GS/0000 ANDRZEJ SKUPINSKI 01/2005
[Andrzej Skupinski]
Andrzej Skupinski
Na samym progu nowego roku, 3 stycznia 2005, w Calgary w Kanadzie zmarl nagle – we snie – nasz dlugoletni przyjaciel, Andrzej Skupinski, zwany Maharadza. Wiadomosc o tym poruszyla wszystkich, gdyz pelen zycia i energii Andrzej wydawal sie byc przykladem niespozytej mlodosci. Urodzil sie 16 lutego 1936 r. w Janowie Lubelskim. Po Morskim Oku plywal lodzia wraz z ojcem w 1947, wspinania zakosztowal w 1952, do Sekcji Taternickiej OW PTTK wstapil rok pozniej. W kwietniu 1954 uczestniczyl w obozie Komisji Taternictwa OW jako jeden z szesciu "poczatkujacych" (do szostki tej nalezal tez Andrzej Zawada). Z Tatr cenil sobie przejscia markowych w tamte lata drog: filara Mieguszowieckiego (1956), Lapinskiego na Kazalnicy (1956), Stanislawskiego na Malym Kiezmarskim (1958), zima zas filara Kopy Spadowej (1957, II przejscie zimowe) czy filara Vogla w masywie Cubryny (1958, III przejscie zima). Uczestniczac w obozie warszawskim w Dolinie Zlomisk, 1 kwietnia 1960 dokonal I zimowego trawersowania Szarpanych Turni – graniami SE i NW (z Jerzym Krajskim, Piotrem Misiurewiczem, Andrzejem Trebickim i Zofia Siwak). Ostro chodzil w skalkach. Leszek Lacki wspomina wyjazdy w dziewicze wowczas Skalki Kroczyckie. W r. 1956 pokazal klase "na wspinaczkach socjalistyczno-piaskowcowych" w Saskiej Szwajcarii (wyjazd z Tonim Janikiem). Ale bardziej niz "koszenie" pociagalo go samo bycie w gorach: penetrowanie Ogrodow w Hrubym, zakatkow Dolinki Spadowej czy Krywanskiego Koryta, biwaki pod gwiazdami, przechytrzanie "filancow". Oto jedno z jego licznych wspomnien:
Kiedys wracalismy obladowani sprzetem z Niewcyrki w poprzek Doliny Hlinskiej. Zostalismy tam wypatrzeni przez uzbrojona sztrajfe slowacka. Zolnierze ruszyli biegiem w dol doliny, aby przeciac nam droge. Wtedy i my popedzilismy w dol, chcac przed nimi przebyc dno doliny i wbic sie w zbocza Koprowego. Byl to najbardziej emocjonujacy wyscig, w jakim kiedykolwiek bralem udzial. Ubieglismy ich i zaczelismy piac sie stokiem w gore. Oni za nami. Wory byly ciezkie i czulem, ze tego biegu nie wygramy. Gdy weszlismy w stromszy zleb, skad mozna bylo zwalac w dol glazy, Mefisto zawolal, zeby chwile odetchnac. Usiedlismy na kamieniach ocierajac pot z czol. Wtedy i tamci staneli. Cos z soba dyskutowali, patrzyli w nasza strone przez lornetke. A potem zrobili w tyl zwrot i jak gdyby nigdy nic zaczeli wracac do sciezki. Nie chcialo nam sie wierzyc, ze tak szczesliwie konczy sie ta historia. Po wejsciu na gran odpoczywalismy chyba z dwie godziny, nim zaczelismy zlazic do Piarzystej. Naruszylem wtedy granice panstwa, rezerwat w Niewcyrce a dodatkowo jeszcze socjalistyczna dyscypline pracy, bo bylem wlasnie w Zakopanem w delegacji sluzbowej.
Maharadza wyjezdzal tez poza Tatry, np. z grupami PKG w Kaukaz. Podczas pobytu w Bezindze w r. 1965 odwiedzil w Mestii Misze Chergianiego, w 1966 niepogoda zawrocila go spod szczytu Dzangi-tau, 13 sierpnia wszedl jednak zachodnia flanka na Kazbek (5047 m – pierwsze wejscie polskie). Dobrze wspominal wyprawy do Mongolii. Jako czlonek Polskiej Ekspedycji Geologicznej, 20 wrzesnia 1963 poprowadzil nowa droge przez polnocny lodowiec na Munch Chajrchan-uul, najwyzszy szczyt Altaju Mongolskiego (4362 m, III wejscie). W r. 1967 z jego inicjatywy PKG zorganizowal wyprawe w Tabun Bogdo, ktora dokonala kilku pierwszych wejsc na dziewicze wierzcholki. Za swa najcenniejsza zdobycz uwazal dziewicza Sniezna Cerkiew (4100 m), ktora 14 sierpnia 1967 zdobyli wraz z nim NE filarem Wojtek Branski, Szymek Wdowiak i Zbyszek Rubinowski (mimo prob w pozniejszych latach, jedyne jak dotad wejscie). Uczestniczyl tez m.in. w II wejsciu na Chujten (4356 m, 10 VIII 1967) i I wejsciu na Birkut Chajrchan (4068 m, 15 VIII 1967).
W r. 1959 uzyskal stopien pomocnika instruktora, w latach 1959–62 pracowal w szkolce na Hali. W skalkach i Tatrach szkolil komandosow wojsk powietrzno-desantowych (1960–1962). W trakcie wloczeg znajdowal historyczne pamiatki, jak np. czesci swastyki z Mnicha czy brazowe tablice na Slowacji, ktore w terenie maskowal i o ktorych opowiadal w trybie confidential. W czerwcu 1960 r. szkolac komandosow w Tatrach znalazl w Zabim Stawie Bialczanskim zwloki Biedermana, Panfila i Hensolda, po ktore nastepnego dnia poszla wraz z nim wyprawa GOPR. Zrobil wowczas serie drastycznych zdjec ("czy naprawde chcesz to obejrzec?"). Oto skrot jego nigdzie nie publikowanej relacji:
Gienek Strzebonski szukal wroclawskiej trojki od zimy. W wojsku byl szefem instruktorow. W skalkach zapowiedzialem mu, ze znajde tych chlopakow – i znalazlem. Kompanie spadochroniarzy zostawilem na grani pod opieka Szymka Wdowiaka i Andrzeja Grzybkowskiego, sam zbieglem na dol i polazlem pod Zabi Wyzni. Ponizej zlebu z Owczej lod byl polupany przez jakas wielka lawine w promieniste kola. Przeczekujac pod wanta deszcz, zauwazylem na skraju zewnetrznego kola ciemny ksztalt, z ktorego sterczala glowica czekana. Podszedlem blizej i rozpoznalem sylwetke, a opodal niej sterczace spod lodu buty w rakach. Zolnierze poszli gora na Owcza Przelecz, ja za nimi prosto zboczem. Nic nikomu nie mowilem, zeby ludzi nie speszyc. W schronisku zdalem relacje Gienkowi, ktory wzial Wojtka Wawrytke i poszli tam jeszcze tego samego dnia. Znalezli Panfila i uwiazali go lina. Nazajutrz byla wspolna akcja HS i GOPR. Mnie wzieli jako swiadka...
Z Tatrami wiazal sie szmat jego zycia zawodowego. Byl geologiem, ze znacznym dorobkiem naukowym. Studia odbyl na Wydziale Geologii UW w latach 1954–60. Od 1960 do 1963 byl asystentem prof. Stanislawa Sokolowskiego i pod jego okiem uczestniczyl w kartowaniu serii reglowych Gesiej Szyi i doliny Filipki. Prowadzil tez dozor geologiczny odwiertu na Antalowce. O swej dalszej karierze tak sam mowil: "W latach 1965–84 pracowalem juz samodzielnie w trzonie krystalicznym Tatr, najpierw jako doktorant, a pozniej jako adiunkt Instytutu Nauk Geologicznych PAN w Warszawie. Rezultatem tego jest kilka prac naukowych oraz strukturalna mapa geologiczna trzonu krystalicznego Tatr Zachodnich, ktora wykonalem dla obszaru dolin Chocholowskiej Wyzniej, Jarzabczej i Starorobocianskiej.
[mapa geologiczna gornych partii Doliny Chocholowskiej]
Andrzej Skupinski: Mapa geologiczna gornych partii Doliny Chocholowskiej 1973 (fragment).
Materialy tej mapy po generalizacji weszly w tresc wydanej w 1979 roku Mapy Geologicznej Tatr Polskich w skali 1:30.000. Podsumowaniem prac z lat 1965–69 jest moja publikacja w Studia Geologica Polonica, vol. XLIX, 1975 pt. »Petrogeneza i struktura trzonu krystalicznego Tatr Zachodnich miedzy Ornakiem a Rohaczami«. Opracowanie to bylo przedmiotem mojego doktoratu, ktorego promotorem byl prof. dr hab. Kazimierz Smulikowski. W pracy znajduje sie genetyczna interpretacja litologii i zjawisk w krystaliniku Tatr Zachodnich. Dodatkiem jest nowa szczegolowa mapa strukturalna i przekroj geologiczny przez krystaliczne Tatry Zachodnie." Rezultaty swoich badan nad mikrostrukturami granodiorytow tatrzanskich dr Andrzej Skupinski przedstawil w slowackim pismie Geologicky Sbornik – Geologica Carpathica (1978), zas zwiezly opis budowy Tatr krystalicznych – w materialach dla XIII Kongresu Karpacko-Balkanskiego w 1985 roku. Nad mapa 1:30 000 pracowal wspolnie z drem Janem Burchartem, opiekunem jego pracy doktorskiej. Po ukazaniu sie "Wielkiej encyklopedii tatrzanskiej" (1995) mial zal do Paryskich, ze jego 25-letniej pracy badawczej w Tatrach nie poswiecili nawet jednego zdania.
Zniechecony stosunkami panujacymi w kraju, myslal o emigracji. W r. 1984 otworzyla sie mozliwosc kontraktu przez Polservice w Algierii, gdzie pojechal jesienia i pracowal 2 lata na uniwersytecie Tizi Ouzou a potem w Setifie. Zwiedzal wraz z zona tamtejsze gory i pustynie. Tymczasem ruszyla procedura emigracyjna przez ambasade kanadyjska – z pomoca Andrzeja Slawinskiego z Kanady. W styczniu 1987 zaczal owy etap zycia, znalazlszy sie wraz z rodzina w Calgary. Sercem czesto goscil w kraju, do ktorego chetnie wracal (w r. 1998 byl na Zlocie Seniorow nad Morskim Okiem, gdzie ostatni raz spotkal Piotra Mloteckiego).
[Andrzej Skupinski, Andrzej Zawada, Stanislaw Worwa]
Morskie Oko 1998. Andrzej Skupinski (z prawej) z Andrzejem Zawada (z lewej) i Stanislawem Worwa.
Zbieral ksiazki o Tatrach, skupowal filmy Sprudina i Surdela, abonowal polskie pisma: "Dostalem nowego Taternika. Januszowi coraz lepiej udaja sie kolejne numery. Swietne zdjecia, coraz ciekawsze artykuly" (11 V 2004). Do Tatr nawiazal tworzac nazwe "Tatra Mineralogical" dla swego laboratorium petrograficznego w Calgary. Utrzymywal zywe kontakty z przyjaciolmi na calym swiecie, z niektorymi chodzil w gory. W r. 1996 byl w Alpach z Jackiem Winklerem. Zyl kanadyjskim dniem biezacym, ale i wspomnieniami. "Czy pamietasz, jak przed Kurnikiem grano western »Rio Bravo«, ze Zbyszkiem Skoczylasem w roli Johna Wayna i Mackiem Wlodkiem w roli Colorado? Albo chrzest lodzi "Dziuni" na Morskim Oku? Albo w skalkach »wysylanie sputnika na orbite«, co na kliszach uwiecznil Szymus Wdowiak... Te wspaniale malpiady w Morskim Oku i w skalkach, to byl permanentny festiwal... Gdzie te czasy!" W GiA Alka Lwowa drukowal dowcipne "Rozmowy przy piwku". Zabiera z soba szmat historii taternictwa lat 1950–70 – nie tej, jak mawial, "od strony wejsc i koszenia, ale tego, co dzialo sie miedzy koszeniem". Mial dobra pamiec, pamietal setki twarzy, zdarzen, anegdot. Cale zycie fotografowal, ale dopiero ostatnio wzial sie za skanowanie tysiecy negatywow. O wlasnych drogach pisywal niewiele. W "Taterniku" 3–4/1964 omowil wejscie na Munch Chajrchan uul (ss. 69–71), w IV tomie "Tobiczyka" zamiescil wespol z Andrzejem Paulo swietny artykul o Altaju Mongolskim (ss. 269–296, 376–377), w ostatniej dekadzie publikowal artykuly i polemiki w "Gorach i Alpinizmie". Swoj duzy artykul o Snieznej Cerkwi, zamieszczony w GiA nr 89, zobaczyl w anonimowej przerobce w angielskim "High Mountain Sports" z grudnia 2001. Andrzej Grzybkowski przypomnial nam o zywo napisanej ksiazeczce "Czindamani – mongolski talizman", jaka w r. 1966 Andrzej wydal nakladem PZWS (66 stron). Przyznawal, ze powinien zebrac wspomnienia, ale nie spieszyl sie – spodziewal sie od zycia jeszcze wielu lat. Nie przeczuwal, ze w niebieskich ksiegach moze byc zapisane inaczej. Odszedl dobra smiercia – bez miesiecy umierania. Pozegnanie nastapilo 7 stycznia 2005 w kosciele M.B. Krolowej Pokoju. "Bedzie go brakowalo rodzinie, przyjaciolom na calym swiecie i polskiej spolecznosci w Calgary" – napisal "Calgary Herald". Prochy pochowamy w lecie na Powazkach.
Jozef Nyka
GS/0000 SHISHA PO RAZ PIERWSZY ZIMA 01/2005
W grudniowym numerze GS pisalismy o ponownej probie zimowego wejscia na Shisha Pangme, podjetej przez ten sam zespol, co rok temu (choc bez Kanadyjczykow). Ekipe tworza: Jacek Jawien (28), Piotr Morawski (28), Simone Moro (37), Jan Szulc (48, kierownik) i Dariusz Zaluski (45). Baze wyprawa rozbila 24 grudnia 2004 roku. Przy choince i koledach wieczor wigilijny minal w domowym nastroju. 27 grudnia stanely 2 namioty bazy wysunietej (5600 m). Z roznych drog wybrano droge jugoslowianska. Po spokojnej i pogodnej pierwszej polowie grudnia, sprytnie wykorzystanej przez Lafaille'a, prawdziwa zima przyszla zgodnie z himalajska regula na Boze Narodzenie. Zerwaly sie wichury, temperatura noca spadla mocno ponizej -20 stopni, w scianie znikal snieg, za to przybywalo twardego lodu. 30 grudnia Piotr Morawski i Simone Moro ustawili oboz I (6550 m), ale opad sniegu spedzil na Sylwestra wszystkich do bazy. Potem robota ruszyla od nowa – 6 stycznia dwojka osiagnela wysokosc 7200 m. Komunikaty z paru nastepnych dni brzmialy niepokojaco: wichury i silne mrozy. Totez wiadomosc z 14 stycznia byla pelnym zaskoczeniem: "Dzisiaj o 13:15 czasu nepalskiego Piotr Morawski i Simone Moro staneli na szczycie Shisha Pangma (8027 m). Z obozu II, zalozonego przez nich wczoraj na wysokosci 7400 m, szli na szczyt 5 godzin." Panowal 40-stopniowy mroz, ataki wichury przeczekiwali lezac. Jest to pierwsze zimowe wejscie na ten osmiotysiecznik.
15 stycznia do namiotu na 7400 m dotarli Jawien i Zaluski. W czasie mroznej nocy rozpetala sie sniezyca, ktora rozwiala nadzieje na druga dwojke na szczycie. Odwrot w niedzielne rano byl jedyna rozsadna decyzja. Szczegolowe relacje i zdjecia znalezc mozna w internecie na prowadzonej przez Olge Morawska stronie www.wyprawa.pl. Przypomnijmy, ze do tej pory w zimie zdobytych zostalo 8 szczytow 8-tysiecznych, 7 w latach 1980–1989 przez Polakow i 1 (Shisha Pangma) 14 stycznia 2005 przez dwojke wlosko-polska. Piekny sukces i ladnie wywalczony. Zdobywcom i calej wyprawie z serca gratulujemy a otrzymany z bazy e-mail wkladamy miedzy najcenniejsze pamiatki.
Jozef Nyka
GS/0000 "NOWE KSIAZKI" 01/2005
Okazaly pod wzgledem formatu i objetosci miesiecznik "Nowe Ksiazki" nalezy do najlepiej redagowanych czasopism polskich, a jego lektura pozwala utrzymac sie w kursie naszego – mimo tysiecznych przeszkod – wciaz zywo rozwijajacego sie rynku wydawniczego. Tak sie sklada, ze to atrakcyjne pismo powstaje przy znacznym udziale ludzi zwiazanych z gorami. Wydaje je Biblioteka Narodowa, ktorej dyrektorem jest Michal Jagiello, zas szefem Dzialu Czasopism – Marek Majle, rowniez nasz kolega klubowy. Redaktorem naczelnym jest taternik przelomu lat 50/60, Tomasz Lubienski, do "etatowych" recenzentow naleza Monika Rogozinska, Maciej Kuczynski, Piotr Wojciechowski, Jan Gondowicz (m.in. staly blyskotliwy felieton "Jezyczek uwagi"). W ostatnim zeszlorocznym numerze ksiazke z zakresu wojskowosci omawia Zbyszek Skoczylas. Jest zrozumiale, ze przy takiej obsadzie redakcyjnej zadna gorska pozycja nie przemyka sie niezauwazona.
GS/0000 ZE SWIATECZNEJ POCZTY 01/2005
Jan Mostowski, Bellingam.
Na jesieni przenieslismy sie z San Francisco do Bellingam w stanie Washington, na wybrzezu Pacyfiku, 30 km od granicy Kanady i 40 km od Ryska Berbeki. Jak Wam pewnie wiadomo, sa tu najladniejsze gory Stanow Zjednoczonych, oczywiscie poza Alaska. W swieta spedzilismy 10 dni z Berbekami. Pojezdzilismy na wyciagach i pochodzilismy po gorach. Na zdjeciach ta gora spiczasta z wiszacymi lodowcami to Mount Shuksan (2782 m). Ta kopulasta, to Mount Baker (3285 m), na ktorym bylem dwa razy, raz sam, drugi raz z Rysiem. Wiosna wybieram sie tam na nartach. Na Mount Shuksan chcielibysmy wejsc latem. Gory tu nie sa wysokie, ale ich podstawa lezy blisko morza. W Sierra Nevada w Kalifornii mozna wyjechac samochodem powyzej granicy lasu, na 1500–1800 m. Tu trzeba isc kilometrami przez gesty las z ogromnymi drzewami, zanim cos mozna zobaczyc.
[Mount Shuksan]
Mount Shuksan 2782 m. Fot. Jan Mostowski.
[Mount Baker]
Mount Baker 3285 m. Fot. Jan Mostowski.
Roman Redziejowski-Zyrafa, Szwecja.
Ktos przyslal mi niedawno link do "Glosu Seniora", wiec korzystam z okazji, by odnowic stare znajomosci. Od lat nie bylem na zadnym wielkim szczycie, ale odwiedzam rozne gory wysokie i niskie. Najczesciej bywam na wierszku, ktory ma zaledwie 72 m npm, za to oddalony jest o 15 minut spacerkiem od domu. W Tatrach nie bylem od wyjazdu z Polski w 1965 roku, ale mam tam jeszcze porachunki: 1) Piec Stawow Spiskich i Jordanke; 2) Gierlach; 3) banke z benzyna do "granata", ktora schowalismy z Jurkiem Fiettem na grani Rysow, jako zbedna podczas naszego przejscia grani Tatr w 1958 roku. Nie wiem, czy w tym zyciu uda mi sie rozliczyc choc jeden z tych rachunkow.
GS/0000 W SKROCIE 01/2005