GS/0000 PIERWSI NA MALYM KOZIM 09/2016
Szczyt bez nazwy jest jak czlowiek bez imienia i nazwiska. Nie osobowosc to gorska, lecz kawal skaly. Maly Kozi Wierch w XIX w. trwalej nazwy nie mial, choc kawalkiem skaly byl calkiem pokaznym. Nazywano go roznie: Zawratowa Turnia Wschodnia, Granatem, Czarnymi Scianami, Zamarla Turnia, najczesciej przyimkowo Ponad Zawrat. W r. 1886 Eljasz probowal mu nadac imie Chalubinskiego. O historii jego nazwy pisalismy szerzej w GS 06/99. Szczyt prawie anonimowy mogl nie necic turystow, ten mial jednak pewien niezaprzeczalny walor: stanowiac obramienie ruchliwej przeleczy, byl w zasiegu reki i kusil szerszym niz z Zawratu widokiem, a teren wrecz zapraszal do wejscia. Kiedy zaczeto ustalac i notowac skalne premiery – kto pierwszy, kto drugi, kto trzeci – pierwszym zdobywca Malego Koziego okazal sie byc Janusz Chmielowski. Wizyte zlozyl wierzcholkowi 10 lipca 1892 r., jako zaledwie 14-latek, a towarzyszyl mu Kuba Gasienica Szustek z Kotelnicy. Informacja o wejsciu znalazla sie w przewodniku WHP (t. II 1951 s. 11) i dzis jest za nim powtarzana w artykulach i ksiazkach, a takze encyklopediach – z najnowszymi wlacznie (WET 1995, s. 144 i 584, WEGA VI 147). Przypisanie przez Chmielowskiego pierwszego wejscia sobie, budzi niemale zdziwienie, szczyt jest przeciez z Zawratu dostepny w 12 minut, i to bez trudnosci, a jako punkt panoramiczny musial byc bardzo obiecujacy.
[Maly Kozi Wierch]
Maly Kozi Wierch widziany od polnocy. Z prawej strony Zawrat, z lewej Przelecz Zmarzla, posrodku szczerba Zmarzlej Przelaczki Wyzniej. Fot. Jozef Nyka
W moich „Tatrach Polskich” w haselku „Maly Kozi Wierch” od pierwszego wydania (1969) podaje, ze „wejscia mialy miejsce juz ok. 1875 r.”, znane mi byly bowiem zapisy wczesniejsze od Chmielowskiego. I tak juz na nieopublikowanej mapie Tatr Polskich z r. 1861 szczyt ma podana wysokosc 1142 sazni. Jej dokladnosc swiadczy o pobycie na czubku geodetow, ktorzy wtedy pracowali czesto z pomoca barometru. Szczyt nie otrzymal koty na mapach Wojskowego Instytutu Geograficznego w Wiedniu – ani na popularnej „specjalce” 1:75 000 (1881), ani na Detail-Karte 1:25 000 z r. 1898, choc – jak wynika z oryginalow zdjec (1876) – dla „specjalki” jego wysokosc zostala wymierzona (2226 m). Nie oznaczono go tez ani kota, ani nazwa, na wydanej w r. 1903 polskiej wersji Detail-Karte. Na mapie turystycznej 1:40 000 z r. 1881 nie ma co prawda wysokosci, ale ma za to – za Lorenzem – nazwe „Ponadzawrat”.
[Karl Kolbenheyer]
Karl Kolbenheyer
Niepokazny od strony przeleczy skalny czubek byl dla turystow celem tak dalece „przydroznym”, ze wejsc na niego nikt sobie osobno nie zapisywal. W latach 1872–1878 musial na nim bawic Viktor Lorenz, poszukujac dogodnych przepraw przez grzbiety. W roczniku Wegierskiego Tow. Karpackiego 1879 (s. 340) pisal: „Zdecydowanie watpie w mozliwosc przejscia [w poprzek grani] pomiedzy szczytami Kozy Wierch i Ponadzawrat. Z tego drugiego widzimy, jak do naszych stop podbiega gran laczaca oba te szczyty – stromo spadajaca na obie strony i do tego sama pozebiona.” – „Z tego drugiego”, czyli z dzisiejszego Malego Koziego Wierchu. Lorenz nie mogl nie stanac na nim, skoro mowi „widzimy” i potrafi opisac dalszy ciag grani, z Zawratu przeciez niewidocznej. W tym samym czasie – od pierwszego wydania poczynajac (1876) – wypad z Zawratu na wierzcholek Malego Koziego Wierchu polecal Karl Kolbenheyer w swoim przewodniku „Die Hohe Tatra”, dziesiec razy wznawianym i uzywanym tez przez turystow polskich. Na s. 89 czytamy: „Kto zreszta nie boi sie trudu wspinaczki, a nie byl na Swinicy, temu nalezy poradzic, aby zamiast [z Zawratu] natychmiast spuscic sie do Pieciu Stawow, wspial sie grania wybiegajaca w lewo w kierunku Kozy wierch – az do nastepnej przelaczki, bezposrednio pod tym szczytem [t.j. Zmarzlej Przelaczki Wyzniej]. Ma sie stamtad przed soba widok obejmujacy cale Tatry od Murania i Hawrania az po Tatry Zachodnie, a jednoczesnie po stronie polnocnej wglad w polozony pod obrywajacymi sie pionowo skalami Zmarzly Staw i przed nim Czarny Staw (...). Ten wypad zajmuje zreszta cala godzine, jednak nikt nie bedzie zalowal poswieconego mu trudu.” W dalszych wydaniach autor dodaje, ze szczyt nosi nazwe „Ponad Zawratem”. Nawet gdyby nikt nie korzystal z zachet ponawianych w wydaniach popularnego „Kolbenheyera”, to sam autor i tak musial stanac na tym szczycie, i to przed rokiem 1876 – byc moze 24 sierpnia 1875. Zreszta z Hali Gasienicowej byly czynione osobne wycieczki na Maly Kozi. Ks. Walenty Gadowski wspomina w „Przegladzie Zakopianskim” z 7 marca 1903 r. (s. 74), ze przewodnicy zakopianscy wodza na ten szczyt gosci jako na namiastke honornego Koziego Wierchu – przy czym „chwala sie, ze od Zawratu wyprowadzaja wprost na (maly) Kozi Wierch”. Trasujac Orla Perc, 20 czerwca 1904 r., ks. Gadowski z Klimkiem Bachleda pierwszy przetrawersowal masyw Malego Koziego (od 1903 tak juz nazwany) od Przeleczy Zmarzlej az po Zawrat.
[Mapa Hohe Tatra]
Mapa „Hohe Tatra” 1:40 000 – wydanie I 1881.
W „Taterniku” mozna przeczytac, ze Chmielowski jako autor nie znal wielu zrodel, co brzmi malo wiarygodnie. Byl oczytany w pismach niemieckich i wegierskich, powolywal sie na artykuly Lorenza, nie mogl nie znac przewodnika Kolbenheyera. Zauwazmy tez, ze w swoim „Przewodniku po Tatrach” (t.II 1908 s. 41) wlasnego pierwszenstwa nie odnotowuje, choc jest w tym wzgledzie nader skrupulatny. Tak wiec to nie Chmielowski byl pierwszym zdobywca Malego Koziego. Imie faktycznego pioniera tonie w tzw. pomroce dziejow, chociaz przynajmniej dwa nazwiska – Kolbenheyera i Lorenza – trzeba uznac za pewne. Szczyt nalezy do drugo- czy nawet trzeciorzednych, wiec ta nasza luka pamieciowa wielka strata dla historii taternictwa nie bedzie.
Jozef Nyka
GS/0000 MOJE SKALNE LATO 2016 09/2016
Bawiac w Polsce tego lata mialem okazje wspinac sie w kilku dawno nie odwiedzanych rejonach. Sokole Gory odebralem bardzo pozytywnie (moze z wyjatkiem niektorych drog z nadmiarem stalej asekuracji). Duzy ruch nie malal tam nawet w ciagu tygodnia. Wiekszosc to wspinaczkowy narybek. Podobalo mi sie rowniez w Hejszowinie, gdzie z kolei frekwencja pozostaje na stalym niskim poziomie. Z kolei Saska Szwajcaria wydala mi sie opuszczona. Skaly nie tylko niemilosiernie pozarastaly drzewami (slychac narzekania na park narodowy, ze nic z tym nie robi), ale swieca raczej pustkami. Z duza przesada mowi sie, ze w Saskiej Szwajcarii „nikt sie nie wspina” (obecnie roczny bilans nowosci zamyka sie liczbami ponizej 100). Ludzie wola jezdzic do pobliskiego „Labaku” (Labske udoli), z uwagi na zlagodzone przed laty reguly, w tym powszechne uzywanie magnezji. Ale na drogach w Labaku asekuracja jest rowniez rzadka (jak na skalkowe standardy). Pomimo to, co mnie troche zdziwilo, nie zauwazylem tam nikogo wspinajacego sie w kasku! W Saksonii mialem okazje wspinac sie z Horstem Diewockiem, powszechnie znanym z Hejszowiny.
[Dolina Laby, Horst Diewock]
W Dolinie Laby – Horst Diewock i Ania. Fot. Rudaw Janowic
Z kolei urok niespodzianki mialo nieplanowane spotkanie w Schmilce z Helmutem Paulem, z ktorym w latach 80. Sudecki KW wspolpracowal i dzieki ktoremu mielismy moznosc poznawania Saksonii. Helmut stale jest aktywny (choc mniej sie juz wspina), a od upadku NRD wiele jezdzil po swiecie, m.in. w greckich Meteorach zrobil ok. 30 pierwszych przejsc (z Manfredem Voglem, innym znajomym z Hejszowiny). Zaraz po powrocie do domu w USA pojechalem w skalki do West Virginii, gdzie wspolnie z Krzysztofem Pondelem (Nowy Jork) zrobilismy kilka fajnych nowosci. Miedzy innymi w Meadow River Gorge dodalismy „Tite” (5.10c) na Third Buttress, „Zoske” (5.10c) w Summersville Lake i „Trabajo no, samba si” (5.7) w rejonie Carnifex Ferry. Kolejne projekty czekaja na realizacje, a sezon letni dopiero w polowie, wiec jeszcze duzo przed nami.
Rudaw Janowic
GS/0000 ZAPROSZENIE W GORY ARADAN 09/2016
Miedzy 23 lipca a 6 sierpnia 2016 roku 9-osobowa grupa turystow prowadzona przez Siergieja Szyszkina, nauczyciela z Jermakowskiego (Krasnojarski Kraj, Rosja): Lera Korostieliowa, Ira Szyszkin, Marina Szumkowa, Szasza Gogoriew, Misza Wolkow (byli uczniowie szkoly w Jermakowskiem), Slawomir Dworski (Tczew), Dominik Ksieski (Znin) i Henryk Mizak (Rumia) przeszla – dolinami i przeleczami – szlak przez gory Aradan od Wielkiej Baklanichy do Nistaforowki.
[Aradan]
Dojazd w to dzikie pasmo Sajanu Zachodniego (patrz WEGA s. 43, mapa s. 634) jest prosty: od lotniska w Abakanie (loty z Moskwy) trzeba przejechac autobusem lub wynajetym busem 200 km na poludnie dobrze utrzymanym asfaltem drogi M-54. Marsz po gorach juz prosty nie jest. Pasterstwo w ten rejon nie dotarlo i nawet w dolinach nie ma tam drog. Idzie sie przez szczery las, pelen glebokich mchow i wykrotow, trawersuje sie zarosniete krzakami stoki, chodzi po wielkich kiwajacych sie glazach, tworzacych goloborza, po zywych piargach, przez siegajace kolan jagodziska.
[Aradan]
Liczaca okolo 100 km trasa prowadzila (z wyjatkiem dwoch pierwszych i dwoch ostatnich dni) bez sciezki, przez doliny i przelecze gor – reliefem, wysokoscia, rozlegloscia i uroda do zludzenia przypominajacych Tatry. Biwakowac wolno tu w kazdym miejscu (Park zabrania oczywiscie zostawiania smieci), turystow jest niewielu – rocznie przejscia przez caly masyw dokonuje kilka grup. „Na miejscu biwakowym nad Jeziorem Cedrowym drewno przygotowane na ognisko lezalo tak, jak ekipa Siergieja zostawila je 5 lat temu” – mowi Henryk Mizak. Aprowizacje na dwa tygodnie trzeba zabrac ze soba. Przyda sie lina, wykorzystywana jako poreczowka.
[Aradan]
[Aradan]
Zdjecia: Slawomir Dworski i Dominik Ksieski
Wspinacze tam nie zagladaja, a wierzcholkow godnych turystycznych wejsc jest wiele, choc drogi w skalnym terenie trzeba szukac samemu. Wiekszosc szczytow nie ma nazw, a odwiedzane sa one znacznie rzadziej, niz przelecze. Przed wymarszem nalezy zajsc do dyrekcji Parku Narodowego Jergaki, gdzie kazda grupa winna sie ze wzgledow bezpieczenstwa zarejestrowac. Mapa dobra jest – i papierowa, i do odbiornika GPS, drukowanego przewodnika brak. Gory moga stanowic atrakcyjny cel malej wyprawy o nastawieniu eksploracyjnym, a jesli ktos woli mniej dziki teren, to po wschodniej stronie szosy M-54 leza Jergaki, gdzie trasy sa mniej uciazliwe, a skaly porzezbione bardziej efektownie. Adres strony Sergieja: www.shandl.ru.
Nasz koszt wyjazdu w Aradan wyniosl na osobe 5170 zl (samolot 2725 zl, dojazdy 587 zl, wizy itp. 433 zl, ubezpieczenie 240 zl, wyzywienie 785 zl, telefon satelitarny 380 zl, inne 20 zl). Ew. szczegolowszych informacji moze udzielic autor tej notatki: dominik@paluki.tygodnik.pl
Dominik Ksieski
GS/0000 ROCKY MOUNTAINS 09/2016
Do Calgary polecialam w lipcu na zaproszenie Eli Lipowskiej, ktora skusila mnie opowiesciami o pieknych i dzikich Canadian Rockies. W trakcie mojego pobytu dotarla do nas Anka Okopinska – po zakonczeniu konferencji naukowej w Vancouver. Ela, rezydentka Kanady od stanu wojennego (przedtem mieszkanka Zakopanego, KW Krakow), goscila nas serdecznie, karmila i wozila w gory; bez samochodu w Calgary nie ma zycia, a dystanse po 100 – 300 km dziennie to chleb powszedni. Pogoda niestety nas nie rozpieszczala – przez 2 tygodnie lalo rzesiscie, wiec zawziecie moklysmy wedrujac po Kananaskies, jednak przez to wszystko nie zobaczylysmy slynnych Bugaboos. Rozpogodzilo sie dopiero pod koniec pobytu Anki, tak ze zdazylysmy razem wejsc na Mount Fairview (2744 m), skad faktycznie cieszylysmy sie wspanialymi widokami.
Ostatni tydzien (juz we dwie) byl pracowity: udalo sie wejsc m.in. na Cascade Mountain (2998 m) i na Eiffel Peak (3084 m). Ten ostatni to byla nagroda pocieszenia za Mount Temple (3544 m), ktory sie nam nie poddal – bylysmy za pozno, zgubilysmy droge, na koniec zas postraszylo nas deszczem, a nawet gradem. Drogi klasy scrambling (jedynkowe).
[Rocky Mountains]
Rocky Mountains 2016 – Ania, Krysia i Ela
Naszym glownym rejonem dzialania byl Banff National Park. Na dole bylo tloczno – nawet Ela czula sie zaskoczona niezwykle wysoka jak na Kanade frekwencja. Wiekszosc gosci zadowala sie obejrzeniem panoramy Lake Louise i Moraine Lake – jezior w bajecznych odcieniach turkusu. Jednak im wyzej, tym ludzi bylo mniej. Do tego stopnia, ze zaczynalysmy tesknic za czyjas obecnoscia – tym bardziej, ze oznakowanie tras jest gorzej niz mizerne (kopczyki, ktore czasem wyprowadzaja w pole), nie mowiac o niedzwiedziach, ktore sa swoista lokalna „atrakcja” – chodzi sie tam ze sprayem, ktory ma odstraszyc ewentualnego agresora, co bardziej zapobiegliwi obwieszczaja swoja obecnosc z pomoca dzwoneczkow, przytroczonych do plecaka.
Gory faktycznie piekne, sama czesc kanadyjska Gor Skalistych jest chyba z 50 razy wieksza od Tatr, turystow (chodzacych w gory) i wspinaczy malo, szkoda tylko, ze Kanada nie lezy troche blizej Polski!
Krystyna Palmowska
Polscy turysci i alpinisci bywali w Gorach Skalistych duzo wczesniej. Amerykanska czesc odwiedzila w lipcu 1921 r. Helena Dluska, a byla to ostatnia wycieczka gorska w jej niedlugim zyciu. Do milosnikow Canadian Rockies nalezal zmarly w marcu 1989 r. Zbigniew Kubinski. Wdowa po nim, Japonka Yoko, rozsypala jego prochy w Rocky Mountains i w Tatrach. (Red.)
GS/0000 NIUSY OD RUDAWA 09/2016
Rudaw Janowic
GS/0000 W PARU SLOWACH 09/2016