23.02.2003 JAN JOZEF SZCZEPANSKI 02/2003 (27)
Zaledwie trzy tygodnie temu opuscil nas Jano Staszel (zob. GG 02/03 z 17.02.2003), zas 20 lutego otrzymalismy kolejna bolesna wiadomosc: po dlugiej i ciezkiej chorobie zmarl w Krakowie inny senior polskiego taternictwa i nasz dawny gorski kolega, Jan Jozef Szczepanski. O ile Jano Staszel znany byl przede wszystkim jako taternik i alpinista, o tyle Jan Jozef slawe zawdzieczal pracy pisarskiej, wspinaczke zas uprawial bez aspiracji sportowych, choc w pewnym okresie dosc intensywnie. Urodzil sie 12 stycznia 1919 w rodzinie warszawskiej. O artystycznych zaslugach zmarlego -- publicystyka, ksiazki, film -- szeroko pisze prasa ogolna, tam tez mowa jest o nim jako o wybitnej postaci zycia kulturalnego i wyjatkowej miary autorytecie moralnym (zdjecie). Nas interesuje gorski watek w jego bogatym zyciorysie.
Zaczal sie wspinac w latach wojny, a do wejscia na skalne szlaki zachecil go Jerzy Wicherkiewicz. "Zachowam zawsze najglebsza wdziecznosc dla Jurka za wprowadzenie mnie w ten cudowny swiat" -- pisal w nieopublikowanym wspomnieniu o przyjacielu. Razem trenowali w podkrakowskich skalkach, razem jezdzili w puste wojenne Tatry, zatrzymujac sie u Bustryckich, w Pieciu Stawach, w schronisku nad Morskim Okiem. Za swe pierwsze powazne drogi Jan Jozef Szczepanski uwazal poludniowa sciane Zamarlej Turni i polnocna sciane Mnicha, na ktorych jesienia 1943 roku jego partnerami byli Jerzy Wicherkiewicz i Stanislaw Siedlecki. Z tym drugim wspinal sie (takze na Slowacji) przez caly sezon 1946, do jego partnerow nalezeli tez m.in. Roza Drojecka, Pawel Czartoryski, najczesciej jednak Krzysztof Tatarkiewicz. W wykazie wiekszosci drog przechodzonych z Czartoryskim i Tatarkiewiczem widnieja dopiski "moje prowadzenie". Byly w tym drogi naowczas calkiem powazne, takie jak trawers Zoltego Szczytu, Haberlein na Ostrym, polnocna sciana Mieguszowieckiego, zachodnia Niznich Rysow czy nawet wschodnia Mnicha. Zima wspinal sie rzadziej, np. Kominem Drewnowskiego (do siodelka) na Koscielcu w r. 1951. Gleboko przezywal spotkania ze skala i ranne wyjscia pod sciany, kiedy -- jak to pisal pozniej -- cialo wspinacza szykuje sie do "przyjecia innego wymiaru zycia -- zycia w pionie, w euforii dobrowolnego ryzyka i nie usprawiedliwieonego zadna utylitarna racja wysilku." Prof. Siedlecki wspominal, ze w duze emocje obfitowal rok 1946. W lipcu podczas wspinaczki zachodnia sciana Lomnicy Jan Jozef powaznie skaleczyl sie hakiem, zas podczas zejscia po noclegu na szczycie obsunal sie po sniegu pod Klimkowa Przelecza i zlamal noge. Ewakuacja rannego do Terinki wlasnymi srodkami w ramach nielegalnego pobytu na Slowacji byla nielada wyczynem ratowniczym.
Po dluzszej przerwie we wspinaniu, w r. 1959 Jan Jozef Szczepanski wyjechal z wyprawa KW na Spitsbergen, gdzie w gorach Ziemi Wedela Jarlsberga wzial udzial w trawersowaniu trudnej grani Luciakammen i Luciatoppen (960 m) -- na jednej linie z Janem Stryczynskim i Jerzym Warteresiewiczem. Wyprawa, bedaca realizacja polarnych marzen tragicznie zmarlego Jurka Wicherkiewicza, zaowocowala m.in. ksiazka "Zatoka Bialych Niedzwiedzi" (1960), podobnie jak przezycia taternickie stawaly sie tworzywem literackim -- np. w opowiadaniach takich, jak "Sizal". Sprawy gorskie pozostawaly mu zawsze bliskie i do wypadow turystycznych wykorzystywal wszelkie okazje, takie chocby jak pobyt w Ameryce Poludniowej, kiedy to z wysokogorskiej szosy ogladal masyw Aconcagua: "Nie bylo w niej zadnej strzelistosci, a przeciez zdawala sie unosic w niebie jak olbrzymi bialy ptak (...) -- potezna i lekka, z przechylona w lewo glowa szczytu."
W r. 1955 przetlumaczyl ksiazke Johna Hunta "Zdobycie Mount Everestu", a podczas pobytu pp. Huntow w Polsce w r. 1965 towarzyszyl im w tatrzanskich eskapadach. Jak wspominaja jego dawni partnerzy, byl rzadkiej klasy towarzyszem gorskim: zawsze pogodnym, pewnym w skale, odpornym na trudy biwakowego zycia. Do Kola Krakowskiego KW zapisal sie, jak sam podaje, w lutym 1945 r., stopien czlonka zwyczajnego uzyskal w grudniu 1951 roku. W r. 2001 otrzymal czlonkostwo honorowe PZA. Pisywal m.in. w "Wierchach" i "Taterniku" a w swych ksiazkach, artykulach i wywiadach czesto wracal do dni spedzonych z lina jako do zrodla tworczego pobudzenia i pelnych napiecia przygod. "Jakze watpliwe sa nasze mozliwosci przyswajania sobie swiata! -- pisal w r.1968 -- Aby moc nazwac go swoim, trzeba zainwestowac wen znacznie wiecej, niz krotkotrwala radosc oczu. I moze dlatego wlasnie czlowiek naprawde kochajacy gory czuje potrzebe ryzykowania zycia na ich skalnych scianach, chce znosic dla nich trudy, wyrzeczenia i niebezpieczenstwa, ktore wpisza przezycie w caly jego organizm niezatartymi znakami." W bogatej tworczosci naszego zmarlego Kolegi znaki te zostaja utrwalone na zawsze.
J. Nyka
17.02.2003 JANO STASZEL NIE ZYJE 02/2003 (27)
Nalezalo mu sie honorowe miejsca na zakopianskim Peksowym Brzezku, spoczal jednak skromnie -- tak jak skromnie zyl -- na warszawskim Cmentarzu Komunalnym Polnocnym. Urne z jego prochami odprowadzilismy do grobu rodzinnego w srode 12 lutego. Dzien byl mrozny lecz sloneczny, a snieg skrzypial pod butami, jak kiedys w Jaworowej czy Kiezmarskiej, kiedy rankiem szedl rozwiazywac swe wielkie zimowe problemy. Nie dalej jak miesiac temu szykowal sie na zabieg wszczepienia rozrusznika serca -- pelen optymizmu i podrozniczych planow na najblizsze lato. Niestety, zapis w gwiazdach brzmial inaczej. Zmarl 3 lutego w wieku 88 lat. Jan Staszel -- "Jano" -- nestor wielkiego taternictwa miedzywojennego, jeden z najsmielszych wspinaczy, jakich Tatry widzialy (zdjecie). Goral ze Staszelowki w Koscielisku, do gimnazjum chodzil w Zakopanem i juz jako nastolatek zasmakowal w tatrzanskiej skale. Mial 16 lat, kiedy wraz ze Stanislawskim stanal u stop Galerii Gankowej, by wykrzyknac pamietne slowa: "nie marzylem o takim cudzie granitu!" Trudna wspinaczka i dramatyczny odwrot w deszczu, sniegu i lodzie. Nie mial jeszcze matury, a o jego wyczynach juz glosno bylo w gazetach (notatka). Sezon 1933, rozpoczety przejsciem Zoltej Sciany, stal pod znakiem jego dokonan. Mial szczescie do wybitnych partnerow: Stanislawski, Vogel, Pawlowski, Korosadowicz, Motyka, Zulawski, Schramm... Jego wielkie polnocne urwiska pokonywane zima w smialych zespolach dwojkowych nalezaly do czolowych wyczynow epoki:
Styczen 1933
Kwiecien 1933
Kwiecien 1936
Jaworowy Szczyt
Maly Kiezmarski Szczyt
Mieguszowiecki Szczyt
droga Martina
droga Szczepanskiego
 
Partnerem za kazdym razem byl Korosadowicz. Cztery razy w barwach Klubu Jano wyjezdzal w Alpy (1936--1956) i trzy razy na Spitsbergen (1957--1960). W Tatrach pociagaly go dlugie wyprawy graniowe. W r.1934 z Pawlem Voglem zrobil w 13 dni 2/3 grani Tatr Wysokich, przerywajac probe z powodu niepogody na Rysach. W 20 lat pozniej, w r.1955 zrealizowal swoje marzenie: w 5-osobowym zespole dokonal pierwszego przejscia grani calych Tatr -- od Zdziarskiej Przeleczy po Hucianska. Byl dzialaczem klubowym, wiele energii i serca wkladal w szkolenie. Rowniez nizej podpisany przez niego zostal zakwalifikowany na czlonka KW. O wlasnych wyczynach nie napisal wiele, niemal nic, natomiast chetnie zestawial sukcesy wspinaczkowe innych, m.in. do ksiazek dra Saysse-Tobiczyka. Byl czlonkiem honorowym PZA, KWW, PTTK i nowego PTT.
Na cmentarzu bylo duzo kwiatow, liczna delegacja Wytworni Papierow Wartosciowych, ktorej jako inzynier-poligraf poswiecil wiekszosc swego zawodowego zycia. Z Klubu zjawila sie srednia i starsza generacja, w tym dzis juz leciwi jego niegdysiejsi taterniccy wychowankowie. Byli m.in. Bogna i Zbigniew Skoczylasowie, Hanna Wiktorowska, Ryszard Dmoch, Janusz Kurczab, Aleksander Lwow, Andrzej Sobolewski, Andrzej Ziemilski. Gorska Polonie kanadyjska reprezentowala Ela Slawinska, TOPR -- Andrzej Sklodowski. W cieplych slowach pozegnal Zmarlego prezes PZA, Janusz Onyszkiewicz. "Jak malarze zyja w swoich obrazach a pisarze w ksiazkach" -- powiedzial -- "on zyc bedzie we wspanialych drogach, ktore pozostawil na scianach Tatr."
Z Warszawa zwiazal sie Jano od lat przedwojennych, kiedy znalazl prace dziennikarza w "Przegladzie Sportowym". Niech mu -- goralowi ze starego podtatrzanskiego rodu -- warszawska ziemia lekka bedzie!
J. Nyka