GS/0000 ANDRZEJ HREBENDA 12/2009
Andrzej Hrebenda
Andrzej Hrebenda 60 lat temu. Fot. Jadwiga Slupska
Urodzil sie 10 pazdziernika 1926 r. we Wlodzimierzu Wolynskim. Jego ojciec (brat mojej mamy) byl oficerem zawodowym, m.i. dowodca pociagu pancernego "Smialy" w okresie walki o Lwow w 1918 roku. Na poczatku II wojny swiatowej, w randze majora, dostal sie do niewoli sowieckiej i zginal w Katyniu. W wieku 14 lat Andrzej rozpoczal prace w ksiegarni zarabiajac na swoje utrzymanie. Pierwszy raz bylem z nim w Tatrach w r. 1939. Byla to pamietna wyprawa: jazda furka do Morskiego Oka (starsza czesc rodziny szla przez Zawrat), pozniej wyjazd kolejka linowa na Kasprowy Wierch, zejscie na Hale Gasienicowa, podejscie do Czarnego Stawu i powrot przez Skupniow Uplaz. Tatry nas zauroczyly. Mialem wtedy 9 lat, Jedrek 13. W 1945 r. zamieszkalem w Krakowie u rodziny w domu przy ul. Szpitalnej 20 na I pietrze, Andrzej mieszkal na II. Poznalem tez jego paczke. Byli to Staszek Worwa, Juli Szumski i kuzynka Staszka Krystyna Heller (wszyscy troje odeszli w ostatnich latach).
Cala ta czworka juz w czasie okupacji trzymala sie razem i robila wycieczki w Dolinki Podkrakowskie, Podgorki Tynieckie i Beskidy. W r. 1944 nastapily pierwsze niesmiale wypady w Tatry. W 1945 r. rozpoczeli intensywne wyjazdy w Skalki i usilowali sie wspinac, przewaznie bez asekuracji. W czerwcu 1945 spotkali w Bolechowicach grupe "Pokutnikow". Od tego momentu, korzystajac z ich rad i sprzetu, rozpoczeli wspinanie – jak wspominal Andrzej – "z prawdziwego zdarzenia". Zapisali sie tez do PTT. Zaczely sie cotygodniowe wyjazdy w Skalki i wspinanie pod okiem doswiadczonych taternikow. Byli to: Adam Gorka, Fryderyk Kedzior i Kazimierz Paszucha. W sierpniu w tym samym roku wyjechali w Tatry z planem taternickich przejsc. Przy Morskim Oku spotkali dalszych "Pokutnikow" – Czeslawa Lapinskiego i Mariana Paully'ego. Jedrek przeszedl wtedy pn. Sciane Mieguszowieckiego Szczytu, pn. sciane Wysokiej, wspinal sie tez na Mnichu i Koscielcu. Czlonkiem KW zostal z dniem 19 grudnia 1946 r., zwyczajnym od 4 wrzesnia 1948. W latach 1946–1949 jego partnerami w Tatrach byli, oprocz wymienionej trojki i mnie, Andrzej Nunberg, Jerzy Wozniak, Zbigniew Jaworowski, Anna Klemensiewicz (-Skoczylasowa). Wazniejsze przejscia Andrzeja w tym czasie to: zach. sciana Koscielca, Gran Widel, Galeria Gankowa, filar Mieguszowieckiego Szczytu, zach. filar Durnego. W jesieni 1949 r. bral udzial w akcji ratunkowej po Jurka Wozniaka na Rumanowym Szczycie.
Andrzej Hrebenda
Andrzej Hrebenda w Tatrach – biwak pod Mnichem 2 sierpnia 1949 roku.
Fot. Jadwiga Slupska
Nastepnie do 1953 r. wspinal sie przewaznie w rejonie Hali Gasienicowej, a po zalozeniu rodziny, uprawial juz tylko turystyke gorska i narciarstwo. Nie tylko w Polsce. W lecie byl w gorach Rumunii (Retezat, Fagarasz i Buszczeni) i w Dolomitach, zima w Alpach Szwajcarskich i Francuskich (z Olkiem Rokita, Staszkiem Worwa oraz mieszkajacym w Lozannie Jerzym Worytkiewiczem). Taternictwem interesowal sie do konca zycia, bral udzial w spotkaniach seniorow KW nad Morskim Okiem, zlotach "Pokutnikow" w Dolinie Bedkowskiej i comiesiecznych spotkaniach seniorow KW Krakow. Prawie cale zycie zawodowe przepracowal w Panstwowym Instytucie Meteorologii i Gospodarki Wodnej w Krakowie. Byl wspanialym towarzyszem, moim najlepszym przyjacielem. Zmarl nagle 13 listopada 2009 r. w Krakowie, pogrzeb odbyl sie na Cmentarzu Rakowickim.
Jan Slupski
GS/0000 CHALUBINSKIEGO SZCZYT I WROTA 12/2009
Wrota Chalubinskiego
Wrota Chalubinskiego (2022 m), na prawo masyw Szpiglasowego Wierchu, na lewo Kopa nad Wrotami, od 1997 i od 2002 po wegiersku i niemiecku zwana Chalubinski-hat i Chalubinski-Koppe.
Fot. Zdzislaw Malek
Konczy sie proklamowany przez PTT Rok Chalubinskiego – w trakcie serii imprez i konferencji przypomniano rozne aspekty bogatej osobowosci "Doktora". Do tego poklosia dorzucmy i my nasza cegielke. Wiemy, ze ma Chalubinski ulice, m.in. tak wazne jak warszawska czy zakopianska. Jest patronem kilku szkol, kilku szpitali, jego imie nosi Muzeum Tatrzanskie. W Zakopanem jest "pomnik Chalubinskiego", jest i "krzyz Chalubinskiego" na Gubalowce. Ale nie brak tez jego nazewniczych sladow w samych Tatrach. W "Pamietniku TT" 1876 ks. Jozef Stolarczyk opowiada o swej wyprawie na Gierlach z paroma towarzyszami. Na s.58 wspomina, ze 10 wrzesnia 1874 r. Chalubinski zauwazyl w masywie Malego Gierlachu okno skalne z widokiem na zachod: "Na pamiatke tego odkrycia zgodzilismy sie jednoglosnie nadac odtad temu oknu nazwe okna Chalubinskiego." Nazwa ta – jedna z pierwszych swiadomych taternickich kreacji nazewniczych – zyla szereg lat, pojawia sie jeszcze w przewodniku Chmielowskiego (t. III 1912 s.148). Jej reperkusja moga byc "Okna Pawlikowskiego" w Jaskini Mylnej. Pozniej poszla w zapomnienie, za to dzis w Tatrach przypomina naszego bohatera jedna z wazniejszych nazw, mianowicie Wrota Chalubinskiego. Pomyslodawca tej nazwy byl Walery Eljasz, ale wiazal ja zrazu nie z przelecza, lecz ze zbudowana pod swoim nadzorem w latach 1889–90 nowa sciezka dla turystow. Odpowiednia uchwala Wydzialu (Zarzadu) TT zapadla w dwa miesiace po zgonie Doktora – na posiedzeniu w dniu 13 stycznia 1890 roku: "Na wniosek p. Eljasza nazwano nowy szlak a mianowicie przejscie przez przelecz poza Mnichem od Morskiego Oka do Ciemnych Smreczyn »Wrotami Chalubinskiego«, a to celem uczczenia jego pamieci" (Spr. TT 1889 s.XX). Prawde mowiac, nie wiadomo, czy Chalubinski przez dedykowane mu Wrota w ogole przechodzil. Trasa jego obficie udokumentowanej wycieczki z dnia 23 sierpnia 1879 r. wiodla przez Przelaczke pod Zadnim Mnichem. Ernst Hochberger (2007), podaje na s.59 ksiazki "Die Namen der Hohen Tatra", ze Eljasz nazwal tak przelecz "ok. 1870 r.", a Niemcy, Slowacy i Wegrzy "po r. 1870". To oczywiste bledy: w r. 1870 Chalubinski nie byl jeszcze w Zakopanem znany a jego stale przyjazdy zaczely sie od r. 1873.
Malo kto pamieta, ze imie Chalubinskiego nosil takze wybitny szczyt, mianowicie Mieguszowiecki. Nazwe te nadal w poltora roku po smierci Doktora Karl Kolbenheyer. Na s.89 wydania 1891 swego przewodnika pisze on: "die Mengsdorfer-Spitzen, deren hochste Chalubinski-Spitze heisst" (s.89). Sa glosy – tak twierdza m.in. Ivan Bohus (1965 i 1996) oraz Ernst Hochberger (2007, s.126) – ze dedykacja odnosila sie do pierwszego zdobywcy szczytu, Ludwika Chalubinskiego, co jest domyslem z gruntu falszywym. Sam Kolbenheyer imienia nie podal, co swiadczy o tym, ze mial przed oczyma postac o utrwalonej slawie – gdyby myslal o malo komu znanym synu, nie omieszkalby dorzucic imienia. Chrzest wiazal sie tez chronologicznie nie z wejsciem 17-letniego wowczas Ludwika (28 czerwca 1877), o czym niezainteresowany taternictwem Kolbenheyer raczej w ogole nie wiedzial, lecz ze zgonem Doktora 4 listopada 1889 roku. Zreszta wyjasnienie dal znajomy Kolbenheyera, dr August Otto, ktory w swym przewodniku od wydania IV (1901 s.155) pisal: "Die Grosse Mengsdorfer oder Chalubinski-Spitze (poln. Hruby Mieguszowiecki Szczyt), 2437 m. (...) von Kolbenheyer zu Ehren des Prof. Dr. Titus von Chalubinski aus Warschau Chalubinski-Spitze genannt, wurde zuerst von Ludwig Chalubinski, dem Sohne des Vorgenannten, im Juni 1877 (...) mit dem Fuhrer Wojciech Roj erstiegen." Dlaczego ten wlasnie szczyt? Otoz po poludniowej stronie w tamtym czasie Mieguszowieckim zwal sie dzisiejszy Czarny Mieguszowiecki – szczyt glowny dla Spiszakow i dla Kolbenheyera nie mial w ogole imienia. Polacy milej dla nich propozycji nie przyjeli, choc nazwa sporadycznie pojawiala sie, np. na panoramie Boleslawa Lazarskiego z r. 1900 "Chalubinskiego 2437 m." czy u Leopolda Swierza 1903 s.47 "Mieguszowiecki Szczyt (= Szczyt Chalubinskiego)". Przez wiele lat panowala natomiast w literaturze niemieckiej i wegierskiej, siegali tez po nia Czesi i Slowacy. U nich weszla nawet na wczesniejsze mapy, np. Dvoraka 1923, takze szerzej do literatury, np. u Fr. Vitaska 1924 "stit Chalubinskeho 2437 m, nejvyssi bod stitu Mengusovskeho". W r. 1909 Wegrzy i Niemcy imie Doktora przeniesli tez na Mieguszowiecka Przelecz Wyznia (Chalubinski-csorba, Chalubinski-Scharte), czego autorami byli jak sie zdaje Jeno Serenyi i Gyula Komarnicki. W czesci publikacji niemieckich, np. do r. 1931 w przewodniku Griebena, Chalubinski-Spitze jest synonimem Mengsdorfer-Spitze. W ostatnich dekadach zagraniczni autorzy zastapili niektore polskie nazwy topograficzne personalnymi i w okolicy Wrot pojawily sie w jezykach wegierskim i niemieckim takie twory, jak Kopa Chalubinskiego, Siodlo Chalubinskiego czy Turniczka Chalubinskiego. Przypisywanie autorstwa "Turniczki Chalubinskiego" Paryskiemu w r.1951 (Hochberger s.59) nie ma uzasadnienia – w tomie 4 "Tatr Wysokich" (1951) takiej nazwy brak, zreszta Paryski respektowal przyjete ongis reguly gospodarowania nazwiskami w Tatrach i z takim konceptem nie moglby wystapic. Autorem tej nowinki jest chyba Ivan Bohus w "Vysoke Tatry" (nr 2 1990 s.33).
"Chalubinski Sp." na kolejnych wydaniach austriackiej Detailkarte 1:25 000.
Dodajmy jeszcze, ze Chalubinski sam ma wklad w tworzenie i utrwalanie polskiego nazewnictwa w Tatrach – opublikowal cenna mape, rozpytywal w tej kwestii gorali i wymienial uwagi z Walerym Eljaszem. Ale to juz calkiem inny temat.
Jozef Nyka
GS/0000 NOWE WYZWANIE "TATERNIK" 12/2009
Renata Wcislo
Poproszona przez "Glos Seniora" o przedstawienie sie swoim przyszlym Czytelnikom czynie to niezbyt chetnie, wole bowiem pisac i czytac o innych. Pochodze z Krakowa, studiowalam politologie na UJ (specjalnosc – dziennikarstwo) a takze na Uniwersytecie Zielonogorskim (europeistyka). Po pierwszym roku studiow zwiazalam sie z "Gazeta Krakowska", potem pracowalam w "Gazecie Lubuskiej", wspolpracuje z czasopismami i portalami internetowymi, prowadze tez serwis obywatelski. W Krakowie gory sa na wyciagniecie reki – milosc do nich przyszla w szkole sredniej. Kurs taternictwa jaskiniowego rozpoczelam w r. 1999 w Krakowskim Klubie Taternictwa Jaskiniowego, egzamin zdawalam jednak juz w Speleoklubie Bobry Zagan. I wlasnie tu, w okolicach Zagania, mieszkam od r. 2002. Bralam udzial w wyprawach jaskiniowych do Austrii: masyw Leoganger Steinberge (z KKTJ do Lamprechtsofen), w czesc wschodnia masywu Tennengebirge (ekspedycje Speleoklubu Bobry, w tym eksploracja jaskini JackDaniels), w bulgarski Pirin. Poza tym bylo sporo wyjazdow skalkowych, jaskiniowych, obozy szkoleniowe. "Bobry" maja swoja baze badawcza w Wojcieszowie, dlatego tutaj, i w ogole w Sudetach, dzialam najczesciej. Odkad jednak zostalam mama, realizuje sie – co najwyzej – w Sudetach wlasnie, w Tatrach czy na Morawach. W r. 2006 pod Zaganiem zalozylam park linowy. Skupilam sie tez na dzialalnosci spolecznej w Klubie. Zajmuje sie pismem klubowym, kibicuje mojej drugiej polowie (Marcin Furtak) w aktywnosci jaskiniowej. Spelniam sie zawodowo jako dziennikarka, pracuje rowniez w Stowarzyszeniu, dzialam w innych organizacjach. W wolnych chwilach siadam przy sztalugach. Tymczasem u progu Nowego Roku stoje przed kolejnym wyzwaniem. To, oczywiscie, "Taternik" – pismo z historia. To m.in. dzieki Wam, Drodzy Seniorzy, jest on tak cenionym tytulem. Licze na Wasze wsparcie, rady i uwagi. Pierwsze lekcje juz za mna. Badzcie tez wyrozumiali dla uczennicy i – przynajmniej na rozbiegu – wybaczajcie potkniecia.
Renata Wcislo
GS/0000 GWIAZDKA Z HIMALAJAMI W TLE 12/2009
W polowie grudnia odbylo sie w KWW spotkanie wigilijne – odmienne od klubowych "oplatkow" z dawniejszych lat. Roznica polegala na tym, ze zebralo sie okolo 120 osob, glownie klubowej mlodziezy, ale takze ok. 20 emerytow ze Zbyszkiem Skoczylasem na czele. Glownym punktem byla pogadanka Kingi Baranowskiej na temat jej wiosennego wejscia na Kangchendzonge. Przebieg wyprawy pokazano z komputera na dobrym rzutniku, z bardzo stonowana i piekna muzyka, co wywolalo nieklamany zachwyt zebranych. Kinga wiedziala do kogo mowi – mowila malo ale z duzym zaangazowaniem i przejeciem, miejscami glos jej sie zalamywal. Nie bylo zadnego bohaterstwa ani rekordow, byla ogromna gora i Ona – mala, piekielnie zmeczona dziewczyna. Zmeczona ale tez bardzo, bardzo szczesliwa. W sekwencji szczytowej pokazala Wande Rutkiewicz, ktorej zadedykowala swoj sukces. W tym klubie nie bylo takich braw, jakie otrzymala! Cale spotkanie przebieglo w cieplym, niemal rodzinnym nastroju – byly koledy, byli wspaniali Mlodzi Ludzie i my siwowlosi lecz wciaz zyjacy gorami seniorzy. Miedzypokoleniowo wymienialismy najmilsze, najcieplejsze zyczenia swiateczne i noworoczne, jakie z tego miejsca kieruje rowniez do wszystkich gorskich Przyjaciol w kraju i na swiecie. Wszystkiego najlepszego!
Ryszard Dmoch
GS/0000 NANDA DEVI EAST 70 LAT POZNIEJ 12/2009
Pod takim tytulem w dniu 13 listopada 2009 r. w Ksiaznicy Beskidzkiej w Bielsku-Bialej odbyla sie prelekcja Jana Lenczowskiego, wnuka Jakuba Bujaka – uczestnika polskiej wyprawy w Himalaje Garhwalu w 1939 r., podczas ktorej 2 lipca on i Klarner weszli na dziewiczy wschodni szczyt szczyt Nanda Devi (7434 m), wowczas szosty co do wysokosci zdobyty przez czlowieka. Jan Lenczowski byl pomyslodawca i kierownikiem wyprawy "Nanda Devi East Expedition 2009", ktorej cel stanowilo powtorzenie drogi z 1939 r. i przypomnienie sukcesu Polakow sprzed 70 lat. Oboz I stanal na Przeleczy Longstaffa, oboz II na poludniowej grani na wysokosci ok. 6500 m. W dniu 26 maja 2009 r. Jarek Wocko i Daniel Cieszynski podjeli probe ataku szczytowego. Niestety z powodu zlych warunkow atmosferycznych nie udalo sie zdobyc wierzcholka i trzeba bylo wyprawe zakonczyc. W trakcie prelekcji niespodzianka byla projekcja krotkiego filmu, nakreconego w 1939 r. przez nasza wyprawe, odnalezionego w archiwach angielskich. Dramatyczne losy uczestnikow wyprawy sa powszechnie znane, po latach pojawilo sie nawet okreslenie "klatwy Nandy".
Jan Lenczowski zapowiedzial, ze za piec lat sprobuje ponownie zorganizowac wyprawe, a ja skorzystalem z okazji i poprosilem o wpisanie dedykacji do dwoch pozycji Janusza Klarnera: wydanej w r. 1948 broszury "W sniegach Himalajow" oraz ksiazki "Nanda Devi" z r. 1956. Publikacje te nie doczekaly sie drugich wydan i az sie prosi, zeby np. PZA podjal starania o wznowienie tej klasyki. Dodam, ze kiedy w r. 1991 zaczalem porzadkowac moj ksiegozbior gorski, to inwentaryzujac go nadalem symboliczny numer 1 wlasnie ksiazce Janusza Klarnera. Obecnie moj zbior liczy 1480 pozycji.
Janusz Badura
GS/0000 A CO U CIEBIE? 12/2009
Jerzy Wala
Jerzy Wala.
Fot. Marian Bala
"Glos Seniora" pochwalil "Taternika" 3/2009, ja mam do niego – podobnie jak i do wczesniejszych zeszytow – podstawowe zastrzezenie. Nie jest to pismo klubowe, jak np. Osterreichische Alpenzeitung, tylko jeszcze jeden ogolnodostepny magazyn gorski, taki jak "Gory" czy "npm". Moze teraz cos sie zmieni. 9 grudnia mialem pogadanke o gorach Azji w KWW. Bylo okolo 30 osob, z tego zaledwie dwie osoby starsze. Trwalo to 2 1/2 godziny ale sluchacze wytrzymali i nie stracili zainteresowania. Organizatorem byl Bartlomiej Tofel – mlody taternik, ktory w lecie tego roku samotnie przewedrowal caly Worek Wachanski, az do granicy chinskiej. Bylo spokojnie, choc Kirgizi narzekali, ze napadaja ich bandy z Tadzykistanu i grabia owce, jaki, wielblady. 19 grudnia wybralem sie do Morskiego Oka. Sniegu bylo malo, choc gory cale w bieli. Do Czarnego Stawu poszedlem szeroka sciezka, wydeptana i ubita w sniegu przez odwiedzajace Czarny Staw gromady turystow. Od lata siedze nad opracowaniem topograficznym gor Nyainqentanglha West. Opieram sie na obrazach z Google Earth, dostalem tez troche zdjec. Opracowuje to razem z Januszem Majerem i z jego inicjatywy. Material obejmuje juz ok. 150 stron formatu A4, musze zrobic jeszcze mapy orograficzne i czesc tekstow. Czytelnikom "Glosu Seniora" – Kolegom i Przyjaciolom klubowym – zycze wesolych Swiat Bozego Narodzenia oraz pomyslnego, wolnego od problemow i zmartwien Nowego Roku.
Jerzy Wala
GS/0000 NOTATKI 12/2009