GS/0000 MAREK NOWICKI 10/2003
[Marek Nowicki]
Marek Nowicki na Bunkrach. Fot. Andrzej Gierych.
W dniu 10 pazdziernika 2003 zmarl po ciezkiej chorobie Marek Nowicki. Urodzil sie 21 lipca 1947 roku. Zaczal sie wspinac jako 16-latek. W 1963 r., zaraz po kursie, przeszedl droge Komarnickich na Zamarlej Turni, w nastepnym roku filar Mieguszowieckiego, drogi Gryczynskiego na Mnichu i Wilczkowskiego na Zabim Mnichu, komin Drege'a na Granatach. W 1965 filar Kazalnicy z wyprostowaniem, direttissime Zoltej Sciany (I polskie przejscie) a takze trudne nowe drogi: wsch. filarem Mniszka, pn.-wsch. sciana Swistowego Mnicha, filarem Gankowej Straznicy, pn. filarem Posredniego Wierszyka, lewa polacia Sanktuarium Kazalnicy. Jego partnerami w tych wspinaczkach byli Andrzej Gierych, Jarek Uszynski, Andrzej Sklodowski i Andrzej Marczak. Wraz z Krzysztofem Zdzitowieckim i innymi mlodymi zapalencami stworzyli grupe "Planetnikow". Po smierci Jarka na Granatach Wielickich w lutym 1966 r., Marek stracil zapal do ausserow. W lecie uczestniczyl w przejsciu grani Tatr Polskich. Nadal wspinal sie duzo i bardzo efektywnie, pewnie pokonujac dowolne trudnosci, ale juz nie zalezalo mu na slawnych drogach i przestal dbac o wykazy przejsc. Byl za to zawsze znakomitym kompanem do wloczegi po gorach i do wyszukiwania nowych drog. W 1971 r. wytyczyl ich jeszcze kilka: na zach. scianie Zabiego Mnicha (z J. Onyszkiewiczem i K. Gorgoniem), na Szpiglasowym Wierchu (z K. Hobrzanskim i E. Wierzbicka), na Skrajnej Niewcyrskiej Turni (z G. Malaczynskim i ze mna).
Do polowy lat siedemdziesiatych gory byly dla niego najwazniejsze. Dla dlugich wakacji w gorach porzucil zamiar studiowania prawa i wybral studia fizyki, na ktore jako finalista olimpiady fizycznej zostal przyjety bez egzaminu. Wraz ze wspinaczami z UW zaczal wtedy tworzyc studencki ruch alpinistyczny: najpierw Uniwersytecki Klub Alpinistyczny (UKA), potem Federacje Akademickich Klubow Alpinistycznych (FAKA), ktorej zostal prezesem. Uczestniczyl w reformie systemu alpinizmu w Polsce i przepracowal w Zarzadzie PZA kadencje 1974–77. Pozniej byl obserwatorem w Tatrach z ramienia PZA i pelnil rozne funkcje w komisjach. Prace spoleczna potrafil godzic z pasja naukowa: po uzyskaniu w 1973 r. magisterium z fizyki jadrowej zostal asystentem w Instytucie Fizyki Doswiadczalnej UW.
Staz naukowy w Zjednoczonym Instytucie Badan Jadrowych w Dubnej (pod Moskwa) naruszyl jego mala stabilizacje. Zobaczywszy do jakiego upodlenia system moze doprowadzic nawet bardzo wartosciowych ludzi, Marek zaangazowal sie calkowicie w organizacje podziemnej walki o czlowieczenstwo. Z przyjaciolmi z kregow alpinistycznych i naukowych tworzyl Region Mazowsze NZS Solidarnosc. Nie mial juz czasu ani na fizyke, ani na gory, ale doswiadczenia tam zdobyte wykorzystywal w dzialalnosci spolecznej. Byl przewodniczacym Komisji Mediacji i Zespolu d/s Technicznej Organizacji Akcji Protestacyjnych. Po internowaniu wydawal pisma "Neutrino" i "Praworzadnosc. Pisma o prawie i bezprawiu", zakladal podziemny Komitet Helsinski (grudzien 1982). Od 1990 byl przewodniczacym Helsinskiej Fundacji Praw Czlowieka. Wielokrotnie byl powolywany jako ekspert w dziedzinie praw czlowieka przez OBWE, ONZ i parlament Polski. Chluba Marka byla Szkola Praw Czlowieka przy Helsinskiej Fundacji, ktorej byl najbardziej charyzmatycznym wykladowca. Duzo wysilku wlozyl w walke o praworzadnosc i organizacje ruchu obrony praw czlowieka w krajach bylego Zwiazku Radzieckiego i cieszyl sie tam ogromnym uznaniem.
Walczac o czlowieczenstwo, Marek pomagal "utrzymywac mostek miedzy ziemia a niebem", jak powiedzial Siergiej Kowaliow na pogrzebie na Cmentarzu Powazkowskim. Za tym mostem juz nie musi walczyc i moze wloczyc sie beztrosko po niebianskich Niewcyrkach.
Anna Okopinska
GS/0000 EVEREST CZY CHOMOLUNGMA? 10/2003
Jak podaje (nie po raz pierwszy) Xinhua News Agency, Chiny oburzone sa upartym uzywaniem na Zachodzie "kolonialnej" nazwy Mount Everest, zamiast tybetanskiej Chomolungma, Chomolangma czy Qomolangma. Geograf i historyk Lin Chao juz w r. 1958 ustalil, ze nazwa tybetanska ukazala sie w chinskim atlasie cesarstwa, wydanym w latach 1719–1721, co jego zdaniem swiadczy o tym, ze najwyzszy szczyt Ziemi od strony Chin byl juz wowczas zlokalizowany. Jest oczywiste – choc Xinhua News tego nie poruszaja – ze w XVIII w. nikt nie mogl wiedziec o pierwszenstwie tej czy innej gory, rzecz takze w tym, ze nie wiadomo, do czego ten dawny zapis sie odnosil: do szczytu (watpliwe), czy raczej do calej krainy? W jezyku tybetanskim "Qomolangma" ma oznaczac "Bogini Matka Ziemi" (choc nie brak i innych etymologii). Tybetolog Basang Cering mowi: "Jak Anglicy mogli nazwac nasza boginie imieniem obcego czlowieka? Ich nazwa koliduje z legendami, jakie Tybetanczycy wiaza ze swoim swietym szczytem z pokolenia na pokolenie. Jest w tym ponizenie i obraza naszej tybetanskiej kultury." Trudno mu odmowic racji... Nazwa Mount Everest zostala nadana szczytowi ok. 1850 r. na czesc George Everesta, zasluzonego szefa brytyjskiej sluzby pomiarowej w Indiach, ktory jednak z samym "odkryciem" szczytu nie mial nic wspolnego a sam nie byl z nazewniczego prezentu zadowolony. Prob zmiany nazwy bylo wiele. U nas postulowal ja m.in. Michal Pawlikowski w ksiazce "Czlowiek i gory" (1939 s.81): "Tak samo – pisal – nalezalo zrezygnowac z uczczenia lorda Everesta, pozostawiajac miejscowa nazwe Komonungmo". Praktyka uczy, ze nazwy raz puszczone w obieg – nawet najglupsze – upowszechniaja sie szybko i powrot do ludowych korzeni nie jest latwy, co w ostatnich latach widzimy chocby na takich przykladach, jak Denali (Mount McKinley) czy Chalten/Chaltel (Cerro Fitz Roy). Oficjalna nazwa nepalska "Sagharmatha" ma charakter lokalny, ale jest rowniez tworem sztucznym, wymyslonym i wprowadzonym przez urzednikow w Katmandu. (jn)
GS/0000 EVEREST WANDY RUTKIEWICZ 10/2003
16 pazdziernika minelo 25 lat od wejscia Wandy Rutkiewicz na Mount Everest, co stalo sie waznym wydarzeniem w karierze naszej Kolezanki ale takze w historii polskiego alpinizmu, szczegolnie kobiecego. Jubileuszu nie przeoczyly krajowe media – od radiowego "kalendarza historycznego" poczynajac – ani tez swiatowe strony internetowe, a znany portal "MountEverest.news" zatytulowal rocznicowa notatke "Historyczny dzien w dziejach alpinizmu". Nas jubileusz zachecil do powiekszenia cyklu naszej "Biblioteczki Historycznej" o nowy zeszyt, 12. z kolei: Wanda Rutkiewicz "Moj Everest". Zawiera on nieznany polskim czytelnikom artykul Wandy o jej spotkaniu z najwyzszym szczytem Ziemi oraz jej pierwsza szersza wypowiedz dla prasy, opublikowana w pare tygodni po sukcesie w dwoch anglojezycznych periodykach w New Delhi. Teksty ilustruja zdjecia, w tym 6 dotad nie publikowanych.
GS/0000 79. TATRANSKY HOROLEZECKY TYZDEN 10/2003
Slowackie "Tatrzanskie Tygodnie Taternickie" maja na celu podtrzymywanie tradycji jamesackiej i integrowanie wszystkich pokolen wspinaczy. Tymczasem ostatnie "Tygodnie" bardziej przypominaja zloty seniorow, niz imprezy dla mlodych, srednich i starych. Tegoroczny, 79. juz THT odbyl sie w dniach 15–20 wrzesnia 2003 z baza nad Popradzkim Stawem. W pierwsze dni frekwencja byla slaba, dopisaly tylko kluby Iames z Bratyslawy i z Kiezmarku. Dzieki wspanialej pogodzie, wspinano sie intensywnie, a do najbardziej aktywnych w skale nalezala 72-letnia Olga Zibrinova. Pokolenie srednie reprezentowali m.in. Igor Koller, Jano Durana, z Czech zas Jiri Novak. Licznie stawili sie weterani. Piatkowy wieczor wypelnili swoimi wspomnieniami Zdeno Zibrin i Radan Kuchar – slynny duet, ktory ok. 1960 r. wyprowadzil slowacki alpinizm na miedzynarodowe szlaki. Mowili oni o zwyrodnieniach i smiesznostkach lat 50. i 60. ale i o pozytywnych stronach tego okresu dla rozwoju gorskiego sportu w Czechoslowacji. W programie sobotnim byla wycieczka na cmentarz pod Osterwa, gdzie skladano kwiaty i odslonieto tablice Karela Jakesa, ktory rok temu uczestniczyl w THT, a w kilka tygodni pozniej zginal w lawinie w Tatrach Bielskich.
GS/0000 MONT BLANC MNIEJSZY 10/2003
W mojej korespondencji o jesiennych pomiarach najwyzszej gory Europy (GS 09/03) zapowiadalem ogloszenie wynikow na dzien 17 pazdziernika. Wyniki ogloszono, a zaskoczyly one wszystkich: okazalo sie, ze katastrofalnie upalne lato 2003 spowodowalo stopienie sie czapy lodowej na szczycie Mont Blanc i zmniejszenie jego wysokosci az o 2 metry (dokladnie 1,95 m). Przy pomiarach sprzed 2 lat uzyskano rezultat 4810,4 m i ten polecono wprowadzic do literatury jako ostateczny. Tymczasem obecnie szczyt wrocil do koty poprzedniej: 4808,45 m, a i ta moze sie okazac przejsciowa. Dwudziestu naukowcow z Panstwowego Instytutu Geografii orzeklo, ze do redukcji wysokosci przyczynily sie tez silne wiatry, ktore "zeszlifowaly" lodowa krawedz wierzcholka. Jeszcze bardziej rewelacyjnie brzmi inne ustalenie, to mianowicie, ze w ciagu 2 lat "masyw szczytowy" przemiescil sie o 70 cm w kierunku polnocno-zachodnim, podczas gdy w poprzednich komunikatach mowiono o hipotetycznych 2–3 mm w ciagu roku.
Teddy Wowkonowicz
Od redakcji. Nie chodzi tu z pewnoscia o przesuniecie sie "masywu", lecz samego lodowego czubka gory. Kiedy 12 lat temu oberwal sie lodowy wierzcholek Mount Cook, szczyt obnizyl sie o 10 m, a najwyzszy punkt Nowej Zelandii przesunal sie w poziomie o 15 metrow.
GS/0000 KOZY ZE ZLOTYMI ZEBAMI 10/2003
Slowenska gazeta "Vecer" z 16 pazdziernika przyniosla reportaz z wycieczki na najwieksza z Wysp Jonskich, Kefalinie (dawniej Kefalonia). Liczy ona 780 km2, a Morze Srodziemne osiaga w jej poblizu rekordowa glebokosc 4360 m. Wyspa jest usiana gorami, slabo tylko zagospodarowanymi turystycznie (naturalne sciezki, brak schronisk, skape znakowania), ale tez odleglosci nie sa tutaj duze. Najwyzszym szczytem wyspy jest Megali Soros (Wielka Gora, 1628 m). Gory penetrowane sa przez przyrodnikow, obfituja bowiem w osobliwosci roslinne i faunistyczne, szczegolnie ze swiata owadow. Ciekawostka sa kozy pasace sie w pasmie Aja Dinati. Maja one zlote albo srebrne zeby, podobno od zwiazkow chemicznych zawartych w roslinach, ktorymi sie zywia. Przez polowe lata zyja, jak pisze gazeta, pozbawione wody pitnej, a potrzeby organizmu pokrywaja wdychajac wilgotne powietrze ciagnace od morza. Co sie tyczy zlotych zebow, przypomnijmy, ze w wiekach XVII i XVIII rowniez tatrzanskie owce tym sie mialy odznaczac, co alchemicy uwazali za znak, iz nasze gory obfituja w cenne kruszce. Balkanskie tropy gospodarcze i kulturowe, zwiazane z przemieszczaniem sie w dawnych wiekach bezpanstwowych pasterzy, sa w dziejach Tatr nader liczne – ten z pewnoscia tez do nich nalezy.
GS/0000 O POLSKI CINTORIN 10/2003
Jedyny wniosek zgloszony Walnemu Zjazdowi 2003 pochodzil od pani prezes SKT, Elzbiety Jaworskiej i dotyczyl stworzenia symbolicznego cmentarza ofiar Tatr takze po stronie polskiej. Temat ten nie jest nowy: na walnych zjazdach wraca on regularnie od lat piecdziesiatych. Jego oredowniczka byla m.in. Jadwiga Roguska-Cybulska, ktora wedrowala po Tatrach Polskich w poszukiwaniu odpowiedniego zakatka i osobiscie przedkladala Walnym Zjazdom swe projekty. W bardziej konkretnej formie problem wrocil w latach 70. i 80., kiedy poczyniono odpowiednie studia i przeprowadzono rozmowy w TPN. Dyrekcja Parku nie dostrzegla w naszych propozycjach mozliwosci stworzenia turystycznej "chwytki", hamujacej ruch w kierunku Morskiego Oka czy Hali Gasienicowej i nie wyrazila zainteresowania naszymi propozycjami, np. lokalizacja symbolicznego cmentarza na polu zlomow morenowych w rejonie Zakretu Ejsmonda. Sprawe pilotowal Zbigniew Skoczylas, ktory w r. 1987 sporzadzil liste polskich nazwisk, zlozona z przeszlo 250 pozycji (!), mimo iz nie byla ona pelna. Jako lokalizacje brano rowniez pod uwage koscioly: Olcze i budujacy sie wowczas przy ul. Zamoyskiego kosciol Sw. Krzyza. Sciane tego drugiego proponuje kol. Ela Jaworska – jest tam tablica Zaruskiego, SKT ma juz na niej tabliczki kilku swoich zmarlych czlonkow. Podobne rozwiazanie stanowi kosciolek na Wiktorowkach, gdzie znajduja sie tablice m.in. Jerzego Hajdukiewicza i Jana Sawickiego.
GS/0000 Z NASZEJ POCZTY 10/2003
Piotr Mielus, Warszawa
W "Biblioteczce Historycznej GS" przeczytalem fascynujaca opowiesc o Ostrym Szczycie. Zainspirowany informacjami o romantycznych poczatkach taternictwa, przeszedlem we wrzesniu droge Haberleina na poludniowej scianie tego szczytu. Jestem pod wrazeniem umiejetnosci naszych pradziadkow, ktorzy dysponujac lichym sprzetem loili bezproblemowo czworkowe, mocno eksponowane wyciagi. Chmielowski, Kordys, Karlowicz powtorzyli szybko droge Haberleina, tak ze poziom naszych taternikow nie byl wiele gorszy. Ale, jak slusznie zauwaza Boleslaw Chwascinski, szli oni na droge "odarta z nimbu niedostepnosci". A wracajac do Haberleina, mialem watpliwosci, czy na Ostrym byl 14 (czesc zrodel podaje te date) czy 15 wrzesnia. Z jego niemieckiego artykulu wynika jednak, ze 15, czyli tak jak podaje Paryski. 14 wrzesnia wszedl droga Stilla na Posrednia Gran, a zszedl droga Brockelmanna, ktora wtedy uchodzila za jedna z najtrudniejszych w Tatrach.
Marek Lukaszewski, Warszawa
Notatka "Nasi w La Montagne" w GS 09/03 uprzytomnila mi, ze to juz 30 lat uplynelo od naszego przejscia polnocnej Dru. Boze, 30 lat! Widocznie lata z koncowka "3" to nasze polskie lata na tym szczycie. Korzystajac z tego "prasowego" przypomnienia, podziekuje Wojtkowi Kurtyce za wspaniale chwile w scianie. Z Jurkiem Kukuczka sam sie rozmowie...
Adam Berestynski, Laguna Beach
Od czasu, kiedy w moim wieku (76) zaczalem korzystac z internetu, "Glos Seniora" stal sie jedna z moich lektur. Jestem rodowitym krakowianinem, po gorach spaceruje od 4 roku zycia. Zachwycaly mnie zawsze ich majestat i czysta przyroda. Swego czasu dumnie nosilem blache "przewodnika beskidzkiego". Przeszedlem caly szlak beskidzki – od Baraniej Gory po Halicz. Tatry zawojowaly mnie wczesnie i choc nigdy nie uprawialem skalnych wspinaczek, zaliczylem wiele szlakow, m.in. kilka razy Orla Perc w te i z powrotem. Od tego czasu chodzilem szlakami Alp, Sierra Nevada w Kalifornii, Gor Skalistych w Kolorado, Cascades w stanie Waszyngton, Tetons w Wyoming. W Afganistanie wszedlem na szczyt Kotander w masywie Koh-i Paghman. W wieku lat 55 wdrapalem sie na Kilimandzaro (Gillman's Point) a rok pozniej odwiedzilem Himalaje i jedno z najpiekniejszych miejsc na swiecie – Sanktuarium Annapurny. Samotnie wszedlem na Mount Lucmore w poludniowej Nowej Zelandii itd, itd. Bedac w Polsce, czesto powracamy z Zona do Zakopanego. W "Murowancu" zasiadamy przy tym samym stole, co przed laty. Tyle, ze zamiast kwasnego mleka oferuja nam coca-cole...
GS/0000 Z DZIALU KADR 10/2003