GS/0000 PATAGONIA – TORRES DEL PAINE 03/2004
W skład wyprawy wchodziło nas trzech: Krzysztof Belczyński, Wojciech Wiwatowski i Bogusław Kowalski. Zamierzaliśmy wyjechać już w grudniu 2003 r. – powód przesunięcia wyjazdu był oczywisty: brak na czas odpowiedniej sumy. Zresztą zwłoka wyszła nam na dobre, dzięki niej bowiem trafiliśmy na okres wyjątkowej pogody – w opinii miejscowych, najlepszej nie tylko w sezonie, ale w ciągu ostatnich lat. Początkowo zamierzaliśmy zrobić nową drogę w lewej części wschodniej ściany Torre Sur, jednak pochodzące z "Climbinga" informacje autorstwa Steve Schneidera okazały się nieścisłe: biegnie tam droga kanadyjska z 2000 roku. Postanowiliśmy więc przejść środek ściany – nie mając dokładnych danych co do przebiegu drogi Pioli z r. 1992. Przecięliśmy tę linię na jednym lub dwóch wyciągach poniżej tarasu, do którego dotarliśmy szóstym wyciągiem. Siódmy wyciąg zrobiliśmy własnym wariantem dopiero pod jego koniec, ósmy był w całości wspólny z Piolą. Na kolejnych wyciągach 9., 10. i 11. nasze drogi miały wspólne odcinki, nie ważące jednak na ich trudnościach. Od 12. wyciągu przemieszczaliśmy się terenem dziewiczym, aż do kopuły szczytowej.
[Torre Sur]
Wschodnia ściana Torre Sur. Drogi: bladoniebieska – kanadyjska 2000; zielona – próba RPA/USA 1985; czerwona – polska 2004; żółta – szwajcarska 1992; fioletowa – włoska 1963. Środkiem ściany w 1987 roku próbowali Jugosłowianie, ale nie urobili zbyt wiele: na schemacie wspomnieli o złej skale. Według mnie, nie dotarli do tarasu, który znajduje się 200 m od podstawy ściany. Przenieśli się później na wschodnią Torre Norte. (Bogusław Kowalski)
Transport do bazy trwał od 17–21 stycznia, transport pod ścianę – do 31 stycznia. W tym też okresie (22, 23, 28, 30 i 31 stycznia) poręczowaliśmy dolne wyciągi. W ścianę weszliśmy 2 lutego i pierwszy biwak założyliśmy 250–300 m od jej podstawy. 9 lutego przenieśliśmy platformy ok. 250 m wyżej – był to jedyny dzień, kiedy się nie wspinaliśmy. 12 lutego (w czwartek) stanęliśmy na szczycie, w piątek odpoczywaliśmy, a 14 lutego zjechaliśmy do podnóża ściany. Do 16 lutego uporaliśmy się z transportem w cywilizowane rejony Parku Narodowego Paine. Jak już wspomniałem, trafiliśmy na wyjątkową jak na Patagonię pogodę. Od 1 do 15 lutego (poza kilkugodzinnym załamaniem 9 i brzydkim dniem 11 lutego) towarzyszyło nam słońce i lazurowe niebo, a łaskawy dla nas wiatr dokuczał tylko przy zakładaniu biwaków.
Drogę nazwaliśmy "Trzeci stopień wyobcowania". Jej długość wynosi ok. 1100 m, 23 wyciągi (liny 60-metrowe), trudności VI big wall, A4 VI+, lód i śnieg do 60 stopni. W trakcie wspinania używaliśmy dziewięciu lin 60-metrowych, wbiliśmy 20 spitów stanowiskowych plus 3 do stanowisk zjazdowo-holowniczych (w dolnej partii wyprostowaliśmy linię, aby uniknąć trawersów z ciężkimi worami), 4 spity przelotowe, z czego 1 nie z powodu trudności, lecz jako miejsce pracy dla fotografa. Wywierciliśmy 36 otworów pod bathooki, jednak zamiast nich używaliśmy dwóch talonów i jednego clifhangera. Ponadto korzystaliśmy ze standardowego sprzętu do hakówki wielkościanowej. Biwakowaliśmy w ścianie na 2 platformach (portaledge). Pełniejsze informacje przyniosą nasze publikacje w magazynach górskich.
Bogusław Kowalski
GS/0000 WIOSNA W HIMALAJACH 03/2004
Alpinistom nie straszni są maoiści ani niestabilna sytuacja na świecie – wiosenny najazd na Himalaje zapowiada się większy, niż w ostatnie sezony. Oprócz 8-tysięcznych standardów, jest sporo zapowiedzi sportowych. Na czoło wysuwa się projekt wyprawy rosyjskiej, zamierzającej pokonać dziewiczy środek północnej ściany Everestu, między kuluarami Nortona i Hornbeina (wys. ściany 2500 m, kierownicy Wiktor Kozłow i Piotr Kuzniecow). W połowie marca w ramach aklimatyzacji ekipa weszła na Ama Dablam (6856 m), by 25 i 26 marca przerzucić się do Tybetu. Drugie mocne uderzenie rosyjskie, to powtórny atak na północną ścianę Jannu, jesienią 2003 przewalczoną do wysokości 7100 m. Kierownikiem będzie znowu Aleksandr Odincow, odlot z Moskwy nastąpił 24 marca. Simone Moro i Denis Urubko planują przejście stylem alpejskim 1500-metrowej NW ściany Baruntse (7168 m), a następnie spotkanie z Annapurną, być może nową drogą od północy. Annapurna (8091 m) będzie miejscem rendez-vous finalistów Korony Himalajów. Zaatakują ją z obydwu stron m.in. Edmund Viesturs (13 ośmiotysięczników), Piotr Pustelnik (12), Siergiej Bogomołow (11), nie licząc paru alpinistów z 8 szczytami tej klasy. Piotr Pustelnik wybrał ścianę południową. Brytyjskie siły zbrojne wysłały dużą (26 osób) wyprawę na Makalu, z zamiarem powtórzenia długiej grani SE (dotąd tylko parę przejść). Młodsza część składu ma wspiąć się na Baruntse. "Solo i bez tlenu" zamierza wejść na Makalu Francuz Jean-Christophe Lafaille. Pod Dhaulagiri wyjechali Andrej (47) i Marija (46) Štremfeljowie ze Słowenii, trzej członkowie ich wyprawy są po pięćdziesiątce, lekarz ma 66 lat.
Sezon przyniesie też sporo atrakcji – w planach są loty na spadolotach, m.in. z Everestu, także zjazdy na nartach, np. z Shisha Pangmy i Cho Oyu. Stephen Koch swój plan zjazdu na snowboardzie Kuluarem Hornbeina przeniósł na sierpień. Zapowiadane są premiery narodowe: na Evereście chcą stanąć pierwsza Irlandka i pierwsza Maltanka. Kalifornijczyk rodem z Armenii, Ray Yeritsian, zamierza wejść w kwietniu na Cho Oyu a w maju solo, bez Szerpów i bez tlenu na Everest od północy, i to w linii próby Nortona z 1924 roku. Czwórka Francuzów wyrusza w maju do Indii, by wspiąć się normalną drogą na szczyt Bhagirathi III i znad jej słynnej przewieszonej ściany wykonać skoki typu B.A.S.E. Słowem, będzie o czym czytać.
GS/0000 ŚNIEŻNY BARS ZIMĄ 03/2004
W naszej "Gazetce Górskiej" wspominaliśmy tegoroczną wyprawę zimową Kazachów na Pik Lenina. Trzy lata temu w Ośrodku Szkolenia Ratowników i Przewodników Górskich Kazachstanu powstał projekt powrotu do "starej tradycji śnieżnych panter" i zainicjowania ambitniejszej serii "snieżnyj bars zimoj". Zdobycie zimą wszystkich 7-tysięczników Azji poradzieckiej (Pik Kommunizma, Pik Pobiedy, Pik Lenina, Pik Korżeniewskoj, okresami też Chan Tengri) będzie oczywiście nieporównanie trudniejsze, aniżeli skompletowanie wejść letnich na te szczyty. Wpisana w ten nowy program wyprawa na Pik Lenina wyruszyła 21 stycznia 2004 pod wodzą Nikołaja W. Czerwonienki. Pogoda była zmienna, temperatura w wyższych partiach ok. -30°. Wspinano się stylem alpejskim, drogą Arkina, najbezpieczniejszą w zimie. Zespół osiągnął szczyt 1 lutego, niestety podczas powrotu zagubił się w ciemnościach Danijar Mynżasarow. Następnego dnia na wysokości 6200 m znaleziono jego ciało z urazem czaszki, pozwalającym sądzić, że śmierć nastąpiła na miejscu. W skład 9-osobowej ekipy wchodzili m.in. znani polskim czytelnikom Denis Urubko i Gia Tortladze. W ciągu ostatnich 15 lat Pik Lenina miał już 7 lub 8 wejść zimowych, jest więc pewna liczba alpinistów z takim dorobkiem.
GS/0000 ZOFIA KAMIŃSKA I HANNA JĘDRZEJEWSKA 03/2004
Nie zauważone przez górskie media, w ostatnich latach odeszły cicho dwie weteranki żeńskiego taternictwa lat trzydziestych: Zofia z Galiców Kamińska i Hanna z Jabłczyńskich Jędrzejewska. Były blisko zaprzyjaźnione i obie mają hasła w Wielkiej encyklopedii tatrzańskiej. Warszawianka Hanna Jabłczyńska urodziła się 15 kwietnia 1906 r. i z wykształcenia była chemiczką. Po wojnie zajęła się pracą konserwatorską, w której osiągnęła światowej klasy wyniki – to według jej metody udało się uratować słynne freski z Faras. Wspinała się m.in. z Zofią Galicówną, była zapaloną narciarką. W r. 1930 na łamach pisma "Start" wypowiedziała się na temat górskiej samodzielności pań, w 1935 ukazał się napisany przez nią podręcznik narciarstwa, adresowany przede wszystkim do usportowionych kobiet. W r. 1933 wyszła za mąż za fotografika Edwarda Jędrzejewskiego.
[Hanna Jabłczyńska-Jędrzejewska, Zofia Galicówna]
Z lewej Hanna Jabłczyńska-Jędrzejewska, z prawej Zofia Galicówna (-Kamińska). Fot. Wiktor Ostrowski.
Zofia Galicówna, rdzenna góralka, prawnuczka słynnego Szymona Tatara, urodziła się w Zakopanem 14 lutego 1909 r., studiowała w Warszawie na SGH (obecnie SGPiS). Bardzo urodziwa, była obiektem westchnień męskiej generacji lat trzydziestych, m.in. swego partnera wspinaczkowego, Wiesława Stanisławskiego, który – jak głosi klubowa legenda – odwiedzał ją wdrapując się na piętro po ścianie kamienicy. Do KW przeszła z ST AZS Kraków. Wspinała się latem (19 VII 1930 nowa droga pd.-zach. ścianą Żabiego Niżniego, trudności V), dużo chodziła zimą (I przejście zimowe drogi WHP 112 na Kościelcu w r.1928), czynnie uczestniczyła w emancypacji taterniczek – m.in. tworząc dwójkę z Marzeną Skotnicówną (20 VII 1929 nowa droga pn.-zach. ścianą Kozich Czub, III – na 2½ miesiąca przed śmiercią Marzeny i Lidy na Zamarłej). W tomikach "Tatr Wysokich" W.H. Paryskiego Zofia Galicówna odnotowana jest aż 9 razy. W r. 1938 wyszła za mąż za szwagra Wandy Henisz-Kamińskiej, Zdzisława Kamińskiego. Nie był on taternikiem, ale w r. 1940 w czasie pobytu w Grecji wspólnie weszli na Olimp (2917 m), przypuszczalnie jako pierwsi Polacy. Mieszkali potem w Londynie, a Zofia przysyłała kartki z Alp, Pirenejów i gór bardziej egzotycznych. Do Polski wróciła w r. 1993, zamieszkując na kilka lat u Wandy Henisz-Kamińskiej. Ostatni okres spędziła w rodzinnym Zakopanem. Zmarła tam 6 sierpnia 1998 r. i spoczęła w grobowcu Galiców na Nowym Cmentarzu. Hanna Jabłczyńska-Jędrzejewska zmarła 29 maja 2002 r. w wieku 96 lat i spoczywa na Powązkach razem z mężem.
J. Nyka
Większość informacji osobistych o obu Zmarłych przekazała nam kol. Wanda Henisz-Kamińska – dziękujemy!
GS/0000 LUDZIE LISTY PISZĄ 03/2004
Mieczysław Rożek, Poznań.
Czas szybko płynie i kończy się kolejna kadencja w KW w Poznaniu. Po 20 latach pracy dla Klubu z różnych powodów chciałbym odejść. Jako odpowiedzialnemu za organizację zebrań, udawało mi się dobierać interesujących prelegentów, dzięki czemu widownia stawała się coraz większa. Niestety, czasami jest to przeszło 70% ludzi spoza Klubu. Martwi pewna apatia członków. Podobno ze zjawiskiem tym boryka się większość naszych organizacji górskich. Polacy zapisują się do Alpenvereinu, słychać nawet że ma powstać czy już powstała polska sekcja. 18 marca będziemy gościli Bogusia Kowalskiego z Torunia z pogadanką na temat ich nowej drogi w Patagonii (pierwsza większa prelekcja po ich powrocie). W filatelistyce górskiej nie ma rewelacji. Rocznica zdobycia Everestu przeszła bez większego echa, a niektóre znaczki wydano z błędami (będzie o tym artykuł w "Taterniku").
Olek Kwiatkowski, Sztokholm.
Jako coraz starszy mini-senior (69 w listopadzie) donoszę, że 27 lutego 2004 wykonałem wraz z żoną Zofią nietrudny trawers w górach kanaryskiej wyspy La Palma między Pico de la Cruz (2351 m), Pico Piedrallano (2322 m) i Pico de la Nieve (2230 m). Wejście na najwyższy szczyt masywu (i całej wyspy), Roque de los Muchachos (2426 m) uniemożliwiły świeże opady śniegu i zwały lodu na ścieżce. W drugiej połowie kwietnia wybieram się do Polski i do Warszawy, przywiozę 2 szwedzkie periodyki górskie, zawierające ciekawe polonica. Serdeczne pozdrowienia dla Redaktora, pani Redaktorowej i psa Brytana.
Jerzy Wala, Kraków.
Od 29 lutego do 6 marca byłem z grupą Krzysztofa Kosińskiego (PTPNoZ) w Tatrach Wysokich. Nocowaliśmy najpierw w Schronisku Zamkovskiego, które rodzina sprzedała nowej właścicielce, prowadzącej pod Tatrami różne interesy. Zachowano nazwę schroniska a w jego wnętrzu fotografie Štefana Zamkovskiego, nota bene przyjaciela naszych taterników, m.in. Jaśka Sawickiego i Staszka Motyki. Pogoda była kiepska, dużo świeżego śniegu z realną groźbą lawin. Po szczytach nie dało się chodzić, za to były świetne warunki do jazdy na nartach a szczególnie na big footach, z czego oczywiście korzystałem. Z kilkoma osobami wspinałem się też na lodospadach, najpierw w Słoweńskim Raju a potem w Dolinie Staroleśnej. Nieoczekiwanie "odkryłem" piękne lodospady, ok. 30 m wysokości, niedaleko ścieżki do Schroniska Zamkovskiego. Nie widać ich ze szlaku, doprowadziły nas do nich ślady, gdyż wspinają się tam Słowacy. Bardzo piękne miejsce. Krzysztof Kosiński poszedł dalej w górę i stwierdził, że są tam jeszcze inne lodospady, głęboko ukryte w lesie. Polecamy je wszystkim zainteresowanym tą formą wspinania.
GS/0000 Z TATR 03/2004
GS/0000 W SKRÓCIE 03/2004