GS/0000 MORSKIE OKO Z PRZESZKODAMI 06/2009
W dniach 29–31 maja 2009 r. odbyl sie nad Morskim Okiem XVII zlot taternikow-seniorow. Rozsylajac zaproszenia, musialam wszystkich uprzedzic: "Spotkanie odbedzie sie w utrudnionych warunkach dostepu do schroniska. W zwiazku z remontem szosy do Morskiego Oka, Starostwo Powiatowe calkowicie zamknelo droge dla pojazdow. Liczymy na ew. mozliwosc dojazdu od parkingu za Wodogrzmotami. Mozna zatem powiedziec, ze spotkanie w 2009 roku bedzie dla wytrwalych, ktorzy nie zraza sie ewentualnymi trudnosciami."
Jas Mostowski pod Eigerem – nawet nie przeczuwa, ze kiedys przyjdzie mu stac sie Mostowskim-legenda... Fot. Czeslaw Momatiuk
Osobiscie tym razem zmuszona bylam zrezygnowac z udzialu w spotkaniu. Jeden z moich kolegow opisal jego przebieg po powrocie z Tatr do domu. "W piatek pierwsza niespodzianka – ledwo zajechalismy na parking (okolo godz. 16) juz zaraz bylo auto do Morskiego Oka. W piatek pustawo, w nocy sniegi, rano (do godz. 14) wspaniala pogoda i tradycyjne wycieczki – do Dolinki za Mnichem, m.in z Jurkiem Wala, Mackiem Bernattem – samotne jego wejscie na Wrota Chalubinskiego. Z Adasiem Trzaska dotarlismy tylko do wielkiego kamienia i potem zjazd na nartkach – byly ciezkawe warunki (30 cm swiezego sniegu), ale zjazd odbyl sie z powodzeniem. Schronisko tymczasem zaludnilo sie naszymi, tradycyjna msza odprawiona przez ks. Krzysztofa Gardyne a potem glowny punkt programu czyli wspolna wieczerza. Rej jak zwykle wodzil Zbyszek Skoczylas i oczywiscie wszyscy zalowali, ze Ciebie nie ma wsrod nas. Jak na zapowiedzi, bylo zaskakujaco duzo osob, sala jadalna pelna. Z nowych postaci po raz pierwszy przyjechal legendarny Janek Mostowski, od lat mieszkajacy na zachodnim wybrzezu Stanow Zjednoczonych. Zbyszek przeczytal list od Zdzicha Dziedzielewicza (94 lata!), ktory przepraszal, ze sie nie zjawil, ale ma ostatnio problemy z nogami. Za to turystow innych – prawie zero, co dla nas bylo mila niespodzianka."
Janek Mostowski (80) odbyl samotna wycieczke na Szpiglasowy Wierch, by przypomniec sobie, jak wyglada z gory Dolina Pieciu Stawow. Na szczycie spotkal Wojtka Branskiego. Podczas kolacji Zbyszek Skoczylas odczytal nazwiska tych naszych przyjaciol, ktorzy w ciagu ostatniego roku odeszli z tego swiata: zebralo sie ich az jedenascioro. Pamiatkowe zdjecia robil m.in. Wojtek Kapturkiewicz. Andrzej Skrzynski w moim zastepstwie zbieral podpisy w kronice, naliczylam ich 60. Od kilkorga osob otrzymalam listy mailowe. "Bardzo zaluje, ze nie bede z Wami cialem, ale duchem na pewno!" – napisal Jurek Fiett. Otrzymalam jeszcze jedna relacje – od Jacka Karwowskiego z Torunia: "Szkoda, ze nie moglas tym razem przyjechac do Morskiego Oka. Pomimo niezbyt dobrej pogody bylo, jak zwykle, cudownie. Z Morskiego Oka weszlismy tym razem w cztery osoby na Mniszka, a w niedziele poszlismy z Jarkiem na Hale Gasienicowa. Na Wiktorowkach spotkalismy Anke Okopinska i bylismy na mszy sw. za kolegow, ktorzy 20 lat temu zgineli pod Everestem. W poniedzialek zostalem jeszcze jeden dzien i wszedlem w calkowicie zimowych warunkach na Zadni Granat."
Tydzien wczesniej odbyla sie skalkowa czesc zjazdu seniorow, niestety juz nie w oparciu o posiadlosc Jurka Rosciszewskiego, ktora zajal nowy wlasciciel.
Barbara Morawska-Nowak
GS/0000 ACHILLE COMPAGNONI 06/2009
Chamonix 1991. Achille Compagnoni (po prawej) z Andrzejem Zawada. Fot. Jozef Nyka
13 maja 2009 zmarl w szpitalu w Aoscie w wieku 94 lat jeden z dwoch pierwszych zdobywcow drugiego szczytu Ziemi, K2 – Achille Compagnoni. Urodzil sie 26 wrzesnia 1914 w Santa Caterina Valfurva, jako 18-latek zostal powolany do sluzby w 5 pulku Alpini, gdzie zaangazowal sie w sport wojskowy: alpinizm i narciarstwo. W narciarstwie osiagnal klase mistrzowska, wspinania uczyl sie najpierw w stronach rodzinnych, pozniej w masywie Matterhornu, gdzie przeniosl sie w r. 1934. Pracowal jako przewodnik w Valtournanche, na wysokie szczyty wchodzil setki razy. Slynal z tezyzny fizycznej i sily charakteru, co m.in. zdecydowalo o wlaczeniu go w r. 1953 przez prof. Desio do ekipy wyprawowej i doprowadzeniu w efekcie do historycznego sukcesu na K2 w dniu 31 lipca 1954. Jak sie pozniej okazalo, Compagnoni i Lino Lacedelli przy ataku szczytowym zachowali sie nie fair wobec Bonattiego, co ten im wykazal w rozliczeniowej ksiazce "K2. La verita 1954–2004". Z powodu ich manipulacji, z trwalym kalectwem wyszedl z wyprawy miejscowy tragarz. Oficjalna wersje wydarzen Compagnoni przedstawil w niewielkiej ksiazce "Uomini sul K2" (1958), a bardziej szczera w "K2 – conquista italiana tra storia e memoria". Wojazujac po Wloszech z prelekcjami, przypominal znany film "Italia K2", dzieki wyrozniajacej go aparycji, byl tez angazowany do filmow fabularnych jako aktor: w r. 1959 wcielil sie w postac kapelana wojskowego, w 1960 wystapil w roli partyzanta. Przez wiele lat zajmowal sie hotelarstwem w Dolinie Aosty. Byl kawalerem najwyzszych odznaczen, m.in. Gran Croce i Medaglia d'oro. Zapraszany na spotkania i rocznicowe gale, nawiazywal podtrzymywane pozniej przyjaznie z alpinistami polskimi, m.in. Andrzejem Zawada, Andrzejem Heinrichem, Wanda Rutkiewicz i innymi. (jn)
GS/0000 LUNY NAD ALPAMI 06/2009
W niemieckojezycznej czesci Alp wciaz zywa jest tradycja ognisk sobotkowych, palonych wysoko w gorach. Rozblysly one 20 czerwca w Allgauer Alpen, Chiemgauer Alpen, Wilder Kaiser, Leoganger Steinberge, na Zugspitze. W roznych rejonach towarzysza sobotce rozne zwyczaje, bywaja tez odmienne terminy. Kiedys ten poganski obrzadek przejal kosciol w postaci palonych w wigilie sw. Jana ogni swietojanskich (Johannisfeuer, w noc z 23 na 24 czerwca), przyjetych np. w Alpach Bawarskich. W Tyrolu byla tez wersja polityczna: ognie Serca Jezusowego na pamiatke sprzysiezenia o tej nazwie (Herz-Jesu-Schwur) z 1796 roku. W ostatnich latach w tradycje sobotki wpycha sie w Alpach wszechobecna komercja, oferujaca turystom obrzedowe ogniska ale ze spektaklami i pokazami ogni sztucznych. W polskich gorach jako zwyczaj ludowy sobotka zanika, choc jeszcze 50 lat temu byla w pelni zywa. W Gorcach, Pieninach, na Babiej Gorze byly stale miejsca, gdzie mlodziez rozpalala potezne ogniska. W plaskim Ludzmierzu czy Czarnym Dunajcu ozywaly kamience nad Dunajcem, a udzial w zabawie brali mlodzi i starzy. W Ochotnicy do programu nalezalo staczanie ze zboczy ognistych kol, omotanych sucha trawa, umazana smola lub zywica. Hucznie swietowano sobotki na Spiszu, szczegolnie w jego niemieckich gminach. W zwyczaju byly watry na szczytach Tatr – obowiazkowo na Bujaczym Wierchu, Stezkach i Rakuskiej Czubie. Do obrzedow wlaczali sie tez taternicy. Oto notatka gazetowa z Kiezmarku sprzed 75 lat, z czerwca 1934 roku: "Tatry chyba nigdy jeszcze nie mialy takiej iluminacji. Ognie wystrzelily na Gierlachu, Slawkowskim, Lomnicy, Kiezmarskim, Rakuskiej Czubie, Bujaczym Wierchu, oczywiscie takze na wielu nizszych szczytach." Tydzien pozniej radosnie bylo w Smokowcu, gdzie obchodzono prastare swieto zrodel bozka Smoka, przez kosciol powiazane z dniami Sw. Piotra i Pawla (29 czerwca). Jeszcze w latach 30. do Starego Smokowca zjezdzali furami mieszkancy Spisza – "slowackie i niemieckie wioski ten dzien swietowaly w przykladnej zgodzie".
W lata wojny, jako wysiedlencow z Wielkopolski bardzo nas dziwilo, ze na Podhalu dziewczeta nie puszczaly wiankow a ognie sobotkowe rozpalano nie w noc swietojanska, lecz w pierwszy dzien – ruchomych przeciez kalendarzowo – Zielonych Swiat. Pamietam Zielone Swieta 24 maja 1942 roku – w gronie kilku nastolatkow (moj brat mial 10 lat) biwakowalismy na polanie Kopka w Tatrach Zachodnich. Mimo zmeczenia 25-kilometrowym marszem, w gornym "ogonie" polany wspolnie z juhasami rozpalilismy wielka watre. "Bee ja z Krakowa widno" – wolali. Gdy zapadla noc, podziwialismy widok czarnej z powodu wojennego zaciemnienia misy Podhala po horyzonty usianej swietlnymi punktami coraz to dalszych ognisk. Wygladalo to jak odwrocone gwiazdziste niebo. Dzisiaj to juz tylko wspomnienie...
Jozef Nyka
GS/0000 WYRUSZAMY W TIEN-SZAN 06/2009
Tien-szan Centralny, pasmo Kokszaal-too Zachodnie, rejon Kizyl-Asker – tam chcemy sie wspinac w tym sezonie. Startujemy 2 sierpnia z Warszawy, nasza wyprawa bedzie trwala 5 tygodni. Sklad kameralny: Michal Krol z Nowego Targu, Adam Kokot, fotograf z tego samego miasta i Andrzej Sokolowski z Jeleniej Gory-Jagniatkowa. Lecimy do Biszkeku, pozniej autem w strone miasta Narin i dalej w same gory, pod granice kirgisko-chinska. Glownym celem bedzie Pik Minsk (5045 m) a scislej – jego wybitna skalna sciana. Nie wiemy, jaka ma ona wysokosc, bo nie ma jeszcze na niej drogi. Rejon slynie ze zmiennej pogody, zatem jesli uda sie nam zrobic chocby jedna droge, bedziemy zadowoleni. Pod wzgledem sprzetu jestesmy przygotowani na rozne style wspinania – zaleznie od warunkow. Najwyzszym szczytem w rejonie jest Kizyl-Asker (5842 m), jego sciane po stronie chinskiej przecina tylko jedna droga – rosyjskie 6B. Z tego co wiemy, wszystkie szczyty sa zdobyte latwymi drogami. Po okolo dwoch tygodniach dolaczy do nas trojosobowa wyprawa wroclawsko-warszawska – z karkonoskim lojantem Rafalem Zajacem na czele. Bedziemy mieli wspolna baze, nasi koledzy maja w planach wspinanie mikstowe.
Andrzej Sokolowski
GS/0000 NIZSZE GASHERBRUMY 2009 06/2009
To prawie nie do wiary, ale jeden z 20 najwyzszych szczytow swiata, bez mala osmiotysiecznik Gasherbrum III (7952 m) – "polska gora" – mial dotad zaledwie dwa wejscia: pierwsze zespolu Wandy Rutkiewicz 11 sierpnia 1975 r. i drugie dopiero w 29 lat pozniej – Baskow Alberta Inurrategiego i Jona Belokiego. W tym sezonie zanosi sie na trzecie wejscie: Don Bowie (Kanada), Bruce Normand (Szkocja), Guy McKinnon (Nowa Zelandia), Billy Pierson (USA) i David Falt (Szwecja) zaplanowali probe pokonania grani poludniowo-zachodniej. Nowa droga ma tez powstac na Gasherbrumie IV (7925 m), na jego wschodniej scianie, choc bardziej znana jest 3-kilometrowa sciana zachodnia, przywodzaca na pamiec sensacyjne wejscie Kurtyki i Schauera w r.1985. W grupie szesciu Gasherbrumow uchowal sie jeszcze jeden szczyt dziewiczy – rzadka gratka w dzisiejsze lata: chodzi o GVI (7003 m), ktory nie mial oficjalnego wejscia. O zezwolenie na ten szczyt wystapilo dwoje Portugalczykow – Daniela Teixeira i Paulo Roxo (na flanke NE) oraz 4 Niemcy z Dirkiem Gunertem na czele. Dotad niezdobyte wierzcholki znajduja sie tez w koronie GV (7100 m). Atrakcyjnych problemow sportowych – grani, scian, filarow jest bez liku. Tylko chetnych do wspinania jakos brak. Nikle zainteresowanie dobitnie ilustruje dzisiejszy uwiad ambitniejszego himalaizmu zdobywczego: przeszlo setka amatorow ustawia sie rok w rok w kolejce, by dokonac tuzinkowych wejsc na 8-tysieczne Gaserbrumy I i II – eksploracja wyszla z mody, wymaga bowiem wyzszych kwalifikacji i powazniejszego zaangazowania. A i mediom wygodniej operowac prostymi liczbami, anizeli malo znanymi nazwami i zawilymi stopniami trudnosci.
Zrodlo: Jill Neate: "High Asia" 1989
GS/0000 TATRY BIALO NA CZARNEM 06/2009
Ukazal sie oczekiwany wiosenny zeszyt kwartalnika "Tatry", najokazalszego i dzisiaj zdecydowanie najlepszego z polskich pism gorskich. Tresc jest tak bogata, ze naszych lamow nie stac nawet na jej wypunktowanie. Ze 135 stron druku, 25 (1/5 objetosci) zajmuja artykuly przyrodnicze. Jest duzo o sprawach taternictwa, nie brak nawet dwoch artykulow egzotycznych – z Himalajow i Hindukuszu. Relacja z Himalajow ukazala sie wczesniej m.in. w "Taterniku", tu jednak mamy innego autora, ktorym jest Przemek Wojcik. Seniorzy przypomna sobie zywo nakreslone sylwetki swoich rowiesnikow, Macieja Mischkego i Ryszarda Dragowskiego – o Macieju pisze jego wieloletnia wspolpracownica, Barbara Morawska-Nowak. Na s. 95 zamieszczono interesujace zdjecie z Alpiniady w 1953 r., ktore w r. 1994 reprodukowalismy w naszej GBH, tam jednak w nie tak doskonalej technice. Na tle panoszacej sie ostatnio redakcyjnej bylejakosci, w "Tatrach" milo uderza starannosc w doborze i przygotowaniu tekstow, nawet korekcie nie ma nic do zarzucenia. Swietnie wydrukowane zdjecia wzbogacaja artykuly i nie sluza, jak sie zdarza, do zapychania pustych lamow. W ktorejs z dawniejszych recenzji pisma apelowalismy do kol. Marka Grocholskiego i jego wspolpracownikow, by nie naduzywali druku "bialo na czarnem", kiedys zwanego "na kontrze". W tym zeszycie mamy takich kolumn chyba z 15 – szkoda, ze osoby o nieco slabszym wzroku moga je z zalem tylko przekartkowac. Nader slabo czytelne sa tez koncowe streszczenia slowackie. Ale za to cala reszta!
GS/0000 Z ROZNYCH LAMOW 06/2009
GS/0000 KROTKO 06/2009