GS/0000 WIOSNA 2006 W HIMALAJACH 02/2007
Kronikarka działalności himalajskiej, Liz Hawley, ogłosiła swoje omówienie zeszłorocznego sezonu przedmonsunowego po obu stronach Himalajów. Pod względem liczb był to sezon rekordowy. Do Nepalu i Tybetu zjechało łącznie 190 wypraw, które skierowały się na niewiele, bo tylko 18 celów. Pani Hawley doliczyła się 702 wejść na szczyty – z udziałem zaledwie 33 kobiet (niespełna 5%). Od kilku lat szybko wzrasta odsetek wejść Szerpów i alpinistów nepalskich. Ama Dablam atakowało 13 wypraw (mało: jesienią było ich 46), tylko 9 osiągnęło szczyt. Na Annapurnę weszły 4 wyprawy. Pod Cho Oyu bazy rozbiło 30 wypraw, z których 23 zaliczyły wierzchołek (jako pierwsza osiągnęła go wyprawa Pustelnika). Dhaulagiri uległa wyprawom kazachskiej i włoskiej (Benet – Meroi), sześć wypraw (w tym kolumbijska i irańska) wróciło do domu "z kwitkiem". Na Kangchendzöngę weszła w męskim towarzystwie Gerlinde Kaltenbrunner, jako na swój dziewiąty 8-tysięcznik. Szczęście dopisywało amatorom Lhotse. Z 15 wypraw, na szczyt weszło 6, przy czym chilijska wprowadziła aż 15 ludzi. Nie najgorzej było na Makalu, którego wierzchołek osiągnęły 3 wyprawy włoskie a także w śmiałym solowym wypadzie Polka Ania Czerwińska.
Miasteczko namiotów pod Cho Oyu wiosną 2006.
Fot. Pavle Kozjek
Najgłośniej było jak zawsze o Evereście. Atakowała go rekordowa liczba wypraw: 94 były udane, 23 nie powiodły się. Wejść – jak podlicza Eberhard Jurgalski – dokonano łącznie przeszło 400(!). Ze strony nepalskiej działało 30 wypraw, 23 z powodzeniem. Interesujące dane ogłosiło w styczniu Ministerstwo Turystyki Nepalu. Według niego przez Przełęcz Południową weszły wiosną na szczyt 194 osoby – z tego 72 alpinistów, 18 przewodników z zagranicy i 104 (54%) Szerpów i tragarzy. Połowę zdobywców zagranicznych (37) stanowili klienci wypraw komercyjnych, resztę – alpiniści samodzielni, w większości bez Szerpów, w tej liczbie 5 Polaków z Falvit Team. Ambitne wejścia sportowe w Himalajach wiążą się głównie ze szczytami niższymi. Powyżej 8000 m najwartościowszymi osiągnięciami są nowa droga Kazachów Urubki i Samojłowa na północno-wschodniej ścianie Manaslu oraz śmiałe solowe wejście Słoweńca Pavle Kozjeka nową drogą na Cho Oyu, wyróżnione nagrodą publiczności podczas ceremonii Złotego Czekana w Grenoble. W ciągu sezonu życie straciło w Himalajach ok. 15 alpinistów.
Sezon jesienny 2006 był w porównaniu z wiosną nieporównanie słabszy. Himalaiści zauważyli, że w ciągu paru ostatnich lat globalne zmiany klimatyczne powodują niekorzystne przesunięcia w kalendarzu monsunów i fal wichur, jesienią utrudniających działalność i zmniejszających szanse na udane wejścia. Tymczasem na stronach internetowych już pojawiły się wykazy wypraw zaplanowanych na wiosnę 2007 w Himalaje i na lato w Karakorum. Sezony zapowiadają się znów rekordowo, przynajmniej jeśli chodzi o liczby. Na Evereście ma zostać podjęta akcja dotąd przepowiadana tylko w dowcipach: próba wejścia na szczyt na golasa czy raczej w samych tylko spodenkach. Tego jeszcze nie było...
GS/0000 PANIE NA K2 02/2007
Yuka Komatsu
Redaktor "Japanese Alpine News" Tamotsu Nakamura przysłał mi notatkę o ostatnim sukcesie japońskim na K2 (8611 m), a przy okazji także kilka informacji o dotychczasowych żeńskich wejściach na ten szczyt. Na drugiej górze Ziemi stanęło dotąd zaledwie 8 kobiet, z których 5 zginęło w górach (trzy nie wróciły z K2). Oto nazwiska zdobywczyń: 1) Polka Wanda Rutkiewicz (1986); 2) Francuzka Liliane Barrard (w godzinę po Wandzie); 3) Angielka Julie Tullis; 4) Francuzka Chantal Mauduit; 5) Angielka Alison Hargreaves; 6) Baskijka Edurne Pasaban; 7) Włoszka Nives Meroi i jako ostatnia 8) Japonka Yuka Komatsu. 23-letnia Yuka (23 lata i 10 miesięcy – zdjęcie obok: po powrocie do Japonii; fot. Yusuke Hirai – k2climb.net) stanęła na szczycie 1 sierpnia 2006 i jest najmłodszą z całej ósemki, jest też jedyną z pań, która weszła drogą inną niż normalna (grzędą baskijską). Jej towarzysz, Tatsuya Aoki, ma 21 lat i do niego należy obecnie dolny męski rekord wieku. 46-letnia Nives Meroi zaliczyła szczyt ze słoweńskim mężem Romanem Benetem – jako druga para małżeńska. Pierwszą byli Barrardowie razem z Wandą Rutkiewicz. Latem 2006 na K2 próbowało szczęścia siedem wypraw – powiodło się tylko wymienionym dwóm, nie obyło się też bez tragedii: 13 sierpnia podczas ataku szczytowego w lawinie zginęli 4 Rosjanie. Pan Nakamura stwierdza z żalem, że z kilku japońskich wypraw na wysokie szczyty w Pakistanie sukcesu nie przyniosła żadna – próbę wejścia na Nanga Parbat przypłacił życiem 52-letni Ozawa Nadhiro, odwrotem zakończyła się m.in. próba wejścia na Kunyang Chhish (Kazuo Tobita z 5 towarzyszami).
Jerzy Wala
GS/0000 SKYRUNNING 02/2007
Jako osobna dziedzina sportu zadomowiają się biegi w chmurach, z angielska dźwięcznie zwane skyrunning. Wyłoniło się kilku mistrzów, całkiem pokaźna staje się rzesza amatorów. Ostatnio na północnej ścianie Eigeru nowy rekord czasu ustanowił Szwajcar Ueli Steck, zaś znany austriacki zawodnik, Christian Stangl (por. GS 01/07), błysnął kolejnym rekordem wysokościowym: 24 lutego "polska góra" Ojos del Salado (6893 m) w 3 godziny 44 minuty. Do bazy dobił o ósmej rano, o godz.9 wystartował w górę – o 12.44 był na szczycie. Oblegający Ojos Francuzi nie chcieli dać wiary, przekonały ich jednak świeże zdjęcia z wierzchołka. Czas uzyskany przez Stecka na Eigerze jest lepszy o aż 47 minut od poprzedniego i wynosi 3 godziny 54 minuty. Wejście włączył on w przygotowania treningowe do zaplanowanej na wiosnę samotnej próby poprowadzenia nowej drogi południową ścianą Annapurny. "Podniebne biegi – mówi Stangl – nie mają nic wspólnego z bohaterskim zdobywaniem szczytów. W alpinizmie wyprawowym wyodrębniły się jako osobna dyscyplina sportowa, podobnie jak niedawno wspinanie zawodnicze oderwało się od klasycznej górskiej wspinaczki." Christian Stangl planował też przejście z partnerem dotąd dziewiczej południowej ściany Chimbote (5400 m), jednak po dwudniowej obserwacji terenu zarzucili ten projekt z powodu kruszyzny i nieustannego deszczu kamieni. Na prośbę naukowców z Grazu wszedł na szczyt Llullaillaco (6739 m), gdzie wymienił zużyty rejestrator meteorologiczny.
GS/0000 NADZIEJE NA WYSOKOŚCIACH 02/2007
Mimo postępów medycyny, jednym z głównych zagrożeń w himalaizmie pozostaje choroba górska a szczególnie jej powikłania w postaci obrzęków płuc i mózgu. Naukowcy nie ustają w poszukiwaniu środków zaradczych, jak diamox, ginko bilobae folium czy odkryte niedawno działanie viagry. Pracujący w alpejskim centrum badawczym Capanna Margherita (4554 m) zespół ze szpitala klinicznego uniwersytetu w Zurychu wpadł ostatnio na nowy obiecujący trop: cortison. 29 podatnych na obrzęk płuc ochotników wysłano szybkim marszem (w 2 dni) z Alagny (1200 m) do Margherity na grani Monte Rosa, gdzie spędzili 2 doby. Z dziesiątki, która otrzymywała placebo, siedmioro zachorowało. Druga dziesiątka traktowana była środkiem viagropodobnym – tu symptomy obrzęku stwierdzono tylko u 1 osoby. Ze zdumieniem przyjęto fakt, że w grupie trzeciej, zażywającej specyfik cortisonowy, nie zachorował nikt, zauważono nawet, że normalne objawy skoku wysokościowego (takie jak ból głowy, nudności itp.) ujawniały się u tej dziesiątki w sposób tylko śladowy. Latem 2007 r. testy będą kontynuowane – klinika już rozpisała zaciąg alpinistów, których w przeszłości dotykały w górach obrzęki płuc. Na rok 2008 zaplanowano objęcie badaniami 600 osób i "manewry" w górach 6-tysięcznych. Ponieważ cortison daje liczne skutki uboczne, kierujący programem prof. Marco Maggiorini przestrzega przed pochopnym wprowadzaniem go do apteczek wyprawowych i radzi poczekać do zakończenia badań. Pierwsze naukowe doniesienie o rewelacjach związanych z cortisonem ukazało się w jesiennym numerze poważanego pisma "Annals of Internal Medicine". "Rezultaty ostatnich badań – mówi prof. Maggiorini – budzą w nas naukowcach duże nadzieje. Rozpoczyna się nowa, fascynująca faza w medycynie dużych wysokości."
GS/0000 GROBY TATERNIKÓW 02/2007
Kamień nagrobny Jana Długosza na Pęksowym Brzyzku. Fot. Jacek Rządkowski
W dniach 5–6 lutego 2007 przebywałem w Zakopanem jako delegat Zarządu Fundacji Wspierania Alpinizmu Polskiego im. Jerzego Kukuczki. Celem wyjazdu było podjęcie działań związanych z nowym programem, którego realizację rozpoczęliśmy na prośbę seniorów taternictwa, m.in. Barbary Morawskiej-Nowak, Jana Serafina oraz Bogny i Zbigniewa Skoczylasów. 5 lutego spotkałem się z dyrektorem TPN, drem Pawłem Skawińskim. Jednym z tematów rozmowy było postulowane od lat stworzenie symbolicznego cmentarza Tatr Polskich. Dyrektor Skawiński stwierdził, że temat ten powraca i będzie wymagał jakiegoś rozwiązania. Problem stwarza fakt, że większe pola złomów po naszej stronie leżą wyżej i są trudniej dostępne, niż w Tatrach Słowackich. Życzliwie natomiast została odebrana propozycja, by miejscem takim stały się Wiktorówki, gdzie de facto znajduje się już kilkadziesiąt tablic pamiątkowych. Jednak najbliższe otoczenie świątyni jest tam własnością kościelną i jego ew. zagospodarowanie pozostaje w gestii prowincji dominikanów. Natomiast zdaniem dra Skawińskiego niewłaściwy jest pomysł, by dla takiej inwestycji wykorzystać fragment lasu wzdłuż ścieżki na Rusinową Polanę. Dyrektor potwierdził swą pozytywną ocenę akcji "Tatry bez młotka" a także to, że pozostaje otwarty na dalszą współpracę z naszą Fundacją. Program mego pobytu w Zakopanem dopełniła wizyta w centrali TOPR i rozmowa z Naczelnikiem. Jan Krzysztof zapewnił, że wiosną kosztem i wysiłkiem TOPR ruszą prace przy nagrobku Józefa Oppenheima – w porozumieniu z miejscowym konserwatorem zabytków. W kancelarii cmentarnej dokonałem opłaty za grób Jana Długosza – na 35 lat w przód (do r.2042). Zawiadamiam, że już funkcjonuje strona internetowa Fundacji, opracowana przez Wojciecha Słowakowicza. Adres: www.fundacjakukuczki.pl.
Jacek Rządkowski
GS/0000 DOM DRÓŻNIKA 02/2007
Zdjęcie dróżnikówki sprzed przeszło 50 lat.
Fot. Józef Nyka
Jak się dowiadujemy z zakopiańskiej prasy, jesienią 2006 stojący przy Wodogrzmotach dom dróżnika został formalnie przejęty przez Tatrzański Park Narodowy, który po remoncie chciałby urządzić w nim punkt informacji turystycznej ze sprzedażą wydawnictw, myśli się nawet o małym muzeum. Pomysł dobry, na drodze do Morskiego Oka każdy punkt powstrzymujący ruch jest cenny. Gdyby tak jeszcze można do domku dobudować bufet! Mniej godna pochwały jest używana przez media forma nazwy budynku, z dotychczasowej "dróżnikówki" wykolejona w "dróżniczówkę". Wzorem stała się niewątpliwie lansowana od wielu lat przez TPN nazwa "strażniczówek" (np. Wanty), utworzona kiedyś przez urzędników według zewnętrznego podobieństwa wyrazu "leśniczówka". Rzecz w tym, że przy tej ostatniej rdzeń tworzy rzeczownik "leśniczy" (końcówka -czy), natomiast "strażnik" czy "dróżnik" kończą się przyrostkiem -nik i jedynie poprawna nazwa ich siedzib brzmi strażnikówka, dróżnikówka. Z domem przy Wodogrzmotach wiąże się kawał dziejów turystyki w tym rejonie, z bandyckim napadem włącznie, a długoletni dróżnicy – jak np. Barcik czy Soczek – należeli do krajobrazu doliny tak samo, jak popularni kierownicy schronisk. Może znajdzie się amator historii, który odtworzy dzieje tego 110-letniego budynku, interesującego także jako zabytek stylu zakopiańskiego.
GS/0000 KULTURA 02/2007
GS/0000 Z ŻYCIA ORGANIZACJI 02/2007
GS/0000 WYPRAWY 02/2007