31.10.2003 WIECZNE ODPOCZYWANIE 10/2003 (34)
Dzień zaduszny i dekada Wszystkich Świętych są okresem odwiedzania cmentarzy i wspominania Drogich Zmarłych, z których wielu spoczywa w dalekich górach -- bez grobów i w miejscach, gdzie trudno byłoby złożyć gałązkę kosodrzewiny czy zapalić świeczkę. Tylko nielicznych przypominają tablice, np. pod Osterwą, pod Lhotse (zdjęcie) czy pod K2. Wszyscy oni żyją jednak i żyć będą w naszych sercach i w naszej wdzięcznej pamięci.
Msza za kolegów
Drogie Koleżanki, drodzy Koledzy! Rok 2003 nie jest dla nas łaskawy. Wiele ponieśliśmy strat. Nie przyjdą już na nasze spotkania Stasiu Worwa, Wojtek Truszkowski, Juli Szumski, Basia Polaczek-Kornecka, Andziu Grabianowski... Nadal jednak będziemy się wspierać. Tych co odeszli w tym roku i wszystkich, którzy opuścili nas dawniej -- modlitwą. Pozostałych wzajemną życzliwością i kontynuacją naszych tradycyjnych spotkań. W intencji naszych zmarłych koleżanek i kolegów została zamówiona Msza św., którą w poniedziałek, 3 listopada o godz. 18 odprawi ks. Mieczysław Maliński w kościele SS Wizytek przy ul. Krowoderskiej. Do udziału w tej Mszy św. wszystkich gorąco zachęcamy.
Po nabożeństwie zapraszamy na ul. Pędzichów, do lokalu KW Kraków, na nasze comiesięczne spotkanie, które zostało wyjątkowo przeniesione ze środy na poniedziałek. W pierwszą środę grudnia (3), w przeddzień św. Barbary, zapraszają na spotkanie imieninowe klubowe Basie, niestety w uszczuplonym gronie. A może znajdzie się i dołączy do nas jakaś młodsza Basia?
Barbara Morawska-Nowak i Marian Bała
Pamięci Andrzeja Heinricha
W czwartek 6 listopada 2003 o godz. 19 w pawilonie sportowym Akademii Ekonomicznej w Krakowie przy ul. Lubomirskiego spotykamy się na wieczorze wspomnień poświęconym pamięci Andrzeja Heinricha "Zygi" (1937--1989), spoczywającego w lodach Lho La w Himalajach. Naszego niezapomnianego Kolegę i Przyjaciela przypomną towarzysze jego wspinaczek i wypraw górskich: Marian Bała (Noszak), Paweł Mularz (Batura), Michał Kochańczyk (Nanga Parbat), Kazimierz Jacek Rusiecki (Pik Kommunizma, Lhotse zima 1974, Everest wiosna 1980), Krzysztof Wielicki (Everest zima 1980), Ignacy Nendza (Lhotse), Maciej Pawlikowski (Cho Oyu zima), Andrzej Marciniak (Everest 1989). Organizatorzy: Klub AE "Wagabunda" i Klub Wysokogórski Kraków. Serdecznie zapraszamy!
31.10.2003 THALAY SAGAR - MIĘDZY ŚWIATŁEM A CIENIEM 10/2003 (34)
Jak już podawano parę razy w "Gazetce Górskiej", tej jesieni wyprawa bułgarska w składzie Nikoła Lewakow, Waleria Cołowa, Rumiana Gyłybowa, Christo Christow, Stamen Kasabow, Borisław Pigow, Żeko Wytew wspinała się w Himalajach Garhwalu. Wyjazd zakończył się pięknym sukcesem -- nową drogą na północno-zachodniej ścianie Thalay Sagar (6904 m). Nazwano ją "Pomiędzy Światłem a Cieniem" lub "Between the Light and the Shadow" -- ponieważ biegnie granicą cieni w krótkim okresie popołudniowym, kiedy słońce dociera do ściany.
Jest to pierwsze takiej rangi osiągnięcie bułgarskie w najwyższych górach, a zrealizowali je w "capsule style" Nikoła Lewakow i Christo Christow. Do wysokości około 6600 m towarzyszył im Żeko Wytew. Mało się mówi na ten temat -- bo trudno pogodzić się z tym, że już Go nie ma -- ale to wejście poświęcone jest pamięci Milena Miłczewa, jednego z najbardziej utalentowanych bułgarskich wspinaczy ostatnich lat (m.in. Trango Tower drogą słoweńską w roku 1998). Zginął podczas zejścia po wspinaczce ścianą północną Wichrena w Pirinie w końcu zimy tego roku. Był On pomysłodawcą i głównym organizatorem tej wyprawy która miała się odbyć już wiosną 2003 roku.
A oto opowiadanie Nikoły Lewakowa, który wrócił do kraju z Waleriją Cołową wcześniej od reszty. Były obawy że nabawił się poważnych odmrożeń, na szczęście leczenie polega na zmienianiu opatrunków.
"Do bazy nad brzegiem jeziora Kedar Tal (4750 m) dotarliśmy 21 września 2003 roku. Był tam tłum ludzi. Byłem zaskoczony widokiem 25 namiotów, wśród których wyróżniała się podobna do statku kosmicznego mesa Koreańczyków. Ich sponsorami były mocne firmy -- m. in. "Mountain Hardwear" i "Trango". W składzie byli doświadczeni himalaiści, zdobywcy ośmiotysięczników, lecz drogą australijską (kuluarem w środku ściany) wspinał się tylko zespół dwójkowy. Dotarł on do wysokości 6400 m i wyprawa opuściła pole walki Była też trójka bardzo sympatycznych Holendrów. Zrobili oni nową drogę na ścianie wschodniej. W dniu ich ataku pogoda była niepewna (przepadywał śnieg) ale udało im się osiągnąć szczyt. Po przyjacielsku zazdrościliśmy im, że wspinali się ogrzewaną przez słońce ścianą. Dwójka francuzów z Marsylii (Stéphane Benoist i Patrice Glairon-Rappaz, 10 dni, biwaki na platformie) pokonała ścianę północno-zachodnią nowym wariantem (około 400 m), biegnącym terenem lodowym obok kuluaru w centralnej części drogi klasycznej.
Nasza baza wysunięta (ABC, 5400 m) stanęła 26 września. Stamtąd chodziło się około 15 minut po płaskim terenie do początku lin poręczowych na drodze normalnej. Są one stare i w niezbyt dobrym stanie. Myśmy z nich nie korzystali. Obok doszliśmy do skalnej części ściany, skąd nasza droga prowadzi na prawo. Od tego miejsca do najtrudniejszego odcinka zaporęczowaliśmy około 450 m. Wspinaliśmy się ukośnie w prawo, tuż pod skałami, terenem firnowo-lodowym o nachyleniu 60--70°. Portaledge zainstalowaliśmy u stóp spiętrzenia ściany. W kolejne 2 dni zaporęczowaliśmy następny 250-metrowy odcinek i przesunęliśmy platformę biwakową na wysokość 6150 m (punkt 2). Najpierw wspinaliśmy się pionowym lodem, który po 20 m przechodzi w zupełnie gładkie płyty. Potem następują ryzykowne partie lodowych języków i odcinków bardzo cienkiej skorupy lodowej. Pierwszą i drugą długość liny pokonaliśmy bardzo delikatną wspinaczką. W następnych dwóch dniach długość poręczy zwiększyła się zaledwie o 250 m. Pięliśmy się do góry tylko lodowym terenem (zdjęcie). Miejsce na umieszczenie platformy wybraliśmy tak, aby nie była na drodze nieustających potoków śniegu. Odcinek pomiędzy P. 2 (6150 m) i P. 3 (6450 m) zawiera kilka poważnych przeszkód technicznych. Na ok. 6250 m natrafiliśmy na płytkie zacięcie (VI, A1). Wychodząc z niego zrobiłem wahadło, żeby osiągnąć fragment lodowy na prawo i móc kontynuować drogę do góry. Dotarcie do miejsca P. 3 (6450 m) tak samo zajęło nam dwa dni plus jeszcze jeden na przetransportowanie bagażu i portaledge. Dysponowaliśmy jeszcze stoma metrami liny statycznej i 60 dynamicznej. Zostały one użyte następnego dnia. W tym momencie opinie podzieliły się: Żeko i ja zamierzaliśmy zejść na dół i odpocząć 2--3 dni, Christo zaś obstawał za atakiem jeszcze następnego dnia (już siódmego od momentu, w którym portaledge stała się naszym domem). Żeko zdecydował się zejść w dół, my dwaj z Christem postanowiliśmy spróbować. Od platformy zaczynał się łatwy ukośny lodowy odcinek. Ale potem następowała bardzo trudna wspinaczka lodowa z asekuracją na skałach obok (jeden odcinek mikstowy V-). Poręczówki się skończyły, a droga dalej wyglądała tak: 60 m lód, 35 m mikst, 30 m mikst. Bardzo skrupulatnie zakładaliśmy każdy punkt asekuracyjny, starając się zapamiętać jego miejsce do wykorzystania podczas schodzenia na dół.
Nad nami prawie pionowo wyrastały łupkowate skały. Postanowiliśmy spróbować przejść przez ich prawą część -- dwie długości liny po 50 m z symboliczną asekuracją. Powrót z tego miejsca nie był już możliwy. Nie te trudne odcinki lodowe i skalne niżej, lecz ten pas łupków jest i będzie barierą dla dużej liczby chętnych do pokonania tej ściany Thalay Sagar. Po przejściu z asekuracją lotną 80 m śniegu, firnu i lodu, wyłoniliśmy się na grani pod kopułą wierzchołka. Była godzina 16.30. Postanowiliśmy wykopać jamę śnieżną. Mimo braku sprzętu biwakowego, spędziliśmy całkiem komfortową noc.
W kierunku szczytu wystartowaliśmy 12 października 2003 r. o godzinie 8 rano. Ze śniegu na grani nad nami wyrastały stare poręczówki, ale lepiej było ich nie tykać. Po czterech łatwych wyciągach natknęliśmy się na komin IV+/ V-, strasznie kruchy, jak wszystko dookoła. Pozostawało nam jeszcze tylko 10 m skały i 80 m śnieżnej grani. Na szczycie byliśmy o godzinie 12.45. Spędziliśmy tam 30 minut robiąc zdjęcia i filmując. Na haku lodowym z pętlą (prawdopodobnie pozostawionym przez Francuzów) przymocowaliśmy biało-zielono-czerwoną flagę bułgarską.
Około godziny 20.30 po bardzo uciążliwym zejściu dotarliśmy do portaledge na ósmy z kolei biwak."
Tyle opowiadania Nikoły Lewakowa. Od siebie dodam jeszcze, że wszystko zaczęło się od przewodnika Jana Babicza po Himalajach Garhwalskich, którego egzemplarz pewnego dnia pożyczyłem Milenowi Miłczewowi. Wybór celu nastąpił po stwierdzeniu, że na Thalay Sagar wchodzi najmniejszy w całym rejonie odsetek wspinaczy podejmujących próby wejścia.
Petyr Atanasow
28.10.2003 HIMALAJE: WYGASANIE SEZONU 10/2003 (34)
Ucieczka spod skrzydeł wiatru
Już tylko parę dni pozostało do końca października, który w tym roku ostatecznie zawiódł himalaistów. Kilka dni babiego lata około 20 b.m. poderwało niedobitki do działania. Na Evereście ruszyła w stronę szczytu komercyjna wyprawa Berga, na południowej ścianie Annapurny -- wyprawa włoska, a w jej składzie Abele Blanc, któremu już tylko tego szczytu brakuje do Korony Himalajów. Na filarze Nuptse kolejny atak rozpoczęli niezmordowani Babanow i Koszelenko. Optymistyczne nastroje szybko ostudziła nowa fala wichur, która zmusiła zespoły do ucieczki w dół. Wally Berg cofnął swoje zespoły z obozu III, Babanow zjechał z 7000 m, po mroźnej i wietrznej nocy na wysokości 6900 m. Do zimna i wiatru dołączyła się jeszcze jedna bieda: zakłócenia łączności satelitarnej spowodowane wielką burzą solarną. Włosi uznali to za koniec wyprawy (choć zapowiadają powrót w przyszłym roku), 25 października odmaszerowali spod Nuptse Amerykanie Fabrizio Zangrilli i Billy Pierson, jeden z nich z kontuzją nogi. 23 października "zaradi orkanskega vetra" zwinęła się słoweńska wyprawa, która próbowała zrobić anonsowaną przez nas nową drogę na południowej ścianie Shisha Pangma (kierownik Urban Golob). Znacznie wcześniej zatrąbili na odwrót Hiszpanie szturmujący Kangchendzöngę, o wycofaniu się innych wypraw pisaliśmy już w naszej gazetce. Nie ma łączności ze sportowymi wyprawami na Annapurnę IV i Shartse II. Pozwolenia nepalskie wygasają 15 listopada -- Wally Berg zapowiedział, że wytrwa aż do tego terminu, choć jego team opuszczają właśnie Maegan Carney, Brad Johnson i Grant Meekins. Maegan nie widzi szansy na zrealizowanie swego planu narciarskiego. Na zapowiedzianą na pierwsze dni listopada poprawę pogody liczą Babanow i Koszelenko, którzy w meldunku z 24 października piszą, że "nie tracą bojowego ducha i mają zamiar jeszcze próbować".
Sezon w sumie słaby a z gromkich zapowiedzi jak dotąd wynikło niewiele, ale też niebo wyraźnie odmawiało alpinistom współpracy. Nie wszystkie działania udawało nam się śledzić i nie wszystkie osiągnięcia znamy, ale z tego, co opublikowano, najlepszym chyba sukcesem mogą się pochwalić Bułgarzy -- nowa droga na ścianie Thalay Sagaru to jest coś! Chyba, że zostanie nagrodzona cierpliwość Babanowa i Koszelenki: to wyjątkowo twardzi zawodnicy i wszystko jeszcze może się zdarzyć.
Zmarł zasłużony organizator
W Grecji zmarł w wieku 91 lat alpinista, narciarz wysokogórski a przede wszystkim wybitny działacz sportowy, Athanassios Tzartzanos. W latach 1937--39 odbył studia prawnicze w Atenach i w Paryżu, biegle mówił po angielsku i po francusku. Był członkiem władz i okresami prezesem różnych ciał związanych z ruchem olimpijskim. Począwszy od Cortiny d'Ampezzo, podczas pięciu olimpiad zimowych (1956, 1964, 1968, 1972 i 1976) pełnił funkcję kapitana greckiej drużyny narodowej. Od 1942 był działaczem Greckiej Federacji Alpinizmu, przez 26 lat (1948--74) jej sekretarzem generalnym, a 1974--82 prezesem. Działał też ofiarnie w UIAA, m.in. jako przewodniczący komisji roboczych, 1973--77 jej wiceprezes a potem członek honorowy. Pełnił kierownicze funkcje przy organizacji międzynarodowych imprez sportowych urządzanych w Grecji, a także posiedzeń UIAA i obozów w tym kraju. Za jego zasługi dla ruchu olimpijskiego i sportów górskich w ogóle, Huan Antonio Samaranch odznaczył go Orderem Olimpijskim. Bywał w Polsce i miał przyjaciół wśród naszych działaczy wysokogórskich i narciarskich. Z Tatr wspominał piękną słoneczną wycieczkę przez Jaworzynkę Miętusią do Doliny Kościeliskiej -- późną jesienią 1971 roku.
Belczyński w "Rock & Ice"
W numerze 128 "Rock & Ice" z października 2003 r. na sześciu stronach ukazał się ciekawie napisany artykuł Chrisa (Krzysztofa) Belczyńskiego pt. "Last Cry of the Butterfly", poświęcony przejściu nową drogą ściany Citadel w Kichatna na Alasce (zob. GG 05/03 z 21.05.2003). Tekst rozpoczyna motto poety Włodzimierza Pietrzaka: "Reching for the possible is not worth the effort". Artykuł zdobią piękne zdjęcia zrobione przez światowego już formatu fotografa, Dawida Kaszlikowskiego. Jedno z nich -- to, które zostało wydrukowane na okładce czerwcowych "Gór" -- trafiło nawet na okładkę pisma (pierwsza "nasza" okładka w USA!), dzięki obróbce komputerowej i drobnym zmianom w stosunku do oryginału graficznie chyba ładniejsze niż wersja zamieszczona w "Górach". Artykuł Belczyńskiego bardzo podobał się czytelnikom, jeden z nich napisał pochwalny list ("R&I" nr 129), w którym uznał go za najlepszy artykuł wspinaczkowy, jaki czytał od lat: "Kind of like finding a diamond in your driveway. Hunt that guy down and make him write more." Zainteresowanych ostatnimi tekstami literackimi Belczyńskiego odsyłam do majowych "Gór", w których zamieszczono jego "Miesiąc na Mid-Weście", "Krótką historię drugiego wcielenia" a w dużym artykule przedstawiono sylwetkę autora. U jednej z czytelniczek sprzeciw wzbudziło zamieszczenie zdjęcia erotycznego (zob. "Góry" 6/2003 s.21), pomimo że Amerykanie je ocenzurowali. Jak podał niedawno UKA na swojej stronie internetowej, Krzysztof Belczyński miał wystąpić w Warszawie z prelekcją poświęconą czerwcowej wyprawie na Alaskę.
Władysław Janowski
Mont Blanc mniejszy
W mojej korespondencji o jesiennych pomiarach najwyższej góry Europy (GS 09/03) zapowiadałem ogłoszenie wyników na dzień 17 października. Wyniki ogłoszono, a zaskoczyły one wszystkich: okazało się, że katastrofalnie upalne lato 2003 spowodowało stopienie się czapy lodowej na szczycie Mont Blanc i zmniejszenie jego wysokości aż o 2 metry (dokładnie 1,95 m). Przy pomiarach sprzed 2 lat uzyskano rezultat 4810,4 m i ten polecono wprowadzić do literatury jako ostateczny. Tymczasem obecnie szczyt wrócił do koty poprzedniej -- 4808,45 m, a i ta może się okazać przejściowa. Dwudziestu naukowców z Państwowego Instytutu Geografii orzekło, że do redukcji wysokości przyczyniły się też silne wiatry, które "zeszlifowały" lodową krawędź wierzchołka. Jeszcze bardziej rewelacyjnie brzmi inne ustalenie, to mianowicie, że w ciągu 2 lat masyw szczytowy przemieścił się o 70 cm w kierunku północno-zachodnim, podczas gdy w poprzednich komunikatach mówiono o hipotetycznych 2--3 mm w ciągu roku.
Teddy Wowkonowicz
Od Redakcji: Podejrzewamy, że przy owych 70 cm nie chodzi o przesunięcie się -- jak piszą francuskie gazety -- "masywu", lecz samego lodowego czubka góry. Kiedy 12 lat temu oberwał się lodowy wierzchołek Mount Cook na Nowej Zelandii, szczyt stracił 10 m wysokości, a najwyższy punkt przemieścił się w poziomie aż o 15 m.
Tu liczą się minuty
Co roku ginie w Alpach w lawinach około 100 narciarzy i turystów. Gdyby pomoc dla nich nadeszła w ciągu 15 minut, 92% z tej liczby mogłoby dalej cieszyć się życiem. Dlatego na lawinisku kluczowe znaczenie ma pomoc koleżeńska, to znaczy ze strony osób będących na miejscu lub w pobliżu miejsca wypadku. Jakże często jednak świadkowie tracą głowę i bezradnie czekają kwadranse na przybycie odpowiednich służb. Aby podnieść kwalifikacje ratownicze ogółu narciarzy i turystów, w Austrii postanowiono tej zimy zorganizować -- na razie eksperymentalny -- ogólnokrajowy Puchar Ratownictwa Lawinowego. W imprezie tej zmierzy się 20 dwójek amatorskich, wyłonionych drogą eliminacji w różnych rejonach kraju. Liczone będzie tempo odszukania i wydobycia kilku manekinów -- w warunkach zbliżonych do normalnych, to znaczy z nartami na nogach i własnym sprzętem lokacyjnym i ratowniczym. W pierwszej rundzie manekiny wyposażone będą w balony lawinowe, w drugiej -- w detektory popularnych w Alpach marek. Czas operacji: 15 minut. Przewidziane są stosunkowo wysokie nagrody -- rzeczowe i pieniężne (główna 5000 euro). Zawodom postanowiono dać pełną oprawę medialną. Chodzi o to, by jak najbardziej nagłośnić problem niebezpieczeństwa lawinowego i zwrócić uwagę na znaczenie czynnika czasu przy akcjach poszukiwawczych.
19.10.2003 THALAY SAGAR NOWĄ DROGĄ 10/2003 (34)
Mamy już garść szczegółów bułgarskiego przejścia na północno-zachodniej ścianie Thalay Sagara (6904 m), kilka razy wspominanego na naszej stronie. Wyprawa pojechała w 7-osobowym składzie: Walerija Cołowa, Rumjana Gylybowa, Stamen Kasabow, Nikoła Lewakow, Borisław Pigow, Christo Christow i Żeko Wytew. Bazę założono na wysokości ____m, niebawem zaś bazę wysuniętą w pobliżu ściany. Tempo aklimatyzacji i obróbki drogi -- mimo nienajlepszych warunków -- świadczy o wysokim poziomie sportowym ekipy: Christow i Wytew mieli zresztą aklimatyzację z Pamiru i Alaski. Ścianę zaporęczowano do wysokości 6400 m, gdzie przeniesiono platformę biwakową. Z niej wyruszyli w górę Christo Christow, Nikoła Lewakow i Żeko Wytew, ten trzeci zawrócił jednak z ok. 6600 m z powodu lekkich odmrożeń. Pozostali wspinali się pod najstromszą partię ściany i tam zabiwakowali jeszcze raz, tym razem w jamie śnieżnej. Następnego dnia -- 12 października o 12.30 -- osiągnęli szczyt i wrócili do portaledge, gdzie Nikoła Lewakow stwierdził u siebie odmrożenia. Przez większość pobytu ekipy w górach temperatury były bardzo niskie, nocą w bazie termometr wskazywał -20°C. Przebieg drogi nie jest na razie znany, również opis przejścia tworzony jest na podstawie niepełnych informacji. Uczestnicy wspominają z tej jesieni nową drogę (mówią o wariancie) Francuzów (GG 10/03 z 18.10.2003) oraz próbę koreańską centralnym kuluarem ściany (której?). Droga na Thalay Sagarze jest pierwszą bułgarską big wall climb w Himalajach. Jeśli chodzi o 8-tysięczniki, Bułgarzy mają ich w dorobku 8: Lhotse 1981 (Prodanow solo), Everest 1984 i 1997, Annapurnę 1989, Broad Peak 1990, Gasherbrum II 1992, Nanga Parbat 1993, Dhaulagiri 1995 i 1997 wreszcie Makalu 1998.
18.10.2003 SZANSA DLA KAŻDEGO 10/2003 (34)
Grenlandia zaprasza...
Późnym latem znany eksplorator wysokogórski i polarny, Mike Libecki, wrócił do "swojego" fiordu w południowo-wschodniej części Grenlandii, gdzie w zeszłym roku przeszedł solo ogromną ścianę skalną. Tym razem ze swoim dawnym partnerem, Shinichim Sakamoto i alpinistą-fotografem Johnem Burchamem wszedł potężną granią (IV 5.10, 1500 m) na piękny dziewiczy szczyt. Szczyt jest bezimienny, za to droga otrzymała nazwę: "Way of the Banjo". Brat Libeckiego, Andy, muzyk z zawodu, doglądał bazy. Samo dotarcie do fiordu jest wyprawą: płynie się 48 godzin łódką z wioski Tasiilaq. Zespół zwiedził 4 różne fiordy i oglądał "ściany i wieże skalne większe od wszystkiego, co widzieliśmy dotychczas". Libecki planuje na najbliższe lata dwa dalsze wypady -- tym razem w nieodwiedzane dotąd partie północno-wschodnich wybrzeży Grenlandii. Chce się tam rozprawić ze ścianami, które wypatrzył na zdjęciach lotniczych czy satelitarnych. W końcu tego roku wybiera się na Antarktydę. Jak wynika z jego penetracji, sama tylko Grenlandia kryje problemy wspinaczkowe dla całych pokoleń wspinaczy. (Władysław Janowski)
Thalay Sagar i Jirishanca
W naszym artykule o sezonie himalajskim wspomnieliśmy nową drogę Bułgarów na północno-zachodniej ścianie Thalay Sagar (6904 m) w Garhwalu. Na razie brak szczegółów ich przejścia, nie wiadomo też, czy powiódł się plan drugiej dwójki, która zamierzała drogę powtórzyć. Bułgarzy nie byli tej jesieni jedynymi gośćmi pod Thalay Sagarem. Pięknym sukcesem zakończyła się wspinaczka dwójki francuskiej na ścianie północnej. Stéphane Benoist i Patrice Glairon-Rappaz spędzili w ścianie 10 dni, biwakując na platformie, by 29 września osiągnąć szczyt. Ich droga, głównie lodowa, wiedzie na lewo od drogi australijskiej. -- Po przeciwnej stronie Globu inna dwójka francuska poprowadziła nową wielką i trudną drogę wschodnią ścianą andyjskiej Jirishanki (6096 m). Aymeric Clouet i Didier Jourdain wspinali się 11 dni, a ich 1200-- metrowa nowa droga (900 m skalnej ściany) otrzymała ocenę ED+ VI 7a A2. Miesiąc wcześniej ten sam zespół, należący do ekipy narodowej młodych alpinistów, wszedł piękną nową drogą na Chacraraju. Prowadzona od lat mądra polityka szkoleniowa i treningowa FFME daje wyniki... (Informacje przekazał nam Teddy Wowkonowicz)
Z prasy
Przed przyszłorocznym jubileuszem zdobycia K2 wzmaga się zainteresowanie tym wspaniałym masywem. Miesięcznik "Outside" z listopada 2003 jako niezwykłą ciekawostkę zamieścił 9 nieznanych dotąd i nigdzie nie publikowanych fotografii z amerykańskiej wyprawy na K2 (8611 m) w r. 1939. Zdjęcia owe przeleżały zapomniane przez dekady w Denver w domu Jacka Durrance, liczącego 91 lat i będącego ostatnim z dotąd żyjących uczestników tej ekspedycji. W tym samym czasopiśmie zamieszczono duży (choć raczej standardowy) artykuł Kevina Fedarko o K2, zatytułowany "The Mountain of Mountains". Na planie góry naniesiono obie polskie drogi z roku 1986: Kukuczki i Piotrowskiego oraz Wróża, Piaseckiego i Božika. (Władysław Janowski)
Annapurna
Już tylko jeden krok do Korony Himalajów ma Abele Blanc, a dwa kroki -- Christian Kuntner. Obaj bawią z grupą włoskich przyjaciół pod południową ścianą Annapurny, na której zaporęczowali drogę angielską. Obóz III stoi w tradycyjnym miejscu (6930 m), 15 i 16 października piątka pod wodzą Kuntnera atakowała szczyt, poręczując po drodze ostatnie trudności, musiała jednak zawrócić z wysokości 7400 m. Do końca sezonu dni pozostało niewiele, zespół nie traci jednak ducha ani nadziei na sprzyjające warunki. Abele, którego z akcji na dłużej wyłączyło zapalenie zęba, jest już w drodze do obozu II. Tymczasem do Czech przyszła długo oczekiwana wiadomość spod Annapurny IV. Ekipa straciła dużo czasu na przeczekiwanie niepogód i ostatnio dokonała przegrupowania: zrezygnowała z obu planowanych superdróg i próbuje skupić siły na filarze w prawej części ściany, na którym do 14 października osiągnięto wysokość 5800 m.
I jeszcze "ciepła" wiadomość z Everestu: komercyjna wyprawa Berga po odpoczynku w dolinie rozwija od wczoraj akcję szczytową. Szerpowie zaporęczowali teren i założyli obóz na Przełęczy Południowej. Jest dużo świeżego śniegu, jeżeli jednak pogoda wytrzyma, ew. ataki szczytowe mogłyby nastąpić około 22 października. Maegan Carney wspina się z nartami na plecach, nie rezygnuje bowiem ze swojego śmiałego planu. Jak przypomina MountEverest.net, wejścia jesienne stanowią tylko 18% ogółu wejść na Everest, zaś udane wejścia po 20 października są bardzo nieliczne.
Czyste Gangotri
Indian Mountaineering Foundation wraz z Ministerstwem do Spraw Młodzieży i Sportu zorganizowały wyprawę porządkową w rejon Gangotri z bazą na Tapovanie. Kierował akcją wiceprezes IMF, stroną techniczną zajmował się specjalny instruktor z Nehru Institute of Mountaineering. Dojście na miejsce od końca szosy (23 km) zajęło 3 dni. Grupa ochotników spędziła na miejscu 3 tygodnie. Zgromadzone odpadki i śmieci były segregowane. Papier, karton, ubrania, gumę spalono, co zajęło kilka dni, resztki żywności zakopano w dole kompostowym, natomiast 1000 kg śmieci zapakowano w worki plastykowe i zniesiono na dół do szosy. Interesujący jest skład tej masy: stare baterie 50 kg (2 worki), zużyte obuwie 50 kg (2 worki), butelki, słoiki, szkło 250 kg (13 worków), puszki i opakowania blaszane 350 kg (26 worków), opakowania plastykowe 300 kg (24 worki). Ochotnicy nie ponosili żadnych kosztów uczestnictwa.
Zodiac klasycznie
Bracia Alexander i Thomas Huberowie znowu pokazali, co potrafią. Po długich robotach przygotowawczych, polegających na studiowaniu poszczególnych wyciągów, przeszli rotpunkt drogę "Zodiac" w prawej, niższej połaci ścian El Capitana. Przejście okazało się dużo trudniejsze, niż zakładali, m.in. z powodu braku jesiennego ochłodzenia, na które tak bardzo liczyli (por. GG 09/03 z 26.09.2003). Dwa kluczowe wyciągi wymagały cienia, a ponieważ ściana ma wystawę SSE, mogli się nimi zająć tylko o świcie i o zmierzchu. Ostateczny atak zajął im 68 godzin, w czym mieściły się jednak okresy przeczekiwania dziennego skwaru (jedno 10-godzinne). Dla klasycznego przejścia trzeba było powyszukiwać warianty, omijające długie rzędy haków. Tak zmodyfikowana droga ma 21 wyciągów. Do finalnego ataku przystąpili przed zachodem słońca 9 października, biwakowali na portaledge. Trudności na kluczowych wyciągach były na absolutnej granicy ich umiejętności. "Nie uważamy tego przejścia za idealne -- mówią w komunikacie DAV -- zbyt dużo czasu zajęło nam opracowanie drogi, ścianę można przejść szybciej, podczas wspinania było niemało lotów i odpadnięć, no ale przeszliśmy Zodiac w stylu rotpunkt i to jest najważniejsze..." W końcu października "Huberbuam" wracają do kraju.
Nuptse wschodnia
Zanosiło się tej jesieni na kilka sportowych szlagierów, Jannu i Annapurna IV już odpadły, jest jeszcze szansa, że sukcesem -- wyczynowym ale i eksploracyjnym, bo szczyt jest dziewiczy -- zakończy się przygoda Babanowa i Koszelenko na Nuptse Wschodniej (7804 m). Jak wynika z ostatnich meldunków, dwójka zakończyła poręczowanie południowego żebra, spędziła noc na wysokości 6900 m i wróciła do bazy. Pogoda była słoneczna i jak na te wysokości względnie ciepła. Babanow nie zdołał znaleźć niczego ze sprzętu i zapasów pozostawionych w ścianie na wiosnę. "To już nieważne -- mówi -- wszystkie prace wykonaliśmy od nowa." W sobotę zamierzają zejść do Dingboche (4350 m), by "odetchnąć gęstszym powietrzem", finalny szturm przypuszczą 21 października, a planują go na 5--6 dni. Fizycznie i technicznie są przygotowani, motywacyjnie również. "Nie zapominajcie jednak -- mówi Walery -- że od niczego tak nie jesteśmy uzależnieni, jak od pogody." O dwójce amerykańskiej rosyjskie meldunki nie wspominają.
16.10.2003 TO JUŻ 25 LAT 10/2003 (34)

PIERWSZY KOMUNIKAT PAP

14.10.2003 HIMALAJE - NA RAZIE BEZ REWELACJI 10/2003 (34)
Himalajski sezon minął już półmetek, wejścia nie sypią się jednak jak z rękawa. Po stronie nepalskiej wypraw jest mniej, niż oczekiwano, a i pogoda nie pozostawia ekipom swobody działania. "Nikt z nas nie spodziewał się tak stabilnej niepogody" -- mówią Rosjanie na ścianie Jannu, gdzie ostatnio spadło przeszło metr śniegu (w bazie 40 cm). Na razie liczniejsze wejścia -- szczęśliwie także polskie -- notowane są z Cho Oyu i z Shisha Pangmy, tu jednak głównie z wierzchołka centralnego. Na Centralny weszli m.in. Włosi Silvio Mondinelli i Mario Merelli -- świeży śnieg na grani zamknął im jednak drogę do szczytu głównego. 27 września na Cho Oyu wszedł Słoweniec Roman Dobrajc, zwykły turysta górski bez praktyki alpinistycznej, choć był już na Kilimandżaro i na Aconcagua. Wyprawa słoweńska na południową ścianę Shisha Pangmy założyła bazę na wysokości 5200 m i zrobiła aklimatyzacyjne wejście na szczyt o wysokości 6100 m. O szczególnym rekordzie Juana Oiarzabala na Cho Oyu piszemy w osobnej notatce (GG 10/03 z 08.10.2003). W swym raporcie mówi on o skrajnie złych warunkach pogodowych, tymczasem jak podaje Alek Lwow na swojej stronie GiA, w tym samym dniu weszło na szczyt Cho Oyu dwoje Polaków, Kinga Baranowska i Marcin Miotk "w pięknej mroźnej pogodzie". Kinga szła z założonej przez siebie "trójki", Marcin -- wprost z obozu II (7000 m), nie musiało więc być aż tak źle.
Everest i okolice. Na Everest od strony Nepalu wspina się tylko 1 wyprawa. Parę dni temu spotkała ją groźna przygoda. Na flance Lhotse na grupę Szerpów zeszła lawina, która zniosła ich w dół. Mieli dużo szczęścia: nikomu nic się nie stało, choć jeden z Szerpów zjechał aż 300 metrów. Wyprawa ma jak na razie 3 obozy i aklimatyzacyjną noc w obozie III na 7100 m. Kierownik nie traci nadziei na wejście: "był już sukces 30 października -- mówi -- jeśli zajdzie potrzeba, i my wytrwamy do tego czasu". Wyprawą koreańską na Lhotse Shar kieruje Hong-Gil Um, dziewiąty zdobywca 14 ośmiotysięczników, podejrzewamy więc, że chodzi o rozpoczęcie biegu do Wielkiej Korony Himalajów, którą stanowczo powinien zainteresować się Krzysztof Wielicki.
Jannu i Nuptse. Rosjanie na północnej ścianie Jannu założyli również 3 obozy: 5600, 6500 i 7000 m -- dwa wyższe w jamach śnieżnych. Niestety, czas ucieka, a dopiero stąd zaczyna się właściwa ściana: "700 mietrow wiertikali". Na razie ugryźli z tej "wiertikali" 70 m. Tymczasem jest mroźno, skały są oblepione śniegiem, a góry dudnią lawinami. Nastroje nie są najlepsze -- rozważane jest pójście łatwiejszą drogą. Nieco lepiej wygląda sytuacja na filarze Nuptse. Babanow i Koszelenko ustawili obóz II (6200 m) i w dniach 8--11 października przeszli wszystkie trudności Baszty, nie zdołali jednak założyć obozu 7000 m. Babanow narzeka, że jego wiosenne poręczówki bądź są pocięte kamieniami, bądź toną w pomonsunowym śniegu. Przed wyprawą Babanow szacował szanse na 50%. Koszelenko jest jego dawnym partnerem -- w r. 1998 razem zrobili drogę "Lena" na zachodniej ścianie Petit Dru. Dwójka amerykańska wspina się na Nuptse East drogą brytyjską, na której doszła do 6000 m.
Czesi i Bułgarzy. Czeska wyprawa na Annapurnę IV nie ma bezpośredniej łączności z krajem i wiadomo o niej tylko, że 23 września dotarła do bazy na wysokości 4400 m. Pogoda jest i tam słaba -- "vytrvale prši a je nulova viditelnost". Podobnie bez stałej łączności jest ekipa słowacka na technicznie nietrudnym Shartse II. Duży ruch panuje w Himalajach Indyjskich. W początku października dotarła na miejsce 7-osobowa wyprawa bułgarska na północno--zachodnią ścianę Thalay Sagar (6904 m) w Garhwalu (zdjęcie). W jej składzie są 2 panie. 12 października Petyr Atanasow zawiadomił nas o jej sukcesie: szczyt osiągnęli Christo Christow i Nikola Lewakow. Jest to niewątpliwie jeden ze szlagierów tej jesieni. Tymczasem mniej cierpliwe wyprawy już pakują manatki. Tak np. parę dni temu zwinęła się hiszpańska wyprawa na Kangchenjungę, stwierdzając, że po ostatnich opadach śniegu dalsza wspinaczka byłaby zbyt ryzykowna. A dzisiaj zapadła raczej oczekiwana decyzja pod Jannu. "Zaczyna się monsun i wyprawę musimy zwinąć".
Wypadki. Po tragedii lawinowej 8 września, w której zginął m.in. słynny polarnik Antoine de Choudens, francuska wyprawa GMHM zrezygnowała z dalszej działalności na Shisha Pangmie, wycofała się też wyprawa hiszpańska. O wypadku francuskim pisaliśmy już w GG 10/03 z 02.10.2003, podobnie jak o tragedii lawinowej na Panchachuli w Himalajach Indyjskich, która pochłonęła 9 alpinistów z wyprawy ITBP (GG 09/03 z 25.09.2003). Tymczasem nadchodzą dalsze smutne informacje. Zaczynając od końca: 13 października nadeszła wiadomość z Ama Dablam, gdzie wskutek zerwania się starej poręczówki zginął wytrawny przewodnik himalajski, Robert Rackl (przeszło 10 lat praktyki). Wspomniana notatka na stronie GiA mówi o śmierci Greka na Cho Oyu, niedawno podano, że na Himlungu (7126 m) lawina zeszła na zespół japoński atakujący szczyt. Zginął 39-letni Ayumi Nozawa, dwaj jego towarzysze wydobyli się spod śniegu sami. Podano też informację o kolejnym dramacie: Podczas próby wejścia na Lhotse Shar (8400 m) śmierć ponieśli Park Joo Hoon i Hwan Sun Dug, których lawina zgarnęła 150 m poniżej szczytu. W sumie w tym sezonie zginęło w lawinach co najmniej 14 alpinistów.
Plany 2004. Do końca sezonu jeszcze dwa tygodnie, a tu już nadchodzą zapowiedzi wiosennych i letnich wypraw 2004. Latem duży ruch będzie panował pod K2: jubileusz 50-lecia pierwszego wejścia stanie się dla wielu okazją do wydębienia dodatkowych pieniążków. Włoska wyprawa "Scoiattoli al K2" będzie miała w składzie wnuka Lina Lacedellego, a sam wielki dziadek objął nad nią patronat honorowy. Inna włoska wyprawa zamierza wejść na szczyt tak z południowej, jak i z północnej strony. O planach Oiarzabala na K2 piszemy w GS 09/03. W związku z jubileuszem, Pakistan postanowił utrzymać jeszcze przez ten rok obniżone o 50% opłaty za szczyty. Na lato 2004 Ministerstwo Turystyki już wydało 50 pozwoleń, podczas gdy w minionym sezonie było ich tylko 20. Tymczasem w Himalajach wyprawa brytyjska chce wiosną 2004 zaatakować długą południowo-wschodnią grań Makalu (dotąd powtórzoną chyba tylko raz). Makalu będzie również celem wojskowej wyprawy hiszpańskiej Grupo Militar de Alta Montańa, która minionego lata trenowała w Pamirze. Rosjanie planują drogę środkiem północnej ściany Everestu -- aż dziw bierze, że ten narzucający się problem dojrzewa dopiero teraz. Bardzo się spieszy kolekcjonerom Wielkiej Czternastki. Edurne Pasaban, która po minionym lecie ma już za sobą 6 ośmiotysięczników, myśli o K2 wraz z Oiarzabalem. Młoda Francuzka Fréderique Delrieu planuje wejście na Everest bez tlenu a potem Gasherbrumy II i I -- wszystko razem w 135 dni. Życzmy powodzenia!
Józef Nyka

Freeskiing na Evereście
Zauważyłem na Państwa stronie (GG 09/03 z 26.09.2003) błąd terminologiczny. Chodzi o informację, że Maegan Carney (obecnie w trakcie próby zjazdu na nartach z Everestu) jest mistrzynią świata w narciarstwie "akrobatycznym". Narciarstwo akrobatyczne, kiedyś znane we Francji jako "ski d'acrobatique", obecnie znane jest na świecie pod nazwa "freestyle". Maegan jest zaś mistrzynią freeskiing'u lub freeride'u -- terminy te nie mają dokładnych odpowiedników w polskim języku (oraz w innych językach, np. francuskim) i w takiej formie są używane przez osoby zajmujące się tego typu aktywnością. Ponadto "freeride" jest terminem szerszym, gdyż obejmuje także snowboard, stąd stosowane jest wyróżnienie "freeskiing". Pewną próbą tłumaczenia tego terminu byłoby zapewne "narciarstwo pozatrasowe" (franc. "hors-piste", lub często używana kombinacja angl.-franc. "off-piste"), chociaż stosowanie oryginalnej amerykańskiej wersji "freeride" wydaje się być lepiej rozumiane w tym środowisku.
Kris Lizak, Chamonix

13.10.2003 IV DNI GÓR PTT-TPN 10/2003 (34)
26-28 września 2003
Minęły już dwa tygodnie od naszych "Dni", pora napisać parę słów o ich przebiegu. Piątkowe przedpołudnie było przeznaczone na dojście do schroniska w Roztoce i poświęcenie pamiątkowej tablicy. Nasz kapelan, ks. Józef Drabik, dojechał tam na skróty, przez Słowację. Tablicę przywiózł jej wykonawca, Piotr Jasieński. Jest okazała, bije w oczy jasnym drewnem. Ok. godz. 14 dochodzą nasze grupy, które szły przez Rusinową Polanę z przewodnikami -- Staszkiem Maciatą i Staszkiem Trębaczem. Zebrało się nas razem ok. 40 osób. Naszą małą uroczystość zagaja prezes Antoni Leon Dawidowicz. Wita czterech członków honorowych PTT. Odsłania tablicę red. Adam Liberak, poświęca ją ks. Drabik. A oto treść tablicy:
Schronisko im. Wincentego Pola
w Starej Roztoce
zbudowane przez
Towarzystwo Tatrzańskie
w 1876 roku
stanowiło doskonały punkt wypadowy
w Dolinę Białej Wody.
W latach 1932--1939
rozbudowane i prowadzone
przez rodzinę Grabowskich
skupiało czołówkę taterników polskich.
W 130-lecie Towarzystwa Tatrzańskiego
i 100-lecie zorganizowanego taternictwa

Polskie Towarzystwo Tatrzańskie
Wrzesień 2003 r.
Kolejny punkt programu -- to wieczór w TPN. Mgr Krzysztof Pisera z Muzeum Etnograficznego w Łodzi przypomniał, jak dawniej po Tatrach chadzano, Marian Bała opowiedział o wystawie PZA "Osiągnięcia polskiego alpinizmu", której jest kustoszem. Następnie Krzysztof Pietruszewski z Łodzi przeprowadził konkurs z wiedzy o Tatrach. Niestety młodzież szkolna wolała w tym dniu iść w góry, więc bawiliśmy się sami.
Kulminacyjnym punktem "Dni Gór" była sesja popularno-naukowa. Otworzył ją Prezes Dawidowicz, wśród gości byli reprezentujący Ministerstwo Środowiska dyrektor Zarządu Parków Narodowych, Arkadiusz Nowicki oraz burmistrz Zakopanego, Piotr Bąk. Na listę obecności wpisało się 81 osób. Dyrektor Paweł Skawiński rozgrzeszył tych wszystkich, którzy zamiast na sesję wybrali się w góry, bo pogoda była przepiękna. Dyrektor nawiązał do swego górskiego rodowodu -- w Tatry wprowadzała go babcia. W 1958 roku jako 11-letni chłopiec stanął po raz pierwszy na Rysach i już wtedy Tatry zauroczyło go na całe życie. Odbył studia na Wydziale Leśnym WSR w Krakowie a cała jego praca zawodowa wiązała się z TPN. Po wystąpieniu Dyrektora, Marian Bała jako przedstawiciel PZA wręczył Mu oraz dyr. Stanisławowi Czubernatowi i Wiesławowi Siarzewskiemu przyznane im Medale Stulecia Alpinizmu Polskiego. Referaty poprzedziła projekcja filmu dokumentalnego Krzysztofa Pietruszewskiego o początkach turystyki tatrzańskiej i działalności TT. Bardzo ciekawy był wykład z multimedialną prezentacją dra Zbigniewa Zwolińskiego z Poznania pt. "Wysokość w górach". Następnego tematu, traktującego o zasługach TT i hrabiego Władysława Zamoyskiego dla ochrony Tatr i rozwoju Zakopanego nie mogło na naszej sesji zabraknąć. Zajął się nim dr Jerzy Roszkowski z Muzeum Tatrzańskiego. Marian Bała przedstawił zarys historii alpinizmu polskiego na przestrzeni stu lat. Widzi on miejsce dla PTT w rozwijaniu turystyki wysokogórskiej szczególnie w dwu grupach wiekowych: po pierwsze młodzieży, po drugie starszych taterników, którzy już się nie wspinają, ale nadal chodzą na wycieczki w góry. Wreszcie Stanisław Janocha omówił działalność kresowych oddziałów PTT. W kuluarach czynne było stoisko filatelistyczne ze specjalnie wydaną kartą pocztową, okolicznościowym stemplem i datownikiem.
O godz. 17 zebraliśmy się na Polanie Kuźnickiej, gdzie czekała przygotowana dla nas watra, kiełbaski do opiekania i kapela góralska, przygrywająca nam przez dwie godziny.
Niedziela tradycyjnie rozpoczęła się Mszą Św. w starym kościele. Po nabożeństwie Stanisław Maciata poprowadził wycieczkę po mieście, poczynając od Pęksowego Brzyzka. Około południa pod Dworcem Tatrzańskim nastąpiło oficjalne zakończenie "Dni Gór". Dodajmy, że wspaniale zorganizowanych przez Włodzimierza Janusika, któremu należą się szczególne podziękowania. Podziękowania należą się także Grzegorzowi Błaszczykowi, który podjął się trudu kwatermistrzostwa w "Warszawiance".
Barbara Morawska-Nowak
(skrót obszerniejszej relacji, która ukaże się w biuletynie PTT "Co słychać")
08.10.2003 JUŻ PAŹDZIERNIK 10/2003 (34)
Ratujmy święty Kailash
Szerokim echem odbił się w świecie chiński projekt budowy szosy turystycznej dookoła tybetańskiego Kailasha (6714 m, też 6675 m) -- najświętszej góry w tej części Azji, czczonej przez 4 różne wyznania jako siedziba bogów, pępek świata, a nawet centrum całego Universum. Chinom chodzi o komercjalizację tej perły krajobrazowo-kulturalnej, budzącej ogromne zainteresowanie wśród turystów, zachodnich ale także chińskich. Tybetańczycy widzą w tym jednak nowy zamach na ich wiarę i tożsamość narodowo-etniczną, podobny do niesławnej rewolucji kulturalnej sprzed niewielu lat, której pastwą padały klasztory, biblioteki, zabytki historii. O tym, że sprawa wchodzi w stadium realizacji, świadczy rozpoczęcie 27 lipca prac inżynieryjno-pomiarowych na obwodzie nieco szerszym od tradycyjnej świętej "kory" (55-kilometrowej drogi pieszych pielgrzymek wokół masywu). W Europie centralnej zawiązały się specjalne komitety obrony Kailasha (tybet. Kang-Rimpoche), zaktywizowały się też towarzystwa przyjaciół Tybetu i Azji Centralnej. Zbierane są m.in. petycje do ONZ, gdyż ratunkiem mogłaby się stać decyzja UNESCO o włączeniu szczytu do sieci prawnie chronionych zabytków wszechświatowego dziedzictwa przyrodniczo-kulturalnego. To, że taka decyzja nie zapadła już parę lat temu, jest dużym przeoczeniem międzynarodowej organizacji. 4 października 2003 pod hasłem "Rettung des Berges Kailash" (zdjęcie) na szczycie alpejskiej Zugspitze odbyła się demonstracja miłośników Azji Centralnej i jej niezwykłej kultury.
Ałtaj -- zapiski zza grobu
Z pewnym opóźnieniem ukazał się ładnie ilustrowany raport Siergieja Biezditki, kierownika zimowej wyprawy rosyjskiej w Ałtaj Chińsko-Mongolski. W lutym i marcu 2003 grupa ski-alpinistów z Moskwy dokonała trawersowania węzła Tawan Bogdo ola (Tawan Bogd uuł, 4356 m) oraz Południowych i Północnych Czujskich Biełków. Rejon ten znajduje się w środkowej części Ałtaju, u zbiegu granic Mongolii, Chin i Republiki Ałtajskiej. Uczestnicy weszli na wszystkie główne szczyty Tawn Bogdo ola (5), być może dokonując pierwszych wejść zimowych. W tym samym czasie operowała tam także wyprawa ratowników MCS z Barnaula, pod kierownictwem Konstantina Winnikowa. Połączone grupy weszły na najwyższy szczyt południowego grzbietu Czujskich Biełków (Czujskije Belki?), Iik-tu (3942 m). Alpiniści nie bez zdumienia znaleźli wytopioną ze śniegu starą puszkę po konserwie a w niej 5 dobrze zachowanych karteczek z lat trzydziestych ze "służebnymi zapiskami WCSPS". Kartka z 12 września 1933 wyszła spod ręki Witalija Abałakowa, 4 kartki z 24--28 lipca 1937 dokumentują wejście przeszło 20 uczestników radzieckiego kursu szkoleniowego. W przedwojennej literaturze nie było o tych wyprawach żadnej wiadomości. Czujskije Biełki tworzą dwa grzbiety: niższy południowy i wyższy północny (4173 m). Uczestnicy wyprawy wysoko oceniają walory narciarskie tutejszych gór i zwracają uwagę, że są tu duże możliwości wyszukiwania nowych dróg.
Komisja wypraw UIAA
Piszę z hotelu La Pergola. Wczoraj (4 października 2003) w rzymskiej siedzibie "Wildworld Foundation" przy Via Po 25 zakończyło się doroczne spotkanie Komisji Wypraw UIAA. Obecni byli: Renato Moro (Włochy), Marcus Itten (Szwajcaria), Birkum Pandey (Nepal), Elizabeth White (USA), Luis Lopes-i-Lleiro (Hiszpania), Roland Bekhendam (Holandia), Jiři Novák (Czechy), Carlo-Alberto Pinelli (Włochy), Bernard Domenech (Francja) no i moja skromna osoba. Nie było Lindseya Griffina, którego podczas zebrania w Pradze w zeszłym roku Joss Lynam wyznaczył na swojego następcę. Od roku 2004 przewodniczącym Komisji będzie Renato Moro (zdjęcie), jego zastępcą -- Marcus Itten, sekretarzem -- Elizabeth White. Długo dyskutowano nad wewnętrzną strukturą Komisji i obowiązkami poszczególnych członków. Innym ważnym tematem była obecność Komisji w przestrzeni wirtualnej. Problemy pozostały otwarte do Walnego Zgromadzenia UIAA w Berchtesgaden w końcu następnego tygodnia (10--12 października), gdzie powinny zapaść wiążące decyzje.
Petyr Atanasow, Sofia
Coś dla filatelistów
Z inicjatywy święcącego w tym roku swoje 130-lecie Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego Rejonowy Urząd Poczty w Nowym Sączu wydał okolicznościową kartkę pocztową, która była rozprowadzana podczas niedawnych Dni Gór PTT i stemplowana ozdobnym datownikiem placówki zakopiańskiej. Motyw górski wzięto z Tatr Słowackich (Drobna Turnia, Sokola Turnia, Spąga), motyw organizacyjny stanowi XIX-wieczna odznaka Towarzystwa Tatrzańskiego. Nie ustrzeżono się małej niekonsekwencji: napis kursywowy głosi "Polskie Towarzystwo Tatrzańskie 1873--2003", tymczasem na odznace widzimy prawidłowy rok powstania TT, czyli 1874. Kartkę wydrukowano w maleńkim nakładzie 2000 egzemplarzy, będzie to więc poszukiwana filatelistyczna gratka.
Sukcesy w Syczuanie
Dwoje Słoweńców, Tina i Andrej Gromovšekowie, odbyło śmiałą podróż wspinaczkową w dzikie góry Qionglai w Syczuanie, 150 km na północny wschód od masywu Gongga Shan (Minya Konka). Wyprawę przygotowali na wiosnę 2003, jednak epidemia SARS zmusiła ich do przełożenia jej na jesień. W dniu 23 września założyli bazę w cudownej dzikiej dolinie, której ojcował wyniosły Putala Shan. Byli zachwyceni: "Kaksni hribi! Mali El Capi, pa Bhagiratiji, pa Churupi..." Zaczęli od szczytu 4943 m, który nazwali Tan Shan, a który zdobyli 26 września piękną skalną ścianą 550-metrowej wysokości, ocenioną na 8/8+. Drogę nazwali Don't Fly Away, nawiązując do gładkiej płyty bez możliwości asekuracji, którą forsowali z duszą na ramieniu. Schodzili na drugą stronę góry.
Główny cel stanowiła zachodnia ściana północnego wierzchołka (5488 m) szerokiego muru Putala Shana. W dniu 3 października 2003 w ciągu 11 godzin przebiegli 800-metrowe urwisko, z 400-metrowym filarem 8+ w środkowej części. Pogoda była cały czas piękna, ale w wyższych partiach wspinaczkę utrudniał śnieg, nie mieli przecież odpowiedniego obuwia ani sprzętu. Ciemności zmusiły ich do lodowato zimnego biwaku na szczycie, który -- jak piszą -- długo będą pamiętali. Zejście, częściowo zjazdami, zajęło im 7 godzin. Obie drogi przeszli tylko z pomocą friendów i kostek, no ale Andrej Gromovšek jest w trudnej skale klasą sam dla siebie. Oba szczyty były oczywiście dziewicze. 5 października spadły śniegi i położyły kres dalszym wspinaczkowym szaleństwom. Ale Andrej i Tina i tak mają z czym wrócić do domu.
08.10.2003 JEGO DWUDZIESTY 8-TYSIĘCZNIK 10/2003 (34)
Chodzimy w Alpy, Kaukaz, Himalaje dla przyjemności i dla przeżywania wspaniałości górskiego świata. Ambicje sportowe, rekordy, siódemki i czternastki szczytów -- to nie MY. Chociaż czasem wychodzi szydło z worka. Parę dni temu pisaliśmy, że Hiszpan Juan Oiarzabal wszedł 23 września na Cho Oyu, a było to jego 19. wejście ośmiotysięczne. Przeskoczył Reinholda Messnera (18 wejść) i wyrównał rekord Szerpy Ang Rity (19). Widać jednak pozycja ex aequo i w dodatku z Szerpą nie odpowiadała mu i postanowił swą przewagę ostatecznie przypieczętować. W niedzielę 5 września wszedł ponownie na Cho Oyu (w sumie jego czwarty pobyt na tym szczycie: 1985, 2002, 2003, 2003). Wraz z nim weszło na wierzchołek dwóch członków wyprawy z Ciudad de Huesca. Pogoda w dniach ataku nie sprzyjała wysokim wejściom: było bardzo mroźno (ok. -30°) i wiał silny wiatr, okresami niemal huraganowy. Toteż wspinaczka wymagała pełnej mobilizacji i dała alpinistom solidnie "w kość". "Jestem szczęśliwy, lecz bardzo zmęczony -- mówi lekko poodmrażany Juan. -- Ten rzekomo łatwy 8-tysięcznik wcale nie był w ten weekend spacerkiem, było trudniej niż gdziekolwiek indziej w moich ostatnich latach." W bazie pod Cho Oyu są jeszcze wyprawy czekające na lepsze warunki (choć Babnow spod Nuptse melduje słoneczną i bezwietrzną pogodę...).
02.10.2003 PRZEGLĄD FILMÓW GÓRSKICH IM. ANDRZEJA ZAWADY 10/2003 (34)
Na dni 26--28 września 2003 po raz kolejny do Lądka Zdroju zjechała liczna, kilkusetosobowa rzesza entuzjastów filmu górskiego i niepowtarzalnej atmosfery towarzyszącej przeglądowi. Zgodnie z utartą już tradycją, po ważniejszych projekcjach przez scenę przewija się szereg sław naszego alpinizmu. Był więc Krzysztof Wielicki wraz z towarzyszącą mu ekipą spod K2 (po filmie "W cieniu K2" Roberta Wichrowskiego), Piotr Pustelnik z Anną Czerwińską wspominający niezwykle śnieżną wyprawę na Manaslu (po filmie "Snow Story" Darka Załuskiego) oraz Wojciech Brański (po projekcji filmu sprzed lat "2 x 8,5" Szymona Wdowiaka, pokazywanego z okazji 25. rocznicy zdobycia Kangchendzongi Środkowej i Południowej oraz dla uczczenia pamięci niedawno zmarłego kierownika owej wyprawy, Piotra Młoteckiego). Przegląd zaszczyciła też obecnością Anna Milewska, która zapowiada ukazanie się wkrótce biografii patrona festiwalu -- Andrzeja Zawady, autorstwa Ewy Matuszewskiej. Tak więc czuło się powiew wielkiego alpinizmu, co podkreśliła kapitalna diaporama Marka Arcimowicza z wejścia na Ama Dablam. A jednak głównym bohaterem przeglądu okazał się kto inny. Niekwestionowanym zwycięzcą został bowiem ujmujący film Mirka Dembińskiego "Wspólny lot". Podobnie jak we wcześniejszym, równie wspaniałym obrazie Mirka "Ikar", także i tu bohaterem filmu jest spadolotniarz. Tym razem jednak wymowa filmu jest zgoła inna -- młody człowiek, sparaliżowany w wyniku feralnego lądowania, nie zaprzestaje uprawiania tego niebezpiecznego sportu, a nawet wznosi się na wyżyny tej konkurencji, dokonując wraz z opiekującą się nim na co dzień małżonką pierwszego w historii lotu w duecie, gdzie pilotem jest osoba niepełnosprawna. A więc po raz kolejny w Lądku triumf odniósł wspaniały film, który skądinąd z górami ma jedynie pośrednie konotacje.
Oczywiście Przegląd w Lądku to nie tylko filmy i prezentacje, ale też i sławne już wieczorne hulanki i swawole. I tym razem panowała szampańska atmosfera, co trafnie wyraził jeden z szacownych jej uczestników słowami "kogo tu nie ma, ten kiep". Stoły uginały się od tańczących par, a panujący ścisk w sali jak na ironię uniemożliwił wejście do środka głównemu organizatorowi festiwalu -- Zbyszkowi Piotrowiczowi. Jemu też należą się gorące wyrazy uznania za wspaniałą organizację tej na trwałe wpisanej do kalendarza imprezy górskiej, gdzie obok prezentacji tego, co najlepsze na świecie, zawsze znajdzie się miejsce dla pokazania ważniejszych osiągnięć polskiego alpinizmu. Tegoroczny Przegląd był imprezą towarzyszącą obchodom 100-lecia zorganizowania się taternictwa polskiego.
PS. Wszyscy ci, którym nie dane było w tym roku zajechać do Lądka, zapewne będą mieli szansę zapoznania się z ważniejszymi filmami tej edycji, bowiem w najbliższych miesiącach planowana jest w Warszawie organizacja jego skróconej wersji, o czym w stosownym czasie poinformujemy.
Lądkoentuzjasta - Roman Gołędowski
02.10.2003 ŚMIERĆ ZDOBYWCY TRZECH BIEGUNÓW 10/2003 (34)
Jak nas wczoraj powiadomił telefonicznie Xavier Eguskitza, podczas aklimatyzacyjnej wspinaczki w rejonie Shisha Pangmy zginęli w lawinie dwaj uczestnicy wyprawy Groupe Militaire de Haute Montagne (GMHM), Philippe Renard i Antoine de Choudens. Obaj byli doświadczonymi alpinistami, choć drugi z nich cieszył się większą sławą jako polarnik. Bez żadnego wsparcia zdobył on na nartach oba bieguny: 25 kwietnia 1996 Biegun Północny i 10 stycznia 1999 Południowy. Pomiędzy tymi dwoma wyczynami, 8 maja 1997, dokonał wejścia bez tlenu na Mount Everest, stając się pierwszym człowiekiem, który zdobył wszystkie trzy bieguny Ziemi. Do tej pory 14 ludzi dokonało tej sztuki, w tym Szwedka Tina Sjörgen. Z tej czternastki tylko 5 osób (w tym również Tina) w swych wyprawach polarnych nie korzystało z żadnego wsparcia, ale jedynie Antoine wszedł na Everest nie używając tlenu. Tylko on więc jak dotąd wypełnił przy trzech biegunach ideę by fair means w całości. Wyprawa GMHM miała w planie nową drogę na południowo-zachodniej ścianie Shisha Pangma, nie wiadomo jednak czy po tak ciężkiej stracie nie zrezygnuje z dalszej działalności. Jak podają strony internetowe, ciała obu ofiar zlokalizowano z pomocą detektorów lawinowych, niepogoda nie pozwoliła jednak na ich wydobycie.
02.10.2003 W RAZIE WYPADKU 10/2003 (34)
Monika Nyczanka

 
01.10.2003 GŁUCHOŁAZY 2003 - IX ZLOT GiA 10/2003 (34)
W niedzielę 28 września zakończyło się w Głuchołazach IX Spotkanie Czytelników i Miłośników Gór i Alpinizmu. Wzięło w nim udział 150 osób z całej Polski, w tym mieszkańcy tak odległych miejscowo.ci, jak Sopot, Szczecin czy Puławy. "Gwiazdą" tegorocznego Spotkania był niemiecki podróżnik i globtroter, fotografik Dieter Glogowski, który w sobotni wieczór zaprezentował wspaniałą diaporamę pt. "Gdzie Sziwa spotyka się z Buddą", opowiadającą o jego pielgrzymce w towarzystwie trzech "świętych mężów", tzw. Sadhu (jeden z nich 84-letni!), doliną Kali Gandaki w Nepalu, do świętego miejsca Muktinath, ważnego zarówno dla hinduistów jak i buddystów. Obraz, podawany z czterech rzutników na ekran o wymiarach 4 x 6 metrów, sprzężony był ze stereofonicznym dźwiękiem i na żywo opatrzony komentarzem autora, tłumaczonym przez niżej podpisanego. Prelekcja trwała półtorej godziny i w zgodnej opinii widzów była technicznie oraz artystycznie rewelacyjna, a przy tym prawdziwie poruszająca.
Sobotni blok prezentacji multimedialnych rozpoczęła podróżniczka Kaśka Mazurkiewicz, która wystąpiła z ilustrowaną świetnie dobranymi przeźroczami prelekcją na temat różnych aspektów podróżowania po świecie, opatrując zdjęcia dynamicznym, perfekcyjnym i bardzo dowcipnym komentarzem. Zaraz po niej wystąpił Witek Szylderowicz z premierą swojego 45-minutowego filmu, pokazującego przebieg niedawnej wyprawy na Gasherbrum II. O godz. 20 Dieter Glogowski wyświetlił film pt. "Zanskar -- zamarznięta rzeka", opatrując go własnym komentarzem. Był to rodzaj "rozgrzewki" przed diaporamą, stanowiącą główny punkt programu. Degustację piwa, posiady przy ognisku i "nocne ludzi gór rozmowy" kontynuowano po zakończeniu diaporamy, a najwytrwalsi poszli spać o godz. 4.
W niedzielę o godz. 10 dwa autokary z "Banderozy" przewiozły wszystkich do Jarnołtówka u stóp Biskupiej Kopy, skąd rozpoczął się "atak szczytowy". Obóz pierwszy założono w schronisku "Pod Kopą Biskupią". Po krótkim odpoczynku, 109-osobowy zespół szturmowy śmiałym uderzeniem zdołał dotrzeć do wierzchołka, co zostało udokumentowane zbiorowym zdjęciem i uczczone doskonałym czeskim piwem. Duch Andrzeja Zawady, honorowego lidera ekspedycji, był ze zdobywcami cały czas, czuwając nad sprawnym i bezpiecznym przebiegiem ataku. Po powrocie do "Banderozy" nastąpił oczekiwany przez wszystkich moment losowania mnóstwa nagród, fundowanych przez firmy "North Adventure", "Fjord Nansen", "Polartec" oraz Aleksandra Niżnikiewicza i Ryszarda Pawłowskiego (szczegóły podamy na stronach www.gia.alpinizm.pl). Niektórym szczęście dopisało bardziej, innym mniej, ale nikt nie wyjechał z Głuchołazów z pustymi rękami.
IX Spotkanie GiA zostało oficjalnie zakończone o godzinie 15 wzajemnymi podziękowaniami oraz obietnicą spotkania się na X Jubileuszowym Spotkaniu GiA dokładnie za rok. Już teraz zapowiadam, że spotkanie to będzie diametralnie inne niż wszystkie dotychczasowe: żadnych filmów, żadnych slajdów, żadnych prelekcji! Będzie potężna balanga z tańcami, śpiewami i licznymi niespodziankami. Wszystkim uczestnikom IX Spotkania GiA dziękuję za przybycie, za współudział w tworzeniu doskonałej atmosfery, za wiele miłych słów jakie padły z ich ust pod adresem imprezy, za poświęcenie w boju z piwem i wysiłek w walce o szczyt. Również za to, że wszystko przebiegło tak gładko, spokojnie i bez najmniejszych nawet zakłóceń.
Alek Lwow
01.10.2003   10/2003 (34)
 
Z wielkim żalem zawiadamiamy, że po krótkiej, a ciężkiej chorobie, w wieku 73 lat zmarł 27 września 2003 r. nasz serdeczny kolega

śp.

Dr nauk techn.

ANDRZEJ GRABIANOWSKI

wieloletni pracownik naukowy Instytutu Podstaw Metalurgii PAN w Krakowie, taternik, niezawodny towarzysz wielu wspinaczek i wyjazdów narciarskich. Pożegnamy Go na cmentarzu Rakowickim w czwartek, 2 października o godz. 12.20.

Rodzinie składamy wyrazu głębokiego współczucia

Przyjaciele z Klubu Wysokogórskiego