GS/0000 KAMET – TA GÓRA NAM SIĘ NALEŻAŁA 02/2002
Od 29 lipca do 10 września 2001 w Himalajach Garhwalu działała "Polish Himalaya Expedition Kamet 2001" (zob. GS 5/01). Jej organizatorem był Alpinistyczny Klub Eksploracyjny z Sopotu, kierownikiem Jerzy Tillak, kierownikiem organizacyjnym Jerzy Wieluński, sportowym zaś – Marek Grochowski. Uczestnikami byli nadto: Marek Józefiak z Łodzi, Jan Kamiński z Lublina, Mieczysław Kwapich z Lublina (i Nowego Jorku), Andrzej Perepeczo ze Świebodzina, Marek Roslan z Wejherowa (lekarz) i Edward Bochnak z Nowego Jorku (filmowiec). Pełną obsługę wyprawy wzięła na siebie agencja Himalayan Run & Trek Pvt. Ltd., której dyrektorem jest C. S. Pandey, przyjaciel naszego oficera łącznikowego z wyprawy na Nuna w 1987 r. Pan dyrektor to zresztą kolega z branży: aktywny alpinista, z nas interesującego rejonu m.in. zdobywca Kametu i Abi Gamin. Oficerem łącznikowym naszej wyprawy był Tarun K. Roy, najlepszy alpinista, i to z ambicjami, spośród oficerów, z jakimi współpracowałem w ciągu tych parudziesięciu lat.
[Kamet]
Kamet z drogi do obozu III
Fot. Marek Grochowski
Celem wyprawy było pierwsze polskie wejście na Kamet (7756 m), drogą zdobywców szczytu, czyli wyprawy brytyjskiej z 1931 roku, którą dowodził Francis Sydney Smythe. Szczyt ten jest drugą co do wysokości górą Garhwalu, pierwszą jest oczywiście Nanda Devi. Po wejściu Brytyjczyków był najwyższym na świecie szczytem zdobytym przez człowieka i pierwszym wyższym niż 25.000 stóp (więcej szczegółów historycznych w GS 5/01).
Po załatwieniu niezbędnych formalności w Indian Mountaineering Foundation (pozwolenia, briefing itp.) i po zakupieniu żywności (z kraju zabraliśmy tylko świetne liofilizaty kieleckiej firmy Lyovit), przejechaliśmy wynajętym autobusem do Yoshimat, będącego jednym ze świętych miejsc hinduizmu. Tu czekały nas kolejne formalności, gdyż cały obszar na północ jest rejonem zamkniętym. Dlatego brak tu nie tylko turystów, ale nawet pielgrzymów. Byliśmy pierwszą wyprawą narodową, która uzyskała pozwolenie na samodzielne działanie na Kamecie.
[Kamet mapa]
W Yoshimat dowiedzieliśmy się, że droga do miejscowości Malari, gdzie mieliśmy (my, tzn. agencja) organizować karawanę, przestała istnieć na dwóch odcinkach. Jej odbudowa, to sprawa 10–14 dni. Na wieść o tym, błyskawicznie przyjechał Pandey i zorganizował transport wahadłowy, z przenioską na odcinku 2 km. Były miejsca "dwójkowe" nad rwącą rzeką, ale ubezpieczone poręczówkami ze skręconej liny. Na szczęście, mieliśmy dzielnych i odpornych psychicznie tragarzy. Z Yoshimat wyjechaliśmy 4 sierpnia jeepami, by po 4 dniach karawany założyć bazę na lodowcu Purbi Kamet – w pięknym położeniu nad (świętym) jeziorkiem lodowcowym na wysokości 4700 m.
9 VIII 2001. Zakładamy obóz I (4985 m); czas podejścia ok. 8 godzin.
12 VIII. W czasie próby założenia obozu II docieramy na wysokość 5380 m, gdzie pozostaje depozyt. Przyczyną odwrotu jest gwałtowne załamanie pogody, z burzą śnieżną i silnymi wyładowaniami atmosferycznymi – jedyne tego rodzaju w ciągu dnia. Udaje nam się wrócić do obozu I za widna.
16 VIII. Zakładamy obóz II (5650 m).
[Kamet]
Kamet z obozu III (6175 m)
Fot. Marek Grochowski
18 VIII. Powstaje obóz III na wysokości 6175 m (z zaporęczowaniem ok. 150 m). Powyżej obozu III mieliśmy do pokonania skalną barierę o trudnościach miejscami IV–V, na której rozpięliśmy ok. 400 m lin poręczowych.
23 VIII. Na wysokości 6600 m staje obóz IV.
O ile do obozu III dotarła większość uczestników wyprawy, to trudy akcji powyżej niego wziął na siebie trzyosobowy zespół, który w tym momencie był w najlepszej formie. Tworzyli go Janek Kamiński, Andrzej Perepeczo i Tarun K. Roy. Akcja odtąd prowadzona była w stylu alpejskim. Trójka szczytowa 24 sierpnia osiągnęła wysokość 6880 m, a następnego dnia 7120 m (Meade's Col – pierwszy stanął tu C.F. Meade już w r. 1913). 24 sierpnia chłopcy z trudem dotarli na wysokość 7400 m i tu postanowili zawrócić. Niestety, warunki lodowo-śnieżne od obozu IV gwałtownie się pogarszały wraz z wysokością. Głęboki, niezwiązany śnieg, pokryty warstwą lodoszreni grubości ok. 1,5 cm, przy nastromieniu ok. 50°, stwarzał duże zagrożenie lawinowe, mimo iż teren nie był już trudny technicznie. Sytuację dodatkowo pogarszała wichura. Decyzja zespołu była więc jedynie słuszna. Na kolejny atak niestety nie było już czasu, bo 30 sierpnia do bazy mieli przyjść tragarze, by następnego dnia rozpocząć karawanę w dół.
Mimo niepowodzenia, wyprawę tę zaliczam do moich najwspanialszych przygód górskich. Przepiękny rejon i grono przyjaciół, którzy – wraz z nimi nasz świetny oficer łącznikowy – dawali z siebie wszystko, by osiągnąć wspólny cel. Do jego zrealizowania zabrakło nam trochę szczęścia i niecałych 400 metrów. A na tę górę zasłużyliśmy.
Marek Grochowski
GS/0000 PARĘ NOWINEK Z SEZONU 02/2002
Na naszej półkuli zima przekroczyła półmetek, ale do jej końca pozostało jeszcze kilka tygodni. O sukcesach w Tatrach informują, na razie wyrywkowo, krajowe strony internetowe. Kilka wybitnych osiągnięć – omawialiśmy je w naszej "Gazetce Górskiej" – odnotowano z Alp, do rekordowych należy 3-tygodniowe pierwsze powtórzenie drogi Lafaille'a na Petit Dru (Andy Kirkpatrick i Ian Parnell, w końcu stycznia i lutym). 12 grudnia popis aktywności dali dwaj weterani, François Marsigny i Thierry Renault, wytyczając trudną nową drogę na Pointe Migot w sektorze Pelerins, nazwaną "One Step Beyond". Cenne jest osiągnięcie Marka Prezelja i Stephena Kocha, którzy zrobili pierwsze klasyczne i drugie w ogóle powtórzenie drogi Backesa i Twighta na 900-metrowej północnej ścianie Aiguille sans Nom. Natomiast zły obrót przybrała głośno reklamowana "trylogia alpejskich direttissim" Lionela Daudeta (GS 1/02), który po długiej walce na Matterhornie wylądował w szpitalu z ciężkimi odmrożeniami. W Norwegii najazd rosyjski przeżył słynny i od obrywu w r. 1998 nie powtarzany mur Trollryggen (1100 m, liczne drogi). Dwa zespoły uznały w połowie ściany, że "pora domoj", natomiast szóstka z Krasnojarska wytrwała i w wielodniowej wspinaczce (13 nocy na platformach) przeszła w większości nową drogę, stanowiącą direttissimę głównego spiętrzenia ściany. Szczyt osiągnięto 20 i 21 lutego. Na podbój muru Trollveggen 24 lutego wyruszyły też dwa zespoły polskie.
W Azji postradzieckiej i w Kaukazie działały liczne zimowe "komanda", pobudzane do czynu wciąż aktualnymi w Rosji mistrzostwami w alpinizmie. W marcu w dolinie Szcheldy będzie działała międzynarodowa wyprawa pamięci Alexa Lowe, w której udział wezmą weteran Carlos Buhler (USA – wspinał się w Pamirze 25 lat temu) i Juan Roverosa z Hiszpanii. Bazę zakłada zimowa wyprawa kazachska na Chan Tengri (kierownik Nikołaj Czerwonienko). W Himalajach zima nie przyniosła znaczących sukcesów – francuskie przejście wschodniego filara Kangtegi (Christophe Profit, André Rhem i Olivier Besson) odbyło się w pierwszych dniach grudnia, a więc przed okresem zimy.
Tymczasem na południowej półkuli trwa sezon letni. Setek wejść dokonano na Aconcaguę, na której czubku ekstrawagancka grupa zjadła wystawny obiad. Pewien Słoweniec zjechał z niej na nartach, a Ekwadorczyk Santiago Quintero przeszedł solo jej słynną południową ścianę (30 I – 1 II), wyczyn przypłacił jednak ciężkimi odmrożeniami. "Wielkie ściany nie są gratis" – oświadczył smętnie, tułając się po szpitalach. Notowane są piękne drogi z Andów Peruwiańskich, kilka dużych dróg przybyło w grupie Fitz Roy (m.in. słoweńska na 1000-metrowym północnym filarze Aguja Mermoz). W rejonie Paine działała aktywna ekipa polska z Torunia. Bogusław Kowalski, Wojciech Wiwatowski i Michał Wiśniewski weszli na wszystkie trzy główne Turnie Paine: 22 I Torre Sur (bez Wiśniewskiego), 31 I Torre Central i ok. 10 II Torre Norte. Humory popsuł im nieco Steve Schneider, który w ciągu 51 godzin (licząc od i do obozu japońskiego) wszedł samotnie jednym ciągiem na wszystkie trzy skalne wieże: Norte (w 45 minut), Central (7½ godz., ale za to klasycznie) i Sur (9½ godz., onsight). To pierwszy tego rodzaju maraton w całym rejonie.
Nie brak też sensacji jaskiniowych. Dwie główne pochodzą z masywu Kanin (2507 m) w Alpach Julijskich. Pierwsza, to obiecująca operacja słoweńsko-ukraińska w jaskini Skalarjevo brezno, gdzie kroi się głębokość 2000 m (GS 1/02), druga – niespodziane zjazdy czwórki Słoweńców do głębokości 1485 m w studniach Čehi 2, które na dodatek zdają się puszczać głębiej (22–25 II). Jeśli wyniki zostaną potwierdzone, jaskinia ta już teraz awansuje na 7. miejsce listy najgłębszych na świecie. W Abchazji nurkowie z Kuźniecka badali wodne ujścia wielkich jaskiń kaukaskich, w wypływie Mcziszty (Czarnej Rzeki) osiągając rekordową dla CIS głębokość 78 m. Ale czekajmy na końcówkę zimy, a przede wszystkim na szczegółowsze relacje i podsumowania.
GS/0000 RAFAŁ NA LODOWYM PODIUM 02/2002
Nie bez narodowej dumy odnotowujemy zwycięstwo Rafała Sławińskiego w zawodach we wspinaczce lodowej w Ouray w Kolorado w dniach 19–20 stycznia 2002. Rafał wygrał zarówno konkurencję lodową, jak i mieszaną, co dało mu ogółem pierwsze miejsce – ze sporą przewagą (44 punktów) nad drugim z kolei Guy Laccelle i 48 punktów nad sklasyfikowanym na trzecim miejscu Jaredem Ogdenem. Wśród kobiet triumfowała Kim Csizmazia. W grudniowo-styczniowym numerze kanadyjskiego magazynu wspinaczkowego "Gripped" zamieszczono artykuł Jona Popowicha "Raphael Slawinski – Scholar and Climber". Tekst zaczyna się od następującego zdania: "Raphael Slawinski is a gentleman, scientist, and world-class alpinist" (Rafał Sławiński jest dżentelmenem, naukowcem i alpinistą światowej klasy). W artykule wspomniano też o polskich korzeniach wspinacza.
Władysław Janowski, Filadelfia

Rafał jest synem Andrzeja Sławińskiego (Negra) i Eli z domu Lewandowskiej, od lat mieszkających w Kanadzie. Oboje pochodzą z Warszawy i czterdzieści lat temu ostro wspinali się w Tatrach. Andrzej od pewnego czasu pracuje przy finansowanym przez rząd kanadyjski projekcie poprawy zaopatrzenia w wodę stolicy Nepalu, Katmandu. (Red.)
GS/0000 O SPORTOWY OBRAZ ALPINIZMU 02/2002
Na stronie internetowej EverestNews z datą 12 lutego 2002 ukazał się biogram Wandy Rutkiewicz, chlubnie zatytułowany "Wanda Rutkiewicz, just the best woman climber ever". Skrupulatnie wymieniono wszystkie zaliczone przez nią 8-tysięczniki, nie dostrzeżono jednak jej prawdziwie historycznego sukcesu, jakim było – oprócz pierwszego wejścia kobiecego na K2 – pierwsze w ogóle wejście na Gasherbrum III (7952 m) 11 sierpnia 1975 – w towarzystwie Alison Onyszkiewicz, Krzysztofa Zdzitowieckiego i aktualnego prezesa PZA, Janusza Onyszkiewicza. Na Evereście stanęło przeszło pół setki kobiet, ale pierwszego wejścia na prawie-ośmiotysięcznik poza Wandą i Alison (obie niestety nie żyją) nie ma i nie będzie już miała żadna inna pani. Na tej samej stronie z datą 20 lutego zaprezentowano Anię Czerwińską, stawiając znak zapytania nad Shishapangmą (główna czy środkowa?). I znowu w dużym bloku informacji życiowy sukces Ani ledwie muśnięto uwagą. Chodzi o wejście na Rakaposhi (7788 m) 5 lipca 1979 w kobiecej dwójce z Krystyną Palmowską – drugie wyprawowe wejście na szczyt, wielka nowa droga. Te pominięcia nie są przypadkowe. Dzisiejsze media widzą alpinizm nie w optyce sportowej, lecz niestety tylko rachunkowej – płytko obyci z alpinizmem redaktorzy potrafią policzyć od 1 do 14 (Korona Himalajów) lub od 1 do 7 (Korona Ziemi), jednak aby oceniać sportowy walor osiągnięć, nie starcza im już wiedzy. No ale cieszmy się, że nasze panie są ciągle jeszcze obecne w światowych rankingach.
GS/0000 ACONCAGUA 02/2002
Znany włoski miesięcznik "Alp" swój numer 9/01 w całości dedykował masywowi Aconcagua. Na s. 57 dużym drukiem wyliczono 5 węzłowych dat z historii szczytu: jedną z nich jest "la salita a fine estate 1934 dei polacchi lungo l'elegante ghiacciaio occidentale rilancio l'Aconcagua tra gli obiettivi alpinistici piu ambiti". W tekstach wielokrotnie mówi się o Lodowcu i Drodze Polaków, wśród osobno zestawionych ważnych dat znalazł się też wariant Cichego i Kołakowskiego z r. 1987. Ciekawy materiał (s. 52–55) stanowi omówienie prac zeszłorocznej wyprawy Progetto Tower, która w styczniu wykonała nowe pomiary szczytu, jak napisano – "kompleksowe i definitywne". Zmiana jest niewielka: 6961,83 m (w zaokrągleniu 6962 m) w miejsce przyjętej od r. 1957 wysokości 6960 m. Wyprawa FitzGeralda z r. 1897 wniosła kotę 7035 m, mapa urzędowa z 1898 nawet 7130 m. Nasza wyprawa w r. 1934 zdobyła więc Aconcaguę jako 7-tysięcznik – pierwszy na świecie pokonany stylem alpejskim, czego nb. "Alp" nie zauważa. Rozkładową mapę wewnątrz okładki oparto na opracowaniu Jurka Wali z r. 1986, "zapominając" oczywiście o powołaniu się na źródło.
GS/0000 KRÓTKO O LUDZIACH 02/2002
GS/0000 SPOTKANIA, IMPREZY, ROCZNICE 02/2002