GS/0000 ANNAPURNA NOWĄ DROGĄ 02/1997
W okresie pomonsunowym 1996 (16 VIII – 31 X) w Himalajach Centralnych działała wyprawa KW "Trójmiasto", której celem był szczyt Annapurny (8091 m). W wyprawie wzięło udział 13 uczestników: Michał Kochańczyk, Wojciech Litwin, Andrzej Marciniak, Waldemar Siciński, Waldemar Soroka (kierownik), Jan Szulc, Krzysztof Tarasewicz (zastępca kierownika), Władysław Terzeul (Ukraina), Antony Tonsing (USA), Jan Turowiecki, Mirosław Urbanowicz, Andrzej Zieleniewski (lekarz) i Andrzej Grotha (radiotelegrafista). W dniach od 30 września do 13 października towarzyszyła nam ekipa TV 1: Krzysztof Hejke i Ryszard Palczewski. A. Grotha zachorował i wrócił do kraju. Do bazy dotarliśmy 3 września, w dniach 5 i 6 września Szulc i Zieleniewski przerzucili śmigłowcem Mi-17 (dwa loty) trzy tony sprzętu i żywności. Jest to obecnie popularny sposób transportu w Nepalu, prostszy i często tańszy niż tradycyjna karawana.
8 września Kochańczyk, Marciniak, Soroka, Tarasewicz, Terzeul i Tonsing założyli obóz I (5100 m), następnego dnia stanął obóz II (5700 m). Oba obozy założyliśmy na drodze pierwszych zdobywców, rozpinając ok. 300 m poręczówek. W tej fazie najbardziej aktywny był Terzeul, m.in. dzięki aklimatyzacji z Karakorum (w lipcu wszedł na Gasherbrum II). Akcję zaopatrywania obozów utrudniały duże śniegi, trapiły nas też choroby. Obserwując omiataną lawinami ścianę, doszliśmy do wniosku, że w tych warunkach nie mamy szans ani na drodze holenderskiej, ani tym bardziej francuskiej. Mieliśmy świadomość, że skład wyprawy nie jest zbyt silny, mimo to jednak spróbowaliśmy zaatakować dziewiczą grań północną. 17 września ścianą zeszła potężna lawina. Znalazłem się w linii jej spadku. Zrobiłem kilka zdjęć i schroniłem się do namiotu, wiedząc, że mam nikłe szanse przeżycia. Na szczęście namiot był osłonięty wargą śnieżną i po parominutowym huraganie wszystko ucichło. Obserwując zdarzenie z góry, Marciniak, Tarasewicz i Terzeul nie mieli nadziei na moje ocalenie. Doszli oni do miejsca obozu III i rozpięli 250 m lin poręczowych. Obóz III stanął 18 września, a następnego dnia Marciniak i Terzeul zaporęczowali turnię lodową 120 m wysokości i 70° spadku. W dniach 1–4 października nastąpiło b. głębokie załamanie pogody, połączone z dużymi opadami śniegu. Przeżywaliśmy kolejne groźne przygody z lawinami. W sumie spadło przeszło 2 m śniegu – jak dowiedzieliśmy się później od pani Hawley, opady te były przyczyną wycofania się 70% wypraw z Himalajów Nepalskich. Długa na 600 m "grań kalafiorów" została ostatecznie pokonana 11 października przez Marciniaka i Terzeula. Następnego dnia stanął obóz IV (6500 m), ponad którym grań przechodzi w stromy lodowo-skalny filar. Po 3 dniach poręczowania (Marciniak, Terzeul i częściowo Soroka), 15 października udało się założyć obóz V (7100 m). Działalność utrudniał huraganowy wiatr przy temperaturze -25°, powodujący odmrożenia. 19 października Marciniak pokonał 100-metrową barierę o trudnościach VI. Następnego dnia (20 października) mimo huraganowego wiatru Marciniak i Terzeul zaatakowali szczyt. Wyruszyli o 7 rano, o 10 byli ponad barierą. Nachylenie stoku sięgało 30–40°, dachówkowate płyty pokrywał sypki śnieg. O godz. 15.30 stanęli na wierzchołku. Łączność z bazą, zdjęcia z flagą 1000-lecia Gdańska. Sława filmował. Do obozu V powrócili o godz. 21. Pogoda znów pogorszyła się, Soroka i Tarasewicz zrezygnowali więc z powtórzenia wejścia. Poniżej obozu I Marciniak doznał kontuzji stawu kolanowego. 22 października wszyscy powrócili do bazy, nastąpiło jednak kolejne załamanie pogody i spadło 1,5 m śniegu, uniemożliwiając nam powrót w doliny. 28 października przyleciał helikopter po Andrzeja Marciniaka, zabrał jednak całą wyprawę.
Na odprawie końcowej w Ministry of Tourism w Katmandu nie mogliśmy się pochwalić nową drogą granią północno-zachodnią: pozwolenie uzyskaliśmy przecież na drogę holenderską. Nie mieliśmy natomiast tajemnic przed Miss Elizabeth Hawley, która na konferencji prasowej określiła nasz sukces jako najlepsze wejście roku 1996 w Himalajach Nepalskich.
Waldemar Soroka (Redakcyjny skrót pełnego sprawozdania)
GS/0000 NANGA POWIEDZIAŁA "NIE" 02/1997
Nanga Parbat, obóz bazowy 11 lutego 1997, godz. 16. Pierwszy atak szczytowy załamał się 300 m od wierzchołka. Po założeniu obozu IV (7300 m), pogoda załamała się gwałtownie, co więcej, cała wyprawa stanęła pod znakiem zapytania, gdyż jedynie 4 osoby były zdolne do dalszej akcji. Gdyby te dwie dwójki wróciły do bazy, by tam czekać na poprawę pogody, nie starczyłoby już dni na powrót do górnych obozów, a może i sił i ochoty. Zdecydowali się więc czekać na górze. Jacek Fluder i Maciej Pawlikowski w obozie II, Krzysztof Pankiewicz i Zbigniew Trzmiel w III spędzili trzy koszmarne noce. Huraganowe wichury przy temperaturze -42°C nie pozwalały na sen ani na gotowanie, gasząc palniki w zasznurowanych namiotach. Wreszcie znów słońce. Pankiewicz i Trzmiel wspinają się do obozu IV. Zapowiadają na drugi dzień atak szczytowy. I znowu załamanie pogody. Po raz wtóry decydują się pozostać na wysokości. To już przeszło tydzień powyżej bazy. Wczoraj w nocy znów pojawiają się gwiazdy i zespół w "czwórce" decyduje się na atak. Wychodzą z namiotu o 4 rano. Temperatura -42°, w bazie również bardzo zimno. Mamy z nimi ciągłą łączność radiową w obie strony. Pierwszy idzie Trzmiel, za nim Pankiewicz. Słońce oświetli ich dopiero około godz. 10. Trzmiel ma radiotelefon i od czasu do czasu pyta nas o drogę wśród żeber skalnych i pól śnieżnych. Droga w kopule szczytowej jest b. zawiła. Wraz z wysokością wiatr się nasila. Nagle widzimy przez lunetę, że Pankiewicz zawraca. Zauważa to również Trzmiel. Coraz częściej zniekształconym od wiatru głosem informuje nas, że zimno paraliżuje jego ruchy. Szczególnie marznie mu prawa ręka. Wreszcie odbywa się dramatyczna rozmowa z lekarzem, z której wynika, że w tych warunkach Zbyszek obawia się o swój powrót do obozu. Wiemy, że jest zaledwie 300 m od szczytu, ale rozsądek nakazuje odwrót. Po konsultacji z lekarzem, Piotrem Wojtkiem, polecam mu natychmiastowy powrót do obozu, gdzie dociera o godzinie 14.15.
Andrzej Zawada
Nanga Parbat, baza, 12 lutego godz. 16. Jest to mój ostatni komunikat do kraju. Nanga Parbat po raz siódmy obroniła się przed zimową wyprawą. Jeszcze wczoraj mieliśmy nadzieję, że uda się przeprowadzić ponowny atak szczytowy. Była to ostatnia szansa, bo zezwolenie wygasa 15 lutego. Wczoraj rano z "dwójki" wyruszyli do góry Fluder i Pawlikowski. Byli wygłodniali, gdyż skończyła im się żywność, wiedzieli jednak że w obozie III są duże zapasy. Kiedy jednak dotarli tam po 5 godzinach, nie zastali dosłownie nic: wiatr porwał namiot wraz ze śpiworami i całym wyposażeniem. Zrozpaczeni musieli wrócić przed nocą do obozu II. A przecież dzisiaj mieli przejść do "czwórki" i jutro spróbować wejść na szczyt. W dodatku musiałem ich prosić, by zaczekali w obozie II aż się okaże, czy Pankiewicz i Trzmiel dadzą sobie radę z powrotem z "czwórki". Na szczęście widzimy w lunecie, że schodzą wolno ale wytrwale. Martwimy się bardzo o ich odmrożone ręce. O godz. 13 minęli miejsce obozu III, jest nadzieja, że jeszcze dziś dotrą do "jedynki", gdzie czeka na nich dr Piotr Wojtek. Jutro wieczorem powinniśmy być wszyscy razem w bazie. To pewnie mój ostatni fax do kraju z zimowej wyprawy 1996–97. Nie jestem w stanie komentować tego wszystkiego, co przeżyliśmy. Jedno tylko pytanie: kiedy tutaj wrócimy? Czy ma się zmarnować taki wysiłek i nasze doświadczenie na tej olbrzymiej, pięknej i tak trudnej górze? Czy Polacy mimo wszystko będą pierwsi zimą na wierzchołku Nanga Parbat, od którego nas dzieliło zaledwie 300 metrów?
Andrzej Zawada
GS/0000 GÓRSCY KOLEKCJKONERZY 02/1997
Kol. Mieczysław Rożek z Poznania nadesłał nam piękny upominek gwiazdkowy: wydaną ostatnio serię znaczków przedstawiających popularne szczyty Tatr Polskich. Po dwa znaczki z sąsiadującymi motywami mają te same nominały: Giewont i Krzesanica – po 40 gr, Kościelec i Świnica – po 55 gr, Rysy i Mięguszowieckie Szczyty – po 70 gr. Znaczki opracował graficznie J. Brodowski. "Można tą serią nacieszyć oko – pisze kol. Rożek. – Myślę, że jest to najlepsze wydanie znaczków ze wszystkich, jakie ukazały się w 1996 roku." Jest też pewien smaczek dla zbieraczy: otóż typowo zimowej Świnicy przypisano krzaczek goryczki Klusjusza, która w dodatku jest rośliną wapieniolubną i nie pasuje do granitowej scenerii przedstawionej na znaczku. Ale uwaga: w rejonie Liliowego wyłaniają się wąskim pasem skały osadowe, więc projektanci znaczka mieli jakiś punkt zaczepienia. Poczta słowacka w lipcu wyemitowała w serii "Zwierzęta" znaczek o nominale 4 Sk, przedstawiający główkę kozicy (Rupicapra rupicapra tatrica). We wrześniu w serii "Krásy našej vlasti" ukazały się 3 znaczki z jeziornymi motywami tatrzańskimi. Przedstawiają one Popradzki Staw (4 Sk), Łomnicki Staw (8 Sk) i Szczyrbskie Jezioro (12 Sk). W pierwszym dniu obiegu (26 września 1996) stemplowano je w Smokowcu datownikiem z wyobrażeniem wspinacza zjeżdżającego na linie.
GS/0000 JERZY MILEWSKI 02/1997
11 lutego 1997 r. po długiej i ciężkiej chorobie zmarł w wieku niespełna 62 lat Jerzy Milewski – naukowiec, alpinista i działacz polityczny. W latach 70. pracował w Instytucie Maszyn Przepływowych PAN w Gdańsku, publikując kilkadziesiąt prac na temat konstrukcji laserów. W sporcie górskim rozwijał szeroką aktywność i miał duże osiągnięcia – tak w Tatrach, jak i poza nimi. W Tatrach zrobił m.in. nową drogę środkiem pd.-wsch. ściany Nawiesistej Turni (25–26 III 1969, z Tadeuszem Piotrowskim), był też aktywny zimą (np. I przejście zimowe drogi Hauschkego na Galerii Gankowej). Był działaczem organizacyjnym AKA, PKG oraz KW (PZA). W roku 1966 wszedł częściowo nową drogą na wschodni wierzchołek Szchary w Kaukazie (5050 m), w lipcu 1967 dokonał wraz z Michałem Jagiełłą i Gerardem Małaczyńskim szybkiego wejścia na pn. wierzchołek Uszby. W dniu 2 sierpnia 1969 r. wraz z Piotrem Młoteckim i Andrzejem Sobolewskim wszedł na Pik Lenina (7134 m). Latem 1971 r. wspinał się w Alpach Szwajcarskich. Wespół z Piotrowskim i Michałem Jagiełłą poprowadził nową drogę pn. ścianą Dent Blanche (4357 m – 27–29 VII) a następnie w tym samym zespole nową drogę środkiem pn. ściany Dent d'Hérens (13–14 VII). Kierował kilkoma wyprawami w wówczas jeszcze trudno dostępny Pamir. W lecie 1973 szturmował bez powodzenia pn.-wsch. ścianę Pika Moskwa (6785 m). W 1974 wszedł 18 lipca nową drogą pn.-wsch. ścianą Pika Głuchowcewa (5731 m – 5A), a 20 lipca środkiem wschodniej ściany Pika Prawda (6470 m). W dniu 11 sierpnia stanął w towarzystwie K. Głazka i L. Musiała na Piku Kommunizma (7483 m). Latem 1977 wrócił pod Pik Moskwa, gdzie jednak Polaków uprzedzili Ukraińcy. Jerzy Milewski i jego towarzysze powetowali sobie wchodząc jako pierwsi wspaniałą pn.-wsch. ścianą Pika XXX-lecia Państwa Radzieckiego (6447 m, 2–8 VIII 1977). Latem 1975 uczestniczył w ciężkiej wyprawie na najwyższy szczyt Hindukuszu, Tirich Mir (7706 m) w Pakistanie. Osiągnął wysokość 7550 m, gdzie śmierć Andrzeja Jankowskiego zawróciła zespół. W r. 1979 był kierownikiem sportowym I Gdańskiej Wyprawy w Himalaje, która była niedaleka sukcesu na tzw. Gruszce. W rok później był jeszcze raz Pamir.
Od sierpnia 1980 r. Jerzy Milewski czynnie włączył się w nurt działań "Solidarności", m.in. tworząc Sieć Organizacji Zakładowych NSZZ. Po ogłoszeniu stanu wojennego pozostał za granicą i kierował Biurem Koordynacyjnym "S" w Brukseli. W r. 1990 wrócił do kraju i wszedł do sztabu wyborczego Lecha Wałęsy. Później został szefem Biura Bezpieczeńtwa Narodowego, a w listopadzie 1993 z rekomendacji Wałęsy objął urząd wiceministra obrony narodowej. Po dymisji ministra Kołodziejczyka, przez dłuższy czas kierował całym resortem. Latem 1995 r. – już wtedy poważnie chory (białaczka) – wrócił do funkcji szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego – tym razem jako sekretarz stanu w Kancelarii Aleksandra Kwaśniewskiego. O sprawach górskich pisywał m.in. w "Taterniku" (np. "Alpy Szwajcarskie – lato 1971" r. 1971 s.161–163 czy "Zgrupowanie Pamir 1977" r. 1978 s. 53–55). Swoje poglądy polityczne prezentował w wywiadach telewizyjnych i prasowych, np. na łamach "Polityki" z dnia 1 czerwca 1966 roku. (jn)
GS/0000 W KILKU ZDANIACH 02/1997