29.04.2005 POGRZEB TEDDIEGO 04/2005 (49)
Od 12--16 kwietnia zwloki Teddiego wystawione byly w malym kosciolku w Les Praz -- w bliskosci domu, w ktorym przezyl prawie cale zycie i gdzie czesto przyjmowal polskich gosci. Domek ten byl tez warsztatem pracy Antoinette i Teddiego -- malym sklepikiem z gazetami i pamiatkami. W sobote 16 kwietnia o godzinie 14 trumna zostala przewieziona z Les Praz do kosciola w Chamonix. Stary, piekny kosciol wznosi sie na centralnym placu w Chamonix, niedaleko Urzedu Miejskiego. W kosciele zgromadzilo sie co najmniej 300 osob -- starsza i mlodsza generacja ludzi gor. Nizej podpisany, reprezentujacy PZA (zdjecie), wyglosil po polsku oficjalna mowe pozegnalna, bezposrednio tlumaczona na jezyk francuski. Kasia Gabryel powiedziala tez kilka slow po francusku w imieniu wszystkich tych, ktorzy bedac w Chamonix doswiadczali goscinnosci i serca Antoinette i Teddiego. Przemowil tez oficjalny przedstawiciel spolecznosci chrzescijan i gminy Chamonix. Kilka slow pozegnania do dziadka powiedzialy wnuki Teddiego -- siedmioletnia Juliette, corka Andrzeja i Jeanne oraz zaadoptowany przez malzenstwo mlodych Wowkonowiczow siedmioletni chlopczyk z Bhutanu, ktory byl bardzo przywiazany do Teddiego i przez niego tez mocno kochany. Po ceremoniach i liturgii pozegnalnej, trumna zostala wyniesiona z kosciola i ruszyl dlugi kondukt pogrzebowy. Zwykle we Francji za trumna postepuje juz tylko rodzina i kilkoro przyjaciol. Tym razem w kondukcie zalobnym zegnalo Teddiego prawie cale miasto. Ruch kolowy wstrzymano. Niestety gor nie bylo widac, choc w powietrzu czulo sie zapach Mont Blanc (zdjecie).
Ostatnie pozegnanie odbylo sie na starym cmentarzu w Chamonix, gdzie kazdy, kto wyrazal takie zyczenie, zblizal sie do trumny i zegnal Teddiego znakiem krzyza (zdjecie). Zebrani Polacy miedzy innymi Janek Zacharzewski "Wanka" z corka, Iwona i Stefan Skarbinscy, rodzina Andrzeja Bachledy, Franek Spytek mieszkajacy w Chamonix, polska dziennikarka z Genewy, Teresa Wegrzyn i reszta miejscowej Polonii, odmowili nad trumna Teddiego po polsku dziesiatke rozanca. Teddy spoczal na starym cmentarzu pod Mont Blanc w znamienitym towarzystwie -- miedzy innymi Edwarda Whympera. Po zlozeniu trumny do grobu syn Teddiego zaprosil wszystkich obecnych na cmentarzu do swojego domku -- slynnego Chalet Wowkonowicz (zbudowanego od fundamentow po dach wlasnorecznie przez Teddiego), w ktorych wielu z nas spedzilo niejedna noc. Byla bardzo polska, bardzo domowa atmosfera, z ciasteczkami, herbata i cieplymi wspominkami o Zmarlym. Licznie reprezentowani byli przewodnicy i srodowisko gorskie Chamonix.
Wspaniale, ze Polacy byli tak licznie obecni w czasie ostatniego pozegnania Teddiego. Czulo sie uznanie i cieplo ze strony francuskich ludzi gor. Polskosc byla bardzo naturalna, bo taki byl Teddy -- kochal swoje Chamonix i ludzi stamtad, ale do konca swojego zycia czul sie zawsze jednym z nas. Tesknil i byl dumny ze swoich korzeni ale otwarty byl dla wszystkich ludzi gor -- niezaleznie od narodowosci.
Michal Gabryel
28.04.2005 WEJSCIE NA OJOS DEL SALADO 04/2005 (49)
Pomysl zdobycia drugiej gory Andow, Ojos del Salado (6893m), narodzil sie w mojej glowie przed wielu laty, ale do jego realizacji -- z roznych zreszta powodow -- dlugo nie dochodzilo. W tym roku udalo sie pokonac wszelkie trudnosci: zalatwic formalnosci, dopiac terminy, zgromadzic pieniadze i... podjac probe.
Pod koniec stycznia do Chile polecielismy we czworke: Pawel Ciszewski (Poznan), Tomasz Moszczak (Rzeszow), Marcin Policki (Krakow) i nizej podpisany. Aklimatyzacje budowalismy na polnocnym skraju pustyni Atacama , w sasiedztwie uroczego miasteczka San Pedro de Atacama. Okolice San Pedro swietnie sie do tego celu nadawaly. Po zwiedzeniu najwiekszych atrakcji krajoznawczych przyszla kolej na wulkany: weszlismy na dymiacy Lascar (5595 m -- wszyscy), Juriques (ok. 5700m -- Tomasz) i Licancabur (5916 m -- Pawel i Tomasz) (zdjecie). Oczarowani uroda gor, lagun i salarow, po 10 dniach nie bez zalu przenieslismy sie do Copiapo. Stad wynajetym samochodem terenowym 4 WD (bez kierowcy!) ruszylismy w ponad 250-kilometrowa droge w kierunku przeleczy San Francisco, na granicy z Argentyna. Po pierwszym noclegu nad Laguna Santa Rosa, drugiego dnia prawie bez przeszkod dotarlismy nad lezaca na wysokosci 4300 m szmaragdowa Laguna Verde (zdjecie). To tutaj chilijskim karabinierom okazuje sie zezwolenia na dzialalnosc gorska w rejonie Ojos del Salado i zostawia paszporty (!) na czas pobytu w strefie przygranicznej. Stad do bazy pod "nasza gora" mamy do przebycia jeszcze 30 km.
Po drodze szlifujemy forme wychodzac na pobliski Cerro Vicunas (6067 m). Latwa gora, ale wysokosc juz sie czuje. Na szczycie stoimy dokladnie na wprost masywu Ojos del Salado -- co za widok! Podziwiamy go moze jako pierwsi Polacy (zdjecie)? Dzien pozniej juz tylko we dwoch z Pawlem docieramy do bazy pod Ojos na 5200 m. Blaszany schron Refugio de Atacama jest zajety przez przewodnikow z agencji gorskiej "Aventurismo". Obok zbudowano kilka kamiennych murkow dla oslony przed wiatrem. Za jednym z nich rozbijamy swoj namiot. Nastepnego dnia wynosimy depozyt do Refugio Tejos na wysokosc 5850 m. Jest co nosic! Woda, zywnosc na dwa dni i potrzebny sprzet. W Tejos spotykamy 6 Chilijczykow i Kanadyjczyka, ktory wspomina spotkanie z Polakami pod Noszakiem w Hindukuszu sprzed 30 lat. Na noc schodzimy w dol, by powrocic do Tejos jutro po poludniu. W schronie panuje straszny tlok: Chilijczycy wlasnie wrocili ze szczytu (czworka z nich weszla!), a czterej halasliwi Tyrolczycy przygotowuja sie do jutrzejszego ataku. Wstajemy wczesnie i przed godzina czwarta rozpoczynamy wspinaczke. Mocno daja sie we znaki silny mroz i wyjatkowa suchosc powietrza. Po trzech godzinach marszu zauwazamy ze zdziwieniem, ze podazajacy za nami Tyrolczycy nieoczekiwanie zawracaja. Razem z Pawlem poddaje sie powolnemu rytmowi podejscia. Ostatnie metry przywracaja nam chec do wspinaczki -- kilkadziesiat metrow stromej i eksponowanej skaly. Wreszcie szczyt! Pozostajemy na nim blisko godzine. Jest pieknie, bezwietrznie i bezpiecznie. Fotografujemy i podziwiamy nieziemskie krajobrazy (zdjecie). Pawel w przyplywie energii wchodzi rowniez na drugi, argentynski wierzcholek. Ten, na ktorym w lutym 1937 roku byli Justyn Wojsznis i Jan Alfred Szczepanski, pierwsi zdobywcy Ojos del Salado. Wedug posiadanych przez nas informacji, nasz tu pobyt jest szostym polskim wejsciem na ten szczyt. Schodzimy do Tejos. Dopiero tutaj ogarnia nas zmeczenie, zatem po solidnym posilku pozostajemy tu na noc. Przed nam jeszcze dwa dni wedrowki przez Atacame. Zanim dotrzemy nad Pacyfik, mijamy jeszcze piekny i majestatyczny masyw Cerro Copiapo (6052 m), najwyzszy szczyt Gor Domeyki, ostatni juz polski akcent na naszej trasie.
Rafal Michalowski (Poznan)
26.04.2005 TADEUSZ WOWKONOWICZ 04/2005 (49)
14 kwietnia 2005 zmarl w Chamonix czlonek honorowy KW i PZA i nasz serdeczny przyjaciel, Tadeusz Wowkonowicz "Teddy". Mial 93 lata. Byl na niewielu wysokich alpejskich szczytach, nie zaliczyl zadnej trudnej drogi, zasluzyl jednak na trwale miejsce w kronikach polskiego alpinizmu i w sercach polskich sportowcow licznie odwiedzajacych rejon Mont Blanc. Urodzony 4 lipca 1912 u stop lwowskiej "Cytadeli", pierwsze narty otrzymal, gdy mial 8 lat. "Zaczynalem na stokach Pohulanki, pozniej duzo jezdzilem do Slawska i Worochty" -- wspominal. W latach trzydziestych nalezal do czolowych narciarzy polskich -- biegaczy i specjalistow od kombinacji norweskiej. Jako lwowiak rozpoczal starty w Sekcji Narciarskiej "Czarnych". W r. 1930 jego talentem zainteresowal sie zarzad krakowskiej "Wisly", ktorej Sekcja Narciarska pod dyrekcja plk. Franciszka Wagnera znajdowala sie w Zakopanem. Tadzik przeniosl sie ze Lwowa pod Giewont. Byl m.in. czlonkiem mistrzowskiej sztafety 4 x 10 km. "Bylem tzw. »sprinterem« -- wspominal -- i parokrotnie wygrywalem »wystrzal«, czyli pierwsza zmiane. Razem z Marianem Woyna-Orlewiczem, Michalem Gorskim, Staszkiem Michalskim wygralismy mistrzostwo Polski. Nasza sztafete niekiedy uzupelniali Mietek Wnuk i Edek Nowacki, zwany Murzynekiem." W r.1935 wszedl do reprezentacji Polski na Mistrzostwa Swiata w Szczyrbskim Plesie. W latach 1935-38 zarobkowal pracujac przy budowie kolejek na Kasprowy i na Gubalowke. Na Kasprowy wraz z innymi kolegami klubowymi dzwigal na nosilkach 10-litrowe blaszanki z woda. Wrzesien 1939 r. rzucil go az do Kolomyi. Wracal z przystankiem we Lwowie i po wielu przygodach w polowie listopada byl znow w Zakopanem, gdzie razem z Janem Schindlerem, zwanym "Jojo", mistrzem Polski w kombinacjach alpejskich, pelnil funkcje kuriera miedzy krajem a Wegrami. O swej ucieczce na nartach przez Kasprowy Wierch, Podbanska i Koszyce w koncu lutego 1940 pisal w GS 4/96. Z Budapesztu w marcu dotarl do Splitu, skad statkiem "Warszawa" do Marsylii, w ktorej wyladowal 2 kwietnia. W czasie kampanii francuskiej walczyl w II Dywizji Strzelcow Pieszych, dowodzonej przez gen. Prugara-Ketlinga. Za zaslugi na polu walki (ratowanie rannych) otrzymal francuski Croix de Guerre (zdjecie). Internowany w Szwajcarii, najpierw w Katonie Bernenskim, pozniej w Graubunden, w r. 1943 uzyskal pozwolenie wladz na starty w zawodach w Skiclub Davos -- pod pseudonimem "Beskid". Jego oboz znajdowal sie w wiosce Contres, lezacej przy wowczas najdluzszej na swiecie trasie zjazdowej, na ktorej co roku rozgrywane byly "Parsenn-Derby" z Weissfluhjoch do Kublis (11,24 km). Bieg odbywal sie w kilku kategoriach. Jasio Kula, doskonaly specjalista w skokach, startowal pod pseudonimem "Tatra" zajmujac w kategorii Senior I trzynaste miejsce. Teddiemu powiodlo sie lepiej: w kategorii towarzyskiej Senior II wygral bieg i zajal pierwsze miejsce.
Po wojnie Teddy byl inicjatorem stworzenia na terenie Chamonix reprezentacyjnej druzyny Wojska Polskiego na Zachodzie, pod kierownictwem uwolnionego z niewoli por. Jozefa Hamburgera, ktory w 1939 r. na mistrzostwach swiata w Zakopanem prowadzil nasz patrol w biegu na 25 km, zajmujac dobre III miejsce (jedyny medal dla naszych barw). W Chamonix w reprezentacji znalezli sie Jan Haratyk, Jan Kula, Jozef Zubek, Daniel Krzeptowski, Tadeusz Wowkonowicz i przez krotki okres Mieczyslaw Wnuk. W r. 1946 startowali oni na pierwszych po wojnie miedzynarodowych zawodach narciarskich w Zermatt w Szwajcarii w ramach Tygodnia Narciarskiego. W r. 1947 Chamonix zorganizowalo drugi po wojnie Tydzien Sportow Zimowych, na ktory przyjechala z Polski krajowa ekipa ze Staszkiem Marusarzem na czele. Teddiego i towarzyszy wlaczono do oficjalnej reprezentacji, a po zakonczeniu zawodow wszyscy wrocili do kraju. Ozeniony z Francuzka Antoinette, Teddy pozostal na Zachodzie i szybko wrosl w srodowisko sportowe Chamonix. Z Tadzika stal sie Teddym, choc dla Staszka Marusarza pozostal Tonkiem. W r. 1947 skonczyl kariere zawodnicza i wszedl do francuskiej kadry dzialaczy narciarskich -- w charakterze sedziego orzekajacego skokow narciarskich (juge federal de saut a ski). Byl tez dzialaczem hokejowym.
"Chamoniard d'adoption", od konca lat piecdziesiatych stal sie ambasadorem sportu polskiego w Alpach Francuskich. Z niezwyklym oddaniem opiekowal sie polskimi narciarzami i alpinistami -- od pierwszego wyjazdu klubowego w r. 1947 poczynajac. Popularny i szeroko ustosunkowany w Chamonix, zalatwia dla nich trudne sprawy, takie jak tanie lub bezplatne campingi, znizki na kolejki linowe, kontakty z lokalna prasa. Przed sezonem zestawial dlugie listy Polakow uprawnionych do 50-procentowych znizek na kolejki. Zdarzalo sie nierzadko, ze na niego spadaly zadania najbolesniejsze, kiedy w Alpach wydarzalo sie cos zlego: identyfikacje zwlok, zalatwianie formalnosci, organizowanie transportu do Polski. Okazywal sie wtedy czlowiekiem prawdziwie niezastapionym. Jego ofiarnosc szla tak daleko, ze nie uchylal sie od pomocy we wstydliwych operacjach handlowych. Jak powiedzial p. Teresie Wegrzyn z Genewy, taternicy przywozili kurtki puchowe, narciarze krysztaly, kiedys na zawody dziennikarzy sportowych "przyjechalo" kilka kilo kawioru, a hokeisci zlozyli u Teddiego 60 flaszek "wyborowej".
W czasie stanu wojennego wraz z Pierre Devouassoux organizowal w Chamonix zbiorke darow, ktore wysylal ciezarowkami do kraju. Przez dlugie lata Tadeusz Wowkonowicz, popularny "Teddy", byl oficjalnym lacznikiem Klubu Wysokogorskiego i PZA z wladzami lokalnymi Chamonix i z ENSA. Za calosc zaslug otrzymal w r. 1972 najwyzsze wyroznienie naszej organizacji: czlonkostwo honorowe KW (PZA), zostal tez czlonkiem honorowym KW Warszawa. Mimo, iz -- ciezko zapracowany -- nie odwiedzil po wojnie kraju, byl z nim sercem zwiazany. Z nostalgia wspominal Zakopane ale tez ukochany Lwow, proszac o kartki pocztowe z tego miasta. W rozmowach wracaly setki nazwisk i postaci. "W Zakopanem moim dobrym kolega i rywalem na trasach byl Staszek Motyka, znakomity wspinacz ale i narciarz. Naszym trenerem byl niezapomniany Bronek Czech. Obaj nie zyja. W Chamonix przyjaznilem sie z Przemkiem Kotarbinskim, bohaterem debarquement w Normandii (nazywalismy go "Maczkiem"), ofiara wypadku na Brevent. Czesto odwiedzali mnie Jurek Ustupski, Tadek Pawlowski, Jurek Hajdukiewicz, co roku na narty przyjezdzala z Londynu Zosia Galica-Kaminska, wpadal Jano Sawicki, w latach 1945--55 pojawial sie autor "Zasad taternictwa", prof. Zygmunt Klemensiewicz. »Pan wroci do Slawska -- mawial -- a ja umre w Edynburgu.« Tymczasem stalo sie odwrotnie. Rowniez z mlodszych generacji znalem wszystkich." (zdjecie) Na cmentarzu w Chamonix Teddy opiekowal sie tablicami pamiatkowymi Zulawskiego i Gronskiego, skladal pod nimi swieze kwiaty, organizowal polsko-francuskie obchody rocznicowe tragicznych dni 1957 roku.
Glebokim przezyciem bylo dla niego spotkanie z Ojcem Swietym w Courmayeur 10 wrzesnia 1986 roku. Teddiego wlaczono wowczas w sklad delegacji gminy Chamonix, a Papiez zatrzymal sie przy nim na dluzej, podejmujac rozmowe o nartach, Zakopanem, alpinizmie. Mer Chamonix Michel Charlet i inni notable z "la vallee" mieli do niego zal, gdyz "le Pape Jean-Paul II" dla nich nie znalazl juz chwili czasu. W dniu 3 maja 1996 r. w Konsulacie Generalnym RP w Lyonie Teddy zostal odznaczony Krzyzem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Wyroznienie to sprawilo mu wielka radosc, choc nie oddaje miary jego zaslug. Teddy tkwil w zywiole francuskim ale pozostawal Polakiem. Po francusku mowil z intonacja lwowska, sledzil pilnie sukcesy polskiego sportu, prenumerowal polskie czasopisma sportowe, sam publikowal informacje z Francji w "Taterniku", "Gorach", zakopianskim "Tygodniku Podhalanskim". Reagowal na bledne wiadomosci w gazetach francuskich, scisle wspolpracowal z "Le Dauphine libere", przekazujac redaktorom informacje o naszych sukcesach. W domu zgromadzil cenne archiwum sportu polskiego: odznaczenia, wycinki, zdjecia, korespondencje. Jego slynna kuchenka w Chamonix Les Praz w sezonie pelna byla polskiego gwaru i stanowila domowa przystan dla wielu przyjezdzajacych tam sportowcow (zdjecie). Przewijaly sie przez nia takie slawy, jak Wawa Zulawski, Ryszard W. Schramm, Czeslaw Lapinski, Stanislaw Biel, Jurek Warteresiewicz, Andrzej Mroz, Andrzej Zawada, Wojtek Kurtyka, Wanda Rutkiewicz, Jurek Kukuczka. "Z Zosia Kaminska -- mowil -- Jurkiem Ustupskim, Jankiem Stryjenskim, Siasiem Siedleckim wieczorami wspominamy niezapomniane zakopianskie czasy. Dzisiaj jest juz inaczej -- nie ma tej beztroski i tej radosci, jakie nas otaczaly przed wojna."
Syn Tadeusza, Andrzej zwany Snafu, jest absolwentem ENSA i przewodnikiem wysokogorskim wyspecjalizowanym w Bhutanie. Teddy bardzo dlugo zachowywal swietna forme fizyczna (zdjecie), jeszcze jako 90-latek jezdzil na nartach i wchodzil na dach szaletu w Praz, by go oczyscic ze sniegu. Zmarl 13 kwietnia i do Niebieskiej Bramy zapukal w 10 dni po ukochanym Papiezu -- cale swoje zycie poswiecal innym, bedzie wiec tam na pewno przyjety zyczliwie. A my zachowamy go w prawdziwie wdziecznej pamieci.
Jozef Nyka
25.04.2005 VIII FESTIWAL FILMOW GORSKICH W VANCOUVER 04/2005 (49)
Miedzynarodowy Festiwal Filmow Gorskich w dalekim kanadyjskim Vancouver jest milosnikom filmu gorskiego w Polsce dobrze znany, chocby ze slyszenia, a to za sprawa odbywajacego sie tam zawsze Dnia Polskiego. Autorem tej inicjatywy byl Mariusz Pawlak, ktory od przeszlo 20 lat mieszka w Kanadzie, ale utrzymuje z krajem bliskie kontakty poprzez relacje biznesowe. W organizacji "Dnia" bierze udzial szerokie grono tamtejszej Polonii, a nawet, co godne podkreslenia, nasz konsulat. Tradycja stalo sie juz zapraszanie na ow Dzien Polski znanych postaci z naszego swiatka gorskiego. I tak przez vancouverski festiwal przewineli sie m.in. Wojtek Kurtyka, Leszek Cichy, Krzysztof Wielicki, Anna Milewska, Miroslaw Dembinski, Anna Pietraszek. To wlasnie film Anny "Afganistan moja milosc" zostal laureatem tegorocznego pokazu w Dniu Polskim. Poza tym zaprezentowali sie mieszkajacy tam polscy wspinacze, m.in. goszczacy nas Marcin Karcz, ktory na festiwalu pokazal swoje wspaniale zdjecia z niedawnej wyprawy na Aconcague. Poza festiwalowymi pokazami odbylo sie kilka kameralnych imprez w srodowisku polskim (m.in. w polskim kosciele), na ktorych Anna Pietraszek prezentowala swoje filmy. Dwukrotnie tez snul frapujaca opowiesc o swiecie Papuasow Jurek Kostrzewa, ktory smialo moglby wystapic w glownym festiwalowym programie. Z polonikow warto jeszcze dodac, ze opracowane przez Grzegorza Glazka i Janka Zurawskiego mapy satelitarne K2 i Everestu spotkaly sie z zywym zainteresowaniem widowni, i to tej najbardziej wyrobionej. Moglem sie o tym przekonac, gdy podeszli do nas m.in. Heinz Zak i Jim Whittaker (zdjecie).
Tegoroczna, osma juz, edycja miala naprawde mocna obsade. Z pewnoscia jest to duza zasluga dyrektora festiwalu, Alana Formanka, ktory odwiedza kilka znaczacych imprez tego rodzaju po obu stronach wielkiej wody i w zwiazku z tym ma w miare pelny przeglad sytuacji. Nie bez znaczenia sa tez odpowiednie srodki finansowe, a wreszcie sama lokalizacja festiwalu, bo do cudownie polozonego Vancouver kazdy chetnie przyjezdza (zdjecie). Swoje prezentacje mieli w tym roku m.in.: absolutny mistrz kolarstwa gorskiego (lub jak kto woli kolarstwa ekstremalnego) Hans Rey, prekursor tej formy "jazdy" na rowerze, Kanadyjczyk Peter Croft, opowiadajacy o swoich niezwyklych przygodach zwiazanych z solowymi wspinaczkami, legendarni juz amerykanscy alpinisci zwiazani z K2 -- kierownik wypraw z lat 1975 i 1978, Jim Whittaker, Jim Whickwire (ktory w 1978 roku stanal na szczycie) oraz prezentujaca wspaniale slajdy z owych dwoch wypraw -- urocza Dianne Roberts (prywatnie malzonka Jima Whittakera). No i przede wszystkim Heinz Zak -- jego pokaz slajdow na stale zapisal sie w mej pamieci.
Ale jak na festiwal filmowy przystalo, mielismy tez okazje obejrzec sporo ciekawych produkcji filmowych. Nasza podroz niestety przedluzyla sie o jeden jakze wazny dzien: przypadkiem na naszej trasie przez Frankfurt pojawil sie amerykanski prezydent, co wywolalo zamkniecie lotniska na kilka godzin, a w wyniku ogromnego zamieszania strate bezposredniego polaczenia do Vancouver. Nie obejrzelismy wiec projekcji podczas pierwszego dnia glownych pokazow filmowych, gdy wyswietlany byl pozniejszy zwyciezca festiwalu "Being Cariboo", z J. Bushem w roli glownej. Bylo za to kilka innych interesujacych produkcji, choc tak naprawde trzeba te obrazy obejrzec, by moc docenic ich urok. Polega on przede wszystkim na osobistej, czesto prowadzonej z duza doza humoru narracji, nowoczesnym montazu i olbrzymiej szczerosci w przedstawianiu otaczajacego swiata. Niekiedy juz same tytuly cos sugeruja, jak chocby tytul laureata w kategorii filmu wspinaczkowego "Twice upon a Time in Bolivia".
Do tegorocznego festiwalu zostaly tez zgloszone dwa filmy polskie: "Ciao Martina" Darka Zaluskiego i "Na krawedzi" Aleksandra Dembskiego. Niestety, filmy te nie mialy zadnych szans na odpowiednie zaistnienie (chocby w oczach jurorow), bo film Darka przyszedl uszkodzony i podczas jego emisji mialy miejsce powazne zaklocenia, a film "Na krawedzi" dotarl tuz przed rozpoczeciem festiwalu (czyli po zamknieciu oficjalnego terminu zglaszania), co podobno wywolalo dodatkowe perturbacje. A jednak na zakonczenie festiwalu pojawila sie ogromna niespodzianka -- bo oto podczas prezentacji nagrodzonych produkcji jako pierwszy zostal wymieniony polski film z K2 (zdjecie). Uzasadnienie tej nagrody wyglosila osoba nie zwiazana bezposrednio z festiwalem, bo reprezentantka tamtejszej Polonii. Powstalo w zwiazku z tym pewne zamieszanie, bo przynajmniej na miejscu do konca nie bylo wiadomo, kto i za co otrzymuje te nagrode, ale zawsze cieplej zrobilo sie na sercu. Pelne uzasadnienie mozna bylo znalezc pozniej w Internecie, jednak jak chodza sluchy, byla to w pewnym sensie prywatna inicjatywa. Tak czy inaczej na oficjalnej stronie festiwalowej o takowej nagrodzie ani mru-mru.
Relacja ta moze sie wydawac niepelna, bo o samych filmach jest raptem kilka zdan. Istnieje jednak szansa na to, by polska publicznosc mogla podziwiac najlepsze dziela z tegorocznej edycji. Czynione sa bowiem starania o sprowadzenie na kilka pokazow do Polski puli najciekawszych filmow. Zapewne takie imprezy zostana zorganizowane w Warszawie, Ladku Zdroju (podczas wrzesniowego przegladu) i Bielsku Bialej. Wtedy tez postaram sie je nieco bardziej przyblizyc.
Obserwator festiwalowy: Roman Goledowski