Wszystkim naszym milym Czytelnikom zyczymy z serca pogodnych i radosnych swiat Bozego Narodzenia, a w pare dni pozniej, wsrod huku petard i z kielichem szampana w dloni, wejscia smialym krokiem w swiatlo Nowego Wieku i Nowego Tysiaclecia, ktore -- jak obiecuja starzy gorale -- ma byc pomyslniejsze i madrzejsze od tego zostajacego poza nami, choc przeciez i ono dalo nam wszystkim wiele dobrych przezyc. Zdrowia, optymizmu i checi do wedrowania -- ruch to zycie!

 
CHO OYU I SHISHA PANGMA 12/2000
"Dwa w jednym", czyli Joint Cho Oyu and Shisha Pangma Expedition 2000... Do bazy wysunietej (5800 m) pod Cho Oyu (8201 m) dotarlam juz 1 wrzesnia -- zbyt wczesnie, gdyz monsun byl ciagle jeszcze wyraznie odczuwalny. Powoli sciagaly tez inne wyprawy, ktorych w sumie zebralo sie tu w tym sezonie co najmniej 15, w tym dwie duze komercyjne i dwie konkurujace z soba koreanskie; Amerykanie zamierzali zjechac ze szczytu na nartach. Codzienne opady sniegu powiekszaly zagrozenie lawinowe i zmuszaly do ciezkiego torowania. Razem z moim Szerpa z Everestu, Pasangiem, zalozylam trzy obozy na drodze normalnej, na wysokosci 6400, 7000 i 7500 m. W nocy z 19 na 20 wrzesnia razem z zespolem poludniowokoreanskim wyruszylam z obozu III (7500 m) w kierunku szczytu. Po osiagnieciu przez nas plateau szczytowego (Summit Plateau) Koreanczycy zawrocili z wysokosci 8070 m (pomiar GPS). Zla pogoda i gleboki snieg na plateau zmusily i mnie do rezygnacji z osiagniecia szczytu. Silne wiatry w nastepnych dniach uniemozliwily powtorzenie ataku.
30 wrzesnia z zalem opuscilam Cho Oyu, by z pomoca jeepa oraz jakow przeniesc sie do bazy wysunietej (5500 m) u polnocnych podnozy Shisha Pangmy, gdzie dotarlam 2 pazdziernika wieczorem. Szczyt atakowalo w tym sezonie kilka wypraw, m.in. hiszpanska, koreanska, znalazl sie nawet zespol grecki. Warunki bylo bardzo dobre, podobnie jak na Cho Oyu -- duzo sniegu. Nastepnego dnia zalozylismy we dwoje z Pasangiem oboz I (ok. 6200 m), po czym wrocilismy do bazy. W dniu 4 pazdziernika, po noclegu w "jedynce", rozpoczelismy "atak z marszu". Nastepnego dnia (5 pazdziernika) zalozylismy oboz II (6800 m) i noca -- wykorzystujac nasza aklimatyzacje z Cho Oyu, swietne warunki i brak wiatru -- wyruszylismy w strone szczytu, rezygnujac z zakladania obozu III. Podchodzilismy droga normalna, polnocno-wschodnia grania wierzcholka srodkowego (8008 m). Na grani glownej snieg byl gleboki i bardzo nam pomagaly slady poprzednikow, zanikajace jednak na dluzszych odcinkach. W pewnym miejscu widac bylo slad wyprowadzajacy ze sciany poludniowej. Poruszalismy sie niezwiazani, gdyz Pasang nie bardzo radzil sobie z operowaniem lina. Ostatni etap wiodacy do glownego wierzcholka jest niebezpieczny -- zdarzylo mi sie zapasc gleboko w pekniecie w nawisie, na szczescie zdolalam sie utrzymac na grani. Szczyt Shisha Pangmy (8027 m -- kota podawana jest w kilku wersjach) osiagnelismy w dniu 6 pazdziernika 2000 okolo godz. 10.30. Pogoda ciagle byla dobra i widoki rozlegle. W snieg wierzcholka wmarzniete byly tybetanskie choragiewki modlitewne, takie jakie widzialam na szczycie Everestu. Tego samego dnia zeszlismy do "dwojki", zas nastepnego dnia bylismy z powrotem w bazie -- zupelnie opustoszalej, gdyz ostatnie wyprawy zwinely sie i odeszly w dol w czasie, kiedy my przebywalismy na gorze.
Anna Czerwinska
Autorka sprawozdania (zdjecie) jest druga Polka, ktora osiagnela glowny wierzcholek Shisha Pangma -- po Wandzie Rutkiewicz w r. 1987. Ewa Panejko-Pankiewiczowa w dniu 2 maja 1994 dotarla do nizszego szczytu srodkowego. Cho Oyu jest osmiotysiecznikiem najczesciej odwiedzanym przez kobiety, bylo ich na nim przeszlo 70. Shisha Pangma tez cieszy sie duza damska frekwencja, jednakze 3/4 zdobywczyn kontentuje sie nizszym o 20 m wierzcholkiem centralnym, do glownego do tej pory dotarlo tylko ok. 10 pan, przy czym nie wszystkie z nich mogly przedstawic dokumentacje fotograficzna. Pierwsza kobieta na glownym szczycie byla Japonka Junko Tabei wiosna 1981 roku, na wierzcholek centralny jako pierwsze panie dotarly -- w drodze na szczyt glowny -- Wanda Rutkiewicz i Elsa Avila w r. 1987, a nie Azumi Shirasawa w r. 1990, jak sie podaje w monografiach. Wiosna przyszlego roku Anna Czerwinska chcialaby wejsc na Lhotse, jesienia zas wyrownac porachunki z Cho Oyu. (Red.)
PRZEZ GORY DO RZYMU 12/2000
W ramach obchodow Roku Jubileuszowego, w dniach od 21 czerwca do 13 sierpnia 2000 r. odbyla sie piesza gorska pielgrzymka "Wadowice -- Rzym 2000", zorganizowana przez Akademickie Kolo Przewodnikow Gorskich PTTK przy filii Politechniki Lodzkiej w Bielsku-Bialej. W pielgrzymce udzial wzieli: Piotr Gawlowski (62) z Jaworza -- PTT i Bielski Klub Alpinistyczny, Grzegorz Holerek (kierownik, 37) -- PTT i AKPG, Pawel Mszyca (21), student informatyki i Franciszek Wawrzuta (42) -- AKPG (trzej ostatni zamieszkali w Bielsku-Bialej). W ciagu 54 dni przeszlismy 1650 km, nie korzystajac ze srodkow komunikacji nawet w miastach. Bylismy wyposazeni w sprzet biwakowy, zywnosc uzupelnialismy po drodze. Waga plecakow wahala sie od 18 do 30 kg. Trasa prowadzila przez Beskidy, Wierchy Sulowskie, Gory Strazowskie, Gory Inowieckie, Biale i Male Karpaty, Gory Lipawskie, Alpy, Dolomity i Apeniny. Przejscie Slowacji zajelo nam bez mala 13 dni. Szlismy na ogol bezludnymi sciezkami gorskimi. W Austrii przekroczylismy m.in. Seetaler Alpen, wchodzac na ich kulminacje, Zirbitzkogel (2396 m). 18 lipca stanelismy w Tarvisio. W Dolomitach weszlismy m.in. na Cima del Cacciatore (2048 m), w Apeninach -- na Monte Catria. W Watykanie zostalismy zaszczyceni udzialem w mszy sw. celebrowanej przez Ojca Swietego w jego kaplicy w Castel Gandolfo, zostalismy tez przyjeci przez Papieza na prywatnej audiencji. Wreczylismy Mu m.in. fotografie slynnej Babki z Rusinowej Polany, Anieli Kotlarczyk z domu Nowobilskiej, z ktorej gosciny Karol Wojtyla korzystal wedrujac po Tatrach, o czym w kregach turystow kraza zabawne anegdoty. Byla to pierwsza tego rodzaju pielgrzymka z Polski do Watykanu.
Piotr Gawlowski
WITOLD PARYSKI NIE ZYJE 12/2000
Obiecywalismy sobie, ze przynajmniej numer gwiazdkowy GS bedzie wolny od nekrologu -- pomylilismy sie, i to bardzo. W dniu 16 grudnia Andrzej Sklodowski przekazal nam wiadomosc, ze w Zakopanem zmarl nagle Witold H. Paryski. Mial 91 lat, byl w dobrej formie fizycznej i ciagle w pelni sil tworczych -- wydawalo sie, ze tak bedzie zawsze, a przynajmniej jeszcze bardzo dlugo. Los zrzadzil niestety inaczej... Zyciorys i zdjecie Zmarlego zamiescilismy na naszej stronie www, a w czwartek 21 grudnia pozegnalismy Go na Peksowym Brzyzku -- w starej czesci cmentarza, gdzie spoczywaja m.in. Maciej Sieczka i Jedrzej Wala. Uroczystosc zorganizowal TPN, wzruszajace pozegnanie, czesciowo w gwarze goralskiej, wyglosil dyr. Wojciech Byrcyn, od PTTK i "Wierchow" pozegnal Zmarlego red. Wieslaw Wojcik, od naukowcow i przyjaciol prof. Zbigniew Mirek, od przewodnikow -- Piotr Konopka. Licznie stawili sie przewodnicy tatrzanscy, gorale, przedstawiciele miasta, byly delegacje PTT, PTTK, TOPR i HS (Fero Mazik), graly dwie polaczone muzyki goralskie, konczac rzewnym "Krywaniu, Krywaniu wysoki". W prasie ukazal sie nekrolog PZA nastepujacej tresci:
 
Z glebokim poruszeniem i zalem przyjelismy wiadomosc o smierci w dniu 16 grudnia czlonka honorowego naszego Zwiazku, kawalera Krzyza Komandorskiego z Gwiazda Orderu Odrodzenia Polski
WITOLDA HENRYKA PARYSKIEGO
Odchodzi wspoltworca, swiadek i dziejopis wielkich lat alpinizmu polskiego, lacznik kilku pokolen milosnikow Tatr, zapewne ostatni z ludzi, ktorym dane bylo zdobywac jako pierwszym najwyzsze szczyty Ameryki, autor kluczowych dziel literatury tatrzanskiej: m.in. 25-tomowego przewodnika "Tatry Wysokie" i "Wielkiej encyklopedii tatrzanskiej". Byl naszym nauczycielem i moralnym autorytetem, a nadto bezkompromisowym obronca przyrody Tatr i czolowym badaczem historii tych gor. Zycie wypelnil praca, pozostawia wiec ogromne dzielo, niestety -- choc zyl 91 lat -- nie wszystkie plany zdolal zrealizowac. Zawdzieczamy mu wiecej, niz komukolwiek innemu i jego odejscie jest niepowetowana strata goroznawstwa i alpinizmu polskiego. Czesc jego pamieci.
POLSKI ZWIAZEK ALPINIZMU
 
GORY WYSOKIE W LODZI 12/2000
W dniach 15--19 listopada 2000 odbyl sie w Lodzi odbyl sie II Festiwal Gor, przygotowany z wielkim rozmachem przez grupke dzialaczy z Jackiem Sikora i Zbigniewem Luczakiem na czele. Prawdziwa gwiazda imprezy byla francuska alpinistka Catherine Destivelle (zdjecie), zaprezentowal tez swoj wspanialy dorobek filmowy znany angielski rezyser i kamerzysta, Leo Dickinson, autor ksiazki "Filming the Impossible" (1982). W sumie pokazano kilkadziesiat filmow, wsrod prelegentow byli m.in. Piotr Pustelnik, Michal Jagiello, Krzysztof Pankiewicz, Maciej Berbeka, Janusz Majer, Artur Hajzer, Anna Czerwinska, Leszek Cichy, Krzysztof Wielicki, ale takze mlodzi autorzy sportowych przejsc na scianach El Capitana, Maroka, Mali czy Madagaskaru. Specjalnie powolana Kapitula w skladzie Krzysztof Baran, Janusz Majer, Janusz Onyszkiewicz, Andrzej Paczkowski, Jerzy Surdel (przewodniczacy) i Jozef Nyka przyznala honorowe wyroznienia kilku najbardziej zasluzonym przedstawicielom naszego sportu. Zaszczytne "Eksplorery" w kategorii "plus" przypadly Andrzejowi Zawadzie (przyznany mu jeszcze za zycia), Witoldowi H. Paryskiemu, Wojtkowi Kurtyce i Krzysztofowi Wielickiemu, w kategorii "minus" -- Maciejowi Kuczynskiemu i Andrzejowi Ciszewskiemu oraz w kategorii "horyzont" -- Markowi Kaminskiemu. Nagrode Camera-Extreme odebral z rak dziekana Wyzszej Szkoly Filmowej wyraznie zaskoczony Leo Dickinson. Wobec starszych gosci obowiazki gospodarzy pelnili m.in. Andrzej Wilczkowski, Jerzy Michalski, Bogdan Mac. Festiwal byl niezapomnianym zlotem milosnikow gor wszystkich generacji, pelnym wzruszajacych spotkan "po latach", a sale projekcyjna Politechniki wypelnial tlum przeszlo 1000 widzow, glownie mlodziezy, choc nie tylko. Atrakcja niedzielnego przedpoludnia byly zawody na sztucznej scianie w hali Uniwersytetu Lodzkiego. Organizatorom naleza sie nasze najszczersze gratulacje i slowa zachety do kontynuowania menadzerskiego trudu.
WIEK ULRICHA 12/2000
Urodzil sie 3 grudnia 1900 r. i -- rowiesnik XX stulecia -- w tym miesiacu swiecil hucznie swoj setny Geburtstag. Nie narzeka na zdrowie, w szpitalu byl tylko raz w zyciu, gdy symulowal chorobe, by uniknac wojska. Ulrich Inderbinen (zdjecie) z Zermatt i Z'Mutt, juz kilka razy wzmiankowany w "Glosie Seniora", jest chyba najslynniejszym przewodnikiem alpejskim, i to nie ze wzgledu na swoje wyczyny, lecz na wiek, do jakiego prowadzil wycieczki. Jako chlopiec pracowal na gazdowce ojca, pasal krowy i owce. Szczyty gorskie pociagnely go, gdy mial lat 20. W r. 1925 ukonczyl szkole przewodnikow gorskich, a w 1927 kurs przewodnikow narciarskich. Ale przed wojna nie bylo popytu na takie uslugi. Prawdziwy boom zaczal sie okolo r. 1960, a Ulrich im wiecej liczyl lat, tym chetniej byl angazowany. Majac 84 lata prowadzil jeszcze wycieczke na Mont Blanc, jako 87-latek -- na Dufourspitze. Swe 90. urodziny swiecil na czubku Matterhornu, a 97. -- na Breithornie. "Szoda, ze zawczasu nie odkladalem pieniedzy -- zartuje -- moglbym teraz pofiglowac z Everestem." Tymczasem od dwoch lat chodzi juz tylko na nizsze gorki. "Coz, powoli zaczynam sie starzec", mowi.
WIESCI SPOD MAKALU 12/2000
Jak wynika z notatki Moniki Rogozinskiej w "Rzeczpospolitej" z 19 grudnia, wyprawie na Makalu (8481 m) udalo sie ustawic oboz II (6400 m). Rozbili go Jerzy Natkanski, Krzysztof Wielicki i Dariusz Zaluski ok. 200 m ponizej przeleczy poludniowej. Oboz I na tej drodze (5400 m) zalozyli 13 grudnia Maciej Pawlikowski, Dariusz Zaluski i Jaroslaw Zurawski. Do szczytu droga wiedzie przez wierzcholek poludniowy (8010 m) i jest jeszcze bardzo daleka i nielatwa, a nad przelecza wystawiona na wiatr. Warunki sa jak dotad bardzo korzystne, zauwazmy jednak, ze w Himalajach zaostrzaja sie one z poczatkiem zimy kalendarzowej, czyli od swiat Bozego Narodzenia. Krzysztof Wielicki planowal wspinaczke trudnym i efektownym Filarem Francuzow (zachodnim) lecz 10 grudnia odstapil od tego zamiaru ("Rzeczpospolita" 12 XII 2000), choc wykonana juz tam byla duza robota (baza wysunieta i oboz I). Droge grania poludniowo-wschodnia poprowadzili Japonczycy wiosna 1970 roku, rozpinajac 5 km lin poreczowych. Na szczycie staneli 23 maja Hajime Tanaka i Yuichi Ozaki. 16-osobowy zespol japonski na przeprowadzenie calej operacji potrzebowal -- bagatela -- 69 dni. Nasza wyprawa ma wiec przed soba trudne zadanie, a pamietac trzeba, ze dni zimowe sa krotsze, warunki zas zwykle nieporownanie trudniejsze od wiosennych.
A CO U WAS? 12/2000
Marek Grochowski, Lodz
W polowie grudnia pojechalismy w kilka osob do Pieciu Stawow. Padly dwa ostatnie "problemy" na polnocnej scianie Cichego Wierchu (1979 m). Srodkowa depresje przeszli Iwona i Andrzej Sklodowscy, Marek Grochowski i Waldemar Ruta (pierwsze przejscie, I, 1 godzina z dna doliny), zas prawa depresje -- Joanna i Zbigniew Kroskiewiczowie (II, 1 godzina, takze z dna doliny). Pogoda byla nadzwyczajna. W roku przyszlym chcialbym wziac udzial w miedzysrodowiskowej wyprawie na Kamet. Organizatorem jest Alpinistyczny Klub Eksploracyjny Sopot, przewidziani sa tez uczestnicy z Lublina, Lodzi i Wroclawia. Kierownikiem ma byc Jerzy Tillak, kierownikiem organizacyjnym Jerzy Wielunski, ja zas szefem sportowym. Kamet (7756 m) zostal zdobyty w r. 1931 przez wyprawe brytyjska (m.in. F. Smythe, E. Shipton) i byl wowczas najwyzszym szczytem osiagnietym przez czlowieka. Nasza wyprawa zostala zgloszona do kalendarza PZA.
Andrzej Skupinski, Calgary
Dzisiaj (18 grudnia) przyleciala do nas Iza Mikulska, ktora odebralem z lotniska. Wczoraj bylismy z Ryskiem Szafirskim pierwszy raz w tym sezonie na nartach. Snieg byl wspanialy, niestety podczas ostatniego zjazdu Rysiek upadl tak niefortunnie, ze zlamal sobie kciuk lewej reki i czekaja go co najmniej dwa tygodnie gipsu. Jak sie Wam podobaja nasze rozmowy przy piwku? Juz sie chyba ukazaly na lamach GiA.
Ela (Lewandowska-) Slawinska, Calgary
Oboje z Andrzejem (Negrem) pracujemy pelna para. Ja na wydziale psychologii uniwersytetu. Wyklady, pracownie -- wszystko to bardzo mnie absorbuje, ale w miare wolnego czasu chodze w gory, w zimie zas biegam na nartach. Lubie plywac, pojechalam wiec na Tahiti i zrobilam tam kurs pletwonurkowania z butla. Ostatnie lato spedzilismy w Ekwadorze, gdzie usilowalismy wejsc na Chimborazo i Cotopaxi, wichury i zla widocznosc nie pozwolily nam jednak na to. Na Cotopaxi wszedl Andrzej w towarzystwie Stacha Wilczaka z Polski. Andrzej jest w doskonalej formie i wyzywa sie we wspinaniu po lodospadach i w skale, i jemu jednak praca nie pozostawia wiele czasu na gory. Nasi synowie Michal i Rafal tez sa zwiazani z gorami. Michal jest profesorem i wkrotce przenosi sie na uniwersytet w Nowej Funlandii, gdzie obejmie katedre fizyki stosowanej. Rafal nie zamierza (jak na razie) opuscic Calgary. Ma tutaj swoje ukochane Rockies, a w nich lodospady. Na uniwersytecie dziala jako "postdoc" na geofizyce.
       PS. W swiateczny wtorek Andrzej Skupinski (Maharadza) powaznie uszkodzil sie na nartach: zlamana glowka kosci ramieniowej, pekniecie nadgarstka, ogolne potluczenia. Pewnie czeka go dluzsza rehabilitacja.
W PARU ZDANIACH 12/2000