30.01.2004 ANNA ANTKIEWICZ 01/2004 (37)
Jak sie dowiadujemy, jedna z ofiar lawiny w Malej Swistowce jest Anna Antkiewicz (51), dlugoletnia dzialaczka organizacji speleologicznych, zalozycielka, przewodniczaca i dusza Sadeckiego Klubu Taternictwa Jaskiniowego PTTK "Beskid". Geolog z wyksztalcenia, z pasji byla taterniczka jaskiniowa i badaczka podziemi, instruktorem taternictwa jaskiniowego, interesowala ja tez wspinaczka skalkowa i zawodnicza. Byla uczestniczka badz kierowniczka wielu wypraw do jaskin Tatr, ale takze Alp, Pirenejow, Kaukazu i innych pasm gorskich. W ich trakcie brala udzial w licznych trudnych akcjach podziemnych -- na rowni z mezczyznami. Dzieki jej niespozytej energii dokonana zostala przez ekipy nowosadeckie eksploracja Jaskini Malej w Mulowej, zgodnie uwazana za najwiekszy sukces polskiej speleologii tatrzanskiej ostatniego cwiercwiecza. W r. 2002 Anna Antkiewicz za osiagniecie to nagrodzona zostala prestizowa nagroda "Kolosa". Na tematy jaskiniowe pisywala do magazynow speleologicznych, pism ogolnych, takze do "Taternika" -- od nru 1/1980 (Antro del Corchia i Abisso Fighiera) az po nry 1--2 i 3--4/2003 (o Jaskini Malej). Jej odejscie powoduje osierocenie osrodka sadeckiego, ale jest tez wielka strata calej speleologii polskiej.
29.01.2004 KONIEC STYCZNIA 01/2004 (37)
Arne Naess junior
W dniu 13 stycznia 2004 podczas wspinaczki na szczycie Groot Drakenstein (Hutchenson Peak) w gorach Franschoek w Afryce Poludniowej poniosl smierc slynny alpinista i biznesmen norweski, Arne Naess junior (zdjecie). Tragiczna smierc w wyniku 25-metrowego upadku polozyla kres niespokojnemu zyciu. Arne urodzil sie w Niemczech 8 grudnia 1937 roku. Pracujac jako makler okretowy, dorobil sie miliardowego majatku. Jedna z jego pasji byly gory. Slawe himalaisty przyniosla mu owocna wyprawa na Everest w r. 1985, ktora kierowal, a ktora wprowadzila na szczyt 17 osob. Sam stanal na wierzcholku 29 kwietnia, a wraz z nim slynny filmowiec amerykanski David Breashears oraz Richard (Dick) Bass, uwazany za ojca idei "korony ziemi". Czlonkiem jego wyprawy byl tez m.in. Chris Bonington. 1 lutego 1986 Arne Naess poslubil piosenkarke, Diane Ross -- slub odbyl sie w Romain Motier w Szwajcarii, a u wyjscia z romanskiej swiatyni jego koledzy gorscy utworzyli szpaler z czekanami w dloniach. Przez ostatnie 5 lat jego towarzyszka zycia byla Camilla Astrup (37). W sumie mial 7 dzieci -- najmlodsze nie ma jeszcze roku. Jego stryj, prof. filozofii i autor naukowych ksiazek, Arne Naess senior, pamietany jest jako organizator i kierownik norweskich wypraw na Tirich Mir. W r. l950 jedna z nich zdobyla szczyt glowny (7706 m), w 1964 inna weszla jako pierwsza na Tirich Mir East (7692 m). Profesor Naess ma 92 lata (urodzil sie 27 stycznia 1912) i ciagle intensywnie pracuje naukowo.
Jofrid Kolsto, Nesodden
Tragiczna wyprawa
Znany bawarski alpinista i fotograf gorski Franz Demel (38) postanowil tej zimy przewedrowac na piechote (z pomoca karpli) caly luk alpejski -- od Monachium do Wenecji. Wyruszyl 2 grudnia, by przebyc 500 km gor z laczna deniwelacja 25.000 m. Idac z towarzyszem, z powodu zlej pogody zrezygnowal z trudniejszych odcinkow. Przebyl wiecej niz polowe zaplanowanej drogi, padl jednak ofiara lawiny. Poruszajac sie wraz z partnerem w masywie Piz Boe w Dolomitach, 22 stycznia podcial deske sniezna, ktora porwala ich obu. Rudolf Runbuchner (32) znalazl sie w warstwach powierzchniowych i sam w pol godziny wydobyl sie ze sniegu, z pomoca detektora szybko tez zlokalizowal Franza. Lezal on jednak na glebokosci 1,5 m i ratunek przyszedl za pozno: alpinista udusil sie w lawinie. Niebezpieczenstwo lawinowe bylo wowczas znaczne (oznaczono je liczba 2) ale dwojka poruszala sie wydeptanym sladem, ratownicy uwazaja jednak, ze przyczyna podciecia deski mogly byc bardzo ciezkie plecaki alpinistow (do 30 kg). Wszystkie komunikaty pogodowe z Alp zwracaja uwage na grozbe desek snieznych, bowiem opady przychodzily kilka razy na zlodzone podloze.
Szybki Denis
Z Kazachstanu nadeszla wiadomosc o kolejnym -- tym razem sprinterskim -- sukcesie Denisa Urubki. Juz po raz czwarty zwyciezyl on w zimowym biegu wspinaczkowym na szczyt Amangeldy w poblizu stolicy kraju, Almaty. Skalisty ten szczyt ma 4000 m wysokosci, a biegacze pokonac musza trase bez mala 7 km i 1600 m wzniesienia (Rysy znad Morskiego Oka 5 km i 1100 m). Denis zmiescil sie w czasie 1 godz. 40 minut. Byl on zwyciezca w tym dorocznym biegu w latach 1997, 1998 i 1999. W dorobku ma 8 szczytow osmiotysiecznych, wszystkie bez wsparcia tlenowego, jest tez rekordzista szybkosci wejscia na Gasherbrum II: z bazy do szczytu w 7 godzin i 30 minut.
Wladyslaw Janowski
Szukanie talentow
Specjalne jury Niemieckiej Federacji Sportu (Deutscher Sportbund, DSB) przyznaje od r. 1987 organizacjom szczegolnie zasluzonym w wylawianiu i promocji mlodych talentow sportowych nagrode zwana "Zielona Wstega". W koncu minionego roku wyroznienie takie -- nota bene polaczone z wysoka premia pieniezna -- otrzymala Sekcja Landshut Deutscher Alpenverein (3000 czlonkow), znana z wyszukiwania uzdolnionych zawodnikow wspinaczkowych. Sekcja ma wlasna hale treningowo-imprezowa, a pajakow i pajaczkow skalnych wypatruje w szkolach i na lokalnych zawodach wspinaczkowych. Wybrane dzieci i mlodziez przechodza przez cykl atrakcyjnych i rozciagnietych na lata kursow. Cala robota kieruje ex-zawodnik a obecnie trener Willi Emmer -- do jego wychowankow naleza dzis znani juz z rozgrywek europejskich Robert Heinrich, Benjamin Becker i Alissa Oberlechner.
Trento 2004
52 Filmfestival Citta di Trento zaplanowano na dni 2--9 maja 2004 i dedykowano go 50-leciu pierwszego wejscia na K2. Godlem calej 52. edycji, powtarzanym na posterach, afiszach i drukach, bedzie slynne zdjecie K2 z grupa tragarzy na pierwszym planie, wykonane przez Vittoria Selle w r. 1909 (zdjecie). Tematyce K2 beda poswiecone imprezy towarzyszace -- wystawy, konferencje, spotkania z bohaterami zdarzen sprzed polwiecza, z ktorych wiekszosc -- w tym obaj zdobywcy szczytu -- zyje. Jako impreza rownolegla Festiwalu organizowana jest po raz 18. wystawa "Montagnalibri 2004" (30 kwietnia -- 9 maja), stanowiaca przeglad aktualnej produkcji ksiazkowej i czasopismienniczej swiata. Wystawa ta po zakonczeniu festiwalu odbywa pielgrzymke po wazniejszych alpejskich centrach turystyki i wspinania.
Cordillera pusta?
Niepokojace wiesci nadchodza z raju alpinistow -- peruwianskiej Cordillera Blanca, gdzie w okresie najblizszych 3 lat maja zostac wprowadzone rewolucyjne restrykcje ochroniarskie. Opracowany przez ekologow z Instytutu Gorskiego Panstwowego Instytutu Zasobow Naturalnych Peru nowy plan Parku Narodowego ma wylaczyc z eksploatacji wspinaczkowej 85% szczytow. Z okolo 300 wazniejszych szczytow Bialej Kordyliery, do dyspozycji alpinistow pozostanie zaledwie 40, a na nich w sumie nie wiecej niz 60 (!) drog. Rezerwaty scisle, obecnie obejmujace ok. 5% powierzchni Parku Narodowego, maja zostac rozciagniete na 60--70% obszaru, co automatycznie zamknie wiekszosc znanych szczytow i drog wspinaczkowych. Wstep na teren pasma dozwolony bedzie tylko od strony zachodniej. Glowna atrakcja calej Cordillera Blanca, Huascaran (6768 m), mialby byc dostepny tylko drogami normalnymi od zachodu -- z wylaczeniem wszystkich slynnych scian. W takich rozwiazaniach mozna sie dopatrywac checi utrzymania przynoszacej zyski masowej dzialalnosci turystycznej, dzis glownie skomercjalizowanej, kosztem alpinizmu wyczynowego, nie wiazacego sie z wiekszymi efektami finansowymi.
Wladyslaw Janowski
Pozdrowienia z Patagonii
W Parku Narodowym Torres del Paine znajduje sie ekipa KW Torun. Pozdrowienia z Puerto Natales w imieniu swoim oraz Krzyska Belczynskiego i Wojtka Wiwatowskiego przyslal Bodziu Kowalski. W rejonie Paine bawi kilka wypraw, m.in. zespol z RPA. Tymczasem pogoda w tej czesci kontynentu nie jest dobra. Z grupy Chalten donosi Tina Di Batista, ze juz 10 dni siedzi z towarzyszami pod Fitz Royem ale szczytu nie zdolali jeszcze zobaczyc -- wciaz tonie w chmurach.
Uwaga lawiny
Srodki masowego przekazu informuja o wypadkach lawinowych w Tatrach (ostatni jakze tragiczny!), nie lepsza sytuacja panuje w Alpach. Pogoda jest zmienna i najblizszy weekend ma przyniesc male ocieplenie (rzedna "0" ma sie podniesc do 2000 m). Na razie synoptycy alpejscy ostrzegaja przed lawinami. Na calej polnocnej stronie Alp wiatry poprzenosily masy sniegu, ktore w zlebach, muldach i zalomach terenu utworzyly groznie przyczajone deski sniezne. Zebraly one juz szereg ofiar -- takze w Alpach Julijskich (gdzie z kolei na zlodowacone podloze spadlo 50 cm swiezego sniegu). Szczegolna ostroznosc wskazana jest powyzej 2000 m, zagrozenie lawinowe oceniane jest tam bowiem na "3", a w Wysokich Taurach (chetnie odwiedzanych przez Polakow) nawet na "4". Tam z narciarstwa poza wyjezdzonymi trasami nalezy w ogole zrezygnowac. W nizszych polozeniach niebezpieczenstwo nie jest tak duze. Ratownicy alpejscy rozwijaja szeroka akcje profilaktyczna. M.in. w ludnych osrodkach sportow zimowych organizowane sa niedzielne kursy lawinowe. W skrotowej formie ich uczestnicy otrzymuja instruktaz w zakresie oceny stokow snieznych, czytania komunikatow lawinowych, rozpoznawania niebezpieczenstwa w gorach, wlasciwego zachowania sie w niepewnym terenie, poslugiwania sie sprzetem lokacyjnym, wreszcie ratownictwa lawinowego i -- szczegolnie waznej -- pomocy kolezenskiej. Koszt udzialu w takim kursie wynosi ok. 20 euro.
Tragiczne post scriptum
29 stycznia 2004. Popoludniowe dzienniki radiowe zaczynaja sie dzis od wiadomosci z Zakopanego o nowej tragedii lawinowej w Tatrach Zachodnich. W dniu wczorajszym w masyw Czerwonych Wierchow wyruszylo czworo grotolazow z Nowego Sacza -- dwie kobiety i dwaj mezczyzni -- ktorzy mieli przygotowac droge dojscia do glosnej ostatnio Jaskini Malej w Mulowej -- przed planowana duza wyprawa, czekajaca na wymarsz z Zakopanego. Kiedy nie dali oni znaku zycia ani wczoraj, ani dzisiaj rano -- TOPR rozpoczelo energiczne poszukiwania, m.in. z uzyciem helikoptera i z pomoca kolegow z HS. Szybko wyszla na jaw tragiczna prawda: cala czworka zostala porwana przez waska lawine i zniesiona do Malej Swistowki. Upadek z duzej wysokosci spowodowal smierc grotolazow wskutek ciezkich obrazen. Jak wynika z komunikatow, byli oni bardzo doswiadczonymi taternikami jaskiniowymi, obznajomionymi z warunkami wspinaczek zimowych. Wielkie odkrycia w Jaskini Malej ("Taternik" 1--2/03 s.70) byly chluba niewielkiego lecz niezwykle preznego Sadeckiego Klubu Taternictwa Jaskiniowego, ktory obchodzi wlasnie 20-lecie istnienia. Za sukcesy przyszlo zaplacic bardzo wysoka cene. Blizsze szczegoly zdarzenia nie sa na razie znane.
19.01.2004 SHISHA PANGMA - BEZ SZCZYTU 01/2004 (37)
Jak podawalismy w naszym ostatnim doniesieniu, wyprawa polsko-wlosko-kanadyjska planowala wejscie na szczyt na niedziele 11 stycznia. Rzeczywistosc okazala sie jednak bardziej skomplikowana. Trojka pracujaca w scianie nie wyrobila sie z rozpinaniem poreczowek, duzo czasu zajelo wyrabanie platformy i zainstalowanie obozu II (7100 m), ktory wbrew obawom udalo sie jednak zalozyc. W piatek i sobote 9 i 10 stycznia Piotr Morawski i Simone Moro pracowali "jak wariaci": plecaki po przeszlo 20 kg, 500 m lin poreczowych, nie zdolali jednak przebic sie do krawedzi sciany, skad do szczytu jest jeszcze ok. 400 m wysokosci. Tymczasem dzialalnosc przerwala fala wiatrow, na szczescie na tyle krotka, ze w koncu tygodnia mozna bylo przypuscic finalny szturm. W czwartek Simone i Piotr weszli w 5 godzin z bazy do obozu I (6100 m). Atak szczytowy podjeli z "dwojki" w sobote 17 stycznia. Nie wzieli jednak pod uwage zimna na tej wysokosci i wyruszyli zbyt wczesnie. W nocy podeszli do konca poreczowek i zalozyli dalsze, okazalo sie jednak ze mroz jest zbyt silny. Tracac czucie w stopach wrocili od obozu II, gdzie grzali sie nad palnikiem. Potem ruszyli ponownie w gore i o godz. 12 osiagneli gran. Ostatnie wyciagi byly tak trudne, ze wymagaly zdejmowania rekawic. "Vedo l'Everest ed il Lhotse -- meldowal przez telefon pelen optymizmu Simone -- siamo a circa 7650 m." Mimo poznej pory i mrozu 45-50* podazyli w strone szczytu. Slonce zajdzie o 18 -- mowili, mamy nadzieje, ze damy rade. Okazalo sie jednak, ze gran jest skomplikowana i konieczny jest dlugi zjazd. Nie majac 100-metrowej liny, probowali obejsc to miejsce trawersami, w szczerym lodzie byly one jednak zbyt niebezpieczne. Po 3 godzinach roboty na grani zdecydowali sie na odwrot. Piotr Morawski poszedl z "dwojki" od razu w dol, natomiast Moro (z lekko odmrozonym palcem) postanowil zaczekac w obozie II do nastepnego dnia i ponowic atak wraz z Darkiem Zaluskim, ktory nadszedl tymczasem z "jedynki". Nie udalo sie to jednak, o czym Simone mowi juz z bazy:
"Jestesmy z powrotem w bazie (5300 m ). Mielismy dzisiaj ciezki dzien, poniewaz po prawie udanym wejsciu na szczyt postanowilem zostac kolejna noc w obozie II, z zamiarem podjecia jeszcze jednej proby wejscia. Noc byla niewiarygodnie zimna, zdaje mi sie, ze jeszcze zimniejsza niz minus 52*, zanotowane podczas naszego szturmu sobotniego. Kiedy dzis rano obudzilismy sie, bylismy pokryci lodem a do tego wial silny wiatr. O godzinie 11 zszedlem z obozu II do jedynki, a potem dalej do ABC i wreszcie o 16.30 do bazy -- zupelnie wykonczony, m.in. z powodu 35 kg w plecaku. (...) Nasza przedwczorajsza probe przerwalismy na wysokosci 7700 m o godzinie 15. Ogarnal nas tam mrozny cien, stracilismy czucie w stopach i dalszy marsz zmusilby nas zapewne do koszmarnego biwaku. Bylo to ciezkie przezycie i bardzo ciezka decyzja. Jest faktem, ze jako pierwsi pokonalismy w zimie poludniowa sciane, niestety szczyt nadal czeka. Ja czulem sie dobrze i bylem wystarczajaco szybki, swiatla dnia starczyloby pewnie, aby osiagnac wierzcholek -- ale potem moze... za niego umrzec."
Ostatecznego sukcesu zabraklo, ale musze szczerze przyznac, ze w ciagu tych 50 dni cala prace poreczowania sciany wykonalismy we dwoch: Piotr i ja. Darek byl przy tym efektywnym pomocnikiem, a Jan -- dobrym liderem i ochotnym wspinaczem."
Tyle Simone 18 stycznia na goraco po powrocie do bazy. Od siebie dodajmy, ze decyzja tam na gorze byl trudna ale bardzo rozsadna, a himalajska zima okazala sie mocniejsza od bojowego zespolu, ktory poza wola walki wykazal sie tez godna uznania rozwaga i nie ryzykowal zaliczenia szczytu za kazda cene. Zespol byl "o krok od szczytu", ale ten krok byl jeszcze duzy, a mogl sie rozciagnac do bardzo duzego. Jak wynika z relacji Simone Moro, cala prace na scianie wykonal on wraz z Piotrem Morawskim. Na pewno przydalyby sie jeszcze z dwie dobre dwojki -- pamietamy opinie Andrzeja Zawady, ktory stale podkreslal, ze ekipa zimowa nie moze byc mala, gdyz nieludzkie warunki klimatyczne szybko redukuja jej sklad do paru zdolnych do akcji osob. Trudno wymadrzac sie zza biurka, ale nasuwa sie pytanie, dlaczego wybrano droge hiszpanska z r. 1995, nielatwa, a przede wszystkim wyprowadzajaca na gran daleko od wierzcholka. Drogi bezposrednie (zdjecie), a nawet wiodaca pod szczyt srodkowy droga Kurtyki, dawalyby byc moze wieksze szanse na sukces. Moro jest nie tylko swietnym himalaista, dobrze przystosowujacym sie do wysokosci, ale i zdolnym dziennikarzem, a codzienne zywe komunikaty na jego stronie www byly cytowane przez wszystkie wazniejsze strony internetowe swiata. Po raz pierwszy wyprawa zimowa byla tak krok po kroku relacjonowana, a poniewaz byla tylko jedna, budzila powszechne zainteresowanie. Pozwoli to wreszcie himalaistom zachodnim pojac roznice miedzy wspinaniem wiosna czy jesienia a mroznym i wietrznym pieklem kalendarzowej zimy (tak, wlasnie kalendarzowej, bo pierwsza polowa grudnia jest z reguly jeszcze okresem ulgowym). Na pierwsze zimowe przejscie czekaja zatem wszystkie osmiotysieczniki Karakorum, a w Himalajach Nanga Parbat, Makalu i -- Shisha Pangma. (J. Nyka)
11.01.2004 SHISHA PANGMA - ZMIANA PLANU 01/2004 (37)
Jak podawalismy w naszym ostatnim doniesieniu, wyprawa planowala wejscie na szczyt na niedziele 11 stycznia. Rzeczywistosc okazala sie jednak bardziej skomplikowana. Trojka pracujaca w scianie nie wyrobila sie z rozpinaniem poreczowek, duzo czasu zajelo wyrabanie platformy i zainstalowanie obozu II, ktory wbrew obawom udalo sie jednak zalozyc. W piatek i sobote Piotr Morawski i Renato Moro pracowali "jak wariaci": plecaki po przeszlo 20 kg, 500 m lin poreczowych. Do krawedzi sciany brakuje im jeszcze ok. 300 m, potem dalszych 600 m wysokosci trzeba bedzie pokonac latwa ale dluga grania. Tymczasem zapowiedzi synoptykow nie sa korzystne: we wtorek i srode przewiduja oni wichury do 150 km/h. Zespol czeka z decyzja na prognoze poniedzialkowa. Na finalny atak, mimo poreczowek, potrzeba bedzie paru dni -- start wedlug Simone Moro wchodzilby w rachube po przejsciu zapowiadanego frontu, czyli w czwartek 15 stycznia. Jesli wiatr nie pozrywa namiotow i "jesli pogoda pozwoli". Wspinacze sa w dobrej formie i, jak widac, dzialaja z duza ostroznoscia.
09.01.2004 SHISHA PANGMA 01/2004 (37)
Jak wynika z dzisiejszych informacji, wyprawa zimowa na Shisha Pangme wkracza w finalna faze -- proba ataku szczytowego zapowiadana jest na niedziele 11 stycznia. Po sylwestrowym zalamaniu, pogoda poprawila sie i ostatnie dni znow byly bardzo pracowite. 4 stycznia Simone Moro, Piotr Morawski i Darek Zaluski osiagneli wysokosc 7000 m i dociagneli do tego pulapu linie poreczowek. W scianie panuja warunki typowe dla zimy: brak powloki snieznej, szklisty zielonawy lod, wymagajacy od wspinaczy nieustannej uwagi. "Tu nie wolno popelnic zadnego bledu" -- mowi Moro. Nie sprawdza sie dwojka kanadyjska, ktora nie wlaczyla sie efektywnie do roboty nad przygotowaniem drogi, a w zespole wyprawowym trzyma sie troche z boku. Po krotkim odpoczynku w bazie, 8 stycznia polsko-wloska trojka wspiela sie jednym skokiem do obozu I, co swiadczy o dobrej juz aklimatyzacji. Na piatek zaplanowali poreczowanie az do grani (ok. 300 m lin). Wielki problem stanowi brak miejsca, gdzie moznaby rozbic namiot obozu II. Jezeli nie znajda zadnej mozliwosci, beda zmuszeni biwakowac bez oslony, co oczywiscie skomplikuje atak szczytowy. Wedlug zapowiedzi synoptykow, pogoda do poczatku przyszlego tygodnia ma byc "do przyjecia", pozniej spodziewane sa wichury do 150 km/h. W tej sytuacji wskazany jest pospiech: pierwsza probe wypadu w strone szczytu przewiduja na najblizsza niedziele. Trzymajmy kciuki!
04.01.2004 KROTKO, KROTKO, KROTKO 01/2004 (37)