31.05.2001 LHOTSE 2001 05/2001 (6)
Pierwsza obszerniejsza (i miejscami dramatyczna) relacja z wejscia w dniu 21 maja na czwarta gore Ziemi Anki Czerwinskiej i Darka Zaluskiego. Informacje spod Everestu otrzymal od Darka Roman Goledowski, ktoremu serdecznie dziekujemy, za jej udostepnienie.

Wiekszosc drogi na Lhotse (do 7600-7700 m) jest wspolna z droga na Everest, a ta jest co roku poreczowana przez Szerpow z wypraw komercyjnych. W tym sezonie bylo podobnie. Mielismy poreczowki podciagniete do obozu IV (7800 m). Dalej trzeba sie bylo wspinac bez sztucznych ulatwien i w zasadzie bez trudnosci technicznych, co nie znaczy jednak, ze droga byla bezpieczna. Idac rano do gory mielismy sporo stromych betonow a w kuluarze troche dziwnych nawianych formacji snieznych, ktore grozily lawina. W zejsciu snieg byl mokry i zagrozenie lawinowe duze. Ja z obozu IV wyruszylem w godzine po Ance, Pasangu i Tomie, choc wtedy jeszcze nie wiedzialem, jak ma na imie, bo dzialal zupelnie oddzielnie. Dogonilem ich przed kuluarem i zwolnilem Pasanga z torowania. Szedlem bez tlenu. Po jakims ciezszym kawalku zalozylem maske. Bylo troche lzej, ale mialem problemy z okularami, ktore ciagle zaparowywaly. W koncu na okolo 1 godzine przed szczytem zdjalem maske na dobre. Czulem sie swietnie. Niestety pogoda byla srednia. Wszedlem na szczyt pierwszy i jeszcze troche widzialem: Everest, Makalu, gran Lhotse. Ale gdy dotarla na szczyt Anka, zrobilo sie zupelnie brzydko i nie mamy ani ladnego filmu, ani ciekawych zdjec. Sam szczyt jest wyrastajaca ze snieznego zlebu 20-metrowa skalka, zwienczona znanym z opisow nawisem. Jest tam bardzo malo miejsca.
Po zejsciu ze skalki (kawalek starej poreczowki) poczekalismy na Toma, potem Anka rozpoczela zejscie, asekurowana ok. 30-metrowa lina przez Pasanga. Tom i ja tez poczatkowo korzystalismy z liny, uswiadomilem sobie jednak, ze takie schodzenie trwaloby bardzo dlugo i zaczalem schodzic na zywca. Bylo latwo, a idac twarza do stoku czulem sie calkowicie pewnie. Tom poszedl za mna, a Anka z Pasangiem zostali troche w tyle. Obnizajac sie, co jakis czas zatrzymywalem sie i czekalem az reszta sie przyblizy. Troche filmowalem. W pewnym miejscu kuluar skreca w lewo i traci sie kontakt wzrokowy. Bylem w polowie jego dolnej czesci, kiedy zdecydowalem sie poczekac na pozostalych. Obawialem sie rozleglych pol snieznych, ktore rano byly czesciowo b. twarde. Tom byl ok. 40 m powyzej mnie a Anki z Pasangiem nie bylo widac.
Usiadlem na kamieniu z boku kuluaru i w pewnym momencie cos uderzylo mnie w noge. Z przerazeniem spostrzeglem, ze byl to szybko zsuwajacy sie Tom. Uderzyl o skale ponizej, po czym wylecial w powietrzu z kuluaru i stracilem go z oczu. Zaczalem schodzic jego sladem na drzacych nogach. Po chwili zobaczylem go 300-400 m nizej w sniegach sciany Lhotse. Ruszal sie. Schodzilem jak moglem najszybciej, musialem jednak uwazac, bo snieg mial tendencje do wyjezdzania. Na sniegu pojawila sie krew Toma, co dodatkowo wzmoglo moje obawy. Gdy dotarlem do niego, caly sie trzasl, mimo ze bylismy w pelnym sloncu. Spojrzalem na zegarek -- byla godzina 16.00. Obejrzalem jego glowe i stwierdzilem z ulga, ze zewnetrznie wszystko jest raczej OK. Mial dwa niekrwawiace juz rozciecia. Pozostawal jednak ewidentnie w szoku. Dalem mu tlen, ktorego zostalo mi jeszcze ponad pol butli (Tom nie mial ani tlenu, ani Szerpy, ani nawet plecaka). Zostawilem plecak, w ktorym byla butla i cos do picia i uzgodnilem, ze zejde do trojki, bo tam moga byc Szerpowie, ktorzy mogliby zniesc Toma na dol.
Kiedy zaczalem zejscie, uswiadomilem sobie, ze duzo szybciej dotre do czworki, wiec gdy tylko pojawila sie mozliwosc, rozpoczalem trawers w tamta strone. Po okolo 30 minutach dotarlem do obozu, gdzie byli Simone Moro z Denisem Urubko (por. GS 05/2001) oraz 4 Hiszpanie. Simone jest bardzo operatywny i od razu zaczal prace z radiotelefonem. Ostatecznie caly ciezar transportu Toma do obozu spadl na niego. Denis, ktory tez poszedl do gory, trafil na Anke z Pasangiem i uznal, ze trzeba im pomoc w zejsciu. Ja bylem zdezorientowany, bo caly kontakt odbywal sie po hiszpansku, Hiszpanie byli wsciekli, ze ucieka im atak szczytowy. W koncu jeden z nich, mowiacy troche po angielsku, przekazal mi informacje, ze w gorze nie ma juz nikogo. Zrozumialem, ze Anka z Pasangiem schodza bezposrednio do trojki, wiec zabralem swoj spiwor i chyba miedzy 17 a 17.30 zaczalem schodzic do obozu III. Tam okazalo sie jednak, ze Anka wlasnie dotarla ale... do czworki . Niezle zamieszanie, a ja bylem strasznie wkurzony, bo czulem, ze moglem sie przydac w akcji ratunkowej, mialem jeszcze troche sil. W obozie IV panowal straszny tlok. Po trzy osoby w trzech dwuosobowych namiotach. Nastepnego dnia Anka zeszla do obozu III, po Toma zas przyslano Szerpow, ktorzy sprowadzili go do bazy. Wszystko wiec skonczylo sie w miare szczesliwie.
My jeszcze tym wszystkim zyjemy, bo kraza rozne wersje wydarzen. Rosjanie weszli na Lhotse Middle (co najmniej 7 osob -- por. GS 05/2001). Na Everest od 22 do 24 maja weszly 53 osoby plus 43 Szerpow. Zginal (od strony poludniowej) Austriak Peter, ktory mieszkal w naszej bazie.
Darek Zaluski

29.05.2001 BULGARSKIE TOURNEE ANDRZEJA CISZEWSKIEGO 05/2001 (6)
Ostatni tydzien spedzilem z Andrzejem Ciszewskim (zdjecie) i Ewa Wojcik, ktorzy przyjechali do nas w poniedzialek, 21 maja. W tym samym dniu odbyla sie jego prelekcja w Instytucie Kultury Polskiej w Sofii (pierwsza impreza w nowej siedzibie Instytutu!). Bylo mnostwo ludzi, zarowno ze srodowisk grotolazow i alpinistow, jak i przedstawicieli tutejszej Polonii.
Nastepnego dnia odbyla sie konferencja prasowa. Artykuly ukazaly sie w wielkonakladowych gazetach. Informacje z konferencji i wywiady z Andrzejem znalazly sie w programach az osmiu telewizji. Tego samego dnia we dwojke uczestniczylismy w porannym programie najwiekszej prywatnej telewizji o krajowym zasiegu. Kolo poludnia pojechalismy do miasta Smoljan, gdzie odbylo sie spotkanie z miejscowymi grotolazami i ze studentami geografii miejscowej wyzszej uczelni. W srode zwiedzilismy udostepnione dla turystow jaskinie Diawolskoto garlo (Diabelskie gardlo) i Jagodynskata pesztera (Jaskinia Jagodynska) w samym sercu Rodopow. Tego samego dnia pojechalismy do wsi Kruszuna w okolicach miasta Lowecz, gdzie znajduja sie jedne z najwiekszych wodnych jaskin kraju. Tam odbywal sie zlot grotolazow z calego kraju i zawody speleologiczne. Andrzej i Ewa z grupa bulgarskich kolegow zwiedzili jaskinie Popowskata (lub Boninskata) dupka, dlugosci 4,5 kilometrow (znam klopoty z naszymi bulgarskimi "dupkami", ale przypominam ze w jezyku bulgarski slowo "dupka" oznacza "dziura").
W piatek wieczorem Andrzej pokazal film Jurka Zygmunta o Lamprechtsofen, takze slajdy z Lampo i innych jaskin Austrii. O jednej z nich mowil po raz pierwszy przed publicznoscia. Wszystko odbywalo sie na otwartym powietrzu, w obecnosci moze 200 sluchaczy -- w cieplej atmosferze kolegow i ludzi znajacych sie na rzeczy.
Wracajac do Sofii zwiedzilismy do niedawna zamknieta jaskinie Dewetaszkata pesztera (Dewetaki jest to duzy plaskowyz , do ktorego nalezy rejon jaskiniowy w okolicach Kruszuny). Do roku 1996 byl to duzy magazyn benzyny i olejow. Jaskinia ma najwieksze na Balkanach wejscie, a Andrzej powiedzial, ze cos takiego widzial tylko w Chinach. W sumie pobyt Andrzeja i Ewy byl niezwykle udany nie tylko dla naszych gosci, ale takze grotolazow bulgarskich, ktorym swiatowe sukcesy Andrzeja byly doskonale znane. Teraz czekamy na jesienna wizyte Anki Czerwinskiej, ktorej prosze przekazac moje gratulacje z okazji zdobycia Lhotse. Mowiac nawiasem, szczyt ten alpinisci bulgarscy darza szczegolnym sentymentem, byl to bowiem nasz pierwszy osmiotysiecznik.
Petyr Atansow, Sofia
25.05.2001 ODWROT SPOD MANASLU 05/2001 (6)
W kwietniowym numerze GG informowalismy o niewielkiej wyprawie na Manaslu (8156 m) zorganizowanej przez srodowiska wybrzeza (Szczecin i Trojmiasto). Przypomnijmy, ze szczyt ten w przeszlosci kilkakrotnie byl zdobywany przez Polakow (dwie nowe drogi, pierwsze wejscie zimowe). Niestety, Manaslu w tym roku oparl sie on atakom wyprawy kierowanej przez Krzysztofa Tarasewicza i Wojciecha Boguslawskiego. W ostatnich dniach trwania wyprawy Krzysztof Tarasewicz dotarl jeszcze na wysokosc okolo 7000 m. Zabraklo jednak sil na zalozenie wyzszych obozow i kontynuacje akcji gorskiej. 12 maja podjeto decyzje o powrocie do Kathmandu.
25.05.2001 ZAWODY SZYBOWCOWE 05/2001 (6)
W dniach 28 kwietnia -- 6 maja w Gorskiej Szkole Szybowcowej Zar odbyly sie I Miedzynarodowe Zawody Szybowcowe o Puchar Euroregionu Beskidy. Zawodom patronowali minister transportu i gospodarki morskiej Jerzy Widzyk oraz ambasadorowie Czech i Slowacji w Polsce. Ostatniego dnia trwania imprezy pogoda pokrzyzowala plany organizatorow -- z powodu gestej mgly, niskiego pulapu chmur i opadow w powietrze nie wzbil sie zaden samolot. (Zbigniew Kubien)
25.05.2001 SMIGLO DLA PODBESKIDZIA 05/2001 (6)
Wladze Szczyrku rozpoczely zbiorke pieniedzy na zakup smiglowca sanitarnego dla regionu Podbeskidzia. Inicjatywie patronuje Fundacja na rzecz Ratownictwa Lotniczego im. Boguslawa Arendarczyka i Janusza Rybickiego, w akcji wspoluczestnicza beskidzkie gminy i grupa beskidzka GOPR. Zgromadzone srodki maja pokryc koszt zakupu smiglowca Mi-2 (ok. 2 mln zl) oraz wydatki na jego eksploatacje (az 1,1 mln zl rocznie). Bylby to pierwszy w Polsce smiglowiec ratowniczy kupiony i utrzymywany ze srodkow spolecznych. (Zbigniew Kubien)
25.05.2001 PUSTA KASA TOPR-u 05/2001 (6)
Z powaznymi klopotami finansowymi boryka sie TOPR -- wszystko wskazuje, ze srodki finansowe przewidziane na rok 2001 wyczerpia sie juz we wrzesniu. W pierwszej polowie maja delegacja ratownikow zakopianskich prowadzila rozmowy w Warszawie odwiedzajac Urzad Kultury Fizycznej i Sportu, Sejm oraz Ministerstwo Spraw Wewnetrznych i Administracji. Sejmowa komisja sportu zaaprobowala wstepnie propozycje, by przekazywac TOPR-owi czesc pieniedzy ze sprzedazy biletow wstepu na teren TPN -- brak jednak na razie wykladni prawnej. Najwiecej nadziei budza rozmowy przeprowadzone w MSWiA -- minister Marek Biernacki rozwaza mozliwosc wlaczenia TOPR-u w struktury finansowane przez jego resort i zapowiedzial rowniez dorazna pomoc w tegorocznych klopotach. Na marginesie warto dodac, ze podobne problemy maja ratownicy gorscy na Slowacji i rozwazane sa podobne drogi wyjscia ze slepego zaulka. Naczelnik Horskiej Sluzby, Ivan Galfy, jedyny ratunek widzi w polaczeniu slowackich organizacji ratowniczych (jest ich cztery) w jeden organizm podlegly Ministerstwu Spraw Wewnetrznych.(mn)