29.05.2002 WITAJ, ALASKO! 05/2002 (18)
W poniedziałek 27 maja 2002 wyruszyła z kraju via Frankfurt polska wyprawa w góry Alaska Range. Rejonem działania będzie słynny ze skalnych ścian Ruth Gorge, czyli przewężenie drugiego co wielkości w rejonie lodowca Ruth, położone u południowo-wschodnich podnóży masywu Mount McKinley. W skład 6-osobowej ekipy wchodzą Jacek Fluder, Janusz Gołąb, Stanisław Piecuch i Grzegorz Skorek z Gliwic oraz Maciej Ciesielski ze środowiska wrocławskiego i Jakub Radziejowski z warszawskiego UKA. Pierwsi trzej od lat należą do naszej czołówki, Grzegorz Skorek ma już (w zespole z Januszem Gołębiem) takie dokonania, jak piąte klasyczne przejście liczącej 1200 m drogi Piola-Ghilini w monolicie prawej części Eigernordwand, czy ostatniej zimy pierwsze powtórzenie legendarnej "Superparanoi" na Kazalnicy. Dwaj ostatni znani są z licznych dobrych przejść w Tatrach i w Dolomitach. Znaleźli się w składzie wyprawy wspólnym staraniem starszej części ekipy oraz Komisji Wypraw i Unifikacji PZA (zob. apel w GG 4/02 z 17.04.2002).
Zgodnie z planami, pierwsza czwórka wyląduje bezpośrednio na lodowcu Buckskin u stop najwyższych w rejonie wschodnich ścian słynnego Moose's Tooth (3150 m) i sąsiedniego Bear's Tooth (3070 m). Na tych liczących do 1500 m wysokości ścianach istnieją łącznie tylko 4 drogi, w tym 3 autorstwa Jima Bridwella z lat 1981, 1999 i 2001, wszystkie dotąd nie powtórzone. Najbardziej pociąga naszych wspinaczy liczący 800 m monolit w dolnej części filara Zębu Łosia, którym prawdopodobnie biegnie najnowsza droga Bridwella, wyróżniona nominacją do Złotego Czekana 2001 (GG 12/01 z 21.12.2001). Jej opisu (mimo pomocy tej miary ekspertów, co Greg Crouch czy Lindsay Griffin) nie udało się zdobyć i o ile nowa linia miałaby być "wciskana na siłę" kosztem logiki, plany ekipy mają ulec zmianie.
Celem pozostałej dwójki będą inne, liczące 800--1300 m ściany w rejonie lodowca Ruth lub wspinaczka na Mount Huntington (3751 m), przez wielu uważany za najpiękniejszy szczyt Alaski, a zdobyty w roku 1964 przez wyprawę francuską pod wodzą Lionela Terraya.
Grzegorz Głazek, CDW
29.05.2002 NASI NA ŁAMACH "HIGH" 05/2002 (18)
Ostatnio w dziale "Mountain Info" renomowanego miesięcznika "High", nastąpił niemal wysyp notatek o ubiegłorocznych dokonaniach naszych wspinaczy. W numerze 232 z marca 2002 znany autor himalajski Bikrum Pandey pisze o polskiej próbie zimowej na Makalu, choć nie bez uwag lekko krytycznych o średniej wieku członków wyprawy i spoglądania z nadzieją na alpinistów z byłego ZSRR. Zeszyt 233 z kwietnia donosi o kalifornijsko-polskiej drodze na Alasce na 800-metrowym filarze Mendenall Towers w pobliżu stolicy stanu Alaska, Juneau, z fotodiagramem ściany i wspólnym portretem Ryszarda Pawłowskiego i Jacka Masełki (przy czym asem atutowym zespołu był trzeci wspinacz, David Sorric -- tekst sygnalizuje kto co prowadził). W najnowszym numerze 234 znajdujemy dane o wejściu Wojtka Kurtyki z parą Japończyków (GG 09/01 z 4.09.2001) w Karakorum. Informacji towarzyszy zdjęcie autorstwa Wojtka z rozwikłaniem dróg na Biacherahi Towers (owoc współpracy CDW i wnikliwego szefa "Mountain Info", Lindsaya Griffina) i wstępna "akceptacja" roboczej nazwy środkowego ze szczytów. Jak się okazuje, turnie te były licznie odwiedzane od r. 1986 przez zespoły planujące wspinaczki na sąsiednich ścianach Latoków i Ogre od północy, ale w literaturze część wejść pomijano i panowało spore zamieszanie z nazwami. Natomiast w opisie modnego ostatnio rejonu Hushe i doliny Nanghmag najpełniejszą relację ma wejście Marcina Tomaszewskiego i Krzysztofa Belczyńskiego na Denbor Brakk (GS 08/01), której towarzyszy zdjęcie ściany i schemat drogi.
Wymienione materiały (oprócz pierwszego) zostały opracowane i zilustrowane staraniem Centrum Dokumentacji Wysokogórskiej PZA. Jak w całym dziale "Mountain Info", treściwym relacjom i fotodiagramom towarzyszą zwięzłe dane historyczne.
Nawiasem mówiąc, oba numery 232 i 233 zawierają blisko 20-stronicowe omówienie sezonu 2001 w Alaska Range i ukazały się w sam raz przed wyjazdem naszej tegorocznej wyprawy w ten rejon. Zaś majowy numer 234 i zapowiadany 235 przynoszą bogaty zestaw wejść z Ziemi Baffina, znów jakby na zamówienie, bo w lipcu udaje się tam kolejna polska ekipa: Marcin Tomaszewski i Krzysztof Belczyński oraz Michał Bulik jako wspinający się fotograf.
Przyszłym wyprawom i amatorom najnowszych danych z gór świata przypominamy, ze od kilku miesięcy materiały z High Mountain Info można znaleźć poprzez strony internetowe www.highmonutainmag.com oraz www.planetfear.com. Obecnie zamieszczono tam niemal wszystkie teksty od stycznia 1996 do lutego 2002, w tym od stycznia 1998 wraz z ilustracjami.
Grzegorz Głazek, CDW
25.05.2002 FESTIWALE, PRZEGLĄDY 05/2002 (18)
24.05.2002 ROZWIĄZANIE TRAGICZNEJ ZAGADKI 05/2002 (18)
28 grudnia 2001 roku ze schroniska na Chochołowskiej wyszli z zamiarem przejścia grani Tatr Zachodnich członkowie PKG z Warszawy -- Małgorzata Dłużewska i Piotr Ciesielski (GG 1/02 z 11.01.2002). Byli dobrze wyposażeni i przygotowani do biwakowania. Mieli ze sobą telefon komórkowy. Gdy następnego dnia nie zadzwonili do domu, matka chłopaka zawiadomiła TOPR. Sprawdzono najpierw straż graniczną i sąsiednie schroniska. Przeprowadzono wywiady z turystami, którzy wędrowali w rejonie Chochołowskiej. Jeden z nich widział opisywaną dwójkę 28 grudnia ok. godziny dziesiątej rano w pobliżu Grzesia. Poszukiwania prowadzone po obu stronach granicy nie dały rezultatu. Intensywny opad śniegu i silny wiatr zatarły wszelkie ślady.
Dopiero 17 maja podczas polsko-słowackiej akcji poszukiwawczej, w górnej części doliny Łatanej natrafiono na zwłoki dwojga młodych turystów. Zginęli w jednym ze żlebów spadających z Rakonia do Doliny Łatanej, prawdopodobnie porwani przez lawinę. Stało się to -- jak można przypuszczać -- podczas powrotu z rejonu Wołowca. W śnieżycy, mgle i przy bardzo ograniczonej widoczności zeszli z grani. W żlebie podcięli lawinę, która ich porwała i zasypała. Ratownicy podkreślają, że młodzi turyści byli bardzo dobrze wyekwipowani. Podczas majowej akcji nie natrafiono na żaden ślad trzeciego poszukiwanego, 32-letniego Wiesława Tarasiewicza, który 19 listopada 2001 wyszedł ze Schroniska Chochołowskiego w nieznanym kierunku (nie jest wcale pewne, czy poszedł w góry).
W oparciu o relację Adama Maraska i Apoloniusza Rajwy
24.05.2002 S.O.S. Z VALLOTA 05/2002 (18)
Krajowe media szeroko informowały o tarapatach, w jakie wpadło 12 polskich turystów, którzy próbując wejść na Mont Blanc utknęli w niepogodzie w popularnym Vallocie na wysokości 4362 m i czekali na ratunek. Po powrocie części grupy do kraju, relację z wydarzeń przyniósł "Dziennik Zachodni" z 7 maja 2002. Okazuje się, że chodziło o 4 młodych ludzi z Wybrzeża i 8 ze Śląska, głównie studentów Politechniki Śląskiej. Jeden z uczestników przyznał, że grupa była zaprowiantowana tylko na 1 dzień, tymczasem na rozpogodzenie przyszło jej czekać 4 dni i 5 nocy. W 12-osobowym schronisku było zimno, a u części uwięzionych pojawiły się symptomy choroby wysokościowej. Jak już informowaliśmy, jako pierwsi nadlecieli helikopterem ratownicy włoscy. Gazeta podaje, że studenci są członkami Klubu Wysokogórskiego przy AZS Politechniki Śląskiej, o ile mi jednak wiadomo, nie jest to Klub Wysokogórski, lecz Sekcja Wspinaczki Sportowej, nastawiona nie na alpinizm lecz na wspinanie na sztucznych ścianach i w skałkach. Nagłe i długotrwałe załamania pogody są w Alpach na porządku dziennym -- wystarczy przypomnieć tragiczne wydarzenia z lata 1957 roku, kiedy śmierć poniósł Stanisław Groński a później Wawrzyniec Żuławski. Wyruszający w górę alpiniści winni o tym wiedzieć i być przygotowani na niespodzianki. Bogatsi o ważne doświadczenie, studenci gliwiccy już zapowiadają ponowną próbę wejścia na Mont Blanc.
Zdzisław Dziędzielewicz-Kirkin, Gliwice
24.05.2002 ŚMIERĆ NA GYACHUNG KANGU 05/2002 (18)
Alpinista Mike Bearzi z Boulder w Colorado zabił się w połowie maja 2002 na himalajskim olbrzymie, Gyachung Kang. Wraz ze swoim ziomkiem z Boulder Bruce Millerem próbował on przejść dziewiczą dotąd ścianę północno-wschodnią tego szczytu. Według meldunków chińskich, Mike odpadł na wysokości 7270 m i spadł po stoku 1800 m, ponosząc śmierć na miejscu. Bruce Miller wraz z Szerpą wycofali się szczęśliwie do bazy. Gyachung Kang wznosi się na granicy Nepalu i Tybetu w grani między Cho Oyu a Everestem. Z wysokością 7952 m (równą kocie Gasherbruma III) zalicza się do paru najwyższych siedmiotysięczników Ziemi. 49-letni Mike Bearzi był alpinistą z dużym dorobkiem. Miał nowe drogi na Alasce, jako pierwszy przeszedł klasycznie zachodnią ścianę Cerro Torre (1986). Podejmował też ambitne próby przejścia stylem alpejskim północnej ściany Everestu i północnego filara K2. W początku lat dziewięćdziesiątych zaproponował ogólnie zaakceptowaną skalę "M", pozwalającą klasyfikować wspinaczki mikstowe.
Władysław Janowski, Filadelfia

Od Redakcji. Nie mamy informacji, w jaki sposób dwaj Amerykanie próbowali przejść ścianę, w każdym razie północne flanki Gyachung Kang (7952 m), opadające na stronę Tybetu, nie były już dziewicze: jesienią 1999 piękną nową drogę (2000 m, VI/4, 20 h) poprowadzili tam Słoweńcy Tomaž Jakofčič i Peter Mežnar (szczyt 31 X 1999), a za nimi Marko Prezelj i Andrej Štremfelj oraz Marko Čar i Janko Jošt (1 XI). Podczas zejścia zrobiono duży nowy wariant na lewo od drogi "Slovenska Smer". Szczegóły obfitującej w sukcesy wyprawy i zdjęcie ściany zawiera "Planinski Vestnik" 12/1999.
24.05.2002 DZIESIĄTY KRÓL HIMALAJÓW 05/2002 (18)
16 maja 2002 szczyt Annapurny (8091 m) osiągnęli Francuz Jean-Christophe Lafaille oraz Bask Alberto Inurrategui, którzy wejścia dokonali trudną wschodnią granią szczytu, przez wierzchołki wschodni (8026 m) i centralny (8091 m). 33-letni Alberto zdobył tym samym swój czternasty 8-tysięcznik i jako dziesiąty z kolei alpinista skompletował Koronę Himalajów. Zajęło mu to przeszło 10 lat, a kolejność wejść na poszczególne szczyty była następująca: Makalu 1991, Everest 1992, K2 1994, Cho Oyu 1995, Lhotse 1995, Kangchendzönga 1996, Broad Peak 1997, Dhaulagiri 1998, Nanga Parbat 1999, Manaslu 2000, Gasherbrum II 2000, Gasherbrum I 2001 i Annapurna 2002. Żadne z wejść nie odbyło się z użyciem dodatkowego tlenu. Jak pamiętamy, na 12 ośmiotysięczników Alberto wszedł w towarzystwie brata-bliźniaka Felixa, który zginął w trakcie zejścia z Gasherbruma II (GG 1/01 z 15.01.2001). W dziesiątce szczęśliwych zdobywców Korony jest dwóch Włochów, dwóch Polaków (Kukuczka i Wielicki), dwóch Basków i dwóch Koreańczyków, a nadto Szwajcar i Meksykanin. Bliscy realizacji są trzej dalsi Włosi: Fausto De Stefani, Abele Blanc i Hans Kammerlander. Z Polaków najbardziej zaawansowany jest Piotr Pustelnik (11).
Jean-Christophe Lafaille i Alberto Ińurrategui powtórzyli przejście 7,5-kilometrowej wschodniej grani Annapurny, po raz pierwszy przebytej przez Erharda Loretana i Norberta Joosa w r. 1984 i od tej pory nie atakowanej. Jak pamiętamy, Loretan jako trzeci zaliczył całą Koronę Himalajów.
09.05.2002 ROZMAITOŚCI 05/2002 (18)
08.05.2002 ZACZYNA SIĘ... 05/2002 (18)
Jak podaje MountEverest.net za "Nepal News", na szczyt Annapurny (8091 m) weszły dwa zespoły należące do wypraw koreańskiej i wojskowej wyprawy indyjskiej. W sobotę 4 maja szczyt osiągnął 32-letni kierownik 6-osobowej ekipy koreańskiej, Hee Joon Oh, któremu towarzyszyli Szerpowie Scrab Jangbu i Lakpa Tshering. W poniedziałek wejście powtórzyli czterej indyjscy żołnierze, prowadzeni przez trzech Szerpów. Dużą wyprawą wojskową (17 uczestników) kieruje bardzo doświadczony płk S. C. Sharma. Podano też nazwiska zdobywców szczytu. Są to: Lalit Kumar Negi (42), Chhering Norbu Bodh (33), Rajendra Singh Jalat (30), Jagat Singh (26) oraz Szerpowie Pasang Rinji (26), Lakpa Thundu (30) i Tashi Dorje (31). Annapurna należy do niższych 8-tysięczników. Czekamy na kolejne meldunki, a sami oczy mamy zwrócone na Makalu, gdzie nasza wyprawa nie zajęła jeszcze pozycji wyjściowej w kierunku wierzchołka.
Jak podano, ruszyła też akcja na Evereście, gdzie 4 maja bez mała 100 Szerpów z różnych wypraw osiągnęło Przełęcz Południową. Ataki szczytowe -- jeśli warunki utrzymają się -- winny nastąpić już za parę dni.
06.05.2002 A, TO CIEKAWE! 05/2002 (18)
06.05.2002 HIMALAJE - PIERWSZE CIOSY 05/2002 (18)
Wyprawy meldują o wszystkich swoich ruchach, większość już ma drugie i trzecie obozy, mnożą się wejścia na niższe szczyty (Ama Dablam), również na 8-tysięcznikach operacje górskie wejdą niedługo w fazę finalną. Jednocześnie jednak nadchodzą wieści o wypadkach. Większość z nich to lekkie obrażenia czy szczęśliwe upadki do szczelin, ludzie wycofują się z objawami choroby wysokościowej. Bardzo niebezpieczny jest Lodospad Khumbu, obrywający się po kilka razy dziennie. Są też niestety doniesienia o wypadkach śmiertelnych...
Na Evereście w dniu 30 kwietnia spadł 200 m i poniósł śmierć w szczelinie 39-letni Peter Legate. Był on członkiem 9-osobowej wyprawy brytyjskiej i schodził rankiem z obozu III do II. Nieszczęście dotknęło też ekipę Piotra Pustelnika na Makalu. Na z trudem osiągniętej przełęczy Makalu La (7200 m) 25 kwietnia zmarł amerykański uczestnik wyprawy, Raymond David Caughron z Berkeley w Kalifornii, o czym doniosły strony internetowe EverestNews.com i MountEverest.net. Ze skąpych relacji wynika, że zmarłego zaskoczyło na górze załamanie pogody. Biwaku nie przeżył -- rano znaleźli go martwego uczestnicy wyprawy szwajcarskiej, których obecność tam świadczyłaby, że niepogoda nie trwała długo. Raymond urodził się w r. 1943, miał więc już blisko 60 lat, co mogło przyczynić się do niespodzianego zgonu. 28 kwietnia do miejsca wypadku doszli Piotr Pustelnik, Darek Załuski i Ryszard Pawłowski, którzy pochowali zmarłego alpinistę tam, gdzie go zastała śmierć.
Raymond nie był nowicjuszem. Amerykańskie kroniki notują go już ćwierć wieku temu (m.in. pierwsze wejście na Mount Waddington od północy w r. 1975), wspinał się dużo w Yosemite, z Polakami miał kontakty od r. 1980, kiedy jako prezes Sekcji Sierra Nevada AAC gościł Krzysztofa Żurka i Zbigniewa Młynarczyka (T.2/81 s.68). Z Piotrem Pustelnikiem przyjaźnił się od dawna, razem byli m.in. na Dhaulagiri w r.1994. Z zeszłorocznej wspólnej wyprawy na Kangchendzöngę wycofał się, gdyż zadanie wydało mu się zbyt trudne. Zaprzyjaźniony z Adem Carterem, pisywał w "American Alpine Journal" i magazynach amerykańskich, ostatnio współpracował ze stronami internetowymi. W drodze pod Makalu wszedł w celach aklimatyzacyjnych na Island Peak (6189 m). Wypadek, bardzo bolesny dla uczestników wyprawy, może zaważyć na dalszym jej przebiegu.
We would like to express our sorrow and sympathy to the Families and all Friends of both lost climbers -- Editor.
Tymczasem nasze radio i telewizja przez kilka dni podawały komunikaty o ataku niepogody na Alpy, który w schronisku Vallotów zablokował 11 czy 12 polskich alpinistów dążących na Mont Blanc. W niedzielę 5 maja, kiedy uwięzionym w schronisku kończyły się już żywność i paliwo, rozpogodziło się i młodzi ludzie zostali ewakuowani przez śmigłowce ratownicze z Włoch i Francji. Jedna osoba trafiła do szpitala z oznakami choroby górskiej -- to dobry wynik, jak na 5 dni pobytu na wysokości 4362 m (Vallot).
01.05.2002 Z NOTATNIKA WŁADKA JANOWSKIEGO 05/2002 (18)
Jan Muskat o sobie
Serwis wspinaczkowy www.murki.pl (kiedyś "Klamecjusz") zamieścił obszerny (12 stron maszynopisu) wywiad z Janem Muskatem (52 lata), znanym zakopiańskim wspinaczem, instruktorem taternictwa, autorem szeregu pierwszych przejść letnich i zimowych w Tatrach, w tym hakówek o rekordowych trudnościach ("Nauka haczenia" na Wielkiej Turni A4+). Muskat zaczynał od ... silnego lęku przestrzeni, który z czasem udało mu się w zupełności przezwyciężyć. Uwielbia Tatry Zachodnie, gdzie dokonał większości swoich przejść i jest ich wielkim entuzjastą i znawcą. W rozmowie, przeprowadzonej w dniu 17 kwietnia br. przez Krzyśka Walaska, najwięcej miejsca poświęcono właśnie Tatrom ("tu jest mój dom..."), do których Muskat ma stosunek niemalże nabożny ("jakoś tak pokochałem te Tatry"). W mojej szkółce wszyscy sprzątamy każdą dolinę, którą podchodzimy -- mówi odnosząc się do pytania o miejsce wspinania w Polsce. Nie mogę się zgodzić by leżał jakiś obcy materiał, nie pasujący do Tatr. I dalej: Przyszłość powinna być taka -- ludzie powinni się wspinać (Tatry są piękne), bo to buduje wolę i charakter. Im lepsze będą jednostki, tym lepszy będzie naród. Jedno z pytań odnosi się do dzisiejszej sytuacji w kraju, przeszło 10 lat od upadku PRL. Myślałem, że będę żył w pięknym kraju, a jest coraz gorzej, tragiczny język i architektura... W polskim wykonaniu kapitalizm jest przykry i smutny.
Fotograficy na start
Jeleniogórskie Centrum Kultury (ul. Bankowa 28/30) po raz dwunasty zaprasza wszystkich fotografujących do udziału w konkursie po nazwą Biennale Fotografii Górskiej. Technika prac dowolna, format zdjęć nie mniejszy niż 24 x 30 cm. Termin nadsyłania prac mija 15 czerwca 2002. Szczegółowy regulamin i kartę zgłoszenia można znaleźć pod adresem: free.art.pl/foto_2000 Komisarzem wystawy będzie Ewa Andrzejewska. Na zwycięzców czekają nagrody pieniężne o łącznej kwocie 9000 zł, z czego połowę otrzyma zdobywca Grand Prix. W dotychczasowych konkursach laury wiele razy zdobywali fotografujący wspinacze i alpiniści, może i tym razem błysną talentami?.
Dębinizm, sośnizm, sekwoizm
Miesięcznik "Smithsonian" z marca br. przyniósł ciekawy artykuł pt. "Tree Climbing for Grown-ups" -- o wspinaniu się po drzewach dla sportu i przyjemności. Pomysł, żeby wspinać się na wysokie drzewa (dla przypomnienia: największe żyjące organizmy), jest oczywiście stary jak świat. W l. 50. i 60. w naszym kraju głośno było o warszawskim dębiniźmie, organizowanym przez Czesława Momatiuka i traktowanym treningowo (szkolenie takie zaliczył m.in. aktualny prezes PZA, Janusz Onyszkiewicz). Z kolei obecnie pracownicy krakowskiego RENI Sport wspinają się na wysokie drzewa (z przelotami z taśm), niosąc ratunek zagubionym kotom ("Magazyn Górski" nr 10 s. 45). W Ameryce jednym z głównych propagatorów wspinania się po drzewach jest niejaki Peter Jenkins, z zawodu arborysta. Obliczył on, że w ciągu ostatnich 20 lat zaznajomił z techniką wspinania po drzewach ok. 10 000 osób. "Można zabić drzewo, jeśli zbyt wielu wspinaczy używa złego sprzętu lub niewłaściwej techniki wspinania" -- twierdzi Jenkins, w artykule nazywany "ojcem rekreacyjnego wspinania po drzewach". Drzewa, podobnie jak drogi skalne czy lodowe, mają swoje nazwy, różne trudności i te najbardziej znane oczywiście niepowtarzalne piękno. Najwyższe z nich osiągają niebagatelną wysokość ponad 75 m. Sławne są np. dęby pod Atlantą o nazwach "Dianna" i "Nimrod", czy sekwoja "Henry" w Kalifornii. Niebawem problemem stanie się ochrona niektórych z nich, szczególnie tych najwyższych i najstarszych, na które amatorzy wejść mają zwykle największą chrapkę. Istniejące zrzeszenie Tree Climbers International (TCI) skupia 600 osób. Sprzęt produkuje firma Treeman, mająca w zestawie m.in. Treeboat (cena $115), hamak do nocowania na czubkach drzew. Artykuł napisał Jim Morrison, zdjęcia Louie Psihoyos. Jedno z nich pokazuje nocleg kilku osób w platformach na czubku wysokiego drzewa na tle pięknego krajobrazu Kalifornii. Wygląda to zachęcająco...

Od Redakcji. Artykuł o arboryzmie w Lasku Bielańskim ukazał się w "Taterniku" 3-4/1964, a napisał go późniejszy długoletni prezes PZA, dzisiaj znany profesor, Andrzej Paczkowski. Na ilustrujących artykulik zdjęciach wspina się Krzysztof Bończa-Tomaszewski, którego asekuruje -- Janusz Onyszkiewicz. Również u nas co okazalsze dęby miały swoje nazwy, był nawet pomysł napisania po nich przewodnika.