sie na skalne progi. Dla odmiany w artykule o Wadze (nr 3/1997), wsrod autorow tzw. pierwszego wejscia (Ede Blasy i stary gazda ze Stwoly) Ivan Bohus nie wymienia trzeciej osoby: znanego tylko z inicjalow nauczyciela G.K., ktory obtarl stopy i czekal na przeleczy na powrot Blasyego z Rysow. Oczywiscie, Blasy nie byl wtedy jeszcze "smokowieckim hotelarzem", a Wage odwiedzano wczesniej, i to czesto. Jak pisze Blasy w wegierskim pismie "Tatra-Videk" 1883, jego przewodnik byl na Wadze przedtem dwa razy, przy czym raz spotkal na niej ludzi z Polski, ktorzy nadeszli niewatpliwie z Doliny Ciezkiej i opowiadali mu o Czarnym Stawie i Rybim Plesie. Nie brak tez bledow w artykule o Koprowej Przeleczy (nr 4/1997). Prof. Maksymilian Nowicki szedl w r. 1867 znad Hinczowych Stawow do Doliny Hlinskiej, a nie odwrotnie, jak czytamy w czasopismie "Tatry". Alfred Martin i Emil Baur byli na Koprowej Przeleczy nie pierwsi, lecz w najlepszym razie drudzy w zimie (18 marca 1906). O pierwszym przejsciu latwej i waznej komunikacyjnie przeleczy trudno mowic w r. 1861, wiadomo przeciez o przejsciach wczesniejszych (np. Steczynskiego ok. 1850), a na mapach z pierwszej cwierci XIX w. jest przez nia oznaczona sciezka! Czy nazwe nadal przeleczy ("calemu wglebieniu grzbietu miedzy Koprowym a Mala Koprowa Turnia") Mor Dechy w r. 1874? Zwrocmy uwage, ze dla tego wlasnie odcinka grani nazwy Koprowe uzywa juz Goran Wahlenberg na swej mapce z r. 1814. W dniu 21 wrzesnia 1868 r. przechodzil przez grzbiet w obie strony lichenolog Hugo Lojka, ktory dopytywal sie o miano przeleczy. Katolicki proboszcz w Batyzowcach powiedzial mu, ze slyszal dla niej nazwe "Hiska czy podobnie" – byc moze Hinska, Henska lub Hlinska (w XIX w. Przelecz Hlinska pojawia sie wymiennie z Przelecza Koprowa, np. w wydaniu 1891 "Eljasza" na s. 426). O nazwie Bystrego Przechodu Ivan Bohus pisze, ze ustalila sie ona po I wojnie swiatowej, a z pochodzenia jest ludowa, nadana przez pasterzy ze Szczyrby. I tu nasuwaja sie watpliwosci. Wedlug naszej wiedzy, wymyslil ja w r. 1902 Stanislaw Eljasz-Radzikowski w miejsce uzywanych dotad przez siebie i ojca nazw w rodzaju "Przelecz Soliska (Lorenz-Joch)" (1891, 1896), "przejscie Lorenca" (1900), "Soliskowa Przelecz" (1900). Okreslenia pospolitego przechod uzyl w stosunku do tego siodla Walery Eljasz w VI wydaniu przewodnika (1900, s. 220) i ta droga zapewne weszlo ono do obecnej nazwy, ktora w naszej literaturze pojawila sie nie po I wojnie, lecz w r. 1903. Slowaccy autorzyi zaadaptowali ja kilkanascie lat pozniej w formie "Bystre sedlo". Mowiac o zimowym wejsciu na Bystry Przechod, Ivan Bohus podaje rok smierci prof. Alfreda Martina: 1964 (co powtarza w odcinku o Przeleczy Koprowej, a takze kilkakrotnie w w innych swych artykulach i ksiazkach). Skad ta data? Gdyby czytal "Taternika", znalazlby w nim w r. 1977, a wiec w 13 lat pozniej, notatke o 95. urodzinach Profesora – ociemnialego juz wowczas, ale cieszacego sie niezgorszym zdrowiem. Zyl on jeszcze jakis czas, choc pelnej setki nie doczekal.
Coz, mylic sie jest rzecza ludzka – wszyscy popelniamy bledy, zwlaszcza, ze tzw. tatrologia jest w swych starszych obszarach "nauka" w czesci widlami na wodzie pisana. Dobrze jednak miec swiadomosc wlasnej omylnosci i ograniczen posiadanej wiedzy, do czego niestety nie wszyscy piszacy potrafia sie przyznac.
Jozef Nyka
GS/0000 W POSZUKIWANIU DOBREGO STYLU 11/1997
Bez mala rok przygotowywal sie zespol niemiecki na spotkanie z pionowym granitem wschodniej Grenlandii. Planujac wyprawe zrezygnowano programowo z depozytow "z powietrza" czy tragarzy. Sprzet techniczny ograniczono do minimum – z uwagi na czystosc stylu i na ladownosc lodzi. Nie bylo wiec w workach platform biwakowych, a z zelaza tylko normalne haki, 2 zestawy friendow i rockow oraz 80 nitow – bez wiertarki! Na osobe wypadalo 80 kg bagazu. 19 sierpnia 1997 Stefan Glowacz, Kurt Albert, Holger Heuber, Hans Martin Gotz, Thomas Ulrich i Jurgen Knappe wyruszyli z Kulusuk na wschodnim wybrzezu Grenlandii. Kajakami morskimi plyneli 100 km az do bocznej odnogi lodowca Karale, dokad dotarli 23 sierpnia. Caly bagaz oraz 3 kajaki wciagneli na wysokosc 800 m przez morene na lodowiec, na ktorym uzywali ich jako sanek. 27 sierpnia staneli u podnozy Tupilaka. Sciana ma przeszlo 1500 m wysokosci i dzieli sie na 800-metrowe urwisko lodowe i tej samej wysokosci zerwe skalna. "29 sierpnia – mowi Glowacz – udalo nam sie przejsc partie lodowe, czesc skalna zajela nam 2 dni i 31 sierpnia 1997 okolo godz. 18 stanelismy na szczycie Tupilaka. Odcinek skalny liczyl 15 wyciagow, a jego trudnosci ocenilismy na VIII, nadajac drodze nazwe »Zorza Polarna«. Nie syci wspinania, dolozylismy jeszcze jedna droge – na bezimiennym szczycie w okolicy, oceniona na VIII+ i nazwana »Epoka Lodowa«. Po 4 tygodniach bylismy z powrotem w Kulusuk." Styl wyprawy i obu niemal czysto klasycznych przejsc w pelni zasluguje na zauwazenie i popularyzacje.
Wladyslaw Janowski
GS/0000 WIESCI Z ZAKOPANEGO 11/1997
GS/0000 Z NASZEJ POCZTY 11/1997
Barbara Momatiuk, Katowice.
W rocznice smierci Jurka Kukuczki, w Katowicach odslonieto tablice przypominajaca naszego najlepszego alpiniste. W starym drewnianym kosciolku na Kubalonce w poblizu Istebnej odprawiona zostala rocznicowa Msza swieta za spokoj jego duszy. Do kosciolka idzie sie od szosy w gore przez las, sciemnialo sie i snieg sypal wielkimi platami. Na dole zostaly samochody, a bylo ich chyba z 20, zjawila sie nawet delegacja Sekcji Beskidzkiej GOPR. Z Austrii przyjechali Wiesiek Lipinski z zona i Edek Westerlund z cala rodzina. Po nabozenstwie Celina zaprosila nas do domu Kukuczkow wysoko w gorach na Wilczy. Serwowano krupnioki z istebnianska zasmazana kapusta a na deser – kolocz z serem i posypka. Slawna beskidzka miodonka uczcilismy 50. urodziny Edka Westerlunda. Naturalnie nie obylo sie bez wspominkowych spiewow "na Jurkowa nute". W dniu 29 pazdziernika o godz. 18.30 odbylo sie w zabytkowym drewnianym kosciolku w Parku Kosciuszki w Katowicach tradycyjne nabozenstwo zalobne "Za tych, co w gorach chodzili i w nich zostali". Mila to przedzaduszkowa uroczystosc, ktora co roku gromadzi kilka generacji taternikow i turystow gorskich – tym razem z przeszlo 80-letnim Zygmuntem Grabowskim w roli nestora.
Andrzej Kus, Rzeszow.
Dzieki zaangazowaniu pani red. Barbary Krolak, tematyka gorska jest na falach Radia Rzeszow stale obecna. Na dzien 8 listopada wspolnie przygotowalismy audycje poswiecona pierwszym wejsciom na Gierlach i Lomnice oraz symbolicznemu cmentarzowi pod Osterwa. 6 grudnia zostanie nadany program o gorach Turcji i sw. Mikolaju, biskupie Miry, a 20 grudnia – audycja o naszej wyprawie w Cilo Dagh i rejon Araratu w r. 1967. Po Nowym Roku nagramy wiekszy program biograficzny o Boleslawie Chwascinskim, alpiniscie, pisarzu gorskim, a takze bohaterskim lotniku z lat II wojny swiatowej (informacji na ten malo znany temat dostarczyl nam kol. Zbigniew Kubien z Andrychowa). W dniach 12–14 grudnia wraz z grupa kolegow z PTTK wybieram sie do Jaroslawia, gdzie w opactwie Benedyktynek odbeda sie XXIV (juz!) Dni Skupienia "Mistyka Gor" – adresowane do taternikow, przewodnikow, przodownikow, goprowcow i wszelkich lazikow gorskich. Jeden z wieczorow – zwykle zywo prowadzony – poswiecony jest wspomnieniom uczestnikow z sezonu turystycznego. Z uwaga sledzimy przygotowania Andrzeja Zawady do nowego zimowego starcia z Nanga Parbat. Oby tym razem sie udalo!
Andrzej Skupinski, Calgary.
W numerze 5/1993 "Glosu Seniora" w rubryce "Slady polskiej stopy" ukazala sie wzmianka o artykule w "Rock & Ice" na temat amerykanskiej wyprawy do Mongolii, w ktorej autor – Ed Webster – wspomina nasza dzialalnosc sprzed 30 lat. Milo mi doniesc, iz udalo mi sie niedawno z pomoca Internetu odszukac autora i otrzymac od niego wyczerpany juz zeszyt "R&I" z tym artykulem. Nawiazalem z nim kontakt i rozmawialem przez telefon. Okazuje sie, ze Amerykanie nie dali rady wejsc na wierzcholek Snieznej Cerkwi. Z powodu trudnosci lodowych a zarazem nierealnosci uzyskania jakiejkolwiek pomocy w razie wypadku, wycofali sie po zrobieniu 2/3 wysokosci sciany. Tak wiec nasze wejscie na ten szczyt pozostaje od r. 1967 nie powtorzone. Najciekawsze jednak jest to, ze na Lodowcu Aleksandry, pod Sniezna Cerkwia, uczestnicy wyprawy napotkali swiezy slad yeti. Ed Webster mowil mi, ze tropy nie mialy nawet 20 godzin. Wedlug zalaczonej fotografii, dokladnie w miejscu, gdzie szlo (szedl?) yeti, 25 lat wczesniej staly nasze namioty. W rozmowie z Edem powiedzialem mu, ze dla Mongolow altajskich yeti nie jest czyms niezwyklym i oni nie traktuja go w kategoriach sensacji. Gatunek ten jest tu zapewne czestszy, niz w Himalajach, a juz na pewno czestszy, niz kugar w Albercie.
     Dziekuje za przyslane mi "Glosy Seniora". W numerze sierpniowym czytam o Andrzeju Niesiolowskim, ktory wloczy sie gdzies po Skandynawii, a juz w nastepnym jest wiadomosc o jego smierci. Co sie stalo? Zawsze wygladal zdrowo i trzymal sie prosto, jak ulan w siodle.
GS/0000 W PARU SLOWACH 11/1997