GS/0000 BURZA PRZYSZŁA ZZA GÓR 08/2009
30 sierpnia 1939 – hitlerowskie kolumny na południe od Tatr
70 lat temu runęła na Polskę hitlerowska nawała. Kampania wrześniowa ma bogatą literaturę, są też jednak sektory raczej słabo poznane – jednym z nich jest zaplecze frontu od strony Tatr i Beskidów, o którym nie pisze się ani u nas, ani – tym bardziej – na Słowacji. Jak wiadomo, oddana w "opiekę" Hitlerowi Słowacja była we wrześniu 1939 r. południową bazą strategiczną Niemców, sama też zresztą uderzyła na nasz kraj, stając się drugim obok Niemiec agresorem – przed trzecim, czyli Związkiem Sowieckim. W układzie niemiecko-słowackim z 23 marca 1939, Hitler, widać już czający się do skoku na nasz kraj, w punkcie 2. zastrzegł sobie wojskową swobodę operacyjną na większości obszaru Słowacji. Na tej formalnej podstawie w ostatniej dekadzie sierpnia 1939 r. wzdłuż południowych podnóży Tatr i Beskidów rozlokowały się jego potężne armie. Bratysławskie gazety komunikowały, że powodem napływu wojsk niemieckich jest... sojusznicza osłona Słowacji przed grożącą jej ze strony Polski agresją, czym straszono ludność już od paru tygodni. Drogi i szosy wzdłuż granic zapchane były ciężkim sprzętem, w zaroślach tkwiły baterie dział przeciwlotniczych – nikt się nie maskował i polskie sztaby musiały dokładnie wiedzieć, co się święci. Rankiem 1 września ofensywa ruszyła na całej szerokości granicy. W rejonie Tatr trzy stalowe kliny wbiły się z Orawy, inne od strony Spisza. Wojskom hitlerowskim towarzyszyły pułki słowackie, głównie bitna Gwardia Hlinki, które natarły w kierunku Sądecczyzny, znalazły się też niebawem u boku Niemców w Zakopanem. Zajęły one Tatry Jaworzyńskie, przyłączone do Polski w r.1938 (GS 12/08), a także polskie gminy północnej Orawy i cały Spisz Zamagurski, w nasze granice włączony w l. 1920–24. Wspominał te dni Jan Sawicki: "Mobilizacja. Zakopane wymarłe, ul. Kościuszki sunie wąż rezerwistów do dworca kolejowego. Wielu nie zdąży. Byłem u Józka Krzeptowskiego na Krzeptówce. Piątek, 1 września. Wcześnie rano budzi nas huk artylerii od strony Orawy. Zakopane na razie bezpańskie, zmotoryzowane kolumny wroga suną na Czarny Dunajec a te z Łysej Polany bokiem przez Olczę." Wojna!
Tymczasem na Zawratowej Turni spokojnie wspinają się Zdzich Dziędzielewicz i Staszek Wrześniak, zdziwieni grzmotem dział (ćwiczenia?) i ruchem samolotów na niebie. Wieczorem wracają na Halę i w większym gronie pozostają u Heli Bustryckiej przez dwa tygodnie, w naiwnym oczekiwaniu na powrót wojsk polskich. Niestropieni grozą chwili, wspinają się nadal – 10 września w trójkę ze Staszkiem Motyką rozwiązują problem Komina Świerza na Kościelcu "środkiem dna".
W tym czasie spiska strona Tatr trzęsie się od huku motorów i łomotu gąsienic. Opustoszały uzdrowiska, już 25 sierpnia było w nich tylko 20% klienteli. U podnóży gór mieścił się sztab łącznikowy OKW z gen.maj. Engelbrechtem na czele, koordynujący działania obu armii – niemieckiej i słowackiej. Mało kto wie, że Spisz był ważną w tym rejonie bazą lotnictwa niemieckiego. W Wielkiej Łomnicy dawny stadion wyścigów konnych zamieniony został w polowe lotnisko, na którym stały rzędy maszyn bojowych, w Popradzie i Nowej Wsi Spiskiej kwaterowało 120 lotników niemieckich i słowackich a z lotniska podrywały się eskadry wielofunkcyjnych (m.in. bombowych) Dornierów Do-17, operujących nad "Krakowem, Przemyślem, Jarosławiem, Lwowem, Brodami". To one musiały postawić na nogi Zakopane o 5 rano 1 września, co wspominała Staszka Czech-Walczakowa. W późniejszych dniach co parę godzin ogłaszano na Spiszu alarmy lotnicze, krążyły plotki, że w Beskidach padło tylu Niemców, iż z braku ziemi na groby zwłoki trzeba palić. W rzeczywistości wojskowy opór polski ograniczał się do potyczek, silniejszy był tylko na północ od Orawy. 8 września w Popradzie pochowano uroczyście 6 poległych i zmarłych z ran Niemców oraz jednego Słowaka, dwóch padłych Niemców spoczęło pod Pieninami.
Według wcześniejszych deklaracji, armia słowacka miała ograniczyć się do odbicia pretensyjnych obszarów, w rzeczywistości wdarła się jednak w głąb Polski. Jak podawała prasa spiska, ok. 10 września wiodła boje na linii Krosno–Sanok, odrzucając wroga (czyli Polaków) na froncie długości 20 km. Do Jaworzyny już 2 września przyjechał słowacki minister obrony narodowej gen. Čatloš wraz z szefem propagandy Machem. Ludność witała ich łukiem triumfalnym z kwiatów i kosodrzewiny. 6 września notował pastor A.F. ze Spisza: "Dobre wieści, Kraków zajęty. Spisz może odetchnąć z ulgą, mimo to wieczorem alarm lotniczy. Na stacji kolejowej oglądam załadunek polskich jeńców do wagonów." W prasie spiskiej nie brakowało drwin z polskiej bezsiły i dziękczynnych artykułów, że oto w wyniku opieki Wielkiej Rzeszy i jej Führera do macierzy wracają ziemie zagrabione Słowacji przez Polskę i przez nią zdewastowane. Powtarzane były kłamstwa o okropnościach wyrządzanych przez Polaków mniejszości słowackiej i niemieckiej. Jednostki słowackie obsadziły górną Orawę, Jaworzynę i Spisz Zamagurski, już parę dni później ruszyła poczta i administracja, ale formalnie obszary te zostały przekazane Słowacji dopiero na mocy układu z 21 listopada, podpisanego w Berlinie przez Ribbentropa i ambasadora Černáka. Hitler docenił wkład Słowacji w rozgromienie sił polskich, co wyraził w osobistej depeszy do premiera dra Josefa Tiso. Premier (od 6 października prezydent) w odpowiedzi stwierdził m.in.: "Nasza postawa u boku Niemiec jest dowodem naszego przekonania, że współdziałamy w słusznej sprawie i że nie zapomnieliśmy o tym, co Niemcy i ich Führer zrobili dla nas."
W Zakopanem pobyt wojsk słowackich dobrze wspominano. Żołnierze starali się być przyjaźni, przybywały furmanki z chlebem, w oficerskich mundurach pojawili się znani taternicy. Jan Sawicki wspominał spotkania z partnerem Motyki, Bubim Nitschem a także ze swoim tatrzańskim druhem, Bertsim Duchoňem, rannym w ramię pod Nowym Sączem: "To ty, Jano, wywalałeś moją rodzinę z Jaworzyny – mówił przy koniaku pół żartem, pół serio. – Ale nie bój się, włos ci z głowy nie spadnie, przyjaźń górska jest trwała!"
W dniu 5 października na błoniach w pobliżu Popradu odbyła się 10-tysięczna triumfalna parada zwycięstwa z udziałem premiera Tiso i ministra Čatloša. Powiewały flagi słowackie i czarne hakenkreuze, orkiestra grała hymny obu "bratnich" narodów. Na piersiach oficerów i żołnierzy zawisły Medale za Dzielność II klasy, medal I klasy otrzymał tylko gen. Čatloš – w gorące dni września głównie zajęty bankietami. Wszystkich dekorowano nowoustanowionym "Krzyżem Zwycięstwa". Na pamiątkę wygranej wojny w Popradzie dwóm głównym ulicom nadano miana Andrzeja Hlinki i Adolfa Hitlera. Wędrując dzisiaj po słowackim podtatrzu warto wspomnieć kręte ścieżki historii – to, co działo się tutaj 70 lat temu i skąd – bo nie tylko z zachodu i wschodu – szły upokarzające ciosy w nasz kraj i jego skromne siły zbrojne.
Józef Nyka
GS/0000 ANDRZEJ SKWIRCZYŃSKI 08/2009
Andrzej Skwirczyński.
Fot. Marian Bała
W dniu 5 maja, po ciężkiej chorobie, zmarł w Krakowie w wieku 66 lat Andrzej Skwirczyński, alpinista, taternik jaskiniowy, instruktor taternictwa – geolog z wykształcenia, były pracownik Wydziału Inżynierii Materiałowej i Ceramiki AGH. Wspinał się w różnych górach i rejonach skałkowych, z jego pierwszych przejść w Tatrach wymienić można przykładowo drogi na Raptawickiej Turni (z Janem Kiełkowskim, 1966) czy na Pośredniej Śnieżnej Turni (z Andrzejem Paulo, 1971). Z Andrzejem Mrozem zrobił w 1968 r. pierwsze polskie przejście drogi "Pająków" na Galerii Gankowej. Uczestniczył w wyprawach jaskiniowych m.in. do Gruberhornhöhle, Pierre Saint Martin, Lamprechtsofen, także w eksploracji jaskiń tatrzańskich. W trakcie wypraw jaskiniowych szukał w ścianach problemów wspinaczkowych, które następnie rozwiązywał. Tak było m.in. w masywach Hoher Göll czy Triglavu. W r. 1975 jako członek wyprawy alpinistyczno-naukowej wyjechał w Cordillera Blanca, gdzie wszedł na Huascaran Norte (6655 m), Nevado Vicos (5315 m) i inne wysokie szczyty. W masywie Huascaranu uczestniczył w trudnej akcji ratowania ze szczeliny lodowej dwóch Japonek. Jan Kiełkowski podkreśla jego wyjątkowe zasługi w eksploracji wspinaczkowej Skałek Jurajskich. W ostatnich latach powrócił on do tych okolic, gdzie oczyścił i udostępnił wiele skał, wytyczając na nich nowe drogi. Pochowany został na cmentarzu Rakowickim w Krakowie.
Apoloniusz Rajwa
GS/0000 70 LAT SZKOŁY TATERNICTWA 08/2009
Wśród mnożących się jubileuszy przypomnijmy i ten: 70 lat temu, w lecie 1939 r., na Hali Gąsienicowej ruszyła pierwsza oficjalna szkoła taternictwa, do której można się było za pieniążki zapisać. Według WET (s.1192), zorganizowała ją Zofia Radwańska (-Paryska) z ramienia Koła Zakopiańskiego KW, funkcję kierownika powierzono Stanisławowi Motyce. Odchodzą ostatni absolwenci tej pionierskiej w Polsce instytucji – może ostatnim był zmarły w grudniu 2007 Ryszard W. Schramm. Często wspominał on, jak to w sierpniu 1939 r., mając lat 19, zgłosił się do Szkoły Taternictwa KW PTT na oficjalny kurs. W liście z 28 lutego 1971 pisał: "nie znałem nikogo, kto by mnie w te sprawy wprowadził, zgłosiłem się, bo już dawno mnie to pociągało (uprzednio już prenumerowałem "Taternika"). Pierwszą wspinaczką były Fajki z Zygmuntem Wójcikiem jako instruktorem i niejakim Henrykiem Ulrichem." Rysio miał w swoich zbiorach kartę uczestnika kursu, ważną od 14 do 21 sierpnia 1939, podpisaną przez Jana Lankosza, sekretarza Koła Zakopiańskiego KW PTT, z odręcznym wpisem na tylnej stronie: "WP. Schramm Ryszard odbył 5 wspinaczek w II gr. 1) Kościelec M. (ćwiczenia) 2) Czarne Ścianki Granią 3) Kościelec od Mylnej 4) Fajki granią 5) Zmarzła Prz. z Pustej (III gr.). St. Motyka Kier. Szkoły". Jak z tego widać program dydaktyczny był nader skromny a przekaz skalnej praktyki daleko nie wystarczał do osiągnięcia taternickiej samodzielności. Szkoła ruszyła też w złym czasie: absolwentów lata 1939 zaskoczył wrzesień, który ich – z małymi wyjątkami – na długo odsunął od gór. RWS wrócił w Tatry dopiero w r. 1942 ale tylko po jedną wspinaczkę: uskok Niebieskiej Turni ze Zbigniewem Korosadowiczem. No a Motyka skończył życie 7 lipca 1941 w falach Dunaju na Węgrzech, i to nie w trakcie misji kurierskiej, lecz przy banalnej kąpieli. (J. Nyka)
GS/0000 KOSZTOWNE HOBBY – KSIĄŻKI 08/2009
16 czerwca b.r. odbyła się w Warszawie XXVII aukcja "Lamusa". Wśród 1016 pozycji wystawionych na licytację, około 50 książek, grafik i map dotyczyło szeroko rozumianej tematyki górskiej. Z ciekawszych pozycji zanotowano pierwszą edycję "Kalendarzyka tatrzańskiego" Mieczysława Kowalewskiego z 1901 r. (sprzedano za 220 zł), "Sposób zakopiański" Edgara Kovatsa (za 900 zł) i "Excursion anthropologique aux Monts Tatras" Gustava Le Bona z 1881 r. (za 1200 zł). "Die Hohe Tatra" Carla Kořistki przy cenie wywoławczej 1800 zł nie znalazła nabywcy. Wśród druków ciągłych prawdziwym rarytasem były wojenne numery "Taternika" (2 kompletne roczniki i jeden podwójny zeszyt), przy czym dla kolekcjonerów atrakcją była ich proweniencja: wszystkie numery pochodziły z biblioteki konspiracyjnego redaktora pisma, zmarłego rok temu prof. Tadeusza Orłowskiego. Kompletne roczniki kupiła po wylicytowanej cenie 1500 zł Biblioteka Narodowa. Do wartościowych rzadkości należy zaliczyć 3 roczniki Sprawozdań Dyrektora c.k. Gimnazjum w Nowym Targu (1908/09, 1909/10, 1912/13), zawierające ciekawe materiały historyczne z Tatr i Podhala. Mimo niewysokiej ceny (150 zł), nie znalazły one nabywcy. Poza tym było parę roczników "Pamiętnika TT", 4 zeszyty "Oscypka" i pierwszy numer "Wiercicy" z 1955 r., sprzedany za 700 zł (!!). Tak więc były niezłe okazje do wzbogacenia górskich kolekcji.
Marek Maluda
GS/0000 Z NASZEJ POCZTY 08/2009
Jan Kiełkowski.
Z okazji 90-lecia Akademii Górniczo-Hutniczej im. Stanisława Staszica w Krakowie (której profesorami byli m.in.: Karol Bohdanowicz, Walery Goetel i Andrzej Paulo) Biblioteka Główna uczelni zorganizowała wystawę pod tytułem "Oni też studiowali w AGH". Tematem wystawy (czynnej od 28 V 2009 do 31 X 2009) jest pozazawodowy dorobek twórczy absolwentów szkoły. Zaproszony do przedstawienia tam swoich osiągnięć (ukończyłem AGH w r. 1970), wysłałem część swoich publikacji, które zostały efektownie wyeksponowane. Zaraz obok mojej ekspozycji znalazła się podobna Marka Kalmusa, a nieco dalej kajakarza górskiego Jerzego Majcherczyka. Nie zabrakło też prezentacji dokonań autora przewodników karpackich, Andrzeja Matuszczyka.
Jan Kiełkowski przy swojej gablotce. Fot. Małgorzata Kiełkowska
Władysław Janowski.
Byłem kilka dni w New River Gorge, najpierw z Kamilem, a później z Hanią. Z Kamilem udało się nadzwyczajnie, pogoda była wyśmienita, nie za gorąco, tak więc machnęliśmy 3 nowe linie (jedną z nich "One Banana" 5.11a mam na zdjęciu), zajęliśmy też jeden bardzo fajny problem w Meadow. Z Hanią z kolei opatentowaliśmy jeszcze inny problemik w Summersville. Ogólnie wzięło mnie, i to bardzo, na robienie nowych dróg i mam już ich w New i okolicy kolekcję zapewne większą, niż w ojczystej Hejszowinie. Ale też trzeba pamiętać, że w New drogi sportowe robi się łatwiej i co za tym idzie szybciej. Marzy mi sie, żeby wejść w posiadanie własnej drogi w Gunksach, no i innej – w moim ulubionym kentaczańskim Red River. Skały tam nie brakuje...
Droga "One Banana" 5.11a
GS/0000 W PARU ZDANIACH 08/2009
GS/0000 WIEŚCI OD RUDAWA 08/2009
zebrał Rudaw Janowic