GS/0000 INTERNATIONAL LHOTSE EXPEDITION 2000 01/2001
[Mount Everest, Lhotse, Makalu]
Mount Everest i Lhotse, w tyle Makalu
Fot. Koichiro Ohmori
Wyprawa dzialala w skladzie: Piotr Pustelnik – kierownik, Gonzalez Velez (Portugalia), Dojczin Wasilew (Bulgaria), Denis Urubko (Kazachstan), Sergio Martini i Simone Moro (obaj Wlochy). 8 kwietnia 2000 dolecielismy helikopterem do Syangboche; od 9 do 12 kwietnia trwala wedrowka do bazy pod Everestem – z noclegami w Tengboche, Pheriche i Lobuche. 13 kwietnia zostala zalozona baza na morenie lodowca Khumbu. 14 kwietnia dotarlem do obozu I na skraju Western Cwm (ok. 6000 m), w celu zostawienia tam namiotu i sprzetu. Tego samego dnia wrocilem do bazy. 17 kwietnia wraz z Dojczinem wyszlismy z zamiarem zalozenia obozow I i II. Po noclegu w obozie I, 18 kwietnia doszlismy do obozu II (6400 m) z depozytem sprzetowym i na noc wrocilismy do "jedynki". 19 kwietnia ustawilismy namiot w miejscu obozu II i przenocowalismy w nim. Nastepnego dnia Dojczin wrocil, ja zas poszedlem do podstawy sciany Lhotse, by wyniesc namiot i liny. 21 kwietnia wrocilem do bazy.
25 kwietnia wraz z Dojczinem i Gonzalezem dochodze przy silnym wietrze do obozu II. Po noclegu wraca Gonzalez, ktory odczuwa jeszcze braki aklimatyzacyjne, a my dwaj docieramy do obozu III (7300 m). Po przenocowaniu wracamy do bazy. W drodze Dojczin skarzy sie na bol gardla i krtani oraz dusznosci. Po zejsciu jest pod opieka lekarza. Ja schodze na odpoczynek do Pengboche. 2 maja wyruszam wraz z Gonzalezem do obozu II. W tym czasie Moro i Urubko zakladaja oboz na Przeleczy Poludniowej, majac w planie najpierw Everest, a potem trawers od Everestu do Lhotse. 3 maja moj zespol dociera do obozu III, gdzie zastaje namiot zniszczony i zasypany sniegiem. Nocujemy goscinnie w namiocie wyprawy gruzinsko-rosyjskiej. Po nocy, oslabiony wysokoscia Gonzalez rusza w dol, ja natomiast zabieram namiot, liny i sprzet wspinaczkowy i deponuje wszystko na skalach Yellow Band. 5 maja jestem z powrotem w bazie. Od 5 do 9 maja w rejonie Everestu panuje bardzo zla pogoda.
10 maja po rozmowach w bazie gruzinskiej powstaje zespol zlozony ze mnie, Gonzaleza i Bena Kaszakaszwilego, kierownika wyprawy gruzinskiej. Planujemy odbudowanie obozu III, postawienie i wyposazenie obozu IV i, o ile to bedzie mozliwe, wejscie na Lhotse. Wedlug prognoz, okolo 13–14 maja pogoda ma byc bezsniezna i niezbyt wietrzna. W wejsciu maja nam towarzyszyc Szerpowie wyprawy gruzinskiej, Nawangle i Pemba Nuru. 12 maja nocujemy w obozie II, nastepnego dnia odbudowujemy oboz III (dwa namioty), a 14 maja osiagamy wysokosc 7800 m (Gonzalez zawraca z powodu odwodnienia). Wobec niemoznosci znalezienia na polu snieznym nieoznakowanego depozytu sprzetowego wyprawy gruzinskiej, wracam do wysokosci 7500 m i zabieram caly pozostawiony tam moj sprzet, ktory wynosze do miejsca obozu IV. Ustawiamy namiot i Nawangle wraca do "dwojki". 15 maja o 7.30 Beno, Pemba i ja wyruszamy w kierunku szczytu. W drodze poreczujemy 400 m w kuluarze. Okolo 18.30 jestesmy na wierzcholku i prawie od razu schodzimy w dol. Zejscie trwa dlugo i dopiero okolo godz. 23 docieramy do namiotu. Po prawie bezsennej nocy schodzimy do obozu III, a potem przez oboz II do bazy, ktora osiagamy 16 maja wieczorem.
Pogoda zalamuje sie. 18 maja wychodza Gonzalez i Dojczin, by 21 maja podjac probe wejscia. Dojczin wraca prawie natychmiast z obozu IV, a Gonzales dochodzi do ok. 8400 m, skad zawraca w zalamaniu pogody. Z trudem dociera do obozu II i po nocy pod opieka lekarza schodzi do bazy. W tym czasie, 19 maja Sergio Martini wchodzi wraz z zespolem slowenskim na Lhotse, koncac tym samym Korone Himalajow. 22 maja wszyscy sa w bazie, z wyjatkiem Simona i Denisa, ktorzy zostaja pod opieka wyprawy gruzinskiej. 23 maja opuszczamy lodowiec Khumbu i 26 maja stajemy w Lukli, by nastepnego dnia odleciec do Katmandu.
Piotr Pustelnik
GS/0000 NOWE WYCZYNY NA DACHU SWIATA 01/2001
Wiosna 2000 byla w masywie Everestu sezonem kolejnych rekordow. Bazy po obu stronach gory wypelnila maksymalna dotad liczba wypraw (57, w tym 6 hiszpanskich), na szczycie zas stanela nienotowana rzesza alpinistow: 133, o 13 wiecej niz w rekordowym sezonie wiosennym 1999. Darko Berljak pisze w pismie "Hrvatski planinar", ze na lodowcu Khumbu zastal ok. 400 namiotow i ok. 500 ludzi, nie liczac setek trekkerow. Zainteresowania alpinistow nie budzily przy tym ani trudne drogi, ani sciany, wazne bylo tylko zaliczanie szczytu: 55 wejsc dokonano droga normalna od Tybetu, 73 grania poludniowo-wschodnia, 5 polska droga czyli tzw. Filarem Poludniowym. Poprawiony zostal rekord szybkosci wejscia: 33-letni Szerpa Babu Chhiri – znany z niedawnego biwaku na szczycie – wbiegl na Mount Everest w 16 godzin i 56 minut, korzystajac z dobrze przedeptanej drogi. Z bazy wyruszyl 20 maja o godz. 17, szedl cala noc, stajac na czubku 21 maja o godz. 9.56. Bylo to jego 10 wejscie na Everest, podczas gdy Appa Sherpa zaliczyl juz 11 wejsc – wszystkie bez tlenu. Mamy nowego rekordziste wieku Everestu, ktorym od 19 maja jest Japonczyk Toshio Yamamoto, liczacy 63 lata – poprzedni rekord od 7 pazdziernika 1993 nalezal do Hiszpana Ramona Blanco (60 lat i 160 dni), zas od 12 maja 1999 do o dzien starszego Gruzina, Lwa Sarkisowa (60 lat i 161 dni). Rowniez wiek everestowskich pan przesunal sie w gore i przekroczyl piecdziesiatke: rekord ustanowila 22 maja Ania Czerwinska: 50 lat i 10 miesiecy (zdjecie, por. GS 12/2000). Jej poprzedniczki byly o prawie 4 lata mlodsze, a jedna z nich zmarla w trakcie zejscia. Nie powiodla sie natomiast proba obnizenia wieku meskiego, podjeta przez 15-letniego Tembe Tseringa. Na uskoku Hillary'ego poodmrazal on sobie dlonie i stracil palce u obu rak. Najmlodszymi pozostaja 17,5-letni Nepalczyk Shambu Tamang (od 1973) i o miesiac mlodszy Francuz Bertrand Roche "Zebulon" (od 1990).
Sezon jesienny 2000 przyniosl mniej wejsc, ale takze niemala sensacje, jaka byl pierwszy kompletny zjazd na nartach z czubka Everestu az do bazy – w wykonaniu Slowenca Davorina Karnicara (7 pazdziernika 2000, 3500 m deniwelacji, 5 godzin). (jn)
GS/0000 TRZY DNI NA GRANI 01/2001
W dniach 29 czerwca – 1 lipca 2000 przeszedlem gan Tatr Zachodnich od horarni w rejonie Przeleczy Hucianskiej po Kasprowy Wierch. Miala to byc dwuosobowa wyprawa Sekcji Alpinizmu SKT, ale moja partnerka wolala do Normandii, szedlem wiec sam wsrod czarnych chmur i w podmuchach lodowatego wiatru, co mialo niejaki wplyw na nastroj. Na biwaku pod Salatynem zamarzla mi woda w namiocie, a podczas drugiego biwaku, pod Siwa Przelecza, wiatr omal nas (namiotu i mnie) nie porwal. Na szczescie nie padalo; nieliczni spotykani Slowacy, pytani o wiesci z radia na temat pogody, powtarzali "nie bude prsat'" i to pozwalalo mi wytrwac, a w nagrode na Przeleczy Tomanowej nawet pokazalo sie slonce. Mimo opisane warunki przejscie trwalo tylko 2½ dnia; ten w koncu niezly czas sprawil, ze stary czlowiek troche sie dowartosciowal, i goraco polecam te metode innym.
Maciej Popko
GS/0000 LAWINA POD POLSKIM GRZEBIENIEM 01/2001
Zasmucila nas wszystkich wiadomosc o smierci w lawinie naszego kolegi klubowego, Janusza Ksieskiego (39 lat). Wraz z Tomaszem Fastnachtem wracal on 28 stycznia ze Slowacji przez Polski Grzebien. Nad Stawem Zmarzlym trawersowali niezbyt stromy stok i spadli z lawina typu deskowego, niezbyt gruba lecz o duzej powierzchni (wedlug gazet 100 x 200 m). Tomasz wydostal sie sam i przez telefon komorkowy zawiadomil policje w Nowym Targu, ta zas centrale TOPR w Zakopanem. Ratownicy przylecieli szybko "Sokolem" z dwoma psami lawinowymi – jeden z nich, "Piorun", w ciagu paru minut odnalazl plytko przysypanego Janusza, ktorego niestety odkopano juz martwego. Proby reanimacji okazaly sie bezskuteczne. Jak stwierdzono, utopil sie on, byl bowiem zasypany z glowa w wodzie, wygniecionej ciezarem lawiny na pokrywe lodowa stawu. Ratownicy Horskiej sluzby pojawili sie troche pozniej, gdyz ich helikopter obslugiwal inna akcje ratunkowa. W Tatrach nie bylo od dluzszego czasu wiekszych opadow i pewnie nikt sie nie spodziewal, ze moze byc lawiniasto, choc zejscie z Polskiego Grzebienia ma pod tym wzgledem nie najlepsza slawe. Czesc informacji prasowych i radiowych o ostatniej tragedii wiazala ja nie ze Zmarzlym, lecz z pobliskim Litworowym Stawem. Wypadek powinien byc szczegolowo zanalizowany.
Jerzy Wala (KW Krakow)

Pod Polskim Grzebieniem dochodzilo czesciej do wypadkow lawinowych, a jeden z najwczesniejszych, ze stycznia 1909 r., opisal Mariusz Zaruski w artykule "Przygoda z lawina pod Polskim Grzebieniem". Zjezdzal on a nartach wraz z Romanem Kordysem. "Naszym szczesciem bylo – pisal – zesmy »deske« od stop swoich stracili..." Nieco pozniej nie mial tego szczescia w tym samym sezonie Mieczyslaw Karlowicz. Nawiasem mowiac, nazwa "Polski Grzebien" zmylila piszacych o ostatnim wypadku dziennikarzy, ktorzy nie znajac lokalnej topografii podkreslali w notatkach, ze lawina zeszla z Polskiego Grzebienia ale "na strone slowacka". (Red.)
GS/0000 ZEGNAJ, GENERALE! 01/2001
Barbara Morawska-Nowakowa jest laczniczka miedzy roznymi srodowiskami klubowych seniorow – zaprasza na spotkania, zawiadamia o jubileuszach, czasem tez, niestety, o smierci przyjaciol. I tym razem telefon od niej przyniosl taka wiadomosc: 26 grudnia zmarl w Rabce Roman Lazarski, powszechnie znany jako "General". Urodzil sie 4 listopada 1929 r. w Zagrzebiu, gdzie jego ojciec byl konsulem RP. Okres wojny spedzil w Rabce, z wyksztalcenia byl fizykiem, w r. 1974 obronil prace doktorska z biofizyki. Byl dzialaczem Kola Krakowskiego KW (m.in. prezesem), a w kadencji 1960–63 czlonkiem Zarzadu Glownego KW i wiceprzewodniczacym Komisji Sprzetowej. Wspinal sie w skalkach, Tatrach, Alpach, uczestniczyl tez w wyprawach. W r. 1959 uzyskal stopien instruktora taternictwa. Kilka dobrych drog zrobil z pierwsza zona, Barbara ("Pampuszyca", "Generalowa"), do jego czestszych partnerow nalezeli Andrzej Stanoch, Jerzy Potocki, Marian Bala, Wienczyslaw Kogut, Adam Skoczylas. W Tatrach ma nowe drogi, np. na polnocnej scianie Malego Jaworowego Szczytu czy na Skrajna Rogowa Przelecz (obie 1956), robil tez trudne przejscia zimowe (np. Zleb Drège'a w 1957). W r. 1959 wspinal sie w Kaukazie (na Dzantugan i inne szczyty), w 1961 w Alpach Julijskich (m.in. powtorzenia dwoch drog na polnocnej scianie Triglavu), w 1962 byl czlonkiem grupy krakowskiej II Polskiej Wyprawy w Hindukusz i uczestniczyl w pierwszych wejsciach wyprawowych na Kohe Awal (5800 m, 17 VIII) oraz na strzelisty Kohe Tez (7015 m, 29 VIII, w trzecim zespole). To drugie wejscie wprowadzilo go do naszej owczesnej elity pierwszych zdobywcow 7-tysiecznikow i bylo kulminacja jego gorskiej kariery. Ciekawily go tez skromniejsze zdobycze, jak np. kruche i przeszyte trawkami zerwy pieninskiej Sokolicy (dwie drogi w lipcu 1961). W r. 1958 glosno bylo o jego (roznie relacjonowanej) przygodzie podczas proby przejscia Hokejki na Lomnicy. Asekurowany przez Adama Skoczylasa, odpadl przy forsowaniu przewieszki – noc spedzili w omiatanej deszczem i sniegiem scianie, czekajac na pomoc THS. Ratownicy zjawili sie o switaniu, a nawiazujac do tytulu znanego opowiadania Adama wolali z gory "Adamo, uz ideme!" Na lata emerytury Roman wrocil do Rabki i na mile sercu gorczanskie szlaki. Pochowany zostal w Rabce 29 grudnia, odprowadzany przez rodzine i przyjaciol. (jn)
GS/0000 Z LISTOW DO REDAKTORA 01/2001
Toni Janik, Krakow (1 II 01)
Przedwczoraj idac na Cmentarz Salwatorski na grob Inki znow zobaczylem Tatry, ktorych Juz dawno nie widzialem. Byl to zamglony zarys grani, ale byly to one. Tyle radosci, tyle wrazen i przezyc niezapomnianych, tyle przyjazni daly nam te Gory. Dla jednych szkola zycia, dla innych odskocznia w Alpy, Kaukaz i Himalaje, po latach dla nas wszystkich zrodlo niewyczerpanych nostalgicznych wspomnien. Nawet gdy dzisiaj widze je zasnute mgla – Tatry moje i Inki – serce reaguje na nie wzruszeniem.
Andrzej Skupinski, Calgary (20 l 01)
Biorac pod uwage wlasne, wzmiankowane na lamach "Glosu Seniora" doswiadczenia wypadkowe, a takze przezycia innych moich calgaryjskich kolegow, moge z cala odpowiedzialnoscia stwierdzic, ze gdyby Jurka Warteresiewicza jego nieszczescie spotkalo nie w skalkach krakowskich lecz u nas w Albercie, to po dziesieciu dniach wyszedlby ze szpitala na wlasnych nogach. Nie pozwoliliby mu pozostac przykutym do lozka kaleka przez nastepne cwierc wieku.
Janek Mostowski, San Francisco (12 II 01)
Bylem ostatnio pare razy w Sierra i pochodzilem po gorach na nartach. Kiedy snieg jest swiezy i gleboki, zamiast nart, ktore niose na plecaku, uzywam do podchodzenia rakiet z plastyku. Maja one pod spodem rodzaj rakow, pomocnych przy chodzeniu po twardych stokach. Sa bardzo lekkie, mozna na nich nawet zbiegac z gory. Moje narty (130 cm) przy takim sniegu zapadalyby sie. W drugiej polowie kwietnia wybieramy sie do Europy i, oczywiscie, do Polski.
[Andrzej Nowacki]
Andrzej Nowacki w r. 1959
Fot. Czeslaw Momatiuk
Andrzej Nowacki, Leavenworth
Milo spotkac sie po tylu latach, chocby tylko na kartach "Glosu Seniora". Tak sie sklada, ze stare i dobre czasy pamietam duzo lepiej, anizeli sprawy dnia powszedniego. Zauwazam tez, ze w mej pamieci utrwalily sie glownie ladniejsze chwile, a ulecialy z niej zdarzenia mniej radosne, dzieki czemu moja przeszlosc wydaje mi sie prawie swietlana. Jesli o gory i wspinanie chodzi, moglbym przytoczyc powazne argumenty, ze prawie wszystko bylo kiedys lepsze, niz jest dzisiaj. Pamietam nasze cudowne dni w Morskim Oku, nasz wspolny pobyt na laczkach pod Schiara, nasze zjazdy w zadymce z uskoku Cubryny z Palantem i Zbyszkiem Jurkowskim, a takze spotkanie w Roztoce, gdy wraz z Berbeciem zeszlismy z Woloszyna po skonczeniu tzw. Grani Tatr Polskich. To bylo prawie jak wczoraj, a zarazem cos, jak gdyby sen. Siegam wtedy do moich starych zdjec i one przekonuja mnie, ze wszystko to zdarzylo sie naprawde.
Tak mi sie w zyciu szczesliwie ulozylo, ze prawie caly moj czas spedzilem w gorach i zawsze aktywnie bylem z nimi zwiazany, mimo iz sprawy "wyczynu" dawno juz przestaly miec jakiekolwiek znaczenie. Leavenworth, w ktorym mieszkamy, jest zabawna imitacja bawarskiej wioski u wylotu dolin Icicle i Tomwater, w kotlinie pomiedzy gorami o tatrzanskich wysokosciach i przeslicznych, malo uczeszczanych okolicach. Gdy po nich chodze, nieraz mysle sobie, ze tak musialy wygladac Tatry 150 lat temu. Skala jest tu wysmienita i w pogodne dni pobliskie skalki oblegane sa przez wspinaczy, ale w odleglosci 6 godzin od mojego domu doliny i granie swieca pustkami, a sciany nie maja ani jednej drogi.
Poznalem tu mase wspinaczy, z wieloma bywam w gorach. Niektorych mozna by bez trudu zainstalowac w Kurniku i byliby tam, jak u siebie w domu. Sa to jednak ludzie z tego samego, co my, pokolenia i podejrzewam, ze to na tym polega. Moja rodzina jest niewielka i sklada sie z mej zony, Anne, i psa Moopy. Anne wspomina swe dawne spotkania z alpinistami. W r. 1961 byla ta dziewczyna, ktora zabrala do Grindelwaldu dwoch brudnych autostopowiczow, z ktorymi sie w czasie jazdy zaprzyjaznila. Byli to Chris Bonington i Don Whillans. Przez nich poznala Biela, Mostowskiego, Palanta i Mome, ktorzy biwakowali pod Eigerem w Alpiglen. Potem przemycila Palanta do Chamonix, z czego wynikl jego udzial w pierwszym przejsciu filara Freney. Pol roku pozniej, w Zermatt, w lutym 1962 r., wraz z Jurkowskim, Rubinkiem i Mostem spotkalismy sie z nia po raz pierwszy. Po raz drugi w 1967 pod Eigerem, i to calkiem przypadkowo. Pamietam, jak wraz z Januszem Hierzykiem wpadlismy do hotelu "Alpiglen" na piwko. Kelnerka, slyszac mowe pelna "sz", "s", "cz", spytala, skad pochodzimy, a na odpowiedz, ze z Polski, oswiadczyla, ze zna polskich alpinistow, ktorych spotkala w 1962 roku w Zermatt. Byc moze teraz mysli, ze "mile byly zlego poczatki"...
Tutaj gory sa wspaniale. Gdybys odwiedzil nas latem, zabralbym cie w miejsca calkiem zaczarowane. Ech, gdybysmy mogli sie tu znalezc wszyscy razem, tak jak 40 czy 50 lat temu... A tymczasem za oknem snieg z deszczem i mizerna tegoroczna zima. Ponad moim monitorem wisi wyplowiale zdjecie. Na jego drugim planie widac zbocza Zabich. Na pierwszym – kilka kamieni szczytowej czuby Kazalnicy. Siedza na nich Zbyszek Jurkowski i Momo, stoja – Wojnarenko, Adam Szurek i ja. W glebi za nami jest ukonczona wlasnie "Momatiukowka". Moi znajomi tutaj pytaja mnie, czy i ja jestem na tej fotografii. Coz, musialem sie przez tych 40 lat troche zmienic.
Osoby: Berbec – Ryszard Berbeka; Momo – Czeslaw Momatiuk (+1972); Most – Jan Mostowski-Philipp; Palant – Jan Dlugosz (+1962); Rubinek – Zbigniew Rubinowski (+1999); Wojnarenko – Adam Wojnarowicz. Wszystkie trzy odejscia tragiczne.
GS/0000 LUDZIE 01/2001