26.01.2002 KLUB WYSOKOGÓRSKI WARSZAWA 01/2002 (14)
W naszej notatce z 31 XII 2001 zapraszaliśmy na Walne Zebranie Sprawozdawczo-Wyborcze KWW, które odbyło się 15 stycznia 2002 r. Obradom przewodniczył tradycyjnie Andrzej Skłodowski. Uczestnicy (wśród nich nowy prezes PZA, Janusz Onyszkiewicz) wysłuchali sprawozdań ustępujących władz, którym -- bez szerszej dyskusji -- udzielili absolutorium. Przebieg Walnego Zjazdu PZA na Cyrhli (GG 12/01 z 1.12.2001) zreferował Zbigniew Skierski. Prezesem KWW został wybrany ponownie Artur Paszczak (zdjęcie), w skład zarządu weszli nadto: Joanna Krośkiewicz i Zbigniew Skierski (wiceprezesi), Alicja Paszczak (sekretarz), Marek Libront, Marcin Chmieliński, Mariusz Wilanowski, Grzegorz Graczyk, Michał Ziółkowski, Krzysztof Wasilewski i Marek Czyżewski. Nową Komisję Rewizyjną tworzą: Zbigniew Krośkiwicz, Tomasz Kopyś, Wiesław Madejczyk, Leszek Cichy i Maciej Kaczkan.
Uroczysty przebieg miało wręczenie kilkorgu osobom dyplomów członka honorowego KWW, którą to godność przyznało im Nadzwyczajne Walne Zebranie w dniu 20 lutego 2001. Dyplomy otrzymali: Leszek Cichy, Janusz Kurczab, Leszek Łącki, Janusz Onyszkiewicz, Maciej Popko, Jan Serafin, Wanda Tadeusiak i Krzysztof Zdzitowiecki (ten ostatni płynął właśnie na Antarktydę). Tradycyjnej nagrody "Orła KW" tym razem nie przyznano, zaś wyróżnieniami uhonorowano osiągnięcia sportowe kolegów Macieja Kaczkana, Piotra Morawskiego, Pawła Olka i Pawła Strzeleckiego.
KW Warszawa zrzesza ok. 500 członków i jest największym z Klubów Wysokogórskich, ma własny organ prasowy w postaci pięknego magazynu "A/Zero" (nr 2 wyszedł na Walny Zjazd PZA) oraz witrynkę internetową www.kww.rubikon.pl, którą opiekuje się Marek Czyżewski.
26.01.2002 A, TO CIEKAWE! 01/2002 (14)
14.01.2002 ZŁOTY WALERY 01/2002 (14)
Jury pod przewodnictwem członka honorowego de Groupe Haute Montagne, Chrisa Boningtona, nie miało tym razem łatwego zadania: do Złotego Czekana pretendowało kilka wybitnych wyczynów (por. GG 12/01 z 21.12.2001) -- wszystkie o dużych, choć różnych walorach alpinistycznych. Śmiałością, fantazją i determinacją wyróżniał się jeden, nota bene szeroko przez nas relacjonowany: wejście Walerija Babanowa (zdjęcie) liczącą 2000 m wysokości ścianą Meru Central (6310 m) w Garhwalu w dniach 17--22 września 2001 (GG 09/01 z 4.09.2001, GG 09/01 z 16.09.2001 i GG 09/01 z 25.09.2001), drogą nazwaną "Szambala". Wartość pomysłu i realizacji docenili nie tylko jurorzy, lecz także liczni członkowie GHM, którzy mieli możność oddawania swoich głosów drogą internetową. W uzasadnieniu nadmieniono, że nagroda obejmuje całokształt sportowej działalności Rosjanina, prowadzonej w różnych zakątkach świata. Walerij Babanow ma 36 lat (urodził się 10 listopada 1964 r.) i czas dzieli pomiędzy góry, Omsk gdzie ma rodzinę, i Chamonix, gdzie w l'École nationale de ski et d'alpinisme (ENSA) przygotowuje się do zawodu przewodnika górskiego. Wspina się od r. 1980 i ma ok. 200 wielkich wejść, z tego ok. 60 w najwyższych kategoriach trudności. Kiedyś sensację wzbudziły jego biegi na szczyty Korżeniewskoj i Lenina -- oba w 1 dzień "iz łagiera w łagier". Galową uroczystość XI Piolet d'Or zorganizowała GHM, wspierana przez "Montagnes-Magazine" -- w trakcie Międzynarodowego Spotkania Lodołazów (Internationaux des Cascades de Glace). Nagrodę wręczył Sir Chris Bonington. Jednocześnie Club Alpin Français ogłosił wybrańców, którym przypadły tegoroczne dotacje dla wypraw młodzieżowych. 25.000 FF otrzymała grupa, która wybiera się na Huascaran w Peru. Publikujemy zdjęcie ściany z drogą Babanowa, która przebiega na prawo od linii planowanej direttissimy, pokazanej na naszym zdjęciu w GG 09/01 z 4.09.2001.
14.01.2002 LISTY NA KONIEC ROKU 01/2002 (14)
Koniec roku ożywia zawsze więzi towarzyskie, sypią się kartki z życzeniami, nadchodzą listy, na których napisanie w powszedniej krzątaninie nie starcza energii ani czasu. Część naszych przyjaciół, szczególnie generacja "w sile wieku" (50--60), nadal żyje górami, a niektórzy -- jak np. Maciek Popko -- wspinają się całkiem ostro, starając się dotrzymać kroku młodym. Inni kontentują się trekkingami lub nartami, a jeszcze inni pozwalają się zżerać pracy. Wszyscy zaś bez wyjątku ciepło i z rozrzewnieniem wspominają lata, które minęły. Dni gwiazdkowe wywołują je z niepamięci...



Wrzesień spędziliśmy w Chorwacji, gdzie wspinaliśmy się w skałach Paklenicy. Jest to prawdziwy i znany od lat raj dla wspinaczy, mający wiele ubezpieczonych dróg, krótkich i długich, a skała (wapień) jest fantastyczna. Zrobiliśmy szereg przejść jedno- i wielowyciągowych, o trudnościach od 4c do 6b. Oprócz nas można tam było spotkać paru innych wspinaczy w wieku "dojrzałym". W drodze powrotnej zajrzeliśmy do Ospu w Słowenii, gdzie pod opieką znacznie młodszych kolegów z Polski przeszliśmy kilka dróg o trudności 6b+ w kultowym rejonie Mišji peči. Zimę spędzamy na warszawskich sztucznych ścianach, gdzie bywają też tacy młodzieńcy, jak Maciek Popko i Janek Serafin.
Wszystkim Koleżankom i Kolegom życzymy wesołych świąt Bożego Narodzenia a na Nowy Rok 2002 -- nowych spotkań z górami.
Anka i Andrzej Gardasowie



Czas płynie, starzejemy się, niestety. Mój Jaś ma już 15 lat i niebawem skończy gimnazjum. Maryśka, laureatka olimpiad historycznych, jest dojrzewającą panną w III klasie liceum. Mam nikły kontakt z "chłopcami z tamtych lat", owszem, parę razy rozmawiałem z Krzysiem Wielickim, w Katowicach spotkałem Wojtka Dzika, raz na rok wpadam do Marczaka (on do mnie -- raz na dwa lata), odzywa się Andrzej Gierych. Moja forma jest taka sobie, w tym roku byłem tylko 1 dzień w Tatrach. W zeszłym roku łaziliśmy z Jasiem po Słowacji, m.in. podeszliśmy ze Smokowca do Pięciu Stawów Spiskich, przeszliśmy przez Rohatkę i Polski Grzebień do Wielickiej, byliśmy też w Zimnej Wodzie i w Mięguszowieckiej. Wyżej w górach turystów niewielu, w większości Polacy. Z reguły odziani wyczynowo ale umiejętności żadne a znajomość topografii zerowa. Aż dziw, że trup nie ściele się gęsto, choć powinien. Siedziałem też tydzień na Hali, na dyżurze TOPR.
Z wszystkiego najbardziej brakuje mi ludzi z naszego środowiska, zwariowanej atmosfery Morskiego Oka z lat siedemdziesiątych, żarliwych dyskusji, chóralnych śpiewów. Wszystko teraz jakieś takie serio, goniące za kasą, pozbawione tej szczypty somosierryzmu, która sprawiała, że świat wokół był barwny i chciało się żyć. Coś się skończyło, przynajmniej dla mnie. Święta idą, przyjmijcie najserdeczniejsze życzenia -- zdrowych, spokojnych, rodzinnych, jakoś tam wesołych. I miejcie się dobrze!
Tadek Solicki



Wieczór wigilijny spędziłem u Heli Bilczewskiej i jej męża, Mariana Gemzy. Poznałem jego rodziców, Mariana-seniora i Zosię. Okazuje się, że rodzina pochodzi ze Stanisławowa i zachowała śpiewną wschodnią wymowę. Było o czym porozmawiać -- o Lwowie, Podolu, Wołyniu, Czarnohorze. Nie bez wzruszenia wróciłem do pięknych lat mojej młodości dzielonej pomiędzy Tatry i tamte niezapomniane wschodnie strony. W prezencie od Aniołka (czytaj: KW Gliwice) dostałem wspaniałe ciepłe rękawiczki, specjalnego wyrobu i ciepłą czapkę firmy "F. Nansen". W środę przed wigilią odbył się wieczór opłatkowy w Klubie Wysokogórskim Gliwice, gdzie w prawdziwie przyjacielskiej atmosferze składaliśmy sobie życzenia i objadaliśmy się smakołykami. Muszę tu wspomnieć, że cenną podporą naszego Klubu jest nowo wybrana pani sekretarz, Ania, która mając 32-letniego syna zapisała się w tym roku do KW i zaczęła się wspinać w skałkach, gdzie robi już drogi VI stopnia trudności. Zawsze była miłośniczką gór, a teraz ma na nie więcej czasu. Jak z tego widać, na rozpoczęcie taternictwa nigdy nie jest za późno. Życzę wszystkim powodzenia w Nowym Roku 2002, przede wszystkim zaś zdrowia i uśmiechu w życiu codziennym, nawet wtedy, kiedy wcale nie jest lekko.
Zdzich Dziędzielewicz-Kirkin (85)



Dziękujemy za pamięć o nas. Trzydzieści lat temu byłem przekonany, że jeśli nawet dożyję roku 2000 to i tak nie będę już wiedział, co się ze mną dzieje. Tymczasem już mamy rok 2002 i wydaje mi się, że jeszcze wiem (chociaż może to złudzenie?). My tu Sylwestra zaczynamy od pieprzówki i przez szampana dochodzimy do wina, po czym tracimy wątek. Zdrowia, pomyślności, zadowolenia z życia!
Janek Mostowski



Boże Narodzenie za nami, a rok dobiega końca, jak zwykle przyspieszając na finiszu. Nam minął głównie na pracy, wyjeżdżaliśmy mało, do kraju m.in. dwa razy na spotkania w skałkach: w maju klubowe i we wrześniu wyprawowe. Zachęceni niezwykle miłą atmosferą zlotu majowego, Aćka i Marek Łukaszewscy zorganizowali u siebie w skałkach (w Kostkowicach) spotkanie naszej wyprawy w Hindukusz w 1976 roku ("Taternik" 2/77) -- w dwudziestą piątą rocznicę cudownego ocalenia hindukuskiego, jak ją nazywamy. Mocne wspomnienia ma zwłaszcza Marek, który był tym najbardziej poszkodowanym po locie z Kohe Teza. Spotkaliśmy się więc 9 września. Pogoda była taka sobie: na zmianę trochę deszczu, trochę słońca. Było przy tym bardzo zimno, więc rozgrzewaliśmy się wstępnie "Alaska-sprayem" naszego kochanego Doktora (Michała Glińskiego), a następnie Mount Everest whisky, przywiezioną specjalnie z Katmandu. Potem już nikomu nie było zimno. Zjechali się wszyscy, z wyjątkiem Lisa (Janusza Lisowskiego). Bardzo brakowało nam Jurka Kukuczki. Posunęliśmy się nieco przez tych 25 lat, co bezwzględnie wyszło na fotografii, ale poza tym wszyscy czuliśmy się całkiem młodo, jak ćwierć wieku temu. Żywe wspomnienia i emocje jeszcze dziś towarzyszące slajdom, świadczyły o tym, jak dramatyczna była to wyprawa.
Na początku października odwiedzili nas Ela i Janusz Skorkowie, a w połowie miesiąca przyjechała Grażyna Chrobakowa. W ten sposób piękny i ciepły październik upłynął nam na spotkaniach towarzyskich. Na Gwiazdkę przyleciał z Chin nasz syn, Tomek. Wrócił zadowolony, bo udało mu się sporo zwiedzić. Przywiózł kilkaset zdjęć ze swoich podróży po tym wielkim kraju, więc oglądamy, słuchamy i sami nabieramy ochoty, by znów wyruszyć w świat.
Małgosia i Jaś Kiełkowscy



Święta i Nowy Rok mieliśmy zamiar spędzić w tropikach, które o tej porze są szczególnie atrakcyjne, niestety nic z tych planów nie wyszło. W naszej okolicy daje się jednak jeździć na nartach, nie jest więc tak źle. Warunki śnieżne są tu dobre, chociaż dni bywają pochmurne i widoczność na stokach słaba. Na szczęście znam je na tyle dobrze, że mogę jeździć "z pamięci". Wybieram się w odwiedziny do Rysia Berbeki bo on też mieszka blisko stoków narciarskich. Za kilka dni, razem z mym tutejszym kumplem wspinaczkowym, chciałbym wpaść do Seattle, aby obejrzeć kilka filmów górskich. Chodzi nam obydwóm o podbudowanie górskiego ducha a także o odpoczynek od odśnieżania, które w naszym Leavenworth jest najregularniejszym z zajęć. Miłą niespodziankę noworoczną sprawił mi Zbyszek Jurkowski, który zadzwonił do mnie z Warszawy i przekazał mi trochę świeżych nowinek, m.in. o tragedii pod Szpiglasową. Usiłuję go tu zaprosić, ale jakoś nie podejmuje tego tematu -- chyba nie ma czasu, bo jeszcze pracuje. Załączam zdjęcie rodzinne zrobione w czasie świąt. W środku jest Moopy, po lewej Anne a ja po prawej stronie obrazka. Bądźcie zdrowi a na rozpoczynający się Nowy Rok przyjmijcie nasze najlepsze życzenia. Cieszmy się każdym bieżącym dniem i z ufnością patrzmy w przyszłość.
Andrzej Nowacki
11.01.2002 KANIN - STUDNIE NADZIEI 01/2002 (14)
Od początku stycznia oczy speleologów są zwrócone na wapienny masyw Kanin (2587 m) na granicy Słowenii i Włoch, gdzie rozpoczęła działalność silna wyprawa ukraińsko-rosyjska, z udziałem 2 Hiszpanów i kilku Słoweńców. Jest to ta sama bojowa ekipa "Cavex", której w r. 2001 udało się dotrzeć do rekordowej głębokości 1710 m w Jaskini Wroniej w Kaukazie Zachodnim (por. "Taternik" 2/01). W masywie Kanin (włoska nazwa Monte Canin) interesują ich jaskinie należące do najgłębszych na świecie (Čehi II -1384 m, Vandima -1198 m i inne). Obecnie główny cel stanowi pionowo rozwinięta jaskinia Skalarjevo brezno, ekipom "Cavexu" znana z 4 wcześniejszych prób w latach (a raczej zimach) 1996--2000, które przyniosły rodzące duże nadzieje odkrycia. Wlot jaskini znajduje się na wysokości 2335 m, zaś jaskiniowy wypływ jej wód -- na poziomie 400 m, teoretyczna głębokość wynosi więc przeszło 1900 m. W dniu 6 stycznia 2002 wyprawa dotarła do swej bazy wysuniętej sprzed 2 lat na "starym" dnie (-911 m), która już została zaopatrzona w sprzęt i żywność. Duże nadzieje budzi zawalisko z ciągiem powietrza a jeszcze większe -- odkryty zimą 1997--98 równoległy ciąg znacznie potężniejszych studni, spenetrowany do głębokości 856 m i nazwany "Rolling Stones". Napoczęto też i inne boczne studnie. Choć do tego wyniku jeszcze daleko, tytuły prasowe w Moskwie i Kijowie już mówią o odkryciu pierwszej na świecie jaskini liczącej 2000 m głębokości. Kierownikiem obecnej wyprawy jest Denis Prowałow z Moskwy. Uważa on, że ekipa jest bardziej doświadczona i lepiej wyposażona, niż podczas poprzednich prób i to budzi jego optymizm.
Speleolodzy "Cavexu", podróżujący z 70 worami sprzętu, mieli ciężką podróż: nadgorliwe służby kolejowe na Węgrzech wysadziły wszystkich z pociągu pod zarzutem nadmiernej ilości bagażu i przejazd trzeba było kontynuować wynajętym w Budapeszcie autobusem. Monte Canin (2587 m) -- z lodowczykiem na północnym zboczu -- znany jest też z krwawych walk podczas I wojny światowej, utrwalonych w pięknych włoskich pieśniach żołnierskich. (jn)
11.01.2002 ŁÓDZKI JUBILEUSZ 01/2002 (14)
Uroczystości jubileuszu 50-lecia powojennego odnowienia organizacji wysokogórskiej w Łodzi odbyły się 1 grudnia 2001. Najpierw była część oficjalna, którą rozpoczęło wystąpienie obecnego prezesa, Krzysztofa Pankiewicza. W punkcie drugim ogłoszono nazwiska osób wyróżnionych członkostwem honorowym ŁKW -- Krystyny Konopki, Marka Grochowskiego i Jerzego Michalskiego. Następnie przemawiali obecni na spotkaniu dawniejsi prezesi Koła i Klubu Łódzkiego -- w porządku chronologicznym, od Andrzeja Wilczkowskiego poczynając (zdjęcie). Każdy z nich mówił krótko o okresie swego prezesowania. Nieobecny z powodów rodzinnych Toni Janik nadesłał wzruszający list gratulacyjny. Po przemówieniach rozdano różne dowcipne nagrody, tak np. Maciek Gryczyński "Sprężyna" dostał sprężynę, zaś Gosia Lemańska "Order Uśmiechu". Wśród przybyłych na uroczystość gości była m.in. pani Maria Skierska, matka niezapomnianego Samka, byli też kiedyś związani z Łodzią Bogna i Zbyszek Skoczylasowie. Oficjalną część spotkania prowadziła Elka Fijałkowska "Glajza". O godz. 20 rozpoczął się bal, nazwany spotkaniem towarzyskim. Była niezła zabawa z tańcami. Dopisało towarzystwo, głównie starsze. Jednocześnie Jurek Michalski obchodził 50-lecie wspinania się (jest pod tym względem wciąż aktywny). Otrzymał kwiaty od żony Beaty i wspinającego się syna, Pawła. Z okazji jubileuszu wydano 40-stronicową broszurę "Łódzki Klub Wysokogórski -- 50 lat 1951--2001", zredagowaną przez zespół pod kierownictwem Bogdana Maca, filatelistów górskich ucieszyła okolicznościowa pocztówka, stemplowana ozdobnym datownikiem Łódź-1.
Krystyna Konopka (prezes KŁ i ŁKW 1974--77)
11.01.2002 PIOTREK I GOSIA 01/2002 (14)
Z żalem zawiadamiam, że w dniu 28 grudnia 2001 w Tatrach Zachodnich zaginęli Małgorzata Dłużewska i Piotr Ciesielski "Paladyn". Ratownicy TOPR już po 3 dniach poszukiwań ocenili ich szanse przeżycia jako żadne, jednak kontynuowali poszukiwania. Minął tydzień i po wielokrotnej dokładnej analizie faktów i poszlak nie pozostaje mi nic innego, jak zgodzić się z ich zdaniem. Oczywiście, wciąż możemy wierzyć w cud lub modlić się o niego -- znane są przecież przypadki niezwykłych ocaleń w górach, ale musimy się też pogodzić z myślą, że już ich nie spotkamy... Gosia -- świetna koleżanka, przyjaciółka, studentka fizyki... Piotrek -- mój kolega ze szkolnej ławki, serdeczny przyjaciel wielu z nas, członek Polskiego Klubu Górskiego i Deutscher Alpenverein, student informatyki...
Rodzinom i przyjaciołom obojga zaginionych zależy na jak najszybszym odnalezieniu ich ciał i ekwipunku. Piotrek zabrał z sobą kamerę, być może z jej pomocą zdołali utrwalić swoje ostatnie chwile. W związku z tym bardzo proszę o kontakt wszystkich, którzy poznali Piotrka lub Gosię i przebywali w Tatrach Zachodnich (Polskich lub Słowackich) w okresie od 26 grudnia. Ważne są informacje gdzie i kiedy byli, ale też te, gdzie ich nie było.
Jarek Buczyński (prezes PKG)
03.01.2002 CZARNA NIEDZIELA 01/2002 (14)
W niedzielę, 30 grudnia 2001, wypadki lawinowe zebrały tragiczne żniwo. Na liście 5 śmiertelnych ofiar znalazło się aż trzech "ludzi gór" -- dwaj ratownicy TOPR i znakomity skialpinista. O dramacie pod Szpiglasową Przełęczą pisaliśmy w GG 12/01 z 30.12.2001). Najpierw lawina pogrzebała tam parę studentów z Gdyni -- 22 letnią dziewczynę i 27-letniego chłopaka. Grupa ratowników, którzy podchodzili pod przełęcz, by zająć się transportem ciał, została przysypana przez kolejną lawinę. Najgłębiej znaleźli się dwaj młodzi ratownicy: 26-letni Bartłomiej Olszański i 29-letni Marek Łabunowicz. Wykopani spod zwałów śniegu mimo intensywnej reanimacji zmarli. Zarząd PZA wystosował pismo kondolencyjne do TOPR-u.

Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe
Zakopane

Drodzy Koledzy i Przyjaciele!

Wstrząśnięci tragiczną śmiercią Bartka i Marka łączymy się z Wami i Ich Bliskimi w prawdziwie szczerym bólu i żałobie. Stracili życie, wypełniając słowa przysięgi toprowskiej, a ich nazwiska zostaną wpisane na najchlubniejszą kartę historii ratownictwa tatrzańskiego -- obok Klimka Bachledy i ofiar tragedii Sokoła pod Kopieńcem. W naszej pamięci pozostaną też jako pełni życia towarzysze wędrówek po Tatrach, z którymi byli tak serdecznie związani. Ich śmierć nie będzie daremna, jeśli uprzytomni choćby części młodych ludzi, że podejmując niebezpieczne górskie wyprawy narażają nie tylko siebie, ale i życie ofiarnych i pełnych poświęcenia ratowników, a pośrednio i losy ich rodzin. Cześć ich pamięci!
Polski Związek Alpinizmu

Piątą niedzielną ofiarą białej śmierci był członek Zarządu PZA i świetny narciarz, 25-letni Jacek Mierzejewski z Wrocławia (zdjęcie). Wyruszył on wraz z młodszą siostrą Ewą na popołudniową wycieczkę w rejon Kotła Łomniczki w Karkonoszach. W pobliżu symbolicznego cmentarza ofiar gór zeszła na nich lawina. Dziewczyna zdołała się uwolnić spod śniegu i powiadomiła GOPR. Niestety, w efekcie akcji ratunkowej odkopano ciało. Bogdan Jankowski poinformował nas, że pogrzeb Jacka odbędzie się w sobotę w Jeleniej Górze.

 
Z bólem żegnamy naszego Kolegę, Przyjaciela i towarzysza wypraw górskich

JACKA MIERZEJEWSKIEGO

z Wrocławia, który w dniu 30 grudnia zginął w lawinie w Karkonoszach. Mimo iż miał dopiero 25 lat, był wybitnym i doświadczonym narciarzem wysokogórskim, działaczem organizacji taternickich, członkiem Zarządu Polskiego Związku Alpinizmu i przewodniczącym jego Komisji Narciarskiej. Odchodzi z nim wiele niespełnionych planów i nadziei. Do Jego Bliskich kierujemy wyrazy szczerego współczucia

POLSKI ZWIĄZEK ALPINIZMU