MONIKA NYCZANKA
Stefan Nyka
powstaniec wielkopolski
[Jasiek Surdel w Tatrach]
Stefan Nyka na wygnaniu w Czarnym Dunajcu, 14 kwietnia 1943.
Fot. Józef Nyka, z archiwum Nyków

  

Copyright © 2023 by MONIKA NYCZANKA
GBH0000   67 (2023)
STEFAN NYKA (1896–1967)
W styczniu 1919 roku, gdy 22-letni Pałuczanin, Stefan Nyka, dołączał do oddziałów Powstania Wielkopolskiego, serce przepełniała mu radość, że żołnierskie umiejętności wykorzysta nareszcie w słusznej sprawie. Nie przypuszczał, że wkrótce przyjdzie mu także bronić wschodnich rubieży kraju w wojnie z Bolszewikami. Nie wiedział też, że po 20 latach, wypędzony z własnego domu, przysłuży się Ojczyźnie posyłając do konspiracji i do służby w partyzanckim oddziale, dwóch nastoletnich synów. 8 stycznia 2022, w dniu w którym Stefan Nyka patronuje IV Żnińskiemu Biegowi Powstańczemu, opowiadamy o jego losach mocno splecionych z XX-wieczną historią Pałuk...
Stefan Nyka urodził się 30 sierpnia 1896 roku w Skarbienicach, stanowiących od pokoleń gniazdo rodziny Nyków. Był trzecim z kolei dzieckiem Józefa Nyki i Praksedy z domu Michalskiej. Prakseda pochodziła z Gogółkowa leżącego na przeciwnym brzegu Jeziora Skarbienickiego. Wspólne życie Nyków nie było długie. 22 stycznia 1908 roku 36-letni Józef umarł, pozostawiając żonę i ośmioro dzieci. Najstarszy Kazimierz miał 15 lat, najmłodsza Bronia – półtora roczku. Na Praksedę spadły ciężkie obowiązki związane z prowadzeniem dużego gospodarstwa, a także – z wychowaniem i kształceniem dzieci.
Stefan w chwili śmierci ojca miał 11 lat i uczęszczał do szkoły powszechnej w Rydlewie. Po zakończeniu nauki, w związku z trudną sytuacją rodzinną, zatrudnił się w dziale księgowości Starostwa w Żninie. Ta praca była dla niego, bystrego 15-latka, dopełnieniem edukacji. W pruskim urzędzie szlifował znajomość języka niemieckiego w mowie i piśmie, a także poznawał zasady niemieckiej księgowości i biurowości.
[Powstańcy Wielkopolscy]
Karta pocztowa wysłana w marcu 1916 do rodzinnego domu w Skarbienicach, pisana ręką Stefana Nyki, przebywającego w Berlinie i przechodzącego szkolenie przed wyjazdem na front I wojny
W listopadzie 1915 roku 19-letni Stefan został wcielony do pruskiej armii. Po przeszkoleniu walczył w oddziałach piechoty. Jego szlak bojowy jest imponujący: brał udział w działaniach wojennych na froncie francuskim (1916), rosyjskim (kampania 1916/17) i ponownie – francuskim (kampania 1917/18). Pierwsza wojna była wyjątkowo okrutna. Stefan nie wracał później pamięcią do frontowych przeżyć. Jedyną pamiątką z tego okresu jest karta pocztowa wysłana z Berlina, ze stemplem 31 marca 1916 roku, zaadresowana do starszej siostry Wiktorii. Jej treść nie odnosi się do wydarzeń wojennych, jest mowa o paczkach z domu, które w porządku nadeszły najlepszym, o zaplanowanym szkoleniu w budynku berlińskiej szkoły rolniczej i o oczekiwaniu na list od młodszego brata Antosia, który miał mi też coś o swojem gospodarstwie napisać, ale jakoś jeszcze nic nie widać.
[Powstańcy Wielkopolscy]
Powstańcy Wielkopolscy w okopach. Ze zbiorów Biblioteki Narodowej
Po kapitulacji Niemiec, w styczniu 1919, starszy szeregowy Stefan Nyka został zwolniony do cywila. Niezwłocznie wrócił w rodzinne strony. Na Pałukach trwało Powstanie Wielkopolskie. Obeznany z bronią 22-latek dołączył do oddziałów powstańczych, by tym razem bić się we własnej sprawie, o przynależność państwową rodzinnych Pałuk i całej Wielkopolski. Formalnie żołnierzem Wojska Polskiego został 16 marca 1919 roku, gdy z oddziałów powstańczych uformowano 2 pułk Strzelców Wielkopolskich. W książeczce wojskowej wpisano mu przy dacie 16 marca 1919 „ochotnik”, a także przynależność do 74 pułku piechoty. Ze względu na doświadczenie z I wojny należał do tych żołnierzy, którzy nie musieli przechodzić gruntownego szkolenia.
[Wielkopolski Krzyż Powstańczy]
Wielkopolski Krzyż Powstańczy
Latem 1919 roku wraz ze swoją formacją został skierowany na front białorusko-litewski wojny polsko-bolszewickiej. Brał udział w zdobyciu Mińska Litewskiego, a potem w sławetnych walkach pod Bobrujskiem. Rok później, podczas bitwy warszawskiej, walczył w rejonie Modlina. W międzyczasie – 1 kwietnia 1920 roku – został awansowany do stopnia kaprala. 14 lutego 1922 zwolniono go do cywila.
Stefan Nyka wrócił do Skarbienic. Rozpoczął naukę w szkole rolniczej w Bydgoszczy. Wkrótce też musiał podjąć ważną decyzję. W uznaniu zasług dla odrodzonej Ojczyzny otrzymał, oprócz medalu „za wojnę 1918–21”, gospodarstwo rolne na Polesiu. 17 grudnia 1920 roku Sejm Ustawodawczy przyjął ustawę o nadaniu ziemi żołnierzom Wojska Polskiego. Ustawa przewidywała nieodpłatne nadanie ziem na Kresach Wschodnich szczególnie zasłużonym żołnierzom WP, ochotnikom, którzy odbyli służbę frontową oraz inwalidom. Stefan rozważał przenosiny. Zachwyciły go krajobrazy Polesia, zaciekawili tamtejsi ludzie. Przeważyły jednak względy osobiste. Jego narzeczona, Maria Maciejewska z Komratowa (18 V 1898 – 17 XI 1969), mocno związana ze swoją rodziną, nie chciała budować wspólnej przyszłości w obcym miejscu. Wnosiła za to w wianie gospodarstwo w Łysininie, które jej rodzice, Walentyna z Tomaszewskich i Władysław Maciejewscy odkupili z rąk niemieckich w pierwszych latach XX wieku i początkowo sami użytkowali.
Po ślubie zawartym 19 lutego 1924 roku państwo Nykowie zamieszkali w domu, który w początku XX wieku wzniósł poprzedni właściciel, niemiecki osadnik, Schleif. Od jego nazwiska oddalona od innych zabudowań huba nazywana jest po dziś dzień Szlajfowem. Warto pamiętać, że wykupywanie ziemi i warsztatów pracy z rąk niemieckich właścicieli miało w województwie poznańskim charakter akcji o zabarwieniu patriotycznym. Z kolei sprzedawanie gospodarstw, budynków, czy warsztatów pracy Niemcom spotykało się z potępieniem.
Dom Nyków szybko zaczął rozbrzmiewać głosami dzieci. Jako pierwszy przyszedł na świat Józef (5 XII 1924 – 4 IX 2021), przyszły autor przewodników i ekspert górski, a po nim związani przez całe życie z Pałukami – Jan (3 II 1926 – 16 X 1988), Jadwiga (13 IV 1927 – 3 X 2020, po mężu Ludwiczakowa) i najmłodszy Walenty (22 I 1931 – 14 V 1992). Okolice domu, podwórze, ogródek, sad – to był teren dziecięcych zabaw. Zarośla za domem, stodoła wypełniona sianem. Dołek – nieduży staw oddzielony od domu ogrodem, latem zapraszał do kąpieli i przejażdżek łódką, a zimą zamieniał się w ślizgawkę.
Przez podwórze, kuchnię i gabinet Stefana Nyki każdego dnia przewijali się pracownicy. Często wpadali na pogawędkę, albo w interesach sąsiedzi, znajomi, a także gęsto rozsiani po okolicy krewni obojga gospodarzy. Stefan łatwo zjednywał sobie ludzi. Towarzyski i dowcipny, potrafił doradzić w wielu sprawach. Był światłym gospodarzem. Umiejętności zdobyte w Skarbienicach, gdzie pomagał matce, uzupełnił w latach 1922–23 w szkole rolniczej w Bydgoszczy. Dużo czytał, prenumerował gazety i czasopisma rolnicze. Ziemia na Pałukach jest wymagająca – Stefan Nyka potrafił z nią postępować. Unowocześniał swoje gospodarstwo, prowadził prace melioracyjne, zarybiał stawy. Był pasjonatem meteorologii, wnikliwie obserwował zmiany pogody. Jego zapiski związane z prowadzeniem gospodarstwa imponują drobiazgowością. To grube zeszyty, specjalnie poliniowane. Zawierają dane dotyczące opadów i temperatur, zasiewów, kolejności prac polowych, uzyskanych plonów. Są też godziny pracy zatrudnionych osób, ich wynagrodzenia. Każdy z tomów otwiera wypisana ręką właściciela znamienna sentencja: Czego dziś nie zrobisz; Jutro nie dogonisz; A szkoda jeżeli; Dzień jeden uronisz.
[dziennik]
Sentencja rozpoczynająca każdy dziennik Stefana Nyki z jego gospodarskimi zapiskami
Stefan Nyka nie był pierwszym w rodzinie mieszkańcem Łysinina. Dwie dekady przed nim osiedlił się tu jego bliski krewny, młodszy brat matki, Antoni Michalski (14 XII 1880 – 10 IV 1969). Warto o nim wspomnieć, bo odegrał ważną rolę w życiu siostrzeńca, miał też niepospolite zasługi dla rolnictwa na Pałukach. Stefan Nyka osiadając na Szlajfowie został sąsiadem wuja. Dworek Michalskiego, wybudowany w roku 1926 (a nie, jak się błędnie podaje, w 1914), od gospodarstwa Nyków dzielił pas pól niemieckiego rolnika, Krauzego. Mimo sąsiedztwa wuj Antoni zazwyczaj zajeżdżał na podwórze z fasonem – bryczką w dwa konie, albo automobilem, zawsze entuzjastycznie witany przez dzieci i psy. A bywał często. Józef Nyka wspominał po latach emocje związane z tymi wizytami:
Specjalnościami kulinarnymi Matki były gomółka i doskonały placek z kruszonką. Wuj Antoni przepadał za jednym i za drugim, toteż bywał u nas po kilka razy w tygodniu. (...) Wysoki, szczupły, uczesany z przedziałkiem z blond i bardzo późno siwym wąsem, był zawsze ładnie ubrany, z laseczką (taki był styl). Pamiętam, że jak przyjeżdżał z Warszawy z posiedzeń sejmu, przywoził nam papierowe torby wypełnione mandarynkami – jeszcze dzisiaj zapach mandarynek budzi we mnie tamte wspomnienia.
[Kazimierz Michalski]
Dwór Antoniego Michalskiego w Łysininie wzniesiony w roku 1926. Na pierwszym planie najstarszy syn Antoniego, Kazimierz. Fot. Józef Nyka
Antoni Michalski to człowiek niesłychanie aktywny – od wczesnej młodości był działaczem społecznym i gospodarczym. W l. 1905–06 brał udział w organizacji strajków szkolnych na Pałukach. Po wybuchu Powstania Wielkopolskiego wstąpił jako ochotnik do oddziałów powstańczych w Żninie, by uczestniczyć z bronią w ręku w walkach przeciw Niemcom w okolicach Gąsawy, Żnina, Szubina i Rynarzewa. 3 stycznia 1919, po rozbrojeniu niemieckiego komendanta obwodowego w Gąsawie, został odkomenderowany przez Ludwika Złotogórskiego na stanowisko Tymczasowego Komisarza Obwodowego. Pozostał na tym stanowisku do 1 lipca 1919. (W r. 1960 w uznaniu jego zasług nadano mu Wielkopolski Krzyż Powstańczy.) Potem był członkiem władz gminnych, powiatowych, a także wojewódzkich. Zasiadał w rolniczych komisjach, zakładał stowarzyszenia, przewodniczył zebraniom. Wiele dekad przepracował w Kółku Rolniczym w Gąsawie. Przed I wojną był jego sekretarzem, a później – cenionym prezesem. Edukował rolników, zabiegał o dostawy nawozów i środków ochrony roślin, propagował ubezpieczenia. Gdy w r. 1927 zawiązało się Wielkopolskie Towarzystwo Kółek Rolniczych, objął fotel wiceprezesa w powiecie żnińskim. W Łysininie podejmował wycieczki rolników, zagraniczne delegacje, a także młodzież szkolną. Jako wzorowy rolnik postawił gospodarstwo swoje na najwyższym stopniu kultury – pisał o nim „Dziennik Bydgoski” z 6 września 1935. W roku 1928 Michalski wystartował w wyborach parlamentarnych. Został zastępcą posła, a w styczniu 1931 objął fotel poselski zastępując w parlamencie ustępującego księdza Pawła Czaplewskiego. W kolejnych wyborach został wybrany posłem IV kadencji. W związku z sejmowymi obowiązkami często jeździł do Poznania i do Warszawy.
[Antoni Michalski]
Antoni Michalski w swoim powozie na rynku w Gąsawie. Ze zbiorów Elżbiety Nykowej
Gdy w Gąsawie zawiązało się koło zrzeszające weteranów Powstania Wielkopolskiego, Michalski włączył się w jego prace, jako członek komisji weryfikacyjnej. To on namówił siostrzeńca ze Szlajfowa, aby przystąpił do organizacji kombatanckiej. Stefan Nyka wypełnił stosowne deklaracje, po czym 20 marca 1935 został przyjęty do Związku Powstańców Wielkopolskich w Poznaniu. Jego nazwisko widnieje na liście zweryfikowanych członków Związku Weteranów Powstań Narodowych R.P. 1914/19 (z 1 stycznia 1936). W kartotece archiwum Referatu Historycznego przy DOK VII jego akta figurują pod nr 20508. 10 grudnia 1936 otrzymał dyplom nr 12955, potwierdzający oficjalnie, że jest weteranem Powstania Wielkopolskiego.
Stefan Nyka nie zangażował się specjalnie w działalność „druhów” z Gąsawy. Był typem człowieka, który patrzy chętniej w przyszłość niż wstecz. Skupiony na swojej pracy, do przeżyć wojennych nie wracał, nie epatował swoimi dokonaniami, bliscy mało wiedzieli o jego wojennych zasługach. Przy tej niechęci do dzielenia się wspomnieniami miał jednak poczucie, że na nim, dobrze wyszkolonym żołnierzu, ciążą obowiązki wobec kraju, od których nie wolno mu się uchylać.
[Stefan Nyka, Jadzia Nyczanka, Emilia Maciejewska, Walentyna z Tomaszewskich Maciejewska, Jan Maciejewski, Maria z Maciejewskich Nykowa]
Rok 1930 – wizyta w Komratowie. Od lewej: Stefan Nyka, Jadzia Nyczanka, Emilia Maciejewska, później Busse, pomoc domowa Genia, Walentyna z Tomaszewskich Maciejewska, Jan Maciejewski, Maria z Maciejewskich Nykowa. W środku na żelaznym pługu – w sukienkach – Józef i Janek Nykowie. Z archiwum Nyków
W latach dwudziestych dwukrotnie uczestniczył w wielotygodniowych ćwiczeniach wojskowych. W roku 1923 było to zgrupowanie w dniach 14 maja – 17 czerwca. Pod zaświadczeniem w książeczce wojskowej widnieje nazwisko kapitana Józefa Pawła Rachfahla z Państwowej Komisji Uzupełnień w Grudziądzu. Sześć lat później – już jako ojciec trojga małych dzieci – Stefan ponownie trafił na poligon. Nie ulega wątpliwości, że pozostawienie gospodarstwa tuż przed żniwami pod opieką obarczonej dziećmi żony nie było łatwe. Stefan Nyka nie szukał jednak wymówek i odbył 6-tygodniowe szkolenie, które zakończyło się 20 lipca 1929 roku nadaniem mu stopnia plutonowego. Awans miał moc wsteczną. Udział w szkoleniu i nadanie wyższego stopnia podoficerskiego poświadczył mu kwatermistrz 61 pułku piechoty, major Aleksander Kierski, który 11 lat później został zamordowany przez NKWD w Charkowie...
W 1939 roku Stefan Nyka z rosnącym niepokojem śledził rozwój wypadków, słuchał komunikatów radiowych, wertował gazety. W sierpniu zwolnił z prac żniwnych dwóch starszych synów, 14-letniego Józefa i 13-letniego Jaśka. Wspominał Józef:
Sierpień ja i moi rówieśnicy spędziliśmy przy ciężkiej pracy kopania długich linii okopów, na jeziorach pobudowano drewniane zapory, które miały spiętrzyć wody i powstrzymać Niemców. Taka zapora z okrąglaków powstała 20 m powyżej mostu na szosie Żnin – Gąsawa, u wylotu Jeziora Gąsawskiego. Ustawiane były zasieki z drutu kolczastego, na przesmykach między jeziorami tworzyliśmy zapory przeciwczołgowe.
Nadszedł 1 września. Dopiero wówczas do rąk Stefana Nyki dotarła karta mobilizacyjna. Dzień później wsiadł na rower i wyruszył na miejsce zbiórki w Inowrocławiu. (Punktem mobilizacji był Inowrocław, bo okręg inowrocławski obejmował Żnin, Szubin, Mogilno i Inowrocław.) Na kuchennym stole została kartka ze wzruszającym pożegnaniem:
[kartka]
A teraz na koniec Ty moja jedyna i wy moje Kochane Dzieci zostańcie z Bogiem i udzielam Wam wszystkim mojego ojcowskiego błogosławieństwa, niech Was Bóg i Matka Najświętsza ma w Swojej opiece. A na mnie bądźcie pewni, że moje obowiązki wykonam sumiennie. Niech żyje Polska Ojczyzna nasza! Stefan 2.IX.1939.
Weteranowi wojennemu nie było jednak dane stanąć w szeregu obrońców kraju. Ku radości żony został odesłany do domu. Nim na Pałuki wkroczyli Niemcy, miała miejsce jeszcze groteskowa ucieczka przed nadciągającym frontem, podczas której Nykowie zabrali ze sobą... niemieckich sąsiadów. Warto przytoczyć opis zdarzeń, tak jak je zapamiętał nastoletni Józef. Jest to epizod pokazujący jak pogmatwane były na Pałukach stosunki narodowościowe:
Kiedy wojna wybuchła rozpoczęła się gremialna ucieczka ludzi – drogi były zapełnione wozami, stadami bydła i gromadami pieszych obarczonych tobołkami. Nasze podwórze zapełniło się wozami z dobytkiem mieszkających dalej na zachód (niewiele, bo 10–15 km) stryjów i wujów. Również my zaczęliśmy się pakować. Ale Ojciec pamiętał też o rodzinie sąsiada Krauzego, która pozostała bez ojca, bez wozu i bez koni. [Głowie niemieckiej rodziny polskie władze zleciły, by odwiózł w rodzinne strony nauczyciela z Łysinina, Henryka Kapturczaka.] Lena Krause dostała więc od nas wóz i parę koni i wraz z córkami i matką wyruszyła „na ucieczkę” razem z nami. Wyjechała cała wieś i wszyscy znali Krauziną, a mimo to miała ona zakaz odzywania się po niemiecku. Ta ucieczka była groteskowa. Najpierw wjechaliśmy w głąb lasu, gdzie czekaliśmy kilka godzin. Przelatywały już niemieckie samoloty. Potem pojechaliśmy za las (za bór) do wioski Nowa Wieś, gdzie było kilka opuszczonych gospodarstw niemieckich, penetrowanych przez dzieci i wyrostków. (...) W pewnym momencie na drodze ukazała się bryczka a na niej między dwoma polskimi żołnierzami w hełmach i pod bagnetami zakuty w kajdanki blady nauczyciel Walenty Szwajcer – rdzenny Polak, tyle że o niemieckim nazwisku. Znany był szeroko, jako odkrywca prehistorycznej osady w Biskupinie. Do akcji wkroczyli nasz Ojciec i wuj Antoni Michalski. Zatrzymali pojazd, a wuj Michalski pokazał żołnierzom legitymację posła na sejm i poręczył za rdzenną polskość aresztowanego. Nie wystarczyło to jednak, zabrali wuja na bryczkę i pojechali gdzieś do punktu dowodzenia. Tymczasem za lasem w kierunku naszej wsi wystrzelił słup czarnego dymu – po jakimś czasie ktoś powiedział, że to w Łysininie pali się podpalona przez żołnierzy zagroda Krauzego. Niemki zanosiły się płaczem wszystkie cztery, nasza Mama uspokajała płaczącą Krauzinę. Mimo, że Niemców nadal nie było, Ojciec zarządził powrót do domu – ucieczka nie miała sensu. Z lasu wyjechaliśmy Chomiązką Drogą, już było widać dymiące zgliszcza budynków Krauzego. Wtedy naprzeciwko nas w kłębach kurzu wyjechały dwa motocykle z niemieckimi żołnierzami. Teraz nasza Matka zaczęła płakać, a Krauzina objęła ją za szyję i powiedziała „nie placz Marysza, jo cze byde odratowacz”. Pięć miesięcy później Krauzowie zajęli Szlajfowo...
[Maria Nykowa]
Tymczasowy dokument tożsamości Marii Nykowej z 22 października 1939, wydany przez nowe władze niemieckie w Gąsawie. Co ciekawe popis złożył Walter Krause, sąsiad z Łysinina, który potem objął gospodarstwo Nyków.
Jesienią rozpoczęła się szeroko zakrojona akcja „oczyszczania” polskich ziem włączonych do III Rzeszy z ludności słowiańskiej. Pałuki stanowiły część objętego aneksją okręgu Poznań – cały ten region otrzymał potem nazwę Kraj Warty (Warthegau). Na zaanektowanym terytorium zaplanowano wysiedlenie nawet 80% rdzennych mieszkańców. Kierunek wywózek stanowiły dystrykty utworzonego w październiku 1939 Generalnego Gubernatorstwa. W pierwszej kolejności wypędzano z domów „zatwardziałych Polaków”, członków polskich organizacji, weteranów powstań, a także tych, których majątek był atrakcyjny dla niemieckich osadników.
Stefan Nyka wiedział, że jego rodzina musi się liczyć z wysiedleniem. Przed świętami Bożego Narodzenia zarządził przygotowania – zaszycie w lniane płótno specjalnych pakietów z najpotrzebniejszymi rzeczami. Tobołki te, każdy podpisany imieniem właściciela, były złożone na stole w pokoju jadalnym. W ogrodzie została zakopana skrzynia z pamiątkami, kosztownościami i dokumentami. Część zimy – wyjątkowo mroźnej i śnieżnej – Nykowie spędzili jeszcze u siebie. Ukryty w stodole radioodbiornik był dla nich i ich sąsiadów łącznikiem ze światem. 12 lutego nadszedł sądny dzień. Łomotanie do drzwi, ujadanie psów, strach, zbierane w popłochu rzeczy. Trzeba było zostawić cały żywy inwentarz. Opuszczone gospodarstwo zajął sąsiad, Walter Krause z rodziną. Nasz rzeczowy jak zawsze Ojciec, powiedział, że cieszy się z tego: Walter to dobry gospodarz, nie zmarnuje nam gospodarstwa, jak mógłby zrobić jakiś Baltendeutscher lub repatriant znad Wołgi...
Wysiedleńcy trafili najpierw do punktu etapowego w gąsawskiej szkole, a po dwóch dniach – do Żnina. Za towarzyszy niedoli mieli wielu krewnych i znajomych. Załadunek do pociągu miał miejsce 16 lutego, na dworcu zabrano im jeszcze wszelkie „nadmiarowe” rzeczy. Pojechali w nieznane, pilnowani przez czarno umundurowanych żołnierzy z trupimi łebkami.
Pociąg był długi i od Krakowa wlokły go dwie lokomotywy. Wjeżdżaliśmy na Podhale w słoneczną niedzielę 18 lutego, ludzie szli z kościołów, a w wagonach cisnęliśmy się do okien dyskutując, czy to są górale czy górnicy. W wielu książkach są opisy, jak z grzbietu Obidowej kolosalne wrażenie zrobiły na przyjezdnych Tatry. Mnie rozczarowały. Wydały mi się małe, szukałem ich wzrokiem wysoko na niebie, a one ledwo się zaznaczały na horyzoncie.
Pociąg skończył bieg w Nowym Tagu. Podróżni spędzili noc w barakach, rano urzędnicy Arbeitsamtu rozdali im wezwania do pracy, a potem zostali rozwiezieni przez górali – od Krościenka na wschodzie po Czarny Dunajec na zachodzie. Rodzina Nyków trafiła do Ludźmierza.
Otrzymaliśmy skierowanie do Katarzyny Sojki, bogatej i niezamężnej „Hamerykonki”. Powitanie było mroźne: gazda wyładował nas w śnieg. Czekaliśmy w wielkim ogrodzie, bo okazałe domostwo było zamknięte. Kilka godzin chodziliśmy w kółko po śniegu. Kiedy zapadł zmierzch ojciec poszedł po sołtysa, który załomotał do drzwi i wezwał Kaśkę, by nas wpuściła. Dostaliśmy zimną izbę – po gałązki do Grela ruszyliśmy następnego dnia. Nie było też słomy na posłanie. Ponura gospodyni jeszcze wieczorem dorwała w kącie 10-letnią Jadzię: a czy ty umiesz się przeżegnać? Lody szybko stopniały. Żywiliśmy się przez czas dłuższy przywieziona z domu w dużym słoju słoniną i pieczonymi w szabaśniku grulami. Chrust na opał zbieraliśmy w Grelu, także dla gospodyni. Nasza pani nie miała gazdówki, dorobiła się w Ameryce i żyła z kapitału. Wiosną staraliśmy się pomagać w polu. Atrakcją było rycie kopcy, czyli kopanie torfu, a potem suszenie. Torfowiska wysokie, jeszcze wtedy rozległe, były po obu stronach wsi. Ryliśmy na borach pod Grelem i – głównie – na południe od wsi. W porównaniu z naszym torfem pałuckim, którym paliliśmy przecież w Łysininie, ten wydawał nam się mało kaloryczny i taki był.
[Jan Nyka, Stefan Nyka, Maria Nykowa, Jan Nyka, Jadzia Nyczanka, Walek Nyka, Chełminiakówna]
Przed domem w Czarnym Dunajcu, Zielone Świątki, 14 czerwca 1943 – u góry Jan Nyka, poniżej Stefan Nyka, Maria Nykowa i Jan Nyka ze Skarbienic. W dolnym rzędzie Jadzia Nyczanka, Walek Nyka i Hela Kopczyńska. Fot. Józef Nyka, z archiwum Nyków
Po siedmiu miesiącach spędzonych w Ludźmierzu nastąpiły przenosiny do Czarnego Dunajca, który był większym skupiskiem wysiedlonych z Wielkopolski. Pałuczanie z powiatu żnińskiego trzymali się tam razem i mimo trudnych warunków prowadzili życie towarzyskie. Było wspólne świętowanie imienin, młodzież wyprawiała się na narty, rowery i w Tatry. Stałym tematem rozmów był koniec wojny, którego wyglądano z miesiąca na miesiąc, wbrew komunikatom z frontów. Nykowie utrzymywali bliskie relacje z Krupińskimi i Kargami z Gąsawy, Chełminiakami z Godaw, z Kałasami z Sarbinowa, Gocami ze Żnina. W Czarnym Dunajcu mieszkał też najbliższy przyjaciel Stefana Nyki – Ignacy Wysocki z Godaw. W Nowym Targu przy ulicy Ludźmierskiej spędzili okupacyjne lata członkowie skarbienickiego klanu Nyków – brat Stefana, Jan, siostry Janinka i Bronia (ta druga z własną rodziną) i Prakseda Nykowa.
[Stefan Nyka, Józef Nyka, Jan Nyka]
Stefan Nyka z synami Józefem i Janem. Czarny Dunajec, 26 kwietnia 1943. Fot. Michał Słomkowski, z archiwum Nyków
Pobyt na Podhalu – mimo odcięcia kordonem granicznym – obfitował w kontakty z Pałukami. W obie strony wędrowały listy i zdjęcia, szły też paczki z żywnością. Pierwszą skrzynię, od Antoniego, brata Stefana, Nykowie odebrali już 8 marca 1940. Był też kontakt listowny z wysiedleńcami, którzy trafili do innych dystryktów Generalnego Gubernatorstwa. Zimą 1943 roku znaczącym wydarzeniem był przyjazd na Podhale wuja Antoniego Michalskiego z córką i zięciem – warszawskim dziennikarzem, Władysławem Suszkiem. Był z nimi brat Antoniego, wuj Jan Michalski z Gogółkowa. Zarówno w Ludźmierzu jak i w Czarnym Dunajcu Nykowie nawiązali przyjaźnie z góralami. Stefan Nyka dzielił się swoją wiedzą i doradzał, pomagał przy organizacji żniw, propagował rybactwo.
[Stefan Nyka, Hobag, Delta]
Stefan Nyka na placu niemieckiego zakładu (Hobag, a póżniej Delta) w Czarnym Dunajcu. Za nim jeden z baraków. 25 marca 1943. Fot. Józef Nyka, z archiwum Nyków
Okupacyjne życie wypełniała jednak przede wszystkim praca zarobkowa. Zgodnie z przydziałem otrzymanym z Arbeitsamtu Stefan i jego syn Józef od 1 marca 1940 roku pracowali w Czarnym Dunajcu w tzw. Hobagu. Był to przedwojenny tartak rozbudowany przez Niemców. Zwożone z Tatr i z Orawy drewno przerabiano w nim na baraki i hangary dla wojskowych lotnisk. Przedsiębiorstwem zarządzała firma z Wrocławia (słowo Hobag to skrót od jej długiej nazwy). Załoga składała się z 250 ludzi: górali, Niemców, skoszarowanych na terenie zakładu Żydów (potem bestialsko wymordowanych), a także z przesiedleńców. Pałuczanie stanowili trzon pracowników biurowych. Ceniono ich znajomość niemieckiego, a także doświadczenia wyniesione z pracy w pruskich instytucjach. Takie obycie miał Stefan Nyka, który dostał odpowiedzialną funkcję magazyniera, rozdzielającego jedzenie, papierosy, alkohol. Była to dla załogi dodatkowa forma zapłaty za pracę. 15-letni Józef, początkowo zatrudniony jako robotnik fizyczny, po roku został przeniesiony do biura. Można powiedzieć, że w jakimś sensie powtórzył los ojca z roku 1911. Pozbawiony szans na dalszą naukę w szkole (do czerwca 1939 uczył się w gimnazjum w Żninie), zdobywał nowe umiejętności w niemieckim biurze. Opanował biegle niemiecki, a także niemiecką księgowość. Cieszył się sympatią dyrektora Georga Sachera i jego żony, oboje przywozili mu z Wrocławia książki i chętnie z nim rozmawiali. Okupacyjne stosunki polsko-niemieckie były w Hobagu bardziej złożone, niż dziś to się może wydawać...
W początku roku 1942 nastoletni bracia Józef i Jan, zaangażowali się w działalność niepodległościową. Do konspiracji wciągnął ich pracujący w Hobagu wuj, Józef Kopczyński, przed wojną znany żniński kupiec. Gdy Kopczyński wycofał się ze względu na obciążenia rodzinne, jego miejsce zajął podchorąży Kazimierz Karge ps. Biały (1917–1971), syn weterana z Gąsawy, Jana. „Biały” kierował szkoleniami i akcjami sabotażowymi, takimi jak spalenie jednego z baraków w tartaku – po uprzednim wyniesieniu części przechowywanej tam niemieckiej broni.
[Stanisław Suliga, Józef Nyka, Andrzej Goc]
Przysłop nad Ochotnicą, jesień 1944. Kapral Stanisław Suliga „Sosna”, strzelec Józef Nyka „Szpis” (z czeskim erkaemem) i strzelec Andrzej Goc „Szpon”.Fot. Franciszek Chełminiak „Tygrys”, z archiwum Nyków
27 lipca 1944 ogłoszono mobilizację, a w jej ramach – wymarsz w góry 30 pracowników „Hobagu”. Pod gorczańskim Turbaczem trwała koncentracja ludzi z całego Obwodu AK Nowy Targ, którzy podczas Akcji Burza mieli wzmocnić partyzantkę. Bracia Nykowie zostali wcieleni do oddziału kapitana Lamparta (Juliana Zapały), który to oddział niebawem przekształcił się w IV batalion I Pułku Strzelców Podhalańskich AK. Członkowie komórki „Hobag” tworzyli w nim osobny pluton. Pisał Józef Nyka:
Naszym dowódcą był podchorąży „Biały” czyli Kazimierz Karge z Gąsawy. Żołnierzami byli bracia Chełminiakowie z Godaw – Franciszek „Tygrys” i Kazimierz „As”, bracia Nykowie z Łysinina, Józef „Szpis” i Jan „Pantera”, Antoni Domagała ze Żnina ps. „Brzoza”, Andrzej Goc ze Żnina ps. „Szpon”, brat „Białego” Franciszek Karge „Leszek”. Tworzyliśmy pałucką drużynę, do której należał nadto Adam Bryl z Kruszwicy „Kujawiak”. Uczestniczyliśmy niemal we wszystkich ważniejszych operacjach IV batalionu „Lamparta”. Na nas spoczęła operacja rozbrojenia oddziału straży kolejowej w Lasku w pobliżu Nowego Targu. Braliśmy udział w krwawej potyczce pod Tylką niedaleko Krościenka, z rotmistrzem Podkową byliśmy na Słowacji w Starej wsi Spiskiej. Uczestniczyliśmy w różnych bitwach tzw. wojny ochotnickiej. Mój brat, ps. „Pantera”, w Dolinie Kamienicy otrzymał niegroźny postrzał w nogę. Święta Bożego Narodzenia i Sylwestra spędzaliśmy w Tatrach w Dolinie Starej Roboty, skąd wycofywaliśmy się nocą wśród płonących schronisk i szałasów, a w Roztokach starliśmy się z Niemcami.
Decyzja z lipca 1944 o zmobilizowaniu 30 pracowników niemieckiego zakładu militarnego w Czarnym Dunajcu nie była rozsądna. Zakopiańskie gestapo nalegało na pokazową egzekucję członków rodzin „dezerterów”. Stefan Nyka był świadom grożącego niebezpieczeństwa. Do realizacji planu gestapowców z Zakopanego nie dopuścił niemiecki dyrektor tartaku, Georg Sacher. Józef Nyka wspominał po latach: Sacher woził skrzynie wódki i wyciągał z gestapo aresztowanych ojców, m.in. mojego staruszka.
[Maria i Stefan Nykowie]
Rok 1945 – Maria i Stefan Nykowie na podwórku w Łysininie w drodze do kościoła.
Fot. Józef Nyka, z archiwum Nyków
Bracia Józef i Jan wrócili z lasu 25 stycznia 1945, na cztery dni przed wyzwoleniem Czarnego Dunajca. 9 lutego Stefan zaczął starania o przepustkę na powrót do domu. Wraz z Jankiem otrzymali taki dokument z datą 15 lutego 1945, z adnotacją, że „rower jest zwolniony od rekwizycji przez jakiekolwiek władze wojskowe”. 19 lutego, mimo zimowej aury, ojciec i syn wyruszyli na rowerach do Łysinina. Nie było innego wyjścia, bo nie kursowały pociągi, nie działała poczta. Dotarli szczęśliwie do celu, a dwa tygodnie później – po pięcioletnim wygnaniu – do domu wróciła Maria Nykowa z pozostałymi dziećmi. Gospodarstwo było ograbione, ale budynki stały nienaruszone. Obawę budziła zapowiadana reforma rolna. W poznańskim objęto nią gospodarstwa powyżej 100 hektarów, więc Szlajfowo ocalało, ale cały majątek stracili krewni, m.in. wuj Antoni Michalski w Łysininie, czy Jan Maciejewski w Komratowie. Nad Szlajfowem zawisły jednak nowe czarne chmury. Starsi synowie Stefana zaangażowali się w działalność niepodległościową w ramach Delegatury Sił Zbrojnych na Kraj. Tworzyli siatkę konspiracyjną ze swoimi towarzyszami z gorczańskiej partyzantki, którzy także powrócili na Pałuki. Byli ponownie podkomendnymi porucznika Kazimierza Karge, który pełnił rolę dowódcy Obwodu Pałuki AK krypt. 315 (działanie na terenie powiatów żnińskiego, mogileńskiego i szubińskiego). Po ogłoszeniu amnestii, w sierpniu 1945, Karge zajmował się sprawami ujawnienia swoich żołnierzy. Do tego ujawnienia doszło w końcu października 1945 w Żninie. Wspominał Józef Nyka: Ujawnienie odbywało się w Żninie, chyba w siedzibie UB – pamiętam wnętrze pokoju, ale budynku nie. Za stołem siedzieli członkowie komisji z Białym pośrodku, byli też obecni obserwatorzy z ramienia UB. Zdający broń mieli – według gwarancji amnestii – wrócić do normalnego życia i uniknąć represji. Czas pokazał, że to nie były to uczciwe warunki, gdy do Józefa Nyki w przełomie roku 1952 i 1953 odezwali się panowie z UB, próbując zwerbować go jako informatora. Dla Stefana Nyki rok 1945 był niewyobrażalnie trudny – próbował odbudowywać swój warsztat pracy, drżąc jednocześnie o życie synów, a także innych członków rodziny ...
[Stefan Nyka, Ania Ludwiczak, Monika Nyczanka, Jacek Ludwiczak]
Stefan Nyka na podwórzu w Łysininie z wnukami: Anną (Hanią) Ludwiczak, Moniką Nyczanką i Jackiem Ludwiczakiem. Jesień 1964. Fot. Józef Nyka, z archiwum Nyków
Późniejsze lata Stefanowi Nyce wypełniała praca na roli. Wspomnienia z roku 1919 wróciły, gdy Uchwałą Rady Państwa z dnia 2 maja 1958 otrzymał zaszczytne odznaczenie – Wielkopolski Krzyż Powstańczy. W międzyczasie jego dzieci pokończyły szkoły i usamodzielniły się. Najstarszy Józef osiadł w Warszawie, gdzie po studiach rozpoczął pracę dziennikarską i autorską, wspierany paczkami z domu wypełnionymi aromatycznymi wędlinami. Jan po ślubie z Wiesławą z domu Schwartz mieszkał w Dąbrowie obok Mogilna. Jadwiga wyszła za Jerzego Ludwiczaka, bohatera II wojny, zawiadującego w późniejszych latach cukrownią w Żninie. Najmłodszy Walek pozostał w Łysininie, by później przejąć gospodarstwo. Wielką dumą i radością Stefana Nyki stały się pod koniec jego życia wnuki, a szczególnie pierworodna Anna Ludwiczakówna, zwana w dzieciństwie Hanią, której dziadek zdążył przekazać swoją miłość do pracy na roli.
Umarł zdecydowanie za wcześnie, 1 września 1967, w żnińskim szpitalu. Spoczął w Gąsawie, a jego grób od niedawna oznaczony jest jako mogiła powstańca wielkopolskiego. My zaś jesteśmy dumni, że dzięki dziadkowi Stefanowi możemy powiedzieć: „pochodzimy z rodziny, która dobrze zasłużyła się ojczyźnie”. Tak, jak to proroczo przewidział w roku 1927 Orędownik Urzędowy Powiatu Żnińskiego:
... bo chociaż dzisiaj tytuł powstańca wielkopolskiego nie jest specjalnie wysoko ceniony, to przecież za lat 50 czy 100 tytuł potomka powstańca wielkopolskiego już tylko nielicznym będzie przysługiwał i będzie dowodem, że posiadacz tego tytułu pochodzi z rodziny, która dobrze zasłużyła się ojczyźnie w potrzebie... „Orędownik Urzędowy powiatu Żnińskiego”, 30 VII 1927
[Stefan Nyka, medal biegu]
Medal IV Żnińskiego Biegu Powstańczego – 8 stycznia 2023