GS/0000 SENIORZY W TIEN-SZANIE 02/2008
Tien-Szan – piekny Karakol (5218 m).
Fot. Andrzej Piekarczyk
Latem 2007 udalo nam sie znow zmobilizowac (robimy to od czterech lat) i wyjechac w ciekawe gory. Wybor padl tym razem na pasmo Terski Alatau, lezace w srodkowym Tien-Szanie. W czwartej GWW (Geriatryczna Wyprawa Wysokogorska – nazwa stworzona dla naszych wyjazdow przez Marka Janasa) – uczestniczyli: Stanislaw Czerwinski, Marek Jozefiak, Marek Janas, Jacek Komosinski, Andrzej Perepeczo, Andrzej Piekarczyk, Jerzy Wielunski i Andrzej Sobolewski. Po podrozy piecioma srodkami lokomocji, 20 sierpnia 2007 r. dotarlismy do bazy polozonej w dolinie rzeki Karakol, u zbiegu pieciu dolin. Dwie z nich zaryglowane sa u konca imponujacymi pieciotysiecznikami, z ktorych najwyzszym jest Karakol (5218 m). Opustoszala o tej porze roku baza, polozona na wysokosci 2538 m, zaoferowala nam namiot "swietlice", dobrze funkcjonujaca ruska "banie" oraz piwo. O Polakach nikt tu nie slyszal od dwudziestu lat. Pracowicie zwiedzilismy wszystkie okoliczne doliny z lodowcami na ich gornych pietrach. Z trudem odnajdywalismy resztki kwitnacych jeszcze roslin wysokogoskich. Lodowce byly niezbyt uszczelinione, a szczeliny o tej porze roku dobrze widoczne – trudno byloby w nie wpasc. Widoki byly piekne a dookola pusto – gubilismy ciagle ledwo widoczne "sciezki".
Baze wysunieta zalozylismy w Dolinie Kel-Tor na wysokozci 3200 m. Nasz bagaz z niemalym trudem wniosly na grzbietach konie. Z obozu naszego mielismy widok na najpiekniejszy chyba w tym rejonie szczyt – Dzygit (5170 m). W dniu 28 sierpnia Czerwinski, Jozefiak i Perepeczo – po biwakach na lodowcu i trudno dostepnej przeleczy Epiurg (4500) – weszli grania zachodnia na szczyt Albatros (4740). Bylo to najprawdopodobniej pierwsze polskie wejscie. 1 wrzesnia Perepeczo i Jozefiak dokonali wejscia srodkiem polnocnej sciany Piku Dymitrowa (4180 m – nazwa niestety nie zmieniona). Droga lodowa, 11 wyciagow, w gornych partiach sciany nachylenie 60 stopni. Bylo to jej pierwsze polskie przejscie, a wedlug autora pierwszego przejscia (Zygmunt Grochowski – nasz lotewski szef od logistyki) pierwsze w ogole powtorzenie.
Mysle, ze dla kogos, komu znudzil sie tlok w europejskich gorach, rejon ten jest niewatpliwa atrakcja. Gory do trekkingu wymarzone, a Karakol i Dzygit stanowia ambitne wyzwanie dla chcacych sie troche powspinac. Dojazd do bazy z miasta Karakol (dawny Przewalsk) wozem terenowym zajmuje 3 1/2 godziny. Pelny koszt wyjazdu zamknal sie w kwocie 4000 zl na osobe, nie liczac ekstra wypadow do dobrych knajpek w Karakole i Biszkeku, wydatkow na piwo (rosyjskie), wino (moldawskie) i drobnych prezentow. Na dodatkowe uciechy kazdy przeznaczyl po ok. 100 dolarow. Dodam jeszcze, ze "staruszkowie" zademonstrowali dobra kondycje – mimo forsownych tur nie bylo klopotow zdrowotnych a kumys zaszkodzil tylko jednej osobie.
Andrzej Piekarczyk
Dzigit. Fot. Andrzej Piekarczyk
Pik Dimitrowa. Fot. Andrzej Perepeczo
GS/0000 A JEDNAK KOZIA! 02/2008
W omowionej w GS 10/07 ksiazce Krzysztofa Pisery "Jak dawniej po Tatrach chadzano" czytamy na s. 125–126 o wycieczce Tytusa Chalubinskiego z Doliny Gasienicowej do Doliny Pieciu Stawow, przypomnianej przez niego w artykule "Szesc dni w Tatrach", zamieszczonym w "Niwie" i w "Pamietniku TT" z r. 1879 a potem kilka razy przedrukowywanym (jako osobna ksiazeczka m.in. 1921 i 1988). Do tej pory przeprawe przez gran jak najsluszniej wiazano z Przelecza Kozia (WHP II s.42), totez odniesienie jej do Przelaczki nad Dolinka Buczynowa budzi zdziwienie. Jak wiadomo skadinad, wycieczka odbyla sie 2 wrzesnia 1876 r. i przyniosla obfity plon briologiczny – tak z samej przeleczy, jak i z Doliny Pieciu Stawow. Nastepnego dnia (3 wrzesnia) turysci staneli na Kozim Wierchu, zapewne po noclegu w ukonczonym co dopiero schronisku TT nad Malym Stawem. Podany przez Chalubinskiego opis przejscia pasuje jak ulal do Koziej Przeleczy, wowczas i dlugo jeszcze bezimiennej: od polnocy sniezny zlebek (ktorym kiedys spadal ks. Gadowski a w polowie lat 50. Czeslaw Momatiuk...), w gorze typowa "szczelina" przeleczy, z niej zgodny z relacja Doktora pelen wiszacych piargow zleb do Pustej i wreszcie sama Pusta – "mala rumowiskami zawalona dolinka, a raczej zatoka doliny Pieciu Stawow". Wszystko sie zgadza. Trudno natomiast byloby do opisu Chalubinskiego dopasowac szczegoly rzekomej przeprawy przez Przelaczke nad Dolinka Buczynowa, nie mowiac juz o trudnosciach, jakie turysci musieliby pokonac w dojsciu do grani. Po drugiej stronie grzbietu znalezliby sie w wylocie Dolinki Buczynowej, bedacej jak wiadomo "zatoka" Doliny Roztoki a nie Pieciu Stawow. W jednej z notatek briologicznych z owej wycieczki Chalubinski pisze: "Nad Zmarzlem na przeleczy, miedzy Granatem a Kozim Wierchem, 2.9.1876." Przelecz Kozia rzeczywiscie otwiera sie nad kotlina Zmarzlego Stawu, nie mozna by tego jednak powiedziec o Przelaczce nad Dolinka Buczynowa.
Eugeniusz Dziewulski 1882
Co moglo sklonic autora ksiazki do tak smialej historycznej "poprawki"? Przypuszczalnie zwiodla go uzywana przez Chalubinskiego nomenklatura: "szczelinka miedzy Kozim Wierchem a Granatami", "Przelecz miedzy Kozim Wirchem a Granatami". Pomylki piszacych dzis o Tatrach nierzadko wynikaja z nieznajomosci stadiow rozwoju nazewnictwa naszych gor i szukania w dawnych opisach takiej precyzji topograficznej, do jakiej przyzwyczailo nas ostatnie stulecie. Tak bylo zapewne i w tym przypadku. Rzecz jednak w tym, ze Chalubinski stosuje nazewnictwo przyjete w tamte lata, uzywane juz przez Steczkowska, a ok. 1880 r. m.in. przez Dziewulskiego, do ktorego Doktor mial pelne naukowe zaufanie: dzisiejsze Maly Kozi i Zamarla nazywano Granatami, dalej byly Czarne Sciany, od strony poludniowej zwane Kozim Wierchem, o czym zreszta szerzej pisalismy w Glosie Seniora 6/99. Taki porzadek mamy na mapce Dziewulskiego w "Pamietniku" 1882 (s.86), co wiecej, drukowany dowod takiego rozumienia nazw otrzymalismy z reki samego Chalubinskiego: jest nim jego mapa Tatr z r. 1886, na ktorej pozycja "40. Granaty, wirch" oznacza Maly Kozi zas przy dzisiejszych Granatach nie ma sygnatury w ogole.
Przy okazji wyrazmy watpliwosc w prawdziwosc relacji Szymona Tatara, ktory ok. 1870 r. przez Kozia Przelecz przechodzic mial samotnie z "tegim" kozlem na plecach, no i zapewne dluga flinta. Nie wydaje sie to realne. Przelecz poznal on byc moze towarzyszac jakiemus smialemu alpiniscie lub naukowcowi, w typie Schauera czy Zarecznego, co – wzorem innych przewodnikow – wolal wobec Doktora zataic, by placacy suto "pan" mial poczucie bycia pierwszym. Tym smialym turysta nie byl w kazdym razie Viktor Lorenz, ktory w druku powatpiewal w mozliwosc przejscia znad Zmarzlego Stawu do Dolinki Pustej. W Roczniku Wegierskiego Tow. Karpackiego 1879 (s.340) pisal: "Zdecydowanie watpie w przejscie pomiedzy szczytami Kozy Wierch i Ponadzawrat. Z tego drugiego widac jak spod nog wybiega gran laczaca te szczyty – pozebiona i stromo spadajaca na obie strony." "Ponadzawrat" to znowu Maly Kozi Wierch – tym razem wedlug innej siatki historycznych nazw. Przypomnijmy sklad owej wycieczki Chalubinskiego: Doktor z synem Ludwikiem, Alfons Surzycki, Szymon Tatar st., Wojciech Roj, Wojciech Slimak i Jozek Roj jako tragarz.
Jozef Nyka
GS/0000 I ZNOW SEZON HIMALAJSKI 02/2008
Tegoroczna zima w Himalajach i Karakorum nie daje alpinistom szans. Wloch La Terra wycofal sie z Nanga Parbat niemal bez walki, na Makalu poddali sie nawet bojowi Kazachowie a Nives Meroi wyladowala w szpitalu ze zlamana noga. Simone Moro na Broad Peaku wyrusza do ostatniej proby. Globalne zmiany w klimacie spowodowaly, ze w Himalajach sezon jesienny stracil na znaczeniu a dzialalnosc w 90% przeniosla sie na okres przedmonsunowy. Lista zezwolen na nadchodzaca wiosne w koncu lutego zawierala 70 wypraw, z tego 53 na Everest, nie obejmowala jednak ruchliwego Cho Oyu, w sumie wiec ekip bedzie w tym sezonie przeszlo setka. Wsrod projektow najambitniejszy wydaje sie trawers grani Lhotse – Everest, zaplanowany przez Kazachow. Realnosc pomyslu podnosi to, ze nie przewiduja oni pelnej podkowy i szczyt Lhotse chca osiagnac droga normalna. O planie Batarda juz pisalismy, takze o rywalizacji starszych panow (Korszunow 73, Miura 74 i Nepalczyk Bahadura Sherchan 77). Zapowiada sie zywa dzialalnosc pan. Sezon bedzie mial tez swojskie akcenty. Na liscie sa na razie 3 polskie wyprawy. Radek Jarosz ze Zdenkiem Hrubym planuja Dhaulagiri i Annapurne. Na Dhaulagiri wybieraja sie tez Artur Hajzer, Ryszard Pawlowski, Robert Szymczak i Bogdan Kaszycki, na Annapurne – Piotr Pustelnik, Piotr Morawski i Peter Hamor, ktorzy zamierzaja powtorzyc droge czeska na zachodniej scianie. Z kamera ma im towarzyszyc Darek Zaluski. Pod Dhaulagiri wyjada tez Anna Czerwinska, Jerzy Natkanski i Krzysztof Tarasewicz – z Olga Ihnatowicz, Filipem Pawluskiewiczem i Piotrem Szkarlatem. Kto jeszcze? Wszystkich bedziemy wspierali serdecznymi myslami...
GS/0000 LAWINA NA CIEMNIAKU 02/2008
W niedziele 10 lutego radio podalo, ze na Czerwonych Wierchach spadl z lawina jakis doswiadczony alpinista, ktory dzieki rutynie nie stracil zycia. Wkrotce okazalo sie, ze owym alpinista byl Artur Hajzer, ktoremu towarzyszyli m.in. Darek Zaluski i Piotr Pustelnik. Wypadek wydarzyl sie w trakcie przejscia grani Tatr Zachodnich na odcinku miedzy Przelecza Tomanowa a Ciemniakiem. Artur polecial z nawisem w strone Doliny Tomanowej Liptowskiej – nawis spowodowal lawine. Spadajacy utrzymal sie blisko powierzchni, w wyprostowanej rece trzymal czekan, ktory po zatrzymaniu sie mas snieznych wystawal na powierzchnie a nadto tworzyl otwor doprowadzajacy powietrze. Wezwany przez Pustelnika helikopter przylecial blyskawicznie – w 25 minut od zgloszenia Artur zostal wydobyty przez ratownikow TOPR caly i zdrowy. Przydala sie jego rutyna, ale dopisalo mu tez szczescie: nie ucierpial w trakcie spadania, nie zostal wciagniety pod zwaly, w dodatku zbijajace sie masy sniezne pozostawily mu mozliwosc wykonania ruchow reka. Omowienie wypadku zamiescil Apoloniusz Rajwa w "Tygodniku Podhalanskim" z 14 lutego.
GS/0000 SMIERC NA MIEGUSZOWIECKIM 02/2008
Zrodlo: GW
Szczescia zabraklo tydzien pozniej innemu taternikowi. W dniu 13 lutego zespol idacy na filar Mieguszowieckiego w dolnej czesci komina zastal wiszacego na linie martwego wspinacza. Ofiara okazal sie warszawianin Piotr Amsterdamski, ktory wyruszyl na filar samotnie. Urodzony w r. 1955, byl on profesorem astronomii, wykladowca Uniwersytetu Zielonogorskiego, szersza slawe zdobyl jednak jako wyjatkowej klasy tlumacz – tak ksiazek naukowych i popularnonaukowych, jak setek pospolitych harlequinow. W latach przemian byl dzialaczem opozycji, udzielal sie w KOR i "Solidarnosci", kolportowal wydawnictwa podziemne, w stanie wojennym zostal internowany. Gory byly jedna z wielu jego pasji, jak podala "Gazeta Wyborcza" z 15 lutego, wspinal sie od kilku lat, w r. 2005 poprowadzil na Mieguszowieckim nowa droge, poznal takze Dolomity, gdzie przeszedl poludniowa sciane Marmolaty. Jego smierc jest poza wszystkim duza strata dla nauki i literatury polskiej. "Zostal w gorach, ktore kochal" – napisano w jednym z nekrologow.
GS/0000 PACLOWIE W "SZAROTCE" 02/2008
Panstwo Paclowie przed Plesnivcem. "Tatry" 1/2008
Para malzenska od "zawsze" zwiazana z badaniami naukowymi Tatr: Juraj Pacl – geograf i hydrolog oraz Libuse Paclova, znawczyni swiata roslin. Przyjaznili sie z Paryskimi, choc nie dlatego maja oboje hasla w WET z wyliczeniami prac naukowych. Juraj ma 82 lata, Libuszy 9 stycznia stuknelo 80. Poznali sie kiedys w chacie "Plesnivec" w Tatrach Bielskich, gdzie 50 lat temu Juraj dozorowal zalesianie lawinowych zlebow i badal rezim wod slynnych zrodel. Z okazji tej rocznicy, w sierpniu 2007 odwiedzili oboje odnowione schronisko, 5-godzinnym pieszym marszem, choc mieli moznosc skorzystania z samochodu. Wybrali sie nawet dawnym szlakiem na gran Tatr Bielskich, stwierdzajac, ze zamkniecie na nim ruchu dalo efekty w postaci regeneracji szaty roslinnej. Opis wycieczki zamiescily "Tatry" TANAP 1/08. W grudniu panstwo Paclowie zrobili nam mila niespodzianke: otrzymalismy od nich na gwiazdke stara fotografie zrobiona przez Libusze na szczycie Gierlachu z obojgiem Paryskimi, malarka Bozena Mrhowa i Wawa Zulawskim. Dokument bardzo cenny, tym cenniejszy, ze zdjec Zulawskiego z Tatr jest wyjatkowo malo. Dziekujemy za pamiec a Jubilatce zyczymy dalszego zdrowia i wielu jeszcze naukowych dokonan. Jerzemu oczywiscie tez!
Szczyt Gierlachu po przejsciu drogi Darmstadtera. Od lewej: Wawrzyniec Zulawski, Zofia Paryska, Bozena Mrhova i Witold H. Paryski. Fot. Libuse Paclova
GS/0000 WALENTYNKI Z POEZJA 02/2008
Bylam na walentynkowym wieczorze poetyckim Anny Skoczylas, polaczonym z promocja jej najnowszego tomiku, zatytulowanego "Wedrowac po oblokach". Polaczenie Walentynek z wierszami tej wlasnie autorki bylo jak najbardziej trafne, bo tematami utworow Hanki sa przede wszystkim milosc i przemijanie. Anna Skoczylas, urodzona we Lwowie, jest corka Zygmunta Klemensiewicza i wdowa po Adamie Skoczylasie. W latach 50. i 60. sama uprawiala czynnie taternictwo. Zamilowana podrozniczka, najbardziej, jak mowi, polubila Azje – Afganistan, Pakistan, Indie, Nepal, Tybet – gdzie bywala wielokrotnie. Wieczor odbyl sie w podgorskim "Kamieniolomie im. Jana Pawla II", co dodatkowo podnosilo wspanialy nastroj. Dopisali goscie, bylo wielu przyjaciol Hanki z Kola Taternikow-Seniorow KW. Spotkanie prowadzil Eryk Ostrowski z Domu Kultury "Podgorze", wiersze oprocz autorki czytala Bozena Adamek, z recitalem skrzypcowym wystapila Danuta Brandys. Tomik mozna bylo oczywiscie nabyc i prosic Autorke o autograf.
Barbara Morawska-Nowak
O CZYM MYSLISZ NOCA
 
nim zapadniesz w czarna otchlan
czekasz
zeby przyszly
gory niebosiezne do wedrowki
zeby isc
daleko sciezkami
mijajac po drodze lasy i polany
zielone zlote
znalezc sie w schronisku
zeby
bylo jak kiedys
czekasz na przyjaciol
na to co znajome
cieple i bezpieczne
trwa i sie nie konczy
czekasz
na radosc
Anna Skoczylas
GS/0000 TO I OWO 02/2008