GS/0000 GRENLANDIA 2000 9/2000
W sierpniu powróciła do kraju pierwsza polska wyprawa alpinistyczna na Grenlandię, w renomowanym składzie Jacek Fluder (Skała koło Ojcowa), Janusz Gołąb (Gliwice), Stanisław Piecuch (Szczecin) i Marcin Tomaszewski (Szczecin). Pierwsza trójka, to laureaci "Kolosów" za ścianę Kedar Dome w Garhwalu. Wyprawa działała w popularnym rejonie Tasermiut Fjord blisko południowego cypla Grenlandii (szerokość geograficzna Sztokholmu), w masywie Ulamertorssuaq oraz mniej popularnym Nalumasortoq. Plonem działalności były nowa droga oraz powtórzenia non stop dwu znanych dróg.
Jak stwierdza Janusz Gołąb, na miejscu każdy zespół robi nową drogę przez tydzień lub dwa i nie wywiera to tutaj specjalnego wrażenia (powstają również nowe drogi 1- i 2-dniowe, ale na ścianach o połowę niższych). Z o wiele większym podziwem przyjmowano to, że nasz zespół pokonał dwie drogi non stop, skracając wiszenie w pionowych 1000-metrowych ścianach praktycznie do jednego dnia i po raz pierwszy (?) udowadniając, że obie ściany w ogóle da się przejść rezygnując z metody "capsule style", z biwakami na wiszących platformach. Przełamuje to nimb straszliwej powagi najbardziej znanej ściany Grenlandii. Tak np. francuskie przejście "Moby Dicka" z 1999 r. zajęło 3 dni z wcześniejszym poręczowaniem – autorzy owego powtórzenia próbowali zrealizować je klasycznie, ale kluczowy wyciąg pokonali A2. Prawdopodobnie najszybsze, pierwsze powtórzenie drogi przez Mike'a Turnera i Louise Thomas w końcu czerwca 1996 wymagało poręczowania 500 m, biwaku na platformie 300 m nad podstawą i potem 22godzinnego ataku non stop.
Obie powtórzone drogi mają już przejścia klasyczne. "Moby Dick", droga Kurta Alberta i Stefana Glowacza w 6-osobowym zespole z r. 1994, IX, IX+, A1–A2, została uklasyczniona przez Słowaków Dušana Beránka, Ivana Doskočila i Vladimíra Linka w r. 1998 (IX+). Sąsiadująca po prawej "War and Poetry" to dość obficie onitowana, klasyczna (5.12c, kat. ameryk. VI) droga z r. 1998 Todda Skinnera i Paula Piany w 7-osobowym zespole, pokonana w stylu oblężniczym i w 75% pokrywająca się z wcześniejszą drogą zespołu M. Pioli i C. Dalphina ("Geneva Dièdre", 1993, franc. 6b, A4, oferująca delikatne pasaże hakowe – zglajchszaltowanie drogi Pioli i przemilczenie wspólnego przebiegu były powodem reprymendy w "High" z maja 2000, gdzie zamieszczono też uwspólniony schemat obu dróg).
W celu rozpoznania możliwości wspinaczkowych rejonu, Jacek Fluder odbył w 7 dni okrężny marsz rekonesansowy. Wyprawie towarzyszyła ekipa TV4, w całości sfinansowana przez sponsorów, w której uczestniczył m.in. Sławek Ejsymont.
Informacja: Janusz Gołąb 17 sierpnia w rozmowie z Grzegorzem Głazkiem (Centrum Dokumentacji Wysokogórskiej PZA); uściślenia według AAJ 1999, 1995–97, "High" 210, 195, 197, 168, "Iamesáka" 5/1998, biuletynu ExCom UIAA 1998.
GS/0000 LĄDEK ZDRÓJ PO RAZ SZÓSTY 9/2000
W połowie września 2000, w czasie odbywania się przeglądu filmów górskich, Lądek Zdrój znowu stał się prawdziwym centrum górskim Polski. I tym razem zjechało sporo znanych postaci, m.in. Leszek Cichy, Bogdan Jankowski, Jerzy Surdel, choć wielu naszych alpinistów przebywało właśnie na wyprawach i wyjazdach, jak chociażby Anna Czerwińska czy Ryszard Pawłowski. Trzeba przyznać, że w porównaniu z ubiegłym rokiem, festiwal nabrał znacznie większego rozmachu, filmy prezentowano jednocześnie w trzech miejscach, a oprócz tego działo się wiele innych interesujących rzeczy. W konkursie publiczności zwyciężył film "Wild Climbs" Richarda Else z 1999 r., obrazujący niewiarygodne wręcz wyczyny zapewne najlepszego obecnie wspinacza lodowego na świecie.
Można by rzec, że zabawa była przednia, gdyby nie jeden smutny fakt: po raz pierwszy zabrakło na przeglądzie Andrzeja Zawady. Choć nie do końca. Dzięki śmiałej decyzji dyrektora festiwalu, Zbyszka Piotrowicza, w ostatniej chwili zmieniono program tak, by stworzyć możliwość zaprezentowania bloku poświęconego pamięci zmarłego miesiąc wcześniej "Lidera". Przedstawiono m.in. wzruszający film Anny Pietraszek "Andrzej Zawada. Ostatnia rozmowa", a także nieznany szerszej publiczności materiał filmowy Darka Załuskiego z zimowej wyprawy na Nanga Parbat. Całość poprzedził pięknym wstępem Leszek Cichy. Wśród zaproszonych gości była też Anna Milewska, która zasadziła drzewko upamiętniające postać Andrzeja. Na zakończenie tej przejmującej uroczystości Zbyszek Piotrowicz oficjalnie ogłosił, że od przyszłego roku festiwal będzie nosił imię Andrzeja Zawady.
Krótką relację z przeglądu przygotował dla GS: Roman Gołędowski.
GS/0000 WSPINACZE ZAKŁADNIKAMI 9/2000
Brzmi to jak szkic do scenariusza filmu sensacyjnego, ale jest podobno najprawdziwszą prawdą. Powołując się na strony internetowe "Rock & Ice" oraz "The San Francisco Examiner", "The Climber" nr 33 zamieszcza opis przygody czwórki znanych alpinistów amerykańskich w Dolinie Kara-su w Kirgistanie. W sierpniu tego roku, po 3 dniach wspinaczki jedną z tamtejszych wielkich ścian skalnych, Beth Rodden, Tommy Caldwell, Jason Smith i John Dickey szykowali się do kolejnego noclegu na portaledges, kiedy pod ścianą zjawił się 3-osobowy patrol i zaczął ich ostrzeliwać, wzywając do natychmiastowego zejścia. Podczas kiedy popędzani seriami zjeżdżali na linach, inni żołdacy plądrowali i likwidowali ich namioty bazowe. Jak się niebawem okazało, byli to uzbeccy rebelianci, walczący z wojskami rządowymi o utworzenie w górach niezależnej republiki islamskiej. U stóp ściany wspinacze zostali aresztowani i przez szereg dni byli włóczeni przez Uzbeków po jaskiniach i wertepach. Nie otrzymywali nic do jedzenia, wydzielano im nawet wodę do picia. Rebelianci przyprowadzili do swego obozu żołnierza kirgiskiego, którego przy Amerykanach zastrzelili, a Jasona Smitha zmusili, by przez 40 minut siedział na jego zwłokach. Po 6 dniach tułaczki, podczas nocnej zmiany miejsca postoju Amerykanie byli eskortowani przez jednego tylko opiekuna. Wykorzystali moment i strącili go z wysokiej skały, sami zaś rzucili się do ucieczki. Po 18 milach marszu dotarli do posterunków wojsk kirgiskich, które najpierw ich też ostrzelały, ale po identyfikacji zajęły się nimi troskliwie. Do ambasady USA przerzucono ich samolotem rządowym. "Okropne, co przyszło nam zrobić z tym człowiekiem – wspomina Rodden – ale nie było innego wyjścia: wiedzieliśmy, że stawką jest nasze życie."
GS/0000 CZY PADNIE LHOTSE CENTRAL? 9/2000
Główny wierzchołek Lhotse ma na najnowszych mapach wysokość 8501 m (na wcześniejszych 8511 i 8516 m), wierzchołek wschodni, czyli Lhotse Shar – 8386 m (dawniej 8398 i 8400 m). W łączącej je 1-kilometrowej grani wznosi się wybitna turnia o wysokości 8414 m, będąca jednym z ostatnich i z wszystkich najwyższym szczytem dotąd niezdobytym przez człowieka. Mimo iż nie jest to samodzielny 8-tysięcznik, urwisty i trudny technicznie środkowy wierzchołek należy do najambitniejszych celów eksploracyjnych w Himalajach, był też już kilka razy atakowany, choć raczej niezbyt śmiało, gdyż wyprawy nie posuwały się daleko. Właśnie ten wierzchołek Lhotse jest w tym sezonie celem rosyjskiej wyprawy, która pod kierownictwem Michaiła Turkiewicza przybyła do Nepalu w końcu sierpnia. Planowane jest pełne trawersowanie grani, od szczytu głównego do Lhotse Shar. W zamierzeniu tym nie byłoby nic dziwnego, gdyż Rosjanie są w ostatnich latach liderami w himalaizmie, ciekawostką jest tylko sponsor wyprawy, którym jest rosyjskie Ministerstwo do Rozwiązywania Sytuacji Nadzwyczajnych. Ale też sytuacja na grani Lhotse nie jest zwyczajna: parodniowe trawersowanie odbywać się musi na wysokości 8300–8500 m, podobnie jak kiedyś na grani Kangchenjungi. Przypomnijmy, że szczyt Lhotse jako pierwsi zdobyli w r. 1956 Szwajcarzy, zaś Lhotse Shar w 1970 Austriacy, którzy okrzyknęli ją piętnastym ośmiotysięcznikiem.
Andrzej Skłodowski
GS/0000 WIERCHOWE ĆWIERĆWIECZE 9/2000
Latem tego roku minęło 25 lat od chwili, kiedy Wiesław Wójcik przyjął propozycję Komisji Turystyki Górskiej ZG PTTK i zasiadł za sterami rocznika "Wierchy". Zredagował 21 tomów (45–65, 1976–1999) o łącznej objętości ok. 8500 stron druku. Urodzony w r. 1946, z wykształcenia inżynier, od lat studiów przejawiał zainteresowania krajoznawcze, i to zwrócone w stronę gór. Zaczął w r. 1969 od redagowania skromniejszych periodyków, przez kilka lat w stopkach "Wierchów" figurował jako sekretarz redakcji, faktycznie jednak przez cały czas był rzeczywistym twórcą poszczególnych tomów, gdyż redaktor naczelny nie wtrącał się do roboty. "Wierchy" pod jego redakcją szczęśliwie przeszły przez trudne lata transformacji i nie tylko nie straciły wysokiego poziomu poprzedzających dekad, ale nawet rozwinęły się pod względem bogactwa tematyki i różnorodności informacji, a także kręgu autorskiego. Na dobro zapiszmy Wiesławowi również to, że nie ulega on naciskom nowoczesności i utrzymuje rocznik w tradycyjnym formacie i nie zmienionej szacie graficznej, nie odstępuje też od sprawdzonej przez dziesięciolecia linii programowej, nawiązującej do znakomitych wzorów Jana Gwalberta Pawlikowskiego z lat 1923–34. Od roku 1978 Wiesław kieruje Centralną Biblioteką Górską, spod jego ręki wychodzą też różne dzieła zespołowe, w tym takie perełki, jak "Dom pod Jedlami" (1997) czy "Góry polskie w malarstwie" (1999). Jego treściwy życiorys znajduje się na kartach "Wielkiej encyklopedii tatrzańskiej".
GS/0000 POŻEGNANIE OLKA HALPERNA 9/2000
W dniu 6 lipca zmarł w Jülich dr Aleksander Halpern, radiochemik, radiobiolog i taternik, członek KW od 1 stycznia 1949 r. (T. 1949 s.80). Urodził się 18 marca 1927 r. w Krakowie. Wojnę przeżył wraz z rodziną w Samarkandzie. W kwietniu 1946 r. Halpernowie powrócili do Krakowa, gdzie Olek ukończył studia chemiczne (1950) i rozpoczął pracę naukową w Katedrze Chemii Jądrowej UJ. W r. 1954 wraz z katedrą przeniósł się do Warszawy, a w 1955 otrzymał etat w Instytucie Badań Jądrowych. W IBJ zajmował się chemią radiacyjną i w tej dziedzinie uzyskał doktorat w r. 1962. Od r. 1956 był kierownikiem Laboratorium Chemii Jądrowej, a od 1960 szefem Laboratorium Atomów Wzbudzonych.
W październiku 1968 r., na fali antysemityzmu, wręczono mu wymówienie i ten wybitnie zdolny chemik znalazł się bez środków do życia, z żoną Zofią, wnuczką stryjecznego brata marszałka Piłsudskiego. W r. 1969 przyjaciel mojej żony, paryski paleontolog, prof. Jean-Pierre Leman, zabrał list Halperna do znajomych naukowców, w którym prosił on o znalezienie mu zatrudnienia w RFN. Jesienią tegoż roku wyjechał z Polski i rozpoczął pracę w Instytucie Chemii Centrum Badań Jądrowych w Jülich. Zmienił tu zainteresowania badawcze, zajął się radiobiologią i stał się w tej dziedzinie wybitnym autorytetem. W grudniu 1981 r. Komisja Rady Naukowej IBJ stwierdziła: "Dr. Halpernowi wyrządzono wielką krzywdę moralną, materialną i naukową, pozbawiając go warsztatu pracy i zmuszając do opuszczenia Ojczyzny. Komisja zwraca się do Pana Przewodniczącego Rady Naukowej z wnioskiem o przesłanie do Dr Halperna listu z wyrazami ubolewania w związku z upokorzeniem i krzywdami, których doznał w końcowym okresie swojej pracy w Instytucie Badań Jądrowych."
Pierwszy sezon tatrzański Olka rozpoczął się od obozu "Pokutników" pod Żabiem w r. 1948. W ich towarzystwie (byli to m.in. A. Górka, F. Kędzior, Z. Węgrzynowicz) wszedł wówczas na Mnicha, Zadniego Mnicha, Mięguszowiecki Szczyt (północną ścianą), Kazalnicę (drogą Korosadowicza) i wschodnią granią na Żabiego Konia. Większości swych późniejszych przejść dokonał z "Pokutnikami", którzy pamiętają go z Tatr i Dolinek jako skromnego, wrażliwego i życzliwego przyjaciela. Do Klubu rekomendowali go Górka i Worwa. Jego miłość do gór realizowała się też w narciarstwie turystycznym i zjazdowym. Z osobistych wspomnień pamiętam go, jako uczestnika wypraw po Jerzego Woźniaka i Andrzeja Nunberga (1949) oraz po Zbigniewa Abgarowicza w kwietniu 1950 roku. W latach 60. Olek, zawsze chętny do pomocy, brał udział w moich wyprawach na lodowczyk w Bańdziochu i do Jaskini Lodowej w Ciemniaku. Pobieraliśmy wtedy próbki lodu o wieku sięgającym około stu lat, by zbadać wpływ przemysłu na skażenie atmosfery globu metalami ciężkimi i radionuklidami naturalnymi, a także odkryć pewne szczegóły konstrukcji bomb jądrowych. Umiejętności taternickie Olka i jego wiedza radiochemiczna były ogromną pomocą, gdy w Tatrach stawialiśmy pierwsze kroki w tych badaniach.
Mimo że w ostatnich latach nie cieszył się najlepszym zdrowiem, jego śmierć, raczej przypadkowa, zaskoczyła wszystkich. Gdy w roku 1969 żegnałem go, wygnańca, na lotnisku w Warszawie, powiedział: "Już tu nigdy nie wrócę." Ale po latach wracał wielokrotnie, stale do Krakowa, Tatr i Dolinek. Tu bowiem zostawił swe serce, wśród tych, którzy go znali i kochali.
Zbigniew Jaworowski
GS/0000 GÓRY I LUDZIE 9/2000
GS/0000 Z NASZEJ POCZTY 9/2000
Teddy Wowkonowicz
Teddy Wowkonowicz przysłał nam alpejskie polonicum filatelistyczne. Jest nim polsko-francuski znaczek upamiętniający 150 rocznicę śmierci Fryde>ryka Chopina – ostemplowany ozdobnymi datownikami Chamonix – Mont Blanc, z symbolami gencjany i kozicy.