GS/0000 O KULACH NA ACONCAGUA 02/1998
Cala nasza prasa – z "Gazeta Wyborcza" na czele – podala wiadomosc o wejsciu niepelnosprawnego Polaka na najwyzszy szczyt Ameryki, Aconcague (6959 m). Krzysztof Gardas (29) z Zywca ulegl w r. 1991 wypadkowi motocyklowemu, a w jego wyniku kontuzji kregoslupa, polaczonej z paralizem konczyn. Nie poddal sie jednak. Po dlugiej rehabilitacji odzyskal sprawnosc na tyle, by sprobowac sil w jaskiniach Jury a nastepnie w turystyce gorskiej (przed wypadkiem wspinal sie). Wszedl na Babia Gore, potem takze na Rysy. W dniu 25 lipca 1996 stanal na szczycie Mont Blanc (wczesniejsza proba, w lecie 1995, zalamala sie w Vallocie). 19 stycznia 1998 r. mala wyprawa odleciala do Chile i Argentyny – garsc szczegolow o jej przebiegu przekazal nam kol. Zbigniew Kubien. Po zalatwieniu formalnosci dotarto do bazy na wysokosci 4300 m. Aby wejsc na szczyt Krzysztof potrzebuje pomocnikow. Upadku do przodu nie obawia sie, gdyz opiera sie na kulach, grozny bylby natomiast upadek do tylu. Dlatego kolega, ktory idzie przodem, uwaznie asekuruje go lina. Pozostali czlonkowie zespolu pelnia funkcje tragarzy. Wspinaczka na Aconcague byla meczaca, odbyla sie jednak bez powazniejszych zaklocen. W dniu 30 stycznia o godz. 18.45 na czubku kontynentu amerykanskiego staneli Krzysztof Gardas, Maciej Biela i Andrzej Biegun. Kierownik wyprawy, Mariusz Kubielas, dotarl do wysokosci 6000 m. Krzysztof jest pierwszym niepelnosprawnym Polakiem na Aconcagua i jednym z nielicznych w ogole na tym latwym lecz bez mala 7-tysiecznym szczycie. Nastepnym celem alpinisty bedzie Kilimandzaro (na ktorym – podobnie jak w r. 1988 na Mont Blanc – byl juz wczesniej inny niepelnosprawny Polak, Jan Luber z Gilowic).
Natomiast nie zdolal wejsc na Aconcague zdobywca obu biegunow, Marek Kaminski. Przyczyna byly, jak podano, zle warunki atmosferyczne.
GS/0000 SPOD NANGI BEZ SZCZYTU 02/1998
W styczniowym GS informowalismy o przebiegu wyprawy na Nanga Parbat pod wodza Andrzeja Zawady i pozegnalismy pelna nadziei ekipe w obozie II. Przypomnijmy: baza (3900 m) koniec grudnia 1997; oboz I (4900 m) 9 stycznia; oboz II (6100 m) 26 stycznia. Dalsze tygodnie przyniosly niewielki tylko postep – najwyzszy osiagniety punkt oceniono na troche ponad 6500 m, nekanym przez wichury i sniezyce zespolom nie udalo sie nawet zalozyc obozu III (6700 m). Czlonkowie wyprawy dali z siebie wszystko, ofiarnie pracowal nawet pakistanski oficer lacznikowy, niestety, pogoda byla silniejsza od nich i tak jak oni w ataku, zdeterminowana w obronie gory. 13 lutego, w samej koncowce wyprawy, na schodzacych kuluarem zeszla lawina lodowo-kamienna – moga sie oni cieszyc, ze skonczylo sie na zlamaniu nogi Ryszarda Pawlowskiego, ktorego pozniej ewakuowano helikopterem. 20 lutego, podczas proby likwidacji obozu I, masyw nawiedzilo trzesieni ziemi, powodujac liczne lawiny – nic wiec wyprawie nie zostalo oszczedzone. W dniu 22 lutego z miejsca bazy ruszyla w dol karawana powrotna. 21 i 27 lutego niemal cala ekipa znalazla sie z powrotem w Warszawie. Zimowych prob bylo na Nanga Parbat juz 8, w tym 4 polskie – najblizej sukcesu byla zeszloroczna wyprawa Zawady. Jest ciekawostka, ze zaden z 5 osmiotysiecznikow pakistanskich nie mial dotad wejscia w zimie, choc Macka Berbeke od glownego szczytu Broad Peaku (8051 m) dzielila zaledwie godzina drogi. Z osmiotysiecznikow nepalskich tylko Makalu zachowal zimowe dziewictwo, nie miala tez wejscia zimowego tybetanska Shisha Pangma. Najambitniejszym celem zimowym pozostaje oczywiscie K2.
Nie mozna nie dodac, ze zadna dotad polska wyprawa nie miala tak wspanialej obslugi prasowej, jak ostatnia. Dzieki nowoczesnym srodkom lacznosci, na lamach "Rzeczpospolitej" ukazywaly sie niemal codziennie raporty z bazy i z obozow, ilustrowane swiezutkimi zdjeciami. Alpinisci musza sie i tym razem obyc bez medali, natomiast zloty medal nalezy sie red. Monice Rogozinskiej za jej naprawde swietne i ciekawe nie tylko dla alpinistow korespondencje.
GS/0000 ZACHODNIA DRU PO NOWEMU 02/1998
W GS 9/97 informowalem czytelnikow o wielkim obrywie skalnym w nocy z 17 na 18 wrzesnia, ktory zmienil konfiguracje zachodniej sciany Petit Dru (3733 m). Ratownicy apelowali do alpinistow, by na rok–dwa powstrzymali sie od wspinaczek przez swieza blizne, bylo jednak wiadomo, ze na rozsadek ludzki trudno bedzie liczyc. W lutym 1998 r. sciane upatrzyli sobie Rosjanie Walerij Babanow (33) i Jurij Koczelenko (34), uczestnicy miedzynarodowego obozu zimowego FFME. W dniu 9 lutego przeniesli swoj 80-kilogramowy bagaz do wejscia w droge. Nazajutrz rozpoczeli wspinaczke przez szare plyty u poczatku obrywu, trzymajac sie linii ex-directissime americaine. Noce spedzali na przenosnych "portaledge". W dniach 11–13 lutego forsowali ciagi rys i zaciec, wznoszac sie po ok. 100 m dziennie. Trudnosci byly ciagle i nieustannie skrajnie wysokie. 14 lutego weszli w hazardowy odcinek przewieszek i wiszacych blokow. Wieczorem zabiwakowali ponizej dachu gornej krawedzi obrywu, by nastepnego dnia wydostac sie na Filar Bonattiego i wieczorem osiagnac szczyt. Szczescie sprzyjalo im przez caly czas, opuscilo ich jednak podczas zejscia. Ponizej siodelka Flammes de Pierre Jurij spadl 30 m i doznal urazu kregoslupa. Peleton ratowniczy musial wejsc do akcji. Droge nazwali "Lena" na pamiatke dziennikarki moskiewskiej, Leny Boldyriewej (29), ktora latem 1997 r. zginela w lawinie kamiennej na Filarze Bonattiego. "Tej drogi nie radzilbym nikomu powtarzac" – mowi Babanow, brzmi to jednak niestety jak zacheta.
Tadeusz Wowkonowicz (Chamonix)
GS/0000 SERDECZNE GRATULACJE 02/1998
Gdyby nie tragiczne wypadki, 50 lat skonczylby w tym roku Jerzy Kukuczka (zob. GS 1/1990) a 60. urodziny swiecilaby Halina Kruger-Syrokomska. Piecdziesiat lat koncza Krysia Palmowska i Anka Okopinska a takze dyrektor TPN, Wojciech Gasienica-Byrcyn. 60. urodziny obchodzic beda Danka Topczewska-Baranowska "Toczka", kierownik schronisk Jozef Krzeptowski oraz profesorowie Andrzej Paczkowski i Jacek Kolbuszewski. Do kategorii 70-latkow wchodza w tym roku m.in. Kazimierz W. Olech, Stefan Kozlowski, Zdzislaw Jakubowski ("Szlachetny"), Henryk Cioncka, Zbigniew Skoczylas, Andrzej Strumillo i – nie do wiary! – Andrzej Zawada. 75 lat konczy Andrzej Ziemilski, 80 lat – Wanda Henisz-Kaminska, 85 lat Henryk Nadziakiewicz a 90 lat – Hanna Chwascinska i Zdzislaw Przybylkiewicz. Dla wszystkich Drogich Jubilatow gustowna rymowanka z "Kolumny towarzyskiej" "Tygodnika Podhalanskiego": Najserdeczniejsze przyjmijcie zyczenia zamiarow i marzen spelnienia. W dzialaniu i w pracy sukcesu. Niech szczescie pilnuje Waszego adresu. Jak wierny cien niech trwa obok stale, niech sprzyja Wam wytrwale.
GS/0000 PROSIMY O POMOC 02/1998
W przyszlym roku klub nasz obchodzic bedzie 50-lecie istnienia. Powstal zespol ludzi, ktorzy o tym mysla i pracuja nad przygotowaniem jakiejs wydawniczej pamiatki, problem w tym, ze zachowalo sie malo dokumentacji z lat najwczesniejszych. Bylo jej nawet sporo, zlosliwy los zrzadzil jednak, ze nieopatrznie zostala zniszczona podczas remontu lokalu, w ktorym – nie majac jeszcze wlasnego locum – wynajmowalismy kacik, by spotykac sie w nim raz w tygodniu. Moze ktos z dawnych Kolegow, rozsianych po calym swiecie, ma jakies wspomnienia, papiery lub zdjecia dotyczace poczatkow srodowiska slaskiego – zmian organizacyjnych, wydarzen, ludzi z tamtego czasu? Z radoscia przyjmiemy kazdy drobiazg, w razie potrzeby zwrocimy po skopiowaniu. Korespondencje w tej sprawie prosimy kierowac na rece Tadeusza Marka, ul. Plebiscytowa 40 m 17; 40-041 Katowice lub tez do mnie, ul. Kostki Napierskiego 90/2; 40-644 Katowice.
Barbara Momatiuk, KW Katowice
GS/0000 ZMARLI 02/1998
GS/0000 MOJ ROK 1997 02/1998
Jan Serafin ("Korbiasty"), Warszawa.
W okresie od 6 pazdziernika do 17 listopada 1997 roku przebywalem w Nepalu. Poczatkowo miala to byc grupa 4-osobowa, jednak przeszkody finansowe sprawily, ze zostalismy we dwojke z Teresa Buchholtz z KW Warszawa. W 3 tygodnie przeszlismy trase Jiri – Lukla – Dingboche – Chhukung, skad do Gorak Shep i na Kala Patar. Odcinek Toughla (Doughla) – Lobuche – Kala Patar pokonalismy w 1 dzien z noclegiem w Gorak Shep. Wariant godny polecenia, gdyz lapie sie tym sposobem zachod slonca i wspaniala gre barw na scianach Nuptse. Himalaje pozostaja przepiekne, takie jak je pamietam z wiosennej wyprawy na filar Everestu w marcu 1980 roku. Odcinek do Lukli jest spokojny, natomiast trasa Lukla – Namche Bazar przypomina Krupowki w srodku lata. Na szczescie ten tlum turystow przybylych do Lukli mostem helikopterowym (z rosyjskimi pilotami!) wyczerpuje swoj zapal w Namche lub najdalej w Thyangboche. My rowniez skusilismy sie na powrot z Lukli helikopterem i w ten sposob zyskalismy czas na dwudniowy rafting rwacymi wodami Trisuli River i na safari na sloniach w Chitwan National Park. Ale wszystko ma swoj koniec i trzeba bylo wrocic do szarego (a raczej "czerwonego") zycia chirurga.
Krystyna Konopka (San Bruno, Kalifornia).
W pazdzierniku 1997 r. wybralam sie na trekking do Nepalu. Grupa liczyla 8 osob. Z Polski przylecieli weterani Jano Kurczab, Rysiek Urbanik i Wiesiek Krajewski, z Anglii Jacek Gierlinski z synem Filipem (21), ze Szwecji Gosia Rutkowska, z Kanady Andrzej Slawinski ("Negro"). Na kilka dni dolaczyla do nas Krysia Goraj z Krakowa, ktora wlasnie przebywala w Indiach. Trek uwazam za bardzo udany, mimo ze nie dopisala pogoda i nie bylo pomonsunowej "blachy". Bawilismy w dolinie Langtang. Wedrowke rozpoczelismy w Sundarijal. Szlismy 9 dni do Kyanjin Gompa (3750 m) przez Pati Bhanjyang, Kutumsang, Thare Pati, przelecz Surjakund (Laurebina, 4600 m), jeziora Gosainkund, Syabru, Lama Hotel i Langtang. W Kyanjin Gompa spedzilismy 7 dni. Niestety, z powodu kiepskiej pogody nie udalo nam sie pochodzic, choc mielismy "raki-haki-tobogany", przyniesione do gory przez 5 porterow. Wiekszosc grupy weszla na Tsergo Ri (4984 m) a obaj Gierlinscy na Yala Peak (5500 m). Powrot zajal nam 3 dni – dwudniowy trekking do Syabrubensi plus 12-godzinna jazda autobusem do Katmandu. Poprzednio bylam w Nepalu w r. 1977, a wiec 20 lat temu, na turystycznej wycieczce w okresie monsunu. Gory udalo mi sie wowczas zobaczc tylko raz – o 6 rano w Pokharze. Jestem ponownie zafascynowana Nepalem – gorami, przyroda, ludzmi, a takze trekkingiem jako takim. Mam nadzieje, ze uda mi sie w niedalekiej przyszlosci wyruszyc po nastepna himalajska przygode.
GS/0000 W PARU SLOWACH 02/1998