22.09.2004 CO TAM, PANIE, W HIMALAJACH? 09/2004 (43)
Dwojka filarem Bhagirathi
Byl to jeden z najsmielszych, a pod wzgledem stylu najpiekniejszych wyczynow himalajskiego roku 2004. Wiele lat temu Georges Bettembourg powiedzial, ze zachodnia sciana Bhagirathi III to jest El Capitan ze stojaca na nim polnocna Droites. Tym razem chodzilo o wejscie stylem alpejskim i bez sztucznych pomocy (rotpunkt) prawym filarem zachodniej sciany Bhagirathi III (6454 m), jednak nie droga szkocka (V--VI/A2), lecz wprost skalnymi krawedziami filara, z widokami na "dzwon" zachodniej sciany. Dokonali tego wejscia 39-letni Walter Holzler z Allgau i 30-letni Jorg Pflugmacher z Garmisch Partenkirchen. Byla to trzecia proba Holzlera na tej formacji -- poprzednie nie powiodly sie w latach 2000 i 2001. Filar ten oferuje 1,5 km wspinaczki o trudnosciach do 8+/9-, 30 wyciagow nie liczac stromych lodowych i snieznych partii szczytowych. Spity uzywane byly tylko na stanowiskach i wiszacych biwakach, a takze w parunastu punktach wylacznie do asekuracji, skala bowiem na ogol umozliwiala poslugiwanie sie kostkami. Po parodniowej obrobce dolnych wyciagow, 10 maja Niemcy rozpoczeli definitywny atak, w scianie spedzili 9 dni, 5 nocy w oparciu o portaledge. Do sztucznych srodkow (tylko kostek) siegneli na 2 wyciagach. 19 maja skrajnie wyczerpani osiagneli szczyt w mgle i niepogodzie -- powrot nastapil ta sama droga w ciagu poltora dnia. Swoja droge nazwali "Drabina do Nieba". Nie brakowalo przygod. Do ciezszych nalezala strata buta Holzlera, niezbednego do dotarcia do szczytu. Spadl on przeszlo 200 m i wspinacze musieli po niego zjechac. Podczas powrotu zjazdami, w ciemnosciach i wietrze Pflugmacher zaplatal sie w liny i o malo sie nie udusil. Ciekawostka jest tez, ze prowadzenie na calej drodze wzial na siebie Walter Holzler, ktory swoj pomysl i dlugoletnie marzenie chcial miec calkowicie na wlasnosc. Pamietac tez trzeba, ze ekstremalne trudnosci pokonywane byly na wysokosci 5000--6400 m, gdzie plucom juz naprawde brakuje tlenu. Sukces wysokosciowo-ekstremalny wysokiej klasy!
Wiecej o Kongurze
Potezny i trudny Kongur (7719 m) jest najwyzszym szczytem Gor Kaszgarskich, tworzacych pomost miedzy Pamirem a Kunlunem. Przez geografow bywa zaliczany to do jednego, to do drugiego pasma, choc bardziej ciazy ku Pamirowi. Niektorzy wyodrebniaja Gory Kaszgarskie w osobny rejon gorski. Pierwszego wejscia na szczyt dokonala w r. 1981 wyprawa brytyjska -- zespolem w skladzie Chris Bonington (kierownik), Joe Tasker, Alan Rouse i Peter Boardman. Nieudanych prob bylo przeszlo 10, w tym polska w r. 1999. Latem 2004 pod sciana polnocna zjawily sie 3 rozne wyprawy rosyjskie, krotko omowione przez nas w GS 08/04. Dokonaly one 3 wejsc na szczyt -- nowa droga, od polnocy. I tak w dniu 9 sierpnia na wierzcholku staneli dwaj Lotysze i dwaj alpinisci z Petersburga, Walerij Szamalo (kierownik) i Kiryl Korabielnikow, 25 sierpnia szostka alpinistyczno-naukowej wyprawy Andrieja Lebiediewa z Moskwy (W. Kagan, W. Kulbaczenko, W. Liogkich, A. Miedwiediew, A. Pietrow i W. Odochowski) i 26 sierpnia 3 stolbistow Nikolaja Zacharowa z Krasnojarska (W. Archipow, A. Michalicyn i S. Filatow). Dwoch wejsc dokonano nowa droga (Moskowskij Marszrut), grzeda polnocno-zachodnia (na prawo od japonskiego filara polnocnego). Zespol z "Pitera" powtorzyl jak sie zdaje droge japonska. Razem z dwojka Szamaly wierzcholek osiagneli osobno dzialajacy Lotysze Silin i Valdas, ktorzy nakrecili filmik video, niestety z powodu mgly -- bez widokow ze szczytu.
W podsumowaniach stwierdzano kategorycznie, ze wyprawy dokonaly kolejno wejsc II, III i IV. Ich uczestnicy wiedzieli o wyprawie japonskiej z lata 1989, ale nie mieli o niej blizszych informacji. Na rosyjskich stronach www czytamy: "W American Alpine Journal ukazala sie krotka notka o wejsciu. Nikt jednak nie widzial zadnej relacji ani fotografii, nie bylo tez innych publikacji, a z uczestnikami wejscia nie ma kontaktu. Swiatowa spolecznosc nie wierzy w to wejscie." Powolywanie sie na opinie swiatowa jest dosc ryzykowne, zwlaszcza jesli sie nie ma wgladu w zrodla. Tymczasem wyprawa ma notatki w czasopismach zachodnich (nizej podpisany sam je kolportowal), zas glowny i bogato ilustrowany raport ukazal sie w "Iwa to Yuki" nr 137 (grudzien 1989), skrotowy zas w "Sangaku Nenkan '90". Poniewaz publikacje japonskie sa w Europie raczej rzadkoscia, podajmy kilka szczegolow o tej, jak sie okazuje, nieznanej wyprawie japonskiej. Liczyla ona 16 czlonkow, baze rozbila u stop polnocnej grzedy (3600 m) 4 czerwca. Zalozono 2 obozy i 2 biwaki. Trudny skalny odcinek Kasa Iwa (skala "Parasol") ominieto zlebem od lewej. Od obozu II atak nastapil stylem alpejskim . 11 lipca szczyt 7719 m osiagnely po kolei 3 trojkowe zespoly -- kierowali nimi H. Mutoh, E. Yasuda i T. Sudoh. Reprodukujemy schemat drogi wejscia polnocna grzeda. W r. 1981 japonska proba wejscia na Kongur stylem alpejskim od polnocy zakonczyla sie tragicznie: trojka szturmowa przepadla bez wiesci.
Wejscie na Kaszkar
Innym rosyjskim sukcesem minionego lata bylo trawersowanie masywu Kaszgaru w Tien-szanie. Kaszkar jest pieknym 6-tysiecznikiem, wznoszacym sie w grani na poludnie od grzbietu Kokszaaltau (Pika Pobiedy) w slabo poznanej polaci Tien-szanu Centralnego. Jego nazwa podawana jest w roznych brzmieniach (Kaszkar, Koszkar, Koczkarbaszi, w chinskim zapisie Kaxkar, Koxkar Feng). W r. 2002 zainteresowali sie nim turysci gorscy z Moskwy, ktorzy przeprowadzili tu rekonesans a nawet probe wejscia. Latem biezacego roku 6-osobowa ekipa Turklubu "Westra" z Moskwy (3 mistrzowie sportu "po turizmu") dokonala w dniach od 11 do 22 lipca trawersowania masywu graniami polnocna i wschodnia, przez szczyciki 5550, 5620, 5650 i 6050 m. Marszrute sklasyfikowano jako 4B--5A. Trawersowanie wymagalo kilkudniowego pobytu powyzej 5000 m, a w wielu miejscach sztywnej asekuracji. Pogoda byla zmienna, kilka dni wypadlo na przeczekiwanie sniezyc. Pod kopula szczytowa na biwak zeszla lawina, ktora przysypala 3 osoby, odkopane bez szwanku po 15 minutach. Dwuwierzcholkowy szczyt osiagnieto w sloneczny dzien 21 lipca 2004. Droga zejscia w dolnej czesci byla alpinistom znana z proby w 2002 roku. Kierowal wyprawa Anatolij W. Dzulij, zespol tworzyli W. Leonienko, D. Lechtman, I. Michaliow, A. Kirijenko i J. Strubcow (nie podano, czy wszyscy byli na szczycie).
Internetowe sprawozdanie wyprawy -- b. szczegolowe -- mowi o pierwszym wejsciu na Kaszkar ("pierwowoschozdienie"), mamy jednak co do tego powazne zastrzezenie, podobnie jak przy Kongurze wynikajace z konfrontacji z materialami japonskimi. Otoz w r. 1994 -- po 2 wczesniejszych rekonesansach i 1 probie -- szczyt Kaszkar w Tien-szanie zdobyla wyprawa japonska, ktora kierowal Masuo Moriya. Wejscie nastapilo grzeda NE i grania NW -- z bazy 3900 m. Zalozono obozy 4550, 5160 i 5850 m. 12 sierpnia 1994 Hitoshi Yamaoka, Hideya Kawai i Kuniaki Yuri weszli z "trojki" na dziewiczy szczyt. Nastepnego dnia, wciaz przy wspanialej pogodzie, wejscie powtorzyli Hajime Goda i Yujiro Mino. Problem stanowia rozbieznosci topograficzne. Japonczycy podaja dla szczytu wysokosc 6347 m i odleglosc 15 km od Pika Pobiedy, podczas gdy Rosjanie 6435 m (90 m roznicy) i odleglosc 20 km. Mogloby chodzic o dwa rozne szczyty w tej samej grani, jednak panoramy z wierzcholka obu wypraw sa identyczne, rowniez widok gory (zdjecie) nie pozostawia watpliwosci. Tak wiec wejscie wyprawy rosyjskiej jest drugie, natomiast trawersowanie masywu bez watpliwosci pierwsze. Droga rosyjska pokrywa sie z japonska tylko w kopule szczytowej.
"Ojos Claros" W Karakorum
Dolina Hushe i jej odnoga Nangmah slyna z ogromnych scian skalnych, zaliczanych do najwiekszych w Karakorum. Nad gorna czescia doliny Nangmah (taz Nagma) dominuje wspanialy K6 (7020 m). Przez wspinaczy zakatki te byly odwiedzane -- zrazu niesmialo -- juz 10--15 lat temu i znane sa z pieknych drog. Latem 2004 czesciowo nowa droge, nazwana "Ojos Claros", wyszukala trojka mlodych Hiszpanow: Cecilia Buil, Nestor Ayerbe i Oscar Perez na wschodniej scianie Changui Tower (5820 m, I wejscie 1998). Droga pokonuje 1150 m wysokosci i na 400 m biegnie razem z droga "Ludopatia" z lata 1999 (Fermin Izco, Ruben Aramendia i Mikel Zabaleza, 1200 m, 4 obozy, A3, 7a+). W dniu 23 lipca trojka aragonska rozbila baze u stop sciany (4300 m), ataki rozpoczeto 1 sierpnia, wejscie zakonczono 28 sierpnia, wspinajac sie od 2 w nocy przy raczej zlej pogodzie (mgly, przelotnie snieg). Najtrudniejszy technicznie odcinek stanowi 350-metrowe koncowe spietrzenie filara, kulminujacego w przedwierzcholku oddalonym o 200 m od snieznego szczytu. Pogoda byla zmienna i wymagala parodniowych przeczekiwan. Z obszernych relacji zespolu nie wynika jasno, jak nowa droga przebiega w skale i na ile jest samodzielna. Jej trudnosci (6b+) oceniono nizej, niz Ludopatii a na zdjecie naniesiono tylko "Ludopatie", ktorej opis i topo znalezc mozna w AAJ 2000 s.347. W maju Cecilia Buil wspinala sie w Garhwalu, zima wraz z oboma towarzyszami trenowala w Norwegii. Jak na malo doswiadczonych wspinaczy wysokosciowych, sukces na Changui Tower ocenic trzeba bardzo pozytywnie. Felicidades por toda la cordada!
Zegnaj Dawidzie!
W tej samej dolinie Nanghmah prowadzila dzialalnosc mala wyprawa wloska, ktorej celem byla 750-metrowa skalna sciana turni Brakk Zang (4800 m). Na scianie tej jest juz kilka drog, ale ich przebieg nie jest znany. Na szczyt turni pierwsi weszli w r. 1998 Hiszpanie Silvia Vidal i Pep Masip -- poludniowo-wschodnia sciana. Latem 2004 r. Wlosi Silvestro Stucci, Elena Davila, Anna Lazarini i Enea Colnago dokonali wejscia sciana poludniowo-zachodnia, droga oceniona na 6+ A1 (zdjecie). Baze zalozyli na wysokosci 4300 m. Po zaporeczowaniu 250 m, weszli w sciane 12 sierpnia i 14 sierpnia byli na szczycie. Granit jest na ogol solidny, a rozlegle plyty i efektowne kominy daja radosc wspinania sie. Droge nazwali "Hasta la vista David", upamietniajac w ten sposob mlodego -- najmlodszego w bazie -- alpiniste hiszpanskiego, ktory zginal w obrywie lodowym podczas wspinaczki na niedaleki sniezno-lodowy szczyt Drifika (6447 m). Jego smierc zrobila na ludziach w bazach przygnebiajace wrazenie. W planie wyprawy wloskiej byla tez penetracja alpinistyczno-geograficzna rejonu, w poszukiwaniu nowych scian i nieznanych dotad turni. Dolina Nangmah jest bardzo malownicza i wolna od tloku panujacego pod 8-tysiecznikami. Poniewaz stosunkowo latwo do niej dotrzec (z Kande 2 dni), caly pobyt udaje sie zamknac w 3 tygodniach.
Slowacy na Shipton Spire
Zgodnie z nasza zapowiedzia w GS 07/04, na znanej scianie Igly Shiptona w Karakorum wspinaly sie 3 zespoly slowackie. Miroslav Mrava i Brano Turcek poprowadzili nowa droge w srodkowej czesci sciany (1000 m, 17 wyciagow, ocena 8, A4), ktora 24 sierpnia na ukosnym zachodzie zw. rampa dolaczyli do biegnacej rownolegle drogi hiszpanskiej "Akelarre". Swoja linie nazwali "Knocking on the Havens Door". Trojka Igor Koller, Gabo Cmarik i Vlado Linek probowala szczescia w prawej czesci urwiska. Wspinacze pokonali 17 przewaznie klasycznych wyciagow, w gornych partiach silnie przewieszonych, z braku czasu musieli jednak zawrocic, choc do osiagniecia rampy brakowalo im tylko 70 m (rysunek). Dowiazaliby tam swoja linie do drogi amerykanskiej "Ship of Fools". Inna trojka -- Josef Kopold, Dino Kuran i Jozo Santus -- powtorzyla w ciagu 2 dni droge amerykanska z lata 2002 The Khanadan Buttress (1300 m, VI 5.11 C1). W dniu 15 sierpnia 2004 trzej wspinacze osiagneli wierzcholek Shipton Spire (5852 m). Jak podaja Slowacy, tego lata w rejonie Trango dzialaly 4 wyprawy hiszpanskie, 2 slowenskie, amerykanska i bulgarska. Wielki sukces -- pisalismy o nim w GS 08/04 -- odniesli Amerykanie Josh Wharton i Kelly Cordes, ktorzy w fantastycznym stylu przeszli w dniach 24--28 lipca pd.-zach. filar Trango (5.11 R/X A2 M6). Wracajac do Mravy i Turceka, nie jest jasne, czy pokonali oni cala sciane, czy zadowolili sie -- jak to teraz bywa praktykowane -- dojsciem do drogi hiszpanskiej, co oczywiscie stawialoby ich sukces pod duzym znakiem zapytania.
J. Nyka
16.09.2004 ATENY 2004 - OLIMPIJCZYK 09/2004 (43)
Moim wielkim marzeniem jako chlopaka byl udzial w Igrzyskach Olimpijskich. W r. 1972 mialem juz nawet 2 kolka olimpijskie w dyscyplinie, jaka uprawialem wtedy, a bylo to strzelectwo sportowe -- pistolet w konkurencji PD1. Moje marzenia spelnily sie po 30 latach, kiedy to po eliminacjach na wystawie "Slovolympfila 2004" w Bratyslawie (24 IV -- 2 V 2004) i po zdobyciu medalu pozlacanego uzyskalem nominacje na najwieksza swiatowa wystawe filatelistyczna "Olymphilex 2004" w Atenach. Tego typu wystawy sa jedynymi konkursowymi posrod innych imprez kulturalnych, towarzyszacych Olimpiadom. Do Olimpiady w Londynie w r.1948 istnialy konkursy w dziedzinie sztuki (rzezby, malarstwa, poezji), nagradzane medalami olimpijskimi. Obecnie jedyna taka impreza jest swiatowa wystawa znaczkow o charakterze sportowym i olimpijskim. Moge czuc sie wiec olimpijczykiem.
Polske reprezentowalo w Atenach 13 osob, wystawiajac 14 eksponatow w roznych kategoriach (rowniez mlodziezowym -- juniorskim) -- bylismy jednym sposrod 33 uczestniczacych panstw. Kolekcje dotarly na wystawe, przewiezione przez komisarza krajowego, kol. Romana Babuta z Warszawy (wystawial dwa eksponaty). Po zmontowaniu, wszystkie eksponaty (okolo 260) zostaly ocenione przez jury. Kazdy wystawca ma 100 punktow -- jury oceniajac odejmuje od tej sumy punkty ujemne za rozne "slabosci" zbioru. Eksponat tematyczny, prezentowany na takiej wystawie, jest " praca magisterska" napisana na zadany temat. Ja prezentowalem kolekcje zatytulowana "Ku szczytom gor" , a byly jeszcze dwa inne zbiory o tej tematyce -- nadeslali je Peter Suhadolc ze Slowenii i Jurij Kupalian z Armenii..
Z pomoca walorow filatelistycznych o jak najwiekszej roznorodnosci (nie tylko same znaczki) nalezy opowiedziec historie podboju gor przez czlowieka. Zaczynamy wiec od powstania gor na ziemi, dalej idzie prehistoria (czlowiek pierwotny i jaskinie), nastepnie mysliwi w gorach, badacze i odkrywcy, pierwsi przewodnicy i turysci i w koncu wspinacze. Trzeba pokazac teren dzialania, czyli gory w calej ich roznorodnosci. Trzeba zobrazowac ekspansje czlowieka: budownictwo (warownie, klasztory, schroniska, obserwatoria itd.) i zagospodarowanie gor (drogi, elektrownie, kolejki, trasy narciarskie, winnice itd), nie zapominajac o ekologii (parki narodowe). Nalezy przedstawic zasady wspinaczki klasycznej, hakowej, lodowej i wysokosciowej -- z tym oczywiscie wiaze sie sprzet, bezpieczenstwo, szkolenie, ratownictwo, prasa alpinistyczna itp. Nie mozna zapomniec o podboju Himalajow, o rywalizacji (zdobywanie korony ziemi, korony Himalajow), o wojnach w gorach i poczcie na szlaku gorskim (korespondencja z wielkich i malych wypraw). To na przykladzie mojej prezentacji -- podobnie jest, jesli ktos pokazuje koszykowke, zapasy, biegi itd.
Polacy otrzymali 13 medali roznych kolorow. Ja osobiscie duzy srebrny (w filatelistyce jest szerszy podzial medalowy). Moglo byc lepiej -- czuje malenka nutke zawodu -- jednak bardziej cieszy to wyroznienie i spelnienie chlopiecego marzenia bycia olimpijczykiem. Radoscia dla oka jest natomiast dyplom-certyfikat z podpisami A. Samarancha i obecnego Przewodniczacego M. Komitetu Olimpijskiego. Medalowo wypadlismy jako filatelisci lepiej, niz nasza ekipa sportowa.
Mieczyslaw Rozek
11.09.2004 TYMCZASEM W TATRACH 09/2004 (43)
Tatry turystyczne 2004
Tegoroczny sezon letni po slowackiej stronie Tatr nie bedzie nalezal do najbardziej udanych (zdjecie). W lipcu, tak jak i po naszej stronie, turystow skutecznie odstraszala niesprzyjajaca pogoda z wielodniowymi opadami deszczu a w wyzszych partiach gor tez sniegu. Sierpien byl sloneczny i cieply, mimo to jednak liczba gosci, ktorzy zatrzymali sie u podnoza Tatr nie spelnila oczekiwan hotelarzy, kwaterodawcow i restauratorow. Wsrod przyczyn jest na pewno wzrost kosztow pobytu na Slowacji w zwiazku z podwyzkami cen zywnosci i umocnieniem sie slowackiej korony wzgledem innych walut, w tym naszej zlotowki. Ceny noclegow od kilku lat utrzymuja sie na tym samym poziomie, a w niektorych przypadkach nawet spadly. Znacznie powiekszyl sie potencjal miejsc -- od Zdziaru po Zuberzec pobudowano wiele nowych pensjonatow i pokoi goscinnych. Na ulicach Smokowca, Lomnicy Tatrzanskiej czy Nowej Lesnej kraza posrednicy, oferujacy miejsca noclegowe.
Przyjezdnym proponowane sa tez nowe formy spedzania urlopu, nie zwiazane z gorami. Dla wielu duza atrakcje stanowia dwa nowe ogromne kapieliska cieplicowe, wybudowane w oparciu o odwierty wod termalnych -- "Tatralandia" kolo Liptowskiego Mikulasza (zdjecie) i "Aquapark" w Popradzie. Przy drodze laczacej Lomnice Tatrzanska z Wielka Lomnica buduje sie na 180-hektarowym areale kompleks pol golfowych i hoteli. W samej Lomnicy Tatrzanskiej powstala nowoczesna kryta hala tenisowa wraz z pieknym pensjonatem, a u podnoza hotelu "Grand" -- zjezdzalnia grawitacyjna dla specjalnych wozkow. Wiele hoteli poszerza oferte rekreacyjna remontujac badz budujac kryte baseny. Kregi przedsiebiorcow naciskaja tez, by z mysla o tych ktorzy pod Tatry przyjezdzaja glownie dla Tatr, otworzyc zamkniete obecnie trasy turystyczne (zob. nizej). Zaawansowane sa podobno rozmowy dotyczace przywrocenia ruchu na szlakach Tatr Bielskich. Sa tez postulaty dotyczace wyznakowania drog na niektore szczyty (Lomnice, Starolesna, Gierlach, Furkot, Hruby Wierch). Nie wiadomo na jakie ustepstwa bedzie chcial pojsc slowacki Park Narodowy -- na dzien dzisiejszy nie ma w tej sprawie zgody nawet miedzy Dyrekcja TANAP (z siedziba w Szczyrbie) a zarzadem Statne Lesy TANAP w Lomnicy Tatrzanskiej. Na razie jednak siec szlakow w Tatrach Slowackich nie zmienila sie, jesli nie liczyc wyznakowanego w r. 2003 dojscia do schroniska "Szarotka" (Chata Plesnivec), poprowadzonego droga dojazdowa (znaki zolte).
Monika Nyczanka
Turysci przez Barania Przelecz?
Jak podal "Dwutygodnik Tatrzanski" nr 10/2004, z inicjatywy spolecznego ruchu "Czyste Tatry" w Zbojnickiej Chacie zebralo sie grono inicjatorow projektu "Rewitalizacja tatrzanskich szlakow". Zebranie mialo powazny charakter, uczestniczyli w nim m.in. burmistrz Miasta Wysokie Tatry, Jan Mokos, szef HZS Slowacji Jozef Janiga, naczelnik HZS Vysoke Tatry Martin Kulanga, delegaci Dyrekcji TANAP i SL TANAP. Glownym tematem byly szlaki -- ich konserwacja, remonty, dostosowanie do wymogow ochrony terenu (np. Lodowa Przelecz), ale takze przywrocenie do legalnego zycia paru od dawna uznanych za zamkniete (zdjecie). Postuluje sie m.in. wyznakowanie perci na Swistowy Szczyt, Szczyrbski Szczyt, moze Furkot i Hruby, a takze legalizacje przejscia przez Barania Przelecz. Nowoscia bylaby postulowana jako pierwsza na Slowacji orla perc (via ferrata) z Lodowej Przeleczy przez Maly Lodowy na Czerwona Przelecz -- krotka, lecz ciekawa technicznie i widokowo. Dyskutowano takze sens zamykania Tatr na okres zimy i wiosny. Nowe pomysly maja wielu zwolennikow, popiera je usilnie primator Mokos, ktoremu lezy na sercu roznorodnosc i jakosc turystycznej oferty Tatr Slowackich, szczegolnie w sytuacji spadku zainteresowania nimi. Mesto Vysoke Tatry wzielo na siebie dalsze pilotowanie propozycji, nastepna narada odbyla sie w siedzibie HZS (Dvojtyzdennik" nr 11), gdzie pojawily sie juz konkretne przymiarki.
Zly rok gosci z Czech
Liste ofiar Tatr Slowackich w pierwszym polroczu 2004 zdominowali turysci i taternicy czescy, ktorych zginelo az dziewiecioro. Piec osob stracilo zycie w wyniku lawin (podczas wszystkich wypadkow obowiazywal III stopien zagrozenia), 3 wskutek upadkow, 1 z wychlodzenia. Jesli chodzi o rodzaj aktywnosci -- czworo zaliczamy do turystow gorskich, 3 uprawialo alpinizm narciarski, 2 taternictwo. Dwa wypadki wydarzyly sie w Tatrach Zachodnich: lawinowy w dolinie Parzychwost i turystyczny w masywie Banowki. Zycie stracili dwaj skialpinisci, zrzuceni przez deske sniezna z drogi na Rysy. Czeski Zwiazek Alpinizmu wystosowal do swoich czlonkow apel o ostroznosc i rozwage, przypominajac podstawowe prawidla bezpiecznego poruszania sie i wzywania pomocy. Kontynuacje zlej passy Czechow stanowila tragedia lawinowa pod Chan Tengri, o ktorej piszemy w "Glosie Seniora".
W numerze 16 "Dwutygodnik Tatrzanski" zamieszcza zestawienie wypadkow z lipca tego roku (2004). Interwencji bylo kilkanascie, ale tylko 2 zgony, oba spowodowane zawalami. Jak wiemy, akcje z powietrza pokrywane sa z polis ubezpieczeniowych ofiar. Gazeta przypomina, ze od 1 maja turysta winien miec z soba pelny komplet dokumentow ubezpieczeniowych, w przeciwnym razie zostanie sam obciazony naleznoscia za ew. akcje i swoich roszczen bedzie musial dochodzic w kraju na wlasna reke. Okazuje sie, ze w ATE za akcje ratunkowe najbardziej zadluzeni sa Polacy, ktorzy "wisza" z kwota ok. 80 000 dolarow. "Skoro nie placa, nie ratujcie ich -- mowia doradcy, ale to nie jest rozwiazanie" -- czytamy.
Apel osiemnastu
Kolezanki i Koledzy Wspinacze! Tradycja ideologicznych dyskusji jest w naszym srodowisku tak dawna, jak ono samo. Byc moze jest to jeden z elementow stanowiacych o wartosci taternictwa. W kazdej dyskusji scieraja sie poglady przeciwne, rodza emocje, ale przeciez sam fakt przystapienia do niej stanowi akt uznania podstawowego prawa, jakim jest posiadanie przez kazdego z nas wlasnych pogladow. Dopoki bedziemy dyskutowac, dopoty bedziemy mogli mowic o sobie, ze jestesmy jedna spolecznoscia.
Sprawa sposobu uzycia punktow wierconych w Tatrach rozbudzila w zeszlym roku ogromne, choc narastajace juz od wielu lat, emocje. Postawila tez szereg pytan o istote taternictwa, profesjonalizm i etyke, zakres praw autorow drog do swoich dziel, wreszcie o ochrone przyrody.
Nie czujemy sie upowaznieni do udzielenia na te pytania jednoznacznej odpowiedzi. W zaden sposob nie mozemy tez uzurpowac sobie prawa do narzucenia komukolwiek naszego punktu widzenia. Mozemy jednak zwrocic sie do tej wlasnie spolecznosci, ktorej czescia sie czujemy, z prosba o wysluchanie naszego glosu. Apelu, ktory narodzil sie w toku autentycznej polemiki z udzialem przedstawicieli niemal wszystkich stylow i ideologii, a ktorej niezbywalna czescia byla kilkumiesieczna dyskusja na lamach prasy i forow internetowych.
Po dlugotrwalych rozmowach, bogatsi o doswiadczenia ostatniego roku, pragniemy zaproponowac nastepujace kompromisowe rozwiazanie:
W Tatrach Wysokich wyznaczmy sciany przeznaczone do eksploracji w stylu sportowym, tj. "od gory" i z uzyciem wiertarki. Naszym zdaniem predestynowane do tego rodzaju dzialalnosci sa:
Proponujemy, aby poza wymienionymi rejonami realizowanie nowych projektow (nowych drog i odhaczen) odbywalo sie tylko "od dolu", z zachowaniem zasady minimalizacji ilosci punktow wierconych, zarowno recznie, jak i mechanicznie. Apelujemy, aby byl przy tym uszanowany charakter istniejacych drog: ich specyfika (letnia/zimowa), wymagania psychiczne oraz rzezba i estetyka*. W trakcie odhaczen dopuszczalna bylaby instalacja punktow wierconych, ale w minimalnym i rzeczywiscie niezbednym zakresie.
Uwazamy, ze projekty nowych drog, znajdujace sie w zaawansowanej fazie realizacji, powinny zostac ukonczone w stylu zaleznym wylacznie od decyzji autorow, bez wzgledu na lokalizacje. Chcielibysmy takze zaproponowac powolanie fundacji "Bezpieczne Tatry", ktorej celem byloby przygotowanie najbardziej popularnych drog do przejsc bez koniecznosci wbijania hakow i nadzor stanu asekuracji na tatrzanskich drogach.
Nie mamy watpliwosci, ze nasza propozycja moze wymagac uzupelnien. Dyskutowac nie mozna jednak w nieskonczonosc, gdyz zawsze znajdzie sie pomysl lepszy, bedacy wrogiem dobrego. Dlatego proponujemy: przyjmijmy nasz projekt na najblizsze lata. Zobaczmy, co przyniesie zycie, i jak praktyka zweryfikuje z trudem wypracowane wspolne postulaty.
Z taternickim pozdrowieniem
 
Piotr Drobot, Jacek Fluder, Wieslaw Madejczyk, Andrzej Marcisz, Pawel Kopta, Piotr Korczak, Wojtek Kurtyka, Tomasz Opozda, Adam Pieprzycki, Artur Paszczak, Robert Rokowski, Marcin Szczotka, Sebastian Wolny, Piotr Drozdz (Gory), Wojciech Slowakiewicz i Piotr Turkot (www.wspinanie.pl), Marek Libront i Mariusz Wilanowski (A/Zero)
 
Krakow, 12 czerwca, 22 sierpnia 2004
 
(*) Odhaczenia, w czasie ktorych niezbedna jest instalacja punktow wierconych, stanowia z koniecznosci ingerencje w charakter drogi -- sadzimy jednak, ze stosujac zasade minimalizacji srodkow mozna ten wplyw ograniczyc do niezbednego minimum. Sugerujemy takze przyjecie dobrego obyczaju, jakim byloby uzgadnianie z autorami odhaczanej drogi (jezeli jest to mozliwe) planowanych zmian w rodzaju stalej asekuracji. (powrot)
07.09.2004 WSPOMNIENIA LATA 09/2004 (43)
Jurek jak zwykle w Alpach
Od 1 do 18 lipca bawilem w Alpach, podobnie jak w poprzednie lata z grupa zorganizowana przez Krzysztofa Kosinskiego w ramach wyjazdow PTPNoZ. Dzialalismy w dolinie Gressoney pod Monte Rosa i w masywie Mont Blanc. Z jednym z uczestnikow wszedlem po raz drugi na Ludwigshohe (4346 m), zrobilismy tez kilka podejsc do schronisk i na wysokie przelecze, a takze eksponowana gran w rejonie Weissmaten z kilkoma szczytami o wysokosci przeszlo 2500 m. W grupie Mont Blanc bylem z uczestnikami na lodowcach Mer de Glace i Glacier d'Argentieres oraz w schronisku Refuge d'Argentie`res. Po raz ktorys z rzedu zobaczylem Lac Blanc i po raz pierwszy wszedlem na przelecz Col di Tricot (2120 m), gdzie roilo sie od turystow. Widoki byly piekne, szczegolnie ze szczytu Mont Vorassay (2299 m -- wysokosc naszej Swinicy), na grani zas lezalo tyle kup baranich, ze nie mozna bylo bezpiecznie usiasc. Wspaniala panorama Dome du Go ter, Aiguille de Bionassay i Domes de Miage, gdzie schodzily swieze lawiny. Wejscie na Mont Blanc z planow wykluczylem, gdyz bylem na nim juz piec razy -- zawsze w lipcu: 15 lipca 1992, 22 lipca 1994, 16 lipca 1997, l6 lipca 1999 i 29 lipca 2002. To chyba wystarczy, nie jestem bowiem sportowcem goniacym za rekordami, w tym takze za rekordem wieku. Natomiast zalezalo mi na pochodzeniu po prawdziwych lodowcach, a takimi byly Mer de Glace i Glacier d'Argentie`re -- znane mi juz z poprzednich lat, ale za kazdym razem inne i nowe.
Jerzy Wala
Tym razem niezle warunki
W drugiej dekadzie lipca wspinalem sie z klientami w Alpach Zachodnich. Pogoda byla mocno zmienna, wiec nie zdecydowalismy sie na Mont Blanc. Pojechalismy w Alpy Walijskie i weszlismy na Weissmies (4023 m), Allalinhorn (4027 m) i Breithorn (4164 m.). W porownaniu z warunkami w paskudnym poprzednim sezonie, spowodowanymi glownie dlugotrwalymi upalami (obrywy na Matterhornie, Mont Blanc zamkniety na wiele tygodni, gigantyczne szczeliny brzezne) -- w tym roku panowaly warunki calkiem znosne. Przyczyna byly spore opady sniegu pozna wiosna i chlodny lipiec. Nie wyrowna to ubieglorocznych strat w masie lodow i pokrywy sniegowej, ale przynajmniej nie pogorszy sytuacji.
Andrzej Baron Sklodowski
W gorach Balkanow
Nasz wzmiankowany w GS 07/04 wyjazd w gory Czarnogory i Chorwacji byl ze wszech miar udany. Tak jak poprzednio, cztery osoby jednym samochodem udaly sie na poludnie Europy z zamiarem wejscia na najwyzsze szczyty tych krajow lub odwiedzanych pasm gorskich. Na pierwszy ogien (30 sierpnia) poszly gory Dinara, lezace na granicy z Bosnia i Hercegowina. Wejscie na najwyzszy w Chorwacji szczyt o tej samej nazwie (1831 m) nalezy rozpoczac w miejscowosci Kijev ok. 20 km za Kninem (z Poznania 1250 km). Knin jest spora miejscowoscia z dwoma dosc drogimi hotelami (od 15 euro w gore). My spalismy w motelu w Kijevie za 10 euro -- stad zbaczajac z drogi glownej w kierunku wioski Glavas i w kierunku granicy. Od szosy ok. 6-7 km. Na poczatku wsi pierwsze znaki szlaku w kierunku szczytu Dinara, tu tez zostaje samochod. Czas podany na poczatku szlaku (4 godz. 30 min) jest mocno zanizony. Droga podejscia jest dluga i meczaca (ze skrotow rezygnowalismy w obawie przed minami pozostalymi po wojnie). Gory o charakterze krasowym, wiec wiele zejsc i podejsc poprzez zapadliska krasowe. Wody na trasie nie ma nigdzie. Cala nasza czworka stanela na szczycie: Jolanta Maluda i Liliana Rozek, Marek Maluda i Mieczyslaw Rozek. Pomimo niewielkiej wysokosci gory, nastepnego dnia bylismy solidnie zmeczeni.
Zwiedzalismy Chorwacje wjezdzajac na Sv. Jure (1762 m) w grupie Biokovo, wznoszacej sie nad Riviera Makarska.
Przejazd do Czarnogory przez Dubrovnik i Herceg Novi odbyl sie bez problemow. Nasz drugi cel stanowily "Gory Przeklete" (Prokletije), do ktorych dotarlismy 5 lipca. Noclegi w miejscowosci Gusinje w tanim hoteliku w prymitywnych warunkach za 5 euro. Rano 7 lipca wybralismy sie na najwyzszy szczyt (takie sa nasze dane) Czarnogory, Maja Rosit (2535 m). Wiedze czerpiemy ze starego przewodnika, wydanego w r. 1980 przez organizacje akademickie w Krakowie. Do miejscowosci Vusanije na poczatku doliny Ropojana podjechalismy 5 km autem, by po kontroli paszportow na posterunku ruszyc w gory, robiace ogromne wrazenie. Gdyby nie spotkani w dolinie Ropojana Czarnogorcy, nie doszlibysmy na szczyt, bo mapy graniowe w przewodniku nie oddawaly rzeczywistosci (pomylenie grani, brak kolejnej doliny i bocznych ramion). Na szczycie bylem z Markiem Maluda ok. godz 17 (zony czekaly na przeleczy w polowie drogi). Gory maja charakter alpejskim, wielkie sciany, ogromnie duzo sniegu i straszliwie dlugie podejscia i zejscia. U wylotu doliny przy aucie bylismy o godz. 23, a droge rozjasnialy nam miliony swietlikow.
Nastepny dzien to wyprowadzka z "hotelu" na lono natury w dolinie Grbaja. Na luzie i odpoczynkowo 8 lipca weszlismy na szczyt Volusnicy (wysokosc sporna -- ok 2000 m), skad podziwialismy sciany, turnie i filary Karanfili. Widoki nie do opisania (zdjecie). Obejrzelismy droge, jaka zamierzalismy przejsc nastepnego dnia. Mialo to byc wejscie na gran Karanfila ("gozdzik gorski") z doliny Grbaja. Pogoda tego dnia zepsula sie (burza), za to nastepny dzien byl piekny. Obudzilismy sie na lace wsrod gor, w scenerii jak z filmu. Wejscie zajelo nam okolo 6 godzin. Sniegi uniemozliwialy zrealizowanie w pelni planow i wejscie na najwyzszy wierzcholek Karanfila. W kazdym razie na mniejsza przelecz w grupie Karanfili weszlismy wszyscy, a na przylegly szczycik 2200 m -- my obaj z Markiem. Tego samego dnia (9 lipca) po zejsciu nastapil wyjazd do Zabiljaka w Durmitorze zas 10 lipca odpoczynek -- z malym raftingiem rzeka Tara. Nastepnego dnia (11 lipca) poszlismy na Bobotov Kuk (2532 m). Po drodze zwiedzanie przepieknej jaskini lodowej -- Lodova Pecina. Droga mozolna po licznych i bardzo niebezpiecznych platach sniegu (lot mojej zony na jednym z platow na szczescie wyhamowany). Szczyt osiagnelismy okolo godz.15 -- podejscie zajelo nam 8 godzin. Tymczasem zepsula sie pogoda, zaczelo padac. Schodzilismy szybko (stad to poslizniecie zony) i droga w dol do Zabiljaka nie przekroczyla 6 godzin. Wieczorem rozpadalo sie na dobre, nastepny dzien byl stracony. Wyjezdzamy. Powrot do Polski przez Park Narodowy Plitvickie Jeziora, na ktorych zamyka sie nasza tegoroczna balkanska przygoda.
Mieczyslaw Rozek
Kaukaz 2004 - spotkanie po latach
W czerwcu 2004 r. wybralismy sie na przeszlo dwa tygodnie w Kaukaz do doliny Bezingi i w rejon Elbrusa. Byla nas spora grupa -- wraz z organizatorem wyjazdu, znanym przed laty lotewskim alpinista Zygmuntem Grochowskim (ma teraz wlasna agencje turystyczna w Rydze) i jego trzema klientami bylo nas lacznie 25 osob (zdjecie). Trzon wyjazdu stanowila Rada Starszych: Andrzej Sobolewski (71), Kazimierz Sobanski (67), Andrzej Piekarczyk (65), Jacek Drut Komosinski i Marek Grochowski (obaj po 63) oraz Andrzej Baron Sklodowski (61). Mlodzikow bylo sporo -- takich jak dobiegajacy dopiero szescdziesiatki Jurek Tillak, Jurek Wielunski, Waldek Ruta czy Piotr Pietrzak (od 30 lat niezmiennie zwany przez nas "Ladnym"). Wszystkich nie sposob wymienic, ale dla scislosci podaje, ze pan bylo trzy: Asia (udany debiut w gorach, nie tylko towarzyski), moja zona Iwona i jej siostra Ola, zwana Malenstwem. Tej ostatniej pilnowal oczywiscie szwagier, Mirek Jastrzebski.
Wszelkie sprawy, mniej lub bardziej oficjalne (przejazdy, pozwolenia, inne papiery, a przede wszystkim lapowki) zalatwial Pan Zygmunt. Koszt calkowity udzialu w wyjezdzie wynosil ok. 2700 zl, wliczajac w to pociag sypialny do Moskwy, przelot na Kaukaz samolotem, transport lokalny, noclegi w pokojach w obozach alpinistycznych i wyzywienie (dobre!).
W rejonie Bezingi bawilismy 8 dni i caly czas mielismy wspaniala pogode, co umozliwialo nam podziwianie gor, na ktore Andrzej Sobolewski przed przeszlo 40 laty poprowadzil kilka nowych drog (Dychtau, Szchara). Zapewniam: nawet dzis jest na co popatrzec i za co podziwiac starych mistrzow. Przez wiele dni z pewnym niedowierzaniem przygladalem sie filarowi Dzangitau (jakies 1800 m wysokosci, kategoria 4B), ktorym przed 28 laty przemknelismy z Wala Pietaforowem w 21 godzin. No, no, jak ten czas leci! A teraz uprawialismy gorskie spacery po najdluzszych w Europie lodowcach, chociaz nie tylko spacery: dziesiecioro z nas wdrapalo sie na Pik Siemionowskiego (4040 m) od poludnia, piatka zas na Pik Brno (4100 m).
Potem przerzucilismy sie pod Elbrus, ale tu niestety aura zawiodla. Dla wiekszosci z nas bezchmurnego nieba starczylo tylko na aklimatyzacyjny wypad do Skal Pastuchowa (ok. 4800 m), chociaz tego dnia trzech mlodych ludzi z naszej grupy wdrapalo sie na Elbrus. Po trzech dniach wiatru i sniegu uderzylismy i my, ale pogody tym razem starczylo do wysokosci 5200 m. O pechu moga mowic Marek Grochowski, ktory atakowal Elbrus po raz trzeci na przestrzeni blisko 30 lat, obaj Jurkowie, ktorzy probe wejscia podjeli przed kilku laty, czy Andrzej Piekarczyk, ktory byl tu w zeszlym roku. Reszta debiutowala, a my obaj z Sobolem bylismy juz na Elbrusie przed laty.
Pogoda pogoda, ale i tak bylo wspaniale -- takiej imprezy towarzyskiej, jak nasz Kaukaz, nie pamietam od bardzo dawna.
Na koniec osobista refleksja: w latach siedemdziesiatych spedzilem na Kaukazie kilka sezonow, wiec porownuje to, co znalem sprzed 30 lat, z tym, co dzieje sie dzis (chodzi o infrastrukture). Dla mnie wszystko (zwlaszcza w rejonie Adylsu) lezy tam w ruinie, a Elbrus jest najbardziej chyba zdewastowana gora, jaka kiedykolwiek widzialem; a gor widzialem w zyciu sporo. I wybierajac sie w Kaukaz lepiej miec swiadomosc tego, aby nie bylo szoku gdy sie tam juz przybedzie. Gory sa wspaniale; reszta to po prostu tragedia. Andrzej Sobolewski mysli podobnie jak ja, ale np. Iwona juz kombinuje, jak by znowu pojechac na Kaukaz -- za jakis czas, oczywiscie.
Andrzej Baron Sklodowski