28.11.2001 |
SLAJDY PODRÓŻNICZE |
11/2001 (12) |
1 i 2 grudnia w Muzeum Etnograficznym w Warszawie, przy ulicy Kredytowej, odbędzie się Festiwal Slajdów Podróżniczych -- Terra zorganizowany przez Katarzynę i Andrzeja Mazurkiewiczów.
1 grudnia:
godz. 11.00 -- Birma, czas smutku, czas nadziei (Anna Olej)
godz. 13.30 -- W krainie niedźwiedzia grizzly -- góry zachodniej i północnej Kanady (Iwona i Jerzy Maronowscy)
godz. 16.30 -- Tybetańskie pogranicze Indii (Katarzyna i Andrzej Mazurkiewiczowie)
godz. 19.00 -- Meksyk u źródeł cywilizacji (Anna i Marcin Bonikowscy)
2 grudnia:
godz. 11.00 -- Rafa Morza Czerwonego -- raj na skraju pustyni (Paweł Szpygiel)
godz. 13.30 -- Syberia -- na buriackich ścieżkach (Julia Witczuk, Stanisław Pagacz)
godz. 16.00 -- Operacja pustynna wieża -- wspinaczki na Mali (Marcin Jamkowski)
godz. 18.00 -- Nadbużańskie Podlasie (Artur Tabor)
Bilet wstępu na jeden pokaz -- 8 zł , karnet na cały dzień -- 25 zł. Więcej informacji na stronie:
www.terra.waw.pl
28.11.2001 |
GÓRY I ALPINIZM NR 90 |
11/2001 (22) |
Dziewięćdziesiąty numer miesięcznika "Góry i Alpinizm" (
okładka) ukazał się tydzień przed
Walnym Zjazdem PZA. Nic więc dziwnego, że to właśnie temu wydarzeniu poświęconych zostało gros artykułów. Redaktor naczelny zapytał czytelników o przyszłość PZA. W odpowiedzi napłynęło do redakcji kilka ciekawych wypowiedzi, które opublikowane zostały na łamach pisma.
Wiele miejsca zajmują krótkie informacje z gór całego świata i relacje o wydarzeniach w środowisku ludzi gór.
Wśród smutnych doniesień są wspomnienia o dwóch wybitnych kobietach związanych z górami, a mianowicie o Dadzie Stefańskiej (pisze o niej Tadeusz Wojtera) i o Zofii Radwańskiej-Paryskiej (Andrzej "Baron" Skłodowski).
Wśród lżejszych tematów zapis czata przeprowadzonego z Piotrem Pustelnikiem na portalu onet.pl. Piotrek z właściwym sobie humorem i swadą odpowiada na pytania internautów zahaczające z jednej strony o jego życie prywatne, a z drugiej o problemy światowego himalaizmu. Całość okraszona jest wieloma zdjęciami. Ciekawą historię wejścia na Chan Tengri (6995 m) zaprezentował Jarosław Woćko, który razem z Sylwią Bukowicką zdobył ten szczyt.
Cenny materiał zatytułowany "Alpejskie czterotysięczniki" przygotował Janusz Poręba. Przedstawia w nim 62 szczyty alpejskie przekraczające wysokość 4000 m. W tabeli zestawił informacje dotyczące położenia, nazwy, wysokości, punktów startowych dla dróg wejścia, a także czas potrzebny na pokonanie każdej drogi. Całość ilustrują liczne zdjęcia.
Numer zamyka fotoreportaż z zawodów X-Games, jakie odbyły się w Filadelfii, a także zbiór anegdot o Januszu Hierzyku opowiedzianych przez Stanisława Worwę. Oto jedna z nich:
Zamarła Turnia, południowa ściana, Hierz wspina się z grupą kursową jako instruktor, są w połowie ściany wysoko nad piargami. Ścieżką ze Zmarzłej Przełęczy (chyba Koziej Przełęczy - mn) schodzi sznurek turystów. W pewnym momencie w dolinie daje się słyszeć dominujący damski głos:
-- Stasiu, zapnij płaszczyk -- cisza, ale nie na długo, po chwili znowu:
-- Stasiu, zapnij płaszczyk... -- i tak jeszcze kilkakrotnie.
Hierz nie wytrzymał. Jego przepity, donośny głos rozlega się gdzieś spod nieba na całą dolinę:
-- No Stasiu, kurwa, zapnij żesz ten płaszczyk, jak mamusia prosi."
Waldek Brygier
26.11.2001 |
MILI GOŚCIE W BUŁGARII |
11/2001 (12) |
Chciałbym poinformować polskich Przyjaciół, że w piątek, 30 listopada, ma do nas ma przyjechać Anka Czerwińska. W pierwszym tygodniu grudnia oczekujemy prawdziwej "polskiej inwazji alpinistyczno-kulturalnej" w Sofii. W dniu 3 grudnia w nowej, dużej i bardzo dobrze usytuowanej siedzibie Instytutu Kultury Polskiej w Sofii, któremu dyrektoruje pan Andrzej Papież, odbędzie się nie tylko prelekcja Anki, lecz i otwarcie wystawy młodego artysty fotografika, Krzysztofa Heikego z jego wypraw himalajskich. Po przyjeździe dwojga z niecierpliwością oczekiwanych gości przewidujemy wypad do ośrodka narciarstwa i sportów górskich Bańsko u stóp pięknego Pirynu. A jeżeli pogoda pozwoli (bo u nas właśnie spadł pierwszy w tym roku większy śnieg) -- w głąb samego Pirynu.
Niedawno bawił u nas prywatnie (na zaproszenie zaprzyjaźnionych Bułgarów) znany alpinista rosyjski, Aleksander Kljonow, który wiele razy był mistrzem Związku Radzieckiego i Rosji, robił słynne drogi w Alpach, a także na Thalay Sagar i Spantik. Jest bardzo sympatyczny i skromny (wyobrażam sobie jakby się zachowywał jakiś podobnej klasy alpinista zachodni). W następnym numerze "Na Ryba" ukaże się wywiad z nim.
Kilka dni temu oglądałem w domu film Ani Pietraszkówny "Andrzej Zawada -- ostatnia rozmowa". Powoli wracam do siebie... Wielki człowiek jest prawdziwy i wielki niezależnie od smutnych okoliczności. Duże wrażenie zrobił na mnie "Manifest zimowy" Krzysia Wielickiego w drugim numerze "Taternika". Zdobycie wszystkich ośmiotysięczników po raz pierwszy zimą przez Polaków jest celem godnym polskiego alpinizmu.
Piotr Atanasow (Sofia)
21.11.2001 |
Z GÓR ŚREDNIO WYSOKICH |
11/2001 (12) |
SPITOWAĆ CZY NIE SPITOWAĆ?
W mglisty i deszczowy dzień 8 września 2001 r. droga Kominem Stanisławskiego na Małym Kieżmarskim, jedna z najsławniejszych dróg tatrzańskich, została wyposażona w spity na stanowiskach. Trwającą 4 i pół godziny akcję ubezpieczania wykonali znani popradzcy wspinacze, Pavol Jackovič i Jozef Skokan. Ogółem założono 10 stanowisk, w odstępach ok. 47--48 m. Ostatnie z nich znajduje się przy wyjściu na Niemiecką Drabinę. Składają się one z dwóch nierdzewnych spitów i łańcuchów zjazdowych. Cały koszt przedsięwzięcia ponieśli jego autorzy, którzy swoją "misję" wypełnili całkowicie z własnej inicjatywy, nie konsultując jej z władzami TANAP, a to wychodząc z założenia, poniekąd słusznego, iż tym sposobem zwiększą bezpieczeństwo na drodze Stanisławskiego, na której wielokrotnie dochodziło do tragicznych wypadków. Ostatni z nich wydarzył się minionej zimy, kiedy z powodu rozwiązania się pętli zjazdowej jedna z wycofujących się osób spadła na półkę 2 wyciągi od podstawy ściany, łamiąc nogę i w następstwie -- nie doczekawszy się pomocy -- umierając z wychłodzenia. Akcja ospitowania Komina Stanisławskiego -- nie konsultowana z władzami TANAP -- wywołała na Słowacji prawdziwą lawinę krytyki i protestów. Jej główni przeciwnicy podkreślają przede wszystkim hipokryzję Skokana i Jackoviča, którzy jeszcze 3 lata temu sami zadeklarowali się jako ortodoksyjni przeciwnicy spitów, niszcząc punkty asekuracyjne na poprowadzonej wówczas i ospitowanej pięknej drodze "Posledný Súd" na Osterwie. Czynu tego dokonali zresztą dwukrotnie... Tytułem komentarza warto zauważyć, iż zarówno po naszej, jak i po słowackiej stronie Tatr nie ma dotąd prawnych regulacji odnośnie technicznych sposobów prowadzenia działalności wspinaczkowej, w tym także przepisów o spitowaniu dróg i metodach wiercenia otworów (w wielu górach na świecie dopuszcza się jedynie ręczne wiercenie, bez jakichkolwiek zasilaczy). Ta luka prawna dopuszcza pełną dowolność i zgodę na istnienie różnego rodzaju dróg, w tym także ospitowanych, nawet jeśli spity zostały osadzone w zjeździe. Miejmy natomiast nadzieję, że zakaz kucia i sztucznego tworzenia chwytów jest dla nas wszystkich zdroworozsądkową normą.
Władysław Janowski
NIE IDŹ W GÓRY BEZ POLISY
Ostatni smutny wypadek zaginięcia Aleksandra Kusia i Kamila Michalika w masywie Biełuchy, po którym zwlekano z podjęciem akcji helikopterowej z powodu wygaśnięcia ich ubezpieczenia, przypomniał ponownie o ważnej sprawie ubezpieczeń od wypadków górskich. Jej rozwiązanie, zadowalające zaledwie część środowiska, zaproponował niedawno
Polski Związek Alpinizmu, przygotowując "assistance alpinistyczny" w firmie
Compensa. Warunkiem wykupienia tego -- wcale nie taniego -- ubezpieczenia jest m.in. przynależność klubowa i posiadanie karty taternika, co dla niektórych wspinaczy i górołazów jest warunkiem trudnym do spełnienia. Wiele osób korzysta już z ubezpieczeń gwarantowanych przez zachodnie zrzeszenia górskie. W listopadowym numerze pisma "Rock&Ice" w artykule o znaczącym tytule "Don't Leave Home Without It" zaprezentowano najlepsze w USA możliwości ubezpieczenia dla wspinaczy. Jako optymalną wymienia się polisę ubezpieczeniową
American Alpine Club, gwarantowaną wszystkim członkom klubu (do którego wstąpić można nawet korespondencyjnie). Za cenę 75$ rocznie (dla osób w wieku 25--65 lat; osoby z zagranicy płacą kilka dolarów więcej) mamy, oprócz innych drobnych członkowskich przywilejów, polisę ubezpieczeniową na cały rok, która swoim zasięgiem obejmuje cały świat i koszt akcji górskich do 5 000$ na osobę (10 000$ na ekspedycję). Inne proponowane możliwości:
Access America (
www.etravelprotection.com) i
Foundry Travel Insurance (
www.foundryclimbing.com). Wyraźmy na koniec nadzieję, że ten ważny problem stanie się jednym z punktów obrad zaczynającego się Walnego Zjazdu PZA.
Władysław Janowski
Aktywność górska braci Huberów jest zdumiewająca. Thomas latem wpisał się w historię zdobywania słynnego Baintha Brakk czyli Ogre (
GG 08/01), Alexander błysnął klasycznym przejściem dachu Cima Ovest w Dolomitach (
GG 10/01). W dniach 7--14 września
Alexander Huber i
Max Reichel przeszli nową kombinację dziewiczej skały i starszych dróg na 1000-metrowej południowo-zachodniej ścianie
El Capitan (
zdjęcie), przez 250-metrowy wyłom nazwany The Hearth -- Sercem. Alex pracował następnie przez tydzień nad klasycznym powtórzeniem najtrudniejszych wyciągów, po czym w dniu 3 października wszedł jeszcze raz w ścianę od dołu i w 3 dni (48 godzin wspinania) pokonał całość swej kombinacji w stylu rotpunkt. 35-wyciągowa droga ma trudności 5.13b (w skali francuskiej 8a) i otrzymała hiszpańską nazwę "El Corazon" -- Serce. Jest to piąta już droga Alexandra Hubera na El Capitanie pokonana free. Poprzednie, to "Salathé" (VI, 5.13b), "El Nińo" (VI, 5.13c), Free Rider (VI, 5.12d) i "Golden Gate" (5.13b). Schemat kombinacji "El Corazon" znaleźć można na stronie
www.huberbuam.de. (jn)
20.11.2001 |
POSZUKIWANIA POD BIEŁUCHĄ |
11/2001 (12) |
W końcu października w najwyższej części Ałtaju zaginęli dwaj młodzi alpiniści polscy,
Aleksander Kuś i
Kamil Michalik (24 i 27 lat). Mimo późnojesiennych warunków, wyruszyli oni we dwóch w masyw Biełuchy (4506 m), nie jest jednak pewne, czy zamierzali wejść na szczyt. Z Warszawy wylecieli 1 października, 9 października wyruszyli z bazy nad Jeziorem Akkemskim, 27 tego miesiąca podali podobno jako dzień alarmowy. Przyszła niepotwierdzona informacja, że przy poszukiwaniach w dolinie znaleziono ich plecak z paszportami. Przykre komplikacje wynikły z faktu, że wygasło im ubezpieczenie i rosyjskie służby zwlekały z akcją helikopterową, która ruszyć miała dopiero 16 listopada (!), gdy polskie MSZ zadeklarowało gotowość zapłacenia sumy 6000 dolarów. Obaj zaginieni nie byli nowicjuszami, w zeszłym roku weszli na siedmiotysięczny Chan Tengri w Tien-szanie. Na lodowcach wiodących pod szczyt Biełuchy (noszą one podwójne nazwy -- lokalne i nadane przez glacjologów) nawet w lecie grożą niebezpieczeństwa: liczne szczeliny, strome lodospady, wiszące w ścianach bariery seraków (
zdjęcia). Polska penetracja Ałtaju, w latach 1962--67 ograniczona do mongolskiej części pasma, rejon Biełuchy objęła ok. 15 lat temu, nie miała tu jednak sportowego charakteru.
Jan Nyka, który w r. 1993 podchodził Lodowcem Akkemskim (Rodziewicza), wspomina tablicę upamiętniającą polskiego alpinistę, Zygmunta Chmonickiego (?), który zginął na szczycie Biełuchy podczas robienia zdjęć.
20.11.2001 |
STEFAN CHAŁUBIŃSKI NIE ŻYJE |
11/2001 (12) |
Z Zakopanego nadeszła kolejna smutna wiadomość, 6 listopada, w niespełna 2 tygodnie po śmierci Zofii Radwańskiej-Paryskiej, odszedł Stefan Chałubiński, nestor środowiska przewodnickiego i żarliwy obrońca przyrody tatrzańskiej. Był wnukiem Tytusa Chałubińskiego, synem Ludwika -- utalentowanego taternika. Urodził się w Krakowie 30 maja 1909 roku, był więc rówieśnikiem Stanisławskiego, Chwaścińskiego, Wojsznisa. Cztery lata studiował w Poznaniu, ale studiów nie ukończył. Przez całe niemal dorosłe życie związany był z Zakopanem. Mieszkał w małym domku przy ulicy Chałubińskiego, na dużej zalesionej działce odziedziczonej po sławnym dziadku (dom Tytusa spłonął w roku 1945). Był nauczycielem, uprawiał turystykę narciarską (często samotnie), a także taternictwo. Jesienią 1945 r. został przyjęty w szeregi TOPR -- przyrzeczenie składał razem z Kazimierzem Paszuchą, Zdzisławem Dziędzielewiczem, Jerzym Mitkiewiczem. W r. 1949 ukończył taternicki kurs zimowy, prowadzony przez dra Hajdukiewicza, a w 1950 został przyjęty do Klubu Wysokogórskiego jako członek uczestnik. Witold H. Paryski (który wraz z Józefem Zubkiem rekomendował go do KW) notuje jego warianty z lat 1949-50 z Młynarza, Wierchu pod Fajki i Koziego Wierchu. W tym czasie Stefan Chałubiński został tez przewodnikiem tatrzańskim i ten zawód uprawiał czynnie jeszcze w latach osiemdziesiątych. Był przewodnikiem z prawdziwego zdarzenia. Przekazywał prowadzonym przez siebie grupom swą rozległą wiedzę o ukochanych górach. Pierwszą klasę przewodnicką uzyskał w r. 1969. Działał w wielu tatrzańskich organizacjach, m.in. w Kole Przewodników Tatrzańskich PTTK im. Klimka Bachledy, Towarzystwie Ochrony Tatr, Lidze Ochrony Przyrody, Polskim Towarzystwie Tatrzańskim. Jego żona, taterniczka z Poznania i działaczka tamtejszego koła KW, Maria z d. Berger, zginęła we wrześniu 1994 r. podczas wycieczki w Tatry w pobliżu Wrót Chałubińskiego. (mn)
14.11.2001 |
ŁÓDZKIE ŚWIĘTO |
11/2001 (12) |
Kolejne, wielkie święto ludzi gór, trzeci Festiwal Gór w Łodzi, za nami. Impreza z roku na rok nabiera rumieńców, stając się główną areną spotkań w Polsce z największymi sławami eksploracji (w szerokim tego słowa znaczeniu). Tym razem organizatorzy zaproponowali program, od którego mogło zakręcić się w głowie, i chociaż ostatecznie kilku prelegentów nie przyjechało, to i tak nikt chyba nie narzekał na brak wrażeń.
Oczywiście główną gwiazdą był Reinhold Messner, sława ponad sławy, który miał zdominować sobotni wieczór. Według szacunków organizatorów jego występ oglądało bez mała półtora tysiąca widzów, a sala w przenośni i dosłownie pękała w szwach (o czym świadczyły chociażby wyważone drzwi). Reinhold najpierw odpytywany był przez dziennikarzy, potem podpisał niemal 100 swoich książek, a następnie wygłosił dwugodzinną prelekcję o swojej drodze ekstremalnego alpinisty.
Jeżeli na wstępnie ktoś miał jeszcze wątpliwości co do wielkości Reinholda, to po jego prelekcji chyba już całkowicie się ich pozbył, bowiem nasz bohater nie omieszkał podkreślić, jakie znaczenie mały poszczególne jego wejścia -- pierwsze na ośmiotysięcznik w stylu alpejskim, pierwsze na Everest bez tlenu, pierwsze na Everest nową drogą, bez tlenu i w dodatku w sezonie monsunowym itd. (no cóż -- autoreklama par excellence). Odnosiło się przy tym wrażenie, że mówi jak z magnetofonu, bowiem zapewne powtarzał te same frazy po raz tysięczny z rzędu. Szkoda tylko, że tłumacz nie do końca wyczuwał wagę poszczególnych wypowiedzi i często dokonując skrótów myślowych gubił sedno sprawy. Poza tym zdarzały się drobne, choć zabawne wpadki, które publiczność kwitowała salwami śmiechu, słysząc o "Szerperach", "lodowisku" (zamiast lodospadzie) czy "masce gazowej". Ten ostatni "fuks" udał się szczególnie, bowiem Messner, mówiąc o wejściu solowym na Everest podkreślał, że było to wejście nową drogą, w sezonie monsunowym i bez tlenu (tu "bez maski gazowej"), co zostało skwitowane jedynie wybuchem śmiechu z sali, a zaskoczony taką reakcją Reinhold tylko podziękował. No cóż, wciąż pozostaje otwarta kwestia, czy do tego typu prelekcji zatrudniać zawodowych tłumaczy, najczęściej nie orientujących się w temacie, czy też amatorów wywodzących się ze środowiska alpinistycznego. Myślę, że zabrakło też możliwości zadawania pytań, co może stworzyłoby bardziej intymną atmosferę kontaktu z publicznością.
O dziwo, najjaśniejszym punktem programu sobotniego okazał jednak przedmówca Messnera, znakomity polarnik z Norwegii, Borge Ousland, autor pierwszych trawersowań Antarktydy (bez wsparcia) i Antarktyki. Jednakże wcale nie te epokowe osiągnięcia były osią jego prelekcji, ale sposób, w jaki psychicznie i fizycznie radził sobie w ekstremalnych warunkach, co wymagało niejednokrotnie nadzwyczajnej pomysłowości i hartu ducha. Przy tym jego zdjęcia były tak świeże i nowatorskie, że wręcz zwalały z nóg -- dla przykładu przypomnę tylko jedno -- wykonane pod wodą ukazujące Borge pływającego między lodowymi krami z nartami przypiętymi do butów. No i sam ton wypowiedzi -- niezwykle skromny, zabawny, nie pozbawiony autoironii, pozostający w ostrym kontraście z oficjalnym, "prelekcyjnym" tonem Messnera. No cóż, czasy się zmieniają, zmieniają się też formy prezentacji, o czym powinni też wiedzieć i wielcy mistrzowie.
Najgorętszym momentem sobotniego programu było rozdanie nagród Explorerów -- w różnych kategoriach -- o czym można przeczytać w stosownych sprawozdaniach, tu wypada jedynie nadmienić, że w tym roku nagrody przypadły wspomnianym już Reinholdowi Messnerowi i Borge Ouslandowi, a także Gerhardowi Baurowi (film), Romanowi Paszke i Davorinowi Karničarowi. A wszystko odbyło się w obecności wielu sław polskiego światka alpinistycznego, m.in. Anny Czerwińskiej, Krzysztofa Wielickiego, Wojtka Kurtyki, Janusza Majera i wielu innych. Myślę, że była to tak niezmiernie wzruszająca chwila dla nagrodzonych, że chyba każda z wielkich sław pragnęłaby zostać uhonorowana w tak sympatyczny i zarazem podniosły sposób. Następna okazja już za rok ...
Sobota, 10 listopada, była niewątpliwie głównym dniem festiwalu trwającego skądinąd aż 5 dni. Będąc na imprezie od piątku do niedzieli mogłem podziwiać jeszcze wspaniałe filmy Gerharda Baura, pouczający, a niekiedy też i zabawny film oparty na dokumentalnych materiałach "historia zdobycia Mont Blanc", a także prelekcję Karničara o zjeździe na nartach z Everestu, popartą niestety tylko slajdami. Były też nocne seanse filmowe (sobotni rozpoczęty dwoma interesującymi filmami Darka Załuskiego "Przypadki Pani Ani" o Annie Czerwińskiej i "Zimowa loteria" z wyprawy Makalu 2000/2001).
No cóż, impreza z roku na rok dojrzewa, niewątpliwie stając się głównym wydarzeniem w kalendarzu imprez górskich w skali krajowej. Trzeba gorąco podziękować wszystkim organizatorom festiwalu -- a zwłaszcza Zbigniewowi Łuczakowi i Jackowi Sikorze -- a także członkom Kapituły wraz z jej przewodniczącym Jerzym Surdelem -- za moc niezapomnianych wrażeń, możliwość spotkania przyjaciół po latach, czy odbycia rozmów z wieloma interesującymi postaciami ze środowiska górskiego -- bo zapewne dla wielu uczestników owo "życie kuluarowe" było równie ważne, co główny program. Wypada tylko żywić nadzieję, że władze miasta dostrzegą wreszcie rangę imprezy i udostępnią organizatorom bardziej przestronne i reprezentacyjne wnętrza. A więc do zobaczenia za rok, w światowym roku gór!
Roman Gołędowski
14.11.2001 |
TATERNICY WŚRÓD ODZNACZONYCH |
11/2001 (12) |
We wtorek 25 września minister kultury i dziedzictwa narodowego, Andrzej S. Zieliński, odznaczył medalem "Zasłużonego Działacza Kultury" grupę osób zaangażowanych w powstawanie wydawnictw podziemnych w regionie Mazowsze w czasach Solidarności i stanu wojennego. Uroczystość odbyła się na Zamku Królewskim w Warszawie. Oficjalnie odczytana lista odznaczonych, przygotowana we współpracy z ośrodkiem "Karta", liczy 235 nazwisk (przy przeszło 1000 osób dotąd zarejestrowanych jako zasłużone w podziemiu wydawniczym w regionie). Zaczyna się od postaci tej rangi, co Jacek Kuroń czy Stanisław Barańczak (nieobecni) oraz Jacek Fedorowicz i Jacek Kleyff (współtwórca Salonu Niezależnych , nb. struktury, która miała duży wpływ na wspinaczy, o czym świadczy choćby nazwa jednej z dróg wspinaczkowych -- tak bowiem przez wiele lat nazywano warianty klasyczne na Kazalnicy z 1977 roku). Na uroczystości zjawiło się ok. 200 osób, spośród których największe brawa otrzymał nasz klubowy kolega, Jan Narożniak, legenda podziemia (jesienią 1980 wykradzenie słynnej instrukcji prokuratora Czubińskiego, dotyczącej nękania Solidarności, a w dwa lata potem aresztowanie i ucieczka ze szpitala, jedna z kilku najgłośniejszych akcji stanu wojennego). Nam jest znany m.in. z bardzo trudnych dróg z Janem Wolfem na Raptawickim Murze. Wśród wyróżnionych znaleźli się i inni taternicy. Marek Majle nagrodzony głównie za redagowanie największego objętościowo biuletynu informacyjnego "Fakty", był także współpracownikiem KOR-u, a dla nas również prezesem UKA (połowa lat 70.). Marek Urbański, drukarz wydawnictw "Głos" i "Krąg" oraz biuletynów "Obóz" i "Fakty", wspinaczkowy partner np. Marka Lipińskiego. Członek UKA, Jerzy Modlinger, w Klubie znany jako "Model", reporter radia i telewizji (m.in. długoletni korespondent w Wilnie), który wciąż wspina się w Dolomitach.
Z osób mniej znanych w środowisku wspinaczkowym warto wymienić jeszcze dwie. Jedna z nich, to Jacek Lilpop, m.in. współredaktor "Faktów", który ma za sobą kilkuletni staż wspinaczkowy z Bogdanem Zalegą, Markiem Urbańskim czy Andrzejem Spychałą (np. w 1974 roku obóz zimowy w Białej Wodzie). Druga -- Yoshiho Umeda (mąż Agnieszki Żuławskiej, bratanicy Wawrzyńca), wybitnie zasłużony dla organizacji pomocy zagranicznej dla Solidarności . W hurtowych ilościach sprowadzał m.in. sprzęt i materiały poligraficzne, pełnił też delikatną misję w zagranicznym biurze Związku w Brukseli. Jak sam wspomina, na przełomie lat 60. i 70. przez dwa sezony trzymał namiot na taborisku na Szałasiskach przy Morskim Oku.
W imieniu odznaczonych zabrał głos minister Władysław Bartoszewski. Gościem dobrze czującym się w tym gronie był dyrektor Biblioteki Narodowej i mocny reprezentant środowiska górskiego, Michał Jagiełło. Uroczystość była kolejną z serii zainicjowanej w r. 1999 przez poprzedniego ministra, ś.p. Andrzeja Zakrzewskiego. Od tamtego czasu odznaczono już podziemie wydawnicze trzech innych regionów oraz szefów największych oficyn.
W czwartek 18 października, niemal w przeddzień dymisji poprzedniego rządu, w gmachu Ministerstwa Kultury odznaczono kolejną ponad 150-osobową grupę działaczy. W grupie tej znalazł się Andrzej Gierych, któremu -- jak i kilkudziesięciu innym osobom z początku listy -- medal wręczył premier Jerzy Buzek.
Warto tu także nawiązać do innej sprawy, tzw. Raportu Taterników z pacyfikacji kopalni w grudniu 1981, w kilku etapach opisanej niedawno w "Magazynie Wyborczej" i samej "Gazecie" (zwłaszcza z 27 czerwca br., str. 1819), co wzmiankowano również w GS. Otóż nasi koledzy Majle i Lilpop, jako współredaktorzy "Faktów", ze śp. Bogdanem Zalegą, a Urbański i Gierych jako drukarze, wiosną 1982 r. uczestniczyli w produkcji pierwszych notatek z wydarzeń i tym samym uwiarygodniają początkowe wersje raportu. Zaś Umeda jest dla sprawy szerszej wiarygodności kluczowych współautorów raportu postacią najważniejszą.
Grzegorz Głazek, przy współpracy Marka Majle
08.11.2001 |
W GÓRACH NAJWYŻSZYCH |
11/2001 (12) |
Skalne igły Karakorum. Nie do ogarnięcia jest działalność grup i zespołów na skalnych ścianach i igłach niższych partii Karakorum, nie sięgających rzędnej 6000 m i dzięki temu wolnych od opłat i zezwoleń (por.
GS 08/01 i
GG 10/01 z 2.10.2001). Jak podaje "Pyrenaica" 3/01, samych ekip baskijskich wspinało się tam minionego lata kilka a może kilkanaście. Na 700-metrowej wschodniej ścianie Changi Tower trójka z Navarry poprowadziła piękną drogę o trudnościach 6b/A3. Dwie grupy baskijskie działały owocnie w otoczeniu Doliny Charakusa. Przybyło kilka dużych i trudnych dróg (700--800 m) na skalnych i skalnolodowych filarach K7.
19 lipca na baskijsko-hiszpańską czwórkę podchodzącą pod ścianę Bublimotin (Lady's Finger) zeszła lawina kamienna -- śmierć poniósł wybitny wspinacz hiszpański, członek Grupo de Alta Montana,
Alfonso Vizán (34), któremu znaczną część numeru poświęca magazyn "Penalara" III/01. (jn)
Annapurna III. W
GG 06/01 z 21 czerwca i
GG 09/01 z 16 września zapowiadaliśmy ambitną polską próbę na jednym z filarów
Annapurny III (7555 m), podjętą przez zespół KW Gliwice pod kierownictwem
Jacka Fludera. Pierwsze niepowodzenie spotkało ekipę przed opuszczeniem kraju: wskutek kontuzji z wyjazdu musiał się wycofać Zbigniew Król, co poważnie osłabiło i tak nieliczny zespół. Odlot nastąpił dość późno, a w górach wyprawę trapiła zmienna i niekorzystna pogoda. Planowany filar niemal bez przerwy oblepiony był śniegiem. Mimo wysiłków ekipy, wyjazd zakończył się wycofaniem, przyniósł jednak cenne rozpoznanie rejonu do ew. powtórzenia ataku. Ogólnie biorąc, w Himalajach Nepalskich tym razem źle się wiodło wyprawom, szczególnie na szczytach wyższych niż 7000 m.
Czesi na Kusum Kanguru. W końcu października wróciła do kraju czeska wyprawa, zorganizowana przez Krnovský horský spolek, której celem był szczyt Kusum Kanguru (6367 m) w rejonie Everestu. Mimo nienajlepszej pogody (dużo świeżego śniegu), uczestnicy wyjazdu przeszli stylem alpejskim dwie nowe drogi w południowo-zachodniej części masywu. Dwójka Roman Kamler i Slavek Vomáčko osiągnęła 19 października zachodni szczyt -- piękną drogą zachodnią granią. Dzień później Ivan Foltýn, Pavel Chizňak i Petr Strnadel weszli po 4 dniach trudnej wspinaczki na szczyt południowy. Trójwierzchołkowy Kusum Kanguru łączy 5 większych grani i opada wspaniałymi, w górnych partiach bardzo stromymi (70-80°) skalno-lodowymi ścianami. (Władysław Janowski, Filadelfia)
Czarna seria w Nepalu. Zakończył się sezon jesienny w Nepalu -- słaby pod względem liczby wypraw, a także wejść na szczyty 8-tysięczne. Natomiast proporcjonalnie duża była liczba nieszczęśliwych wypadków, sięgająca kilkunastu ofiar śmiertelnych. O śmierci wskutek choroby wysokościowej alpinisty koreańskiego pod Cho Oyu wspomina Anna Czerwińska, z podobnej przyczyny w bazie pod Pisang Peakiem (6091 m) zmarł Japończyk
Yoshimitsu Namba. O lawinie na Pumori, która pozbawiła życia 5 młodych Basków pisaliśmy w
GG 10/01 z 21.10.2001. W trakcie próby wejścia na Dhaulagiri,
14 października zaginęli Japończycy
Ryushi Hoshino,
Yukihiko Shinagwa i
Masashi Fukamoto, których ostatni raz widziano na wysokości ok. 6500 m. Intensywne a nie dały rezultatu. Następnego dnia przy próbie wejścia na Manaslu wskutek wyczerpania i odmrożeń poniósł śmierć Japończyk
Isao Kuribara (42), a jego troje towarzyszy i 3 Szerpów uratował nazajutrz helikopter. Nie osiągnąwszy szczytu Dhaulagiri, w zawierusze schodził zespół hiszpański.
Jose-Antonio (Pepe) Garces potknął się i poleciał w śmierć. Był bardzo doświadczonym i popularnym wysokościowcem (6 ośmiotysięczników). W dniu
17 października podczas odwrotu w niepogodzie z wysokości 7800 m na północnej flance Everestu spadł 1000 m i poniósł śmierć lekarz "milenijnej" wyprawy węgierskiej, a zarazem doświadczony alpinista,
Sándor Gárdos (42). Nie są to wszystkie ofiary sezonu jesiennego w Nepalu, warto też zauważyć, że wypadki wydarzały się wyłącznie na zwyczajnych, wcale nie sportowych drogach. (jn)
08.11.2001 |
REINHOLD MESSNER W WARSZAWIE |
11/2001 (12) |
Po udziale w łódzkim III. Festiwalu Gór (7--11 listopada), Reinhold Messner przybędzie do Warszawy i w Auli Kolumnowej SGGW wygłosi prelekcję pt. "Pasja do granic", będącą opowieścią o jego bogatym życiu górskim i podróżniczym. Messner (57) jest jednym z najznakomitszych, a w każdym razie najgłośniejszych alpinistów świata, choćby przez 40 książek, jakie o swoich przygodach napisał (kilka ukazało się też w naszym kraju). Wspinał się nowymi drogami, samotnie, pierwszy wszedł na Everest bez maski tlenowej, wędrował po pustkowiach Nepalu i Tybetu w poszukiwaniu Yetiego, trawersował pustynie a także bezludzia lodowe, m.in. Grenlandii. Na rok przed Jerzym Kukuczką zebrał całą kolekcję szczytów 8-tysięcznych. Z ramienia "zielonych" pełni obowiązki deputowanego do Parlamentu Europejskiego. Jeśli chodzi o występy publiczne, jest profesjonalistą najwyższej klasy i jego pogadanki po prostu nie można przeoczyć. Spotkanie z Reinholdem Messnerem -- prowadzone przez Monikę Rogozińską -- odbędzie się w niedzielę 11 listopada 2001 o godz. 17 w Auli SGGW przy ul. Rakowieckiej 26/30. Na specjalnym stoisku sprzedawane będą publikacje Messnera. Informację o warszawskiej imprezie przekazali nam Roman Gołędowski i Grzegorz Głazek.
06.11.2001 |
ŚMIERĆ GROTOŁAZA |
11/2001 (12) |
W Jaskini nad Kotlinami w systemie Wielkiej Jaskini Śnieżnej w masywie Małołączniaka w Czerwonych Wierchach 3 listopada 2001 r. doszło do śmiertelnego wypadku. Na głębokości ok. 220 m, w okolicach tzw. Studni z Mostami, zginął grotołaz, uderzony spadającym blokiem skalnym. Jeden z uczestników wyprawy wyszedł na powierzchnię i powiadomił Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe. 16-osobowa ekipa ratowników została przerzucona na miejsce zdarzenia i po 10 godzinach ciężkiej akcji, prowadzonej w nocy z soboty na niedzielę, wydobyła na powierzchnię ciało 50-letniego speleologa ze Śląska, Waldemara M. Był on doświadczonym grotołazem, instruktorem taternictwa jaskiniowego. Uderzenie w głowę spadającym z wysoka odłamkiem skały, mimo kasku ochronnego okazało się śmiertelne. Prace ekipy ratowniczej utrudniały ciasne i wąskie studnie skalne. Jest to jedenasty śmiertelny wypadek w Tatrach Polskich w tym roku. Wielka Jaskinia Śnieżna, najgłębsza w Tatrach i w Polsce, została odkryta w r. 1959, a w 1961 pokonana do "suchego dna", które osiągnęli jako pierwsi ludzie Janusz Onyszkiewicz, Bernard Uchmański i Krzysztof Zdzitowiecki. W r. 1968 ustalono, ze łączy się ona z wyżej położoną Jaskinia nad Kotlinami. Łączna głębokość systemu -- wliczając w nią wodne syfony, jakie udało się przenurkować -- wynosi 814 m.
Andrzej Skłodowski (TOPR)
06.11.2001 |
DZIĘKUJĘ CI, CHO OYU! |
11/2001 (12) |
06.11.2001 |
WALNY ZJAZD UIAA |
11/2001 (12) |
06.11.2001 |
ZARUSKI W MUZEUM SPORTU |
11/2001 (12) |
15 października w Muzeum Sportu i Turystyki w Warszawie odbyło się uroczyste otwarcie wystawy "Mariusz Zaruski taternik, narciarz, żeglarz". Wystawa jest niezwykle interesująca: prezentuje nie pokazywane dotąd pamiątki po Generale, zamęczonym w sowieckim więzieniu, a także dziesiątki oryginalnych zdjęć, po części nigdzie nie publikowanych. W otwarciu uczestniczyło grono taterników: Zarząd PZA reprezentowała Hanna Wiktorowska, TOPR -- Andrzej Skłodowski, seniorat klubowy -- Andrzej Ziemilski. Obecna była autorka biografii Zaruskiego, pani Henryka Stępień, był też Stefan Heinrich, chrzestny syn Generała. Otwarcie uświetnił występ dzieci ze Szkoły im. Mariusza Zaruskiego przy ul. Rudzkiej, które m.in. odśpiewały hymn szkoły autorstwa Wojciecha Młynarskiego (słowa) i Włodzimierza Korcza (muzyka). Z okazji wystawy, Muzeum wydało treściwą broszurkę o życiu i dziele Zaruskiego, opracowaną przez panią Ewę Pomarnacką. Wystawa -- połączona z cyklem imprez towarzyszących -- czynna będzie do końca lutego 2002 roku. Warto dodać, że dzięki poszukiwaniom i zakupom prowadzonym w latach 50./60. przez dyr. Marię Brzezicką, Muzeum Sportu i Turystyki jest w posiadaniu największego zbioru rękopisów, publikacji i prac plastycznych Mariusza Zaruskiego, a także jego rzeczy osobistych, m.in. elementów ekwipunku taternickiego.