WILHELM RICHTER
Pierwsi
na Szczycie Lodowym
[Dolina Jaworowa]
Dolina Jaworowa, w glebi po lewej Lodowy Szczyt, z prawej Jaworowe Szczyty.
Na przodzie w sloncu polana Galajdowka. Fot. Vladimir Kostial
  

Copyright © 2016 by JOZEF NYKA


W poprzednim zeszycie (22–42) naszej Gorskiej Biblioteczki Historycznej opublikowalismy pare uzupelnien do obszernego studium zamieszczonego w tomie 75 „Wierchow”, a poswieconego historii pierwszego wejscia na Lodowy Szczyt w dniu 31 sierpnia 1843 roku. W tym naszym dodatku do literackich zrodel dokumentujacych to wydarzenie dorzucilismy jedno nowe, dotad nieznane tatrologom, choc historycznie bardzo wazne, mianowicie artykul sprawozdawczy uczestnika czy nawet inicjatora zdobywczej wyprawy, inzyniera z jaworzynskiej huty, Wilhelma Richtera, ogloszony w bratyslawskiej gazecie „Pannonia” w niespelna miesiac po sukcesie na Lodowym. Gazety tej nie bylo w polskich bibliotekach, totez i artykul Richtera wymknal sie uwadze bibliografow i badaczy historii taternictwa. W rok pozniej Richter opublikowal swoja – juz szerzej znana – ksiazke o Wegrzech, w ktorej w rozdziale koncowym (VIII) powtorzyl relacje z wyprawy na Lodowy – w troche innej wersji. Poniewaz oba te jego sprawozdania obrazuja duzej rangi wydarzenie gorskie, postanowilismy obydwa teksty udostepnic naszym czytelnikom w calosci, we wlasnym, w miare wiernym przekladzie na jezyk polski. Richter byl bardzo plodnym publicysta, nie jest zatem wykluczone, ze o przygodzie z Lodowym napisal gdzies jeszcze i ze w przyszlosci pojawia sie dodatkowe szczegoly. Spory fragment ksiazkowego rozdzialu Richtera ukazal sie w polskim przekladzie we wspomnianym artykule w „Wierchach” – w szczegolach moze on jednak odbiegac od naszego tlumaczenia, pelniejszego i bardziej doslownego. Jako aneks do obu sprawozdan Richtera dodajemy spolszczony fragment listu znanego niemieckiego geografa, prof. Karla Rittera, ktory tez uczestniczyl w wyprawie na Lodowy, wycofal sie jednak z proby wejscia na szczyt. Informuje o tym brata w liscie z Kiezmarku z data 2 wrzesnia 1843 roku. Nazewnictwo spolszczamy, a formy stosowane przez autora wtracamy w nawiasach kwadratowych. Nazwy roslin pozostaja w wersjach lacinskich.
Jozef Nyka
 

GBH0000    43 (2016)
Wilhelm Richter
W PIATKE NA LODOWA TURNIE
Do najsurowszych i najodludniejszych czesci calego poteznego luku Karpat nalezy moja najblizsza okolica, jednakze jej odciecie od centrow ruchu jest sowicie wynagradzane wspanialoscia i imponujacym pieknem wysokogorskiego swiata. Najwyzszy punkt calych gor, Turnia Lodowa [der Eisthalerthurm, Turnia Lodowych Dolin], przez slowianskich gorali zwana Kolba, otoczona byla dotad zla slawa, jako szczyt nie do zdobycia. Zadowalano sie podziwianiem jej z sasiedniej Lomnicy i doznawaniem dreszczy grozy, jakie w sercach widzow budza jej strome, strzeliste jak wieze skalne sciany. Tylko od czasu do czasu jakis smialy koziarz odwazal sie dotrzec do stop jej wlasciwego spietrzenia, i wlasnie ta ustronnosc czynila z niej gniazdo wszelkich mozliwych cudownosci powstajacych w wyobrazni prostego czlowieka[1]. Platy lodowe i sniegowe, dotad nietkniete ludzka stopa, mialy ja otaczac w poteznych zlebach, a wejscie na nia wydawalo sie kazdemu absolutnym niepodobienstwem. Wlasnie ten dwuznaczny nimb tego olbrzyma naszych Tatr [Alp], ktory stale z takim majestatem osmielal sie zagladac w moje okna, podwajal moja zadze zawarcia z nim blizszej znajomosci – brakowalo tylko stosownej podniety, azeby mnie pobudzic do wdrapania sie na niego. Ten impuls pojawil sie w wyniku szczesliwego zbiegu kilku okolicznosci, kiedy mianowicie w dniu 30 sierpnia [1843 r.] zebralo sie u mnie [w Jaworzynie Spiskiej] paru smialkow zainteresowanych tym wlasnie wyzwaniem. Na ich czele wielki geograf, profesor dr Ritter z Uniwersytetu Berlinskiego, ktory jako heros swojej galezi nauki nie wahal sie porzucic wygod wielkich miast, aby w 64. roku zycia przewedrowac Karpaty – dla wzbogacenia wiedzy oraz dla weryfikacji i rozszerzenia wiadomosci o tym tak jeszcze slabo poznanym rejonie. Pan John Ball, wielki botanik z Dublina i pan Weber, profesor z Glasgow w Szkocji, byli jego towarzyszami, do ktorych przylaczylismy sie i my – ja, oraz malarz-pejzazysta Tibelli[2], wszyscy w interesie sztuki i nauki, aby wspolnie wedrzec sie tak wysoko, jak tylko sie da, i w miare moznosci stac sie pierwszymi, ktorym przypadnie honor zdobycia tego szczytu.
[Pannonia]
Po poludniu tego samego dnia gorskie konie i wozy poniosly nas w ciagu pierwszych 3 godzin tej tury w gore Doliny Jaworowego Potoku [Javorabach], az w okolice gornej granicy pietra lasu. Granice te tworzy gmatwanina starych powalonych sprochnialych pni polkalekich jodel [musi chodzic o swierki] i dziki bezlad zlomow skalnych. Tam, pod starym swierkiem, zaplonelo wkrotce przyjazne ognisko, ktore po skromnej wieczerzy milo ogrzewalo nas zimna noca, podczas gdy rwacy potok, szumiacy w glebokim rozdole u naszych stop, swoim monotonnym basowym mruczeniem kolysal nas do snu.
Obudzilismy sie z pierwszym brzaskiem dnia, caly masyw gorski pietrzyl sie przed nami jasno i wyraziscie, szczyty ozlocone pierwszymi promieniami slonca, a z zalomow skalnych male obloczki oparow wysnuwaly sie niesmialo ku turniom. Wedrujac w gore Dolina Potoku Jaworowego, raz po jednej, raz po drugiej stronie, przebylismy pietro kosodrzewiny i po dwugodzinnym, coraz to trudniejszym marszu, osiagnelismy Sucha Doline [Durrer Grund] – amfiteatr pionowych scian o wysokosci 2000 stop, naprzeciwko ktorych zostala zarzadzona mala pauza. Tak to w tej podluznej dolinie, od grani glownej Tatr [Karpat] ciagacej sie na polnoc – najpierw w kierunku polnocno-zachodnim, a nastepnie polnocnym, osiagnelismy wywierzysko Potoku Jaworowego, ktory tu nagle wytryska z bezladnego stosu piargow, odbywszy uprzednio podziemny bieg jako wyplyw z polozonego przeszlo 1000 stop wyzej Zmarzlego Stawu [Gefrorner See, dzis Zabi Staw Jaworowy]. Przerwa w naszej wedrowce stala sie okazja do malego posilku, podczas gdy we wznoszacej sie naprzeciwko Hardej Scianie („starre Wand”)[3] w krotkich odstepach z grzmotem spadaly lawiny kamienne, zostawiajac glebokie szramy w dolnych polach snieznych i powoli coraz to bardziej wypelniajac Sucha Doline usypami na wpol zwietrzalego, szarego od starosci granitu. Staczanie sie i obrywy lawin kamiennych rozbrzmiewaly w tym zupelnie pozbawionym zycia pustkowiu tym grozniej, ze pogoda nagle ulegla zmianie i pekate klebowiska mgielne wpelzly w gore doliny, przewalaly sie przez siebie, to zbijaly sie w tumany, to znow porozrywane, od czasu do czasu otwieraly daleki widok na swiat alpejski, by go wreszcie przeslonic delikatnym eterycznym welonem. Wnet specznialy one w ciezkie chmury deszczowe, ograniczajace widocznosc do 10 krokow. Te chmury wyladowaly sie w ulewnym deszczu, ktoremu przez godzine stawialismy czola pod plaszczem i parasolem, w daremnej nadziei, ze pogoda powinna sie zmienic. Te zle oznaki pogodowe sklonily panow profesorow Rittera i Webera z ich korowodem do marszu powrotnego do miejsca nocnego biwaku i stamtad dalej do Jaworzyny, podczas kiedy pan Ball, malarz Tibelli i ja, z przewodnikiem i jednym sluga, oparlismy sie niepogodzie i w najgestszej mgle zwawo zmierzalismy ku naszemu celowi. Towarzyszyly nam 3 psy, ktore nie pozwolily sie odstraszyc i z ktorych jeden, dziwnym trafem chart, towarzyszyl nam az do stop wlasciwego szczytu, tam jednak skomlac zalegl w sniegu i drzac na calym ciele stal sie tak dalece niezdolny do poruszania sie, ze trzeba go bylo zniesc, podczas gdy dwa male pinczerki z bohaterska wytrwaloscia podeszly jeszcze z 500 stop, czyli do wysokosci ok. 8000 stop. Wspominam o tych zdarzeniach, aby milosnikowi przyrody przekazac dowod, ze podczas gdy silne rosle zwierze porazone zawrotem glowy z pelna bezradnoscia wydaje sie na pastwe smierci, maly salonowy piesek wspina sie wytrwale na najstromsze sciany i tak samo odwaznie zsuwa sie w dol w slady swojego pana.
[Karol Tibely]
Widok ze Zbojnickich Want na Doline Zimnej Wody, po prawej Lomnica, z lewej Posrednia Gran a za nia masyw Lodowego. Obraz Karola Tibelyego, namalowany ok. 1845 roku.
Przy meczacych skokach po zlomiskach, przy ktorych balancez i chassez croise [trudne figury taneczne] latwiej sobie przyswoic, anizeli u nauczyciela tanca, ciezkie trzewiki ze sztywna zelowka nie zasluguja na polecenie. Najlepiej naciagnac na stope bawelniane, a na to welniane skarpety, te drugie opatrzone podszywka oraz bokami i napietkiem ze skory, na podobienstwo pary pantofli porannych. Na to wiaze sie lapcie lub kierpce [weg. bocskor], ktore pod pieta i pod poduszka stopy maja ostre raczki, jednak z kolcami nie wyzszymi, niz co najwyzej ¼ cala. W ten sposob czlowiek jest zabezpieczony na kazda okolicznosc. Stopa nie odczuwa tak bardzo ostrosci kamieni, a przy tym zachowuje gibkosc i pewnosc ruchow. Niezbedne jest sukienne ubranie, do tego kapelusz z szerokim rondem.
Zmarzly Staw, zrodlisko Potoku Jaworowego, powstaje z odplywu Przednich Dolin Lodowych i jest malym podluznym ciemnozielonym jeziorkiem, po ostrzejszych zimach zwykle przez cale lato pokrytym lodem. Postepowalismy za naszym przewodnikiem wzdluz pola snieznego, z powodu gestej mgly nie mogac dojrzec niczego. O tym, na jakiej mniej wiecej znajdowalismy sie wysokosci, dowiadywalismy sie od czasu do czasu od naszego towarzysza, pana Balla, na podstawie jego obserwacji zasiegow wegetacyjnych. Podczas gdy w nizszych partiach Geum montanum, Gentiana alpina, Arnica doronicum, Ranunculus aconitifolius, przerozne Pedicularis, Silene acaulis, Anemone alpina, Myosotis scorpionides, Suezia, Nadosmia itp. itp. w wielkiej obfitosci pokrywaly zyzne uplazy najpiekniejszym kwieciem, w krainie wiecznego sniegu, pomiedzy jalowymi goliznami kamiennymi i wzdluz charakterystycznych moren tych wiecznych pol snieznych, ktore w swojej charakterystycznej podluznej wypuklosci podobne sa calkiem do tych w Szwajcarii, pojawily sie wreszcie rosliny lodowcowe (glaciales), jak np. Gentiana glacialis, Anemone glacialis itp., ktore nie odstapily juz nas az do samego czuba Lodowego Szczytu, gdzie kazde miejsce choc troche chronione przed podmuchami wiecznego zimna, pokryte bylo tymi gatunkami, a nawet slicznymi, wielkimi jak dlonie kwiatami Arnica doronicum. Porosty oblepialy wszystkie skaly, czeste byly Cryprogamen, pokryte najpiekniejszymi kwiateczkami, podobnymi do czerwonych lub innobarwnych punkcikow. Zachwyceniem zaskoczyl nas widok, kiedy po kilku godzinach uciazliwego wspinania z doliny „Zmarzlego Stawu” wreszcie osiagnelismy grzbiet. Mgla, rozgoniona przez wiatr, znikla, a nad Zadnimi Dolinami Lodowymi w blekitnej oddali pojawil sie sloneczny Spisz, ze swoimi zlotymi lanami pol, swoimi licznymi miastami i wioskami, od poludnia obramiony gleboko fioletowymi lesistymi gorami. Byl to boski widok, a wesolosc tej czarujacej krainy podkreslala surowosc i dzikosc naszego bliskiego otoczenia. Za nami czarna Harda Sciana [Starre Wand, Jaworowe Szczyty] ze swymi wiecznie dudniacymi lawinami kamiennymi, obejmujaca dzika „Sucha Doline” i ciemnozielony „Zmarzly Staw”. Dalej szczyt za szczytem az po Kastenberg [Starolesna] i Opalone – przygniatajacy i okropny chaos. Po bokach wysokie szpice grzbietu glownego i Polskiego Grzebienia [des polnischen Kammes], u naszych stop Zadnie Doliny Lodowe, ogromna, spadzista plaszczyzna sniezna, posrodku niej, jak gdyby w glebokim kotle, lsniaca gladzizna lodowa jakiegos stawu[4], ktory moze nigdy dotad nie rozmarzl i tworzy jedna wielka bryle lodu i z tego powodu nosi nazwe lodowca, ktora jemu, jako jedynemu tego rodzaju zjawisku w Karpatach [Tatrach], jak najsluszniej sie nalezy. Jego lod ma kolor ciemnoniebieski i jest pociety bialymi zylami i smugami. Ktoz wie jak wysoko siegaja te lodowe skaly pod tymi ogromnymi, od prawiekow nie rozmarzajacymi masami sniegu.
[Lodowy Staw]
Lodowy Staw pod Lodowa Przelecza. Ball i Richter ogladali go jako tafle lodu. Fot. Jozef Nyka
Poniewaz wlasciwe wspinanie dopiero musialo sie zaczac, pozostawilismy wszystkie nasze graty, z jedynym wyjatkiem podrecznego neseseru botanika. W mgle gestej jak mleko, a nawet siapiacym deszczu, z pomoca rak i nog znow drapalismy sie w gore niemal pionowymi wodnymi rynnami[5]. W ten sposob zostal osiagniety wierzch gory, a nadchodzacy na koncu powitani okrzykiem hurra! Spiesznie nastapily przygotowania, by z pomoca sniegu, galarety i patentowego angielskiego kochera ugotowac wzmacniajaca cialo i zoladek zupe i w taki dosc oryginalny sposob objac w posiadanie budzaca lek Eisthalerspitze. Jednak co za zludzenie! Deszcz ustal, mgla rozsunela sie i ku naszej niemalej konfuzji i zdumieniu, musielismy nagle dostrzec daleko przed soba o przeszlo 500 stop wyzsza Turnie Lodowa. Zmylony mglami przewodnik wyprowadzil nas blednie na calkiem inny wierszek, od celu naszej wedrowki oddzielony okropnymi rozpadlinami i pionowymi przepasciami. Jednak ten przeblysk przejasnienia dodal nam nowej odwagi, patentowy kocher znow zostal przez naszego botanika spokojnie spakowany, a chwila triumfu przesunela sie o kolejnych kilka godzinek w czasie. To byla teraz najmozolniejsza faza naszego przedsiewziecia. Spuszczanie sie w dol z falszywego szczytu, omijanie otchlani i w koncu wdrapywanie sie nieomal pionowa sciana wierzcholka, w porownaniu z czym wejscia na Lomnice czy Krywan byly tylko milymi promenadami po najlepszych chodnikach. Po tym, jak poczawszy od godziny 5 [rano] wspinalismy sie nieustannie, nieomal bez wytchnienia, o godzinie wpol do 3 dobilismy do najwyzszego czubka Turni Lodowej, ktory tworza osobne, narzucone na siebie bloki drobnoziarnistego granitu. Teraz zabrano sie do patentowego kochera, niestety spirytus okazal sie nieprzydatny i trzeba sie bylo zadowolic piciem letniej wody, zagryzajac galareta (bulionem?), aby przynajmniej moc sie ludzic, ze sie je zupe. Gorsza sprawa bylo to, ze rowniez nasz termometr z tej przyczyny pozostal bezuzyteczny, poniewaz wczesniej nie mogl byc wyskalowany z pomoca wrzacej wody. Temperatura zewnetrzna byla 32° Fahrenheita [= 0° Celsjusa]. Nasilajacy sie deszcz, grzmoty przewalajace sie wokol nas, utrzymujaca sie wichura, slowem rozpetanie sie zywiolow az do zagrozenia bezpieczenstwu, przynaglily nas do drogi powrotnej, bez ucieszenia oczu panorama i bez podjecia obserwacji porownawczych co do wysokosci szczytow. Droge zejscia, zamiast okreznego powrotu przez pierwszy falszywy wierzcholek, podjelismy wprost przez Przednie Doliny Lodowe, ktore prawie w calosci wypelnione byly gladkim jak lustro sniegiem. Przewodnika i sluzacego wyslalismy z powrotem w celu zabrania pozostawionych rzeczy. Niebezpieczenstwa rozmnozyly sie podczas schodzenia w dol, sciany byly nieomal pionowe, jedno wadliwe stapniecie lub bledny krok na spadzista plaszczyzne sniezna musialby roztrzaskac nas na atomy. Z gleboka ulga odetchnelismy dopiero, kiedy wreszcie o godzinie 5 doszlismy ponad Zmarzly Staw, chociaz pelnie szczescia osiagnelismy nie wczesniej, niz kiedy cale towarzystwo zebralo sie pod domowym dachem – podczas posilku przy buzujacym kominku.
Wilhelm Richter: Besteigung des Eisthalerthurms.
„Pannonia” nr 110 z 28 wrzesnia 1843,
s. 437 i nr 111 z 30 wrzesnia, s. 441–442.
GBH0000    43 (2016)
Wilhelm Richter
Z BALLEM NA LODOWYM SZCZYCIE
Cudowna igraszka losu poszczegolni uczestnicy tej interesujacej wycieczki tatrzanskiej zostali dobrani w sposob dosc osobliwy. Na czele naszej malej karawany stal koryfeusz nauki geograficznej, p. profesor Carl Ritter z Berlina. Nastepni byli p. John Ball, utalentowany botanik z Dublina, pewien filolog z Polski oraz oprocz mnie jeszcze wegierski malarz pejzazysta, do tego niezbedna obsluga. Po obiedzie wyruszylismy z Jaworzyny wierzchem konno i na wozach, wznoszac sie w gore Dolina Jaworowa [Javora-Thal], az do zapadniecia ciemnej nocy, co tym pozostalym w tyle za nami na tej okropnie zlej drodze o malo nie uniemozliwilo dobicia do nas, ktorzysmy w tym czasie zatrzymali sie pod oslona rozlozystego jawora, gdzie rozniecilismy wielkie ognisko. Wreszcie cale towarzystwo zebralo sie razem, rozkladano sie zwawo i spozyto skromna wieczerze, przy czym z uwagi na naszego angielskiego towarzysza nie moglo zabraknac zaimprowizowanej herbaty. Starannie otuleni koldrami i plaszczami ukladalismy sie czesciowo na wozach, czesciowo wprost na ziemi, uprzednio wymoszczonej jodlowa cetyna.
[John Ball]
John Ball
Obudzil nas wczesny ranek i chociaz tu i tam delikatne obloczki wysnuwaly sie z rozpadlin skalnych, to jednak mielismy nadzieje na pogodny, obiecujacy dzien. Moj zreczny kamerdyner Mikso, przywital nas juz gotowa kawa ze swiezym gorskim mlekiem i kiedy konie i wozy zostaly pozostawione pod nadzorem, opuscilismy nasze opasane skalami i pokryte bujna wegetacja legowisko i z mozolem przebijalismy sie ku gorze przez dziko zarosnieta strefe lasu i kosodrzewiny, w bok od kipiacych z szumem i dudniacych wodospadow Jaworzynki [Javora], az w koncu osiagnelismy Sucha Doline [Durrer Grund] i wspiawszy sie przez jej pierwsza terase, na wysokosci 5000 stop npm., naprzeciwko Hardej Sciany [starre Wand], rozlozylismy sie na puszystej murawie gorskiej do drugiego posilku. Jeszcze bylismy tym pochlonieci, kiedy mgly naplynely w gore doliny i objely nas, tu i tam przerwane, aby nam umozliwic podziwianie wspanialosci skapanego w sloncu swiata gor. Wreszcie lunal z nich na nas rzesisty deszcz. Niezmordowanie wytrwaly wielki geograf ulegl w koncu naszym prosbom, by w towarzystwie filologa i kilkorga sluzby udac sie w droge powrotna, podczas gdy my pozostali ochoczo kroczylismy naprzod, a poniewaz rychlo spostrzeglismy nieudolnosc naszego przewodnika, zdalismy sie bardziej na wlasne szczescie (wyczucie). Kolo Zmarzlego Stawu [dzis Zabi Staw Jaworowy] zatrzymalismy sie, by zebrac nowe sily do wspinaczki owymi polami snieznymi, ktore tworzac Zadnie Doliny Lodowe[6], zdawaly sie zwisac pionowo przed nami. Podczas kiedy nasz botanik tu i tam na podstawie wystepowania roslin wyrokowal w przyblizeniu o bezwzglednej wysokosci terenu, malarz robil swoje szkice, a ja podziwialem nieomal poziome uwarstwienie granitu, ktorego ogromne lawice lezaly na sobie, a ich trudne do przebycia tarasy, tylko przez swa gruboziarnistosc dawaly stopom i rekom punkt zaczepienia. Azeby ustrzec sie przed niebezpiecznymi polami snieznymi, trzymalismy sie pobocznych moren. Spoceni i przemoczeni do suchej nitki deszczem, sniegiem, bryzgami wody, od czasu do czasu w lukach miedzy strzepami mgiel moglismy rozkoszowac sie dalekimi widokami ponad czubami szczytow na odlegle rowniny Wegier i Polski. Osiagnelismy wreszcie wierzch gory, gdzie Anglik niezwlocznie wydobyl swoja maszynke do gotowania, aby posilic nas zupa, ktora miala byc nagroda za nasze trudy. Wtem wiatr rozpedzil chmury i – co za rozczarowanie! – Szczyt Lodowy znajdowal sie jeszcze daleko i wysoko ponad nami. Pelni rezygnacji spakowalismy kocher i od nowa wszczelismy walke z wiatrem i niepogoda, wspinajac sie z narazeniem zycia to w dol, to w gore, az wreszcie po stu roznych wysilkach natrafilismy na perc kozia, ktora doprowadzila nas do celu naszych pozadan. Szczyt Kolby czy inaczej Turni Lodowej jest dlugi i waski, stanowi jeden trzon utworzony ze zwalonych jedna na druga bryl skalnych z drobnoziarnistego, zielonawo-szarego, latwo lupiacego sie w warstwy granitu. Tu i tam w oslonietych kamiennych rozpadlinach jeszcze widac bylo najwyzsza gorska wegetacje, Anemone glacialis itp. Tutaj teraz z braku spirytusu odmowila dalszej sluzby tak zachwalana maszynka do gotowania, a my dla posilenia sie zadowolilismy sie spozyciem suchego bulionu [Gallerte], popitego lykiem wina. Potem zdecydowalismy sie – z najwiekszym niebezpieczenstwem – na krotsza droge powrotna, przez co skrocilismy czas do jednej czwartej i dotarlismy do miejsca naszego przedpoludniowego sniadania i nastepnie osiagnelismy nasze nocne obozowisko. Zastalismy tam nasze konie, ktore nas poniosly do Jaworzyny do cieplego kominka i bardzo potrzebnej, posilnej wieczerzy.
Podczas gdy droga w gore na Turnie Lodowa zajmuje 12 do 14 godzin, w zejsciu mozna ja pokonac w 4 do 5 godzin. Ja sporzadzilem powyzszy szkic naszej ekskursji, aby tym, ktorzy pojda w nasze slady, dac w nim pewne wskazowki. (...) Miesiace sierpien i wrzesien sa najbardziej godne polecenia, chodzi o czas, kiedy stary snieg juz zniknal, a nowy jeszcze sie nie pojawil. Botanik powinien zaczac zapelniac swoje zielniki w cieplych dolinach – z poczatkiem wiosny, tutaj w miesiacu czerwcu, by w sierpniu dolaczyc sie do geologow i mineralogow, i to w miare moznosci po cieplejszej poludniowej stronie, poczynajac od przedgorzy Kralowej Holi i liptowskich Tatr Niznich, do Szmeksu i wyzszych partii, a stamtad do Jaworzyny, na polnocny sklon masywu Tatr.
Wilhelm Richter: „Wanderungen in Ungarn und unter seinen Bewohnern”.
Berlin 1844. Fragment VIII rozdzialu, s. 418–421.
GBH0000    43 (2016)
Prof. Karl Ritter
Z LISTU DO BRATA
Kiezmark, dnia 2 wrzesnia [1843 r.]. To, co niedawno temu bylo projektem, stalo sie juz rzeczywistoscia: myslac z serdeczna miloscia o Was wszystkich, tkwie tutaj w zapadlym kacie Wegier, u stop Tatr [Karpat], ktorych dzikie sciany gorskie okrazylem szczesliwie z ich polnocnej i wschodniej strony (...) W przysiolku Jaworzyna [Javorina], w gorskim rozdole u polnocnych stokow Tatr [Karpat] (...) w osobie nadinspektora hutniczego, gdanszczanina Richtera, znalazlem nie tylko Prusaka, ale i mojego dawnego ucznia wojennego i studenta z roku 1833. (...) W jego otwartym dla gosci domu musialem zabawic kilka dni. (...)
[Lodowy Szczyt, Kopa Lodowa]
Lodowy Szczyt i Kopa Lodowa widziane z Malej Wysokiej. Na blizszym planie Jaworowy Szczyt, w dole Zmarzly Staw Starolesny. Fot. Jozef Nyka
Podejmowane stad wycieczki byly romantyczne. W poludnie wyruszyla karawana. Inspektor hutniczy jako jej general jechal na koniu przodem i wydawal polecenia. Pan Ball za nim na malej szkapie, ja siedzialem na moim dwukonnym gorskim wozku, zaladowanym pierzynami, koldrami, koszem z prowiantem. Za mna pan von Weber na swojej jednokonce, potem stanowiacy nasza obstawe policyjna hajduk w husarskim kaftanie, z dwoma pistoletami w cholewach butow, w kudlatej kurcie. Otaczal nas tuzin gorali w ich oryginalnych ubiorach, lowca kozic jako przewodnik, inni jako drwale, do sciecia drzew na biwak, na szalas i na ognisko pod majestatyczna jodla, na suchym skalistym wzniesieniu, okolonym szumiaca Jaworzynka, gdzie po 3 godzinach jazdy, wieczorem, pod rozgwiezdzonym niebem zostal rozbity oboz. Ja spalem w poscieli na moim wozie i spogladalem rownoczesnie w gore ku migocacym nade mna gwiazdom, jak i w dol, pod siebie, na otoczone ludzmi ognisko. Do wieczerzy zapalono 4 pochodnie woskowe, ktore rzucaly magiczne swiatlo na galezie jodly. Posilek zakonczony zostal ponczem i herbata. Wegierski malarz pejzazysta znalazl sie wsrod nas. W tym stylu szlo sie nastepnego dnia przez dzika skalna doline, w gore ku Turni Lodowej [Eisthaler Thurm], dotad nie zdobytemu najwyzszemu szczytowi Tatr [Karpat]. Ja podazalem wraz z innymi tylko do polowy drogi, dalej zrobilo sie dla mnie zbyt stromo. Bylismy juz daleko ponad strefa lasu i kosodrzewiny – w rynnach snieznych. Wczesnym rankiem slyszelismy swistanie straznikow kozic. W potwornych scianach skalnego amfiteatru wystrzaly z pistoletow budzily najcudowniejsze echa. Mgly walczyly z promieniami slonca, raz gora byly jedne, to znow drugie. Dzielny Irlandczyk z narazeniem zycia wszedl z inspektorem hutniczym na wyniosla Turnie Lodowa, ponad 8000 stop, rzeczywiscie jako pierwszy. Trzy psy pozostaly w tyle i skomlaly, gdyz poranione do krwi lapy nie pozwalaly im pojsc wyzej. Niestety, po poludniu zebralo sie na deszcz a ja pojechalem z panem von Weberem, jeszcze bez opadu, z powrotem do goscinnej huty, gdzie wieczorem czekalismy na powracajacych taternikow, azeby, juz bezpieczni, wymienic sie wzajemnie opowiesciami.
Gustav Kramer: Carl Ritter. Ein Lebensbild nach seinem handschriftlichen Nachlass.
Czesc II, Halle 1870, list do brata s. 301–303.
GBH0000    43 (2016)
ONI BYLI PIERWSI
Odnaleziony artykul Wilhelma Richtera wypelnia wazne luki w dotychczasowym obrazie pierwszego wejscia na Lodowy – wnosi m.in. scisla date, przyblizone horarium wycieczki, sklad osobowy piatki szczytowej, takze od lat frapujace historykow brakujace nazwisko malarza, ktorym, jak sie okazuje, byl popularny tworca romantycznych tatrzanskich „krajowidokow”, Karoly czy Karol Tibely. Wiemy tez teraz z grubsza, jak wchodzono na szczyt i mniej wiecej ktoredy z niego – inna droga – schodzono.
Artykul w „Pannonii” i tatrzanski rozdzial ksiazki Richtera obok tresci turystycznych wnosza tez wiadomosci o charakterze geograficznym i przyrodniczym. Glacjologow moze zainteresowac nakreslony ubocznie, lecz dosc bogaty w szczegoly, obraz owczesnej letniej szaty snieznej w tym najbardziej alpejskim zakatku Tatr. I tak, plytkie kotly po obu stronach Lodowej Przeleczy wypelnialy rozlegle „wieczne sniegi”, ktore byly czesto wzmiankowane w owczesnej literaturze, a nawet mialy wlasne nazwy: Doliny Lodowe – Przednie i Zadnie (albo Tylne). Bezimienny wtedy Staw Lodowy pozostawal calkowicie skuty lodem – Richter podejrzewal, ze az do samego dna. Czytelnika zdziwi tak obfita szata sniezno-lodowa, wiemy jednak od dawna, ze w polowie XIX w. trwal w Europie okres ochlodzenia, w Alpach demonstrujacy sie rozrostem lodowcow. Apogeum tej tzw. malej epoki lodowej dla Alp (a wiec i Karpat) ustalono na r. 1845, co czasowo byloby zbiezne z wejsciem na Lodowy. Trafne sa obserwacje Richtera na temat morenek niwalnych w Zadniej Dolinie Jaworowej, ktore slusznie wiaze on z tamtejszym snieznikiem i przyrownuje do znanych mu ze Szwajcarii moren alpejskich. Zastanawia jego wiedza botaniczna, byc moze interesowal sie roslinami, na pewno tez jakies spostrzezenia pozostawil mu czy doslal Ball. Nasi tatrzanscy botanicy (od Berdaua i ks. Grzegorzka poczynajac) publikacji Richtera nie znali, choc sami w Jaworzynie goscili niewiele lat pozniej. Nie znali zreszta takze prac Balla, co nie jest dziwne, z uwagi na odleglosc i jezyk. Cenne sa uwagi Richtera na temat gorskiego obuwia i owczesnych rakow – moze nie calkiem wiernie przetlumaczone ze wzgledu na stosowane w artykule wymarle juz techniczne slownictwo.
[Kolbach]
Szkic i podpis z „Taternika” nr 3 z 1973 roku.
Richter nie porusza tematu ew. wczesniejszych wizyt ludzkich na szczycie, choc jako tej rangi krajobrazowa dominanta, Lodowy powinien miec odwiedziny technikow pomiarowych przy pracach triangulacyjnych. Moglo to nastapic w r. 1822 przy szczegolowym zdjeciu franciszkowskim – w „Taterniku” 3/1973 na s. 122 wyrazilem takie przypuszczenie[7], gdyz odwzorowanie tego wezla na arkuszu nieopublikowanej mapy 1:28 800 jest zastanawiajaco zgodne z rzeczywistym ukladem grani i rzezba terenu. Przy owczesnej technice pomiarowej wymagane bylo co najmniej zatkniecie na czubku drazka 6 stop wysokosci, czym zajmowali sie wycwiczeni we wspinaniu zolnierze lub wynajmowani lokalni przewodnicy.
Artykul w „Pannonii” zawiera pewne niejasnosci i dwuznacznosci, nie nalezy jednak zapominac o tym, ze jest to material gazetowy, zapewne obrobiony czy nawet skrocony przez redakcje pisma, co rzuca sie w oczy w jego koncowych partiach, wyraznie przycinanych przez wydawcow – ze szkoda dla interesujacych nas tresci. Oba teksty roznia sie w pewnych szczegolach, nocleg w dolinie jest raz pod jaworem, to znow pod swierkiem, a nawet jodla, nie ma konsekwencji w geograficznej orientacji Dolin Lodowych. Richtera znajomosc geografii Tatr jest w znacznym stopniu oparta na pracach Sydowa i Wahlenberga, od ktorego m.in. pochodza zestawione na koncu ksiazki wysokosci szczytow. Z innych partii jego tekstu mozna jednak wnosic, ze zwiedzil tez Tatry Polskie z Zawratem wlacznie, zachwala „do dzis prawie nieznane pieknosci” Doliny Gasienicowej. Obcujac na codzien z goralami, Richter znal goralskie nazwy miejscowe. Stad np. „Kolba” dla Lodowego. O Zabim Stawie Jaworowym mowi on „Zmarzly” („gefrorner See” w roznych zapisach), gdyz tak brzmiala jego pierwotna goralska nazwa, ze strony spiskiej notowana wczesniej, m.in. przez Gregora Berzeviczyego[8]. Polscy autorzy obecna nazwe wzieli w drugiej polowie stulecia z literatury niemieckiej (Krotensee). Nie calkiem jednoznaczna jest wzmianka prof. Rittera o straznikach kozic. Mogloby chodzic o gwizdy capow czuwajacych nad kierdelami, ale strzaly z pistoletow wskazuja raczej na sluzbe lesna tropiaca koziarzy – rzecz ciekawa, gdyz o czynnej ochronie kozic przed klusownikami slychac bylo dopiero po polowie stulecia. Nie zapominajmy jednak, ze w tej ochronie raczej nie chodzilo o gatunek, lecz o kozy jako atrakcyjna zwierzyne lowna.
Jozef Nyka
GBH0000    43 (2016)
PRZYPISY
 1.  Wspomina o tym prof. Feliks Berdau w r. 1855: „Miedzy temi dopiero turniami znajduja sie wlasciwe Doliny Lodowe polozone bardzo wysoko i zupelnie nieprzystepne, chyba spuszczajac sie po sznurze z wierzchu. Doliny te pelne sa tajemniczosci, a miedzy ludem okolicznym krazy ciagle podanie, iz zawieraja ogromne skarby, ale dla trudnego dostepu niepodobne do pozyskania.” („Biblioteka Warszawska” 1855 t. 3 s. 547)
 2.  Karoly (Karol) Tibely, Tibely, Tibelly – portrecista i pejzazysta z Podegrodzia Spiskiego. Tak Richter, jak i Ritter mowia o nim jako o artyscie wegierskim, w WET Paryskich jest „malarzem spiskim” z imieniem wegierskim Karoly. W nowszej literaturze wystepuje jako tworca slowacki, z imieniem w brzmieniu Karol. Zyl w latach 1813 – ok. 1870, stworzyl liczne pejzaze z Tatr i Spisza, zachowane w muzeach.
 3.  Chodzi o robiacy duze wrazenie lity mur Jaworowych Szczytow i Turni, dla ktorego 10 lat pozniej polscy taternicy z kregu ks. Stolarczyka ukuli nazwe „Kolista”, majaca obrazowac amfiteatralnosc polokregu scian. Niemieckie „starr” = sztywny, twardy, niezlomny.
 4.  Dzisiejszy Staw Lodowy. Niemcy wprowadzili nazwe „Blaues Seechen”, na mapie „Die Hohe Tatra” z r. 1881 blednie umieszczono go po jaworzynskiej stronie grani. Polska nazwe zaproponowal Walery Eljasz w III wydaniu przewodnika (1881, s. 292): „Stawek ten mozna nazwac Lodowym”.
 5.  W rzeczywistosci ta partia drogi nie jest ani trudna, ani stroma – autorowi chodzi nie o opis wejscia, lecz o emocje i podziw czytelnika. Od oficjalnej skali trudnosci i rzetelnosci taternickiej relacji dzieli nas jeszcze kilka dekad.
 6.  W artykule gazetowym dolinki nazywane sa odwrotnie.
 7.  Jozef Nyka: Nieznany obraz kartograficzny Tatr i Podtatrza. „Taternik” 1973 z. 3 s. 118–123. O Lodowym s. 122.
 8.  W jego ogloszonych po smierci zapiskach czytamy o malym jeziorku gorskim (Alpen-See) w dolinie po stronie polnocnej, za Szczytem Lodowym, ktory nigdy nie rozmarza calkowicie i z tego powodu otrzymal nazwe „gefrorener See”. Zwykle taje tylko przy brzegach. W relacjach Richtera jest raczej bez pokrywy lodowej.