21.09.2002 JESIEN W HIMALAJACH 09/2002 (22)
Zly poczatek sezonu
Sezon letni w Karakorum zakonczyl sie znalezieniem kosci Dudleya F. Wolfe'a GS 07/02, a rownolegle w szczelinie lodowej pod Skil Brumem (na zachod od K2, 7360 m) cial 6 czlonkow wyprawy japonskiej, ktorych -- po wejsciu na szczyt -- w nocy 20 sierpnia 1997 r. zmiotla wraz z obozem lawina z pobliskiego Angela. Smierc poniesli wowczas 54-letni kierownik Hiroshima Mitsuo i 5 alpinistow w wiekszosci w dosc powaznym wieku 38, 47, 50, 57 i 62 lat. Mitsuo byl wielkim milosnikiem Pakistanu, ktory uwazal za swoj drugi dom. Goscil w tym kraju 56 razy i napisal o nim 9 ksiazek. W Karakorum polecieli z Japonii dwaj ocaleni uczestnicy wyprawy sprzed 5 lat, by dokonac ostatecznej identyfikacji. Akcentem zamykajacym sezon bylo wejscie japonskie na Spantik, tez jednak oplacone smiercia. Ostatnia dwojke szczytowa zaskoczyla 7-dniowa zawierucha, w ktorej zmarl w wyniku choroby wysokosciowej Kenji Saito, a 57-letni Hatsuyoshi Nori ledwo zywy -- z licznymi odmrozeniami -- zdolal powrocic do bazy.
Niestety, himalajski sezon jesienny zaczal sie rownie tragicznym wypadkiem, tym razem na Shisha Pangmie. Jak podala agencja Xinhua, 7 sierpnia podczas wspinaczki w dolnych partiach sciany zginela w lawinie piatka studentow Uniwersytetu Pekinskiego. Tragedia wydarzyla sie miedzy obozem I a II. Znaleziono ciala dwu ofiar, niepogoda utrudniala dalsza akcje poszukiwawcza, prowadzona przez ratownikow z Chinskiego Zwiazku Alpinizmu i z Tybetu. Ciala pozostalych 3 mlodych wspinaczy udalo sie odszukac dopiero 19 sierpnia. W komentarzach nic sie o tym nie mowi, ale chyba rowniez po stronie tybetanskiej, mniej wystawionej na dzialanie monsunu, lato nie jest dobrym okresem do wysokich wspinaczek. Mimo niewielkiej liczby wypraw w gorach, nadal slyszymy o nieszczesciach -- o kolejnej ofierze Everestu, Marku Siffredim, pisze ponizej Teddy Wowkonowicz.
Katastrofy w Nepalu
Same zle wiesci. Dotad nie udalo sie odnalezc helikoptera, ktory w maju zaginal wraz zaloga i 10 Szerpami wracajacymi z bazy pod Makalu, nie wyjasniono tez przyczyn katastrof innego helikoptera i samolotu Twin Otter, a juz mamy informacje o rozbiciu sie 20 sierpnia w poblizu Pokhary samolotu 9N-AFR z 3 czlonkami nepalskiej zalogi i 15 turystami na pokladzie. Strona "NepalNews" oglosila liste nazwisk, na ktorej jest 13 Niemcow (w tym 2 malzenstwa), Brytyjczyk i Amerykanin. Turysci wracali z wycieczki do Mustangu, a trasa przelotu z Jomson wiodla obok Annapurny i Machhapuchhare. Po 20 minutach lotu urwal sie kontakt radiowy z maszyna, ktora na krotko przed ladowaniem uderzyla we wzgorze 5 km na poludniowy wschod od Pokhary. Piloci pozbawieni byli widocznosci, gdyz od 3 dni gory tonely w deszczowych chmurach. Zwloki ofiar przewieziono do Katmandu. Jakby tego nie bylo dosc, 22 sierpnia spadl do rzeki Trisuli autobus Katmandu -- Myagdi. I tu nikt nie ocalal a wody porwaly czesc cial ofiar. O ile przy samolotach lista pasazerow jest znana, o tyle w komunikacji kolowej ustalanie nazwisk zabitych trwa bardzo dlugo. 26 wrzesnia strony internetowe podaja wiadomosc o wypadku helikoptera na lotnisku w Katmandu. Na razie bez szczegolow.
Tymczasem robota ruszyla
Sezon jesienny w pelnym toku, bieda w tym, ze Himalaje pozostaja w nietypowym monsunowym "ogonie" i pogoda jest zmienna, co bardzo utrudnia wspinaczki. Everest mial jak dotad jedno wejscie: Marka Siffrediego 8 wrzesnia, byc moze zbyt pospieszne, co moglo wyczerpac slabo zaaklimatyzowany organizm i przyczynic sie do tragicznego finalu zjazdu. Nawiasem mowiac, zwlok chlopaka nie odnaleziono, ale tez poszukiwania sa dorywcze i na mala skale. Po nepalskiej stronie Everestu wyprawy nie dotarly jeszcze do Przeleczy Poludniowej, choc grupa Szerpow byla juz blisko tego celu. Zalozony jest oboz III na wysokosci 7300 m. "Jest mglisto, w powietrzu duzo wilgoci" -- mowi Niclevicz. Dosc niemrawo rozwija sie tez akcja na Cho Oyu, gdzie stanely namioty na wysokosci 7000 m, do ataku szczytowego konieczny jest jeszcze oboz 7500 m. W odroznieniu od pustawych baz nepalskich, pod Cho Oyu wypraw jest az 12. Z Annapurny i Dhaulagiri nie ma wiadomosci. Sportowym gwozdziem sezonu powinien byc atak Walerija Babanowa na poludniowo-zachodni filar Nuptse SE. Jak podaje Walerij, warunki w gornej skalnej czesci sa na razie bardzo zle: duzo sniegu, skala powleczona lodem. Alpinista liczy na to, ze zanim upora sie z lodowofirnowa dolna czescia, sytuacja wyzej ulegnie korzystnej zmianie. Byc moze a propos szalonego planu Babanowa na stronie Mountain.Ru ukazal sie material Jurija Ickowicza zatytulowany "Wspinacze solowi -- bohaterowie czy samobojcy?" Autor stara sie zglebic psychologiczno-motywacyjna strone samotnych wspinaczek na granicy zycia i smierci. Tymczasem z Shisha Pangmy wiadomosc niezbyt krzepiaca dla alpinistow "w pewnym wieku": Cesare Maestri (73) zachorowal na chorobe wysokosciowa i zgodnie z zaleceniami lekarzy 26 wrzesnia wyruszyl w droge powrotna do Katmandu, a stamtad do domu. Roczny trening pod opieka dra Fabrizia Zamperioliego na nic sie nie zdal i nie bedzie mocnego akordu na zakonczenie wysokogorskiej kariery Maestriego.
I jeszcze wiadomosci z ostatniej chwili z nieslychanie aktywnej we wszystkich gorach swiata Slowenii. Z powodu niewywiazania sie sponsorow, na dzien przed odlotem trzeba bylo odwolac bodaj najciekawsza w tym sezonie wyprawe eksploracyjna: Andreja Stremfelja na polnocna sciane i dwa dziewicze wierzcholki (7540 i 7150 m) Chomolonzo (7790 m). Natomiast sa juz w Nepalu dwie inne slowenskie grupy: mniejsza na podobno dziewiczy Peak 41 (6654 m) przez rowniez dziewiczy P.6117 m (kierownik Matic Jost) i wieksza, 11-osobowa w Janak Himal (kierownik Grega Kresal) na 1800-metrowa polnocna sciane Wedge Peak (6780 m) i zachodnia sciane Kirat Chuli (7365 m), bardziej znanego jako Tent Peak.
Bubu na Bellavista
W GG 10/01 z 21.10.2001 w notatce "Pierwsza jedenastka w Alpach" podalismy informacje o nowej rekordowej drodze Alexandra Hubera na polnocnej scianie Cima Ovest di Lavaredo, nazwanej "Bellavista". Pokonuje ona lewa strone wielkiego dachu, a przebyta zostala klasycznie. W polowie wrzesnia 2002 sukces Alexa powtorzyl wloski mistrz skaly, przy roznych okazjach wspominany w naszej witrynie, Mauro Bole "Bubu". Wczesniej zaliczyl on juz klasycznie direttissime francuska na tej samej "impressionante parete Nord". Jego spotkanie z "Bellavista" nie jest bez sportowej skazy. Studiowal ja przez wiele dni, m.in. z takimi partnerami, jak Stefan Glowacz czy Christian Brenna, dwa slynne wyciagi 8c i 8a poznal idac z lina z gory. Finalne przejscie zrobil w odwroconym porzadku: najpierw czesc gorna a potem dolna. Po tym sukcesie czekal na odpowiednie warunki termiczne i wilgotnosciowe, by wraz z Brenna przejsc klasycznie calosc drogi juz z wlasciwa kolejnoscia wyciagow -- na razie brak doniesien, czy mu sie to powiodlo.
27.09.2002 ALPEJSKI PRZEKLADANIEC 2002 09/2002 (22)
Wiosna tego roku znalazlem sie w gronie emerytow i postanowilem pojezdzic intensywnie w Alpy -- z Iwona, z przyjaciolmi i klientami. Po licznych zmianach planow, bylem tam ostatecznie piec razy i trafilem na istny pogodowy przekladaniec.
Marzec 2002. Celem byl Grosssglockner -- z Robertem Sulejem i Jarkiem Frackim. Obaj byli pierwszy raz w Alpach. Nawet nie zobaczyli gor, nie mowiac o wspinaniu. Za to na autostradach lezalo 20 cm swiezego sniegu.
Kwiecien. Z Iwona, Markiem Grochowskim i Piotrem Pietrzakiem (slynna os lodzko-warszawska) chcielismy wejsc na Hochalmspitze (3360 m) we wschodnich Taurach. Skonczylo sie na dwoch sasiednich, znacznie latwiejszych gorach. W glebokim sniegu i zawiei "padl" Winterleitenkopf (2518 m), a potem -- juz w sloncu -- Schneewinkelspitze (3016 m). Ale wyjazd byl, jak zawsze w tym skladzie, przedni towarzysko.
Maj. Na dlugi majowy weekend prognoza pogody dla Tatr byla wspaniala. Ale nam zachcialo sie Alp. I przez dwa dni obserwowalismy -- Iwona, Robert Sulej, Waldek Nowak, Tomek Soroczynski i ja -- jak swiezy snieg zasypuje miasteczko Saas Grund w Alpach Walijskich. Gory ogladalismy w telewizji. Ucieklismy do Austrii. Tutaj tez nie bylo lepiej, ale w Pitztal dalo sie przynajmniej zrobic dwie wycieczki, a chlopcy pojezdzili na nartach. Ostatecznie wyladowalismy z Iwona w Dolinie Wielickiej i zrobilismy (tez firn, tyle ze nie alpejski) dwa zleby: Kwietnikowy i Karczmarza na Gierlachu. Dobre i to.
Lipiec. Zaczelismy z Piotrkiem Aleksandrowiczem od Monte Cevedale (3769 m) w Ortlerze. Potem w Alpach Walijskich byl Nadelhorn (4327 m) i kolejny raz (taki jest los przewodnika) Breithorn (4164 m). Ten ostatni szczyt robilismy z pierwszej kolejki i majestat gor podziwialismy w towarzystwie kilkuset osob. W Berninie weszlismy na Piz Palu (3905 m), wschodnia grania. W jednym z idacych rownolegle zespolow, po ostrej snieznej grani wedrowal pies w uprzezy, regularnie zwiazany lina ze swoim panem. Na koniec wdrapalismy sie z Piotrkiem na Ankogel (3246 m) w Wysokich Tatrach.
Lipiec. Zaplanowalismy z Iwona wspolny alpejski urlop we dwoje. W tym celu kupilismy nawet samochod. Ale jak to w Warszawie: po 5 dniach juz auta nie bylo -- ukradli. Trzeba bylo zmienic terminy.
Wrzesien. Nareszcie ruszylismy z Iwona w Alpy. Tym razem pogoda nam sprzyjala, no i kolejne auto jakos ocalalo. Najpierw stare porachunki z Hochalmspitze (trawers szczytu). Potem pojechalismy w Alpy Karnickie (Karnische Alpen -- takie urocze, male Dolomity). Lalo, wiec weszlismy tylko na turystyczny Rauchkofel (2468 m) -- vis-a-vis najwyzszego tam wierzcholka (ma niezla ferrate) -- Hohe Warte (2780 m). Potem wrocilismy w Taury, aby wejsc wschodnia flanka na Hochgall (3435 m -- kawalek przyzwoitego lodowego kuluaru). Dwa dni pozniej przy wspanialych warunkach sniegowych wspielismy sie na Konigspitze (3859 m) w Ortlerze. Ostatnie 3 dni spedzilismy w Otztal. Byla lampa, puste gory i doskonaly snieg. Weszlismy na dwa wierzcholki Ramolkogel -- glowny (3550 m) i srodkowy (3518 m) oraz na Anichspitze (3428 m) -- wszystko w 6 godzin. A na koniec byl Schalfkogel (3540 m) ze wspaniala firnowa grania.
Po powrocie do domu rzucilem okiem na nasz wykaz wejsc. Iwona byla na 118 szczytach w Alpach, ja na 151.
Andrzej Baron Sklodowski (58 lat)
21.09.2002 ALLO, ICI CHAMONIX 09/2002 (22)
Wypadki, wypadki
W komentarzach do podsumowania sezonu w grupie Mont Blanc, Gendarmerie de Haute Montagne wzywa turystow do rozsadku w podejmowaniu tur alpejskich, a szczegolnie do brania pod uwage warunkow i prognoz pogodowych. Tragiczny byl pierwszy tydzien sierpnia 2002. W dniu 5 sierpnia na drodze normalnej, niedaleko schroniska Gouter, zginal alpinista czeski. W dzien pozniej nadeszla wiadomosc o smierci w rejonie Tour Noire alpinisty japonskiego. 7 sierpnia ratownicy znalezli na wysokosci 4700 m ciala dwoch alpinistow z rejonu Paryza, ktorzy -- zaskoczeni zawierucha i wiatrem 70 km/h -- zgineli wskutek wyziebienia niedaleko szczytu Mont Blanc (4810 m). Jak oswiadczyl w TV major PGHM, Alain Darrhort, ruch na Mont Blanc zwieksza sie z roku na rok. W lipcu i sierpniu co dnia 300-400 turystow "wszelkiej masci" rusza w strone najwyzszego wierzcholka Europy, z reguly nie troszczac sie o zapowiedzi biura prognoz meteorologicznych. Efektem sa liczne nieszczescia i interwencje ratownicze Peletonu GHM, z ktorych 15-17% odnosi sie do stokow Mont Blanc. "Byly w sezonie liczne dni -- powiedzial kpt. Darrhort -- kiedy wszystkie wysoko polozone schroniska byly wypelnione po brzegi, chociaz warunki pogodowe nie zachecaly do wychodzenia w gory, a prognozy meteo byly dalekie od optymistycznych."
"Cisza" ludzkimi literami
Ciszy pod Mont Blanc domaga sie wciaz silna i glosna Mountain Wilderness, ktora na dzien 10 sierpnia na lodowcu Grands Montets zorganizowala miedzynarodowy zlot swoich aktywistow, w tym znanych alpinistow, jak np. Patrick Gabarrou. W programie manifestacji bylo utworzenie na lodowcu z setek uczestnikow napisu "Silence" (spokoj). Chodzi o zwrocenie decydentom uwagi na katastrofalne skutki dla "doliny" i calej tej czesci Alp szybko narastajacego ruchu motorowego, m.in. zwiazanego z tunelem pod Mont Blanc. Ruch ten zatruwa powietrze, nie pozwala wypoczywac szukajacym spokoju letnikom, odbiera rejonowi charakter kurortu. W godzinach wieczornych w sali komunalnej w Argentiere odbylo sie sympozjum poswiecone tej tematyce -- z udzialem prawnikow, ekologow i milosnikow gor. Chodzilo nie tylko o omowienie znanego przeciez zjawiska, lecz o zaproponowanie konkretnych rozwiazan organizacyjnych i prawnych. "Alpinisci z calego swiata wlaczaja sie do walki o ocalenie gor" -- brzmialo haslo zlotu. Prezesem Mountain Wilderness France jest Olivier Paulin.
Annapurna Dakshin
Liczna grupa alpinistow i mlodych przewodnikow sabaudzkich z Maurienne, zawiazala klub wyprawowy (association) o nietypowej nazwie "C'est encore loin la mer". Pierwszym celem nowej organizacji jest tej jesieni Annapurna Dakshin (7219 m) w Himalajach Nepalu -- sladami wyprawy francuskiej sprzed przeszlo 30 lat, ktora w ciezkich warunkach pokonala srodek liczacej 3000 m wysokosci poludniowej sciany. Szczyt wznosi sie 8 km na poludnie od glownego masywu Annapurny i zwany byl dawniej Annapurna South lub Moditse. Wiaze sie z nim takze mocny akcent polski: tragiczna wyprawa Sudeckiego Klubu Wysokogorskiego rozwiazala efektowny problem 2700-metrowej zachodniej sciany (Krzysztof Wielicki i Kazimierz Smieszko, 1979). Nie podano drogi, jaka chlopcy z Maurienne zamierzaja wejsc na Annapurne Dakshin, juz to jednak, ze wybrali tak ciekawy szczyt, wskazuje na niebanalny kierunek przyszlych zainteresowan nowej asocjacji.
Siffredi nie wroci z Everestu
23-letni chamoniard, Marco Siffredi, ktory wiosna 2001 dokonal brawurowego zjazdu na snowboardzie Kuluarem Nortona, postanowil w sezonie jesiennym spotkac sie z Everestem po raz drugi. Zaplanowal wejscie na szczyt na przelomie wrzesnia i pazdziernika od strony tybetanskiej a nastepnie zjazd Kuluarem Hornbeina. Sledzilismy jego przygotowania, ogladajac je w lokalnej TV i czytajac sazniste wywiady w "Dauphine Libere". W wejsciu Marco slusznie przewidzial uzycie maski tlenowej, aby nie wytracic sil przed zjazdem. W polowie sierpnia odlecial w Himalaje, Everest chcial bowiem poprzedzic wejsciem aklimatyzacyjnym na ktorys z nizszych szczytow. Dzisiaj podaje te informacje w czasie przeszlym, gdyz nasz Marco z pewnosci juz nie zyje. Jak poinformowaly ogolnofrancuskie media, na szczycie Everestu stanal on wraz z 2 Szerpami 8 wrzesnia pozniejszym rankiem. Po polgodzinie ruszyl w dol. Niestety wiecej nikt go juz nie widzial. Slad urywa sie na wysokosci 8500 m i nie wiadomo, co sie stalo. Po tygodniu ciszy FFME oglosila komunikat, ze nie ma nadziei na odszukanie chlopaka zywym, nikt go tez serio nie szukal, gdyz w bazie na lodowcu Rongbuk jest wyjatkowo malo ludzi. Nie musze dodawac, jak bardzo Chamonix przezywa te kolejna strate. Zawsze usmiechniety Marco byl postacia ogolnie znana i mial samych tylko sympatykow i przyjaciol.
Kuluar przecina polnocno-zachodnia flanke Everestu, a nazwany zostal imieniem Amerykanina, Thomasa F. Hornbeina, ktory wszedl nim jako pierwszy w r. 1963. W zjezdzie trzeba pokonac 3000 m deniwelacji, ze srednim spadkiem 45-50 stopni. Marco Siffredi, mimo mlodego wieku znany byl z wyczynow surf extreme w Alpach (m.in. 1999 couloir Nant Blanc Aiguille Verte...), mial tez za soba wejscia na 3 osmiotysieczniki, polaczone ze zjazdami na surfie: Cho Oyu jesienia 2000, Everest wiosna 2001 i Shishapangme jesienia 2001. Dwukrotnie nominowano go do Krysztalu FFME -- juz go niestety nie otrzyma.
Teddy Wowkonowicz (Chamonix)
11.09.2002 URLOP NA MOLDOVEANU I OLIMPIE 09/2002 (22)
Jak juz o tym informowal GS 07/02, tego lata odbylismy urlopowa "wyprawe" w gory Rumunii i Grecji. Zespol tworzyli nizej podpisany z zona Liliana oraz Marek Maluda z zona Jolanta. Zamierzalismy dokonac wejsc na najwyzsze szczyty Rumunii, Bulgarii i Grecji, zycie zweryfikowalo jednak nasze plany.
W rumunskich Fogaraszach przywitala nas po poludniu burza i deszcz, tak charakterystyczny dla tych gor. Nastepnego dnia dojechalismy autem do parkingu przy wlocie trasy transfogaraskiej do tunelu i pieszo ruszylismy w kierunku Negoju -- drugiego szczytu Rumunii. Przekonalismy sie szybko, ze gory te to olbrzymie odleglosci i duza liczba zejsc i podejsc. Po dlugiej wedrowce osiagnelismy gran, na ktora wprowadzil nas ubezpieczony lancuchami Zleb Drakuli, przypominajacy nasz Zawrat. Niebawem stalismy na szczycie Negoju (2537 m). Wchodzenie tak wysoko wprost z samochodu, po przejechaniu 1500 km, bylo dosc ryzykowne, ale wbrew logice -- udalo sie. Odczulismy je mocno, nie powstrzymalo nas to jednak przed pojsciem nastepnego dnia na Moldoveanu (2544 m). Tym razem wyprawa byla dwudniowa -- najpierw do schroniska Podragu (2136 m). Obsluga w schronisku (najwyzej polozonym w Fogaraszach) jest na bakier z higiena i czystoscia, choc prycze i koce sa w miare czyste. Cena 5 euro od osoby, co przy tym standardzie nie jest najtaniej. Rowniez w tym dniu mielismy burze, na szczescie bez ulewy. 11 lipca przywital nas piekna pogoda i o godz 8 bylismy juz na grani. Moja zona zostala na przeleczy, reszta ruszyla w kierunku Moldoveanu. Podejscie jest meczace i nuzace, choc drodze uroku dodaja kwiaty, rosnace w niespotykanych w porownaniu z Tatrami ilosciach. Na szczycie nie zabawilismy dlugo -- ja wracalem spiesznie do czekajacej na mnie od przeszlo 4 godzin Zony. Slonce i wysoka temperatura niszcza resztki energii drzemiacej w czlowieku. Pragnienie jest ogromne, a w potokach nie kazda woda jest zdatna do picia, ze wzgledu na olbrzymie stada owiec pasace sie na zboczach. Powrot do samochodu i zjazd do schroniska na wysokosci 1500 m oznacza zakonczenie pieknej przygody z gorami Fogarasz.
Nastepny cel stanowil Olimp. Z Prioni (miejsce gdzie mozna zaparkowac samochod) wyruszylismy 15 lipca w gore o 15.30. W dolinie uwage zwraca bujna roslinnosc i bogactwo kwiatow. Po 4 godzinach docieramy do schroniska. Jest schludnie, czysto, mila obsluga. Cena 10 euro za lozko w sali zbiorowej. Turystow obowiazuje zakaz gotowania na maszynkach tak wewnatrz, jak i zewnatrz budynku, a spozywanie wlasnych produktow wymaga wniesienia oplaty 1,60 euro. 16 lipca wstajemy o 6 rano. Lila schodzi w dol, a my w 3-osobowym zespole wyruszamy w gore Piekna pogoda powyzej granicy lasu staje sie utrapieniem.. Slonce pali niemilosiernie, zapas wody szybko sie kurczy. Idziemy tempem przewodnikowym (4-3 godz. na szczyt). Po dojsciu do przedwierzcholka Skala (2887 m) czeka nas trawers kruchej grani ku najwyzszemu wierzcholkowi Olimpu, Mytikas (2917 m). Stajemy na nim o godz. 11.30. Widoki sa oszalamiajace, a krajobraz przypomina Alpy Julijskie, a juz zwlaszcza drugi szczyt Grecji, Skolio (2911 m). Zachwyca rowniez poludniowo-zachodnia sciana Stefani (2908 m) i jej 500-metrowe urwiska, na ktorych widuje sie wspinaczy. Po godzinie 12 wracamy -- w duzym pospiechu, by jeszcze tego samego dnia zjechac do Litochoron i rzucic sie w slone fale Morza Egejskiego.
Nastepnie byla juz "tylko" antyczna Grecja z jej zabytkami, podziwianymi od stuleci. Tyle w wielkim skrocie z naszego 17-dniowego wyjazdu -- 5800 przejechanych kilometrow plus ok. 900 promem wzdluz Adriatyku. Kolegom, ktorzy chcieliby powtorzyc nasza marszrute, chetnie sluzymy szczegolowymi informacjami.
Mieczyslaw Rozek