JOZEF NYKA
A potem zapadla cisza
Niemieckie obozy pracy dla Zydow
pod Tatrami
[Hobag Czarny Dunajec]
„Hobag” Czarny Dunajec – widok od strony wschodniej.
Z lewej barak ze stolowka i siedziba Werkschutzu.
Po prawej barak biurowy i mieszkalny dla zalogi niemieckiej.
Tablica drogowa informuje o wjezdzie do Czarnego Dunajca.
Dzisiaj po calym zakladzie nie ma najmniejszego sladu.
Fot. Jozef Nyka

  

Copyright © 2012 by JOZEF NYKA


Wedlug spisu ludnosci z 1921 roku[1] w granicach geograficznych Podhala zylo okolo 3500 Zydow, z tego w Nowym Targu 1342 (16,6% ogolu mieszkancow miasta), w Zakopanem 533 (6,1%) i w Czarnym Dunajcu 341 (13,1%). Do roku 1939 liczby te wydatnie wzrosly. Henryk Jost w swej ksiazce[2] (2001, s. 53) samemu Zakopanemu przypisuje liczbe 3000. Podobne wielkosci zawiera tez encyklopedia „Zakopane od A do Z” Pinkwartow (1994, s. 190): „w 1931 mieszkalo stale w Zakopanem 2900 Zydow, a w momencie wybuchu wojny bylo ich ok. 3000 – t.j. ok. 15,5%”. W bibliotece historycznej Podhala – nieporownanie bogatszej, niz literatura jakiegokolwiek innego polskiego regionu – bestialska zaglada tych rzesz ludzkich do dzis nie doczekala sie pelniejszego i wolnego od znakow zapytania omowienia, choc poprzez zamierzenia badawcze IPN pojawia sie szansa, ze sie moze choc przyblizonego obrazu doczeka. Niemcy planowo zniszczyli dokumentacje, po wojnie nie przeprowadzono w pore wywiadow, nienagabywani przez historykow wymieraja ostatni naoczni swiadkowie zbrodni, zreszta z uwagi na niepamiec dzis malo juz godni wiary. Kilka tysiecy ludzi (chodzi tylko o region Podhala) zostalo przez hitlerowcow skazanych na unicestwienie – historia dodatkowo grozi im wymazaniem z pamieci.
Jozef Nyka
 

GBH0000    34 (2012)
ZWANGSARBEITSLAGER
[Jozef Piechocki]
Brygadzista ekipy zydowskiej, Jozef Piechocki. Fot. Jozef Nyka
Sa tez w dziejach podhalanskiego szoah prawdziwie biale plamy – jedna z nich stanowia obozy pracy niewolniczej przy hitlerowskich zakladach przemyslowych na blizszym i dalszym Podtatrzu. Obozy te figuruja w niemieckich rejestrach, jednak z braku danych ewidencyjnych ich karty sa tam praktycznie puste. Niewiele lepiej jest z wzmiankami w polskich zrodlach, np. w cennym opracowaniu pod redakcja Janusza Berghauzena[3] (1977), w ktorym informacje o obozach ograniczaja sie do paru linijek (ss. 24–25) i daleko odbiegaja od faktow – choc pozniejsi autorzy czerpia glownie z tego zrodla. W 600-stronicowej ksiedze o Czarnym Dunajcu tamtejszemu obozowi poswiecono 10 wierszy[4]. W innych pracach zydowskie komanda nie sa wspominane w ogole. Tak np. w wielkiej monografii Zakopanego[5] w t. I (s. 305) czytamy jedynie, ze „Zydow wykorzystywala tez firma »Hobag«, prowadzaca tartak”. Nie tylko te sprawy poszly w zapomnienie. Dzisiaj zaledwie garstka starcow pamieta o tym, ze od poczatku roku 1940 czynne byly na Podhalu 4 duze kombinaty zbrojeniowe branzy drzewnej, nalezace do wroclawskiej spolki „Hobag Holzbau AG” i pracujace glownie dla zaplecza Luftwaffe. Dokumentacji historycznej nie maja one zadnej – ani w Polsce, ani w Niemczech[6]. Podlegaly nadzorowi Komendy Okregu Zbrojeniowego w Krakowie a nazwa firmy „Hobag” widnieje na haniebnej liscie przedsiebiorstw III Rzeszy, uprawnionych do korzystania z niewolniczej pracy Zydow, Polakow, Romow i jencow sowieckich. W jej podhalanskich zakladach Zydzi zatrudnieni byli od jesieni 1940 do konca maja 1943 roku, w sumie przez okres bez mala 3 lat. Najpierw byl to przymus pracy z wolnej stopy, dosc luzno nadzorowany przez policje, zas od konca sierpnia 1942 r. – z internowania w przyfabrycznych obozach pracy przymusowej dla Zydow (Zwangsarbeitslager fur Juden).
W wewnetrznej terminologii „Hobagow” brygady te na ogol figurowaly nie jako Judenlager czy Judenkommando, lecz jako Judische Belegschaft czyli „zaloga zydowska”. W dzisiejszych niemieckich rejestrach poszczegolne obiekty maja numery, jak sie zdaje wprowadzone po wojnie: Nowy Targ 2861, Czarny Dunajec 2615. W Zakopanem (nr 3078) sytuacja byla inna. Stamtad ludnosc zydowska usunieto duzo wczesniej (glownie na przelomie lat 1939 i 1940)[7], a zdatni do ciezkiej pracy mezczyzni – nota bene zwiezieni tez z Nowego Targu, Jordanowa, Makowa, spod Pienin – zostali skoszarowani najpierw w barakach pod Krokwia a pozniej w obozie pracy na Pardalowce, skad byli doprowadzani do zakladow „Hobagu” i – glownie – do kamieniolomow firmy „STUAG” (Strassen- und Tiefbauunternehmung AG) u stop Krokwi. W latach 1940–41 na niedziele (czasem co druga) mogli oni wracac do rodzin, np. do Nowego Targu. Pardalowce przyslugiwal status podobozu Krakowa-Plaszowa – czyli wyzszy niz ten, jaki mialy wewnetrzne lagry „Hobagow”. O ile w polskiej literaturze o podhalanskich obozach „Hobagu” (podobnie jak o samych zakladach) brak jakichkolwiek danych, o Pardalowce wspominano czesciej (np. Juliusz Zborowski), jednakze z bardzo rozbieznymi i tylko ogolnymi informacjami. Pelniejszy rys historyczny i tego obiektu nie jest nam znany, nad czym boleje juz historyk Jozef Kasperek[8] (s. 157): „Niestety, brak blizszej informacji o liczbie przebywajacych tam wiezniow oraz rodzaju wykonywanej przez nich pracy.”
Na obszarze sasiedniej Ziemi Sadeckiej znajdowaly sie trzy inne zaklady „Hobagu”, ktore takze posiadaly zydowskie „zalogi”. W r. 1978 ukazala sie rozprawa Jana Kuci o obozach pracy w powiecie nowosadeckim[9] – to dziwne, ale autor artykulu przeoczyl te jednostki, dostrzegl tylko Rytro, ktore w dodatku odnotowuje bez nazwy (s. 251). A przeciez oprocz Rytra byly w nowosadeckiem kombinaty Grybow i Nawojowa – rowniez eksploatujace przymusowa prace Zydow. Do krakowskiego rejonu przemyslowego nalezal duzy „Hobag” Klaj, we wschodnich powiatach beskidzkich Generalnego Gubernatorstwa spolka prowadzila nadto okolo 10 zakladow z filialna centrala we Lwowie. Sowiecki rezim policyjny po przejsciu frontu lepiej niz wladze polskie zadbal o zabezpieczenie dokumentacji – takze jesli chodzi o niewolnicze brygady zydowskie, dla ktorych zachowala sie tam nawet czesc wykazow imiennych.
PAMIEC I ZAPISKI
Jako nastoletni pracownik „Hobagu” w Czarnym Dunajcu, mam w pamieci historie tego przedsiebiorstwa i losy „zalogi zydowskiej”, z ktorej pamietam poszczegolne osoby. Dysponuje nadto waznym – kluczowym mozna rzec – zrodlem, mianowicie wlasnym dziennikiem, tworzonym dzien po dniu i zawierajacym konkretne daty i opisy zdarzen. Naiwny mlodzienczy notatnik, pisany pod strachem, czesciowo gwara, zawiera niewiele tego, co wowczas warte bylo utrwalania, w dodatku ocalala z niego mniej niz polowa. Ale nawet to, co zawiera, i co z niego zostalo, uklada sie w autentyczny, na goraco kreslony obraz tamtego czasu – i to nie w sferze liczb i paragrafow, lecz konkretnych zdarzen, biezacych ocen i indywidualnych ludzkich losow, widzianych oczyma prostego (2 klasy gimnazjum) wiejskiego wyrostka. Poniewaz w innych obozach „Hobagu” organizacja i stosunki byly identyczne, na przykladzie Czarnego Dunajca odtworzyc mozna ze szczegolami caly ten zbrodniczy proceder – we wszystkich zakladach tej firmy w GG obejmujacy przeszlo 1000, moze nawet 1500 robotnikow zydowskich.
Dla czytelnosci obrazu zachowuje stosowany przez Niemcow podzial zalogi na „niemiecka”, „zydowska” i „polska”, choc przeciez zasymilowani Zydzi byli tez Polakami i wiekszosc z nich nie znala innego jezyka, niz polski. W moich zapiskach skrotem SS obejmuje Gestapo, Sicherheitsdienst (SD) i Sicherheitspolizei czyli Sipo. Nie wnikalismy wtedy w struktury tych formacji. W cytatach z moich wojennych notatek poprawiam nieporadnosci ortografii i stylu, a mylace gwarowe slowa zamieniam na literackie. Liczne skroty i kryptonimy staram sie rozwijac. Podawane przeze mnie liczby pochodza czesto z drugiej reki a nierzadko z ustnych przekazow, moga wiec byc obciazone typowymi dla lat okupacji – nieraz bardzo znacznymi – zaokragleniami w gore.
[Hermann Barufke]
Glowny brygadzista niemiecki Hermann Barufke. 23 lutego 1942 podczas narady ekipy niemieckiej z dyrekcja z Wroclawia ujmowal sie za Polakami i Zydami. Przy tak malej zaplacie i tak slabym wyzywieniu nie moga oni efektywnie pracowac – mowil. Fot. Jozef Nyka
Zgodnie z zarzadzeniami generalnego gubernatora dra Hansa Franka z 26 i 31 pazdziernika oraz 14 grudnia 1939 r. w calym GG wprowadzono – ostro egzekwowany przez urzedy pracy – obowiazek zatrudnienia dla Polakow w wieku od 14 do 60 lat i Zydow od 12 do 60 lat. Ja sam nakaz pracy w „Hobagu” jako robotnik (Platzarbeiter) otrzymalem z nowotarskiej filii Arbeitsamt Neu Sandez majac lat zaledwie 15. „Hobagi” w Czarnym Dunajcu i Nowym Targu, podobnie jak zaklady w Nowosadeckiem przez okres okolo dwoch lat mialy brygady zlozone z Zydow zatrudnionych z wolnej stopy. W Nowym Targu do pracy dochodzili oni z domow[10] (tartak znajdowal sie obok stacji kolejowej), do Czarnego Dunajca dojezdzali codziennie pociagiem relacji Nowy Targ – Podczerwone. Tylko kilku mieszkalo w okolicznych wsiach. W moich papierach udalo mi sie przechowac unikalny wykaz pierwszej zydowskiej ekipy roboczej z data 12 listopada 1940 roku. Obejmuje on 38 nazwisk – przypominam je w przypisie, by utrwalic tozsamosc przynajmniej tej garstki ludzi[11]. W zakladzie Zydzi zatrudnieni byli glownie na rampie kolejowej, przy rozladunku wagonow z polproduktami i zaladunku gotowych elementow konstrukcyjnych. W Nowym Targu rozladowywali tez dluzyce, przywozona z Tatr. Czesc osob przyuczono do pomocniczych prac ciesielskich, takich jak obsluga prostszych maszyn lub montaz przesel czy plyt sciennych. Pracowali oni pod dachem i nie tak ciezko, jak robotnicy na rampie czy „holcplacu”. Zydow uzywano tez do „brudnych” robot, np. do impregnowania drewna zoltym plynem w korytach, szkodliwym dla zdrowia i zolto barwiacym ubrania. Brygada dworcowa kierowal przez caly czas polski przodownik (Vorarbeiter) Jozef Piechocki, przez Niemcow zwany „Judenkonig” (Krol Zydowski). Zydzi zatrudnieni w produkcji byli dolaczani do brygad polskich. Ci podlegali szefowi dzialu technicznego: w Czarnym Dunajcu byl nim polski mistrz stolarski Pawel Pezacki. Nad ich praca bezposredni nadzor sprawowal glowny brygadzista niemiecki, Hermann Barufke. Robotnicy zydowscy nie mieli numerow ani wieziennych drelichow, korzystali z wlasnej odziezy, a poniewaz wszyscy sie znali – opaski na rekawach i naszywki z gwiazda Dawida nie byly szczegolnie egzekwowane. Pracowali pod golym niebem, wiec brak cieplych rzeczy mocno dawal im sie we znaki, szczegolnie zima. Jeszcze gorzej bylo z obuwiem, zwlaszcza ze lepsze buty powymieniali z miejscowymi na zywnosc. Pracowali podobnie jak cala zaloga (takze polska i niemiecka) – po 11 godziny dziennie, z dwiema przerwami na posilki (lacznie 45 minut). Dojezdzajac co dnia z Nowego Targu, przywozili polskim kolegom z pracy drobne zakupy. Podczas dojazdow koleja byli wystawieni na agresje niemieckich sadystow, ktora nasilala sie w okresach sterowanych z zewnatrz nagonek. Mam notatke z poniedzialku 8 czerwca 1942 roku: „Podobno w Nowym Targu Zydow dzis wysiedlaja, 150 mieli na rozstrzelanie na cmentarz prowadzic, nasi bali sie do domu wracac (...). W sobote w Nowym Targu jeden niemiecki kolejarz naszych Zydow, co do roboty jechali, w wagonie bydlecym na 3 kwadranse zamknal, potem ich wypuscil i musieli wlasnymi czapkami wagony szorowac, potem kazdego z glowa do wiadra z woda [wciskal] i bil ich przy tym strasznie, 2-ch wcale do roboty nie przyjechalo bo pobici.”
W samym zakladzie zlym duchem byl komendant strazy zakladowej, J. Walaski – mlody i z obawy o powolanie na front nadgorliwy w sluzbie hitlerowiec. Mam zapis o jego wyczynie poza terenem zakladu. Dbaly o forme fizyczna, odbywal on co rana dalekie przejazdzki na koniu. Zabladziwszy 20 maja 1943 r. do Starego Bystrego (mapka) wyploszyl z jednej z chalup dwoje ludzi. Mezczyzna zdolal zbiec, uciekajaca w koszuli kobiete dopadl i poznal w niej Zydowke. Doprowadzil ja na Gestapo w Czarnym Dunajcu, z ktorego funkcjonariuszami po poludniu pojechal do Starego Bystrego, by wskazac zagrode i rozprawic sie z jej gospodarzami (ktorzy zreszta na Niemcow nie czekali, ale zostali przez nich zaskoczeni i zlikwidowani jakis czas pozniej[12]).
PRACA I ZAGLADA
W maju 1942 r. Niemcy rozpoczeli na Podhalu ostateczna likwidacje ludnosci zydowskiej. W Czarnym Dunajcu 13 maja Gestapo zamordowalo trzy osoby, pierwsza z nich byl kupiec Jozef Lehler, zastrzelony przez Franza Maiwalda. Na jego polecenie „Hobag” wykonal 3 trumny z surowych desek – dwie z nich z kirkutu wrocily skrwawione na Gestapo. „Drei Juden sind gestorben, trzej Zydzi zmarli – powiedzial Barufke do Pezackiego – i tak teraz bedzie co tydzien.” Latem 1942 przystapiono do totalnej eksterminacji (tzw. Endlosung). Zatrudnionym w Hobagu Niemcom te plany byly znane z wyprzedzeniem, co wynika ze slow Barufkego, jak i z innych moich zapiskow: „Piatek, 7. Sierpnia 1942. Dyrektorowa [Hedwig Sacher] mowila do ksiegowego, ze Zydzi ponizej 16 i powyzej 35 lat zostana zastrzeleni. Dodala, ze musza sie Niemcy bronic, bo jakby sie nie udalo »to moze Karge[13] bylby pierwszy, coby mi kulke przez czaszke przepuscil«.” Okrutne plany znali nie tylko Niemcy. W polowie lipca 1942 w Czarnym Dunajcu odbyl sie wielki wiec gorali z udzialem Waclawa Krzeptowskiego[14]. „Za 3 miesiace ani jednego Zyda tu nie bedzie – mowil wodz Goralenvolku – a potem Podhale dla Podhalan, gory dla gorali”. Z Nowego Targu juz od wiosny dochodzily wiesci o masakrach. Na wspomnianej kartce z 7 sierpnia zanotowalem, ze „wedlug niedokladnych [tzn. niesprawdzonych] danych” w nocy i w czwartek w ciagu dnia ok. 120 Zydow zostalo wymordowanych. W Czarnym Dunajcu SS szalalo 24 sierpnia. Tu dla nas nie byly to juz abstrakcyjne „setki” ofiar, lecz konkretni ludzie: sasiedzi, znajomi. Notowalem w moim dzienniku: „Starych dziadkow Balicerow we dwoje w lozku zabili a ich syna 45 l. w sieni. Wnuk Balicerow na tartaku pracuje. Jest nie do poznania, blady i smutny.” Moja Matka widziala kroczacych uliczka dwoch gestapowcow – jeden z pistoletem w rece – prowadzacych miedzy soba mloda Zydowke, ktora im wskazywala zydowskie domostwa. Z roznych stron miasteczka dobiegaly odglosy wystrzalow.
W dniu 30 sierpnia 1942 na plac przed dworcem kolejowym w Nowym Targu przygnano 2500 Zydow z tobolkami, by zaladowac ich na pociag. Sparalizowani lekiem, ludzie ci stali na sloncu szereg godzin, mdlejacy byli zabijani przez SS-manow. Szczegolowo opowiada o tym Jehuda L. Stein w swojej ksiazce. Z poddasza domu ukradkiem obserwowala te sceny moja zatrudniona w poblizu siostra Jadwiga. „Pamietam – mowi – wywozki goralskiej mlodziezy na roboty do Niemiec. Zaladunkowi na stacji towarzyszyl lament, krzyk, tumult, przepychanki z policjantami, atakowanymi przez bojowe stare goralki. Tymczasem w ten goracy sierpniowy dzien panowala smiertelna cisza, dochodzily tylko wrzaski Niemcow, szczekanie psow i pojedyncze wystrzaly. Nie slyszalysmy nawet placzu dzieci.”
[Hobag, rampa, sztaple]
Na rampie kolejowej gotowe do wysylki elementy hangarow i barakow tworzyly rozlegle i wysokie „sztaple”. Fot. Jozef Nyka
Z tych mas ludzkich wybrano brygady do zakladow „Hobagu” – w wiekszosci zlozone z osob wczesniej w tych obiektach zatrudnionych. Tartakom w Czarnym Dunajcu i Nowym Targu przydzielono po ok. 50 ludzi, wylacznie mlodych mezczyzn. Pod data 30 sierpnia 1942 zapisalem w moim dzienniku: „Niedziela krwi (...) Na stadionie 3000 Zydow od 5-tej rana zganiali z Nowego Targu. 16–35 lat pomiedzy tartaki i t.d. dzielili. Ogladali tym Zydom zeby, i ich brali. Nasi 90-ciu dostali. W obiad wyszlo 25 wagonow bydlecych po 80 ludzi w jednym, zaplombowanym! tam ich gdzies do gazowej mordowni wywoza, 4 samochody wywiozly pokladzionych jak sledzie zywcem 500 Zydow na Kierkow [kirkut]”, gdzie ich – jak dodalem – zabijano seriami z karabinow maszynowych. (Dane te pochodzily z ustnych przekazow i mogly odbiegac od faktycznych). J. Kasperek podaje na s. 156, ze w koncu sierpnia 1942 (czyli w tym wlasnie czasie) z obozu „Stuagu” w Zakopanem „okolo 22 Zydow wyslano do pracy w tartaku w Czarnym Dunajcu”. Sam nie przypominam sobie tego transferu – byc moze chodzilo o firme „Flusskies” Czarny Dunajec, kooperujaca ze „Stuagiem”, choc firma ta w wlasnego obozu zydowskiego nie miala.
Przymusowi pracownicy zydowscy stali sie odtad wiezniami, jednak w zakladzie ich traktowanie nie uleglo zmianie. Nadal nosili wlasna odziez, nie byli strzyzeni ani oznaczani numerami. Juz wczesniej zmontowano dla nich osobny barak w polnocnym cyplu terenu, gdzie tepym klinem zbiegaly sie parkany. Drewniane ploty opasane byly kolczastym drutem, ale jego mieszkancy swobodnie poruszali sie po terenie zakladu. Niemieckich straznikow podczas pracy nie mieli, nie byli tez na ogol osobno dogladani w nocy. Uzbrojeni w dlugie karabiny leciwi zolnierze z Werkschutzu (strazy przemyslowej) pilnowali calej fabryki, szczegolnie przed kradziezami. Bylo ich w tamte lata okolo osmiu. Poniewaz wiezniowie obslugiwali glownie wyladunek i zaladunek, przebywali na otwartej rampie kolejowej, poza oplotowaniem zakladu – w pogodne dni z budzacym tesknote za wolnoscia widokiem na Tatry. Ludzie przydzieleni do brygad ciesielskich pracowali tez na nocna zmiane. Mimo to prob ucieczek bylo malo – pamietam nie wiecej niz dwie lub trzy. Zydzi mieli swego „staroste”, nazywanego przez robotnikow „rabinem”. Przez dluzszy czas byl nim 40-latek Pacanower a od wrzesnia 1942 chyba nieco mlodszy Traustein (czy Trauenstein). Cienkie zupy obiadowe i glodowe posilki ranne i wieczorne otrzymywali z kuchni zakladowej, w poludnie wydajacej tez rownie slabe obiady polskiej zalodze. Praca, czesto na deszczu, sniegu i mrozie, byla wyczerpujaca, niektore elementy konstrukcji hangarow czy mostow wazyly po 300 kg, a zaklad nie dysponowal zadnym dzwigiem. Ludzie byli niedozywieni i glodni, choc nie wyniszczeni fizycznie, jak widmowe postaci w obozach koncentracyjnych. Mam zapis z 1 wrzesnia 1942: „Zydzi juz dzis z glodu mdleli.” Zywnosc probowali zdobywac na wszelkie sposoby, nawet za cene bolu czy ran. Mowi o tym jedna z moich notatek: Leon z kuchni poszedl do magazynku po ziemniaki. „Przebieral je tam jeden z Zydow, na klucz zamkniety. Za Leonem wcisnelo sie paru jego kolegow, rzucili sie na te kupe ziemniakow i zaczeli je sobie do portek pakowac, i wszedzie, gdzie sie tylko dalo. Potem drudzy powchodzili, Leon odpedzal ich ale oni na ziemie padali i dalej perki [ziemniaki] brali. Potem przyszedl Werkschutz, Leon mowil, ze jednemu dal kolba karabinu w glowe, drugiemu lufa w zeby, a tych drugich bagnetem po zebrach klul i ich wyrzucil, ale za drzwiami caly ogonek ich stal.” Janusz Berghauzen pisze (s. 24–25), ze w obozach Hobagow „epidemie tyfusu dziesiatkowaly (...) wiezniow”. Nie odpowiada to prawdzie. Dzieki staraniom samych internowanych, przypadkow tyfusu czy wiekszych epidemii nie bylo, choc wycienczeni ludzie chorowali czesto a powazniejsze przypadki, szczegolnie kontuzje, leczono w szpitalu w Nowym Targu. Mimo ciezkich warunkow, wiezniowie usilnie dbali o higiene osobista. Nawet w chlodne dni Werkschutz urzadzal im zbiorowe kapiele w oddalonej o 1 km rzece Czarnym Dunajcu. Mam zapis z (pogodnego) 24 listopada 1942: „Oni teraz co dzien kapia sie w Dunajcu.” Plage stanowily wszy, wobec zawszenia wielu miejscowych robotnikow trudne do opanowania.
W rozliczeniach finansowych „Hobagu” z SS, ktore bylo wylacznym dysponentem kadr zydowskich, stawka za dzien pracy wynosila 6 zl – minus koszt wyzywienia, nie wyzszy jednak, niz 1,60 zl dziennie (litr masla u goralki 5 zl). Od dnia internowania ludzi, rozliczenia prowadzilo biuro w Krakowie, przez lokalna ksiegowosc zakladu przechodzily tylko ogolne kwoty. Gestapo roscilo sobie pretensje do calego mienia pozostalego po Zydach. Swiadczy o tym polecenie z komendy w Zakopanem (Weismanna), aby biuro „Hobagu” opracowalo plan zakladu w skali 1:500 z naniesionymi obiektami pozydowskimi, czyli tymi, ktore pozostaly po przedwojennym tartaku Izydora Landaua: ujety w parkany teren tartaku, hala gatrow, kotlownia, suszarnia, linia kolejki zakladowej itp.
Zaloga polska pomagala wiezniom ukradkiem, bylo to jednak surowo wzbronione. Moja notatka z maja 1942: „P. tez jednego Zyda schwycil, ze ma kupiony od Polaka chleb za 20 papierosow egipskich, i go do Dyrektora zaprowadzil. Zyd ma jutro tego pokazac, kto mu go sprzedal.” Sprzedawca okazal sie furman z Poreby, Grzanowicz, ktoremu Dyrektor za kare wstrzymal na miesiac przydzial chleba. Pracownicy miewali skrycie indywidualnych „podopiecznych”, ktorym podrzucali miedzy deski zawiniete w gazete kromki chleba. Pamietam, ze Ignac Bauman prosil przy tym, zeby gazeta (u nas zwykle „Krakauer Zeitung”) byla swieza a nie sprzed paru tygodni. Nadzieja na zalamanie sie frontow byla powszechna a Zydzi czekali na takie wiadomosci z napieciem.
Dla dwoch krawcow zorganizowano pracownie, glownie obszywajaca Niemcow. Moj zapis z 7 listopada 1942: „Zydzi-krawce panne Kruberowne obszywaja [Elfriede, corke kierownika]. Takiego zycia jak tutaj nie bedzie ona miala!” Obok garazu mial warsztat zydowski szewc, ktory latal buty calej – polskiej i niemieckiej – zalodze. Nazywal sie Chmielnik i byl przekonany, ze jako niezbedny rzemieslnik ocaleje. Jego 16-letni syn Benie byl klopotliwym dla ojca enfant terrible – 25 marca 1943 z garazu wyjechal na plac mercedesem dyrektora, ktorego nie potrafil wprowadzic z powrotem. Dyrektor grzmocil go po plecach, a urzednicy biurowi wpychali zgasla maszyne pod dach. W moim rodzinnym domu przez powojenne dekady krazylo powiedzonko „gume klepac?” Bylo ono zywa pamiatka po Chmielniku, do ktorego nasz Ojciec zaniosl zdarte buty i kawalek czarnej zelowkowej gumy. Kawalek okazal sie za maly, na co Ojciec powiedzial: „Pan rozklepie, panie Chmielnik”. – „Gume klepac, panie Nyka?” – wykrzyknal mistrz szewski, zgorszony ignorancja klienta.
[Czarny Dunajec 1934]
Czarny Dunajec na mapie z r. 1934. 1. Teren tartaku Izydora Landaua (od 1939–40 „Hobag”), w poblizu stacja kolejowa. 2. Cmentarz katolicki. 3. Cmentarz zydowski (kirkut).
13,80 I CHUSTECZKA
Ani w Czarnym Dunajcu, ani w innych obozach „Hobagow” nie bylo wiezniow polskich, jak to podaje praca „Podhale w czasie okupacji” (s. 24–25), nie bylo tez Cyganow ani tym bardziej Rosjan. Dyrekcja i czlonkowie niemieckiej zalogi – w stosunku do Polakow w miare poprawni – Zydow traktowali jak nieludzi. Pamietam jak na nocnej zmianie niemiecki ciesla Gebler pchnal w zlosci jednego z nich na wielki kombajn frezarski, ktory wcial mu sie w plecy. Albo inna scena. „16 X 1942. Piatek. (...) Po poludniu Kierownik, Lakwa, Gebler i Walaski Wachfuhrer robili rewizje w zydowskiej barace. Szukali pieniedzy czy czegos... pijani byli i straszne swinstwo tam robili, bili tych chorych itd. Ojciec [Stefan Nyka, ur. 1896] zwrocil im uwage, ze jak sa pijani niech ida spac, a jak sa zwariowani niech ida do domu wariatow. A Wachfuhrer Walaski mu odpowiedzial, ze ma »pysk trzymac bo on tu nic do gadania nie ma«, ubrania im lepsze poodbierali, i pieniadze, co tylko znalezli.” Przymus fizyczny byl codziennoscia, dochodzilo do ciezkich pobic. Moja notatka z 12 maja 1942: „Dzis Lagerfuhrer bil na szosie jednego Zyda, co do Baumana podobny. Po twarzy go walil, a co ten sie cofa, juz mu Lagerfuhrer pokazywal jak psu palcem »do nogi« i ten musial stac a on go walil z jednej i drugiej strony, na ostatek go z calej sily kopnal, i to za to, ze za dlugo w ustepie siedzial.” Dodac trzeba, ze Lagerfuhrer byl socjalnym i politycznym opiekunem pracownikow niemieckich i nie mial zadnych prerogatyw w stosunku do zalogi – rozprawa z zydowskim robotnikiem byla jego osobista „rozrywka”. Albo inny zapis, o wiele drastyczniejszy: „Niedziela, 15 listopada 1942. Kosciol zamkniety (...) W nocy zbiegl jeden Zyd. Za kare zostalo skazanych na smierc 8-miu. Tego uciekiniera zaraz rano w Nowym Targu SS zlapalo. On tez poszedl pod sciane. Tu z tartaku zaprowadzil Wirstiuk 6-ciu jego krewnych i sasiadow na SS [posterunek w miasteczku Czarny Dunajec], i tam ich zostawil. Zostali oni wieczorem ok. 7-mej zastrzeleni. Tak samo tych chorych, ktorzy w N. T. w szpitalu byli tez tamt. SS mialo zabic. W biurze jest 13,80 zl, co im odebrali i chusteczke (...). Ot, zycie, ot los! Wieczorem Zydzi fasowali pierzyny, co je Dyrektor z Nowego Targu przywiozl.”
Zdarzalo sie, ze niedozywieni i znekani Zydzi ulegali wypadkom przy maszynach. Wszelkie powazniejsze kontuzje byly zglaszane zakopianskimu Gestapo. Stanowily one preteksty do likwidacji grup ludzi. Po obcieciu dwoch palcow 15-latka przez wahadlowa cyrkularke, przyszedl rozkaz od Roberta Weissmanna z Zakopanego „jest ich zbyt wielu, nalezy 10 zastrzelic”. Juz dzien pozniej zapisalem w dzienniku: „29 listopada 1942 niedziela. O 10-tej prowadzilo 2-ch Werkschutzow 8-miu Zydow do SS. (...) Podobno 2-ch mlodych z tych prowadzonych chcialo uciec, ale ich Walaski zlapal i im nabil.” Byly w tej grupce „dzieci prawie (...) ok. 15-letnie”, m.in. rozmowny Szaulewicz, ktory jeszcze dzien wczesniej pytal mnie o sytuacje na frontach. Nadszedl niedzielny wieczor. „Punkt o 9-tej wyszedlem z domu, wiatr wyl i snieg sypal bez przerwy. Kurniawa. W kierunku rynku uslyszalem w jednej mniej wiecej minucie 5 strzalow, gluchych, to Zydzi...” I nastepny dzien: „Poniedzialek. 30.11.1942. Wiatr i snieg, ze swiata bozego nie widac. (...) Maciaszek nasz[15] musial tych Zydow wczoraj wieczorem chowac. Musieli sie oni z plaszczow rozebrac i sie twarzami do ziemi poklasc, i tak ich z tylu strzelali. W tym chowaniu pomagal mu jakis student z gory Dunajca i Zydow w tym dole ukladal. On sie przewrocil, a oni na niego dalszych Zydow zrzucili, tak ze on sie za zycia w grobie znalazl. Gonet sie tej egzekucji przypatrywal, bo on jest klucznikiem.” (Student zostal zapewne doprowadzony z wiezienia). 3 grudnia 1942 telefon ze szpitala w Nowym Targu, ze dwaj nasi Zydzi juz wyleczeni. Kierownik odpowiedzial, ze „ich Gestapo odbierze i ze szpital ma na SS Nowy Targ zatelefonowac”. „Pojda ze szpitala pod kule” – zapisalem. Mimo postepow ogolnej znieczulicy, bestialstwa te gleboko przezywalismy, poza wszystkim ofiary byly nam dobrze znane, nie bylo tez tajemnica, ze nastepna do likwidacji nacja beda Polacy.
Zyjacy w stanie nieustannego napiecia lekowego, Zydzi zachowywali sie biernie i apatycznie. Szesciu mlodych ludzi prowadzi 65-letni Wirstiuk na wiadoma smierc 1 km przez niezamieszkane tereny, jest uzbrojony w dlugiego mausera. Nikt nie probuje ucieczki. Wczesniej dwom zydowskim podoficerom placowka konspiracyjna pomogla w ucieczce – po 3 dniach sami wrocili. Zostali z miejsca zastrzeleni. Zdarzyl sie jednak przypadek innej postawy. 16 pazdziernika 1942 r. 22-letni Korngut Leib „odmowil posluszenstwa i oswiadczyl, ze nie bedzie pracowal”. Zostal skatowany przez SS i „naszych R.D.” (Reichsdeutschow), a Gestapo zapowiedzialo rozstrzelanie („ale on tego chce” – zapisalem). Po 12 dniach kolejna notatka: „28. Pazdziernik 1942. Rano szron byl i dosyc zimno. W nocy Zyd umarl, Korngut Leib, mlody, ten co mial byc zastrzelony.”
Firmom takim jak „Hobag” czy „Stuag” stawia sie zarzut czerpania zyskow z pracy niewolniczej, jak jednak wynika z tych skromnych zapiskow, ciazy na nich wina znacznie powazniejsza: wspoludzialu w fizycznej eksterminacji Zydow. Ludzie ci byli w „Hobagach” nie tylko glodzeni i obciazani katorznicza praca, ale takze poniewierani, bici, ponizani i z byle powodu – lub bez powodu – pozbawiani zycia. Przymus fizyczny byl codziennoscia. Dopuszczajacy sie gwaltow Niemcy – na codzien poczciwi ciesle lub straznicy – musieli miec dyrektywy z gory, gdyz te ekscesy nasilaly sie falami. Rozstrzeliwan dokonywalo Gestapo, ale bywala tez w to wlaczana straz graniczna (Grenzschutz). Polska „granatowa” policja nie byla angazowana w zadnej formie. Niemiecki personel zakladow zglaszal do Zakopanego sluzace za preteksty do mordow wypadki przy pracy, ucieczki a raz – moze byly i inne – desperacki protest Kornguta Leiba.
W cytowanej juz ksiazce J. Kasperek pisze na s. 159, ze komanda zydowskie przy niemieckich zakladach na Podhalu czynne byly do wiosny 1943 roku. „Ostatecznie w maju 1943 r. – czytamy – wymordowano wszystkich znajdujacych sie jeszcze w tym powiecie Zydow.” W rzeczywistosci w tej fazie mordow pracownikow juz nie bylo, chodzilo przeciez o wykwalifikowana sile robocza, coraz bardziej Niemcom potrzebna. W moim dzienniku sprawe Zwangsarbeitlager fur Juden zamyka obszerna notatka z konca maja 1943 roku – kiedy „Hobag” zmienil juz nazwe na „Delta”. „Wtorek, 25 Maj (5) 1943. Uwaga! O 2.30 przychodzi do tartaku dwoch SS. Oficer i inny jeden. Mnie w korytarzu zlapali i z Hermanem [Barufkem] chcieli mowic. Rozkazali Zydom ustawic sie przed barakiem. Prawie kazdy dostawal pala gumowa kilka razy przez glowe. Po chwili zajezdza auto ogromne, schodza z niego ok. 10–15 Ukraincow, laduja karabiny i otaczaja tartak. Ja chcialem wyjsc z baraku, a ten do mnie: Ty kudy chodysz? Wrocilem sie i drugi raz juz mnie nie wypuscil. Ojciec wolal Barufke a on do Ojca: Szto ty kryczysz? Zydow zaladowali z ich tobolkami na auto. Nabili ich kolbami i palkami. Tak przy tym bylo, ze pierzyne rozdarli i jakby snieg padal. Zaladowali ich 70-ciu na jedno auto. (...) W Nowym Targu to samo zrobili.”
Na glowy ludzi Ukraincy wrzucali stolki i kociol kuchenny. Wypelniona po brzegi ciezarowka odjechala a na placu przed garazami zapadla przejmujaca cisza. Wylekli robotnicy polscy wynurzali sie spomiedzy sztapli. „Kiedy w taki sposob zabiora sie do nas?” Od rana lal deszcz, dzien byl ciemny i ponury. Do asfaltu lepily sie piora z rozdartej pierzyny szewca Chmielnika. Taki byl koniec Zwangsarbeitslager w Czarnym Dunajcu, a takze zamkniecie bolesnej sprawy Zydow w moim dzienniku. Scenariusz powtorzyl sie w Nowym Targu, podobne sceny rozegraly sie w tym czasie takze w sadeckich „Hobagach”. Bylismy zrazu przekonani, ze ciezarowki pojechaly do Oswiecimia, o ktorym wiadomo bylo wowczas niewiele – przede wszystkim to, ze nikt stamtad nie wraca zywy. W rzeczywistosci wiezniowie zostali przerzuceni do obozu pracy przymusowej w Plaszowie, skad pozniej – czesciowo dopiero w kwietniu 1944 – wywozono ich do KZ Gross-Rosen (dzis Rogoznica), Flossenburg i dalej na zachod.
[Hobag]
Z tego placu 25 maja 1943 r. odjechala ciezarowka do Krakowa-Plaszowa. Z lewej garaz i suszarnia (pozostalosc po tartaku Landaua). Za biala sciana magazyn zywnosciowy. Fot. Jozef Nyka
TO JA, JEHUDA STEIN
Tymczasem cisza, jaka zapadla na placu przed garazami, miala rozciagnac sie nie tylko na godziny, ale na dni i lata, a nawet na cale polwiecze. Mijaly dekady, o Podhalu ukazywaly sie coraz to nowe ksiazki, m.in. popularne i naukowe monografie, tworzone z udzialem historykow. Tematyka Zwangsarbeitslager nie pojawiala sie w nich w ogole, podobnie zreszta jak temat rowniez do cna zapomnianych kombinatow „Hobagu”. Jedna z przyczyn byl brak informacji. Podczas ucieczki Niemcow, w koncu stycznia 1945 r., poszly z dymem wszystkie dokumenty. Frontowe Vernichtungskommanda systematycznie niszczyly zaklady. W Czarnym Dunajcu na 3 dni przed podpaleniem calego obiektu zostaly spalone na stosie wszystkie akta biurowe. Uciekajacy Niemcy mieli jeszcze sily, by zacierac slady swej zbrodniczej dzialalnosci. O zebraniu zeznan swiadkow w powojennych latach nikt nie pomyslal. Musialo ocalec biuro filii w Krakowie, ale kto wtedy dbal o nienawistne niemieckie papiery? Totez gdyby dzisiaj ktos przebil sie przez wszystkie te bogato wydawane po wojnie ksiazki, slusznie moglby zapytac, czy cos takiego w ogole sie wydarzylo? Jednak przez mysl mi nie przeszlo – ani wtedy, ani pozniej – ze po polwieczu sprawa otrzyma niespodzianie ciag dalszy.
W ostatnich latach stwierdzilem, ze porzadki polityczne sie zmieniaja, a sprawami podhalanskiego szoah malo kto sie interesuje, ze oficjalna historiografia pozwala wymrzec najostatniejszym swiadkom i jezeli wydarzenia tamtych lat nie maja rozplynac sie w nicosc, powinienem ocalic przynajmniej to, co sam zapamietalem i co utrwalilem w swoich nieporadnych mlodzienczych zapiskach. I tak w niedlugim czasie powstalo powyzsze opracowanie.
[Jehuda L. Stein]
Dr Jehuda L. Stein
Chcac sprawdzic, co na ten temat mozna by znalezc w zbiorach niemieckich, przeprowadzilem kwerende w archiwach i w internecie. Wyniki byly bliskie zera, ale przyniosly jedno dla mnie sensacyjne odkrycie: dowiedzialem sie, ze obozy „Hobagu” a potem Plaszow i jeszcze okrutniejsze obozy koncentracyjne w Niemczech udalo sie przezyc paru ludziom, w tym dwom wiezniom z Nowego Targu i Czarnego Dunajca. Byli to zbiegiem okolicznosci pochodzacy z Krakowa bracia Gerson (Gershon, Jerzyk) i Jehuda Steinowie. Ocaleli osobno. Pierwszy – pracownik zakladu w Nowym Targu – po wojnie znalazl sie w Izraelu, drugi[16] po dramatycznych, wrecz filmowych przezyciach, przedarl sie – cien czlowieka – do Szwajcarii. Wyleczyl sie tam z gruzlicy, skonczyl studia. Wydal kilka ksiazek, w tym dzieje swojej rodziny z rozdzialem poswieconym miesiacom w lagrze w Czarnym Dunajcu. Dla mnie bylo to odkrycie szokujace. A wiec telefony do wydawcy ksiazki w Konstancy i do redakcji „Judische Rundschau” w Zurychu, stamtad skierowanie do kogos, „kto pana Steina zna osobiscie”. Na otrzymany adres, list do Szwajcarii i po paru dniach telefon a w nim pelen wzruszenia glos: to ja jestem Jehuda... Po 60 latach drogi dwoch wowczas nastolatkow, dzis naznaczonych przezyciami starcow, krzyzuja sie jeszcze raz, jak w banalnej powiesci. Plyna chaotyczne wspomnienia, wracaja wyrywane z zaswiatow sylwetki – imiona i nazwiska... Pamiec wygasla po obu stronach i nie ma tych nazwisk zbyt wiele. Jehuda – po polsku mowi i pisze bez sladu obcego nalotu – wielu rzeczy nie pamieta: przez dziesieciolecia usilowal zrzucic z siebie bagaz doznan zbyt trudnych do udzwigniecia. „Nasza uwaga – mowi – koncentrowala sie w tamte lata wylacznie na mozliwosci przezycia dnia, zaspokojenia glodu i unikniecia bicia przez Niemcow i ich pacholkow.” Niestety, bolesnej pamieci nie sposob sie pozbyc. „Zycie nie idzie tylko biegnie – wspomina kiedy indziej. – Przeszlosc jednak przesladuje mnie nadal w burzliwych snach, ktorych nie moge zwalczyc mimo porad lekarskich.” Jehuda dobrze wspomina Jozefa Piechockiego: „zatrzymalem go w pozytywnej pamieci, gdyz zachowywal sie wobec mnie, uwzgledniajac »lokalne warunki«, porzadnie...” Ludzkie odruchy widzial tez u Hermanna Barufkego, ktory przymykal oko na godziny slabosci Zydow przy pracy, powodowane choroba, wycienczeniem czy efektami pobicia. Watki z roznych obozow nakladaja mu sie w pamieci na siebie. Zbiorowe egzekucje wzmiankuje tylko ogolnie, a po pozniejszych koszmarach obozow koncentracyjnych Plaszowa, Gross-Rosen i Flossenburg, „Hobag” jawi mu sie jako „calkiem dobre komando”, o raczej umiarkowanym rezimie.
Mlodszy brat Jehudy, Gerson (Jerzyk)[17], otrzymal przydzial do „Hobagu” w Nowym Targu. Do konca lata 1942 do tartaku dochodzil z domu piechota, w trakcie pamietnej akcji Gestapo 30 sierpnia zostal skierowany do tego samego zakladu, gdzie go wraz z innymi internowano. Jak wspominal, zaloga zydowska liczyla 45–50 ludzi i mieszkala w specjalnym baraku, pilnowanym przez Werkschutz. Organizacja byla podobna jak w Czarnym Dunajcu. Brygadzistami byli Beker i Gruszka, ktorzy wobec wiezniow zydowskich zachowywali sie przyzwoicie. Gruszka kierowal hala traczy (gatrow). „Starszym” zydowskiej grupy byl Emek Langer, ktoremu tez dane bylo przezyc holocaust i osiasc w Izraelu. Jerzyk pamieta niewielu kolegow, byli wsrod nich Katz, Samek Grasgrun, Bronek Morgenstern. Zydzi byli zatrudnieni przy dluzycy na holcplacu oraz przy zaladunku czesci barakow i hangarow do transportu kolejowego, kilkunastu przyuczono do prac montazowych. W okresie zatrudnienia z wolnej stopy mieli tygodniowa place w wysokosci podobnej do polskiej zalogi (60 gr za godzine), otrzymywali tez wazne dla calej rodziny przydzialy zywnosci, a na Boze Narodzenie dodatkowy prowiant i wodke. To sie skonczylo wraz z internowaniem, zreszta i rodzina przestala istniec. Aktow rozstrzeliwan nie zapamietal, co nie znaczy, ze w Nowym Targu ich nie bylo. Oboz zydowski zostal zlikwidowany, podobnie jak w Czarnym Dunajcu, 25 maja 1943 roku.
Niedawno temu natknalem sie w internecie na jeszcze jedno nazwisko: Robert Mendler, pierwotnie Roman Reibeisen, po wojnie mieszkaniec USA (Latrobe, Pennsylvania)[18]. Pracowal w zakopianskim „Stuagu”, a takze w „Hobagu” w Czarnym Dunajcu. I on zdolal wyjsc calo z zaglady. Przez wiele lat zajmowal sie prelekcjami „Przezylem holocaust”, a jego relacje – streszczane przez dziennikarzy i sluchaczy – przykrojone byly wyraznie do oczekiwan publicznosci, co obniza ich wartosc dokumentacyjna. Rozne watki wyraznie mu sie mylily.
Mnie w rekonstruowaniu zdarzen pomagaja zapiski, choc pamiec tez jest wciaz zywa, chodzilo przeciez o doznania o wyjatkowym dramatyzmie i grozie. Karteczki dziennika te pamiec wspieraja i porzadkuja, puszczona wolno wpada ona bowiem w niebezpieczne meandry[19].
Zydowskie obozy pracy w poszczegolnych zakladach „Hobagu” (podobnie jak i w kamieniolomach Zakopanego, Szaflar) stanowily osobny rozdzial podhalanskiego holocaustu, tym bardziej tragiczny, ze tak gruntownie wymazany z pamieci. Wszystkie dokumenty splonely wraz z tartakami w styczniu 1945 roku, brak publikacji, nie sa pooznaczane zbiorowe mogily, bohaterski Korngut Leib nie jest patronem nawet malej uliczki. Czy jego meczenska smierc pamieta ktos oprocz mnie i malej pozolklej karteczki z mojego pamietnika? Ksiazki Jehudy nie zostaly dotad przetlumaczone na jezyk polski, nie ma ich nawet w zbiorach naszych glownych bibliotek. Ostatnio otwiera sie jednak szansa, ze i ten zapomniany temat zostanie podjety przez historykow z IPN i doczeka sie naleznej mu publikacji. „A co nie zostalo spisane i ogloszone, pojdzie w niepamiec tak, jakby sie nigdy nie zdarzylo” – mowi prof. Erhard Roy Wiehn w ksiazce Jehudy Steina. Mam nadzieje, ze te moje wspomnienia – swiadka a po trosze i uczestnika zdarzen – przywracaja jakis strzepek pamieci, a fragmenty tego, co moglo zginac, wracaja znowu do zycia. Drobne okruchy wielkiej bolesnej historii – kazdy, nawet najmniejszy, wart ocalenia.
PRZYPISY
 1.  Biuletyn Komisji Studiow Ligii Popierania Turystyki, tom II, 1938, s. 77–78.
 2.  Henryk Jost: Zakopane czasu okupacji (Wspomnienia). Wydanie II. Zakopane 2001. Wyd. I – 1989. Lidia Dlugolecka-Pinkwart, Maciej Pinkwart: Zakopane od A do Z. Warszawa 1994. O „Hobagach” i martyrologii Zydow brak wzmianek.
 3.  Janusz Berghauzen (redakcja): Podhale w czasie okupacji 1939–1945. Wyd. I 1972. Wyd. II poprawione i rozszerzone, Warszawa 1977.
 4.  Feliks Kiryk (redakcja): Czarny Dunajec i okolice. Zarys dziejow do roku 1945. Krakow 1997. O obozie zydowskim „Hobagu” czytamy (z paroma bledami) na s. 448: „Juz w roku 1940 zorganizowano na Podhalu pierwsze obozy pracy dla Zydow. W Czarnym Dunajcu oboz taki zalozono we wrzesniu 1942 roku. Zydow zakwaterowano w baraku za stacja kolejowa przy drodze do Nowego Targu. W obozie przecietnie przebywalo okolo 90 Zydow, glownie z Jordanowa, Limanowej, Mszany Dolnej, Nowego Targu, Ochotnicy i Szczawnicy. Zydzi pracowali w tartaku »Homag« (...) Jedna osoba zmarla a 22 rozstrzelano na miejscu, pozostalych wywieziono do obozu w podkrakowskim Plaszowie. Oboz pracy w Czarnym Dunajcu zlikwidowano w maju 1943 roku.”
 5.  Renata Dutkowa (redakcja): Zakopane czterysta lat dziejow. Tomy I i II, Krakow 1991.
 6.  Jedyna dotad publikacja na ten temat jest nasz zeszyt 7(27) GBH: Jozef Nyka – Hitlerowski przemysl zbrojeniowy pod Tatrami. Warszawa 2009.
 7.  Juliusz Zborowski: »Der Judenrat in Zakopane«, Wierchy XXVI 1957 s. 174–180. To samo w „Pisma podhalanskie” Krakow 1972 t. II s. 208–241. O Pardalowce sporo szczegolow, jednak bez informacji podstawowych. Wedlug tego artykulu, 1 stycznia 1940 r. pozostawaly w Zakopanem jeszcze 593 osoby pochodzenia zydowskiego, w lutym bylo ich juz tylko ok. 100.
 8.  Jozef Kasperek: Podhale w latach wojny i okupacji niemieckiej 1939–1945. Warszawa 1990.
 9.  Jan Kucia: Obozy pracy na terenie bylego powiatu Nowy Sacz w okresie okupacji hitlerowskiej, „Rocznik Sadecki” 1974–77 t. XV–XVI (s. 247–253).
10.  Powtarzana w literaturze informacja o getcie w Nowym Targu (Berghauzen 1977 s. 168, Kasperek 1990 s. 157, Kiryk 1997 s. 448) nie odpowiada prawdzie. Wedlug braci Steinow i naszej pamieci, az do „Endlosung” Zydzi mieszkali w domach w roznych czesciach miasta, po ktorym mogli sie swobodnie poruszac. Osobnej wyodrebnionej i zorganizowanej w getto dzielnicy nie bylo. Sprawami spolecznosci zydowskiej miasta zarzadzala Rada Zydowska (Judenrat).
11.  Namenverzeichniss der judischen Belegschaft beschaftigt in unserem Werk vom 12. XI. 1940 (rekopis). 1. Gros Rubin; 2. Klausner Israel; 3. Weis Haskiel; 4. Gros Adolf; 5. Baumann Ignaz; 6. Neuwird Leopold; 7. Kuntz Heinrich; 8. Langer Josef I; 9. Neuwird Albert; 10. Gribel Naftali; 11. Drenger Berl; 12. Daftner Hermann; 13. Bigeleisen Jakob; 14. Tinnberg Alwin; 15. Eichner Heinrich; 16. Samueli Rudolf; 17. Krummholz Bernard; 18. Steiner Aron; 19. Weiss Nathan; 20. Weissman Adolf; 21. Frei Adolf; 22. Frei Jakob; 23. Birkenbau Max; 24. Langerfeld Jakob; 25. Drenger Abraham; 26. Buchsbaum Jakob; 27. Morgenbesser Bruno; 28. Tuchmann Natan; 29. Weis Leopold; 30. Duklauer Samuel; 31. Langer Salomon; 32. Langer Joseph; 33. Katz Eliasz; 34. Daar Josef; 35.Gerstner Josef; 36. Sprei Salomon; 37. Feller Arnold; 38.Tunnberg Hirsch. [Zachowana bezladna niemiecko-polska pisownia imion i nazwisk].
12.  Stare Bystre. Zdarzenie jest zapewne identyczne z notowana w literaturze sprawa aresztowania i stracenia Franciszka Ligasa (Kasperek s. 159).
13.  Kazimierz Karge, pracownik biura, organizator komorki konspiracyjnej i pozniej dowodca plutonu partyzanckiego I PSP, zlozonego z pracownikow „Hobagu”. Pseudonim „Bialy”. Pluton wszedl w sklad batalionu Lamparta i przebyl chlubna droge bojowa w Gorcach i na Podtatrzu (takze slowackim). Wymienienie przez pania Sacher wlasnie jego bylo przypadkowe, choc trafione bardzo dobrze.
14.  Waclaw Krzeptowski (1897–1945) goral z Koscieliska i Zakopanego, kolaboracyjny przywodca zainicjowanego przez Niemcow proniemieckiego „panstewka” gorali podtatrzanskich. Niemcy utrzymywali, ze Gorale maja w zylach przymieszke krwi germanskiej i probowali wyodrebnic ich w osobny narodowosciowo „Goralenvolk”.
15.  Brygadzista Stefan Maciaszek, w „Hobagu” kierownik sekcji tartacznej (hali gatrow). W r. 1944 podoficer w bat. Lamparta w I PSP w Gorcach, ps. „Sek”, uczestnik akcji zbrojnych, m.in. tygodniowej bitwy ochotnickiej.
16.  Jehuda Leib Stein, ur. 5 lutego 1923 w Krakowie. W 1941 zamieszkal z rodzina w Nowym Targu. Praca przymusowa w Nowym Targu a pozniej w „Hobagu” w Czarnym Dunajcu, od 30 VIII 1942 w obozie pracy przy tym zakladzie. Od konca maja 1943 obozy koncentacyjne Krakow-Plaszow (do 21 IV 1944), Gross-Rosen (Kommando Wustegiersdorf), Flossenburg, wreszcie brygada kolejowa do doraznej naprawy bombardowanych torow. 21–23 kwietnia 1945 dramatyczna ucieczka do Szwajcarii. 1946–54 studia, zakonczone doktoratem chemii, fizyki i bakteriologii. Do 1988 praca naukowa w przemysle spozywczym. Tlumacz sadowy z jezyka polskiego, dzialacz organizacji zydowskich. Ksiazki: „Juden in Krakau. Ein historischer Uberblick 1173–1939”, Konstanz 1997. „Die Steins. Judische Familiengeschichte aus Krakau 1830–1999”, Konstanz 1999. „Judische Arzte und das judische Gesundheitswesen in Krakau. Vom 15. Jahrhundert bis zur Schoah”, Konstanz 2006. Zmarl 18 czerwca 2009 r. na chorobe nowotworowa ukladu krwionosnego, jego zona 8 lutego 2010. „Byl czlowiekiem niezwykle silnym – pisze jego ziec Jean-Jacques Didisheim – po strasznych latach byl w stanie zbudowac w Szwajcarii piekne i harmonijne zycie rodzinne z zona Frymka, rowniez ofiara obozow.”
17.  Gerson (Jerzyk) Stein, ur. 1 marca 1924 w Krakowie, od stycznia 1941 mieszkal z rodzina w Nowym Targu. Przydzielony do pracy w „Hobagu” Nowy Targ, 30 sierpnia 1942 zostal tam internowany a 25 maja 1943 wywieziony do obozu koncentracyjnego w Plaszowie, gdzie znow znalazl sie razem z bratem. 21 kwietnia 1944 przerzucony do KZ Gross-Rosen i dalej do KZ Wustegiersdorf a 25 lutego 1945 do Flossenburg w Bawarii. Tam bracia zostali definitywnie rozdzieleni. Jerzyk zostal wyzwolony wraz z obozem koncentracyjnym Dachau, Jehuda odszukal go kilka miesiecy pozniej. Wobec odmowy przyjecia go do Szwajcarii, wyjechal nielegalnie do Izraela, gdzie dotarl wraz z zona Ela Farber w r. 1948. Uczestniczyl w wojnie o niepodleglosc a w 1956 r. w kampanii synajskiej. Pracowal wiele lat w zawodzie hydrologa, obecnie mieszka wraz z zona w Hajfie, oboje posluguja sie nadal piekna plynna polszczyzna.
18.  Robert Mendler (Roman Reibeisen) urodzil sie w r.1926 w Nowym Targu, tam tez sie wychowal. Jako chlopiec bywal w Tatrach, jezdzil na nartach. Od wrzesnia 1939 r. pracowal jako sluzacy gestapowca, od listopada 1940 w „Stuagu” w Zakopanem. Po 5 miesiacach wrocil do domu – zatrudniono go przy budowie drog (m.in. zakopianki) i rozladunku wegla. Potem – jak podaje – dojezdzal do Czarnego Dunajca do pracy w firmie Flusskies und Stein. Wspomina tez „Tobag” w Czarnym Dunajcu. Od maja 1943 przeszedl przez Plaszow i kilka innych obozow koncentracyjnych (wymienia 10, z Auschwitz wlacznie...). 2 maja 1945 oswobodzili go Amerykanie w obozie Packing. Po wojnie wyjechal do USA. Przez wiele lat wyglaszal w szkolach, kosciolach, uczelniach prelekcje „Przezylem Holocaust”. Za dzialalnosc te otrzymal doktorat honorowy. Odwiedzal Podhale i Nowy Targ. Zmarl 10 grudnia 2009 r. w Latrobe.
19.  Spostrzezenie na uzytek historykow. Kiedy po polwieczu wertuje swoje dotad nigdy nie ogladane zapiski z lat 1940–45, stwierdzam ze zdziwieniem, ze moja aktywna pamiec zawiera tresci czesciowo inne. Zdarzenia w niej utrwalone maja nie taki przebieg, wiaza sie z nie tymi ludzmi, dotycza innych spraw, lacza sie po dwa-trzy w jedno. Wystepujac jako swiadek, obstawalbym przy tym, co pamietam, zapisane przed laty fakty sa jednak nieublaganie inne. Jest to przyczynek do problemu wartosci zeznan tzw. naocznych swiadkow, zwlaszcza po uplywie lat. Moj dziennik jest rzadka okazja do tak bezposredniej konfrontacji.

Moi przyjaciele Jehuda L. Stein z Bremgarten i Toni Janik z Krakowa przekazali mi zyczliwe rady i poprawki do tekstu. Jerzykowi Steinowi w Hajfie dziekuje za wzbogacenie artykulu wspomnieniami z obozu w Nowym Targu. Pan Jean Jacques Didisheim z Lozanny byl tak mily i uzupelnil opracowanie datami zycia braci Stein. Tekst pierwszego wydania tej pracy (2007) zostal w instytucie Yadwaszem przetlumaczony na jezyk hebrajski. – J. N.
 
GBH0000  ZWANGSARBEITSLAGER CZARNY DUNAJEC 34 (2012)
Am Nordfuss der Hohen Tatra waren wahrend der Kriegsjahre 1939–45 vier deutsche Rustungsbetriebe tatig. Es geht um die durch die Firma „Hobag Holzbau A.G. Breslau“ ausgebauten und verwalteten Holzkombinate, die fur die Luftwaffe Flugzeughallen und Mannschaftsbaracken erzeugten. Als 15jahriger Bursche wurde ich durch das Arbeitsamt Neumarkt dem Werk Czarny Dunajec (oft kurz „Tscharny“ genannt) als Platzarbeiter und spater Burogehilfe zugewiesen. In den Jahren 1940–43 waren in den Werken auch judische Zwangsarbeiter beschaftigt. Die Firma „Hobag“ verwaltete im Generalgouvernement mehrere kriegswichtige Betriebe, wahrscheinlich alle nutzten die Sklawenarbeit der Juden aus. Im Werk Czarny Dunajec wurden ab Herbst 1940 etwa 40 Manner eingesetzt, die Zahl stieg spater an und der zahlenmassige Anteil der Juden an der Gesamtbelegschaft hat die Quote 15% uberschritten. Es ist mir gelungen, die Namenliste der ersten Mannschaft zu bewahren (Fussnote 11). Alle Judenkommandos im GG unterstanden direkt der SS, wobei im Raum von Podhale die Gewalt die Kommandantur der beruchtigten Sicherheitspolizei Zakopane ausubte. In Czarny Dunajec und Nowy Targ (Neumarkt Dunajec) hatte sie 2–5 Mann starke Zweigstellen. Bis zum Sommer 1942 blieben die Juden auf freiem Fuss und kamen taglich mit der Bahn aus Nowy Targ, nur einige von ihnen wohnten in den benachbarten Ortschaften. Sie waren in der „Hobag“ hauptsachlich auf der Verladerampe tatig – mit den Gipfeln der Tatra im Vorblick. Mehrere erwarben Zimmermannausbildung und wurden in die polnischen Arbeitsbrigaden eingegliedert. Der Wochenlohn war ahnlich dem der polnischen Arbeiter. Die Verladetruppe hat der polnische Aufseher, Jozef Piechocki, geleitet.
Im Sommer 1942 wurde die sog. Endlosung in Gang gesetzt. Die Ubergriffe auf judische Wohnviertel hauften sich und endeten oft in Massakern. Der 30. August 1942 war fur Nowy Targ ein Blutsonntag – Etwa 500 Juden wurden an Ort und Stelle ermordet, uber 2000 mit Zugen zu den Gaskammern des Vernichtungslagers Belzec verschleppt. Fur die Hobagwerke Czarny Dunajec und Neumarkt hat die Gestapo Mannschaften ausgewahlt, die ab nun in Betriebszwangsarbeitslagern eingesperrt werden sollten. In Czarny Dunajec wohnten sie am Rande des Werkareals in einer separaten aber nicht besonders bewachten Baracke. Die eigentliche Fuhrung des Lagers wurde dem jeweiligen Kommandant (Wachfuhrer) des Werkschutzes uberlassen. Die Haftlinge hatten keine Nummern und keine speziellen Straflingsanzuge. Karglich bekleidet und ohne guten Schuhwerk, litten sie unter Regen, Schnee und Kalte, wurden dabei sehr schlecht ernahrt (1,60 zl taglich – 1 Kilogramm Butter „schwarz“ 6 zl). Die Arbeit am Holzplatz oder an der Verladerampe war sehr schwer. Rohheit, Brutlitat, korperliche Misshandlung seitens der deutschen Fuktionare waren an der Tagesordnung. Die Zwangsarbeiter hatten aber mit den nichtjudischen Polen standigen Kontakt, konnten auch leichter Lebensmittel „organisieren“. Die eingeschuchterte polnische Belegschaft verhielt sich distanziert, heimlich wurde aber doch den bedrangten Menschen geholfen. Als Strafen und Terrorakte hat die Gestapo je paar Juden gruppenweise erschossen. Grossere Erschiessungen sind in meinem Tagebuch unter den 15. (6+1 Mann) und 29. November 1942 (8+2 Mann) verzeichnet. Durch die Hinrichtungen schrumpfte die Mannschaft zusammen. Die Auflosung des Lagers erfolgte am 25 Mai 1943. Am fruhen Nachmittag traf ein grosses Lastauto im Sagewerk ein, SS-Schergen und ukrainische Soldaten stellten das Gelande um. Alle Haftlinge wurden zusammengetrieben und mit Knuppelschlagen auf den offenen LKW verladen – Zwangsarbeitslager Krakau-Plaszow war die nachste Station ihres Martyriums.
Von den „Hobag“-Lagern Neumarkt und Czarny Dunajec haben nur 5 Haftlinge den Krieg uberlebt. Gebruder Stein, geboren in Krakau, gehorten zu den Uberlebenden. Gerson (Jerzyk) Stein wohnt heute in Israel, Dr. Jehuda Stein starb unlangst in der Schweiz. Im Jahre 1998 fasste er die dramatischen Geschehnisse in dem packenden Buch „Die Steins“ zusammen (Fussnote 16). Neben seinem personlichen Erlebnisbericht, stellt meine vorliegende Skizze – ausschliesslich auf meinem Gedachtnis und meinem jugendlichen Tagebuch aufgebaut – die einzige sachliche Berichterstattung uber das Zwangsarbeitslager Czarny Dunajec dar. Ich hoffe, sie wird auch fur judische und deutsche Historiker von Interesse sein. Da in den anderen „Hobag“ -Werken die judischen Haftlinge auf ahnliche Weise behandelt wurden, kann sie als Schilderung des schandlichen Unwesens in der ganzen Firma gelten.
Die Namen der judischen Opfer sind langst in Vergessenheit geraten, nur sehr wenige Einzelschicksale konnten registriert werden. „Was nicht aufgeschrieben und veroffentlicht ist, wird so vergessen, als ob es nie geschehen ware“ – sagt Prof. Erhard Roy Wiehn in dem Buch von Jehuda Stein. Uns Neunzigern, den letzten noch lebenden Augenzeugen, fallt nun – wenn auch sehr spat – die Aufgabe zu, die Toten zu wurdigen und das Gedenken an die schreckliche Zeit fur die freie von Hass und Verfolgung Zukunft wachzuhalten und zu verbreiten. Mogen uns dabei die Geister der Verstorbenen zur Seite stehen!