[Mała Śnieżna Turnia]
Mała Śnieżna Turnia (2160 m) – ściana zachodnia, z Doliny Czarnej Jaworowej. Rys. Arno Puškáš – specjalnie dla "Głosu Seniora"
GS/0000 ROK 1997 W GÓRACH PAKISTANU 03/1998
Dzięki uprzejmości Ambasady Pakistanu w Warszawie uzyskaliśmy informacje o przebiegu minionego sezonu wyprawowego w najwyższych górach tego kraju. Ogółem latem 1997 w tzw. północnych prowincjach prowadziło działalność 56 wypraw z 16 krajów. Pod względem rozmachu, podobnie jak dawniej, przodowali Japończycy: 16 wypraw i 128 uczestników. Korea i Hiszpania przysłały po 7 wypraw – w sile 61 i 45 alpinistów. Sześć wypraw z USA liczyło 47 osób. Z Polski latem zanotowano jeden zespół, polsko-szwajcarski Wojciecha Kurtyki w rejon Nanga Parbat (bez sukcesu); w obrębie roku 1997 zmieściła się jeszcze zimowa wyprawa Andrzeja Zawady na ten sam szczyt. Przeważały ekipy średniej wielkości, liczących więcej niż 10 członków było w sumie 20, największe rozmiary osiągnęła 27-osobowa wyprawa włoska na Gasherbrum II. Po raz pierwszy pojawiły się w Pakistanie wyprawy z Iranu, które weszły na Gasherbrum II (8035 m) i na Rakaposhi (7788 m). Sukcesem zakończyła się wyprawa chińsko-pakistańska na Nanga Parbat (8125 m).
Interesująca jest geograficzna strona działalności. Otóż z 56 wypraw aż 40 (70%) przyciągnęły 8-tysięczniki, których jest w Pakistanie pięć (4 na granicy z Chinami). Pozostałych 18 wypraw atakowało szczyty niższe. Największym powodzeniem cieszyła się Nanga Parbat (12 wypraw latem plus polska zimą). Broad Peak i Gasherbrum II przyciągnęły po 10 wypraw, Gasherbrum I czyli Hidden Peak 8, a K2 zaledwie dwie (jedna zwycięska, Japończycy). W Hindukuszu nie było żadnej ekspedycji. Na ośmiotysięcznikach aż 29 wypraw (75%) zdołało zrealizować swoje cele, 10 załamało się. Na szczytach niższych wyniki były dobre, choć nie tak znakomite: 11 sukcesów (65%) i 6 odwrotów. Dochody Pakistanu z tytułu royalty wyniosły 531 200 dolarów, większe znaczenie gospodarcze ma jednak dla kraju to, że pracę znalazło 3190 tragarzy, 57 oficerów łącznikowych i 113 osób personelu towarzyszącego. Rok nie był dobry, jeśli chodzi o wypadki: ogółem śmierć poniosło 10 osób, w tym 6 członków japońskiej wyprawy na Skilbrun, ofiar jednej tylko lawiny.
W ciągu ostatnich 5 lat w Pakistanie liczba wypraw w najwyższe góry utrzymuje się na jednakowym poziomie: średnio 56 rocznie. Natomiast liczba uczestników latem 1998 wzrosła skokowo o ok. 20% – do 500 (wobec średniej 410). Więcej też niż zwykle było wypraw udanych: w sumie 40 wejść szczytowych (w latach 1993–96 średnio 23), w tym – na niższych szczytach – kilka o wartości sportowej. Ambasadzie Pakistanu dziękujemy za przekazanie nam materiałów statystycznych.
GS/0000 SZCZYTY 7 KONTYNENTÓW 03/1998
Wejściem na najwyższy wierzchołek Australii, Mount Kościuszko (2228 m – zob. GS 12/97), Leszek Cichy zamknął jako pierwszy Polak serię wejść na kulminacje wszystkich 7 kontynentów. Wielu amatorów tej kolekcji zaczyna od łatwiejszych szczytów, najtrudniejsze zostawiając na koniec. Leszek postąpił odwrotnie: zaczął od Mount Everestu (17 lutego 1980 r., pierwsze wejście zimowe). Również drugie z kolei wejście – na Aconcaguę (6959 m) – miało charakter wybitnie sportowy, było bowiem pierwszym powtórzeniem trudnej drogi jugosłowiańskiej na południowej ścianie – z wariantem tak dużym, że uważa się go za nową drogę (25–30 stycznia 1987). Natąpiły wejścia na szczyty kolejnych kontynentów. Na Elbrusie był Leszek dwa razy – w latach 1985 (niższy czubek) i 1987 (szczyt główny), zaś na Mount McKinley (6193 m) – dwukrotnie w ramach tej samej wyprawy w r. 1989 (m.in. pierwsze polskie przejście drogi Cassina). W ciągu pierwszych miesięcy 1998 roku zdobył trzy ostatnie szczyty: Mount Vinson na Antarktydzie (4897 m, 15 stycznia), Kilimandżaro (5895 m, 4 marca) i wreszcie Mount Kościuszko (2230 m, 11 marca 1998). W tych ostatnich wejściach towarzyszył mu znany polarnik, zdobywca obu biegunów, Marek Kamiński.
Utarła się praktyka, że alpiniści nie zadowalają się wejściem na najwyższy szczyt Australii jako kontynentu, lecz zaliczają też kulminację całej Australii wraz z Oceanią, Carstensz Pyramid czyli Irian Jaya na Nowej Gwinei (4884 m). Ten cel Leszek ma jeszcze przed sobą. Szczyty 7 kontynentów są pewnym zamknięciem jego kariery wspinaczkowej – symbolicznym tylko, gdyż jego górska wielkość opiera się na innych osiągnięciach, a są nimi m.in. pierwsze wejście na Shispare (7619 m, 1974), nowa droga na Gasherbrum II (8035 m, 1975), pierwsze wejście zimowe na Everest (8848 m, 17 II 1980), nowa trudna droga na Yalung Kang (8505 m, 1984). O aktualnej sytuacji w gronie Polaków aspirujących do zaliczenia całej "wielkiej siódemki" pisaliśmy w GS 1/98 – tu dodajmy, że Ania Czerwińska wyrusza w tym miesiącu ponownie pod Everest. W jednym z najbliższych numerów zamieścimy krótką historię tej modnej ostatnio konkurencji.
GS/0000 ZIELONE GÓRY 03/1998
Wspierany finansowo przez firmy produkujące sprzęt, Michel Piola wystąpił z projektem reekwipunku swoich dróg w masywie Mont Blanc – z użyciem spitów o średnicy 8 mm (10 mm na stanowiskach), umieszczanych tylko w tych punktach, w których haki zostały użyte przy pierwszych przejściach. Prace rozpoczął od Grand Capucin (3838 m) i drogi "Voyage sélon Gulliver" z r. 1982. Przeciwko jego programowi ostro wystąpiły GHM i Féderation Française de la Montagne et d'Escalade, powołując się na względy ekologiczne i etyczne. Na łamach "La Montagne et Alpinisme" Michel broni swoich racji.
Ciągle aktywna i wpływowa "Mountain Wilderness" na zebraniu w San Marino 10 sierpnia 1997 r. wystąpiła przeciwko postępującej antropomorfizacji gór przez nadmierną rozbudowę ubezpieczeń na szlakach (jak np. przy ostatnim remoncie naszej Orlej Perci) i instalowanie w Alpach coraz to nowych ferrat. Zapowiedziano opublikowanie w roku przyszłym czarnej księgi dróg typu vie ferrate, szczególnie brutalnie naruszających integralność ekologiczną i "duchową" gór i domagających się natchmiastowej likwidacji. Wśród zdecydowanych przeciwników ferrat jest jeden z ideologicznych filarów Mountain Wilderness, Reinhold Messner. W prasie szwajcarskiej wyczytaliśmy wiadomość, że planowane są ferraty w masywie Matterhornu, m.in. granią Zmutt.
GS/0000 ZOFIA ZWOLIŃSKA 03/1998
Prof. Kazimierz Zarzycki przekazał nam tę smutną wiadomość: w dniu 6 marca na Pęksowym Brzyzku spoczęła Zofia Zwolińska, wdowa po Stefanie Zwolińskim. Urodzona w r. 1909, rówieśniczka całej generacji wielkich taterników, m.in. Chwaścińskiego, Paryskiego, Sawickiego, Stanisławskiego, Wojsznisa, była jedną z najpopularniejszych postaci zakopiańskich. Zasłużyła się głównie jako działaczka ruchu ochrony przyrody oraz jako autorka pięknych zdjęć roślin górskich. W latach 1953–69 opiekowała się ogrodem flory tatrzańskiej (alpinarium) przy Muzeum Tatrzańskim, prowadziła też w Tatrach amatorskie badania florystyczne. Sporo pisywała na interesujące ją tematy, w r. 1953 ukazał się jej albumik "Kwiaty Tatr", a w 1984 – opracowany wespół z prof. Zarzyckim (teksty) – fotograficzny przewodnik "Rośliny Tatr Polskich". Wyczerpujący biogram zawiera "Wielka encyklopedia tatrzańska".
GS/0000 SKROMNE LECZ POTRZEBNE 03/1998
Z pracowni Jana Kiełkowskiego wyszły trzy nowe publikacje. Pierwszą jest kolejny zeszyt jego przewodnika po Himalajach, tym razem poświęcony niemal nieznanej grupie Chorten Nyima Range na wschodnim cyplu łańcucha. Drugą pozycję stanowi powtórne wydanie zeszytu bibliograficznego "Tatrzańskie przewodniki" (część 1), znacznie rozszerzone i uzupełnione. Jako część 2. "Bibliografii gór świata" ukazał się tomik "Polskie książki alpinistyczne i wspinaczkowe", obejmujący 339 tytułów. Za pewien mankament uznać trzeba pominięcie polskich książek wydanych w obcych językach za granicą, np. "Kunyang Chhisha" (dwa wydania), "Kangchenjungi" Marka Malatyńskiego, książek Kukuczki.
Podobną – także edytorsko – publikację otrzymaliśmy z Krakowa. Jest nią opracowana przez Wojciecha Wiśniewskiego bibliografia zawartości pierwszego polskiego czasopisma jaskiniowego, "Grotołaza" (1950–57). O ile Jan Kiełkowski zastrzega się, że jego broszury nie aspirują, przynajmniej na razie, do poziomu opracowań naukowych, o tyle dziełko Wojciecha Wiśniewskiego – zestawione ściśle według rygorów techniki bibliograficznej – taki zakrój w pełni prezentuje. Bieda czytelników polega na tym, że w Polsce jest zaledwie kilka kompletów "Grotołaza", i to z reguły nie pełnych – jak więc dotrzeć do zawartych w piśmie cennych artykułów?
Wydawnictwa bibliograficzne, wymagające od autorów głębokiej wiedzy i miesięcy mrówczej pracy, adresowane są do bardzo wąskich kręgów i nie mogą liczyć ani na popularność, ani na szerszą sprzedaż. Tym niemniej są to prace wyjątkowo pożyteczne, na biurkach ludzi piszących potrzebniejsze od efektownie wydawanych reportaży wyprawowych czy wspinaczkowych (nb. pozbawionych na ogół indeksów, przypisów, nawet mapek). Wydaje się, że PZA mógłby w swym budżecie przewidzieć pewną roczną sumkę na wspieranie takich inicjatyw – trudno oczekiwać od ekspertów, by wkładali w swe opracowania wiedzę, pracę i jeszcze własne pieniążki w celu pokrycia kosztów ich opublikowania. Warto by też pomyśleć o reedycji tytułów takich, jak "Grotołaz" – wydawane na złym papierze i z pomocą prymitywnych powielaczy, blakną one z upływem lat i dziś są już często na granicy czytelności (jak np. niektóre ze stu numerów "Biuletynu Informacyjnego PZA").
GS/0000 GÓRY I KULTURA 03/1998
GS/0000 Z NASZEJ POCZTY 03/1998
Władysław Janowski, Filadelfia.
Nowy Rok witaliśmy z Hanią w Hueco Tanks w Teksasie. W skałach tłumy ludzi z całego świata, jest to przecież mekka boulderowców. Oprócz codziennego wspinania się, buszowaliśmy trochę po rejonie w poszukiwaniu indiańskich malowideł na skale – niektóre liczą sobie podobno po kilka tysięcy lat. Najlepiej zachowały się w jaskini Kiva, do której zresztą niełatwo trafić. Nam się to udało. Byliśmy zdumieni, że te skarby umarłej już kultury nie są w ogóle zabezpieczone przed wandalami, których nie brakuje nigdzie. Nie ma nawet tablicy informującej, jakie to cenne. Być może był to ostatni możliwy do spędzenia Sylwester w Hueco, gdyż władze noszą się z zamiarem całkowitego zamknięcia rejonu. Rozstrzygnięcie ma zapaść w kwietniu. W domu czekało mnie sporo nowych wiadomości, także ta o tragicznym wypadku Bukriejewa na Annapurnie. Dzięki temu, że "Rzeczpospolita" jest w internecie, jestem na bieżąco z zimową Nanga Parbat. O wyprawie pisze ciekawie – ostatnio niemal codziennie – Monika Rogozińska. Jeszcze w starym roku zadzwonił do mnie Darek Król, redaktor krakowskiego "Brytana". Z Boulder w Kolorado, dokąd przeniósł się z Krakowa z rodziną. Niestety, jego wyjazd z Polski może oznaczać upadek "Brytana", który w ostatnim czasie (numery 11–14) był może najlepszym z naszych czasopism, jeśli chodzi o informacje ze skałek.
Marian Bała, Kraków.
W przyszłym roku (1999) czeka mnie okrągła rocznica 50 lat od kursu skałkowego. Mimo iż od dwóch lat jestem emerytem, pracuję nadal na pół etatu u siebie, w Instytucie Farmakologii. Dużo czasu wkładam w szkolenie klubowe w skałkach i w Tatrach, nadal też stale włóczę się po górach. W lecie 1997 r. byłem w Karakorum z dwoma znacznie młodszymi kolegami. W dwu jednotygodniowych trekkingach odwiedziliśmy lodowce Hispar i Batura. Muszę się pochwalić, że pod względem formy nie odstawałem od moich towarzyszy. W tym roku wybieram się do Grindelwaldu, skąd chciałbym wejść na Jungfrau. Zdrowie i kondycja jakoś mi dopisują, mam więc nadzieję na dalszych parę latek chodzenia po górach.
Henryk Rączka, Kielce.
Mój antykwariat górski i turystyczny "Filar" ma stale w ofercie przeszło 6000 tytułów. Rozsyłam właśnie ofertę nr 97 w dwóch zeszytach po 94 strony każdy. Jak widać, oferty się rozrastają (ku mojej rozpaczy finansowej i ku utrapieniu tych, co je "muszą" czytać). Moje zbiory też stale rosną, choć nie tak gwałtownie jak w latach ubiegłych. Coraz trudniej jest natkąć się na coś, czego jeszcze nie mam. Ostatnio kupiłem trzy mapy z XVI i XVII wieku. Jedna z nich to mapa Wacława Grodeckiego "Poloniae finitimarumque locorum descriptio" wydana w roku 1575 (V wydanie). Mapa jest odbitką miedziorytniczą, kolorowaną ręcznie. Przedstawione na niej są m.in. Tatry (kopczyki podpisane Tatri Montes) oraz Babia Góra w postaci jednego kopczyka. Jej pierwowzór powstał w r. 1557 w Lipsku. O ważności tej mapy po dziś dzień świadczy chociażby to, że posłużyła do ozdobienia okładki książki "Cartographia Rappersviliana Polonorum", wydanej w Szwajcarii w roku 1995. Adres mojego antykwariatu: ul. Alabastrowa 98; 25-753 Kielce; tel. (041) 34-562-19.
GS/0000 W PARU ZDANIACH 03/1998