09.06.2004 Z NASZEJ POCZTY 06/2004 (42)
Na dni 24 i 25 maja pojechałem z Henrykiem Ciońćką, Marianem Bałą i moim bratem, Antonim, do Sulowa za Żyliną, w tamtejsze skałki. Bardzo piękne okolice. W ciągu popołudnia i przedpołudnia następnego dnia obeszliśmy sporą część terenu wokół Sulowskiej Kotliny. Baszty i grzyby skalne, iglice, jak w naszej Będkowskiej, wielkie turnie 50 do 100 m wysokości, najwyższe nawet 150-metrowe. Dookoła las na stromych stokach. Stary zamek wśród skał, pieczara, do której trzeba się wspinać po drabinie. Głuche bukowe lasy, pełne kwiatów łąki, nawet stado owiec -- o dziwo, bardzo płochliwych. Wysokości względne raczej nieduże: Sulov ok. 450 m, najwyższe wzniesienia 800 do 860 m npm. Piękny skalny przełom, jak we Vratnej.
W piątek 28 maja z dwoma kolegami zrobiłem wycieczkę z Krowiarek na Babią Górę. W drodze powrotnej trochę pojeździłem na big footach na resztkach pól śnieżnych. Następnego dnia, w sobotę, byłem w Dolinie Będkowskiej na dorocznym spotkaniu "Pokutników". Coraz to mniej nas i już nie ten, co kiedyś, zapał do śpiewania słowackich piosenek. Było ognisko, osób tylko około 30. Ale miło jest od czasu do czasu spotkać starych znajomych i przyjaciół ze wspólnej liny -- czy to ze skałek, czy z Tatr.
Ostatnio skończyłem kolejne opracowanie grupy górskiej Masherbrum Mountains w Karakorum. Jest tam dużo modnych obecnie formacji skalnych, intensywnie odwiedzanych przez wspinaczy zachodnich. Niestety, wielu wejść i obiektów nie byłem w stanie ustytuować na mapie orograficznej całej podgrupy czy na mapce Doliny Nangmak. Autorzy relacji nie zadają sobie trudu, by określić położenie ściany czy turni względem otoczenia, za to wkładają w teksty wiele mało istotnych informacji z własnych emocji i przeżyć. Utrudnia to niepomiernie pracę autorom monografii i kartografom, a często sprawia, że wiadomość o nowej drodze jest oderwana od konkretnej lokalizacji.
Jerzy Wala
09.06.2004 MIĘDZY DWOMA SEZONAMI 06/2004 (42)
Szpitalik pod Everestem
Już drugi sezon czynna była w bazie na Lodowcu Khumbu polowa klinika medyczna, prowadzona przez dr Luanne Freer. Mimo mniejszej koncentracji wypraw, klinika przyjęła dwa razy więcej pacjentów, niż rok temu. W ciągu 54 dni pracy udzieliła pomocy 168 potrzebującym, głównie alpinistom i Szerpom (trekkerów było w tej liczbie zaledwie 8). Około połowy pacjentów stanowili Nepalczycy. Ciekawe są dane kliniki na temat rodzaju schorzeń. Zdecydowanie najczęstsze są infekcje górnych dróg oddechowych (30 przypadków), bronchity (14) i uporczywy kaszel (nazwany "kaszlem Khumbu", 17). Częste były rozstroje żołądkowe i jelitowe (ok. 30). Poważniejszych zabiegów wymagały różne formy choroby górskiej, w tym 4 przypadki groźnego dla życia wysokościowego obrzęku płuc (HAPE) i jeden obrzęku mózgu (HACE). Dzięki interwencjom na miejscu, bardzo mocno zredukowano zwózki helikopterowe: zanotowano tylko 4 ratownicze przyloty helikoptera (z transportem 2 pacjentów) wobec ok. 30 przylotów w lata poprzednie. Nie było w bazie ani jednego zgonu. Do kliniki zgłaszali się też członkowie wypraw posiadających własnych lekarzy (ok. 20).
Król dalekiej północy
Najwyższym szczytem Grenlandii i całego północnego Kręgu Polarnego jest położony we wschodniej części największej wyspy świata Gunnbiorn Fjaeld (3693 m, wcześniej 3709, 3733 m). W marcu 2004 szczyt ten zaatakowała mała wyprawa brytyjsko-międzynarodowa, z zamiarem dokonania pierwszego wejścia zimowego. Wyjazd miał nastąpić w lutym, opóźnił się jednak wskutek sprzeciwów policji na Grenlandii, która uważała operację za zbyt niebezpieczną. W Górach Watkinsa powitały ekipę 25-stopniowe mrozy, mimo to szybko rozpoczęła ona działania, gdyż sezon zimowy zmierzał ku końcowi. Na wysokości 3000 m zdeponowano sprzęt. by następnego dnia ruszyć w stronę szczytu. Na grani okazało się jednak, że termometr wskazuje -35°, a silny wiatr przez tzw. windchill effect obniża temperaturę do -85°. Nie można było zdjąć rękawic ani odsłonić twarzy. Ponieważ teren nie był ani łatwy, ani bezpieczny, postanowiono zawrócić a depozyt pozostawić na grani do... następnej zimy. Odlot do Europy skomplikowało załamanie pogody z 45-stopniowym mrozem i śnieżycami uniemożliwiającymi przybycie samolotu. Szczyt Gunnbiorns Fjaeld został zdobyty w r. 1935 przez Jacka Longlanda z tow., do tej pory miał jednak tylko kilkanaście wejść.
Mount Kennedy ścianą
Anglicy Jon Bracey i Richard Cross przeszli środkiem 2-kilometrową północno-zachodnią ścianę Szczytu Kennedy'ego w Yukonie. W r. 1996 ścianę tę pokonali mniej więcej w tej samej linii Amerykanie Jack Roberts i Jack Tackle, niestety niedaleko szczytu musieli zawrócić wskutek zgubienia raka a niebawem i śnieżnej zawieruchy. Pechowa dwójka amerykańska wspinała się 11 dni, Brytyjczycy tylko 3 dni, oba zespoły były jednak zgodne w ocenie trudności: na drodze angielskiej lód szkockie VI z wyciągami mikstu -- z tego jeden o trudnościach VII. Mount Kennedy (4239 m) zachowuje w nazwie pamięć tragicznie zmarłego prezydenta USA, Johna Kennedy'ego. Szczyt zdobyty został stosunkowo późno: pierwszego wejścia nań dokonali 24 marca 1965 r. senator Robert Kennedy, himalaista James Whittaker, Brad Washburn i kilka innych osób.
Base jump w Garhwalu -- bez skoku
Zapowiadany na naszych łamach zbiorowy skok spadolotowy typu BASE znad słynnej, liczącej 1500 m wysokości zachodniej ściany Bhagirathi III (6454 m, GS 03/04), powiódł się tylko w połowie i to w tej mniejszej. Francuzi Lionel Deborde, Philippe Albouy i bracia Christophe i Jérôme Blanc-Gras 5 maja założyli bazę w rejonie Gangotri (4300 m). Po 2 dniach odpoczynku ruszyli w stronę góry, transportując po 15 kg bagażu, w tym spadochrony. 14 maja osiągnęli przełęcz północną (6000 m). Po odpoczynku w bazie, 18 i 19 maja podjęli ostateczny szturm -- z biwakiem na wys. 5300 m. Nad Przełęczą Północną były 2 skalne odcinki, dość trudne, potem długa śnieżna grań sklasyfikowana AD. Piękny widok ze szczytu nie zajął im wiele czasu. Trzeba było zejść 200 m na skraj zachodniego urwiska. Tu czekała ich przykra niespodzianka: budowa ściany uniemożliwiała bezpieczne skoki. Ok. 200 m pod ich stopami urwiska przecinała wybitna krawędź, zamykająca drogę w dół, co potwierdziło zrzucanie kamieni. Przy słabej nośności powietrza nie było możliwe szybkie "odskoczenie" od ściany. Na domiar złego, zerwał się wiatr i zaczęła się psuć pogoda, co przeszkodziło w ew. próbie szukania innego, dogodniejszego punktu do startu. Mimo niepowodzenia, skoczkowie są zadowoleni z wyprawy. Wszystko przebiegło zgodnie z planem, zespół okazał się fantastyczny, a wspinaczka niełatwą granią na szczyt była mocnym przeżyciem. Z tego urwiska skakać się nie da -- mówią -- ale na świecie jest tyle innych ścian i skalnych masywów: one będą kolejnymi wyzwaniami.