31.12.2003 |
MIESZANKA SYLWESTROWA |
12/2003 (36) |
Wesołych Świąt
Koleżanki i Koledzy! Z okazji Świąt Bożego Narodzenia oraz nadchodzącego wielkimi krokami Nowego Roku 2004 życzymy Wam radości i ciepłej atmosfery wśród grona rodziny i przyjaciół, wokół choinki i szopki. Mamy nadzieję, że będzie Wam nadal służyło zdrowie i że dane Wam będzie częściej obcować z naszymi ukochanymi górami. Nie traćcie pogody ducha i radości życia, którą tryskacie na naszych spotkaniach. Oby przyszły rok był lepszy od tego, który mija.
Wkrótce zobaczymy się na naszym tradycyjnym spotkaniu opłatkowym w nowym lokalu klubowym przy ul. Pędzichów 11a -- w środę 7 stycznia o godzinie 18. Liczymy na gromadny Wasz udział. Już dzisiaj zapowiadamy nasze większe imprezy pierwszej połowy 2004 roku, niezależnie od stałych spotkań w pierwsze środy miesiąca. I tak Wielkanocne Jajko odbędzie się w środę 14 kwietnia. Spotkanie Pokutników w Dolinie Będkowskiej zaplanowaliśmy na ostatni weekend maja. Tydzień później -- od 4 do 6 czerwca -- od będzie się XII Zlot Seniorów KW nad Morskim Okiem w Tatrach. Bardzo serdecznie wszystkich pozdrawiamy
Marian Bała i Barbara Morawska-Nowak
Komu Złoty Czekan, komu?
Doroczne Walne Zgromadzenie Groupe de Haute Montagne (GHM) odbyło się 29 listopada 2003 w sali "Majestic" w Chamonix. Wśród 26 obecnych członków były panie Jeanne Franco i Yvette Vaucher, a w gronie panów -- Robert Paragot i Claude Marmier. Minutą ciszy uczczono pamięć 7 zmarłych, m.in. Gina Buscainiego i Raymonda Lainingera. Wstępnie omówiono kandydatury do Złotego Czekana 2003. Na razie na liście są Jean-Christophe Lafaille za 3 ośmiotysięczniki (Broad Peak, Dhaulagiri i Nanga Parbat), Patrice Persi i Stéphane Benoist za nową drogę na Thalay Sagar oraz Babanow i Koszelenko za filar Nuptse. Przygotowywany jest internetowy przewodnik GHM po masywie Mont Blanc, organ GHM "Cimes" drukowany jest w nakładzie 700 egzemplarzy. Gość zgromadzenia, prezes FFME, poinformował zebranych o postępie prac nad połączeniem FFME i CAF, nakreślił też perspektywy zacieśnienia więzi organizacyjnych z GHM.
Wysokie ordery
Po raz pierwszy od lat 1982 (nowa droga na Everest od południowego-zachodu) i 1989 (trawersowanie Kangchendzöngi) alpiniści rosyjscy zostali udekorowani wysokimi odznaczeniami państwowymi. Prezydent W.W. Putin podpisał dekret o odznaczeniu orderem "Zasługi dla Ojczyzny II Stopnia" ekipy, która w r. 2001 dokonała wejścia na Lhotse Ta (Lhotse Central lub Middle, 8414 m). Dekoracje odbyły się w miejscach zamieszkania odznaczonych -- w Moskwie, Krasnojarsku, Rostowie i Jekaterinburgu. Trzeba przyznać, że wszystkie trzy wyczyny nagrodzone odznaczeniami państwowymi (1982, 1989 i 2001) należą do historii himalaizmu i jak najbardziej zasługiwały i zasługują na szczególne wyróżnienia.
Kasa za Ötziego?
Helmut Simon, Niemiec, który w 1991 roku odkrył w Alpach Ötztalskich zamarznięte ciało człowieka sprzed 5300 lat, zwanego popularnie Ötzim, domaga się znaleźnego w wysokości ćwierci miliona dolarów USA. Władze prowincji Bolzano, która czerpie zyski ze znaleziska jako atrakcji turystycznej, zapowiadają, że rozważą zasadność tego roszczenia.
Władysław Janowski
Dodajmy od Redakcji, że od jesieni Ötzi -- posłaniec z epoki brązu -- spoczywa w nowym, wyłożonym płytami lodu pomieszczeniu, o stałej temperaturze 6,12°C. Do tej pory wskutek parowania tracił dziennie 5 g wagi, obecnie będzie to 5 g na miesiąc. Przeprowadzka do nowego locum kosztowała 400.000 euro.
Z Nowej Zelandii
Do tragedii doszło w masywie najwyższego szczytu Nowej Zelandii, Mount Cook. W dniu 10 grudnia z rejonu szczytu spadła czwórka alpinistów łotewskich z Rygi, w jej składzie najbardziej doświadczony wyprawowiec tego kraju, Teodors Kirsis -- wraz z córką. 300-metrowy lot zakończył się śmiercią, ciała znaleziono następnego dnia na lodowcu. Zespół poruszał się związany wspólną liną. Wiadomo, że upadku trójki lub czwórki w terenie lodowym praktycznie nie da się wyhamować, gdyż jeden spadający wyrywa drugiego ("efekt domina"). Komentatorzy przypominają, że w r. 2000 w podobny sposób czterech Chilijczyków poniosło śmierć na Lodowcu Polaków na Aconcagua. Kirsis miał za sobą wejścia na Everest i na Dhaulagiri, zdołał się też dorobić mniejszej Korony Ziemi (w wersji ze Szczytem Kościuszki).
Ferdynand Goetel
Nigdy nie był stałym obywatelem Zakopanego, ale do roku 1939 często tu gościł, przemieszkując na Skibówkach. "W czasie, gdy byłem taternikiem, t.j. w latach 1905--1914" -- pisał o sobie. Do jego partnerów, oprócz brata, należeli Mieczysław Świerz i Władysław Kulczyński jr (
zdjęcie). Jego nowe drogi i pierwsze wejścia na niezdobyte wówczas turnie (m.in. Zasłonistą, Wielką Kapałkową) wylicza W.H. Paryski w "Wielkiej encyklopedii tatrzańskiej". Po pierwszej wojnie światowej przyjechał na Skibówki w r. 1922 i znowu bywał tu rok w rok, uczestnicząc w życiu miejscowej artystycznej śmietanki. O Zakopanem dużo pisał, podobnie jak o taternictwie. Dwa zwłaszcza jego artykuły -- oba zamieszczone w "Taterniku" -- narobiły w światku taternickim wrzawy: relacja z tragicznego wypadku "W Buczynowej Turni" (1911) i -- szczególnie -- "Wycieczka, jak się o niej nie pisze" (1912). Po ostatniej wojnie ścigany przez władze PRL za udział w zorganizowanej przez Niemców wizji katyńskiej w r. 1943, w 1945 uciekł na Zachód, gdzie mieszkał aż do śmierci w r. 1960. Jego prochy wróciły do kraju i 13 grudnia 2003 przy dźwiękach kapeli góralskiej zostały uroczyście pogrzebane na Pęksowym Brzeżku w Zakopanem, co było, jak pisze "Tygodnik Podhalański", jego wyrażanym wobec rodziny cichym życzeniem. Starszy brat Ferdynanda, Walery, spoczywa w Krakowie.
Lynn Hill
Wielka Lynn, którą przez rok otaczała dyskretna cisza, wspinała się do piątego miesiąca ciąży. 14 kwietnia urodziła (z pomocą cesarskiego cięcia) dorodnego syna. Po paru miesiącach znów wraca na wspinaczkowy ring. "Zrzuciła" 15 kg macierzyńskiej wagi, w Mill Creek Canyon przeszła OS drogę 7c+, zaś na Mount Charleson RP drogę 8a. 31 października w Albertville we Francji otrzymała tegoroczną nagrodę literacką GHM "Robert Guinot" za książkę "Moje życie w pionie", której francuskie wydanie "Ma Vie a la Verticale" ukazało się niedawno nakładem wydawnictwa Guerin w Chamonix. Książka jest nie tylko żywo napisaną sportową biografią Lynn Hill, ale i obrazem całej barwnej generacji pająków skalnych, której zawdzięczamy doprowadzenie wspinaczki do granic rzeczywiście niemożliwego.
UIAA obraduje
Tegoroczne Walne Zebranie UIAA odbyło się 11 października 2003 w niemieckim kurorcie Berchtesgaden. Unia zrzesza aktualnie 98 organizacji z 65 krajów z niemal wszystkich kontynentów. Prezesem jest znany alpinista brytyjski Ian McNaught-Davies. Konkretna działalność wykonywana jest przez 9 komisji roboczych. Spore środki, jakimi Unia dysponuje, pochłaniają walne zjazdy i zebrania komisji roboczych, organizowane w egzotycznych krajach. Najbliższe walne zjazdy odbędą się w New Delhi (2004), Singapore (2005) Banff w Kanadzie (1906) i Matsumoto w Japonii (1907) -- który z mniej zamożnych krajów członkowskich będzie stać na ich obsłużenie? W ostatnich latach Unia straciła rozmach i wymaga pilnej rekonstrukcji, czemu uczestnicy General Assembly w Berchtesgaden dali wyraz, domagając się przygotowania planu reform i powołując do tego zadania specjalną komisję programową. Kwartalny organ UIAA jest pismem mało ciekawym i bez wyraźnego profilu, a jej strona internetowa drzemie przez całe miesiące -- dość powiedzieć, że mimo iż jest koniec grudnia nie zamieściła dotąd informacji o Walnym Zebraniu, odbytym w październiku. Podobnie było w roku zeszłym i w poprzednie lata. Mandat prezesa Daviesa, Prezydium i Rady wygasa w roku przyszłym -- gotowość objęcia prezesury zgłosił obecny przewodniczący DAV, Josef Klenner, gorący zwolennik reform. W Berchtesgaden nie było przedstawiciela PZA, podobnie jak na wcześniejszym walnym zjeździe we Flagstaff w USA (gdzie nasz udział byłby faktycznie kosztowny).
Moskwa: zmiana warty
W Federacji Alpinizmu Rosji po wielu latach prezesury prof. Eduarda Mysłowskiego doszło 6 grudnia do zmiany. Nowym prezesem wybrano 42-letniego himalaistę prof. Andrieja Wołkowa (m.in. Everest, Nanga Parbat, K2 do 7600 m, Cho Oyu, Changabang), prorektora Wyższej Szkoły Ekonomicznej. Jego zastępcą będzie Władimir Jazykow, "żelaznym" sekretarzem pozostaje Władimir N. Szatajew. Rosyjscy komentatorzy witają zmianę z nadzieją na lepsze funkcjonowanie zwierzchniego organu alpinizmu w ich kraju. 67-letniego Eduarda W. Mysłowskiego (
zdjęcie), wykładowcę wyższych uczelni technicznych, znamy z różnych międzynarodowych spotkań, m.in. zjazdów UIAA. W dyskrecji przyznawał się nam do polskich korzeni swej rodziny (urodził się na Ukrainie), a nawet do tego że był potajemnie ochrzczony. W r. 1982 wszedł w pierwszej dwójce na Everest nową drogą, lewym filarem południowo-zachodniej ściany -- otrzymał za ten wyczyn Order Lenina (zob.
wyżej).
Mniej wypadków w Słowenii
Ratownicy Gorskej Reševalnej Služby mówią że to wynik ich pracy prewencyjnej, przyznają jednak, że i stabilna pogoda lata 2003 miała w tym swój udział. Podobnie jak w Tatrach i Alpach lodowcowych, tak i w górach Słowenii liczba nieszczęśliwych wypadków zmalała w bieżącym roku o 10% w stosunku do roku poprzedzającego. Życie straciło 19 osób -- przy średniej dla ostatniej dekady 22. Gros wypadków przypada na sezon letni (54%), o połowę mniej na zimę (25%), wiosna i jesień są jeszcze spokojniejsze (łącznie 25%). W r. 2003 mniej było ofiar wychłodzeń (3), więcej natomiast wypadków związanych z alkoholem (6, wcześniej 3--4). Od r. 2001 obserwowany jest spadek zgonów w wyniku kryzysów układu krążenia: 2001--2003 kolejno 9, 5 i 4. Jeśli chodzi o rodzaj urazów, 60% odnosi się do kończyn a 20% do głowy. Podczas pierwszej w tym roku akcji ratowniczej, na Konjskem prevalu (Końskiej Przełęczy), zginął w lawinie ratownik, Martin Čufar. ("Planinski Vestnik" 12/2003)
Nasze ulice
Jak podała "Gazeta Stołeczna" z 19 grudnia 2003 (s.4), jeszcze w tym roku Rada Warszawy ma nadać nazwy wielu bezimiennym ulicom. Dwie z pierwszej dziesiątki upamiętnią naszych przyjaciół: Wandę Rutkiewicz i Jerzego Kukuczkę. Nazwisko Wandy otrzyma fragment ul. Radosnej w Wilanowie, między ulicami Gubinowską i Resorową. Jerzy Kukuczka będzie miał własną ulicę w osiedlu Szamocin w Białołęce. Łączy ona ulice Płochocińską i Omecką. Akt nadania nowych nazw -- w tym obu wyżej wymienionych -- przewidziano na posiedzenie w dniu 19 grudnia 2003. Z dawnych mianowań pochodzą ulice innych taterników. Na Mokotowie, w pobliżu ul. Żwirki i Wigury, ma swoją Wawrzyniec Żuławski, w tej też dzielnicy jest ulica Mieczysława Karłowicza, nad Wisłą mamy ulicę Mariusza Zaruskiego (choć przebudowany dom, w którym mieszkał, znajduje się na Żoliborzu Oficerskim).
29.12.2003 |
W SKAŁACH I LODACH ŚWIATA |
12/2003 (36) |
Teng Kangpoche -- bez szczytu
Północna ściana Teng Kangpoche (6500 m) należy do ładniejszych w rejonie Khumbu. Minionej jesieni Nick Bullock, Jules Cartwright i Al Powell próbowali wejść jej środkiem i w ciągu 2 dni osiągnęli połowę wysokości urwiska. Tu Bullock zachorował, co zmusiło zespół do spiesznego powrotu do bazy. Podczas następnej próby trójka w ciągu jednego dnia doszła do poprzedniego high point, gdzie zatrzymało ją załamanie pogody. Dzień przeczekiwania nie przyniósł poprawy warunków i znów trzeba było wracać. Cartwright i Powell zakończyli działalność, Bullock pozostał sam i zdecydował się na łatwiejszą drogę na ścianie północno-wschodniej. Stromym terenem śnieżnym i mikstowym (alpejskie D+/TD-) dotarł do wschodniej grani, którą wspinał się do wysokości 6350 m, gdzie po 13 godzinach akcji zabiwakował. Rano stwierdził, że dalsza grań jest zbyt niebezpieczna, jak na solowe przejście i zdecydował się wrócić zjazdami. Cała tura zamknęła się w 36 godzinach. (Adams H. Carter zalicza Teng Kang Poche do Rolwaling Himal -- z kotą 6605 m).
Fińskie sześciotysięczniki
Najwyższym szczytem Finlandii jest wznoszący się na granicy z Norwegią Haltiatunturi (1328 m), ma natomiast ten kraj liczne odsłonięcia skalne, pozwalające uprawiać wspinanie typu skałkowego. Minionej jesieni celem 19-osobowej wyprawy fińskiej był bardzo trudno dostępny
Ulugh Muztagh w długim pasmie Kunlunu (
zdjęcie). Organizatorem był Andriej Jerszow z Rosji, kierownikiem Antero Vartiainen. Z Biszkeku (wyjazd 11 września) podróżowano rosyjskimi ciężarówkami, m.in. przez pustynię Takla Makan, bazę założono 3 października pod lodowcem Yulin na wysokości 5175 m, czyli wyżej niż szczyt Mont Blanc. Zamiarem ekipy było pierwsze wejście na lodową piramidę Ulugh Muztagh Zachodniego (6925 m) i to całkowicie nową drogą, mianowicie granią zachodnią. Na śnieżnych stokach stanęły obozy 5700 i 6440 m. W dniu 12 października na dziewiczy szczyt weszli Finowie Marko Aho, Jari Ahtola, Antti Maenpaa i Kimmo Puoskari. Tydzień wcześniej, 6 października, Jerszow i Kirgiz Aleksnadr Pietrow weszli na dziewiczy P.5986 m. Nadzwyczajnie spisał się lekarz wyprawy, Heikki Karinen, który w dniach 8--13 października wszedł jako pierwszy człowiek na wznoszące się nad bazą szczyty 5993 m, 6060 m, 6094 m, 6146 m i 6285 m. Odludny Ulugh Muztagh (6973 m), długo uważany za wysoki siedmiotysięcznik (7723 m), miał dotąd zaledwie dwa wejścia, oba od południowego wschodu: chińsko-amerykańskie w r. 1985 oraz japońskie w 1989. Wspaniałą przygodą krajoznawczą była niemal miesięczna podróż wyprawy fińskiej z Biszkeku: w obie strony przebyto ciężarówkami 5200 km, z tego 1200 km po piachach pustyni i górskich bezdrożach na wysokości 4--5000 m, co nawiasem mówiąc dało uczestnikom aklimatyzację wystarczającą do zaatakowania wysokich szczytów prosto z marszu.
W grupie Minya Konka
Na mapce dołączonej przez Grzegorza Głazka do jego
recenzji AAJ (GG
z 23.12.2003) widać w grani Minya Konka (7556 m) szczyt nazwany
Grosvenor (6376 m). Ta piękna piramidalna góra (
zdjęcie), od północy podcięta wysokimi ścianami, w dniu 5 listopada 2003 otrzymała pierwsze wejście. Dokonali go w śmiałym wypadzie znani Brytyjczycy, Julie-Ann Clyma i Roger Payne -- prawą stroną północnej ściany a następnie zachodnią granią. Na ścianie przeszli 15 wyciągów lodu, mikstu i skały (szkockie IV--V, odcinki VI), by na wysokości 5900 m wydostać się na grań. Po wietrznym biwaku wspinali się kruchą granią (kamienie poprzecinały im obie liny) i po jeszcze jednym biwaku (6100 m) osiągnęli dziewiczy śnieżny szczyt. Schodzili granią północno-wschodnią -- z noclegami na wysokości 6200 i 5700 m, by z przełęczy pod szczytem Jiaz (6540 m) zjechać z powrotem na północną stronę. Zdaniem Rogera i Julie, w Daxue Shan jest jeszcze do zdobycia 5 dziewiczych 6-tysięczników i bezlik grani, filarów i ścian -- niektóre o dużych trudnościach, zwłaszcza że skała nie jest na ogół lita.
A w Patagonii lato
Mimo zimna i wietrznej pogody, w dniach 4 i 5 grudnia Niemiec Stefan Glowacz i Szwajcar Robert Jasper przeszli jako pierwsi 1100-metrowy północny filar trudno dostępnego szczytu Cerro Murallón (3070 m, też 2810 m, 2885 m), wznoszącego się w południowej części Hielo Patagonico Sur, ok. 70 km na SSW od Fitz Roya. Po trudnym marszu do stóp góry i dłuższym wyczekiwaniu na przebłysk pogody, z bazy w jaskini lodowej pod ścianą zaczęli przejście w nocy z 3 na 4 grudnia i w 26-godzinnej akcji non stop pokonali miejscami niemal pionową lodową i mikstową formację, której trudności oceniają na 7+ (5.11) M8. Drogę nazwali "The Lost World". Równie mocną przygodą były zjazdy w szalejącej wichurze patagońskiej. Zgodnie z filozofią wspinaczkową Glowacza, dwójka działała w odludziu, bez żadnego wsparcia w postaci tragarzy czy lekarza. W r. 1961 El Murallón atakowała wyprawa Shiptona, którą niepogoda zawróciła z pobliża wierzchołka. Pierwszego wejścia dokonała w r. 1984 wyprawa włoska (Casimiro Ferrari), bardzo trudną ścianą południowo-wschodnią (Ferrari uznał ją za najtrudniejszą w całym rejonie). W r. 1999 wschodnią ścianą wspinała się dwójka francuska (Laurence Monnoyeur i Bruno Sourzac), zawróciła jednak w wichurach 300 m od szczytu. 13 listopada 2003 drugiego wejścia na główny (wschodni) wierzchołek dokonał Słoweniec Silvo Karo (od południowego-wschodu) -- o czym chyba nie wiedzą Glowacz i Jasper, którzy nie wspominają o tym w swych korespondencjach.
Lhotse -- druga porażka
"Iść dalej byłoby samobójstwem" -- oświadczyli uczestnicy drugiego ataku szczytowego japońskiej wyprawy Sekcji Tokai JAC na południową ścianę Lhotse. Jak już podawaliśmy (
GS 12/03), pierwszy atak zakończył się na wysokości 7850 m (obóz III). W dniach 14 i 15 grudnia 2003 Toshiyuki Kitamura z 2 towarzyszami i Szerpą założyli obóz IV (8300 m), z którego miał nastąpić ostateczny szturm. Przy próbie okazało się jednak, że zagrożenie lawinowe jest zbyt duże, by podjąć takie ryzyko. Kierownik Noboru Onoe i szef sportowy Osamu Tanabe zarządzili odwrót i zakończenie wyprawy, zwłaszcza że jej zezwolenie wygasało 20 grudnia. Powtórzył się scenariusz sprzed dwóch lat, chociaż tym razem zespół przebił się o 700 m wyżej. Tanabe uczestniczył w obydwu próbach: tegorocznej i tej w grudniu 2001 roku. Czy za rok lub dwa zdecyduje się na trzecią wyprawę?
Tymczasem nasza wyprawa zimowa na Shisha Pangmę wykurowała się z wirusowej grypy i założyła bazę wysuniętą, wrócił też z Katmandu Simone Moro. Według najświeższych informacji, stoi już obóz I (6100 m), nad którym 23 grudnia zaporęczowano 300 m drogi hiszpańskiej. Okres świąt spędzono w bazie.
18.12.2003 |
JESIEŃ W YOSEMITE |
12/2003 (36) |
Celem wyjazdu
Jacka Czyża (
zdjęcie) do Kalifornii minionej jesieni (25 IX -- 27 X) miało być poprowadzenie nowej klasycznej drogi w Yosemite. Jego partnerem był
Jacek Krawczyk (Fremont, CA). W okresie wstępnym obaj przeszli kilka znanych standardów. Na pierwszy ogień poszła droga "Misty Wall" na Yosemite Falls (V 5.11d A0, 16 wyciągów; 4 X, ok. 15 godzin), kilka dni później (10 X) droga zachodnią ścianą Leaning Tower (V 5.7 do 5.13, A2), którą przeszli w ok. 10 godzin. Trzecim celem była "Galactic Hitchhiker" (V 5.11b) na Glacier Point. Jak informują obaj autorzy powtórzenia, droga ta w górnej części ma niejasny przebieg, co spowodowało, iż zgubili ją dwukrotnie. Za pierwszym razem zmusiło ich to do przejścia własnego wariantu 5.10 c/d R (z nieoczekiwaną możliwością asekuracji z kostek na płycie), zaś za drugim razem, w ostatnim spiętrzeniu ściany (4 wyciągi), na dobre pożegnali oryginalną drogę, co z kolei wymogło pokonanie wariantów o trudności 5.9-5.10. Ogółem całe przejście tej wysokiej ściany (900 m) zajęło im także ok. 10 godzin. Powyższe trzy drogi zostały najprawdopodobniej pierwszy raz zrobione przez Polaków. W dniu 16 października Czyż i Krawczyk wybrali się na "Free Blast" na El Capie w celu rozpoznania terenu w pobliżu, z myślą o nowej klasycznej drodze. Na trzecim wyciągu (5.11b) prowadzący Krawczyk złamał sobie w trakcie wspinania środkowy palec u ręki, co oczywiście musiało się skończyć zmianą planów i szybkim wycofaniem. W dalszej części pobytu Czyż samotnie podjął jeszcze próbę przejścia hakówki Jima Beyera "Heading For Oblivien" na Leaning. Zdołał na niej przejść dwa z trzech najtrudniejszych wyciągów, oba o trudności A4. Pokonanie pierwszego z nich (o znacznym ryzyku) zajęło prawie cały dzień. Droga zapowiada się całkiem interesująco, niestety bliski termin powrotu a także inne okoliczności sprawiły, iż dokończenie jej zostało przesunięte przez Czyża na przyszłoroczną wiosnę.
Władysław Janowski (Rudaw Janowic)
16.12.2003 |
KULUAR KURTYKI - PIERWSI LATEM BYLI PŁANETNICY |
12/2003 (36) |
Nawiązując do wspomnienia o ś.p.
Marku Nowickim w
GS 10/03, chcę dorzucić nieznaną dotąd informację o jeszcze jednej nowej drodze Marka, dzisiaj bardzo popularnej, ale ochrzczonej innym nazwiskiem. Kompletując materiały przewodnikowe w okresie 1998--2000, w archiwum Witolda H. Paryskiego, wśród listów o rejonie Mnicha, natrafiłem na
notatkę Marka Nowickiego o jego wejściu wraz z Jarosławem Uszyńskim na Próg Mnichowy w
lipcu 1964 roku. Wybitny komin oceniono na VI, bardzo krucho (dziś droga ta ma ocenę o stopień niższą, ale dyskusyjną, bo z racji kruszyzny nie jest latem powtarzana). Opis w notatce jest lakoniczny, jednak ustalenie formacji jest jednoznaczne (
zdjęcie), bo następny żleb na prawo jest zupełnie łatwy (na marginesie: pokonywano go przed r.1950 -- opis Paryskiemu przesłał np. Krzysztof Tatarkiewicz w uwagach do tomu IV WHP; nazywanie tego żlebu w jednym z przewodników nazwiskiem wspinacza z lat 90. jest nieporozumieniem).
Notatka nosi odręczną adnotację Witolda Paryskiego, iż otrzymał ją 1 grudnia 1970. To m.in. (oraz liczne literówki) wskazywałoby, że maszynopis pochodzi bezpośrednio od Marka Nowickiego, a nie jest notatką przepisaną przez WHP. Jest to być może fragment większego zbioru notatek, jaki Marek przesłał do WHP, na zwyczajowy jego apel o materiały (np. przy tej samej okazji znalazłem opis wariantu Marka na Żabiej Lalce, wymieniony już w małej monografii w "A Zero" nr 3 z 2002 roku). Data przekazania wskazuje na to, że działo się to w okresie chwilowego wzrostu aktywności Marka, gdy być może porządkował on swe drobniejsze dokonania z lat wcześniejszych.
Tak więc Kuluar Kurtyki ma pierwsze odnotowane przejście w lipcu 1964 roku. Mógłby się nazywać Kuluarem Płanetników. Oczywiście nie będziemy walczyć o zmianę utartej nazwy -- bo, podobnie jak Zachód Grońskiego czy Zachody Abgarowicza -- rzecz utrwaliła się za sprawą wspinaczy, którzy rozpropagowali te formacje zimą i nazwy te mają się dobrze.
Przy okazji, sprostowania wymaga wiadomość bezkrytycznie podawana przez nowsze przewodniki, iż zimowego przejścia kuluaru dokonali Maciej Włodek-Colorado i Jacek Rusiecki-Dżak przy okazji kręcenia filmu "Dwóch" Jerzego Surdela w 1967 roku. Niedawno zapytani przez niżej podpisanego, podali jasno, że owszem wspinali się w tym kuluarze, ale pokonali tylko dwa wyciągi (do połowy), właśnie tyle ile trzeba było do filmu. Zatem o dekadę późniejsze zimowe pierwszeństwo w tym kuluarze Wojciecha Kurtyki i Jerzego Dudały (z Katowic -- publikujemy to nazwisko po raz pierwszy) nie jest zagrożone. Jak wspomina dziś Wojtek Kurtyka, był to sezon, gdy "odkrył" on nad Morskim Okiem liczne lodospady, ale z trudem znajdował partnerów na ich przejścia. W samym kuluarze sprawa nie była łatwa, bo mieli jeden prosty czekan i raki, na których w lodzie Wojtek stawał tylko bokiem. Kluczowy kilkumetrowy odcinek pokonał rąbiąc stopnie i chwyty -- do dziś pamięta to rąbanie w pionie, gdy drugą ręką w wełnianej rękawiczce trzymał się chwytu w lodzie.
Z lektury książki wyjść w schronisku przy Morskim Oku z ostatnich lat można oszacować, iż zimą Kuluar Kurtyki jest celem około 20--25% ogółu wspinaczy, wpisujących swoje przejścia. Tak więc można stwierdzić, że w osobie Marka utraciliśmy prawdopodobnego autora najbardziej popularnej drogi zimowej Tatr.
Grzegorz Głazek
13.12.2003 |
PERSONALIA |
12/2003 (36) |
Krzysztof Belczyński (
zdjęcie) wraca w góry po drobnej acz koniecznej operacyjnej naprawie ramienia i półrocznej przerwie na rekonwalescencję. Świąteczny (thanksgiving) weekend spędził on w Północnej Karolinie, gdzie zapisał na swoje konto trzecie przejście bardzo niebezpiecznej (prawdopodobieństwo fatalnego upadku) i ciężkiej drogi hakowej "Grand Slam of Ship" (A4; 100 m) na Looking Glass w Appalachach. Drogę zrobił w warunkach zimowych, pierwszy wyciąg samotnie, zaś następnego dnia drugi wyciąg i dokończenie w towarzystwie amerykańskiego partnera o imieniu Paul. W emocjonującej opowieści, napisanej po powrocie, padają takie zdania:
W mroźnym powietrzu pot zamarza mi na twarzy. Jezu, jeszcze chyba nigdy nie byłem tak przerażony. A4 -- toż im się udał żart! W najbliższych planach Belczyński ma wypad pod koniec grudnia na Zachód w okolice Las Vegas, a następnie udział w klubowej (KW Toruń) wyprawie do Patagonii.
Po wydaniu "Lidera" Ewy Matuszewskiej, znowu zrobiło się głośno o Andrzeju Zawadzie. Właśnie wpadło mi w ręce wtorkowe wydanie (9 grudnia 2003) nowojorskiej "Gazety Polskiej" z napisanym na podstawie tej książki całoszpaltowym tekstem "Zawada -- legenda człowieka gór". Autor artykułu, Tomasz Zbigniew Zapert, cytuje zdanie Andrzeja wyrażone w jednym z ostatnich wywiadów: "Musimy się narażać, jeśli chcemy przeżyć przygodę. Nasze życie wcale nie jest takie długie, należy je w pełni wykorzystać. Sprawność fizyczna też niedługo trwa, a świat daje nam tyle wspaniałych możliwości." W hiszpańskiej "Enciclopedia de la Montańa", którą niedawno kupiłem, Andrzej Zawada ma oddzielne hasło jako jeden z 4 Polaków, niestety krótkie i niepełne (brak m.in. wzmianki o jego życiowym sukcesie wspinaczkowym, Kunyang Chhishu), a w dodatku bez zdjęcia. Pozostała trójka (z miłymi zdjęciami), to Wanda Rutkiewicz, Jerzy Kukuczka i Krzysztof Wielicki.
Inny polski akcent znalazłem w prasie hiszpańskiej. W listopadowym "Desnivelu" zamieszczono wspomnieniowy artykuł Davida Torresa o Jerzym Kukuczce. Dwie pełne strony tekstu i osiem zdjęć, na ile się orientuję różnych autorów -- wszystkie przypisane Celinie Kukuczkowej. Na zdjęciu portretowym, wiele razy reprodukowanym, Jurek ma na sobie koszulkę z napisem "Shisha Pangma 8013 m". W artykule wytłuszczono jedno zdanie, które autor uważa widać za ważne: "Jawi się jako jeden z owych niemal całkiem wyniszczonych żubrów, istota nieśmiała, o jasnych oczach i szczerym uśmiechu, ktoś stworzony wyłącznie dla gór wysokich." O Jurku można dodać, że w Hiszpanii znajduje się w sprzedaży jego tłumaczona na kilka języków książka "Mi mundo vertical" (wydawnictwo "Desnivel", 322 strony, cena 18,70 euro).
Fotograf i alpinista Quang-Tuan-Luong został pierwszym człowiekiem, który z pomocą aparatu fotograficznego dużego formatu sfotografował wszystkie narodowe w USA, w liczbie 57, w tym oczywiście górskie, niektóre z nich tak odległe i rzadko odwiedzane, jak Gates of the Arctic czy Kobuk Valley na Alasce. Realizacja tego niezwykłego projektu, finansowanego z własnej kieszeni autora, trwała 10 lat i zakończona została we wrześniu 2002 roku. Luong fotografował kamerą 5 x 7 i tylko w kolorze. Próbkę jego pięknych prac i artykuł na jego temat można znaleźć w czasopiśmie "View Camera" nr 5 z września- października 2003.
Dwumiesięcznik "Lens Work" w numerze 50 z grudnia 2003 zamieścił portfolio
Bradforda Washburna (ur. 1910), wybitnego alpinisty, kartografa i fotografa, którego wielkoformatowe lotnicze zdjęcia z Alaski (
zdjęcie) i Alp nie mają sobie równych. "W 1924 r. -- wspomina -- moja matka dała mi w prezencie pierwszy aparat fotograficzny »Brownie«, zaś na Boże Narodzenie w r. 1925 jeden z moich wujów podarował mi dwie książki o Alpach: »Climbs on Alpine Peaks« i »Mont Blanc«." I tak to się zaczęło Rok później mając lat 16 wszedł na Mont Blanc, w dalszych latach wsławił się licznymi eksploracyjnymi wejściami na Alasce. Zdjęcia lotnicze robił aparatem Fairchild F-8 i K-6. Do jego głównych kartograficznych osiągnięć należy inicjatywa i udział w opracowaniu map Mount McKinley, Grand Canyonu i Everestu. "Filozoficznie rzecz biorąc chciałem mieć możliwość, żeby wejść na Everest, ale przed wojną byłem na to zbyt młody. Kiedy osiągnąłem odpowiedni wiek, by tego dokonać, byłem bardzo zajęty pracą związaną z muzeum [Boston Museum of Science, którego był wraz z żoną Barbarą założycielem a potem dyrektorem przez przeszło 40 lat]. W tamtych czasach potrzeba było co najmniej 6 miesięcy na zorganizowanie i wyjazd na taką ekspedycję." Warto dodać, że jego fotografie w formie książkowej zostały wydane jedyny raz w r. 1999 w albumie pt. "Mountain Photography" (Mountaineers Books, twarda i miękka oprawa, cena odpowiednio 30 i 60$). Brandford wraz z Barbarą od 61 lat mieszkają w Lexington, Massachusetts.
Władysław Janowski, Filadelfia
12.12.2003 |
LĄDEK-BIS W STOLICY |
12/2003 (36) |
W dnia 2, 5 i 6 grudnia 2003 roku miał miejsce w Warszawie
pierwszy Przegląd Filmów Górskich, będący echem podobnej imprezy w Lądku-Zdroju (
GG 10/03 z 2.10.2003). Wtorkowy wieczór w Klubie Olimpijskim zgromadził całkiem liczną widownię, która ciepło przyjęła zarówno dwa filmy, jak i materiały reportażowe kręcone w Lądku, zwłaszcza gawędę Andrzeja Zawady sfilmowaną przez Michała Kochańczyka. Barwnym uzupełnieniem były fragmenty dopiero co wydanej książki Ewy Matuszewskiej "Lider. Górskim szlakiem Andrzeja Zawady" -- czytane przez Annę Milewską.
Kolejne seanse odbywały się już w kinie "Luna", gwarantującym odpowiednią jakość projekcji (sam ekran ma 10 m szerokości). W sumie zaprezentowano tam 13 filmów, w tym pięciu laureatów kolejnych edycji z Lądka Zdroju. I to właśnie dwa z nich -- "Ikar" Mirosława Dembińskiego i "Wild Climbs. Colorado" ze Steve Hastonem wywarły największe wrażenie. Podobały się też filmy Dariusza Załuskiego, film "Hybryda" oraz nagradzany w świecie "Mustang" Pavla Barabašá. Kolejne projekcje wzbogacały wypowiedzi znanych postaci naszego alpinistycznego światka: Wojciecha Brańskiego, Leszka Cichego, Anki Czerwińskiej, Piotra Pustelnika czy Ryszarda Pawłowskiego. Całość zręcznie poprowadziła Monika Rogozińska, której w sobotni wieczór towarzyszył pełen werwy Zbyszek Piotrowicz (inicjator, organizator i szef przeglądu w Lądku-Zdroju).
Cennym uzupełnieniem projekcji filmowych były ekspresyjna diaporama Marka Arcimowicza z Ama Dablam oraz barwny pokaz slajdów Moniki Rogozińskiej z zimowej wyprawy na K2. Na zakończenie sobotniego wieczoru, zgodnie z lądkowym zwyczajem, rozlosowano namiot -- nagrodę ufundowaną przez głównego sponsora, firmę Bergson.
Impreza cieszyła się dużym zainteresowaniem (na piątkowe seanse zabrakło wręcz biletów), ogólne wrażenia uczestników też są pozytywne (czasami wręcz entuzjastyczne), co potwierdza potrzebę organizowania podobnych spotkań w stolicy. W sumie przez sale projekcyjne przewinęło się ok. 1000 osób. Warto jednak dodać, że impreza ta, przygotowana w ciągu ledwie kilku tygodni, powstała dzięki "pospolitemu ruszeniu" warszawskiego środowiska, w tym Polskiego Klubu Górskiego, pomocy kilku życzliwych firm i osób, a także ogromnemu zaangażowaniu gospodarzy imprezy -- czyli Bohdanowi Sobierajowi z Klubu Olimpijskiego PKOl i Agnieszce Biedak z kina Luna. Wszystkim należą się gorące podziękowania!
Informacjami na temat imprezy podzielił się sprawca całego zamieszania -- Roman Gołędowski. Opinie na temat filmów i oceny przeglądu zostały sformułowane na podstawie korespondencji mailowej nadesłanej przez widzów.
11.12.2003 |
W DRODZE POD SHISHĘ |
12/2003 (36) |
Jak wynika ze
strony internetowej wyprawy, obecnie (10 grudnia) przepakowuje się ona w Nyalam w Tybecie, by rozpocząć karawanę pod szczyt. Simone Moro przekazuje informację, jaką zespół uzyskał od oficera łącznikowego: otóż na południowej ścianie Shisha Pangmy operuje już dwóch Anglików, którzy do tej pory osiągnęli wysokość 6800 m, wyprzedzają więc znacznie nasz zespół. Powrót zaplanowali oni na 18 grudnia, ew. wejście na szczyt nastąpi zatem przed nastaniem zimy kalendarzowej. Moro podaje dalej, że celem polsko-międzynarodowej ekipy nie jest, jak pierwotnie podawano, powtórzenie drogi Wielickiego na południowej ścianie, lecz poprowadzenie nowej, oryginalnej drogi. Miejsca na logiczne rozwiązania jest tam jeszcze pod dostatkiem.
Shisha Pangma (8027 m, są też inne koty) jest jednym z dwu najniższych 8-tysięczników i jedynym z całej czternastki w całości położonym w Tybecie (
zdjęcie). Jako pierwsza zdobyła ją ogromna wyprawa chińsko-tybetańska w r.1964, Polacy wnieśli jednak spory wkład w sportową eksplorację masywu (Kukuczka i Hajzer 1987, Kurtyka 1990, Wielicki 1993). Wanda Rutkiewicz była trzecią kobietą na szczycie głównym (w r.1987). Kukuczka i Hajzer zdobyli jako pierwsi wierzchołek Shisha Pangma West (7966 m). Wejścia są obecnie liczne, ale zdecydowana większość alpinistów kończy je na niższym wierzchołku centralnym (8008 m). Sukcesu zimowego do tej pory nie było.
05.12.2003 |
PO SŁOWACKIEJ STRONIE |
12/2003 (36) |
XI Międzynarodowy Festiwal Filmów Górskich w Popradzie odbył się w dniach 8--12 października 2003. Jury pod kierownictwem chorwackiego alpinisty Stipe Božića obejrzało 45 filmów z 20 krajów. Prestiżową Grand Prix festiwalu otrzymał australijski film "Off the Rails" (W bok od szos, reżyser Tim Cope). Nagrodę za treści ekologiczne przyznano austriackiemu filmowi "Das Reich des Steinadlers" (Królestwo orła przedniego", reżyser Michael Schlamberger). Za najlepszy film wyprawowy Jury uznało hiszpańską relację "Annapurna, Sueńo y Vacio" (Annapurna. marzenie i pustka, twórca Alberto Ińurrategui). Specjalną nagrodę Jury otrzymał Szwajcar Pierre-Antoine Hiroz za film "Passe-moi les Jumelles" (Podaj mi lornetkę). Było kilka innych nagród. Polskich nazwisk brak wśród laureatów, brak również Polaka w składzie Jury, w którym oprócz Chorwacji reprezentowane były Słowacja, Czechy, Słowenia i Rosja.
W okresie jesieni 2003 z kotła Zmarzłego Stawu pod Polskim Grzebieniem wybudowano nowy chodnik na Rohatkę, poprowadzony wygodnie w kilka zakosów. W pracach wzięło udział 4 członków SZOPK (Slovenský zväz ochrancov prírody a krajiny). Niestety, zanim chodnik został ukończony, dużą jego część zniszczyła lawina kamienna z Małej Wysokiej i trzeba było głazy układać od nowa. Są też przewidziane prace od strony Doliny Staroleśnej, gdzie na skalnym żebrze trzeba będzie rozpiąć nowy łańcuch.
"Tatranský Dvojtýždenník" nr 22 zamieścił wypowiedź naczelnika Horskej záchrannej služby Vysoké Tatry (HZS), Martina Kulangi, na temat lata 2003 w Tatrach Wysokich. Dowiadujemy się, że HZS VT przeprowadziła tylko 130 akcji i zniosła z gór 8 zabitych. Liczby te są wyraźnie niższe od tych z wcześniejszych lat, choć wciąż jeszcze alarmujące. Przyczyny spadku urazowości w minionym sezonie Martin Kulanga widzi nie tyle we wzroście kwalifikacji górskich ludzi idących w Tatry, co w warunkach pogodowych, jakie panowały niemal przez całe lato. Pogoda była stabilna, słoneczna, nie notowano niemal zupełnie burz ani frontów z ulewami czy nagłymi ochłodzeniami. Nie bez znaczenia jest też obserwowany od jakiegoś czasu spadek liczby turystów odwiedzających wysokie partie gór.
Ten sam dwutygodnik w numerze 23 (s.9) ogłosił statystykę akcji, jakie przeprowadziła Letecká zachranná služba ATE Poprad. Jak się dowiadujemy, w Tatrach Wysokich interweniowała ona 77 razy, z tego 25 razy we współpracy z ekipami naziemnymi. W 5 przypadkach urazy były lekkie, w 32 średnio ciężkie zaś 17 zakwalifikowano jako poważne. U 6 ofiar zranienia zagrażały życiu, 3 loty ograniczyły się do transportu zwłok. Najwięcej akcji (36) przeprowadzono w dolinach, na szlakach znakowanych i na ogólnie dostępnych przełęczach. Poza szlakami udzielono pomocy 14 turystom, 3 akcje spowodowane zostały wypadkami taternickimi, w terenie trudniejszym niż III. Urazy na stokach narciarskich wymagały 10 interwencji z powietrza. Popradzka placówka LZS obejmuje zasięgiem także Tatry Zachodnie (4 akcje), Słowacki Raj (10 akcji) i Nizkie Tatry.
20 października 2003 obyło się w Smokowcu II Seminarium poświęcone problematyce śmieci i odpadków na terenie Tatr. Gospodarzem spotkania było towarzystwo "Čisté Tatry". Uczestniczyli w nim licznie pracownicy TANAP, kierownicy schronisk, przewodnicy. Podkreślano konieczność intensyfikacji pracy oświatowej, m.in. przez media i szkoły. Delegat TPN, Zbigniew Ładygin, podał ciekawą informację, że z rozstawionych w dolinach po naszej stronie tzw. suchych wucetów w ciągu sezonu 2003 zwieziono 600 m3 chemicznie i bakteriologicznie zneutralizowanych nieczystości.
Dzięki swoim walorom terenowym i łatwemu dostępowi, Dolina Żarska (inaczej Smreczańska) w Tatrach Zachodnich staje się ważnym centrum narciarstwa. Skialpinistický klub Žiarska dolina organizuje w dniach 19--21 marca 2004 wielki miting o nazwie Skialp Fest narciarzy górskich z Europy Środkowej. Gośćmi honorowymi będą minister skarbu Słowacji (i zarazem "rekreačny" skialpinista) Ivan Mikloš, burmistrz Mikułasza Alexander Slafkovský oraz Jan Komornicki, do niedawna ambasador Polski na Słowacji. Z uczestnikami spotka się Pavol Barabáš, reżyser nagradzanych na światowych festiwalach filmów. Do sportowego programu zlotu wejdą Mistrzostwa Słowacji w Skialpinizmie oraz druga runda Pucharu Środkowej Europy w tym sporcie.
Pracownicy TANAP i botanicy zwracają uwagę na szkody czynione w tatrzańskiej florze przez amatorów roślin znanych jako lecznicze lub konsumpcyjne. Latem 2003 strażnikom udało się ująć z dużym łupem dwóch zbieraczy goryczki kropkowanej, kiedyś bardzo cenionej w aptekach i w zielarstwie ludowym. Obecnie znajduje ona głównie zbyt jako ingrediencja do wódek: nielegalnie produkowane nalewki goryczkowe spotkać można w tatrzańskich hotelach, restauracjach i schroniskach. Roślina wyrywana jest z korzeniami, co powiększa szkody. Obaj ujęci sprawcy (jeden grasował w rejonie Krywania) odpowiadają przed sądem. Jeszcze w połowie XIX w. zbiór ziół był w Tatrach, szczególnie spiskich, rozpowszechnionym procederem, zdarzały się nawet śmiertelne wypadki "korzeniarzy".