GS/0000 HEINRICH HARRER 1912–2006 01/2006
[Heinrich Harrer]
Heinrich Harrer
Gasna ostatnie gwiazdy wielkich lat trzydziestych. 7 stycznia we Friesach w Austrii zmarl czwarty ze zdobywcow slynnej Eigernordwand, Heinrich Harrer. Urodzony 6 lipca 1912 w Obergossen w Karyntii, kariere sportowa rozpoczal jako olimpijczyk w 1936 roku. Swiatowy rozglos zyskal, kiedy 24 lipca 1938 r. wraz z 3 kolegami stanal na szczycie Eigeru po pierwszym przejsciu jego polnocnej sciany. W r. 1939 uczestniczyl w wyprawie na Nanga Parbat (w czerwcu II wejscie na Diamirai Peak, 5570 m). Po zejsciu w doliny, zostal internowany przez Brytyjczykow. Wraz z Peterem Aufschneiterem zbiegl z niewoli. Idac pieszo w poprzek Himalajow w ciagu 21 miesiecy pokonali 2000 km i 50 przeleczy wyzszych niz 5000 m. W Tybecie Harrer bawil w latach 1944–51 i zaprzyjaznil sie tam z mlodym Dalajlama, ktorego byl nauczycielem. Przyjazn przetrwala cale zycie. Do jego pozniejszych swiatowych sukcesow nalezaly pierwsze wejscia na Ausangate w Cordillera Vilcanota (6380 m – 24 lipca 1953), na Mount Deborrah (3822 m – 23 czerwca 1954) i Mount Hunter (4450 m – 5 lipca 1954) na Alasce oraz na najwyzszy szczyt Oceanii, Carstensz Pyramid (4884 m – 13 lutego 1962). O Eigerze, swoich przygodach w Azji i podrozach po swiecie napisal przeszlo 20 ksiazek, tlumaczonych na rozne jezyki. Do najwazniejszych naleza: "Sieben Jahre in Tibet" (1954, polski tytul "Siedem lat w Tybecie" 1997), "Die Weisse Spinne. Die Geschichte der Eiger-Nordwand" (1961) oraz "Ich komme aus der Steinzeit – Ewiges Eis im Dschungel der Sudsee" (1963). Pierwsza z tych ksiazek (przelozona na 53 jezyki) zostala przypomniana przez film, nakrecony w r. 1997 przez Jeana-Jacquesa Annauda. Ogromne zbiory zgromadzone w trakcie podrozy (4000 eksponatow, 100 000 zdjec i dokumentow) wypelniaja Heinrich-Harrer-Museum w Huttenbergu, w ktorym buddyjska sale modlow i sciezke patnicza poblogoslawil osobiscie Dalajlama podczas wizyt u przyjaciela w latach 1992 i 2002.
[Dalajlama]
Dalajlama z wizyta u Heinricha Harrera
Heinrich Harrer podsumowal swe bogate zycie w autobiografii "Mein Leben" (2002). "Nauczylem sie korzystac z kazdego dnia, jak z podarunku – napisal w niej. – Na to, co nieuchronnie nastapi potem, moge tylko czekac z ufnoscia i spokojem." W Austrii nalezal do wybitnych osobistosci, europejska prase bulwarowa bardziej jednak niz zaslugi interesowala jego sluzba w Waffen SS, choc byla wolna od obciazajacych podejrzen. Przybyly na pogrzeb delegat tybetanski odczytal przeslanie Dalajlamy. Podziekowal on Zmarlemu za jego przyjazn i nauki, ktore kiedys otworzyly mu oczy na swiat Zachodu. Stwierdzil tez, ze w jego osobie odchodzi ostatni zachodni swiadek wolnego Tybetu sprzed lat. Na grobie Harrera polozono glaz z polnocnej sciany Eigeru.
Jozef Nyka
GS/0000 20 LAT ZAWODOW WSPINACZKOWYCH 01/2006
50 lat temu rosyjska historia alpinizmu nie uwzgledniala w Kaukazie czy Pamirze wczesniejszych (sprzed rewolucji) wejsc angielskich, niemieckich, wloskich: na calym obszarze ZSRR alpinizm i eksploracja gor oficjalnie braly poczatek w r. 1923 i wiazac sie mialy tylko z zespolami radzieckimi. Witalij Abalakow – nie najlepiej to o nim swiadczy – chodzil w glorii pierwszego zdobywcy olbrzymow Kaukazu i Pamiru, choc przeciez dobrze wiedzial o poprzednikach. Wrecz humorystyczne bylo negowanie az do r. 1967 pierwszego wejscia na Pik Lenina trojki austro-niemieckiej, dokonanego w r.1928 w ramach wspolnej radziecko-niemieckiej wyprawy.
Dzisiaj kraje zachodnie rewanzuja sie Rosjanom. 10 wrzesnia 2005 w Bardonecchia we Wloszech odbyla sie huczna impreza z okazji "20-lecia Zawodow Wspinaczkowych". W swiecie wzieli udzial zarowno starzy mistrzowie, Patrick Edlinger, Lynn Hill, Francois Legrand, Stefan Glowacz, jak i championi aktualni: Sandrine Levet, Tomas Mrazek, Angela Eiter. Odbyla sie sesja naukowa, zatytulowana "1985–2005 o przyszlosci zawodow wspinaczkowych". W wystapieniach przemilczano, ze w ZSRR regularne zawody skalkowe odbywaly sie nie 20 a juz 60 lat temu – z medalami, dekoracjami, calym ceremonialem sportowym. Pierwsze skromne – w r.1947 w Dombaju. W r. 1971 na Krym zaproszono obserwatorow z Austrii, Wloch, Niemiec, Japonii, Polski, Wegier i CSRS, w trzy lata pozniej odbyly sie miedzynarodowe spotkania w Maninskim Wawozie w CSRS i w Jurze w Polsce. W mistrzostwach na Krymie udzial brali zawodnicy z Francji, Wloch, Japonii. Niestety, dzisiejszym dzialaczom pamieci starcza tylko do Bardonecchii.
A zeby bylo zabawniej, w organizacje jubileuszu "20" aktywnie wlaczyla sie UIAA, zas prezes jej komisji sportowej, Marco Scolaris, przewodniczyl obradom wspomnianej konferencji. A przeciez, jak to juz wczesniej przypominalismy, UIAA byla glowna reduta oporu przeciwko sportowemu podejsciu do wspinania i w r. 1985 imprezie w Bardonecchii bynajmniej nie patronowala. Ludziom z ZSRR marzylo sie skalolazanie jako sport olimpijski. Do wszczecia staran konieczna byla przychylnosc UIAA. Do r. 1968 ZSRR nie byl czlonkiem tej organizacji, dzialania w tym kierunku powierzane byly delegatom tzw. KDLow: wy nam pomozecie przekonac UIAA, a my wam za to damy Kaukaz i Pamir. Nasze starania – prezes PZA Toni Janik jezdzil na Krym jako oficjalny obserwator UIAA – napotykaly na twardy sprzeciw delegatow z DAV, OeAV, CAI, CAS, a juz szczegolnie Anglikow z BMC, broniacych ortodoksyjnego modelu alpinizmu, w usportowieniu wspinania widzacych przejaw bolszewickiego zwyrodnienia. "Alpinizm jest walka czlowieka z przyroda a nie sportowym wspolzawodnictwem miedzy ludzmi" – powtarzano w kolko. Wystepujac (bez wiekszego przekonania) o zainteresowanie sie Unii ta nowa forma aktywnosci, w opinii zachodnich kolegow stawalismy sie adwokatami zlej sprawy, nie rozumiejacymi tego, o co wlasciwie w szlachetnym alpinizmie chodzi. Jednakze zycie potoczylo sie swoim torem – niezgodnym z natchnionymi przemowieniami panow Greyow, Hiessow, Meyerow. Dzisiaj nikt juz tego nie pamieta a UIAA stala sie bardziej superfederacja sportowa, niz zwiazkiem przywiazanych do tradycji alpinistycznych klubow. Niedawni obroncy humanistycznych wartosci alpinizmu nabrali wody w usta, ten i ow zmienil szaty – uplynie jeszcze kilka lat i nie bedzie komu przypomniec, jak to naprawde bylo. Polecamy ten atrakcyjny temat magistrantom AWF... A Bardonecchia przypomni sie niebawem swiatu z okazji olimpiady zimowej w Turynie: maja sie tam odbyc paraolimpijskie pokazy boulderingu i wspinaczki sportowej. (Jozef Nyka)
GS/0000 SZPIEDZY Z LINAMI 01/2006
Sprzed 40 lat pamietamy afere z amerykanska wyprawa na Nanda Devi, ktora pod pozorem wspinania sie miala tajne zadanie ustawienia na szczycie urzadzenia do monitorowania chinskich prob nuklearnych na pustkowiach Tybetu. W dniu 11 pazdziernika 2005 w Himalayan Club w Dehli mowil o tym zasluzony alpinista hinduski, kpt. Mohan S. Kohli, ktory kierowal indyjsko-amerykanskmi wyprawami, wykonujacymi te wlasnie potajemne misje. Ich celami zrazu mialy byc Everest i Kangchendzonga, aparatura okazala sie jednak zbyt ciezka, jak na trudnosci obu tych gor. Wybor padl wiec na Nanda Devi.
[Nanda Devi]
Nanda Devi (7816 m) i Nanda Devi East (7434 m) – widok od polnocnego wschodu. Fot. Nikola Kekus
W r. 1965 supertajna grupa wspinaczy (jej hinduskich czlonkow szkolono na Alasce) wytaszczyla 4 czesci urzadzenia w poblize szczytu Nanda Devi. Tu zaskoczyla ich zawierucha. Zmuszeni do ucieczki w dol, elementy odbiornika ukryli w jamie snieznej i przypetlili linami. Gdy wrocili – urzadzenia nie bylo, nie znalazly go tez kolejne finansowane przez CIA wyprawy poszukiwawcze. Przyjeto, ze caly bagaz stracila duza lawina. W latach 1966–68 misje instalacyjne powtorzono z powodzeniem, takze na pogranicznej Nanda Kot (6830 m) i – jak mowi kpt. Kohli – "paru innych szczytach". Wokol zaginionego odbiornika wybuchla afera. Jego generator byl napedzany 7 bateriami z plutonem-238. Powstala obawa, ze w razie wydostania sie paliwa, moga ulec skazeniu nuklearnemu wody Gangesu – szeptano o mozliwosci milionow ofiar. Wladze zamknely na 10 lat caly masyw Nanda Devi, Amerykanie uspokajali: dozy substancji sa niewielkie, a baterie zabezpieczone na lat sto lub wiecej. Niemniej jednak sprawa wraca przy roznych okazjach. Kpt. Kohli wyjawil swoje sensacje w napisanej wespol z Kennether Conboyem ksiazce "Spies in the Himalaya. Secret Mission and Perilous Climbs" (2002). Wypowiedzialo sie tez dwoch czy trzech innych uczestnikow. Najswiezszy "Himalayan Journal" przynosi recenzje wydanej ostatnio ksiazki kapitana Kohli – jego autobiografii "One More Step" (2005), w ktorej utrzymuje, ze nie wiedzial do konca w jakiej grze uczestniczy. Cala operacja wciaz osnuta jest mgla tajemnicy, nie znamy nazwisk wiekszosci alpinistow, dat wejsc na szczyty ani dat demontazu wysluzonych receiverow. (Jozef Nyka)
GS/0000 MAKALU – SANS NOUVELLE 01/2006
Wobec gor nie ma ludzi wielkich. Jean-Christophe Lafaille, aktualnie najwybitniejszy himalaista Francji, zaginal a wlasciwie zginal przy probie samotnego wejscia zimowego na Makalu (por. GG 12/05 z 08.12.2005 i GG 01/06 z 12.01.2006). Baze 5300 m zalozyl w dniach 12–18 grudnia. Wypady aklimatyzacyjne komplikowala mrozna i wietrzna pogoda, ktora zburzyla caly jego harmonogram. Korzystajac z optymistycznej prognozy, 24 stycznia ruszyl do ostatecznej rozprawy. Warunki byly bardzo dobre. Nocowal kolejno na wysokosci 6400 i 7000 m. W czwartek 26 stycznia, gdy wspinal sie na Makalu La (7427 m), pojawily sie przelotne opady sniegu. Biwakowal powyzej przeleczy, na wysokosci 7600 m. Wieczorem odbyl rozmowe telefoniczna z zona Katia w Grenoble – wspomnial o wyczerpywaniu sie baterii w telefonie satelitarnym. W piatek 27 stycznia o 5 rano mial ruszyc w strone wierzcholka, planujac wejscie na 8–9 godzin. Od wspomnianej rozmowy nie odezwal sie jednak wiecej. Uplywaly dni: "sans nouvelle" – powtarzala dziennikarzom Katia. Wezwany helikopter, 31 stycznia zlustrowal droge Lafaille'a i obejrzal jego kolejne obozy, swiadczace o tym, ze gospodarz do nich nie powrocil. Na gornym odcinku duze zagrozenie stanowia zawiane szczeliny lodowe, w rachube wchodzi tez upadek, wyziebienie, wreszcie utrata sil lub atak hipoksji w rejonie szczytu.
[Jean-Christophe Lafaille]
Jean-Christophe Lafaille
W srodku zimy, 8 i pol tysiaca, bez tlenu i bez zadnego ludzkiego zaplecza... Srubowanie poziomu rekordu kosztem bezpieczenstwa nie po raz pierwszy przynosi taki final. No i kolejna wielka strata Francuzow, do ktorych – sami kiedys podobnie doswiadczani – kierujemy slowa szczerego wspolczucia.
GS/0000 WIESCI Z GOR 01/2006
GS/0000 LUDZIE 01/2006
GS/0000 KSIAZKI, PISMA 01/2006