JÓZEF NYKA
LATA WOJNY POD TATRAMI
Kręte ¶cieżki pamięci
[Nosal]
W pogodne dni na Nosalu, Sarniej Skale, Kopieńcu, Jaworzynce
roiło się od nieproszonych go¶ci w mundurach feldgrau.
  

Copyright © 2010 by JÓZEF NYKA


Żadna z polskich krain nie może się równać z Podtatrzem pod względem mnogo¶ci po¶więconych jej prac krajoznawczych i historycznych, a odnosi się to również do lat II wojny ¶wiatowej. W tym bogactwie s± jednak wcale liczne pominięcia i luki, warte odnotowania i zajęcia się nimi – tam oczywi¶cie, gdzie z uwagi na brak Ľródeł i wymarcie ¶wiadków jest to jeszcze realne. Z różnych powodów, pewnym sprawom z lat wojny grozi pój¶cie w niepamięć, innym za¶ – równie niebezpieczna – ¶wiadoma b±dĽ nie¶wiadoma mitologizacja, która już zreszt± poczyniła postępy.
Jako autora tego szkicu ł±cz± mnie z podnóżami Tatr wielorakie więzi. Tu mieszkałem w latach 1940–45 jako wszystkiego ciekaw nastolatek, tu pracowałem i uczestniczyłem w życiu lokalnej społeczno¶ci, często przy tym bywałem w Tatrach i wcze¶nie wszedłem w szeregi konspiracji. Po wojnie przez wiele lat zbierałem materiały krajoznawcze, nocuj±c po szałasach i chałupach i gawędz±c z góralami. Dało mi to wgl±d w różne sfery życia i dzi¶ pozwala łatwiej dostrzec białe plamy w historycznym obrazie bogatego w zdarzenia i tragicznego okresu. Przez cały wojenny czas z zapałem fotografowałem i prowadziłem dziennik – na staro¶ć ważne wsparcie zw±tlałej pamięci. A pamięć działa selektywnie: złe wspomnienia zaciera, dobrym dodaje barw i aromatu. Dlatego m.in. moja wizja wojennego Podtatrza, dodatkowo złagodzona aur± powszechnej wówczas nadziei na lepsze jutro, odbiega nieco od dominuj±cych w literaturze standardów przedstawiania tego trudnego czasu, nacechowanych skrajno¶ci± s±dów, cierpiętnictwem i często podejrzan± bohaterszczyzn±. Niektórym faktom staram się przywrócić wła¶ciwy – zwykle skromniejszy – wymiar, kilku zasiedziałym anegdotom proponuję – to prawda, że z żalem – miejsce w suplemencie do zbioru sabałowych bajek. Tekst ilustruję fotografiami, z których kilka jest mojego autorstwa, kilka za¶ znajduje się u mnie w oryginalnych odbitkach. Tylko trzy z nich (s. 3, 6, 20) były dot±d publikowane. Nie bez zdziwienia stwierdzam, że z czę¶ci moich amatorskich fotek upływ czasu uczynił dokumenty historyczne, podobnie stało się z naiwnymi i coraz słabiej czytelnymi ołówkowymi zapiskami z wojennego diariusza.
Ten tekst jest odezw± do historyków i publicystów, by zmiast po raz który¶ z rzędu odgrzewać ograne do znudzenia historyczne tematy, np. z dziejów taternictwa czy narciarstwa, spróbowali ratować pamięć spraw czasowo bliższych lecz nigdzie nie zapisanych i skazanych na wymazanie z kart historii, choć przecież nie mniej ważnych i wartych utrwalenia.
Józef Nyka
 

GBH0000    30 (2010)
[brak_tresci]

LEGENDA UMIERA OSTATNIA
Wspomniałem o niskiej wiarygodno¶ci niektórych publikacji, w których więcej bywa fiction aniżeli science. Na krytyczn± recenzję czekaj± poczytne kiedy¶ ksi±żki Alfonsa Filara „U podnóża Tatr 1939–1945” (1985) i Stanisława Zaj±ca „Działania partyzanckie między Wisł± a Tatrami” (1976) – obie pisane na polityczne zamówienie. Ponieważ sporo (nawet wiele) błędów i produktów wyobraĽni znalazło się w dawnych rocznikach czasopism górskich, dla zapobieżenia rozplenianiu się ich dobrze byłoby opublikować wła¶nie tam – może w „Wierchach” – co¶ w rodzaju wieloletniej erraty. Piln± potrzeb± byłoby – już prawie niewykonalne – oczyszczenie historii lat wojny z naro¶li bajek, które z przechwałek chełpliwych gawędziarzy trafiały do gazet a z nich do literatury wspomnieniowej a nawet historycznej. Powyrastali z nich papierowi bohaterowie – dzi¶ często znani szerzej, niż anonimowi a rzeczywi¶cie zasłużeni żołnierze podziemia.
W grudniu 2009 roku w Ameryce zmarł w podeszłym wieku Robert Mendler, w Nowym Targu znany jako Roman Reibeisen. Był on robotnikiem przymusowym w swoim mie¶cie, w Zakopanem i w Czarnym Dunajcu, potem przeszedł przez obozy zagłady (mówi o dziesięciu). W Ameryce zarabiał prelekcjami pt. „Przeżyłem Holocaust”, na użytek słuchaczy suto fabularyzuj±c swoje opowie¶ci. Spor± przymieszk± fikcji obarczona jest historia konspiracji na Podhalu, głównie w aspekcie personalnym, ale także w sferze zdarzeń, nie s± wolne od niej opracowania historyczne, a nawet cmentarne nagrobki. Z duż± podejrzliwo¶ci± należy przyjmować wszelkie liczby. Mówi się o 1500 partyzantów 1 PSP – tymczasem jesieni± 1944 było pod broni± w całym pułku co najwyżej 500–600 ludzi, zim± 1944–45 czwarty „batalion” Lamparta w Ochotnicy i Obidowej liczył nas nie więcej niż 50. W styczniu 1945 r., w dniu rozwi±zania jednostki na Kurnytowej Polanie, zanotowałem w moim dzienniku smutne chwile rozstania: „Przyszedł p. kpt. Lampart, przyszli dowódcy. Trzydziestu nas może, oto co zostało z trzeciego [pomyłka: czwartego] batalionu.” W „Podhalance” 1979 (s. 29) czytamy o Szczawnicy jako punkcie przerzutu przez granicę w latach 1939–1943. „Przez nasz szczawnicki kanał 12 tysięcy żołnierzy przeszło do służby w wojsku na Zachodzie” – pisze autentyczny i zasłużony konspirator Franciszek Ciesielka. Byłoby to po 20 żołnierzy dziennie – lato, zima – co jest na tak małym i tak pilnie strzeżonym odcinku duż± przesad±. A przecież oprócz żołnierzy były też nie objęte t± liczb± osoby cywilne, jak chociażby – przypomnijmy – Rafał Malczewski. W internecie czytamy, że działalno¶ć 1 PSP zmusiła okupanta do zgrupowania w rejonie Podhala „wyborowego wojska i policji w sile 50 000 ludzi”. Z podobn± rezerw± trzeba podchodzić do wielko¶ci strat niemieckich – w lata wojny wyolbrzymiano je dla podniesienia narodowego morale, a po wojnie ufnie przenoszono z jednej publikacji do drugiej. Zaczynało się od dowódców jednostek partyzanckich – tak polskich jak i radzieckich – których meldunki operowały liczbami budz±cymi pow±tpiewanie. W opisach tzw. wojny ochotnickiej mówi się o atakuj±cych nas dwóch „doborowych” dywizjach niemieckich, podczas gdy, jak się zdaje, siły wroga nie przekraczały 1 batalionu. W pierwszym dniu była to do¶ć typowa „Polizeiaktion”. Jak można przeczytać, Niemców miało polec 73, a ze 120 rannych większo¶ć zmarła. Jako uczestnik 4 bitew (na 6 w ogóle), widziałem 7 zabitych, w tym 3 martwych na pewno, pozostali mogli być tylko ranni, nikt bowiem do leż±cych nie dochodził. Urealnienia wymagaj± relacje z akcji po partyzantów w Dolinie Zuberskiej, godnej podziwu i uznania jako ¶miała przyfrontowa operacja ratownicza. Jednak na Zwierówce raczej nie było już Niemców, za¶ opowie¶ci o przemykaniu się pod lufami MG 42 maj± więcej wersji, niż było ratowników. Przykładem może być jedna z coraz to innych opowie¶ci ostatniego z pozostałych przy życiu uczestników wyprawy, Mariana Woyny-Orlewicza. Grupa przebiega z toboganami przez polanę, kiedy niemiecki wartownik odwraca się tyłem na werandzie schroniska. A przecież trudno przebiec z ciężkim toboganem ł±kę, która ma długo¶ć 200 m, za¶ budynek schroniska w lutym 1945 w ogóle nie istniał, bowiem w grudniu poszedł z dymem, podobnie jak le¶niczówka. Zreszt± droga ratowników prowadziła nie przez polanę lecz lasem, a spór przed s±dem Korosadowicza z Chwa¶cińskim w r.1982, czy od pozycji niemieckich dzieliło ratowników 200 czy tylko 150 m, był naprawdę mało poważny.
Do dykteryjek należy zaliczyć – choć szkoda – opowie¶ci takie, jak zrzucenie przez taterników swastyki ze wschodniej ¶ciany Mnicha, jak skok zagrożonego aresztowaniem narciarza z kolejki linowej, jak spalenie żywcem Niemca w palenisku lokomotywy na stacji w Zakopanem, jak sylwestrowe „Jeszcze Polska...” dla Niemców w sali „Murowańca”, nie mówi±c już o bombie na gubernatora Hansa Franka na Kalatówkach. W ugruntowaniu tych opowie¶ci w sferze publicznej duży udział maj± przewodnicy zakopiańscy, dla których były one i s± atrakcyjnym wzbogaceniem wycieczkowej narracji, a starszym pozwalały czasami wcielać się w bohaterskie role. Pamiętam znanego i poważnego (także wiekiem) przewodnika, który n.b. okres wojny spędził poza Tatrami, a który w latach 50. przeczekuj±c deszcz na werandzie „Morskiego Oka” z powag± zabawiał klientów opowiastk±, jak to on osobi¶cie w samotnej wspinaczce podcinał druty podtrzymuj±ce swastykę na wschodniej ¶cianie Mnicha. Upłynie jeszcze parę lat i legendy stan± się nienaruszaln± prawd± historyczn± – nie będzie już nikogo, kto chciałby i mógł rzeczowo im zaprzeczyć. Legenda dodaje dziejom kolorytu, ale w pewnych sytuacjach wyłania sztucznych bohaterów i wypacza obraz rzeczywistych zdarzeń. Jest też niestety trudna do wyplenienia, gdyż istnieje na ni± społeczne zapotrzebowanie.
„A czas mija i razem z nim zaciera się historia okupacji” – pisał Juliusz Zborowski w r. 1947. Co zatem powiedzieć dzisiaj, w 60 lat póĽniej? Tak czy inaczej dla historyków i autorów uczelnianych prac magisterskich czy doktorskich zajęcia nie zabraknie – dzi¶ staje się ono nawet łatwiejsze, gdyż wymarli ¶wiadkowie nie wnosz± już zaprzeczeń ani polemicznego szumu. Prawda umiera pierwsza, legenda – ostatnia.
GBH0000  SIEBZIG JAHRE DANACH 30 (2010)
Der relativ knappe Raum rund um das Tatragebirge stand seit dem XVIII. Jahrhundert im Zentrum des Interesses der Gelehrten und Schriftsteller. Es verfügt über umfangreiche Literatur und das bezieht sich auch auf die Zeit der Nazigewaltherrschaft 1939–45. In dem Bild dieser fünfjährigen Zeitspanne gibt es jedoch Themenbereiche, die bis heute weder erforscht noch publizistisch erschlossen wurden. So ist es zum Beispiel mit dem grausamen Schoáh beiderseits des Tatragebirges, mit den Geschicken der Vertriebenen aus dem damaligen Warthegau, mit dem Schmuggel aus der Slowakei, nicht zuletzt mit dem von Angst und Not maßgeblich geprägten Kriegsalltagsleben. Nur flüchtig wurden bisher das Tatra-Rettungswesen und die Sphäre der Tatratouristik 1939–1945 behandelt, fast durchaus nichts weiss der polnische Leser über den slowakischen Tatra-Tourismus während der Kriegsjahre. Vergessen und unerforscht verbleiben die deutschen Bemühungen in Zakopane sportliche und kulturelle Veranstaltungen zu organisieren. In der Schilderung der Kriegshandlungen rund um die Tatra in 1939, 1945 auch 1943–44 gab es nicht nur Versehen, sondern auch absichtliche Fälschungen. Durch Nachlässigkeit oder falsche Ausrichtung der Historiker drohen viele wichtigen Begebenheiten des Zweiten Weltkrieges aus dem öffentlichen Bewußtsein ganz zu verschwinden.
Der Verfasser dieser Schrift, Józef Nyka (86), wohnte während der Okupationszeit am Fuße der Westlichen Tatra, war in einem deutschen Rüstungsbetrieb beschätftigt und beteiligte sich an der illegalen Aktivität mit längerem Partisaneneinsatz im Gorce- und dem Tatragebirge. Er führte ein Tagebuch und fotographierte eifrig. Seine Aufzeichnungen und mehrere Fotos haben bereits zeitgeschichtlichen Wert. Als ehemaliger junger aber aufmerksamer Augenzeuge, hat er bereits einige offenstehende Themenkreise in seiner privaten „Historischen Gebirgsbibliothek“ (Górska Biblioteczka Historyczna) aufgegriffen. In Heft 17 (2005) wurde die vergessene Geschichte der Kinderlandverschickung in die Tatra-Kurorte vorgestellt. Heft 2/22 (2007) behandelt das Problem der deutschen Zwangsarbeitslager für Juden und Heft 6/26 (2009) die Beteiligung der polnischen Bergsteiger an dem Befreiungskampf an allen Fronten. Das äußerst interessante aber total vergessene Problem der deutschen Rüstungsindustrie im Raum von Podhale ist das Thema des Heftes 7/27 (2009). Nach dem Krieg war Józef Nyka fast 30 Jahre Redakteur der Bergsteigerzeitschrift „Taternik“ und zugleich Korrespondent vieler westlicher Zeitschriften, u.a. des deutschen „Alpinismus“ und der schweizerischen „Neuen Zürcher Zeitung“. Die Kriegsjahre verlebte er als Jüngling. Das Leben war schwierig, doch selbst unter Zwängen haben sich jugendlicher Eigenwille und Lebensmut immer wieder durchgesetzt. Sein Bild der Kriegsjahre weicht wesentlich von allem ab, was – bewußt oder unbewußt – über diese Zeit erzält und geschrieben wurde, er scheut sich sogar nicht, eine Reihe von fest eingenisteten Legenden zu widerlegen. Er schildert alles aus eigener Sicht und nach eigenem Gedächtnis, andere könnten es anders erlebt und in Erinnerung behalten haben. Voriges Jahr wiederholte sich zum siebzigsten Mal der Ausbruch des Zweiten Weltkrieges. Mit jedem Jahr schwindet die Zahl der Zeitzeugen der Kriegsepoche dahin und heute sie sind doch die unersetzliche historische Quelle. Darum ist jede Erinnerung, jedes bleibende Andenken von unschätzbarem Wert. Was schriftlich erfasst und veröffentlicht wird, wird nicht mehr vergessen.
Józef Nyka