26.07.2002 NOWOŚCI Z WYSOKICH SZCZYTÓW 07/2002 (20)
Koniec lipca w Karakorum
Sezon letni w Karakorum minął półmetek, a pogoda wciąż kaprysi i 8-tysięcznych wejść nadal nie ma. 12 lipca meteorolodzy zapowiedzieli parodniowy wyż i sfrustrowane oczekiwaniem wyprawy rzuciły się do ataku, głównie na Broad Peak. Kilka grup wyruszyło w różnym tempie. 19 lipca najwytrwalsi wspólnie dotarli pod przełęcz, na wysokość 7800 m, gdzie warunki okazały się zbyt niebezpieczne i zgodnie ogłoszono odwrót. Wśród wycofujących się byli Koreańczycy, Amerykanie Christine Boskoff i Charlie Fowler, a także Simone Moro, który próbował wbiec na szczyt w forsownym 2-dniowym wypadzie. Wrócili oni do bazy pod K2, by -- już solidnie zaaklimatyzowani -- przyczaić się do finalnego ataku. Christine i Charlie mówią o drodze Kukuczki z nowym wariantem -- by fair means, bez poręczówek i tlenu. Chcieliby się zamknąć w 5 dniach, jeśli pogoda pozwoli. Tymczasem na grani Abruzzów porażkę poniosła Pakistańsko-Tybetańska Wyprawa Pokoju. 20 lipca zaporęczowała ona Bottleneck i dotarła do wysokości 8400 m, gdzie dopadła ją wichura. Odwrót do górnego obozu był dramatyczny. Morale ekipy załamał nadto tragiczny wypadek: wskutek obrażeń głowy w niższych partiach drogi (ok. 6000 m) śmierć poniósł jeden z 3 Pakistańczyków, kpt. Muhammad Iqbal -- druga już tegoroczna ofiara K2 (pierwszą był 13 lipca Sher Ajman). Nie widząc szans na ponowienie ataku, wyprawa Paki-Tibetan zwinęła obozy i bazę i ruszyła ku domowi. Podobnie postąpiła po 35 dniach akcji komercyjna grupa Chrisa Warnera. "Zwijam manatki -- mówi -- nie bez smutku, ale wiem, że to słuszna decyzja. K2 jest niebezpieczną górą, a kiedy w dodatku warunki są złe, ryzyko staje się zbyt wielkie." Na grani Abruzzów pozostają Japończycy, nadal liczą na sukces Hiszpanie, Amerykanie, Moro.
Brak aktualnych wieści z Gasherbrumów, a także z niższych szczytów. Szczególnie interesujące są postępy wyprawy Alpinclub-Sachsen na podobno dziewiczej Baturze II (7762 m). Sasi założyli 3 obozy: 27 czerwca I 5240 m, 2 lipca II 5840 m i 15 lipca III (6580 m). Tymczasem pod Nanga Parbat oczekiwany jest nowy zespół. Tworzą go 50-letni Japończyk Ichiro Hosada i 30-letni Pakistańczyk Shaheen Baig. Natomiast zaniechała dalszych prób wyprawa baskijska, która na drodze Kinshofera z powodu lawiniastego śniegu nie mogła się przebić wyżej, niż 7000 m. Kierował nią Luis Cortabitarte.
Czy odnalezienie szczątek Dudleya Wolfe będzie jedynym sukcesem sezonu na K2? Może jednak nie. Jak wynika z przeliczenia tabel Eberharda Jurgalskiego, na ogółem 196 wejść na K2, w sierpniu miało miejsce 75 (38%), z tego prawie połowa (33) w pierwszej dekadzie miesiąca. Wszystko zależeć będzie od pogody i od czasu, jakie ekipy mają do dyspozycji. Stosunkowo najlepiej ustawiony jest Simone Moro, który przybył do bazy dopiero w połowie lipca i ma "konto otwarte" jeszcze na 30 dni. Ciao, życzymy powodzenia!
Bhutańskie pogotowie wypadkowe
Niewielki i ubogi Bhutan nie ma nawet jednego helikoptera, ma natomiast mnóstwo gór i szosy należące do najniebezpieczniejszych na świecie. Alpinizm jest tu uprawiany na minimalną skalę, funkcjonuje natomiast 7 coraz liczniej odwiedzanych tras trekkingowych, miejscami wchodzących na wysokość 5000 m. Na krętych drogach wiodących nad przepaściami wypadki samochodowe są częste i na ogół tragiczne, a do ofiar trudno jest dotrzeć. Na kilka dni przed przybyciem Austriaków, niedaleko stołecznego Thimphu samochód spadł z szosy w czeluść niedostępnego wąwozu. Do ciężko rannej turystki udało się dotrzeć dopiero po 4 dniach, niestety za późno. Aby tej sytuacji choć w części zaradzić, Niemieckie Towarzystwo Pomocy Bhutanowi zorganizowało kurs ratownictwa górskiego. Zajęcia prowadzili dwaj przewodnicy z Innsbrucka, Kurt i Harald Pittracherowie, uczestnikami byli głównie niższego szczebla bhutańscy pracownicy służb medycznych, m.in. kierowcy karetek i pielęgniarze. Wyposażenie ratownicze pochodziło z darów niemieckich i austriackich firm oraz od różnych miłośników azjatyckiego królestwa. Po 2 tygodniach intensywnego szkolenia, dyplomy odebrało 14 osób, kolejny turnus szkoleniowy zaplanowano na jesień 2002. Zespół ratowniczy otrzymał nazwę, która nie ogranicza jego zadań do gór: "Emergency Rescue Team". Inicjatorzy akcji chcieliby w przyszłości zaprosić w Alpy i tu wyszkolić kilku zdolniejszych miejscowych ludzi, którzy mogliby stać się instruktorami ratownictwa i rozbudować sieć placówek na cały kraj, szczególnie jego odległe wschodnie rejony.
Rosjanie na Shishapangmie
Jak w trakcie żmudnych dociekań ustalił Eberhard Jurgalski, przypuszczalnie wszystkie dotychczasowe wejścia rosyjskie na Shisha Pangmę kończyły się na jej niższym wierzchołku centralnym. Pierwszego "murowanego" rosyjskiego wejścia na szczyt główny udało się dokonać dopiero minionej wiosny. Duża wyprawa holendersko-rosyjska zakończyła się połowicznym sukcesem: na szczyt (głównie centralny) weszli wszyscy Rosjanie i nikt z grupy holenderskiej. Pierwsi w sezonie byli na górze 14 maja trzej Finowie. 16 maja weszły 2 dwójki rosyjskie, w ich składzie kierowniczka wyprawy, Marina Jerszowa (41). 24 maja Siergiej Bogomołow (51) i Władimir Olejnik (44) wspinali się granią centralnego wierzchołka, potem przetrawersowali w lewo strome śnieżno-lodowe pola poniżej grani szczytowej, podobnie jak Chińczycy przy pierwszym wejściu, by dotrzeć do wschodniej grani głównego wierzchołka i nią o 14.30 do szczytu. Było to drugie wejście Bogomołowa w trakcie tej samej wyprawy (poprzednie 16 maja tylko do wierzchołka centralnego), zaś Olejnik wszedł posługując się tlenem. 26 maja szczyt środkowy osiągnęli Dmitrij Moskalow, Jurij Sojfer i Wiktor Bobok. Dla Bogomołowa jest to 9. ośmiotysięcznik -- począwszy od Kangchendzöngi (nową drogą) w r. 1989. Ta dziewiątka wyjaśnia, dlaczego chciał koniecznie zaliczyć szczyt główny. Kierownikiem grupy holenderskiej był Werner de Jong (46).
Turnie nad Arwą
Historia zaczęła się kilka lat temu, kiedy Harish Kapadia opublikował zdjęcia 1500-metrowych zerw skalnych nad Doliną Arwy w północnym Garhwalu, w zamkniętym pasie przygranicznym. W maju 1999 r. wspinali się tam z sukcesami Anglicy (AAJ 2000 s.46-55, HJ 2000 s.71-80), tej wiosny ściany były celem 8-osobowej ekipy Groupe Militaire de Haute Montagne, która na razie ogłosiła tylko mało precyzyjne informacje prasowe. Droga dojazdu wiodła przez Josimath i Badrinath, bazę założono na wysokości 4350 m. Między 6 a 16 maja wyprawa podzieliła się na zespoły, które stylem alpejskim atakowały wielkie problemy Arwa Spire i Arwa Tower -- m.in. dwie dwójki powtórzyły drogę angielską, dwójka przeszła mikstową ścianę 1100 m wysokości ocenioną na TD, zespół czwórkowy poprowadził nową 14-wyciągową drogę o trudnościach 6b -- we wspaniałej skale. Nazwano ją imieniem kolegi Guilhema Chaffiola, który zginął podczas stażu przewodnickiego. W sumie dokonano 6 wejść, ponieważ jednak w sprawozdaniu ogłoszonym na stronie FFME pomylone są nazwy -- bezpieczniej będzie nie wdawać się w techniczne i geograficzne szczegóły (nasze prośby o wyjaśnienie pomyłek pozostały bez odpowiedzi). Uczestnicy -- kilka osób z dobrym dorobkiem alpejskim -- chwalą rejon Doliny Arwy jako cudowny teren dla amatorów ambitnych pierwszych wejść a także do uprawiania alpinizmu narciarskiego. Niestety, dotarcie na miejsce wymaga załatwienia licznych formalności. W sezonie jesiennym celem wyprawy GMHM będzie Minya Konka (7556 m) w chińskim Seczuanie.
Sfinks staje się modny
W GG 2/01 z 7.02.2001 zamieściliśmy informację o drodze "Krzyż Południa" poprowadzonej latem 2001 przez Słoweńca Silvo Karo i Włocha Mauro Bole "Bubu" (850 m, 7c+) na ścianie Torre del Esfinge w Andach Peruwiańskich. Naszą notatkę ilustruje zdjęcie ściany. W tym sezonie "Krzyż Południa" cieszy się dużym zainteresowaniem wspinaczy. Późną wiosną drogę tę przeszedł aż do górnej krawędzi ściany zespół czeski z HO "Alpa" z Ostrawy -- Milan Benian i Petr Piechowicz. Druga dwójka czeska pokonała 13 wyciągów, niestety na stosunkowo łatwiejszym 14. wyciągu (6a+) doszło do upadku prowadzącego Tomáša Šipa, który poniósł śmierć na miejscu. W dniu 7 lipca 2002 drogę powtórzyła para włoska Anna Lazzarini i Silvestro Strucchi, którym towarzyszyła Hiszpanka Elena Davila. Dzień później nastąpiło jeszcze jedno przejście, którego bohaterami byli Mariu Bagnati z Brazylii i Meksykanin Emiliano Villanueva. W tygodniach poprzedzających spotkanie ze Sfinksem wyprawa czeska dokonała wejść drogą normalną na Huascaran (6768 m) i drogą Ferrariego na Alpamayo (5947 m). W obu wspinaczkach uczestniczył tragicznie zmarły Tomáš Šipa.
Z śmietniczką na Elbrus
Jak już zapowiadaliśmy, z okazji Międzynarodowego Roku Gór w dniach od 19 lipca do 4 sierpnia trwa wielkie sprzątanie stoków najwyższej góry Kaukazu, dwugłowego Elbrusa. Akcję zorganizowało moskiewskie Centrum Kultury "Nowyj Akropol", a bierze w niej udział 140 wolontariuszy, wspomaganych przez ochotników dołączających się na miejscu. Uczestnicy przyjechali z Moskwy, St. Petersburga i innych miast Rosji, ale także z Ukrainy, Kazachstanu, Czech a nawet Peru. Zaplanowano zniesienie w dół 30 ton wszelkiego rodzaju śmieci i nieczystości, głównie z okolic Prijutu Odinnadcati (4200 m), gdzie sytuacja jest najtrudniejsza. Odpady będą z grubsza sortowane, ekipy są też wyposażone w środki do neutralizowania nieczystości grożących ew. skażeniem środowiska. Na miejscu pracują filmowcy i fotografowie, którzy przygotują film i wystawę mające uprzytomnić ludziom jak szybkiej degradacji ulega przyroda nawet w tak trudno dostępnych miejscach. Całą operacją kieruje Wadim Karielin. Podobną akcję "Nowyj Akropol" przeprowadził już w roku zeszłym. 50 wolontariuszy i ok. 100 osób włączających się spontanicznie do pracy uwolniło Elbrus od 20 ton śmieci, złomu i zanieczyszczeń, a operacje miała w Rosji duży rezonans, zwłaszcza że szło o słynną i szeroko znaną górę, przez niektórych uważaną za czubek Europy.
26.07.2002 NOWE KSIĄŻKI 07/2002 (20)
Na sezon ukazują się przewodniki, natomiast książki "do czytania" na ogół przygotowywane są na okres jesienno-zimowy. W tym roku będzie trochę inaczej. Dwa od dawna zapowiadane i ważne dla miłośników gór wznowienia -- "Miejsca przy stole" Andrzeja Wilczkowskiego i "Zwyciężyć znaczy przeżyć" Aleksandra Lwowa -- znajdą się w księgarniach w środku lata, oba mocno rozszerzone tekstowo i ilustracyjnie. Ale też obie książki są pozycjami niejako ponadczasowymi i nie muszą się nastawiać na okazyjnego gwiazdkowego odbiorcę. Nakładem "Wydawnictwa Górskiego" Miłosza Martynowicza (zasłużonego wydawcy "Wielkiej encyklopedii tatrzańskiej") w tych dniach ukazała się przeszło 500-stronicowa bogato ilustrowana książka Krzysztofa Łozińskiego "Ślady na śniegu". Kilka innych tytułów jest w opracowaniu lub dopiero na autorskim starcie, zbyt wcześnie więc byłoby o nich mówić. Do bardziej zaawansowanych należą m.in. monografia Karakorum Jerzego Wali i literacka biografia Andrzeja Zawady pióra Ewy Matuszewskiej, a także budząca duże zainteresowanie w środowisku autobiograficzna książka znanego z ostrego pióra Władysława Cywińskiego "Góral z Wilna czyli Tatry, seks, polityka" ("Wydawnictwo Górskie"). W druku jest planowana na koniec lata całkowicie nowa wersja przewodnika Janusza Kurczaba "Himalaje Nepalu" ("Sklep Podróżnika"). W wydzielonej rubryce "Nowości wydawnicze" recenzujemy kilka ciekawszych pozycji. Omówienie "Zwyciężyć znaczy przeżyć" Alka Lwowa już mamy, na opóźnionego w stosunku do planu "Wilka" z niecierpliwością czekamy. Tak autorów, jak i wydawców prosimy o sygnalizowanie nam interesujących tytułów.
21.07.2002 KOLEJNE POLSKIE WEJŚCIE NA MUZTAGH ATA 07/2002 (20)
7 lipca 2002 na szczycie Muztagh Ata (7546 m) stanęli Wiesław Madejczyk z KW Warszawa, od przeszło dekady znany m.in. z dobrych przejść zimowych w Tatrach oraz Marcin Pius z Częstochowy, dużo chodzący po górach Chin i do niedawna studiujący w Japonii. Obaj uczestniczyli w wejściu jako przewodnicy niedawno powstałej holendersko-polskiej agencji górskiej. W kilka dni później wrócili do Kaszgaru i w poniedziałek 15 lipca planowali wyjazd na sąsiedni, najwyższy szczyt Pamiru, Kongur (7719), z którym obaj mają już porachunki z 1999 roku. Zespół szczytowy będzie wzmocniony o Rosjanina. Tyle wiadomości z kawiarenki internetowej w hotelu Seman w Kaszgarze przekazał 11 lipca Wiesław Madejczyk, szczegóły mogą ulec zmianie.
Przypomnijmy, że pierwszym Polakiem na wierzchołku Muztagh Ata był w sierpniu 1998 r. Ryszard Pawłowski, który szedł na nartach w ekipie z Mikołajem Czyżewskim, Ryszardem Knapczykiem i Janem Orłowskim, ci jednak zawrócili z powodu zimna lub problemów z nartami. W roku 2000 drogą zwykłą wchodził na szczyt Krzysztof Berbeka z Krakowa (nie Krzysztof syn Macieja i wnuk Krzysztofa, lecz ich daleki kuzyn urodzony wkrótce po śmierci tego ostatniego). Góra jest technicznie łatwa, niemniej obecne wejście może być dopiero trzecim polskim. Zwykła droga wiedzie od zachodu i jest dobrze widoczna z odległej o kilkanaście kilometrów Karakoram Highway. Przez to sąsiedztwo góra jest często obecna na zdjęciach i od kilku lat występuje też w ofercie wielu agencji górskich, jako rodzaj najwyższej na świecie góry typu Elbrus, gdzie trudności stanowią śnieg, wiatr, mróz i wysokość. Muztagh Ata ma jednak i stromsze strony i zaledwie kilka niezależnych dróg, np. granią od wschodu zdobyto go dopiero w roku 2000 (ta sama wyprawa międzynarodowa w której części uczestniczył Krzysztof Berbeka). Pierwsze wejście zostało dokonane w roku 1956 przez liczący 31 osób (swoisty rekord Guinnessa) zespół sowiecko-chiński, wymienianie nazwisk którego wciąż przyprawia o ból głowy nie tylko zachodnich kronikarzy. Szczegółowe i solidne omówienie topografii masywu w GiA 6/1999 podał Jerzy Wala, który już w 1994 r. wykonał przejrzystą graniówkę rejonu. Sam masyw ma kilka oddalonych i oddzielonych stromymi wąwozami wierzchołków, przekraczających 6000 i nawet 7000m, z których część znalazła się "w cieniu informacyjnym" popularnej góry i pozostaje dziewicza.
Wejściem na łatwiejszy Muztagh Ata nasi wspinacze zapewne wykonali część służbową" wyjazdu, złapali aklimatyzację i mogą teraz realizować cel sportowy. Planowany Kongur to już zupełnie innego kalibru sprawa. Szczyt ten do 2001 roku miał w ogóle tylko trzy wejścia dwiema drogami (pierwsi byli Boardman, Bonington, Rouse i Tasker w 1981) i odparł wiele prób. Trzymamy kciuki.

Grzegorz Głazek, CDW PZA
 
P.S. Przy okazji wejścia na Muztagh Ata ciekawostka daleko lżejszej natury. Wejście to łączy nazwiska dwóch naszych instruktorów-aktorów. W pamiętnej reklamie piwa najbardziej znanej krajowej marki, Ryszard Pawłowski grał kluczową rolę przewodnika, wiedzącego jak sprawić największa górską przyjemność swoim klientom (czytaj: w którym potoku schować dla nich piwo). Casting do tej roli zelektryzował całe środowisko wspinaczkowe i zgłosiła się podobno przeszło setka kandydatów z całego kraju, w tym znani wspinacze i szefowie stowarzyszeń. Wygrał Pawłowski, a na plan filmowy jako drugi przewodnik zaproszony został właśnie Wiesław Madejczyk. Zagrał w scenie, w której przewodnicy mijali się ze swoimi grupami i, na ile aktorzy mogą się domyślać całości wielowątkowego scenariusza, dawali sobie znaki gdzie schowali piwo. Wątek ten jednak ostatecznie nie wszedł do emisji.
W konkluzji, lodowy Muztagh Ata, "ojciec zalodzonych gór" połączył dwóch medialnych instruktorów, wiedzących gdzie schłodzić piwo. Dodajmy, że wśród zagranicznych reżyserów reklamy był wspinacz, który miał na koncie kilka powtórzeń na El Capitanie, należy zatem uznać, że specjaliści od reklamy doskonale widzieli, czym się kierować przy wyborze twarzy "prawdziwych ludzi gór". Zresztą reklamę kręcono w górach Hiszpanii, mających chyba udawać Tatry, a w roli jednego z trójki polskich turystów występował Anglik.
(G.Głazek)
18.07.2002 NOWINKI Z GÓR 07/2002 (20)
Pobudka w Karakorum
Około 12 lipca zaczęło się przejaśniać a prognozy meteo zapowiadały poprawę warunków (zob. GG 7/02 z 16.07.2002). Zniecierpliwione bezczynnością wyprawy ruszyły do góry, nie czekając na wyjaśnienie się sytuacji i ustalenie się pokrywy śniegowej. Na rezultaty nie trzeba było czekać: rankiem 13 lipca na tzw. drodze Česena lawina zeszła na kilku tragarzy wysokościowych zespołu Luisa Fragi -- śmierć poniósł jeden z nich, 34-letni Sher Ajman, doświadczony alpinista pakistański i ojciec sześciorga dzieci. Jego zwłoki alpiniści znieśli w rejon Concordii, skąd ma je zabrać helikopter do Skardu. Już 4 wyprawy zwinęły manatki i ruszyły z powrotem w doliny, na Broad Peak wspinają się Niemcy z przeszło 20-osobowej wyprawy -- "bez względu na pogodę", gdyż już tylko tydzień został im do nadejścia z dołu karawany powrotnej. Simone Moro, który dopiero teraz dobił pod K2, stwierdził, że jego aklimatyzacja z wiosennego Everestu nadal "działa", orzekł jednak, że w aktualnych warunkach pogodowych i śnieżnych dublety w rodzaju Broad Peak -- K2 czy Gasherbrum -- K2 są utopią i zrealizowanie jednego z tych celów będzie niezłym wyczynem. No ale sezon dopiero na półmetku, a część później przybyłych wypraw ma przed sobą jeszcze sporo czasu. Teraz wszystko zależy od łaskawości aury. W każdym razie nikomu nie udało się dotąd przekroczyć 7000 metrów, nie mówiąc o zaliczeniu szczytu.
Góry na znaczkach
Z okazji Dni Bielska w Biurze Wystaw Artystycznych w Bielsku Białej odbyła się w dniach od 4 do 10 czerwca 2002 r. Krajowa Wystawa Filatelistyczna "Besfil 2002". Wystawę otwierał i zamykał Prezydent miasta, a uczestniczyli w niej liczni wystawcy z całego kraju -- dorośli i młodzieżowi. Motywem przewodnim były turystyka, ochrona środowiska i sport. Na wystawie spotkały się najlepsze zbiory o tematyce górskiej, alpinistycznej i turystycznej. Najwyżej oceniono zbiór Bogumiła Ciesielskiego "Alpinizm", następnie zaś (medale złote) zbiory Mieczysława Rożka "Ku szczytom gór" i Jana Swadźby "Album tatrzański". Naszą tematykę reprezentowały także takie kolekcje, jak "Sport w Tatrach", "Turystyka w Tatrach", "Świat Tatr" Edwarda Wyleżoła; "Rośliny naszych gór i pogórzy" Tadeusza Jagody; "Regiony górskie Polski" Jana Mencnarowskiego czy "Tatry -- perła w koronie Karpat" Rajmunda Kusia.
Tymczasem w różnych krajach ukazują się kolejne znaczki wydawane z okazji Międzynarodowego Roku Gór -- trzy spośród nich reprodukujemy (zdjęcie).
Mieczysław Rożek
Kozice i orły
"Tygodnik Podhalański" z 11 lipca 2002 przynosi dwie ciekawe notatki odnoszące się do tatrzańskiej fauny. Z początkiem sezonu letniego, 27 i 28 czerwca oba parki narodowe przeprowadziły liczenie kozic, których pogłowie w ostatnim 30-leciu gwałtownie zmalało. Ustalono, że cała aktualna kozia populacja wynosi ok. 300 sztuk, z czego 85 przebywa po stronie polskiej, zaś ok. 30 żeruje w rejonie grzbietu głównego. Z "ostrożnym optymizmem" przyjęto fakt, że pod koniec zimy przyszło na świat ok. 60 koźląt, z czego ok. 20 w Tatrach Polskich. Wiosną zeszłego roku przyrost naturalny oceniono na zaledwie 15 sztuk. Są to wszystko liczby płynne i zmieniające się w czasie i przestrzeni, a rozrodczość gatunku zależy od wielu czynników. Na Słowacji niewątpliwe pozytywne efekty daje zamykanie na okres zimy wyższych partii gór, gdzie zwierzyna nie jest nękana przez wścibskich turystów. W drugiej notatce "Tygodnik" podał wyniki obserwacji Komitetu Ochrony Orła. W całych Tatrach żyje obecnie 5 par tych królewskich ptaków (chodzi o orła przedniego), z czego tylko jedna trzyma się strony polskiej, silniej penetrowanej turystycznie i niespokojnej. Ma ona tu aż 3 gniazda, do których się przenosi. Jedna orla rodzina mieszka po polskiej stronie Pienin.
Jak podano w tygodniku, w Dolinie Pięciu Stawów zginęła (zapewne w lawinie) widywana tu przez turystów kozica o charakterystycznym zniekształconym porożu. W naszym archiwum mamy jej fotografię ze szczęśliwszych czasów (zdjęcie).
W Alpach więcej wypadków
Il Corpo nazionale Soccorso Alpino e Speleologico (CNSAS) Club Alpino Italiano ogłosił dane o wypadkach w górach Włoch w roku ubiegłym. W r. 2001 brygady i patrole pogotowia interweniowały 4775 razy, co oznacza 10-procentowy wzrost w stosunku do roku 2000. W przekroju całego roku wypada to po 13,1 interwencji dziennie! Bardzo duża była też w roku zeszłym liczba wypadków śmiertelnych: 378 osób straciło życie w trakcie uprawiania turystyki górskiej, alpinizmu czy speleologii. Jeszcze gorszy wynik zdarzył się w całej 50-letniej działalności CNSAS tylko raz: w fatalnym roku 1998, kiedy z gór zniesiono ciała 417 ofiar. Ludzi idzie na skalne szlaki coraz więcej, są oni coraz lepiej wyekwipowani i coraz pewniejsi siebie, niestety -- coraz mniej wiedzą o górach i ich niebezpieczeństwach. Lekkomyślność wielu jest zdumiewająca. Prezes Corpo Nazionale, Armando Poli, złożył podziękowanie armii ratowników zawodowych i ochotniczych liczącej aktualnie 21.764 ludzi.
Niezwykle szczegółowe roczne analizy "nesreč i reševalnega dela" publikuje słoweńska Gorska reševalna služba, dysponująca kadrą 1250 ratowników. Specjalne 20- do 30-stronicowe wkładki z tabelami i diagramami w różnych przekrojach zamieszcza w kilka miesięcy po zamknięciu roku "Planinski Vestnik". Liczba zabitych w górach Słowenii skokowo wzrosła w r. 1998 i aktualnie wynosi ok. 30 rocznie.
16.07.2002 KARAKORUM - NA RAZIE BEZ GOLA 07/2002 (20)
Po okresie niezłej, a nawet pięknej pogody i optymistycznych prognozach co do przebiegu sezonu, w ostatnich tygodniach na Karakorum nasunęły się chmury, a wiatr zrywa namioty ustawione w wyższych obozach. Korzystając z poluzowania pakistańskich regulaminów, niemal wszystkie wyprawy planujące wejście na K2, zamierzały poprzedzić je aklimatyzacyjnymi wspinaczkami na Broad Peak (głównie) ale także oba Gasherbrumy. Jak do tej pory nie było ani jednego wejścia na szczyt 8-tysięczny, a przypomnijmy, że ok. 25% wejść na K2 dokonano przed połową lipca, z tego kilkunastu w czerwcu (m.in. Wanda Rutkiewicz). Charlie Fowler i Christine Boskoff założyli na Broad Peaku 2 obozy (5800 i 6400 m), po nadejściu frontu wycofali się jednak do bazy pod K2. Jak tylko pogoda się poprawi, wrócą na Broad Peak, gdzie czai się parę innych zespołów, m.in. wielka wyprawa niemiecka. Cierpliwości (czy raczej czasu) zabrakło 9-osobowej wyprawie szwajcarskiej na Broad Peak i G I (szef André Georges) , która pojawiła się w Karakorum najwcześniej z wszystkich, ale też jako pierwsza wraca do domu -- bez wyniku. Na Broad Peaku osiągnęła wysokość 7700 m, na G I 6300. Jako druga, 13 lipca zwinęła manatki wyprawa szwajcarsko-włoska na Gasherbrum IV, która w lepszym okresie założyła 2 obozy, ale potem utknęła w śniegach. Jej kierownik mówi, że do poprawy warunków w całym rejonie potrzeba 5--6 dni di bello stabile czyli ładnej pogody, jeśli nie więcej. Tymczasem do baz przybywają nowe posiłki, m.in. Simone Moro. Uczestnicy zgodnie stwierdzają: nie ma żadnych przeszkód w uprawianiu alpinizmu w Pakistanie, a wszystko co na ten temat pisano okazało się bzdurą. Dostępny jest nawet Hindukusz. No ale ostatnio sytuacja polityczna w Kaszmierze znowu się zaogniła, a bomba detonowana przez terrorystów przy Karakorum Highway raniła kilkoro turystów. Z internetowych meldunków nie wynika, czy pojawiły się wszystkie oczekiwane wyprawy. Nie potwierdzono przybycia trójki Rumunów (kierownik Bohdan Mihnea), ani zespołu hiszpańsko-polskiego (kierownik Luis Fraga). Z zaciekawieniem śledziliśmy wiadomości o głośno reklamowanej poznańskiej wyprawie na Mustagh Tower, przygotowanej pod kierownictwem Macieja Sokołowskiego. Tymczasem jak nas poinformował Mieczysław Rożek, została ona odwołana -- przyczyną były różne kłopoty, głównie finansowe. Może to i dobrze: Mustagh Tower to niełatwa i niezbyt bezpieczna góra, a przecież również zeszłoroczna poznańska "Strefa 7000" okazała się niewypałem.
03.07.2002 MIŁE WIEŚCI Z ALASKI 07/2002 (20)
Nasza najsilniejsza czwórka (Jacek Fluder, Janusz Gołąb, Stanisław Piecuch i Grzegorz Skorek) wytyczyła nową drogę na wschodniej ścianie Bear's Tooth, bliźniaczym szczycie słynnego Moose's Tooth (oba wznoszą się w północno-wschodnim obramieniu Ruth Gorge -- zob. Gazetka Górska 5/02 z 29 maja). Wschodnie, najwyższe w rejonie (1400--1500 m) skalne ściany obu szczytów wyrastają nad lodowcem Buckskin i były dotąd pokonane tylko czterema drogami, z których trzy należą do dorobku Jima Bridwella. Polska droga wiedzie lewym filarem Bear's Tooth 400 m na lewo od lewej z dróg Bridwella z 1999 roku (zdjęcie). Zespół spędził w ścianie 10 dni, z czego 2 polegały na przeczekiwaniu burzy i 2 zajął powrót zjazdami. Trudności drogi to VII z odcinkami do A3. Nazwa drogi "Sorry, you can't fly" oddaje perypetie z odlotem całej wyprawy za ocean.
Młodszy zespół (Maciej Ciesielski i Jakub Radziejowski), wytypowany i dokooptowany staraniem reszty wyprawy i Komisji Wypraw PZA, dokonał czterech udanych powtórzeń w samym Ruth Gorge dróg o wysokościach 400--800 m i trudnościach VII- do VII+. Najlepszym było trzecie i najszybsze (36 godzin nonstop) przejście 800 m wysokiego skalnego Cobra Pillar na popularnym w rejonie Mount Barrill. Drogę wytyczyli w 1991 roku Jim Donini i Jack Tackle, należący do najaktywniejszych wspinaczy rejonu. Sklasyfikowali ją na 5.10+ (VII UIAA) z 30 metrami A3 (długość drogi 900 m). Nasz zespół, w towarzystwie młodego Amerykanina, pokonał odcinki hakowe w stylu clean (większość prowadzili nasi wspinacze).
Według znawcy rejonu, Grega Croucha, co najmniej do roku 1998 droga nie miała powtórzenia. Niedawo Kanadyjczycy skompletowali dopiero 2 przejście tej drogi, w dwa dni plus poręczowanie.
Innym cennym powtórzeniem debiutującej dwójki było czwarte przejście drogi najaktywniejszego eksploratora rejonu Andreasa Orglera na zachodniej ścianie Eye Tooth (800 m VII, OS, z własnym wariantem, 13 godzin -- tu jednak wkrótce po Polakach pojawił się jeszcze nieco szybszy zespół Austriaków).
GG 6/02 z 12.06.2002 zamieściła notatkę "Mount Dickey i Mount Bradley", omawiającą wyniki wyprawy francuskiej z maja br., która -- teraz to już możemy powiedzieć -- zrealizowała jeden z celów rozważanych przez nasza wyprawę jako plany rezerwowe.
Wyprawę polską można ocenić jako udaną, choć uczestnicy spodziewali się nieco trudniejszej walki i dłuższych ciągów trudności. Cele udało się zrealizować, pomimo opóźnień w dotarciu pod ścianę i panującej do około 12 czerwca złej pogody. Była to w ogóle pierwsza w historii polska wyprawa pokonująca bardzo trudne technicznie drogi w paśmie Alaska (dotąd najtrudniejszym polskim wejściem w rejonie był himalajski w charakterze filar Cassina Mount McKinley, trudny u dołu, ale i popularny -- w 1989 roku weszła nim ekipa PKG z Leszkiem Cichym). Zrealizowano też pierwszą polską nową drogę, od razu na jednej z kilku najbardziej cenionych i bardzo rzadko pokonywanych z sukcesem ścian.
Grzegorz Głazek, Centrum Dokumentacji Wysokogórskiej PZA