GS/0000 OGRODEK JORDANOWSKI LOMNICZAK 02/2011
Andrzej Pietsch
Po prawej Lomnica – kiedys krolowa Tatr, dzisiaj pospolity Lomniczak. Po lewej Kiezmarski Szczyt z Malym Kiezmarskim czyli Kezmarak ze szpicem Weberovki. Fot. Jozef Nyka
Nazwy miejscowe powstawaly kiedys nie po to, zeby onomastycy mieli sie czym bawic, lecz po to, by umozliwic komunikowanie sie gospodarzy terenu. Musialy byc zwiezle, latwe w wymowie i w miare jednoznaczne. Stad juz u dawnych gorali widac bylo daznosc do ich upraszczania – tak pod wzgledem fonetyki jak i morfologii. Nie mowili wiec "w Dolinie Pieciu Stawow", tylko "w Piecistawak" lub jeszcze zwiezlej "w Pieci", Dolina Chocholowska Wyznia byla "Wyzniem", a Mieguszowiecka Przelecz pod Chlopkiem po prostu "Chlopkiem". W mowie potocznej odpadal rzeczownikowy czlon nazwy i funkcjonowal sam dzierzawczy przymiotnik. Owce pedzono do Mietusiej, w Jarzabczy, w Tomanowa, w Kozi. Te uproszczenia siegaly tak gleboko, ze przy wielu nazwach dzis nawet nie wiemy, jakie ich drugi czlon mial brzmienie. Rodzaj zenski Krotkiej, Ostrej, Konczystej, Wysokiej sugeruje, ze chodzilo o "Turnie" lub "Skale". Te same tendencje, co u gorali, panowaly w nomenklaturze "panskiej". I tak ze skrocenia spiskiej Lomnitzer Spitze poszla kiedys nasza piekna Lomnica, a z Gerlsdorfer Spitze w polowie XIX w. mniej udany Gierlach, zreszta poczatkowo i u nas zapisywany poprawnie jako Gierlachowski Szczyt lub Wierch. Na mapach polskich stosunkowo nieliczne byly zdrobnienia nazw. Mielismy pasterskie Jaworzynki, Swistowki i Siodelka a trzy Zawraciki zostaly wprowadzone przez przewodnikow jako nawiazania do slynnego Zawratu. W koncu XIX w. popularna byla "Rozanka" dla Schroniska Rozy (Rosa-Hutte) w wylocie Doliny Zimnej Wody. Bledne spolszczenie Kammchen w "Grzebyk" nie znalazlo szerszego uznania. Niewygodne byly nazwy dluzsze. Totez juz w XVIII w. mamy w dokumentach "Rybie" zamiast "Rybiego Jeziora" a w XIX w. nie Lysa Polane ale krotko Lysa ("w traczu na Lysej" – Eljasz "Obrazek" 1875). Dluga nazwa Doliny Pieciu Stawow takze w ustach gosci skracala sie do "Pieciu" a Hala Gasienicowa stala sie po prostu "Hala". Chociaz hal mamy w Tatrach wiele, wiadomo o ktora chodzi. Juz przed wojna, moze nawet wczesniej, tasiemcowy "Mieguszowiecki Szczyt Wielki" przemienil sie w poufalego "Miegusza", odmienianego jak Janusz. Przypomnijmy wierszyk Macieja Zajaczkowskiego "Bunt olbrzymow" w "Taterniku" 1937–38: "Stary Miegusz rzekl w te slowa do malzonki swej Cubryny". Dzis na codzien "Miegusz" jest forma dominujaca, jesli nie wylaczna. Jeszcze klopotliwszy Mieguszowiecki Szczyt nad Czarnym Stawem stal sie Czarnym Mieguszowieckim (Zaruski 1910–1923, Paryski od 1951). Ceperskie Zakopane zaczeto przezywac "Zakopcem" lub "Zakopciem", pojawil sie tez nowy rodzaj nazw, mianowicie skrotowce. Prawdziwa kariere zrobil skrot "Moko", ktory zrodzil sie z kancelaryjnego zapisu "M. Oko" w papierach klubowych. Odczytywane, "M. Oko" zamienilo sie w poreczne "Moko". W latach 50. w podobny sposob ze skrotu literowego Z.T.M. dla Zabiej Turni Mieguszowieckiej wylonila sie "ZTM" – wymawiana sylabowo "Zeteem" i odmieniana jak rzeczownik meski. Wydana w r. 1990 monografia Marka Pokszana nosi tytul "ZTM od polnocy". Slyszalo sie DRP dla Doliny Rybiego Potoku, MKM dla Malego Kotla Mieguszowieckiego czy WCK dla Wyzniego Czarnostawianskiego Kotla, co zreszta podpowiadaly rysunki w tomikach popularnego – i tez skracanego do trzech liter! – "WHP".
W tamte lata taternicy darzyli szacunkiem gory i zwiazana z nimi tradycje – rozwija ten temat Mieczyslaw Swierz w artykule "O powrot do wielkosci Tatr" w "Taterniku" z maja 1928 roku. Dlatego zadna z tych nieprawych form u nas nie uzyskala wstepu do map, dlugo tez bronil sie przed nimi "Taternik". Polscy autorzy przewodnikow nie tylko tymi nowinkami nie operowali, ale nawet ich nie rejestrowali jako zjawiska. Przeciwko "Moku" sam oponowalem w r. 1956 w mojej monografii Doliny Rybiego Potoku (s.28). W ostatnich dekadach hamulce puscily, gory staly sie pospolitym placem zabaw ruchowych i intelektualnych, gdzie dziatwa wyzywa sie na wszelkie mozliwe sposoby. Usluznie ida za tym redakcje czasopism – "Miegusz" i "Moko" nie raza juz w "Taterniku" a kwiecistym przykladem moze byc "wyluzowane" zdanko z artykulu zamieszczonego niedawno w powaznym miesieczniku: "zabralismy ja na wycieczke z Moka do Zakopca przez Szpiglas i Kozia".
U naszych milych sasiadow tendencje do zdrobnien byly silniejsze niz u nas, co wiaze sie po trosze z natura ich jezyka. W spiskiej czesci Tatr z dawna istnialy spieszczenia "Kammchen", "Stosschen", "Brunnchen", "Drechslerhauschen". W XIX w. weszly do literatury familiarne formy nazw szczytow, i to tych najglowniejszych. Dr Szontagh w "Karpathen-Edelweiss" nr 1 1880 kieruje sie "zur Spitze der Gerlsdorferin", w tym samym roku spoufaleniami "die Eisthaler", "die Eisthalerin", "die Gerlsdorferin" licznie posluguje sie Franz Denes w Roczniku Wegierskiego Tow. Karpackiego, ktos inny lansuje "Schlagendorferin". Znamienny jest rodzaj zenski tych spieszczen, narzucany przez zenska "Spitze", a mechanicznie przejety przez Czechow i Slowakow. Z niemieckiego Kammchen (grzbiecik) powstal slowacki "Hrebienok". Czeska i slowacka "Gerlachovka" rozplenila sie w latach 20., choc – o dziwo! – istniala juz w polowie XIX stulecia, zawiera ja np. praski "Slovnik naucny" F.L. Riegera w tomie IV z 1865 r.: "Na Kotlu ci Gerlachovka (najvyssi stit Tater)". Ernst Hochberger slusznie zalicza Gerlsdorferin i Gerlachovke do "Bergsteigerjargon" (s.115 nr 0398), przypomnijmy jednak, ze nowotwor ten zyskal szersza akceptacje i wkroczyl do oficjalnych map Tatr. Na kilku wydaniach wojskowej mapy 1:75.000 mamy jeszcze "Gerlach", natomiast na wydaniu z 1927 r. jest juz "Gerlachovka". Taka wersje lansuja tez mapy turystyczne, np. "Chytilova turisticka mapa" (od 1919), mapa Juliusa Gregora, czy nawet klubowa mapa KCST K. Dvoraka 1:50.000 z r. 1924. Od lat obserwujemy nie bez zdziwienia, ze owa lewa "Gerlachovka" panoszy sie w dzisiejszych zachodnich atlasach i encyklopediach, zacnych Larousse i Britannica nie wylaczajac!
Wojskowa mapa 1:75 000 - wydanie z r. 1931
Wojskowa mapa 1:75 000 – wydanie z r. 1931
Podobnie jak z Gerlachovskym stitem bylo z trudno wymawialna Posrednia Grania (Prostredny hreben, Prostredny hrot), skracana w udany jednowyrazowy "Stredohrot". Przerobka nastapila rowniez w XIX wieku. Tak np. "Stredohrot, 2440 m" przynosi pismo "Slovenske Pohl'ady" 1884 a "Stredohrot (Mittelgrat, 2440 m)" – "Slovenska citanka" 1910. Mamy ten zrost w przewodnikach, np. u Jaroslava Vsetecki, jest na mapach, m.in. u wspomnianego Gregora (ok. 1930) czy na arkuszu "Vysoke Tatry" 1:40 000 Janki i Kuchara z 1936 roku. Gregor dokonuje malej manipulacji: "Prostredny hreben" przyjmuje dla calej grani, zas "Stredohrot" dla jej kulminacji 2440 m. W omowieniu sezonu w "Krasach Slovenska" 9/1955 s.352 formy tej uzywa normotworczy Arno Puskas. We wspomnianej "Slovenskej citance" (1910) a takze w czeskim przewodniku Antonina Stanglera (1921, s.57) pojawia sie wadliwy pod wzgledem slowotworczym odpowiednik naszych "Piecistawow" – "Petispisske plesa". Droga Jordana na Lomnice zwana byla od dawna "Jordanka", a graniowka masywu Gierlachu – "Martinka". Schronisko Teryego zwano "Terinka", podobnie bylo z Koleba Wachtera, nazywana milo – choc nocami straszyl w niej Jeno Wachter – "Wachterka". Od dawnej nazwy Malego Kiezmarskiego "Weber-Spitze" ("Weberov stit" u Janoski 1923) poszla "Weberovka", najpierw dla samego szczytu a potem osobno dla drogi Stanislawskiego. Kopa Lodowa zwana bywa "Markazitka" – od niemieckiej nazwy tego szczytu, co odnotowuja juz Kroutil i Gellner w r. 1947 ("Tez podle nemeckeho »Markazitky«)."
W ostatnich dekadach u Slowakow niepokojaco szerzy sie sufiks -ak, u nas tak kiedys wykpiony przy warszawskim "halniaku". Zabi Kon przezywny jest pogardliwie "Zabakiem", Kiezmarski Szczyt "Kezmarakiem" a Jaworowe Szczyty "Javorakami". Czesto – nawet w pismie "Tatry" – spotyka sie spieszczenie Lomnicy w degradujacy ten szczyt "Lomnicak". Pozniej przybyly Batizak, Rumanak i Kacak – na Kacaku chlopcy "preliezli Superku", a na przyszla zime wybiora sie "do oblasti Mengusakov". Prawdziwa epidemia, a obrazu ogrodka jordanowskiego dopelnia Jastrzebia Turnia, ktora teraz nazywa sie "Jastrabka" – Jaroslav Matousek nakrecil film pod takim wlasnie tytulem. Schronisko nad Zielonym Stawem Kiezmarskim dlugie lata bylo Brncalova chata. Nazwe te wycofano, ale przekorni taternicy zachowali ja jako "Brncalke". Turysci polscy bedacy pod urokiem jezyka slowackiego – szczegolnie w latach 50. – chetnie przyjmowali te nowosci, a niejeden nasz taternik dzis nawet nie wie, ze zamiast Hrebieniok moze powiedziec Siodelko.
Te kwiatki nazewnicze z literatury tatrzanskiej trudno bedzie wyplenic, podobnie jak nie da sie usunac bohomazow z miejskich murow i mostow. Sa pewnym znakiem czasu, choc jak sie okazuje, znak ten ma wcale odlegla przeszlosc. Badzmy jednak swiadomi tego, ze ten styl nie wszystkich zachwyca i ze nawolywania naszych ojcow o szacunek dla Tatr nie byly pozbawione sensu. W kazdym razie Mieczyslaw Swierz moze spoczywac szczesliwy, ze tak trywialnego spoufalenia sie ze swoimi Wielkimi Tatrami nie dozyl: "Niech Lodowy Szczyt – pisal 80 lat temu – znowu stanie sie dla nas gigantycznym ogromem, ramionami swemi rozpostartym od Snieznej ku Lodowej Przeleczy, niech Gierlach przeziera sie znowu w toniach Litworowego i Zielonego Stawu, niech w niepamieci pograza sie Szewskie Stolki, Pily, Kalenice." Szewskie Stolki i Pily szczesliwie zniknely, za to mamy jakze wdziecznie brzmiaca Maszynke do Miesa! No ale to bedzie juz calkiem inny temat.
Jozef Nyka
GS/0000 ZIMA W KARAKORUM 02/2011
O planach i poczatku zimy 2010–2011 w Karakorum pisalismy w poprzednim numerze. Pierwszy sukces przyszedl zgodnie z przewidywaniami: Gasherbrum II (8036 m) – najlatwiejszy z celow a do tego, choc maly, najsilniejszy zespol. Bylo ich trzech. W dniach 1–6 stycznia ze Skardu aklimatyzowali sie na stokach Khosar Gang. Wojskowy helikopter przerzucil ich w gniazdo Gasherbrumow, baze na 5100 m zalozyli 9–10 stycznia. Simone Moro zapowiadal styl alpejski, ostatecznie jednak stanely obozy I (5900 m) i II (6500 m) a na 6900 m szturmowa "tendina". Niezle zaaklimatyzowani, z atakiem nie zwlekali. 30 stycznia wyruszyli z bazy do jedynki, nastepnego dnia dotarli do dwojki a 1 lutego do ciasnej trojki. Szczyt osiagneli zgodnie z planem 2 lutego: Wloch Simone Moro, Kazach Denis Urubko i amerykanski fotograf Cory Richards. "Giornata dura – ore 11.28 vetta" – zanotowal Simone. Pierwszy 8-tysiecznik Pakistanu zostal zdobyty zima, dla Moro trzeci sukces tej klasy (po Shisha Pangmie i Makalu). Podziw budzi styl i czas, w jakim dokonano wejscia. Pozniej pogoda w Karakorum byla zmienna, wiec pozostale zespoly do konca lutego nie przebily sie ponad 7500 m. Jesli chodzi o team Artura Hajzera, najliczniejszy z wszystkich, nawet jesli nie wejdzie na szczyt, nie wroci do kraju z niczym. Pomyslany byl jako – jak sie kiedys mowilo – kuznia kadr zimowych i pod tym wzgledem swoje zadanie wypelni calkowicie. Poza wszystkim, sezonu zimowego nie nalezaloby przeciagac poza luty, jak kiedys bylo – i slusznie – w Nepalu.
GS/0000 WSKAZNIKI KIERUNKOW DZIALANIA 02/2011
American Alpine Club oglosil nazwiska alpinistow, ktorzy otrzymaja tegoroczne granty w ramach funduszy McNeill-Nott Award i Lyman Spitzer Cutting Edge Award. Po analizie wnioskow, wybrane zostaly nastepujace zespoly:
Lyman Spitzer Award. 1) Skiy Detray i Andy Hoeckel, ktorzy udaja sie w Karakorum, by sprobowac przejsc capsule-style wschodnia sciane Great Trango Tower. 2) Ben Venter, Jake Tipton i Willy Oppenheim planujacy pierwsze klasyczne przejscie 1000-metrowej SW sciany Nafees Cap w slynnej Dolinie Charakusa. 3) David Anderson, Szu-ting Yi i Eric Salazaar, kierujacy sie do Chin, by w stylu alpejskim zdobyc dwa dziewicze szczyty w masywie Genyen w Seczuanie. 4) Colin Chaley i Bjørn-Eivind Artun, ktorzy podejma probe przejscia dziewiczej sciany Ogre II w Karakorum – od strony lodowca Choktoi.
McNeill-Nott Award. 1) Jesse Burkhardt, Bo White, Boris Lukanov i Darren Benton zainteresowani wejsciem na Pik Patchor w tadzyckim Gornym Badachszanie. 2) Sam Johnson i Ben Chriswell z zamiarem wejscia na liczacy 8300 stop wysokosci dotad niezdobyty szczyt w Neacola Mountains na Alasce.
Zauwazmy, ze lista nie zawiera zadnych osmiotysiecznikow ani w zadnej postaci "koron". Przyznane wsparcia finansowe – raczej niewysokie jako kwoty – wydobywaja malo znane lub nieznane nazwiska, pokazuja tez jakie cele i jakie style maja najwyzsze notowania na swiatowych gieldach. Chocby dlatego warto sie nimi interesowac.
Wladyslaw Janowski
Wojskowa mapa 1:75 000 - wydanie z r. 1931
GS/0000 TATRY I KSIAZKI 02/2011
Mimo kryzysu czytelnictwa, ksiazka tatrzanska ma sie dobrze. W roku zeszlym i z poczatkiem biezacego ukazalo sie sie kilkanascie godnych uwagi tytulow. Wsrod wydawcow potentatem staje sie rzutka oficyna TPN. W r. 2010 jej nakladem w serii "Przyroda Tatr dla turystow" ukazaly sie trzy bogato ilustrowane ksiazki. Pierwsza, zatytulowana "Motyle Tatrzanskiego Parku Narodowego", napisal Jaroslaw Wenta, druga – "Zwierzeta i rosliny. Przewodnik po Tatrach Polskich" – Tomasz Skrzydlowski, ktory podobnie jak Wenta jest pracownikiem TPN. Trzecia pozycja w tej samej serii jest przewodnik "Wycieczki geologiczne w Tatry" Marii Bac-Moszaszwili i Edyty Jurewicz. W przygotowaniu sa "Ptaki Tatr i Podtatrza" oraz "Jaskinie i zjawiska krasowe Tatr". W r. 2010 Zespol Wydawnictw TPN wznowil ksiazke Filipa Zieby i Tomasza Zwijacza-Kozicy o niedzwiedziu tatrzanskim. Wydawca ten siega tez do problematyki historycznej. W r. 2010 ukazala sie ksiazka "Dzialalnosc Zamoyskich w dobrach zakopianskich". Zawiera on referaty z konferencji w 120. rocznice zakupu dobr zakopianskich przez Zamoyskiego. Najwiekszym dokonaniem oficyny TPN pozostaje jednak wydanie "Sabaly" Wieslawa A. Wojcika. Ksiazka ta jest efektem wielu lat zmudnej pracy autora i stanowi wzorcowa biografie, zadziwiajaca gruntownoscia opracowania. Pojawila sie w r. 2009, otrzymala kilka nagrod i rozeszla sie tak szybko, ze w koncu r. 2010 moglo ukazac sie II wydanie, uzupelnione nowymi detalami z zycia bohatera. Dwa wydania, w tak krotkim przedziale czasu, swiadcza o wyjatkowej randze publikacji. Dzielem o podobnej wartosci jest I tom zbiorowej ksiegi Wydawnictwa BASET z Pragi pt. "Tatry, priroda". Dla nas niedogodnoscia bedzie fakt, ze to kompendium (648 stron i 4,5 kg wagi!), ukazalo sie tylko w czeskiej i slowackiej wersji jezykowej. Wydawca pracuje nad tomem II. Wieslaw Wojcik byl tez przy narodzinach innej waznej ksiazki, "Encyklopedii schronisk tatrzanskich", wydanej w r. 2010 nakladem oficyny PTTK "Wierchy". Autor, Janusz Konieczniak, zebral cala wiedze o obiektach turystycznych na obszarze Tatr, zarowno tych istniejacych, jak i historycznych. Bogato ilustrowany tom liczy 496 stron. Pojawily sie tez dalsze przewodniki. Znawca tematyki narciarskiej, Wojciech Szatkowski, opracowal "Tatry. Przewodnik skiturowy", dzielem Aleksandry Gawedy jest przewodnik geologiczny dla turystow "Po graniach Tatr". W lutym 2011 do rak czytelnikow trafil oczekiwany XVI tom przewodnika Wladyslawa Cywinskiego "Ganek". Promocja tej ksiazki zbiegla sie z 20. urodzinami "Ksiegarni Gorskiej" w Domu Turysty w Zakopanem. Wlascicielem ksiegarni, a zarazem wydawca przewodnikow Cywinskiego, jest Milosz Martynowicz, 15 lat temu wydawca WET Paryskich. Gdyby nie jego energia i cierpliwe zabiegi, byc moze encyklopedia ta w ogole nie ukazalaby sie drukiem.
Monika Nyczanka
GS/0000 KROTKO 02/2011