31.05.2003 NOWOŚCI Z USA 05/2003 (29)
Wielki Stefan i 80 słuchaczy
W dniu 17 maja 2003 w sklepie wspinaczkowym w podgunksowskim New Paltz, NY, gościnnie z pokazem przezroczy wystąpił Stefan Glowacz z Niemiec, sława międzynarodowa. Celem jego przyjazdu do USA była promocja butów wspinaczkowych firmy Red Chili, której jest jednym z właścicieli. We wstępie Glowacz pochwalił Gunksy, gdzie miał przyjemność być po raz pierwszy (choć wcześniej słyszał wiele dobrego o tym rejonie), za jakość wspinania. Następnie opowiedział o swoim ostatnim wyczynie alpejskim w r. 2001 -- przejściu tzw. alpejskiej trylogii, czyli trzech dróg zaliczanych do najtrudniejszych klasycznych w Alpach, w tym jednej jego własnej pod nazwą "Des Kaisers Neue Kleider" w Wilder Kaiser (8b+; ponoć do tej pory bez powtórzenia). Po krótkiej (i raczej mało ciekawej) wstawce promocyjnej o historii założenia (dość dobrze już znanej w USA) firmy Red Chili, opowiedział o wyprawie na El Gigante w Meksyku w r. 2002, z którą z kolei czytelnicy w naszym kraju mieli już okazję szczegółowego zapoznania się (zob. "Góry" 6/2002 s. 10--21). Ogólnie wieczór z Glowaczem udał się, chociaż światowej sławy wspinacza w ten akurat piękny majowy dzień przyszło posłuchać ok. 80 osób. Poziom zaprezentowanych zdjęć był wysoki (wszystkie autorstwa zawodowców), aczkolwiek w niektórych ujęciach wspinaczkowych mnie raziło nadużywanie fotograficznego chwytu, polegającego na przechylaniu pionu aparatu w stronę ściany w celu zwiększenia jej kąta nastromienia. Przedstawiając uczestników wyprawy do Meksyku, jednego z nich, debiutanta w tym zespole, Glowacz, nie wiem czy świadomie, przedstawił mylnie (i powtarzał to wielokrotnie) jako "Paola (lub podobnie) z Czech", choć ja rozpoznałem w nim bez problemu swojego przyjaciela z Neukirchen.
Czytelników krajowych może zdziwić liczba 80 słuchaczy atrakcyjnego przecież prelegenta. Otóż pod tym względem Ameryka jest jakimś fenomenem. Czytałem co dopiero informację o spotkaniu z Krzysiem Wielickim, na które trzeba było donieść dodatkowo ok. tysiąca krzeseł. Inna sprawa, że New Paltz to mała mieścina i trudno ją porównywać do takiej Łodzi. Mimo wszystko, nie wydaje mi się, by nawet w Nowym Jorku Glowacz zgromadził publiczność większą, niż zwykła w naszym kraju. Nawiasem mówiąc, wstęp na prelekcję był bezpłatny. Na imprezach płatnych w tym samym miejscu (5 $) frekwencja bywa o połowę mniejsza.
Wywiad z Jackiem Czyżem
W wydanym właśnie przez Chicago Mountaineering Club biuletynie "The Mountaineer" 2002 (vol. 38) ukazał się wywiad z Jackiem Czyżem na temat jego drogi "Quo Vadis" na El Capitanie, przeprowadzony przez Pawła Szymańskiego. Chociaż tekst zawiera trochę błędów, to niewątpliwie jest cennym uzupełnieniem wiadomości o przejściu "Quo Vadis". Cały materiał wraz ze zdjęciami i rysunkami wypełnia 10 stron. W tymże biuletynie mamy jeszcze jeden polski akcent, a mianowicie dwa atykuły napisane przez Anetę Tomaszkiewicz .
Spacery po Red River Gorge
Miniony weekend, świąteczny w USA (Memorial Day), mieliśmy przyjemność spędzić z Hanią Beutler w bardzo obecnie modnym rejonie piaskowcowym Red River Gorge w Kentucky. Oprócz nas zjechało się tam znacznie więcej Polaków, w tym wspinacze tej klasy, co Krzysiek Belczyński (aktualnie Evanston, IL), który na gorąco i chętnie opowiadał o swoim ostatnim wyczynie na Alasce (zob. GG 05/03 z 21.05.2003 w znakomitej relacji Grzegorza Głazka) oraz Jacek Czyż z Chicago, wyjątkowo tej wiosny nie na El Capie, choć przez ostatnich parę lat spędzał tam pracowicie wszystkie wiosenne sezony. Z Jackiem znamy się "przez telefon" od co najmniej 8 lat i zdążyliśmy już przegadać dziesiątki godzin, po raz pierwszy jednak spotkaliśmy się osobiście. Z kolei Krzyśka Belczyńskiego, którego pierwszym klubem był Sudecki KW i który nosił legitymację klubową podpisaną jeszcze przeze mnie, także nie miałem okazji wcześniej poznać. Korzystając z dobrej pogody (mieliśmy dużo szczęścia, bowiem w tym czasie na całym Wschodzie lało) wspinaliśmy się na Roadside, Funk Rock City i Military, skupiając się na klasykach. Zaimponował mi Krzysiek nie tylko wspinaniem, ale swoją niezwykle intensywną rozgrzewką, trwającą minimum godzinę. Od tej pory będzie on pod tym względem moim wzorem! Red River Gorge przeżywa wstrząs jeśli chodzi o frekwencję, co obserwuję z niejaką troską od zeszłego sezonu. Polana namiotowa obok siedziby Miguela Ventury, Portugalczyka, artysty i dobrej duszy tego rejonu, trzeszczała w szwach i wypełniona była namiotami równo po brzegi, a na poszerzony parę lat temu parking samochodowy wieczorem nie sposób było w ogóle wjechać (200 aut?; wyjechać tym bardziej, gdyż samochody parkowane były bez pardonu jeden obok drugiego). Równie trudny był dostęp do kibelka i prysznica. Pomalowana świeżo na żółto restauracja "Miguel's Pizza" żyje i rozwija się jak nigdy wcześniej, serwując ze znanych mi najlepszą na świecie (do tego portugalską) pizzę. Choć alkoholu się nie podaje (prohibicja w powiecie), to ludzie dają sobie z tym radę, przemycając piwo zza pobliskiej granicy powiatu. Red River Gorge to rejon sportowy i tradycyjny z ogólną liczbą ponad tysiąca dróg o trudności do 5.14. Kraina wspaniała, wszystkim się tam podoba! Ale Red ma też niestety swoje problemy. Stale niepewna jest przyszłość dostępu do skał, położonych częściowo na terenach prywatnych i państwowych. Od kilku lat zamknięty jest dostęp do masywu Pocket, oferującego najlepsze w okolicy 5.10-tki. Niektóre inne miejsca mogą zostać wkrótce zamknięte z uwagi na unikalną roślinność bądź cenne pamiątki archeologiczne. Do tego dochodzą jeszcze spory między sportowymi i tradycyjnymi wspinaczami. Nad ogółem spraw czuwa co prawda bardzo aktywne zrzeszenie o nazwie Red River Climbers' Coalition, ale jak wiadomo, negocjacje z właścicielami skał powszechnie nie należą do łatwych.
29 maja 2003
Władysław Janowski
31.05.2003 STANISŁAW KUKLASIŃSKI 05/2003 (29)
W dniu 2 maja 2003 r. zmarł po krótkiej, acz ciężkiej chorobie człowiek rozmiłowany w górach -- Stanisław Kuklasiński, wielki znawca Tatr, Podhala, a szczególnie ukochanej Orawy i Spisza. Za trumną przy dźwiękach kapeli góralskiej podążały setki osób, wśród nich przyjaciele i towarzysze górskich wędrówek. Urodził się 11 stycznia 1932 r. w Poznaniu. Tu skończył szkoły i studia wyższe (chemię na UAM). Do końca życia pozostał wierny swej pasji -- turystyce górskiej, tej pisanej przez duże "G", dzięki czemu poza Polską poznał góry niemal całej Europy -- od Pirenejów i Alp aż po góry Rumunii, Bułgarii czy Sardynii. Wiedzę o nich czerpał z wspanialej biblioteki górskiej, liczącej tysiące pozycji. Jego miłość do gór i góralszczyzny udzielała się wszystkim, miał bowiem łatwość zarażania swą pasją innych. Jednocześnie sam zawsze był pełen respektu dla trudności w górach i nigdy nie przekraczał granic swych możliwości. Honorowy przodownik turystyki górskiej (od r. 1995), prezes klubu górskiego "Grań", uczestnik wielu sympozjów, organizator wystaw, prelekcji i spotkań ze znanymi ludźmi gór. Członek KW w Poznaniu od maja 1972 r. -- kurs zrobił u Wojtka Wróża, o którym tak pięknie napisał później w "Wierchach" (r.56; 1987 s.226). Nigdy nie wspinał się wyczynowo, ale zawsze był głęboko zainteresowany polskim alpinizmem, śledził los każdej wyprawy i przeżywał niepowodzenia i sukcesy. Żaden artykuł w prasie i żadne czasopismo górskie nie uszło jego uwadze. Staszek był znaną postacią w środowisku ludzi gór (zdjęcie) -- przyjaźnił się też z wieloma znanymi osobami, takimi np. jak Ryszard W. Schramm, Stanisław Biel, Wiesław W. Wójcik. W Zakopanem i na Podhalu spotykał się z malarzem Z. Walczakiem, siostrami Bronka Czecha, T. Staichem, F. Bachledą Księdzulorzem, A. Puszkaszem, rodzinami Makowieckich i Pilarczyków. Bywał na posiadach w domach W. i J. Obrochtów i W. Byrcyna. Państwo Łapińscy przyjmowali go w schronisku jak członka rodziny. Pisywał do różnych wydawnictw i czasopism, m.in. Wierchów", biuletynów i jednodniówki Klubu "Grań". Widnieje wśród autorów przewodnika po nowym cmentarzu zakopiańskim.
Niestety tegoroczne plany górskie pozostaną niezrealizowane -- odszedł w inne góry. Dlatego nie mówimy żegnaj, ale do zobaczenia Przyjacielu w tamtych halach i na tamtych wysokich graniach. Pozostajesz w naszej pamięci, a my jesteśmy dumni z tego, że mogliśmy być z Tobą.

Działalność organizacyjna Staszka Kuklasińskiego. W latach 1967--70 założyciel i prezes koła nr 265 przy Zakładach Gazownictwa w Poznaniu. W l. 1978--82 wiceprezes Klubu "Grań", 1977--81 sekretarz WKTG przy ZW PTTK -- Poznań, 1981--90 wiceprzewodniczący Wojew. Komisji Turystyki Górskiej w Poznaniu, 1981--90 wiceprzewodniczący WKTG w Poznaniu, od 1973 prezes Koła nr 317 "Grań", 1982--90 członek KTG przy ZG PTTK Poznań (przez dwie kadencje), 1989--93 członek ZG PTTK, 1993--97 członek KTG przy ZG PTTK w Krakowie, 1997--2001 członek zarządu klubu "Grań" a od 2001--03 prezes, od stycznia 2001 przewodniczący Komisji Rewizyjnej Wielkopolskiego Klubu Przodowników Turystyki Górskiej PTTK im. K. Kantaka. Współzałożyciel ogniska Związku Podhalan w Poznaniu, a następnie wieloletni jego prezes.
Za swą działalność otrzymał następujące wyróżnienia: W r. 1973 Odznakę 100-lecia Turystyki, w 1977 honorową odznakę Oddziału Poznańskiego PTTK, w 1978 Odznakę 25 lat w PTTK, 1985 Honorową Odznakę Jubileuszu GOT, 1993 -- Medal KTG ZG PTTK "Za zasługi dla rozwoju turystyki górskiej", w 1986 medal pamiątkowy 100-lecia śmierci K. Kantaka, 1998 -- Medal Komisji Turystyki Górskiej ZG PTTK -- w 125-lecie TT-PTT-PTTK, 1979 -- srebrną honorowa odznakę PTTK, 1984 -- złotą honorową odznakę PTTK, 2003 odznakę "50 lat w PTTK". Z odznaczeń państwowych otrzymał Srebrny Krzyż Zasługi. Był członkiem honorowym Klubu Górskiego "Grań".
Marek Maluda, Mieczysław Rożek
22.05.2003 DZIADKOWIE NA SZCZYTY! 05/2003 (29)
Po chwilowym zachwianiu, pogoda w rejonie Everestu uległa poprawie i dziesiątki alpinistów ślą triumfalne SMS-y z czubka świata. Strony internetowe podają nazwy wypraw i nazwiska szczęśliwców -- zbyt liczne, żeby je przytaczać. W dniu dzisiejszym (22 maja 2003) odnotowano na szczycie 44 ludzi, a zapewne nie jest to wszystko. Bez maski tlenowej wszedł Rosjanin Nikolaj Totmjanin. Jest też rewelacja, szczególnie dla naszej, adresowanej do seniorów "Gazetki Górskiej": w towarzystwie 6 Szerpów wierzchołek osiągnęli trzej Japończycy: ojciec i syn Yuichiro i Gota (34) Miurowie oraz wybitny wspinacz i fotograf, Noriyuki Muraguchi (47). Rewelacja polega na tym, że Miura senior liczy latek... 70 i o 5 lat poprawia rekord wieku najwyższego szczytu Ziemi (por. GG 05/03 z 9.05.2003)! Jest jednym z pionierów himaljaskiego skialpinizmu -- sprzed 33 lat pamiętamy (no, nie wszyscy) jego zjazd na nartach sponad Przełęczy Południowej, z użyciem spadochronu jako hamulca. Zespół Miury wyruszył w nocy z obozu V, założonego na wysokości 8400 m i późnym popołudniem był już z powrotem na Przełęczy Południowej. Miejmy nadzieję, że dalsze zejście odbędzie się równie gładko i niewiarygodny wyczyn zakończy się pełnym sukcesem. Równocześnie od strony Tybetu weszła na Everest inna dwójka rodzinna, już mniej niezwykła: słynny John Roskelley (54) z synem Jessem (20), który jest najmłodszym Amerykaninem na czubku Globu.
Notowane są wejścia na inne wysokie szczyty, m.in. na Lhotse, jest też informacja z Manaslu mówiąca o tym, że polska wyprawa podąża w doliny, szkoda, że bez wejścia Ani Czerwińskiej i Darka Załuskiego, a także Słowenki Barbary Droušek. Na stronach Babanowa i Kammerlandera znaleźliśmy szczegóły odnoszące się do Nuptse East. Pozostaje ona nadal szczytem dziewiczym, brak stabilnej pogody zmógł nie tylko obu Rosjan (Suwiga nabawił się nadto odmrożeń) ale także świeższy zespół Kammerlandera, a wydarzeniem pobytu były odwiedziny bazy pod Nuptse przez Messnera (wielokrotnego partnera Hansa), idącego do bazy everestowskiej, by wziąć udział w uroczystościach jubileuszowych. Odwrót nastąpił ok. 20 maja. Nie powiodła się też -- przerwana 16 maja -- sportowa próba Erharda Loretana na 3000-metrowej północnej ścianie Jannu (Kumbhakarny, 7710 m), na którą jesienią wybiera się silna ekipa rosyjska w ramach akcji "Stieny Mira".
Z ulgą prostujemy wiadomość podaną przez nas -- ze znakiem zapytania -- w GG 05/03 z 21.05.2003, mówiącą o katastrofie na Cho Oyu. Otóż po sprawdzeniu doniesienia okazało się, że na szczycie tym zginął jeden alpinista niemiecki, a nie dziesięciu, jak informowały światowe agencje. I druga szczęśliwa informacja: Hiszpan Carlos Pauner (cztery 8-tysięczniki), który w czasie schodzenia ze szczytu Kangchendzöngi zaginął i został uznany za zmarłego, odnalazł się po dwóch biwakach pod gwiazdami i 3 dniach bez jedzenia i picia. O własnych siłach dotarł do opłakującej go bazy. A wracając do bohatera wczorajszego dnia przytoczmy jego słowa, wypowiedziane po powrocie na Przełęcz Południową: "Człowiek może zrealizować każde swoje marzenie, warunkiem jest, by dążył do tego całym sobą i by się nie poddał." I słowa jego syna: "Chociaż jestem okropnie zmęczony, nigdy w życiu nie czułem się tak cudownie, jak w tej chwili." (jn)
Polak pod Everestem
Wiadomości everestowskie warto uzupełnić informacją, że od strony północnej (tybetańskiej) wspina się na Everest alpinista polski, Krzysztof Liszewski z Łodzi. Jest to już druga jego próba, poprzednią podjął w r. 2000. Z Polski wyleciał razem z wyprawą Piotra Pustelnika. Ostatnia wiadomość jest dość odległa, pochodzi bowiem z 2 maja.
Jerzy Natkański
21.05.2003 OSTATNI KRZYK MOTYLA 05/2003 (29)
Trzyosobową ekipę stanowili znani już z innych podobnych wypraw Krzysztof Belczyński i Marcin Tomaszewski oraz Dawid Kaszlikowski, doświadczony wspinacz skalny i "miejski", ale debiutant w prawdziwym big wallu, zaproszony jako wzięty fotograf (jest m.in. współpracownikiem magazynu "Rock & Ice"). Citadel (8520 ft, 2597m) wznosi się tuż na północ od najwyższego szczytu masywu, Kichatna Spire, od którego jest o 140 m niższa. Początkowo celem naszej trójki miały być inne ściany samej Kichatna Spire (m.in. północno-zachodnia, z lodowca Cul-de-Sac, z jedyną drogą Bridwella z 1979 roku, oraz ściana południowa). Rekonesansowy przelot samolotem wokół szczytu wykazał, że więcej miejsca na samodzielne skalne drogi tam nie ma, gdyż ściany te u góry mają mniej ciekawe lodowe stoki lub przełamują się ku słynnej ścianie wschodniej, mającej już aż 5 dróg. W tej sytuacji nasi wspinacze wybrali niewiele niższą wschodnią ścianę sąsiedniego szczytu Citadel nad lodowcem Shadows, którą do tej pory wiodła tylko jedna droga -- z 1976 roku, biegnąca na prawo od polskiej, powtórzona w r. 1984. Sam szczyt zdobyto łatwiejszym terenem od północy w roku 1972, północno-zachodni filar został przebyty w 1978.
Nowa linia ma według poziomic bez mała 1000 m wysokości (od pierwszych skał do wierzchołka), z czego 700 m przypada na elegancki pionowy monolit. Do tego dochodzi trochę mikstu u dołu, u góry zaś żebro z turnicami i żlebkami, wymagającymi zjazdów i wspinaczki lodowej. Długość pionowej partii drogi oceniamy na około 1150 m czyli 25 wyciągów z liną 60-metrową. Trudności: kategoria ścianowa VI, 5.10+ (VII UIAA), A4, C3 (hakówka bez młotka), lód do 70 stopni. Po 4 dniach poręczowania (20--23 kwietnia 2003), 24 kwietnia nastąpiło ciągłe 12-dniowe "natarcie" z biwakami w 3 miejscach na wiszących platformach. Szczyt osiągnięto 3 maja, z powodu krótkiego załamania pogody zjazdy do podstawy ściany trwały do 5 maja.
Nazwa drogi "Ostatni Krzyk Motyla" oddaje aurę rozszalałej i pełnej wysoko latających motyli wiosny na Alasce. Siadając w pobliżu wspinaczy, przy wieczornym spadku temperatury motyle zamierały lub raczej umierały. W trakcie akcji naszego zespołu, pod ścianą zjawił się także 3-osobowy team brytyjski, któremu przewodził słynny eksplorator, Mike "Twid" Turner. Zespół ten wytyczył drogę wąską lodową nitką w dnie kuluaru na lewo od drogi polskiej i dokonał szóstego wejścia na szczyt, podczas gdy Polakom przypadło wejście piąte. Naszym chłopcom ich droga podobała się nieco bardziej, niż ubiegłoroczny Mount Thor na Ziemi Baffina (zob. topo w "Taterniku" 1--2/2003). Więcej informacji o drodze zawiera załączona ilustracja (zdjęcie).
Grupa Kichatna Spires znajduje się w paśmie Alaska, w odległości około 110 km na SWW od masywu Mount McKinley (mapa). Rozległością przypomina całe Tatry Wysokie, niemal tatrzańskie są też wysokości (Kichatna Spire 2748 m, blisko 50 innych szczytów przekracza 2100 m). Kotły firnowe leżą na wysokości około 5000 stóp (1500 m). Dla linii śniegu podaje się rzędną ok. 600 m, ocean jest kilkadziesiąt kilometrów na południe. Wiele ścian osiąga 1000 m w pionie, lodowce mają długość do 16 km. Skałą jest granit, ładnie i lito wyglądający, ale na ogół nieco bardziej kruchy, niż ten, jaki przeważa w Tatrach. Eksplorację wspinaczkową w stylu big wall (tzn. wielodniowe akcje z użyciem platform, amerykańska kategoria VI) rozpoczęto w latach 1975--1977. I tak np. jedną z najwyższych w rejonie (4000 stóp) zachodnią ścianę Middle Triple Peak (2694 m, drugi szczyt masywu) pokonała dwójka ze słynnym Charlie Porterem w 1976 roku. Drogi robili też tu Jim Bridwell (1979), Conrad Anker (1987) i inni. Drugą z największych ścian, wschodnią Kichatna Spire pokonano dopiero w r.1982, ale za to dwiema drogami, w tym jedną A5. Znów głośna stała się kolejna nowa droga -- zachodnią ścianą Middle Triple Peak w 1997 roku (czwórka z Danem Osmanem). Inne znane szczyty, to m.in. Gurney Peak, Mount Jeffers, Mount Nevermore, Mount Neveragain i właśnie Citadel.
Obszerne omówienie masywu z listą szczytów i bibliografią znajduje się w AAJ 1982 s. 15--20. Obecnie Kichatna stanowi jeden z dwóch najbardziej znanych -- obok Ruth Gorge -- terenów wspinaczki wielkościanowej na Alasce. Pewne zamieszanie panuje jednak wokół nazwy masywu, zwanego formalnie Cathedral Spires, w nieco szerszym masywie Kichatna Mountains. W paśmie Alaska na północy, mniej więcej w połowie drogi do Mount McKinleya, leży inna grupa o nazwie Cathedral, też bogata w pionowe ściany lecz niemal dwa razy niższe. Wśród alpinistów określenie Cathedrals z dodaniem w nawiasie "Kichatna Spire" uległo skróceniu i pojawiła się liczba mnoga. Zresztą w miejscowej nomenklaturze zdarzyły się i inne "populistyczne" uproszczenia.
W podsumowaniu stwierdzić należy, że Polacy zacieśniają sojusz z Ameryką także w alpinizmie i wykazują się kolejną, czwartą już (lub nawet lub piątą, licząc Mendenhall Towers) w ciągu kilkunastu miesięcy nową drogą w najbardziej cenionych rejonach big wall climbingu Ameryki Północnej. Najwyraźniej kierują się tam doborowe ekipy. Gratulujemy.
Grzegorz Głazek, CDW PZA
21.05.2003 POŁOWA MAJA 05/2003 (29)
Z Zadniego Kościelca na nartach
Korzystając z wyjątkowo obfitej pokrywy śnieżnej, w kwietniu tego roku zakopiański wspinacz, przewodnik i ratownik TOPR, Edward Lichota, zjechał na nartach załupą zachodniej ściany Zadniego Kościelca, tzw. wariantem H (w przewodniku WHP 94H), od lat funkcjonującym jako popularna kursowa droga wspinaczkowa o trudnościach III. Spotkałem się z opinią, że jest to najtrudniejszy technicznie narciarski zjazd ścianowy, jakiego udało się dokonać w Tatrach Polskich.
W poprzednich sezonach Edward Lichota zjechał na nartach m.in. z wierzchołka Rysów aż do Czarnego Stawu, północną ścianą Czarnego Mięguszowieckiego na Kazalnicę czy wschodnią ścianą Miedzianego.
Andrzej Skłodowski
Pallavicini na nartach
Ładnym sukcesem mogą się pochwalić młodzi słowaccy skialpiniści, którzy 4 maja 2003 dokonali grupowego zjazdu słynnym Żlebem Pallaviciniego, pomiędzy Groß- a Kleinglocknerem. Zespół tworzyli: Iva Filová, Martin Jurík, Peter Závodský, Bohuš Štofan i Rast'o Križan, przy czym Iva jest być może pierwszą panią, jaka się na coś takiego odważyła. Pallavicinirinne ma 600 m wysokości i średni spadek 60°. Jako pierwszy przeszedł ją z przewodnikami Alfred hr. Pallavicini w r. 1876, pierwszy zjazd na nartach miał miejsce w r. 1961.
Ostatni krzyk motyla
Władysław Janowski informuje nas o nowym polskim sukcesie w górach Alaski. Na szczycie Citadel (Kichatna) nową bardzo trudną drogę poprowadzili Krzysztof Belczyński, Marcin Tomaszewski i Dawid Kaszlikowski. Ściana ma 1200 m wysokości, trudności przejścia ocenili na VII, A4, C3, a drogę nazwali "Ostatni Krzyk Motyla". Wspinaczka wymagała spędzenia w ścianie 12 mroźnych dni, z noclegami na platformach.
K2 zima
13 maja 2003 w Klubie Olimpijskim w Hotelu Grand w Warszawie odbyło się spotkanie sympatyków alpinizmu i alpinistów z kierownikiem i kilkoma uczestnikami "Polskiej Wyprawy Zimowej NETIA K2 2002/2003". Słowo wstępne wygłosił prezes PZA a zarazem weteran polskich walk o K2, Janusz Onyszkiewicz. Krzysztof Wielicki złożył obszerną i szczegółową relację z przebiegu wyprawy, ilustrowaną chyba setką przezroczy. Wybór slajdów z K2 Andrzeja Zawady zaprezentowała z pięknym jak zawsze słowem wiążącym Anna Milewska-Zawadowa. Swoją prywatną wizję wyprawy z pomocą ok. 30 przezroczy (dobrych!) przedstawiła korespondentka "Rzeczpospolitej", Monika Rogozińska. Wybrała ona wesołe i poważne epizody, których -- jak powiedziała -- z różnych powodów nie mogliśmy zobaczyć ani w relacjach telewizyjnych, ani prasowych. Widownia była wypełniona, a wśród młodzieży światłem górskiego i życiowego doświadczenia świeciły siwe głowy seniorów -- nazwisk oszczędzimy, gdyż w alpinizmie trudno jest poprowadzić granicę między juniorem a nestorem. Ostatecznie zbliżający się do siedemdziesiątki Maciej Popko, wybitny uczony i profesor, na ściance wspinaczkowej utrzymuje się od lat w okolicach "siódemki", w skałkach zaś dobrze powyżej "szóstki". Dzięki życzliwości dyrektora Klubu Olimpijskiego, p. Bogdana Sobieraja, kolumnowa sala na najwyższym piętrze "Grandu" gości coraz to nowe spotkania i prelekcje, powoli stając się klubową "Bacówką". Dziękujemy.
Dobra wiadomość z Himalajów
Po ataku silnych wiatrów, pogoda w Himalajach poprawiła się a działalność wypraw weszła w fazę ataków szczytowych. Jak podała strona www.mounteverest.net, w dniu 17 maja 2003 wczesnym popołudniem na szczycie Manaslu (8156 m) stanęli Piotr Pustelnik i Krzysztof Tarasewicz. Pod wieczór byli z powrotem w obozie IV (7400 m). Niestety, nowa fala wiatru uniemożliwiła szturm szczytowy Darkowi Załuskiemu, Ani Czerwińskiej i Słowence Barbarze Droušek, którzy po poprawie warunków zapewne w tych dniach ponowią próbę. Dla Piotra Pustelnika jest to dwunasty z kolei szczyt ośmiotysięczny. Do pełnej "korony" brakuje mu już tylko Annapurny i Broad Peaka.
Pod Manaslu bawiła też słoweńska wyprawa z klubu Rifnik Šentjur, z udziałem Peruwiańczyka Artiza Monasterio i Chorwata, Darka Berljaka. Akcja rozwijała się dobrze, jednak w dniu 8 maja po wielkich opadach śniegu ekipa straciła nadzieję na poprawę pogody i wyprawę zwinęła.
Uwaga: Pierwsza wersja naszej notatki mówiła o trzynastu 8-tysięcznikach Pustelnika -- błąd zauważył i poprawkę nadesłał kol. Paweł Strzelecki. Dziękuję J.N.
Everest sezon jubileuszowy
Coraz to nowe zastępy wspinaczy opuszczają bazy pod Everestem, ruszając w stronę szczytu, który planują osiągnąć -- jeśli pogoda pozwoli -- między 19 a 22 maja. Od strony północnej wystartowało w górę 6 wypraw (w tym dwie rosyjskie), od strony południowej -- ok. 10. Duży ruch panuje w Kotle Khumbu -- zajmowane są obozy II i III. 17 maja w obozie III (7200 m) w połowie wysokości ściany Lhotse była trójka Yuichiro Miury, w jej składzie jego syn, Gota. 18 maja dotarli oni na Przełęcz Południową. Gota telefonował do bazy, że wszyscy, także trzej Szerpowie, czują się świetnie, a najlepiej jego ojciec, który w wieku 70 lat chce ustanowić rekord wieku na Evereście. Wszyscy z niepokojem obserwują niebo, gdyż układ pogodowy nie wydaje się być stabilny.
Na Annapurnę (8091 m) weszło 16 maja 6 Japończyków z 3 Szerpami. Ostatni obóz pod szczytem Kangchendzöngi (8586 m) osiągnął zespół Carlosa Paunera. Celem jednej wyprawy jest Lhotse, na którą wcześniej już weszły zespoły z Korei i Japonii oraz ekipa wojskowej wyprawy nepalsko-indyjskiej. Po drugiej stronie grzbietu trwa tymczasem wyścig zespołów Kammerlandera i Babanowa na Filarze Nuptse East. Oba zespoły wspinają się różnymi, lecz niedalekimi i równoległymi drogami. Stawką jest m.in. dziewiczy wierzchołek. Media internetowe zwracają uwagę na widoczny w tym roku postęp technologiczny: grupy alpinistów z drogi przesyłają do swoich krajów relacje video, kręcone na żywo, w dodatku z autentycznym dźwiękiem. Łączność między wspinaczami i ze światem zewnętrznym jest perfekcyjna.
Oby się nie potwierdziło!
Za pośrednictwem wyprawy hiszpańskiej MountEverest.net uzyskał informację, że podczas zejścia z Cho Oyu w ataku wichury poniosło śmierć 10 członków wyprawy niemieckiej. Nie są znane żadne szczegóły, tragiczna informacja nie ma też na razie potwierdzenia z innej strony. Redakcja przypomina, że stosunkowo łatwy Cho Oyu jest drugim po Evereście 8-tysięcznikiem pod względem liczby wejść, cieszy się też opinią najbezpieczniejszego. Wiadomo też jednak, że niemal masowy ruch na himalajskich olbrzymach przy trudnych do przewidzenia atakach morderczych wichur kryje w sobie wielkie zagrożenia. Wiadomość podano 19 maja.
09.05.2003 PÓŁ WIEKU NA CZUBKU ZIEMI 05/2003 (29)
Wielkie wspominanie
Kalendarze okolicznościowych imprez z okazji złotego jubileuszu zdobycia Mount Everestu (zdjęcie) były znane już w zeszłym roku. O przygotowaniach w Nepalu pisaliśmy na naszych łamach: imprezy sportowe, uroczyste otwarcie Międzynarodowego Muzeum Himalajskiego, organizowana przez NMA dostępna dla wszystkich Wyprawa Złotego Jubileuszu Everestu na dziewiczy szczyt Machhermo (6273 m), zebranie Komitetu Wykonawczego Himalayan Environmental Trust, zebranie Rady UIAA, 28--29 maja zlot wszystkich zdobywców Everestu z okolicznościowym sympozjum. Nie mniej hucznie świętować będą alpiniści brytyjscy, mimo iż ze zdobywców Everestu żyje już tylko połowa -- w tym na szczęście jeden z głównych bohaterów, Hillary. Rodzinne "Everest Party" przygotował na 28 maja Alpine Club -- obecni będą weterani, ale także ludzie zasłużeni dla idei podboju najwyższych gór, a nawet potomkowie Tenzinga. Prezes AC, Alan Blackshow, obiecuje nieformalną atmosferę i okazję do osobistego poznania everestowskich znakomitości. Dzień później w salach kina Odeon odbędzie się oficjalna jubileuszowa gala -- z udziałem Her Majesty the Queen oraz Księcia Edynburgu. Wyświetlony zostanie skrót historycznego filmu "The Conquest of Everest" (1953), prelekcje wygłoszą także przedstawiciele młodszej (no, pod siedemdziesiątkę...) generacji: Chris Bonington, Doug Scott, Stephen Venables. Po spotkaniu odbędzie się specjalny bankiet już tylko dla grupy wybranych osób.
3 lipca w wydawnictwie Stanford będą podpisywali książki George Band, Edmund Hillary i Stephen Venables. Z okazji jubileuszu przygotowano w Londynie kilka wystaw fotografii, malarstwa i pamiątek -- do najciekawszych będzie należała prezentacja starych zdjęć związanych z Everestem. Ekspozycję rocznicowych pamiątek można też będzie przez całe lato oglądać w salach British Council w Katmandu. Wśród okolicznościowych wydawnictw ciekawostką jest wydrukowana w 1000 egzemplarzy faksimilowa reedycja książki Hunta "The Ascent of Everest", rozprowadzana w specjalnej stylowej kasetce. Poczta brytyjska już od końca kwietnia sprzedaje serię znaczków jubileuszowych, która na pewno zaciekawi filatelistów wysokogórskich.
Wracając do udziału Królowej (jak pamiętamy, uświetniła ona też obchody 40-lecia) przypomnijmy, że wejście na Mount Everest 29 maja 1953 r. przypadło na dni koronacji wówczas 27-letniej Elżbiety II i było dla niej najwspanialszym prezentem koronacyjnym -- nota bene we wrogich gazetach radzieckich, a także naszych, podejrzliwie i uszczypliwie komentowanym. (jn)
Everest w liczbach
Sezon himalajski jest w toku i nie wiemy jeszcze, ilu ludzi stanie na czubku Ziemi do końca maja, a tym samym w całym 50-leciu 1953--2003. Chętnych jest kilkuset, co jednak powie na to pogoda? Ale przy okazji jubileuszu warto zaprezentować statystykę 50 lat Everestu -- do progu sezonu 2003. Z tych 50 lat 15 nie zapisało się żadnym sukcesem szczytowym. Ponieważ sytuacja z identyfikacją Szerpów i ich powtórnymi wejściami nie jest wciąż wyjaśniona, ograniczmy się do liczby wejść na szczyt. I tak do końca 2002 r. w sumie dokonano 1660 wejść na Mount Everest, a alpiniści pochodzili z 63 krajów. Najliczniejsi byli Szerpowie czy w ogóle Nepalczycy (601 wejść), następnie szli Amerykanie (201), Japończycy (94) i -- uwaga! -- Rosjanie (73 wejścia, nie licząc równie aktywnych państw dawnego ZSRR). Na dalszych, choć też wysokich miejscach plasowały się kolejno Wielka Brytania, Hiszpania i Indie. Polska z 15 wejściami (2 powtórne Pawłowskiego) zajmuje w tabeli 19. pozycję.
Jako liczbę indywidualnych zdobywców media podają 1200 (np. NG 5/03 s.73), jest to jednak wielkość przybliżona -- faktyczna zamyka się w granicach od 1197 do 1223 osób. W każdym razie alpinistów przyjezdnych (tych spoza Nepalu) było do tej pory ok. 940. Panie stanowią zaledwie 6% ogólnej sumy zdobywców. W ciągu 27 lat (1975--2002) stanęło ich na szczycie 75 w 81 wejściach. Polki są w tym elitarnym gronie dwie: Wanda Rutkiewicz, jako trzecia kobieta w ogóle, i Anna Czerwińska, przez 2 lata rekordzistka wieku. Niedawno przytaczaliśmy nazwiska seniorów Mount Everestu, dla kompletności materiału powtórzmy je raz jeszcze. Seniorzy -- pan Tomiyasu Ishikawa lat 65 1/2 i pani Tamae Watanabe lat 63 1/2 i juniorzy -- Szerpa Temba Tshiri (16) i Hinduska Dicky Dolma (19). W zimie weszło na Mount Everest 15 osób (10 Japończyków), z tego 7 (3 Japończyków) w dniach właściwej zimy kalendarzowej. Po szczegóły serdecznie zapraszam zainteresowanych do moich tablic na stronie www.adventurestats.com.
Eberhard Jurgalski, Lörrach
Everest na łamach NG(P)
Z okazji 50-lecia pierwszego wejścia na Mount Everest, miesięcznik "National Geographic Polska" poświęcił tej problematyce część numeru 5/2003. Z polotem dobrane teksty, zdjęcia i ryciny wypełniają strony 72--107 i stanowią smakowity coctail, wśród autorów jest m.in. Edmund Hillary. Atrakcyjne uzupełnienie stanowi wkładka w postaci cyfrowej "fotografii" masywu o wymiarach 50 x 80 cm, z naniesionymi na nią warstwicami, wyborem paru dróg i objaśnieniami, na rewersie zawierająca mapki i diagramy, obrazujące topografię okolic i historię zdobywania Góry Gór. Teksty nie wnoszą na ogół nowych informacji, ale są bardzo ciekawe, szkoda jednak, że polska edycja czasopisma nie zadbała o skrótowe bodaj przypomnienie naszego wkładu w eksplorację czubka Ziemi. Jedyny element polski, jaki widzimy, to maciupka notatka o ciężko wywalczonym pierwszym wejściu zimowym, o połowę mniejsza od np. informacji o pierwszej kobiecie czy o wejściu na szczyt synów dwu zdobywców, Hillary'ego i Bishopa. Ciekawe, że autorzy NG bez wahań uznają kontrowersyjne wejście chińskie na Everest w r. 1960, opowiadają się też za nie do końca jasną szwajcarską kotą 7906 m dla Przełęczy Południowej, o niemal całe 100 m niższą od ustaleń poprzednich ekip pomiarowych. Na s.82 w artykule "Losy Góry" Michael Kelsius pisze, że w r. 1865 "Peak XV otrzymuje imię Sir George'a Everesta". Oczywiście, nie oczekujemy, by amerykańscy dziennikarze przeglądali "Taternika", szkoda jednak że tego nie zrobili, bo z numeru 3-4/1964 s.109 dowiedzieliby się, że polskie (!) gazety już w r.1856, a więc niemal 10 lat wcześniej, posługiwały się tą nazwą, w dodatku świadome tego, że z braku nazwy miejscowej utworzono ją "od nazwiska pewnego jeometry angielskiego, który dawniej był szefem pomiaru w Indiach".
Dodajmy, że "National Geographic" ma historyczne zasługi wobec najwyższego szczytu Planety. Publikował unikalne materiały z kluczowych anglosaskich wypraw, a w r.1988, w 35-lecie zdobycia szczytu, przyniósł jako wkładkę nową mapę Everestu 1:50.000 Brada Washburna -- do dziś najlepszy obraz kartograficzny rejonu Chomolungmy. W r. 1991 mapę tę wznowiono w Szwajcarii, dodając na rewersie arkusz 1:25.000 (mapa), dla którego sieć dróg -- o czym wie mało kto -- opracował polski ekspert, Jerzy Wala. (jn)
Gdzie są chłopcy z tamtych lat?
Jubileusz półwiecza nasuwa też pytanie, co dzieje się z ludźmi ze złotego teamu col. Hunta? W r. 1953 wyruszyło do Nepalu 10 alpinistów i 3 specjalistów. W Katmandu do zespołu dopisano Tenzinga, dołączył też korespondent The Times, James Morris. Razem -- nie licząc Szerpów -- 15 osób. W r. 1993 jubileusz 40-lecia święciło jeszcze 10 uczestników, w tym sam Lord Hunt, a jednym z honorowych gości był w Londynie Andrzej Zawada (zdjęcie). Pięćdziesięciolecia wiktorii doczekało już tylko 7 członków wyprawy. Z uroków emerytury korzysta Charles Wylie. Alfred Gregory, który kiedyś zachwycał się Tatrami, mieszka w Australii i nadal pracuje jako artysta fotografik. Hillary jest bohaterem narodowym Nowej Zelandii, a jego podobizna zdobi 5-dolarowy banknot tego kraju. Zapraszany ze wszystkich stron świata, kalendarz ma zapełniony na 3 lata wprzód. Hillary's Himayan Trust wciąż dobrze służy nepalskim Szerpom, a jego brytyjską filią zarządza George Lowe, który dużo pracy włożył w filmowanie wyprawy w 1953 roku. Wciąż aktywny jako publicysta jest James Morris, jednakże -- po zmianie płci -- już jako pani Jan Morris. Jego (jej) kluczowym dziełem jest mądra trylogia polityczno-historyczna "Pax Britannica". Michael Westmacott położył wielkie zasługi jako dyrektor biblioteki i twórca banku danych Alpine Club oraz indeksu himalajskiego. Dwaj członkowie ekipy wzbogacą tegoroczny jubileusz cennymi książkami, które w końcu maja będą podpisywali podczas imprez. George Band wydał książkę wspomnieniową "Everest: 50 Years on Top of the World", zaś Michael Ward -- kompleksową monografię rejonu "Everest. A Thousand Years of Exploration".
A ci, których już nie ma? Jako pierwszy odszedł Tom Burdillon, który zginął na wspinaczce w Oberlandzie Berneńskim w r. 1956. Wilfrid Noyce stracił życie w znanym wypadku na Piku Garmo w Pamirze w r.1962. Tom Stobart, autor głośnego portretu filmowego wyprawy, zmarł w r. 1978. Tenzing odmeldował się w 8 lat później w Dardżilingu. Griffith Pugh zmarł w r. 1994, Charles Evans w 1995, a Lord Hunt w 1998 -- w kilka miesięcy po jubileuszu 45-lecia, który sam z rozmachem zorganizował. Odeszli, ale uczestnikami jubileuszu będą na prawach żyjących, gdyż alpinizm należy do tych sfer aktywności ludzkiej, w których dnia dzisiejszego od historii oddzielić się nie da. (jn)
09.05.2003 GÓRY ZA WIELKĄ WODĄ 05/2003 (29)
Władysław Janowski, Filadelfia

 
08.05.2003 HEJ, KRYWANIU, KRYWANIU WYSOKI... 05/2003 (29)
Niełatwo to przyznać, ale rację ma Ernest Skalski pisząc o odchodzącym pokoleniu. 29 kwietnia zmarł nagle w wieku 80 lat nasz przyjaciel Andrzej Ziemilski, z wykształcenia i zawodu socjolog, z zamiłowania narciarz, taternik, kajakarz i turysta górski, z pasji -- literat, eseista, dziennikarz. Mądry humanista i wspaniały człowiek. Jego pierwsza książka -- "Filar Pysznego Szczytu" -- wydana w r. 1959 przez Sport i Turystykę, była "kultową" pozycją w biblioteczce taternickiej lat sześćdziesiątych. Potem były inne książki, wszystkie jakoś tam zahaczające o góry, które dla autora były czymś ważnym, być może najważniejszym. Biegle władając językami francuskim i niemieckim, włączał się w międzynarodowe imprezy PZN i KW, opiekował się przyjeżdżającymi z Zachodu gośćmi (zdjęcie). Ciągle w ruchu, mimo zaawansowanego wieku do ostatnich dni utrzymywał dobrą formę: regularnie publikował swe mądre i błyskotliwe felietony, cieszył się, że zmierzają do końca prace nad podsumowaniem drugiego zwiadu socjologicznego, który na zlecenie TPN przeprowadził niedawno w rejonie Hali Gąsienicowej. Na tydzień przed śmiercią wrócił z nart -- jeździł na Kasprowym, odwiedził też Białkę Tatrzańską i z zachwytem mówił o tamtejszym centrum narciarstwa rodzinnego. Nieco wcześniej, 8 kwietnia, uczestniczył w spotkaniu z Leszkiem Cichym i Januszem Kurczabem, po którym z żalem stwierdził, że nigdy nie był w Nepalu ale po tym pokazie nabrał ochoty, by tam "wyskoczyć". Pracował też nad kolejną książką o tematyce górskiej i sportowej, a jeden z rozdziałów stanowić miał wypadek lotniczy sprzed półwiecza, w którym zginęła taterniczka i uczestniczka klubowego wyjazdu w Alpy, Ewa Dewitz. Miał rzesze przyjaciół i czytelników, a jego odejście honorowo odnotowały czołowe dzienniki: w "Gazecie Wyborczej" pożegnał go Ernest Skalski, w "Rzeczpospolitej" -- Stefan Bratkowski. Pogrzeb w dniu 7 maja na sosnowym cmentarzu w Laskach zgromadził tłumy ludzi, a Andrzeja żegnał kwartet góralski rzewną nutą "Krywaniu, Krywaniu wysoki..." Pełniejszy górski życiorys postaramy się zamieścić w "Głosie Seniora". (J. Nyka)
07.05.2003 UMILKŁ TATERNY SZUM 05/2003 (29)
Rejon Krupówek i okolicy zubożał o kolejną charakterystyczną postać: wysokiego chudego pana, który podchodził do turystów i oferował za niewiele złotych tomiki wypełnione własnej produkcji wierszami. Od r. 1992 wydawał te zbiorki (zdjęcie) własnym nakładem, w tempie jeden lub dwa na rok -- wiersze były osobliwe, żeby nie rzec dziwaczne, a w posłowiu każdej książeczki firmowali je... prof. Jan Miodek, Tony Halik oraz -- toutes proportions gardées -- niżej podpisany, który kiedyś w liście miło podziękował autorowi za nadesłany tomik. Ponieważ Henryk Szulczyński ujmował w rymy (czy raczej wersy, bo rymów tam prawie nie było) treść przewodników, encyklopedii, a także zeszytów "Taternika", materiał słowny stanowiły m.in. nazwy szczytów, zdarzenia z historii taternictwa, ale także w dużej liczbie nazwiska mniej lub bardziej znanych taterników i alpinistów, którzy w literaturze pięknej nigdzie nie mają tak bogatej reprezentacji, jak w tej 19-tomowej serii. Ten i ów nie wie nawet, że jest bohaterem poetyckich strof -- na użytek tych niewiedzących mała próbka z tomu "Wierch Porońca":
Walą grzmoty
Sypie śnieg
-------------------------
Mamy żywność
Butan -- tlen
-------------------------
Idzie ostrożnie
Piotrek Młotecki
------------------------
Na szczyty weszli
Andrzej Heinrich
Z Brańskim -- Olech
Chrobak -- Wróż...!
--------------------------
Burza -- zamieć
Trzask i błysk!!
Wielkopolanin z urodzenia, góral z wyboru, Henryk Szulczyński zmarł 23 kwietnia w wieku 81 lat, jak o tym doniósł "Tygodnik Podhalański" 18/2003. W wypowiedziach prasowych z dumą podkreślał, że od r. 1993 jest członkiem Związku Literatów Polskich. "Paradoksem było to -- czytamy w notce pośmiertnej -- że choć Henryk Szulczyński pisał o górach, nigdy po nich nie wędrował, bo cierpiał na lęk przestrzeni." Wyzwolony z ludzkich lęków, teraz poznaje doliny i szczyty, których dźwięcznymi nazwami przez tyle lat bawił się i zachwycał. (J. Nyka)