GS/0000 MOUNT McKINLEY W STYCZNIU 04/1998
Było już kilka wejść zimowych na najwyższy szczyt Ameryki Północnej, Mount McKinley (6193 m), ale w okresie klimatycznie najtrudniejszym, czyli w styczniu dokonali tego dopiero w tym roku dwaj lub trzej Rosjanie. Służba Powietrzna z Talkeetny podała, że 16 stycznia 1998 na szczycie stanęło co najmniej dwóch z 3-osobowego zespołu. Byli to Artur Testwo (kierownik) i Władimir Ananicz, trzecim członkiem grupy był Aleksiej Nikiforow. Wyprawa trwała miesiąc: na lodowiec Kahiltna przerzucono ich 21 grudnia. Styczeń przeciwstawia wspinaczowi warunki prawdziwie ekstremalne: dzień trwa zaledwie 5 godzin, temperatura sięga -50 stopni (nie uwzględniając czynnika wiatru), większa jest groźba lawin. Jay Hudson z Hudson Air Service powiedział, że wejście jest wyczynem godnym podziwu. "Nawet w zblazowanym środowisku Talkeetny wywołało ono zdumienie. Ci chłopcy wiedzieli co robią i co ich czeka i – dali sobie radę." 19 stycznia byli już z powrotem u stóp góry. Do wejścia przygotowywali się przeszło rok: Testow przeprowadził rekonesans w styczniu 1997 r., w lipcu wszyscy trzej dokonali pełnego trawersowania masywu. Tak to alpiniści z byłego ZSRR odrabiają zaległości w górach świata.
Władysław Janowski (Filadelfia)
GS/0000 ŚMIERĆ NA MATTERHORNIE 04/1998
Jak podaliśmy w GS 3/98, w drugiej połowie marca na Matterhonie zginęli dwaj polscy wspinacze, Franciszek Kubica i Tomasz Wacławek. Szczegóły wypadku omawia w "Gazecie Wyborczej" z 7 kwietnia 1998 Marcin Jamkowski w dużym reportażu "Oplątani liną". Dowiadujemy się, że Kubica (33) był działaczem Klubu Grotołazów "Nocek" i miał pewne doświadczenie alpejskie, natomiast Wacławek (23) zimą wspinał się tylko raz, i to w Tatrach. Obaj znali się od 7 lat. Na wspinaczkę wyruszyli zaraz po przyjeździe, bez dnia aklimatyzacji. Ich bazą wypadową była Cervinia, upadek nastąpił na stronę szwajcarską – przypuszczalnie w nocy z 23 na 24 marca. Likwidowali go ratownicy szwajcarscy. W reportażu wypowiada się Krzysztof Wielicki, który zwraca uwagę na ogólnie biorąc słabe przygotowanie Polaków, porywających się w Alpach na duże tury. Tylko 5, najwyżej 10% z wyjeżdżających, a jest ich, zdaniem Krzysztofa, 200 do 300 rocznie, ma za sobą odpowiednio stopniowane szkolenie i reprezentuje jakiś poziom sportowy. Pozostali mają dużo zapału ale mało doświadczenia, nawet tatrzańskiego. "Kto ma ludziom wpoić, że góry trzeba traktować z szacunkiem? – pyta Wielicki. – Kiedy pokazuję na spotkaniach slajdy z Himalajów, mówię, że szczęśliwa jest tylko ta wyprawa, z której  w s z y s c y  wracają. Gór nikt nam nie zabierze. Jak stały, tak stać będą. Mogą trochę poczekać."
GS/0000 COŚ ZE SPORTU 04/1998
W dniach 3–5 kwietnia odbyły się w Norymberdze zorganizowane przez Deutscher Alpenverein mistrzostwa Europy we wspinaczce halowej. Na starcie stanęło 70 panów z 20 krajów i 50 pań, reprezentujących 21 krajów. Drogi było prawdziwie trudne, zakończone finałem on sight, udział publiczności raczej umiarkowany, gdyż zainteresowanie widowiskami wspinaczkowymi stopniowo spada. Lista zwycięzców raz jeszcze potwierdza utratę supremacji w tym sporcie przez Francuzów – dotychczasowa mistrzyni Europy, Liv Sansoz, zajęła zaledwie trzecie miejsce. W głównych konkurencjach pierwsze miejsca wywalczyli:
1. Muriel Sarkany (BEL)1. Ian Vickers (GB)
2. Wieniera Czerieszniewa (RUS)2. Christian Brenna (ITA)
3. Liv Sansoz (FRA)3. Christian Bindhammer (GER)
Natomiast konkurencje "na szybkość" ciągle jeszcze pozostają specjalnością Słowian, a miłą niespodzianką jest obecność na najwyższym podium Polaka (nazwiska za oficjalną listą, być może poprzekręcane):
1. Cécile Leflem (FRA)1. Tomasz Oleski (POL)
2. Elena Repko (UKR)2. Aleksandr Paukajew (UKR)
3. Zosia Podgorbunskaja (RUS)3. Władymir Zacharow (UKR)
GS/0000 DOBRA NOWINA Z NEPALU 04/1998
Jak informuje w swym komunikacie Komisja Wypraw UIAA, z okazji Visit Nepal Year 1998 rząd tego kraju wykonał znaczący gest w stosunku do przyjezdnych. Decyzją Ministerstwa Turystyki 19 szczytów zwolniono od opłat z tytułu royalty. Na ogłoszonej liście jest 1 siedmiotysięcznik (Api West, 7100 m), 15 sześciotysięczników i 4 pięciotysięczniki. Do najbardziej atrakcyjnych należą Kanjiroba (6883 m), Nampa (6755 m) i Saipal East (6882 m) – w wyborze szczytów widać chęć ożywienia gospodarczego pewnych biednych rejonów, zbyt słabo odwiedzanych przez turystów, jak np. rejony Api czy Dolpo. Jednocześnie ogłoszono listę 10 szczytów, które – w części dotąd wyłączone z rejonów udostępnionych alpinistom – będą mogły być zdobywane odpłatnie przez wyprawy. Niektóre z nich – m.in. Gokyo Ri, Ramchaur, Rambrong, Yala, Chhukhung Ri – były od dawna wolnymi od opłat celami trekkingów, są bowiem technicznie łatwe.
GS/0000 MY HIPERTONICY 04/1998
Do miłych urozmaiceń naszego seniorskiego życia należy niewątpliwie choroba nadciśnieniowa. Czy można z nią chodzić w góry? W wydanej ostatnio przez Wydawnictwa Lekarskie PZWL książce "Naturalne leczenie nadciśnienia tętniczego" na pytanie to autorzy odpowiadają w osobnym rozdziale (s. 72). Ciśnienie spoczynkowe nie podnosi się na ogół wraz z wysokością n.p.m., inaczej jest jednak z ciśnieniem przy wysiłku: dynamiczne obciążenie aparatu krążenia (czemu towarzyszy wzrost ciśnienia) rośnie w górach szybciej, niż na nizinach. "Przyczyną tego jest fakt – piszą autorzy – że im wyżej, tym niższe jest ciśnienie parcjalne tlenu w powietrzu atmosferycznym; w warunkach górskich serce zmuszone jest do większego pompowania krwi w celu doprowadzenia do tkanek tej samej ilości tlenu. Oznacza to większą pracę serca. Im wyżej w górę, tym zjawisko to jest mocniej wyrażone: progresywnie zwiększa się obciążenie krążenia przy tej samej pracy efektywnej. Temu objektywnemu ubytkowi sprawności wysiłkowej towarzyszy często paradoksalne uczucie niezwykłej wprost siły (...) dochodzi nawet do stanu silnie wyrażonej euforii." Autorzy książki nie odradzają wędrówek górskich, skądinąd dla hipertoników pożytecznej, radzą jednak umiarkowanie w wyborze dróg – z preferencją tych, które nie wymagają większych wysiłków fizycznych. Akcentują też konieczność co najmniej 3-dniowej adaptacji organizmu do zmienionych warunków (aklimatyzacji). Istotny problem stanowi dbałość o uzupełnianie ubytków wody w ustroju, powodowanych poceniem się i wzmożonym oddychaniem w suchym powietrzu. Ważne jest też, by wycieczki wolne były od stresów ambicyjnych, by turysta – w naszym przypadku kiedyś górski "zawodnik" – nie pozwolił odżyć niebezpiecznym przy nadciśnieniu aspiracjom sportowym.
GS/0000 SENIORAT KW KRAKÓW ZAPRASZA 04/1998
W dniach 30–31 maja 1998 odbędzie się kolejny zlot "Pokutników" w Dolinkach Podkrakowskich. Kol. Jerzy Rościszewski oczekuje nas w Szańcu w Dolinie Będkowskiej. Na łączce przed Szańcem można rozbić namiot, jest też możliwość zanocowania pod dachem. Uroczyste ognisko odbędzie się w sobotni wieczór. W tydzień później spotkamy się na VI już zlocie seniorów nad Morskim Okiem. Dla uczestników zostały zarezerwowane oba schroniska na dni 5–7 czerwca. Dojazd we własnym zakresie – z możliwością skorzystania z transportu schroniskowego. W zależności od warunków i pogody, przewidujemy wspólne spacery, wycieczki, może wspinaczki, posiady, zdjęcia, wspomnienia. Punktem kulminacyjnym będzie w sobotni wieczór wspólna kolacja w jadalni nowego schroniska. Wpłaty za udział (po 20 zł) będą zbierane na miejscu. Zgłoszenia przyjmuje do 20 maja i informacji udziela Barbara Morawska-Nowak, ul. Konarskiego 21/5; 30-049 Kraków; tel. (0-12) 634-05-89.
GS/0000 CIEKAWOSTKI 04/1998
Sprzed paru lat pamiętamy "opakowanie" w kolorowy plastyk budynku berlińskiego Reichstagu. Podobny pomysł lansują ostatnio dwaj artyści z Austrii, malarz Rudi Holdhaus i złotnik Sepp Pulferer. Zamierzają oni pokryć złotem... kopułę szczytową Grossglocknera. Dla 1600 m2 skał mają 20 kg złota w listkach. Koszt całej operacji – reklamowanej jako "hołd sztuki dla natury" – ma wynieść 1,5 mln dolarów. Przeszkodę stanowi twardogłowy Österreichischer Alpenverein, który jest prawnym właścicielem Grossglocknera i który nie rozumie wzniosłych duchowych potrzeb artystów.
Rozeszły się pogłoski o nowym wyczynie Lynn Hill w Smith Rock w Oregonie, która przeszła podobno klasycznie drogę To Bolt or Not to Be, pierwszą w Ameryce "5.14a", poprowadzoną przez J.B. Tribouta. Lynn byłaby więc pierwszą w Ameryce kobietą, która pokonała 5.14 w plenerze i w naturalnej skale. Lynn nadal pozostaje jedyną osobą mającą za sobą przejście free drogi przez Nose na El Capitan.
O wyjątkowym szczęściu mogą mówić Nowozelandczycy Mark Ryan (26) i Keith Morrison (33), którzy będąc w pobliżu wierzchołka Mount Aspirin (3000 m) w Alpach Południowych odpadli i zaliczyli 750-metrowy lot, głównie śnieżną ścianą połuniowo-zachodnią. Przewodnicy obserwujący ścianę przez lornetki sądzili, że to spadają kamienie. Ryan – nieprzytomny po upadku – doznał złamania obu nóg, Morrison ma uszkodzenia kręgosłupa, ale obydwóm nie grozi kalectwo. Szczęśliwa była i ta okoliczność, że wypadek miał świadków i pomoc helikopterowa nadeszła w 15 minut – w godzinę później ranni znaleźli się już pod opieką lekarzy w szpitalu. Normalnie rejony te są pustawe lub całkowicie puste i czekanie na ratunek mogło trwać bardzo długo – nawet kilka dni.
Władysław Janowski
GS/0000 ODESZLI W NIEBIESKIE GÓRY 04/1998
GS/0000 Z NASZEJ POCZTY 04/1998
Anna Czerwińska. Katmandu.
7 kwietnia 1998: Zostałam sama jak palec – Rysio Pawłowski się nie pokazał (raczej z braku klientów, a nie z powodu kontuzji nogi pod Nanga Parbat). Wynajęłam sobie dobrego Szerpę i będę razem z nim wytrwale dążyć w stronę szczytu. Nie mam zamiaru łatwo zrezygnować. W górach jeszcze masa śniegu, droga do Nyalam dotąd nie odkopana do końca. Moja forma o.k., zdrowie też. Wczoraj spotkałam Andrzeja Skłodowskiego – wybierali się w paroosobowym towarzystwie w Langtang, skąd ja wróciłam po okresie aklimatyzacji. Warunki były zimowe, ale gdzieś tam udało mi się wyleźć, chociaż z niemałym trudem. Pozdrawiam wszystkich przyjaciół.
Władysław Janowski, Filadelfia.
2 kwietnia 1998: Piszę krótko, gdyż nie mogę się pozbierać po otrzymaniu dziś rano informacji o śmierci Jacka Kozaczkiewicza i Pawła Bujakiewicza w wypadku samochodowym. Dzięki internetowi, byliśmy ostatnio z Jackiem w stałym kontakcie. Planował tej zimy przejść północną ścianę Eigeru, o czym zresztą myślał już od dawna. Donosił mi, że czekają z Pawłem Bujakiewiczem na poprawę pogody w Alpach. Do wypadku doszło na Słowacji. Obaj byli od szeregu lat aktywnymi wspinaczami i mieli imponujący dorobek górskich dokonań. Jacek pracował też przez jedną czy dwie kadencje w Komisji Wspinaczki Skałkowej zarządu PZA i systematycznie uczestniczył w zebraniach. Okropna tragedia... Trudno się z tym wszystkim pogodzić.
Jerzy Wala, Kraków.
14 marca 1998: Chodząc systematycznie po Tatrach, byłem w tym sezonie świadkiem wielu lawin. Stanowią one poważny problem, a my pod tym względem ciągle jesteśmy na poziomie wczesnych lat powojennych. Wysłałem nawet do "Gór i Alpinizmu" Alka Lwowa opis wypadku Strumiłły i Czarnockiego, który nic nie stracił ze swej aktualności. Na nowoczesny sprzęt ratowniczy nas nie stać i nie ma go w naszych sklepach, niewiele się też robi, by ludzi uświadamiać o niebezpieczeństwie. Wydaje mi się, że można by w Tatrach w pobliżu miejsc zagrożonych umieścić radionadajniki, z których pomocą można by nadać sygnał i meldunek o wypadku. Urządzenie włączałoby się po naciśnięciu przycisku i działało przez 1 minutę. W tym czasie osoba przekazywałaby meldunek o wypadku – według pytań wypisanych na obudowie urządzenia. Skróciłoby to czas oczekiwania na pomoc, co przy wypadkach lawinowych decyduje o przeżyciu. Dzisiejsza elektonika na takie urządzenie może sobie łatwo pozwolić.
Od redaktora: Dokładnie takie właśnie radiotelefony alarmowe już przed laty zaczęto instalować w pewnych rejonach Alp. Pierwszy eksperymentalny wprowadzono pod Ellmauer Tor w Wilder Kaiser.
GS/0000 W SKRÓCIE 04/1998