30.09.2005 |
KAZIMIERZ GŁAZEK |
09/2005 (53) |
W ostatnim numerze "Głosu Seniora" pozdrawiał nas z Uralu, z granicy -- jak napisał -- Europy i Azji. Nie przeczuwał -- a tym bardziej my -- że zbliża się do innej, ważniejszej dla siebie granicy: tej, za którą nie ma już ani Europy, ani Azji. I wczoraj e-mail od jego wspinaczkowego partnera i przyjaciela z KW we Wrocławiu, Bogdana Jankowskiego: "25 września podczas wycieczki do Tunezji Kazimierz Głazek zmarł w hotelowym basenie kąpielowym." Stało się to po upalnym pustynnym rajdzie, według słów jego syna Andrzeja, pełnym wrażeń i miłych przeżyć. Miał 66 lat (
zdjęcie). Bardzo wcześnie zamknęło się życie -- intensywne, pracowite i mocno wpisane w góry. Urodził się 20 lutego 1939 roku w Warszawie, od końca wojny przez parę lat na przemian z bratem Jerzym oraz Antonim Krohem mieszkał w Bukowinie Tatrzańskiej. W latach 1957--62 studiował na Uniwersytecie Wrocławskim nauki matematyczne, które później -- od r.1969 jako doktor, a od 1992 jako dr hab. i profesor -- wykładał na wyższych uczelniach w kraju i za granicą (przez jeden z ostatnich sezonów akademickich pracował w Islamabadzie). Wychował kilka generacji algebraistów, opublikował ok. 50 cenionych prac naukowych. Jego habilitacja w Warszawie w r. 1992 została przyjęta przez specjalistów z wielkim uznaniem. Był namiętnym szachistą, w młodości na poziomie zawodniczym (najwyższe pozycje w mistrzostwach Polski juniorów, I kategoria zawodnicza, wielokrotnie mistrzostwo Uniwersytetu Wrocławskiego).
Wspinał się od r. 1957, najpierw w Sokolikach i Karkonoszach, potem bardzo intensywnie w Tatrach. Na ścianach Tatr seriami powtarzał najtrudniejsze drogi, w ciągu 15 lat dorobił się 10 nowych dróg i 7 pierwszych przejść zimowych (skromny wybór na łamach WET). W tym czasie interesowały go też jaskinie (był młodszym bratem znanego speleologa, prof. Jerzego Głazka) -- uczestniczył m.in. w eksploracji Jaskini Czarnej (za tzw. Kominami Węgierskimi). W roku 1964 wraz z niżej podpisanym wyjechał po raz pierwszy na zachód -- w Alpy Austriackie, w lodowcowy Stubai i skalny Wilder Kaiser (
zdjęcie). Nieoczekiwanym efektem tego wyjazdu były nasze wspólne półroczne tarapaty z panami z... kontrwywiadu. W latach 1966 i 67 były wyjazdy w rejon Mont Blanc i do Szwajcarii (m.in. północno-wschodni filar Finsteraarhornu z własnym wariantem), w 1973 Kaukaz ("Żaba" na Piku Szczurowskiego), w 1974 góry Norwegii i udział w pierwszym przejściu zimowym drogi francuskiej na Trollveggen. W 1978 rozwiązywał problemy na trudnych ścianach Tuolpagorni w Szwecji.
Jednak największe sukcesy czekały Kazka w wielkich górach Azji Centralnej. Do historii eksploracji Hindukuszu dopisał się latem 1971 r., dokonując pierwszych wejść na szczyty Aspe Syah (6350 m, trudną pn.-wsch. grzędą, w
stylu alpejskim) oraz Shahe Kalan (5880 m), przypuszczalnie najwyższy w Zebaku. W roku 1969 była owocna wyprawa w wówczas niemal dziewiczy i światu nieznany Pamiro-Ałaj. Jeden po drugim padały niezdobyte i w większości bezimienne szczyty: Śnieżny, Warszawa, Maryla, Hanka, 25-lecia PRL i najwyższy w całych tych górach, dumny i trudny Pik Skalisty (12 sierpnia, 5621 m). Bogdan Jankowski stwierdza ze smutkiem, że z piątki zdobywców Skalistego przy życiu pozostał już tylko on: wcześniej odeszli tragicznie Tadek Piotrowski, Krzyś Cielecki i Benek Uchmański. W latach 1972 i 1974 wchodził dwukrotnie (różnymi drogami) na najwyższy szczyt ZSRR, Pik Kommunizma (7483 m). Ale nazwisko Kazimierza Głazka znalazło się też na honorowej liście pierwszych ludzi na szczytach 8-tysięcznych. Trzydzieści lat temu, 28 lipca 1975 r., w zespole wyprawy wrocławskiej dokonał wejścia na wcześniej niezdobyty Broad Peak Central (8016 m) w Karakorum, uważany przez ekspertów za najlepiej wyodrębniony i najbardziej samodzielny z tzw. bocznych ośmiotysięczników. Niestety, z pięciu zdobywców do bazy powróciło tylko dwóch. Dramat ten odcisnął się na psychice Kazka, mimo to wspinał się dalej. Już w następnym roku uczestniczył w prestiżowej wyprawie na K2, na nowej drodze osiągając wysokość 8100 m. W latach 1985 i 1986 był członkiem wypraw na Himalchuli (7893 m) i Nanga Parbat (8125 m). W 1981 działał w Górach Skalistych (nowa droga), w 1987 w Andach Peruwiańskich.
W ostatnich kilkunastu latach dużo podróżował, zapraszany na międzynarodowe konferencje algebraiczne. Przy okazji takich zjazdów były też spotkania z górami. O swoich wspinaczkach sporo pisywał -- tak w czasopismach krajowych (głównie "Taterniku"), jak i za granicą. Wespół z Władysławem Janowskim opracował przewodnik "Skałki wzgórza Sokolik", wydany w r. 1994 z ilustracjami Wojciecha Waydy. Obszerne hasło ma w Wielkiej Encyklopedii Tatrzańskiej, znaleźć go też można w naukowych encyklopediach zagranicznych. Zdradził się kiedyś, że ma w głowie plan książki o górach -- swojego "Komina Pokutników". Czekał na emeryturę -- niestety, nie zdążył. Nie on jeden. Spocznie we Wrocławiu, gdzie spędził większość życia. Jak nas informuje jego bratanek, Grzegorz Głazek -- nabożeństwo żałobne odbędzie się we wtorek 4 października o godz. 12 w kościele Św. Jadwigi przy ul. Wolskiej w Leśnicy, a sam pogrzeb rozpocznie
się około 12:40 na odległym o 2 km cmentarzu w Marszowicach. Żegnaj przyjacielu -- jesteś już razem ze swoimi druhami ze Skalistego i z Broad Peaka...
Józef Nyka