GS/0000 ANDRZEJ ZAWADA 8/2000
Wspomina Andrzej Ziemilski: "Piecdziesiat lat temu w Tatrach zalamala sie pogoda. Na gory rozgrzane wieloma dniami slonca zwalily sie burze gradowe i wiatry. Wieczorem nad Czarnym Stawem przez szum setek wodospadow przebily sie ludzkie glosy. Wiedzielismy, ze ktos wysoko gdzies w scianie Granatow wzywal niedawno pomocy. Stalismy w ciemnosci, nasluchujac. Ale glosy i kroki szybko zblizyly sie. Dwaj mlodzi ludzie wynurzyli sie z mroku: szli sciezka zwiazani lina. Na nasz widok rozesmiali sie. Na mokro wezly zacisnely sie tak mocno... Szkoda liny. Rzeczywiscie, szkoda bylo ciac line. Nawet o te zwykla, sizalowa, bylo nielatwo. (...) Jeden z chlopcow po kilku latach wyrosl na pioniera polskich badan nad elektroakustyka. Drugi trafil do mojej grupy na taternickim kursie dla poczatkujacych. Nazywal sie Andrzej Zawada. Nie ma juz ich obu. Jurek Wehr w Himalajach, Andrzej tu i teraz." ("Rzeczpospolita" 23 VIII)
Urodzil sie 16 lipca 1928 r. w Olsztynie, gdzie jego ojciec – dr praw i dyplomata – byl konsulem polskim. Mial dwa imiona: Maria Andrzej, pierwszego jednak nie uzywal. Przez okres wojny i jakis czas po wojnie mieszkal wraz z matka i siostra we wlasnym domu w Rabce, skad rodzina przeniosla sie w okolice Jeleniej Gory. Jego ciekawe koligacje rodzinne i lata mlodosci omowila Monika Rogozinska w "Rzeczpospolitej" z 22 sierpnia. Studiowal fizyke i geofizyke we Wroclawiu i w Warszawie. Zdobywszy zawod sejsmologa, przez okolo 40 lat (1955–93) pracowal w Instytucie Geofizyki PAN, przyczyniajac sie do powstania sieci polskich stacji sejsmologicznych. Wspinal sie od r. 1950. "Przeszedlem wszystko tak, jak Ban Bog przykazal – mowil w 10-stronicowym wywiadzie udzielonym "Gorom" (XII/1997) – kurs dla poczatkujacych, dla zaawansowanych, szkolenie zimowe, obozy na Slowacji, w Alpach..." Wywiad ten bardzo sobie cenil i czesto sie nan powolywal. Pierwszym kursem na Hali latem 1951 kierowal Stanislaw Gronski, a do instruktorow Andrzeja na roznych kursach nalezeli m.in. Wawa Zulawski, Jan Dlugosz, Andrzej Ziemilski, Jerzy Wala, Karol Jakubowski. Urokow zimy zakosztowal w sezonie 1952–53, ale w skladzie obozu zimowego w kwietniu 1954 r. nalezal jeszcze (wespol z Andrzejem Bonarskim, Wladyslawem Malinowskim, Andrzejem Skupinskim i innymi) do grupy "poczatkujacych". Obdarzony sila, sprawnoscia i odwaga, wybijal sie szybko. W r.1953 w Kole Warszawskim poznal swa przyszla malzonke i przyszla aktorke, Anne Milewska. Leszek Lacki wspomina spotkania owczesnej stolecznej paczki pod wieza spadochronowa na praskim brzegu Wisly – jako skoczek spadochronowy Andrzej czul sie tam gospodarzem.
Wsrod jego licznych osiagniec tatrzanskich sa I polskie (II w ogole) przejscie zimowe lewego filara pn.-wsch. sciany Rumanowego Szczytu (25–26 IV 1956), pierwsze wejscia zimowe prawym filarem wsch. sciany Kaczej Turni (17 IV 1963), wsch. sciana Ganku (6–7 IV 1963), prawym filarem pn.-wsch. sciany Rumanowego Szczytu (11–12 III 1964). W r. 1959 kierowal 19-dniowym pierwszym przejsciem zimowym 75-kilometrowej grani Tatr od Przeleczy Zdziarskiej do Hucianskiej – bez korzystania ze schronisk i grup wspierajacych (27 III – 14 IV 1959). Ten historyczny wyczyn zostal zrealizowany wbrew zakazowi ZG KW, co narazilo uczestnikow na klopoty klubowe i sprawilo, ze sukces nie mial zadnej oprawy prasowej. W ramach Polskich Wypraw Geofizycznych wspinal sie w Wietnamie (14 sierpnia 1957 wejscie na najwyzszy szczyt Indochin, Phan Si Pang, 3143 m) i na Spitsbergenie (m.in. II wejscie na Hornsundtind 1431 m, 7–8 lipca 1958). Jego sukcesy alpejskie obejmuja wyczyny tak glosne, jak II przejscie mitycznego Grand Pilier d'Angle Mont Blanc (10–14 VIII 1965) czy zimowe przejscie polnocnej sciany Aiguille Blanche de Peuterey (10 III 1668). Z czasem zaslynal jako utalentowany kierownik obozow i wypraw. W r. 1969 byl organizatorem I Polskiej Wyprawy w Karakorum, w ktorej nie wzial jednak udzialu. W 1970 kierowal polska grupa polsko-radzieckiej wyprawy w Pamiro-Alaj i Pamir, wszedl przy tym na swoj pierwszy 7-tysiecznik, Pik Lenina (7134 m). Do uczestniczek tego wejscia nalezala startujaca do wysokosciowej kariery Wanda Rutkiewicz. W dniu 26 sierpnia 1971 bedac kierownikiem (i organizatorem) II Polskiej Wyprawy w Karakorum dokonal wraz z trzema kolegami pierwszego wejscia na wspanialy Kunyang Chhish (7852 m), 25. na liscie najwyzszych szczytow Ziemi, przy tym jeden z najtrudniejszych. "Pod jego masywem moglyby sie ukryc cale Tatry" – mawial. Wejscie to – powtorzone dopiero po 17 latach, i to latwiejsza droga – nalezy niewatpliwie do najchlubniejszych sukcesow alpinizmu polskiego. W r.1973 powierzono mu funkcje lidera I zimowej wyprawy w Hindukusz, w ktorej trakcie jako pierwszy czlowiek przekroczyl zima wysokosc 7000 m, zdobywajac na godzine przed Piotrowskim najwyzszy szczyt Afganistanu (Noszak, 7492 m). Zaden alpinista nie znalazl sie dotad tak wysoko zima. W l. 1973–76 ukonczyl Studium Trenerow Alpinizmu AWF w Krakowie. Tematem jego solidnie przygotowanej pracy dyplomowej byla topografia i historia zdobywania grani glownej Tatr; wielka szkoda, ze wszystkie egzemplarze tego cennego studium – podobno wlacznie z tym na uczelni – zaginely.
Po doswiadczeniach z Noszaka, Andrzej stal sie inicjatorem i swiatowym oredownikiem himalaizmu zimowego. W r.1974 kierowal jesienno-zimowa wyprawa na Lhotse (8501 m) i wraz z Zygmuntem Heinrichem jako pierwszy czlowiek przekroczyl zima magiczna granice 8000 m, spedzajac na tej wysokosci noc wigilijna i 25 grudnia osiagajac punkt 8250 m (do czubka zabraklo 250 m). Latem 1977 kierowal polsko-brytyjska wyprawa w Hindukusz i uczestniczyl w I przejsciu slynnej 1600-metrowej polnocnej sciany Kohe Mandaras (6628 m, 10–14 sierpnia). Big wall climbing w Azji dopiero sie wtedy zaczynal. Na przelomie lat 1979–80 byl pomyslodawca i kierownikiem zimowej wyprawy na Mount Everest (8848 m), zakonczonej sensacyjnym I wejsciem zimowym na najwyzsza gore swiata (Leszek Cichy i Krzysztof Wielicki 17 II 1980), a potem – w turze wiosennej – poprowadzeniem nowej drogi prawa strona sciany poludniowo-zachodniej (szczyt 19 V 1980 Andrzej Czok i Jerzy Kukuczka). Mount Everest stal sie tym samym pierwszym 8-tysiecznikiem zdobytym zima, a wejscie to jest prawdziwym kamieniem milowym w historii himalaizmu. W zwiazku z projekcja filmu z wyprawy w programie "Les Carnets d'Adventure" pisala prasa francuska: Ten niezwykly film zostal nakrecony 17 lutego 1980 roku podczas zimowej premiery na Everescie, ktora stanowi najwybitniejsze wejscie ostatnich 15 lat. Ta polska wyprawa, kierowana przez Andrzeja Zawade, zajela miejsce wsrod najwazniejszych dat w historii himalaizmu – obok zwyciestw Lachenala i Herzoga na Annapurnie oraz Hillary'ego i Tenzinga na Mount Everescie. Sam Andrzej dotarl wowczas do Przeleczy Poludniowej. Dzieki jego upartym staraniom, wladze Nepalu uznaly zime za trzeci sezon wyprawowy i zaczely wydawac na nia pozwolenia. W sezonie 1984–85 kierowal wyprawa polsko-kanadyjska, ktora dokonala I wejscia zimowego na Cho Oyu (8201 m, szczyt 12 i 15 II 1985 Maciej Berbeka i Maciej Pawlikowski, Jerzy Kukuczka i Zygmunt Heinrich) – trudnym i do dzis nie powtorzonym filarem poludniowo-wschodnim. Ryzykowny pomysl tego filara – decyzja byla szybka! – nasunal wycinek ze slowenskiej gazety "Delo", relacjonujacej probe wyprawy Matjaza Pecovnika (do 7700 m, 27 X 1984), doreczony mu przez nizej podpisanego w dniu wyjazdu w Himalaje. I znow Andrzej osobiscie wlaczal sie w prace przy wytyczaniu drogi, wnoszac znaczacy wklad w techniczne przygotowanie wejscia. Zima 1987–88 kierowal wielka miedzynarodowa ekspedycja, ktora podjela probe zdobycia zima drugiego szczytu Ziemi, K2 (8611 m), zrealizowala jednak tylko wejscie na przedwierzcholek 8035 m Broad Peaku (Maciej Berbeka 6 III). Wyprawe te poprzedzil w r.1983 wraz z Jacquesem Olekiem z Kanady rekonesansem zimowym w glab nie odwiedzanej dotad zima Doliny Baltoro. Na przelomie lat 1988 i 89 byl doradca sportowym belgijsko-polskiej wyprawy na Everest. Dokonala ona I wejscia zimowego na czwarty szczyt Ziemi, Lhotse (8511 m, Krzysztof Wielicki 31 XII 1988), a Herman Detienne w swej flamandzkiej ksiazce "Everest" wspomina Andrzeja w samych superlatywach. Podczas sezonow 1996–97 i 1997–98 kierowal smialymi probami wejscia na dotad nie zdobyta w zimie Nanga Parbat (8125 m), przy czym sam – juz prawie 70-latek – bral na plecy wory ze sprzetem i wspinal sie wysoko w gore, by poderwac do walki kolegow. Atak szczytowy pierwszej wyprawy zalamal sie zaledwie 250 m od wierzcholka. Na sezon 2000–2001 planowal trzecia wyprawe na ten slynny szczyt. "Musimy wykorzystac nasza znajomosc sciany Diamir – mowil Gazecie Poznanskiej 17 grudnia 1999. – Znamy tam kazdy zleb, kazdy kamien." Kolejnym celem mial byc K2 od rokujacej wieksze szanse strony Sinkiangu. Na luty 2000 przygotowal rekonesans pod te sciane. Niestety... Zamiast niego pojechali Jacques Olek i Darek Zaluski, ktorzy relacje zdali mu juz zlozonemu choroba.
Przez wszystkie lata prowadzil dzialalnosc w pracach organizacji gorskich, uczestniczyl w zebraniach i wchodzil do roznych wladz. W odrodzonym w r.1956 Klubie Wysokogorskim przez pierwsza kadencje pelnil funkcje sekretarza ZG, przez kilka lat byl prezesem Kola Warszawskiego, dzialal tez w zarzadach SKT. Jako czlowieka z wielkim doswiadczeniem i rozwaga powolywano go w sklad roznych cial kolegialnych, komisji, sadow kolezenskich etc. Cechowala go niezwykla latwosc nawiazywania kontaktow i zdolnosc przekonywania innych do swoich pomyslow. Z czasem drzwi ministrow zaczela otwierac otaczajaca go legenda. Ale z wladzami PRL miewal tez na pienku. W latach gimnazjalnych w Rabce za powiazania z grupa "Ognia" wraz z kolegami spedzil pare tygodni w wiezieniu UB w Nowym Targu. W dniu 10 lutego 1954 znalazl sie w skladzie zespolu, ktory na Zabim Niznim naruszyl owczesne absurdalne przepisy graniczne i byl celem operetkowej akcji WOP, wiele razy opisywanej. Incydent ten spowodowal ostre wystapienia wladz klubowych, m.in. "Uchwale" i "Tezy" Komisji Taternictwa ZG PTTK, w ktorych potepiano podobne "wykroczenia", jako godzace w dobre imie "socjalistycznego taternictwa polskiego". W r.1968 za przewoz z Francji wraz z Maciejem Kozlowskim publikacji "Kultury" ponownie wpadl w rece ludzi z MSW i jako swiadek zostal wlaczony w tzw. proces taternikow. W trakcie calonocnej rewizji w starym mieszkaniu ekipa sledcza zajela kilka workow ksiazek i dokumentow – takze gorskich – ktore nigdy nie wrocily do wlasciciela. Kiedy w r.1969 zorganizowal wyprawe na Malubiting, nie pojechal w Karakorum, gdyz wladze odmowily mu wydania paszportu. W r. 1980 depesza do Papieza o zimowym wejsciu na Everest spowodowala m.in. cofniecie juz zapowiedzianego spotkania zwycieskiej ekipy z Edwardem Gierkiem.
"Andrzej Zawada to byl najlepszy kierownik wypraw polskich i prawdopodobnie juz nigdy takiego nie bedziemy mieli – mowi Andrzej Wilczkowski w »Gazecie Wyborczej« z 26–27 sierpnia.– Byl niesamowcie twardy i mial charyzme. Dlatego byl przywodca, ktorego wszyscy sluchali." Mimo iz sam nie stanal na zadnym 8-tysieczniku, przejdzie do historii jako swiatowej klasy alpinista. Zauwazmy na marginesie, ze wejsc osmiotysiecznych nie mieli tez tacy giganci wysokogorskiej sceny, jak Rebuffat, Whillans czy Bonatti. Wielki Bonington zaliczyl tylko jeden 8-tysiecznik, Everest, i to w sposob bardzo konwencjonalny. Andrzej nalezal do swiatowych ekspertow alpinizmu i himalaizmu, a jesli chodzi o zime – byl specjalista numer jeden. Relacje ze swoich wypraw zamieszczal w "Taterniku", chetnie wypowiadal sie na lamach renomowanych czasopism zagranicznych, takich m.in. jak "Der Bergkamerad", "AlpiRando", "Vertical", "Alpine Journal". W "Verticalu" wytykal Francuzom niewiedze na temat osiagniec gorskich innych nacji. Byl nieporownanym gawedziarzem, a jego pogadanki fascynowaly setki sluchaczy. Prowadzil cenna dla propagandy naszych osiagniec dzialalnosc publicystyczna w postaci wywiadow radiowych i telewizyjnych, artykulow w pismach ogolnych. Byl wspoltworca ksiazki "Ostatni atak na Kunyang Chhish" (1973), ktorej niemiecka wersja "Gipfelsturm im Karakorum" (1977) byla ilustrowana bogaciej od polskiej. Wspolpracowal z wydawca 5-tomowej serii "W skalach i lodach swiata" (1959–1974) i dziela zbiorowego "W gorach wysokich" (1985), sasiadem z Saskiej Kepy, drem Saysse-Tobiczykiem. O artykuly prosili go zagraniczni autorzy dziel tekstowo-albumowych, takich jak np. Petera Gillmana "Everest. The Best Writing and Pictures" (1993) czy tez wydawcy polskich przekladow podobnych ksiazek (np. "Everestu" Roberta Mantovaniego 1999). Zapalony fotograf, zgromadzil tysiace znakomitych przezroczy z roznych gor swiata, dbal tez o filmowa dokumentacje wypraw, zapraszajac do udzialu w nich ekipy filmowe, dzieki czemu powstalo kilka waznych i nagradzanych na festiwalach dokumentow, realizowanych m.in. przez Andrzeja Galinskiego (Kunyang), Jerzego Surdela (Lhotse zima), Stanislawa Jaworskiego (Everest) i innych. Duzy film biograficzny o Andrzeju Zawadzie nakrecila juz w trakcie jego choroby Anna Pietraszek, jako swa druga opowiesc filmowa o tym bohaterze. Bedzie mial tytul "Andrzej Zawada – ostatnia rozmowa".
Byl czlonkiem honorowym szeregu organizacji gorskich – polskich (m.in. PZA 1986) i zagranicznych, w tym najstarszego klubu alpinistycznego swiata, brytyjskiego Alpine Club (od 1987) i elitarnego zrzeszenia miedzynarodowego, Groupe de Haute Montagne (1998). W lutym 1996 otrzymal czlonkostwo ekskluzywnego Explorers Club (New York, 1996). Za dzialalnosc gorska byl czterokrotnie odznaczany Zlotym Medalem za Wybitne Osiagniecia Sportowe, w roku 1980 Krzyzem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski oraz odznaczeniami zagranicznymi, m.in. jednym z najwyzszych orderow pakistanskich, Tamgha-i-Imtiaz. W styczniu 1972 r. odebral honorowy Puchar Ministra Spraw Zagranicznych "za osiagniecia sportowe, ktore rozslawily imie Polski poza jej granicami". Nazwa tej prestizowej nagrody zawierala to, co bylo glowna dewiza sportowej dzialalnosci Andrzeja: zatykac bialo-czerwona na niezdobytych szczytach i rozslawiac nasz kraj w swiecie.
Obdarzony meska uroda i osobistym urokiem, mial bardzo wielu sympatykow i przyjaciol, byl dusza towarzyskich spotkan i wodzirejem imprez, potrafil mowic na wszystkie tematy, byl bowiem wielkim erudyta – od fizyki kwantowej poczynajac a na archeologii konczac. Oprocz wielu talentow hojny Bog dal mu takze sile fizyczna i mocne zdrowie, ktore pozwalalo mu na masochistyczne wyprawy zimowe i eskapady wytrzymalosciowe, jak owe 19 mroznych dni na Wielkiej Grani Tatr. Lubil szybkie samochody, uprawial szybownictwo i skoki spadochronowe a takze sporty wodne (na Zalewie Zegrzynskim mial wlasna lodz motorowa). Totez wiadomosc z konca stycznia tego roku o groznej chorobie, ujawnionej nagle w przeddzien wyjazdu na rekones pod K2, byla prawdziwym wstrzasem dla nas wszystkich. Po skomplikowanej operacji stanal na nogi – bardziej jednak sila nieprzepartej woli zycia, niz dzieki opanowaniu choroby. Odbyl kilka podrozy, napisal kilka cennych artykulow, udzielil serii wywiadow, wyglosil pare po dawnemu blyskotliwych prelekcji. Zmylil nas tym na czas jakis, a po trosze i siebie. Snul plany na jesien i rok przyszly, choc chwilami jego mysli wpadaly w czarna dziure. "Przynajmniej nie pomrzemy mlodo", mowil do piszacego te slowa, majac na mysli wspolnych towarzyszy gorskich, Heinricha, Chrobaka, Czoka, Kukuczke, Wande Rutkiewicz i wielu innych. Los byl jednak nieublagany. Leczenie nie dalo spodziewanych efektow, pare tygodni temu nastapil nagly spadek sil i 21 sierpnia w szpitalu na Banacha Andrzej zamknal oczy na zawsze.
Wspominajac dynamizm zyciowy Andrzeja Hanna Wiktorowska mowila, ze "wypelnial soba 6 pokoi". Dodac trzeba, ze wypelnial tez znaczny obszar sfery dzialania alpinizmu polskiego, byl nadto istotna czescia kazdego z nas, jego kolegow i przyjaciol: doradca, powiernikiem, oparciem psychicznym, zrodlem energii, wzorem modelu zycia. Dlatego z jego odejsciem tyle spraw sie nagle zawala: towarzyskich, klubowych, wydawniczych, a takze naszych osobistych. Zegnajac z bolem naszego Przyjaciela, kierujemy z tego miejsca serdeczne mysli i uczucia do Anny, zyczac jej, by los odwrocil zla karte i pozwolil jej otrzasnac sie z przezyc tych kilku ostatnich miesiecy. Wspominamy tez z wdziecznoscia lekarzy – prof. Marka Krawczyka, dr Danute Suchowere, milosnika Tatr – dra Slawomira Falkowskiego, ktorzy zrobili wszystko, co bylo w ich mocy, by ocalic mu zycie, a potem by mu ulzyc w koncowych cierpieniach. Zyl duzo dluzej od swoich zmarlych w gorach rowiesnikow, mial zycie piekne i bujne, wypelnione wieloraka trescia, i choc zabraklo mu roku-dwoch na jego podsumowanie – odchodzi ale nie znika anii z kart historii alpinizmu, ani tez z naszych serc. I wish him to sleep in pace – napisal w depeszy kondolencyjnej jego japonski przyjaciel, prezes sekcji Kyoto JAC, prof. Toshiaki Sakai. Tak, Andrzej wykonal ogromna prace i zasluzyl na spokojny odpoczynek.
Jozef Nyka